Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2021, 03:50   #195
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Ranek; kamienica Versany; Versana, Brena, Blanka,

Od samego rana kamienice wypełniała woń pieczonego chleba. Wszak to dziś był dzień w którym żony, matki czy gosposie wypiekały zwyczajowo chleba w domach, w których sprawowały pieczę dbając o domowników.

Wesoły ton uszczęśliwionej Breny tylko wprawiał człowieka w jeszcze lepszy nastrój. Jej zachwyty, westchnienia i wspominki były naprawdę dla ucha. Dało się wyczuć że rudowłosa dziewczyna pochodzi z nizin społecznych i takie rozrywki, które ją spotkały w ciągu ostatnich dwóch dni były nie lada wyjątkiem.

- Cieszę się z twojego szczęścia słońce. - odparła miłym i serdecznym tonem do będącej w skowronkach dzierlatki - Dzisiaj jednak czeka was trochę obowiązków. Pokaż "nowej" co i jak. Przydziel jej obowiązki i doglądaj czy sumiennie je spełnia. - to ona tu rządziła i to ona wydawała dyspozycję. poza tym wciąż odgrywału teatrzyk przed Greta. Ona jako jedyna w tym domu gorliwie wielbiła tych zasmarkanych prawych bogów. Na wszystko i wszystkich przyjdzie jednak pora. Na staruszkę również znajdzie się metoda by sprowadzić ją na stronę kultu. Jeżeli zaś się nie uda to… Tzeentch na pewno ma już coś przyszykowane na taką ewentualność.

- Chciałabym też abyś wprowadziła ją w niuansy sztuki, której ja ciebie uczę. - dodała - Teraz jednak wybaczcie. Czas mnie goni. Muszę niezwłocznie odwiedzić porucznika Finka. - rzuciła szykując się do wyjścia - Jeżeli przed moim powrotem zjawi się tu minstralka. To rzecz jasna ugoście ją jak najlepiej potraficie. W końcu to dom van Darsenów. - poradziła zarzucając płaszcz.


Backertag (4/8); Ranek; Ratusz; Versana, porucznik Fink

Versana doskonale zdawała sobie sprawę ze słabości mundurowego do jej osoby. Mimo, że niczego mu nie brakowało, bo miał pozycję, jakiś majątek i poważanie wśród mieszkańców to wdowa nie wiązała z nim większych nadziei. Stali po przeciętnych stronach barykady. Konflikt interesów zachodzący między nimi z góry skazywał tą znajomość na niepowodzenie.

Ver dopiero teraz się przekonała, że pogłoski o profesjonalizmie Finka nie są przesadzone. Mimo jego ciągłego szarmanckiego tonu względem niej to nie przekraczał pewnych granic odpowiednio dobierając słowa do sytuacji. Mężczyzna jednak ciągle pozostawał mężczyzną a z nimi Ver radziła sobie równie dobrze co Norma na Arenie.

- W domu mam Kornasa więc o siebie sie nie martwie. - odparła na rozporządzenia Finka, które ten miał wydać szeregowym - Nie wiem zresztą czy nie czułabym się skrępowana. - wszak częstsze patrole pod w okolicy jej kamienicy nie były jej na rękę wolała więc ich uniknąć - Poza tym źle by mi było mając świadomość że bardziej potrzebujący tracić będą moim kosztem. Z doborem odpowiedniej kadry sama sobie poradzę. - zaznaczyła chcąc wyjść na silną i niezależna kobietę jaką w praktyce była - Wolalabym dlatego dostać informację by wiedzieć czego się mogę spodziewać. Zdecydowanie wolę dostać wędkę niż rybę. - dodała licząc, że porucznik nieco rozwinie język.

- To żaden kłopot, wystarczy nieco inaczej ustawić patrole. - porucznik machnął dłonią jakby taka przysługa dla kobiety jakiej okazywał atencję to był dla niego drobiazg.

- Cieszy mnie twoja zaradność Versano. Niestety póki śledztwo trwa nie mogę powiedzieć wiele więcej. Zalecam zachowanie ostrożności póki nie złapiemy tych rabusiów. - odparł z nieco nostalgicznym uśmiechem ale jakoś nie miał ochoty zdradzać więcej szczegółów z prowadzonego śledztwa.

Versana westchnęła dając dobitnie znać, że nie tego oczekiwała po swoim rozmówcy.

