Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2021, 10:07   #189
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Brujah to umieją się bawić. Oczywiście szybko okazało się, że można było obstawiać. Zakłady nie były wysokie. Wojownicy się zmieniali. Ogólnie nie łamali sobie niczego, a gdy przypadkiem jeden łamał nogę drugiego, to jeden z wampirów podawał wojownikowi krew, żeby ten mógł się podleczyć przed tym jak z niego pito.
Spoon wypytywał o Mastersa obserwując walki gdy ktoś złapał go za ramię i gwałtownie odwrócił.

Zmysły wampira zareagowały szybko. Uchylił się przed ciosem odruchowo wyprowadzając cios w brzuch napastnika. Whil usłyszał jęknięcie. Wampiry zaczęły się “szturchać”, wyprowadzając ciosy. Mocne. Bardzo mocne.
Spoon przeszedł do szybkiego natarcia wyprowadzając serię trzech szybkich ciosów w głowę, kolano i brzuch. Ale przeciwnik skutecznie je wszystkie zablokował. Chwilę krążyli wokół siebie, gdy role się odwróciły i nieznany oponent wyprowadził atak na herolda. Celując w głowę i brzuch jednak Spoon zręcznie uniknął wszystkich tych ciosów.
Zapadła cisza. Obaj mężczyźni krążyli wokół siebie, gdy nagle Whiliam rzucił się ponownie na swojego przeciwnika, na którego teraz spadł bezlitosny grad ciosów. Rywal zdołał uchylić się przed ponownym ciosem w głowę udało mu się też zablokować uderzenie w mostek, czy cios w szyję. Ale potem dostał kopniak z pół obrotu w głowę, poprawiony zaraz kolejnym uderzeniem w łeb i wreszcie perfekcyjnie wyprowadzonym nokautem w sam środek żuchwy.
Przeciwnik Spoona poleciał do tyłu i upadłby na podłogę gdyby nie złapało go dwóch jego “przydupasów”.
Po chwili pokonany wampir splunął krwią i stanął na równe nogi. Opuchlizna pod jego okiem zaczęła się natychmiast leczyć. Nieznajomy przemówił:
- Spoon ty stary drabie, nie widziałem cię ze sto lat. Ale widzę para w łapach ci została. Chodź, pogadamy.
Mężczyzna położył rękę na ramieniu Spoona w serdecznym geście. Whiliam miał wrażenie, że go zna ale nie mógł za bardzo przykleić jego twarzy do swoich wspomnień.
Nagle przypomniał sobie jak stoi z nim w ringu. W rękawicach. Bili się. A potem zaczęli się śmiać. Wspomnienia były niewyraźne... ale heroldowi się zdawało, że to jego kumpel. I chyba miał na imię Markus.
Mężczyzna prowadził zwycięskiego wampira w ustronne miejsce, po schodach do jednego z położonych na półpiętrze pomieszczeń.

Spoon nie bardzo rozumiał co tutaj zaszło, ale coś zaszło na pewno. I… Gdy pokonany wampir go poznał i podał jego nazwisko to po prostu go zamurowało. No innymi słowy opadła mu szczęka. Bo cholernie długo utrzymał swoją przykrywkę. No bo ile dał radę nie rzucać się w oczy? 5 minut od przejścia przez bramkę? Potarł się po włosach zmieszany i natychmiast skorzystał z okazji by zniknąć z widoku. Zwłaszcza, że wokół nich zebrał się mały tłumek ciekawskich, zainteresowanych rozrywką wampirów.
Dopiero gdy się oddali od innych na bezpieczną odległość do pomieszczenia na półpiętrze postanowił się odezwać. Miał… Miał setki pytań a to był ktoś kto mógł znać wszystkie odpowiedzi.
-Markus… Mów mi Frank, nie przedstawiłem się swoim imieniem bo nie rozumiem co się tu dzieje. Gdzie jest moja Brusilla i dlaczego na Arwyn urządza się krwawe łowy? W ogóle ja też jestem na jakiejś czarnej liście po śmierci Mitrasa? I do kurwy nędzy od kiedy to śmiertelnicy wstrzykują wampirom jakiś syf do krwiobiegu? – potarł skroń.
-Co się dzieje z Bruhja w mieście? Nic z tego nie rozumiem. Możesz mi streścić co się wydarzyło w ostatnim wieku ograniczając się do najważniejszych informacji. Muszę wywieźć Brusille z miasta bo mam wrażenie, że zaraz w twarz wybuchnie mi taki syf, którego już nie ogarnę.

Markus zdawał się szychą. Kilku ochroniarzy mu się skłoniło. Chętnie ustępowali mu z drogi. Ostatni nawet otworzył drzwi do pomieszczenia.
Luksusowa sala konferencyjna. Tak można było określić pomieszczenie na szczycie schodów. Długi stół i dwanaście krzeseł równo ustawionych po obu stronach. Jedna ściana idealnie gładka. Jedna obwieszona zdjęciami Londynu. Dwie pozostałe były przyciemnianymi szybami. Szybami, przez które można było patrzeć na dół, na kłębiące się wampiry i ludzi.
Markus szepnął coś ochroniarzowi, po czym zamknął drzwi podszedł do okna. Położył sobie rękę na karku i wygiął go wywołując chrupnięcie kości. Słuchał z uwagą tego, co mówił Spoon.
- Uspokój się proszę. Nie nadążam. Jacy śmiertelnicy? Jaka strzykawka? I czemu Frank?
Podszedł do jednego z krzeseł. Wisiała na nim jego marynarka. Na dużym stole leżała torba podróżna z której ostentacyjnie wystawała kolba karabinka półautomatycznego.
Markus zakładał marynarkę czekając na wyjaśnienia.

Spoon nerwowo krążył po pomieszczeniu. Nie potrafił się tak po prostu uspokoić. Podszedł do leżącej na stole broni.
-Markus po co Ci to? Myślałem że tu nie trzyma się broni. - powiedział biorąc gnata do ręki i oglądając. W końcu przemógł się i usiadł przy stole. Milczał chwilę. Wyglądało na to że jego przyjaciel z przeszłości pracował dla księżnej ale chciał to po prostu od niego usłyszeć.
Po chwili podjął.
-Widzisz… Mark… Mojego.... Mojego przyjaciela zaatakował policjant. Wbił mu strzykawkę prosto w pierś wstrzykując coś do krwiobiegu. To... To było poprzedniej nocy. Ten... Ten kumpel na razie, na razie ma się dobrze ale jest podenerwowany całym tym zajściem. Chciał... Chciał żebym odszukał szeryfa i zapytał go o to bo to on ponoć kontroluje policje. Ale no... może ty wiesz coś na ten temat. - powiedział odkładając oglądaną broń na blat.
Uśmiechnął się lekko.
-I kurwa nie wiem czemu akurat Frank, to było pierwsze co mi przyszło do głowy. Ostatnio żyję w ciągłym stresie, próbując odszukać Brusille.

Markus uśmiechnął się i usiadł naprzeciw Spoona. Popatrzył na HK MP5 krytycznie.
- Gnaty to pomysł Cirila i Letiti. Znasz mnie… ja to najpewniej jakby przyszło co do czego to napierdalałbym kolbą.
Po tych słowach mężczyzna wyciągnął dłoń przed siebie gotową do uścisku:
- Markus Kiley, Szeryf południowego Londynu od 1944 roku.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedział Markus.
Do pomieszczenia weszły trzy kobiety. Brunetka, blondynka i ruda. W przykrótkich i wyuzdanych sukienkach złotej, czerwonej i czarnej. Wyuczonym ruchem dygnęły w ukłonie, a ochroniarz zamknął za nimi drzwi.
- Dobry wieczór panie - zaczęła brunetka, a Markus przyłożył tylko palec do ust.
- Ciiii mała. Nie lubię gdy jedzenie jest zbyt gadatliwe. - Spojrzał ponownie na herolda i powiedział:
- Mądre głowy Brainbridga powiedziały, że to jakiś ka… ko...koagator...koagulator? W każdym razie blokuje dostęp do krwi. Twój kumpel miał szczęście. Rzadko kto tyle ma. Po wstrzyknięciu tego badziewia nie można się leczyć, ani korzystać z mocy krwi. I nagle koleś uzbrojony w pałkę mógł mu spuścić solidny wpierdol. Ponoć działa kilka godzin.
Markus poklepał blat stołu przed sobą, a gadatliwa brunetka usiadła przed nim rozkładając nogi. Przez moment Spoon widział tylko wycięcie sukni na jej plecach. Po chwili gdzieś z okolic jej tętnicy udowej doszły słowa szeryfa:
- Napij się, może to cię uspokoi.