- Ahhhh wy mężczyźni… - machnęła dłonią przewracając do tego oczami - Tak ciężko wam czasem wpaść na tak oczywiste rzeczy. - dodała wskazując iż raczej zależy jej na jego atencji aniżeli na częstszych patrolach strażników, którymi zarządzał - No ale trudno. Dziękuję. - odparła bo tak wypada ciężko jednak było wyczuć w tym szczerość - To na mnie chyba już pora. - pożegnała się i odwróciła by opuścić biuro porucznika. W głębi swojej spaczonej duży liczyłą jednak, że te sugestie pobudzą wyobraźnie adoratora, który zmiarkuje się co jest na rzeczy i weźmie sprawy w swoje ręce.

- Bardzo dziękuję za twoją wizytę Versano. Móc cię oglądać to prawdziwa radość tego zimnego dnia. - porucznik też wstał i sprawnie obszedł swoje biurko aby podejść do swojego gościa i odprowadzić ją do drzwi.

- Ośmielę się zapytać o twoje plany na na Angestag. Może moglibyśmy się spotkać i porozmawiać. Kolega polecił mi bardzo uroczą knajpkę, w sam raz na takie rozmowy i spotkania. - zaproponował gdy spotkali się razem niedaleko drzwi.

~ Z nimi czasem gorzej jak z dziećmi. ~ pomyślała, po tym jak mundurowy dopiero w wyniku tak wymownej sugestii załapał co jest co.

Twarz Versany rozpromieniała. Jej uśmiech mógłby rozświetlić zaś mrok nawet najgłębszych lochów. Chwilę milczała przeczesując zakamarki pamięci by przypomnieć sobie plany na aktualny tydzień. W pewnej chwili nieco jednak posmutniała.

- Angestag? - powtórzyła - A co by mój drogi pan porucznik powiedział na Konistag? - zaproponowała dzień wcześniejszy ze względu na zbór. Do czasu spotkania na krypie chciałaby już być w posiadaniu informacji od Finka. Starszy na pewno by się ucieszył. Z resztą nie tylko on.

- W każdym razie z wielką przyjemnością dam się zaprosić tak szarmanckiemu i eleganckiemu dżentelmanowi. - dodała prawiąc nie lada komplement jej adoratorowi.

- Bardzo chętnie spełniłbym prośbę tak szlachetnej pani jednakże obawiam się, że w Konigstag zbyt mnie absorbują sprawy służbowe abym miał czas na sprawy prywatne. Jeśli jednak Agnestag masz jakieś plany w Festag też myślę dysponuję okazją na nieco prywatności. - oficer zrobił zbolałą minę, że nie może pójść na kompromis w sprawie spotkania o dzień wcześniej niż proponował ale okazał mimo to nieco elastyczności w dniu kolejnym.

- W Festag planuje przed południem odwiedzić cmentarz. - przyznała - Później jednak mam dzień wolny więc chętnie wybiorę się z tobą coś zjeść. Przyznam jednak, że zaciekawiłeś mnie tą knajpą. Zdradzisz mi jej nazwę? - wolała się dopytać aby uniknąć jakiś niezręcznych sytuacji wynikających z odwiedzin lokalu, w którym Ver ma już wyrobioną jakąś opinie.

- Pozwolę sobie zrobić ci niespodziankę. Ale nie martw się moja droga do żadnego nie stosowanego miejsca cię nie zaprowadzę. To lokal na odpowiednim poziomie. - powiedział uśmiechając się ciepło i nie ukrywając swojego zadowolenia.

- Może obiad? Czy wolisz kolację? - zaproponował nieco dokładniejszy czas na owo spotkanie w dzień świątynny.

- Kolację? - zapytała nieco drocząc się z porucznikiem - Mam nadzieję, że nie masz nic niestosownego na myśli? - zapytała wiedząc jednak jaka będzie odpowiedź - Zartuje oczywiscie drogi Finku. Kolacja przy świecach, dobrej muzyce i miłej rozmowie brzmi jak najbardziej zachęcająco. - wyjaśniła, że nie widzi w tym żadnego problemu. Tak naprawdę było jej to na rękę. Wyperfumuje się tym afrodyzjakiem, zaciągnie go na pięterko, pomacha mu łańcuszkiem po czym wypyta o wszystko co ją interesuje. Plan doskonały.