-Zaraz… Ty jesteś szeryfem? – zapytał Spoon podając odruchowo rękę Markusowi i starając się pozbierać w głowie wszystkie fakty do kupy.
-Cirila i Letiti też są szeryfami? Jest trzech szeryfów w mieście? – zapytał zbity z tropu.
-Znaczy… Chciałem powiedzieć, że gratuluje sukcesu zawodowego Mark. – zaczął nieskładnie pocierając podenerwowany włosy i zdając sobie sprawę że nie bardzo wie co jeszcze mógł powiedzieć. Postanowił zmienić temat.
- Zaraz… Czym jest w sumie ten Brainbridg? Albo… - Przypomniał sobie ostatnie słowa kapłana.
-Syndexioi? Słyszę ostatnio tyle nowych nazw których kompletnie nie rozumiem. I… Kto dał ludziom ten ko… koagulator? Przecież to kurwa cholernie niebezpieczne! Cholera! Coraz bardziej martwię się o Brusille… Widziałeś ją ostatnio? Przedwczoraj w nocy zginęły dwa silne wampiry Mickey Wheeler i Adeloni da Silva. Miasto nie jest bezpieczne…- Spoon zapatrzył się na plecy siedzącej przed nim kobiety. Słyszał pijącego Markusa. Chyba… Chyba mógł się napić… Jego wzrok uciekł do blondynki… Jednak praktycznie pod nosem miał już brunetkę. Poza tym skoro Markus z niej pił wydawała się bezpieczniejsza do konsumpcji…
W końcu podniósł się i chwycił kobietę za włosy boleśnie odciągając jej głowę do tyłu. Wbił się w wyeksponowaną szyje. Zamknął oczy skupiając się na krwi i tętnie ofiary, żeby wyjąć kły zanim zacznie spadać.
Nie chciał zrobić „bałaganu”, ale… chyba faktycznie powinien się napić. Był spięty a to mogło się rzucać w oczy.

Brunetka wysysana przez Markusa oplotła mężczyznę nogami. Pojękiwała delikatnie z rozkoszy. Gdy Spoon pochwycił jej włosy to jęknęła głośno. A gdy Brujach wbił się w jej szyję to zacisnęła mocno dłonie w pięści, a zęby na dolnej wardze.
Markus oderwał się i zaczął coś mówić, ale Spoon rozkoszował się krwią. Była zaprawiona ginem. Miała w sobie zupełnie inny posmak niż tuczący się po twarzach mężczyźni.
- Stary... zachowujesz się jakbyś przeleżał sto lat w grobie, a robale zżarły twój mózg.
Słowa przebiły się do umysłu Brujah.
- Brainbridge to primogen Tremere. Stary pryk. Ale ogarnia wiele rzeczy. Szeryfów jest czterech. Każdy ma swoją część Londynu. Więc jest jeszcze Rowena z Gangreli, ona ma pod sobą Londyn wschodni.
Markus wstał dając chwilę Spoonowi na poskładanie wszystkiego.
- Syndexioi to prywatna agencja ochrony. Anna jest jej właścicielką, a zarządza jej ghul. Ale dziś elizjum zabezpieczają nasi ludzie. Znaczy moi, Roweny, Cirila Mastersa z klanu Bentrue i Letiti Shy z klanu Malkavian. Od miesiąca wiemy o tym, że Ministerstwo Obrony wsadziło do Policji swoich ludzi, odcinając kontakty Mastersa. Mają swoich przeszkolonych komandosów. I broń jakby skrojoną na wampiry. W tym to gówno w strzykawkach. O Wheelerze trzeba powiedzieć Rowenie. Był jej człowiekiem. Cholera...
Markus wyglądał na zmartwionego, a brunetka opadła bez przytomności na stół.

Spoon pił łapczywie czując jak nowa krew wlewa się w jego żyły a płynący w niej alkohol uderzał do głowy. Markus miał rację rozluźnił się. Pochylił się nad nieprzytomną brunetką i zalizał ranę. Takie rzeczy robił już odruchowo. Ponownie usiadł. Poczuł wpływ nowej krwi i wchłanianego do krwiobiegu alkoholu. I to od głowy po kolana.
-Markus masz racje… Nie do końca jestem sobą. Ale… Ale już mi lepiej. Dziękuje. To był gin prawda? Ja… Ja Dawno… Dawno nie piłem nic mocniejszego. – zapatrzył się na nieprzytomną Brunetkę.
W końcu przeniósł wzrok na Markusa. Oczy mu silnie błyszczały po niedawnym posiłku.
-I zaraz… Anna jest właścicielką Syndexioi? Naprawdę? – Spoon był tym zaskoczony. Wyglądało na to że to właśnie księżna pomogła uratować heroldów. Ale przed kim?
-Czekaj… Ministerstwo obrony? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że na wampiry polują sobie ludzie i to w świetle prawa? To jest żart? Owszem pamiętam że zawsze byli łowcy, ale to były jakieś frakcje fanatyków. A teraz rząd z ludzi utworzył jakieś komórki do walki z wampirami. Cholera czemu nikt się tym nie zajął? Tych ludzi trzeba się pozbyć. Wszystko jedno jak byle skutecznie! I to natychmiast!– Spoon zerwał się i walnął pięścią w stół i nagle przypomniał sobie, że miał się zachowywać.
Potarł skroń.
-Okey już… Już mi lepiej panuje nad sobą. – ponownie usiadł, krew krążyła w nim jakoś leniwie.
-Powiedz mi jeszcze Markus o co chodzi z Arwyn? Skąd te krwawe łowy? Obiecuje że nie będę się wściekać. Chciałbym… Chciałbym to wszystko zrozumieć.

Markus na moment uchylił drzwi i wpuścił do środka ochroniarza. Facet z łatwością zabrał brunetkę. Dwie pozostałe patrzyły ufnie na Markusa w nadziei, że zechce napić się z którejś z nich. On jednak machnął ręką w stronę drzwi.
- Spadajcie. Ktoś tam na dole jeszcze was possie.
Pokiwały entuzjastycznie głowami i ruszyły za ochroniarzem.
Markus opadł na krzesło.
- Też chciałbym wiedzieć o co w tym chodzi. Widzisz, plotki głoszą, że za wydziałem, wewnętrznym stoi Mitra. A powrót starego doprowadziłby Królową do upadku. Powiedz, ty siedziałeś w tym jego kulcie, prawda? Kiedyś zdaje się coś mi o tym wspominałeś. W zasadzie to bez znaczenia. Ale Arwyn... tak, Arwyn... Jego wierny sierżant. Baba mająca prawie dwa tysiące lat a wpatrzona w Ventrasa jak w obrazek. Jeśli w pogłosce o powrocie Mitry jest choć odrobina prawdy, to Arwyn pierwsza wsadzi swój gladius w dupę królowej. No to co może zrobić Anna? Ogłosi krwawe łowy i wykurzy starą z Londynu. I moją siorkę pewnie razem z nią. Co zrobić... zawsze jej mówiłem, żeby się nie angażowała politycznie.