- Brzmi wyśmienicie. No to jesteśmy umówieni. Przyjadę po ciebie o 7-mym dzwonie. - powiedział całując dłoń kobiety na pożegnanie i otwierając przed nią drzwi.

Backertag (4/8); Południe; "Mewa"; Versana, Karlik, Rosa

Versana nie myślała, że coś da radę wprowadzić ją w jeszczę lepszy nastrój. A jednak. Informacja o kolejnej siostrze w zborze była w równym stopniu zaskakująca jak i radująca serce wdowy po kupcu. Zachichotała nawet wyobrażając sobie reakcję Łasicy po tym jak usłyszy tą nowinę

- A ładna? Wyzwolona? Lubi się bawić i puszczać? - seria pytań była właśnie w stylu wychowanki ulicy no ale z kim się człowiek zadaje tym się staje - A z resztą. - machnęła ręką - Sama się przekonam. Odwiedzę ją osobiście a kto wie może i Łasica zawita do tawerny. - puściła oczko Karlikowi na znak tego w jaki sposób ma zamiar przetestować tą "nową". Ten zaś znając obie wężowe córki mógł sobie tylko wyobrazić.

- Co poza tym słychać? - spytała jak koleżanka kolegę - Bo u nas od groma i ciut, ciut. - zaznaczyła opowiadając opasłemu kwatermistrzowi o postępach w sprawie niewolnic, Rosy, kanałów, węglarzy i Normy. Nie zapomniała również by wspomnieć o tym co ustaliła z Cichym jak i dzisiejszej wizycie u Finka.

- Aaaa… - przypomniała sobie nagle - Jeszcze ta Silke. Cwaniara, fajna i skłonna do współpracy. - wprowadziła Karlika w szczegóły szwindlu jakiego miały zamiar się podjąć. - Może miałbyś ochotę w to wejść?

- Taakk, dzieje się… - grubas w końcu się odezwał gdyż do tej pory jak przekazał co najważniejsze to głównie słuchał. A teraz miał przerwę aby przemyśleć to wszystko i jakoś poskładać do kupy.

- Nie wiem jaka jest ta nowa. Nie spotkałem jej osobiście. Liczyłem, że któraś z was się nią zainteresuje i sprawdzi. Jak nie ty to Łasica albo obie. To już ustalcie między sobą. - dał znać, że takimi detalami to wolałby się nie zajmować. Zwłaszcza, że Łasicy też miał przekazać tą wiadomość no ale póki była u van Hansenów to trudno było czekać na jej odpowiedź. A kończyła jakoś o zmierzchu więc wcześniej nie bardzo było co się jej spodziewać.

- No ja na pewno się do niej udam. - oświadczyła iż nie zamierza przepuścić okazji do spotkania z nową potencjalną koleżanką - Mogłabym cię jednak prosić byś poinformował o tym Łasicę? Mam dziś sporo na głowie. Między innymi spotkanie z ludźmi z “Trzech ryb” - wyjaśniła.

- Łasica już o niej wie. Albo dowie się jak wróci z roboty. A jak widzę ostatnio często się widujecie to pewnie będziesz ją widzieć prędzej niż ktokolwiek to sama jej możesz o wszystkim powiedzieć. - Karlik pokręcił głową jakby nie uważał za produktywne zawracaniem sobie głowy wysyłaniem wiadomości do koleżanki które i tak pewnie wszystkiego dowie się prędzej od jego obecnej rozmówczyni.

- A poza tym ciułam karliki na wykup tego towaru. Wczoraj chłopakom udało się załatwić co trzeba i mamy to. Aaron zapewnia, że to jest to czego szukaliśmy. Więc możemy się umówić na kolejną wymianę tym razem większą. No ale najpierw trzeba uzbierać kasę. - brzmiało jakby ostatnio właśnie tym niespodziewanym zleceniem na dużą sumę pieniędzy zajmował się ich logistyk. I przez to miał mniej czasu na inne rzeczy.

- A Cichy się do mnie odezwał. Jutro mam się z nim spotkać. Rozmawiałaś już z nim? No i? Jak wygląda? Coś mówił ciekawego? Co się z nim działo, że tak nagle wsiąkł? - skoro już rozmawiali i Versana miała już za sobą pierwsze spotkanie z cudownie powracającym kolegą to i Karlik który dopiero miał się z nim spotkać był ciekaw jej opinii o nim.

- Ponoć jeden z panów wystawił go na próbę. - wyjaśniła nieco tajemniczo - Chorował ciężko. - sprostowała - Czuje się jednak dobrze i jak to on. Węszy gdzie tu zarobić grosza. Mnie to cieszy bo i ja zamierzam na tym przewinąć kilka monet. - szczerze wyznała - Zajmuje się też sprawą dezerterów i oboje łączymy ich sprawę ze sprawą dzisiejszej wymiany Sebastiana. - dodała wyjaśniając szczegóły historii i ich domysły - To wszystko zbyt dobrze do siebie pasuje. - zauważyła. - Z resztą jak się z nim będziesz widział to ci wszystko opowie.

- Mhm. Chorował mówisz? No cóż. To dobrze, że już wyszedł z tego. - grubas pokiwał swoją wielką głową i postukał serdelkowatymi palcami w blat stołu zastanawiając się nad słowami koleżanki.

- Ale nie bardzo rozumiem o co chodzi z tą wymianą i dezerterami. A raczej co je łączy. Bo to sugerujesz jak rozumiem. - popatrzył pytająco na rozmówczynię prosząc ją aby bardziej rozwinęła ten wątek.

- Możliwe, że w skład tego co transportowali marynarze wchodziło między innymi to co zakupił dzisiaj Sebastian. - sprostowała - Możliwe też, że to co żyje w kanałach też się znajdowało w tym ładunku. Nazwa łodzi, która przypłynęła do Akademii Morskiej z tymi “powiedzmy” towarami dziwnym trafem przewija się również w historiach Sebastiana. - dodała zaznaczając swoje spostrzeżenia.

- Mhm. - grubas przeczesał palcami swoje czarne włosy i myślał nad tym przez chwilę. - Może. - wzruszył w końcu ramionami na znak, że nie można tego póki co wykluczyć ale za słabo zna temat by się wypowiadać jako znawca. - Spróbuj porozmawiać z Sebastianem. O ile mi wiadomo on najwięcej chodził za tym Eriksonem i jego statkiem i ładunkiem. - poradził w końcu młodszej i szczuplejszej koleżance.

- Z tym Finkiem to się nie dziwie. Tak słyszałem, że to służbista, łapówek nie bierze i w ogóle żadnego z niego pożytku nie ma. - samym porucznikiem logistyk przejmował się tak niewiele, że poświęcił mu tylko jedną, krótką uwagę i obojętne machnięcie ręki.Jakby go zakwalifikował, że szkoda na niego czasu i wysiłku. Bardziej go interesowali ci urzędnicy, kupcy i inni którzy mieli bardziej elastyczny charakter i sakiewki bardziej spragnione nowych monet. Pod tym względem jakiś uczciwy urzędnik z zasadami był dla niego kompletnie bezużyteczny.

Ver odparła tylko szyderczym uśmieszkiem świadczącym o tym, że ma już jakiś pomysł jak tu podejść nad wyraz uczciwego urzędnika. Ponoć nie ma nieprzekupnych biurokratów. Są tylko rzucone nieodpowiednie oferty.

- A Silke nie znam. Ale jak jakaś cwaniara to pogadaj z Łasicą. Ona zna różnych takich typów. - poradził w sprawie wytatuowanej szulerki. - A ten numer to jaki? Nie łapiesz zbyt wiele sroczek za ogon? Uważaj by ci w łapce tylko same pióra nie zostały. - tą kolejną propozycją zaciekawił się ale chciał wiedzieć więcej. No i udzielił młodszej koleżance coś w rodzaju dobrej rady.

- Sporo siły mam w tych swoich wątłych rączkach. - odparła śmiejąc się w głos - Zagrać w “Sukience” i tak mam zamiar a jak przy okazji nie przemęczając się zbytnio dam radę zgarnąć nieco więcej brzdęku to czemu w to nie wejść? - spytała zdziwiona nie oczekując jednak na odpowiedź - Obie znamy się na grze i obie chciałybyśmy zarobić wykorzystując nasze mocne strony a że dopomożemy szczęściu to chyba nic złego? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku szerszego kolegi - Pytanie tylko czy i ty nie miałbyś na tym dorobić? - nie odpuszczała propozycji dołączenia do całej akcji prawej ręce Szefa.