-Mitra kurwa nie żyje tyle mi powiedziano i ja generalnie nie wiem co się dzieje. Nie wiem przerażająco dużo rzeczy, oprócz tego że ci ludzie z hmn… “Ministerstwa obrony” próbowali mnie zabić i że muszę wywieźć z miasta Brusille i wynieść się najlepiej na zupełnie inny kontynent. - Spoon pomasował skronie starając się usprawnić szeroko pojęte myślenie.
-I… Czekaj Twoja siostra? Ją również mam wywieźć? - Wzruszył ramionami.
-Jedna osoba w jedną czy w drugą stronę nie zrobi to już różnicy. Skombinuje po prostu większy wóz.

- Rany Spoon.... Bru jest moją siostrą.

Spoon popatrzył na Markusa kompletnie zbity z tropu. Milczał dłuższą chwilę wreszcie pokiwał głową.
-To… To nawet ma sens. - powiedział obejmując głowę obiema dłońmi i patrząc w blat.
-Oni… Oni coś mi zrobili Markus, ale powiedzieli, że wszystkie wspomnienia mi wrócą, tylko nie wiem… Nie wiem kiedy. A teraz ich już nie zapytam bo oboje nie żyją zabici przez hmn… “Ministerstwo obrony”. - podniósł wzrok na szeryfa.
-Ty nie wiesz gdzie jest Brusilla prawda? - zapytał żeby mieć już absolutną pewność, że zapytał o wszystko o co zapytać powinien… Kiedy nagle przypomniał sobie o pieczęci.
-Markus… a pieczęć Mitry. Jest tutaj?

- Spoon, tobie zrobili jakieś pranie mózgu? Czyszczenie głowy?

Spoon spojrzał na Markusa już trochę poirytowany. Jeszcze trochę i zacznie go traktować jak “upośledzonego” wampira, a to mu napewno ni jak nie pomoże.
-Markus nie wiem co mi zrobiono. Mam problem z otworzeniem swojego życia. Pamiętam głównie fragmenty. Ciebie i mnie na ringu. Brusille... Ale to są nie połączone z sobą wyspy wspomnień. Trochę trudno jest mi się w tym odnaleźć. Ale... Myślę że z dnia na dzień jest lepiej i trochę to schodzi. - Zastanowił się chwilę. Po czym ponownie się odezwał.
-Opowiesz mi o mnie Mark? Może to mi trochę pomoże i coś sobie przypomnę...