- Nie. To nie moja branża. Zresztą nie znam się na hazardzie i nie interesuje mnie on. Ale jak wy macie pomysł jak rozbić bank to próbujcie. - tym razem dał całkiem szybką i zdecydowaną odpowiedź. Nie bronił takiej akcji ale jakoś nie widział w niej miejsca na swój udział.

- Nie chodzi mi o to byś grał a raczej czy nie chciałbyś postawić jakiejś sumki. - uśmiechnęła się lisio.

- Kiedy indziej może i tak. Ale teraz ciułam każdy grosz na tą wymianę. Szef kazał mi się tym zająć osobiście. Więc nie mogę sobie pozwolić na rozdrabnianie. Przynajmniej póki nie załatwimy tej wymiany. Chodzi o dwa kafle. - Karlik odparł szybko i tonem sugerującym, że kiedy indziej może i by był skłonny na takie skoki w bok z różnymi inwestycjami ale obecnie sam szef fo przyszpilił. A suma o jakiej wspomniał rzeczywiście była spora. Można było kupić porządnego, rycerskiego rumaka z pełnym rzędem. A nawet dwa czy trzy za tą sumę. I to spadło na niego tak prawie z dnia na dzień.

- Karliku. Sam wiesz jak jest z hazardem. - rozłożyła ręce na znak nieprzewidywalności losu - W mgnieniu oka moglibyśmy wygrać dwa razy tyle. Istnieje jednak ryzyko, że pan uzna inaczej i zostaniemy z niczym. Dlatego wraz z tą SIlkę planujemy dopomóc szczęściu. Nie zamierzam jednak zmuszać cię do podjęcia decyzji teraz. - przyznała - Zastanów się nad tym w każdym razie. - kto wie? Może jak zaopatrzeniowiec kultu kilka razy przemyśli propozycję wdowy uzna ją za wartą zaakceptowania.

- Jak chyba wiesz, pomagam wam jak mogę. Ale tym razem nie stać mnie na takie ryzyko. - zaopatrzeniowiec ich zboru pokręcił głową na znak, że raczej nie ma zamiaru zmieniać w tej kwestii zdania. - Możesz zapytać Vasilija. On może dysponować jakimiś zasobami gotówki i może będzie skłonny na taką inwestycję. - podał niejako zastępczą alternatywę.

- Słuszna rada. - wcześniej jakoś Cichy nie przyszedł jej do głowy - O zobacz, kto właśnie przyszedł. - krótkim ruchem głowy wskazałą w kierunku drzwi wejściowych.

Jej wejście zawsze wiązało się z przykuciem uwagi lokalnych gości. Tak było i tym razem. Każdy bez wyjątku. Od kupca zaczynając, poprzez kelnerkę a na nachlanym rybaku kończąc. Wszyscy Jak jeden mąż odwrócili głowę przy przyjrzeć się sympatycznej dla oka wilczycy. Po krótkiej chwili zachwyt ustępował miejsca zdziwieniu.

- Kobieta? Kapitan? - dało się słyszeć szepty i pytania pośród karczemnych gości gdy dostrzegali, że ci dwaj to jej załoganci a nie na odwrót.

- Witaj Roso. Cieszę się, że cię widzę. - w podobnym tonie do Estalijki Ver przywitała się z nią - Oto mój serdeczny kolega, o którym ci wspominałam. Wierzę, że znajdziecie wspólny język i uda się wam dojść do porozumienia z wymiernymi korzyściami dla obu stron. - niczym mediatorka przedstawiła postać grubego mężczyzny, który koło niej siedział.

- Pozwól zaś przyjacielu, że przedstawię ci najwybitniejszą kapitan spośród całej tej hałastry w tej dziurze. Rosa de la Vega. - tradycji musiało stać się zadość. Zrobiło się nieco oficjalnie. Wdowa nie chciała jednak nikogo urazić i mimo bliskich zażyłości postanowiła zagrać taką a nie inną kartą.

- Skoro zaś już was sobie przedstawiłam. - zauważyła wstając od stołu - To wy sobie tutaj dobijajcie targu a ja poczekam przy szynkwasie z kufelkiem albo znajdę jakiś naiwniaków by ich oskubać z kilku monet. - porzucając już tą sztywną etykietę przemówiła raczej przyziemnym językiem.

- To nie zostaniesz? - Rose widocznie zaskoczyła ta decyzja Versany. A samo przywitanie wyszło całkiem ładnie. Karlik okazał nie mniej szarmanckości niż prawdziwy oficer po Akademii Morskiej. A i pani kapitan zachowała się jak na kapitana przystało. Ale gdy wreszcie usiedli naprzeciwko siebie i wdowa obwieściła im swoją decyzję chyba oboje wydawali się nieco zaskoczeni. No ale skoro miała inne plany to nie zatrzymywali jej.

- Coś podać? - Corri widząc, że czarnowłosa podeszła do szynkwasu stanęła naprzeciwko i przywitała ją przyjemnym uśmiechem i uprzejmym zapytaniem. A rozmowy masywnego mężczyzny ze szczupłą kobietą co wydawała się od niego ze dwa razy młodsza i lżejsza trwały. Widać było, że oboje mają sobie wiele do powiedzenia.

Poza nimi wydawało się, że niewiele w samo południe jest ciekawszych osób do obserwacji. Z połowa stołów była pusta a większość z tych przy jakich siedzieli goście jedli obiad, byli tuż przed albo po. Dlatego rzucał się w oczy jakiś wojownik w nabijanej ćwiekami kurcie. Już nie taki młody. Rozglądał się często po izbie jakby na kogoś czekał. Podobnie jak jakiś podejrzanie wyglądający typek z chustą obwiązaną na głowie. Siedział gdzie indziej i nerwowo bawił się nożem. Chociaż dość machinalnie, też zdawał się czekać na coś lub na kogoś.

- Grzańca. - odparła słodkiej kelnereczce - Powiedz mi jednak jedno skarbie. - delikatnie chwyciła jej dłoń - Kim są ci dwaj. - najdyskretniej jak potrafiła wskazała blond ślicznotce dwóch nie ciekawych gości.

- Oczywiście. - Corri nachyliła się nad blatem aby dyskretnie spojrzeć na tych co pokazywała koleżanka Łasicy a przy okazji pozwolić sobie aby mówić ciszej. No a dzięki temu dało się zajrzeć w jej przyjemnie wyglądający dekolt.

- Ten w brygantynie to nie wiem jak się nazywa. Ale czasem tu przychodzi. Zwłaszcza jak roboty szuka. Chyba jakiś ochroniarz czy wykidajło. - wskazała na niemłodego już mężczyznę siedzącego przy jednym ze stołów.

- A ten szczur to Cichy Johan. Złodziej. Pewnie też albo coś zwędził albo się z kimś umówił. No ale przynajmniej tutaj u nas nie kradnie to pozwalamy mu tu siedzieć. - ten drugi rzeczywiście był drobny i o podejrzanej, złodziejskiej aparycji. I sądząc po tym jak się blondynka o nim wypowiadała to chyba za nim nie przepadała. Ale też pewnie nie wadził tutaj nikomu za bardzo to był tolerowany.

- Więcej czy mniej miodu w tym grzańcu? - zadała bardziej profesyjne pytanie prostując się i pytając o gust klientki.

- Nie żałuj słodyczy cukiereczku. - odparła z szerokim uśmiechem na ustach przesuwając przy tym zapłatę zarówno za napój jak i informację, z którymi w danym momencie nie miała zamiaru nic robić. Na chwilę obecną nie potrzebowała ani goryla ani złodziejaszka na usługach.

Aż tak długo Karlik z Rose nie strawili na negocjacjach. Pani kapitan zawołała do przyjaciłki gdy ta była gdzieś w połowie grzańca. Nawet może nie. Znów po chwili więc siedzieli we trójkę przy tym samym stole.

- Myślę, że doszliśmy do porozumienia. Pani kapitan zgodziła się abym dorzucił swoje sanie i ładunek do jej karawany jaką szykuje. - logistyk zboru wydawał się promienieć zadowoleniem. A i pani kapitan wyglądała na zadowoloną.

- To prawda. Mogę pojechać po swoje skarby do stolicy. - uśmiechnęła się Estalijka po czym przysunęła się do Versany i dodała cichszym głosem. - Po srebrne skarby. - zachichotała jak mała dziewczynka z udanego psikusa.