Markus sięgnął po torbę sportową z której nadal wystawał karabin. Przyciągnął ją do siebie i zaczął czegoś szukać.
- Podobno byłeś w kulcie Mitry. Podobno, bo ja nigdy nie byłem, a ludzie z kultu nie zdradzali swoich tajemnic ludziom spoza kultu. I podobno byłeś Biczem Mitry. Kojarzysz funkcję? Widzisz, jeżeli ja jestem szeryfem i dbam o porządek, to ty byłeś katem. Żadne śledztwa, żadne przestrzeganie maskarady. Prosta zależność. Mitra mówi kto ma zginąć, a ty wprowadzałeś jego słowa w czyn. A całą resztę czasu, gdy nie wykonywałeś ściśle tajnych zadań dla "boga słońca", byłeś normalnym kolesiem.
Przy słowach "boga słońca" Kiley przewrócił oczami, a w żyłach Spoona zabuzowała krew. Nadal był lojalny Mitrze. A takie wstawki go wyprowadzały z równowagi. Kiley nie mówił o Mitrze z szacunkiem. Dlaczego więc się przyjaźnili w przeszłości?
- Lubiłeś dobrą zadymę. Fajne panienki. Szybkie auta. Tak jak ja. Ale sypiałeś w grobie, co zaowocowało pewnymi tarciami między tobą a klanem Hekata.
Markus mrugał myśląc chwilę. Po czym uśmiechnął się szeroko:
- Hekata to coś nowego. Pamiętasz klan Giovannich z Sabatu? Albo wybitych w szabanastym wieku Capadocian? A może ten voodoo staf z Jamajki? Czy z Afryki? Różne małe klany, czy nawet linie krwi zajmujące się nekromancją doszły do wniosku, że są bez znaczenia. Dlatego od jakiegoś czasu występują pod nazwą Hekata. Jako niby jeden klan, ale to tak naprawdę klany w klanie. Nie wiem. Mnie nigdy nie ciągnęło do trupków. W każdym razie na imprezie nie ma żadnego Hekata jeśli to chciałbyś wiedzieć.
Z torby Markus wyciągnął teczkę. W sumie teczek miał kilka, ale jedną przejrzał i położył na stół, po czym pozostałe schował do torby.
- Pieczęć Mitry? Nie mam pojęcia dlaczego miałaby tutaj być. Anna nie jest jego seneszelem. Sama pieczętuje swoje dokumenty. Nawet gdyby dziś miała spotkania biznesowe, to nie mam pojęcia czemu miałaby przywozić ze sobą pieczęć nie żyjącego księcia?
Otworzył ją.
- Przejdźmy do nieprzyjemnych rzeczy. Poznajesz tę dziewczynę?
Na wierzchu leżała odbitka rysunku dziewczyny. Bardzo ładnej dziewczyny. Spoon pomyślał nawet że Catherina wygląda na tym rysunku lepiej niż w rzeczywistości.
- Dostałem to od Cirila. Dziewczyna zdała się facetowi tak piękna, że oddał jej wszystkie pieniądze i swoje auto. Następnego dnia chciał zgłosić kradzież. Oczywiście gliny go wyśmiały, ale sprawa trafiła do Mastersa. I cieszcie się kurwa, że do niego.
Na kolejnych stronach były zdjęcia z monitoringu centrum handlowego. Spoon w innym kolorze włosów i czapce zasłaniającej twarz. Cath ukrywająca twarz przed kamerami. I zdjęcie gdy obydwoje wsiadają do auta Spoona na parkingu. Na ostatnim zdjęciu zbliżenie tablic rejestracyjnych.
- Ponoć znowu nakręciła innego kolesia na zakup telefonów komórkowych. Czy ten facet z nią to ty? Bo jakoś nikt nie pamiętał twarzy kolesia, ale wszyscy zapamiętali tego aniołka, dla którego chcą zrobić wszystko. Powiem ci tak... dla mnie to brzmi cholernie nadnaturalnie. Ciril załatwił usunięcie wszystkiego z archiwum policji, ale cholera wie kiedy ci stojący za łowcami wyjebią jego ludzi. Cokolwiek byście robili, to nie wychylajcie się. Sprawa z łowcami jest na mój nos w cholerę poważniejsza niż wygląda to na pierwszy rzut oka.