- No tak, muszę przyznać, że dobry pomysł. Żałuję, że sam na to nie wpadłem. No chociaż ja działam w innej branży a nie w złotnictwie. - grubas mówił z uznaniem więc widocznie pomysł estalijskiej pani kapitan przypadł mu do gustu.

- Bo widzisz Ver przypływam do was po skarby. Srebrne skarby. Biżuterię, sztućce, naczynia. Bo to co wasi złotnicy produkują w Saltzburgu idzie na cały świat. Robią swoje przez zimę i resztę roku. To na wiosnę jak puści zima i zwożą karawany tutaj te precjoza to zawsze jest szaleństwo z tymi cenami. - Rose z satysfakcją wyjaśniła na czym polega jej plan.

- Ale teraz to będą tanie jak barszcz. Tylko trzeba się pofatygować do Saltzburga. - roześmiał się Karlik zachwycony prostotą tego planu.

- Tak jest! I za to się teraz napijmy! - zawołała wesoło Rose wznosząc swój kufel do góry. Karlik też się przyłączył i trzy kufle stuknęły o siebie.

- Widziałam, że dojdziecie do porozumienia. - zaznaczyła upijając porządny haust ciepłego i słodkiego wina - Teraz aż sama żałuję, że nie należę do tej spółki. - zachichotałą wykrzywiając usta w aktorskim zagraniu - Jakie macie plany na resztę tego popołudnia?

- No ja to jak zwykle. Interesy. Mam poczucie, że niebo zwaliło mi się na głowę. - Karlik rozłożył swoje wielkie łapy ku sufitowi aby pokazać ile musi dźwigać. Estalijka roześmiała się rozbawiona tą uwagą.

- A ja będę wracać do portu. Też muszę sprawdzić czy ci moi nicponie nie prześpią tych przygotowań do naszego małego kuligu. - pani kapitan zaśmiała się dźwięcznie machając dłonią gdzieś w stronę portu.

- Co więc powiesz by w drodze do portu zawitać do Inka? - zaproponowała - Jakoś trzeba uczcić te nasze ostatnie zabawy i dzisiejsze dojście do porozumienia. Wizytę u mistrza biorę naturalnie na swoje barki. - dodała.

- Do jakiego Inka? - Rose zapytała jakby nazwa nic jej nie mówiła. Do rozmowy wtrącił się kolega ze zboru.

- To na mnie już czas. Będziemy w kontakcie moje panie. - grubas wstał jak na swoją tuszę całkiem zgrabnie po czym pożegnał się równie elegancko jak się przywitał i zostawił obie kobiety same.

- To tutejszy mistrz tatuażu. - objaśniła - On jest autorem tego cudeńka, które mam na podbrzuszu.

- Żegnaj przyjacielu. - odparła kultyście, który zarzucajac płaszcz na swoje wielkie barki skierował się ku drzwiom wyjściowym.

- Ale się uparłaś na ten tatuaż! - kapitan zaśmiała się rozbawiona tym wyjaśnieniem. Uśmiechała się jeszcze chwilę po czym upiła ze swojego kufelka. - Przemyślę to jeszcze dobrze? Co nagle to po diable. I naprawdę mam sprawy do załatwienia na statku. - powiedziała zerkając na koleżankę z ciepłym uśmiechem ale dało się wyczuć, że wolałaby aby ta nie nalegała.

- No dobrze. - z delikatnym zawodem w głosie który był raczej droczeniem się z przyjaciółką odparła na jej odmowę - Liczę jednak, że zmienisz zdanie. - mimo wszystko uśmiechnęła się kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki - W każdym razie lekcja szermierki w Angestag nadal aktualna mam nadzieje? - zapytała się by mieć pewność co do spotkania na pokładzie "Tygrysicy" - A może przy odrobinie szczęścia dałabyś mi postrzelać ze swoich pukawek? - zachichotała spoglądając na wetknięte za pas dwa pistolety.

- W Agnestag? Tak, oczywiście. Zapraszam serdecznie. Chętnie z tobą spocę się razem. - Estalijka upewniła się czy rozmawiają o tym samym spotkaniu ale widocznie nie zmieniła zdania i dalej była chętna na te spotkanie. I zabrzmiała jakby mówiła nie tylko o tej oficjalnej części.