-Byłem biczem Mitry? - Spoon zapytał retorycznie i uśmiechnął się szeroko.
-To w cholerę dobrze brzmi… - przypomniał sobie człowieka którego dostarczył Mitrze i to jak jego Pan go pochwalił. Po kręgosłupie przebiegło mu ciepło kiedy przed oczami stanęła mu ta scena.
I kiedy zobaczył lekceważący stosunek szeryfa w stosunku do Mitry to poczuł jak krew mu się zagotowała i zmusił się żeby odwrócić wzrok. Poświęcił chwilę żeby nad sobą zapanować. W końcu przemówił.
-Markus nie wiele pamiętam, ale pamiętam, że Mitra mi pomógł, mi i Brusilli kiedy mieliśmy tarcie z Camarillą i to w tym ciężkim czasie kiedy wszyscy się od nas odwrócili. Jest dla mnie ważny. Nawet… Nawet jak nie żyje… - powiedział pocierając włosy. Utkwił wzrok w przyjacielu.
-I Markus nie twierdzę że cmentarze nie mają naturalnego piękna. Ale wybrałem je dla mnie i Brusilli bo były bezpieczniejsze niż hotele. Zwłaszcza jak nie wiesz kto i kiedy spróbuje cię zabić. Wiele nie pamiętam ale nekromancja nigdy mnie nie interesowała. Zresztą chyba jak każdego Bruhja. Ja… Ja nie pamiętam co się stało może, może wyrzuciłem kilku Hekate czy tam bliżej nieokreślonych nekromantów z ich domeny. Cholera. Ja nawet nie wiem o co teraz są wściekli!
Wziął do ręki zdjęcie Cath w milczeniu słuchał tego co powiedział szeryf. Był zły, zły na siebie.
-Ja wiedziałem, że powinienem zabić tego człowieka. Wszystko we mnie krzyczało, żebym to zrobił ale go puściłem. Nie wiem co sobie wyobrażałem. To był błąd i więcej się on Markus nie powtórzy… - warknął rzucając fotografię na blat.
Potrząsnął głową słysząc ponownie o tych łowcach.
-Kurwa Markus tych łowców trzeba zabić! Dlaczego nie zrobimy tego tak jak zawsze?! Dwóch z nich obserwuje magazyn przy którym zginął Wheeler i de Silva. Można ich przechwycić przepytać i dobrać się do całej tej popranej organizacji. Jakbyś dał mi ludzi przyniósł bym ich Tobie i innym szeryfą.
Popatrzył chwilę na zdjęcie rejestracji.
-Cholera… Szlak by to trafił. Polubiłem ten wóz… A musze teraz i z tym coś zrobić...

- Nie chcę cię rozczarowywać, ale samych łowców jest garstka. Tyle, że oni są głową tej misji. A nie mam do nich dojść. Ci dwaj, to pewnie krawężniki, które za kare zostały tam posłane. Wyciągnę z nich tylko, że koleś w graniaku przyszedł i powiedział: "idź zrób". Ciril kombinuje jak wsadzić kij w mrowisko, ale musimy być subtelni. Kurwa. Jakbym był mistrzem subtelności. Wozem się nie przejmuj. Jeśli go używasz, to machnę dwa telefony i wyczyszczę kartotekę tego auta. Ale uważaj na przyszłość. Tymczasem ja muszę do roboty wracać. Mam nadzieję, że znajdziesz Bru, zanim dotrą do niej frajerzy z Hunt Clubu.

-Dzięki Mark. Nad poszukiwaniem Brusilli już pracuje. I ja też powinienem już spadać. Mamy jakąś konferencje z Anną. - Spoon zastanowił się chwilę.
-Zaraz...Czekaj Markus, a gdyby tak te krawężniki związać krwią? Może by dali cynka kiedy pojawi się gość w garniaku i tak po kolei wspinać się po łańcuchu pokarmowym aż na szczyt. Pomyśl nad tym i... - Spoon wyciągnął telefon pokazując swój nowy numer.
-To mój numer. Jak dasz swój zostaniemy w kontakcie.
Uśmiechnął się krzywo.
-I mów mi dzisiaj Frank. Ja nie wiem ile mam tu wrogów ale wolę nie kusić losu. Spięcie z Camarillą było dawno, ale oni są pamiętliwi. A teraz jak Mitry nie ma mogą sobie o mnie przypomnieć.
Wyciągnął rękę by pożegnać przyjaciela. Bardzo mu dzisiaj pomógł.

- Ciril pracuje nad tym od tygodnia. Ale ciii - Markus przyłożył palec do ust.
- Nie wiemy czy jakieś wampiry stąd nie stoją za tymi z ministerstwa. Niestety takie wiązanie krwią i dochodzenie wyżej i wyżej trwa. Trzymaj się Frank. Powodzenia.
Uścisk dłoni Kileya był bardzo mocny i pewny.
Spoon zszedł do reszty wampirów miał im wiele do przekazania.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 23-03-2021 o 18:56.
Rot jest teraz online