- A właśnie co z tymi naszymi zabaweczkami? Oczywiście nie ma kłopotu aby mieszkały dalej na statku. Ale przyznam, że ze względu na moich chłopców na dłuższą metę to może być kłopotliwe. Ja chyba zaryzykuje i wynajmę im jakiś pokój na mieście. Mam nadzieję, że nie zwieją jak im tak popuszcze cugle. - przy okazji zagaiła o ich niedawny zakup. Kupiły go tak pod wpływem uroku chwili i jak na razie te zabawki nie dawały powodów do narzekań. Ale jednak pod względem bytowania w perspektywie dłuższej niż noc, dwie czy kilka to jednak trzeba było coś o tym pomyśleć. Nawet kapitan statku nie miała jakoś przesadnie wielkiej kajuty to trudno było oczekiwać, że pozostałe są większe.

- Już się nie mogę doczekać. - śnieżno białe ząbki wyróżniały się na tle szaroburego otoczenia - A co do zabaweczek. To jedną przygarnęłam pod dach i moja służka ma ją ciągle na oku przyuczając do fachu i pilnując by ta nic nie kombinowała a drugą zaopiekowała się Nadia. - wyjaśniła jak ona podeszła do sprawy - Są podobne do siebie. Powinno być im razem dobrze. - zachichotała - Z czasem jednak mam zamiar wszystkie zaprosić w swoje progi. To jednak wymaga nieco więcej czasu. - zachichotała - A o której karczmie myślałaś? Może warto by znaleźć jakieś dyskretniejsze miejsce i postawić tam jednego z twoich chłopców na straży? - zaproponowała - Wiesz. Jedna i druga stron zapewne by tego nie żałowała. - zaśmiała się ponownie na myśl o takiej wizji. Do głowy znów jej przyszedł pomysł umieszczenia dziewcząt w kryjówce, która została przygotowana specjalnie dla Normy.

- O “Pełnych żaglach”. I tak tam wynajmuję pokój na stałe to mogę wynająć kolejny. Jeden pokój na nie dwie powinien wystarczyć a byłby pod reką. Jestem tam prawie każdego wieczora. - plany pani kapitan nie były jakoś specjalnie skomplikowane i poszła po najmniejszej linii oporu. A wspomniana tawerna rzeczywiście była miejscem gdzie ostatnio najczęściej Versana spotykała estalijską oficer.

- Nie widzę potrzeby ich chować. Na statku to jednak na statku. Dzień czy noc ale jednak nie ma co kusić chłopców takimi ślicznotkami. Zwłaszcza, że często mnie tam nie ma. A w “Żaglowcu” powinno być w sam raz. - przedstawiła swój punkt widzenia na tą sprawę. Wydawała się traktować te kupione ostatnio niewolnice jak zwykłe służące czy po prostu utrzymanki na jakie mogła sobie pozwolić. Jakby jakoś nie wyszło na światło dzienne w jaki sposób weszła w ich posiadanie to nawet rokowało szanse powodzenia.

- Brzmi rozsądnie. - tak też było. Skoro Rosa i tak bywała tam dzień w dzień. Głupotą byłoby szukanie pokoju w innych lokalach.

- Może i ja nad tym pomyślę. - stwierdziła - Zawsze Bene możesz oddać pod moje skrzydło. - zaproponowała luźno - Odejdzie ci koszt utrzymania ja zaś mam pomysł gdzie mogłaby zamieszkać. - naturalnie do głowy przyszła jej Łasica.

- Oczywiście, jakby ci któraś była potrzebna to daj znać. Nie jestem chciwa i jak się podzielisz swoimi to ja się podzielę swoimi. - Rose roześmiała się wesoło jakby chodziło o pożyczanie sobie jakiejś kreacji na jakąś okazję.

- A teraz wybacz kochana ale kapitańskie obowiązki wzywają. - dała znać, że na nią też już pora wracać do obowiązków.

- Oczywiście, oczywiście. - rozumiała doskonale co to znaczy mieć napięty grafik - Możliwe jednak, że się dzisiaj jeszcze zobaczymy. - zachichotała - Póki co przyjmij proszę to. - wręczyła Rosie jej dolę za pracę dziewcząt dwa wieczory wcześniej w trakcie pobytu w “Trzech żaglach” - To twoja część. Nasze niewolnice potrafią na siebie zarobić.

---

Versana: - 12 PZ
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-03-2021 o 04:29.
Pieczar jest offline