Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2021, 20:44   #9
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację
Podróż przez tłumy nie należała do najprzyjemniejszych. Robert tym razem dużo mocniej trzymał swój dorobek, coby mógł ewentualnie wyczuć drobne złodziejskie palce jakiegoś łachmyty. Averlandczyk szedł raczej w zadumie, zastanawiając się jaki to boski plan opiewał w swoim harmonogramie zmutowane mięso ryb, których nawet najbiedniejsi odmawiali spożywania. A raczej którego boga. Taal zdecydowanie czuwał piecze nad swoim miastem, ale siły Chaosu nie śpią. To nie był dobry znak. Zainteresowała go jednak kwestia opłaty na moście, który mijali.

- Myto wynosi szylinga od nogi - odparła elfka - Ale nie wiem, czy interesowałyby waszmość pana tamtejsze okolice. Nie są to najatrakcyjniejsze i najbezpieczniejsze rejony Taalagadu, oględnie mówiąc.

Robert zaczął się zastanawiać, któż ostatecznie zyskiwał na tej opłacie. Z krótkich oględzin wnioskował raczej, że to zbójecki proceder, niż wkład na rozwój miasta. Fanatyk Vereny widział coraz więcej precedensów, godnych jego uwagi w późniejszym czasie.


Miejsce pobytu Sorlanda Hohenlohe zdawało się emanować prawością. Wcześniejsi bywalcy zostali wyplenieni, a zastąpiła ich straż i sprawiedliwy sędzia. Na prędce zbudowany piedestał wystarczająco górował nad petentami, aby wzbudzić w nich odpowiednią dawkę pokory i uniżenia. Jednak już sama postać sędziego budziła na tyle respektu, iż mógłby wydawać sądy w chlewie siedząc na snopku siana. Również jego wiedza na temat świętych pism wzbudziła w Robercie głębokie uznanie. Słowa wyryte na jego skórze potrafiła przeczytać zaledwie garstka ludzi, co więcej je zrozumieć, a tym bardziej je nazwać. Robert zachwiał się na chwilę zapytany o stan jego umysłu.

- Zdecydowanie nie jestem obłąkany. Do tej chwili żyłem nadzieją, że dobrze wsłuchuję się w jej rozkazy. Teraz jestem już pewny, gdyż spotkałem was, o czcigodny Sorlandzie i mam nadzieję, że pozwolisz mi dla siebie pracować.

Sędzia uniósł brew w geście zarówno uznania, jak i pewnego zaskoczenia.

Gdy pozwolono im spocząć wszyscy usiedli przy stole jak równy z równym. Hohenlohe pragnął usłyszeć nieco więcej o swoich nowych, potencjalnych pracownikach. Melissa zdawała się wstydzić i wzrokiem szukała pierwszego ochotnika, Dieter nawet do końca nie wiedział co ma powiedzieć, chyba nie do końca ktoś przemyślał jego bytność na takim spotkaniu. Robert postanowił pierwszy przełamać lody.

- Utraciłem miłość mojego życia. Została bezpodstawnie oskarżona, zbrukana do cna niczym zwykła szmata, a następnie powiesiła się, zapewne patrząc jak spałem pijany – Averlandczyk wypowiedział te kilka zdań w bardzo miarowy sposób, jakby mechanicznie i trudno było wyłapać z tego jakieś głębsze uczucia. – Popełniłem błąd i sam zająłem się przywróceniem sprawiedliwości, za co musiałem odpokutować. Jednak właśnie wtedy dotarły do mnie słowa Vereny, jako potrzeba jej oręża do walki o równowagę. Dokładnie kogoś takiego jak ja. Od tamtej chwili poświęciłem moje życie tylko i wyłącznie sprowadzając sprawiedliwość. Tułałem się po świecie słuchając jej drobnych szeptów, naprawiając to czego słowa nie potrafiły – fanatyk skończył z takim samym wyrazem twarzy jak zaczął krótką opowieść. Wzrok przerzucił na Melisę, jakoby teraz zmuszając ją do wypowiedzi.


- Oczywiście.

Robert skwitował pytanie sędziego jednym słowem. Wiedział, że podejmie się tego zadania od momentu, gdy tylko zobaczył Herr Sorlanda w tym przybytku. Nie potrzebował dalszych namów czy błagań. To właśnie tutaj Verena chciała, aby jej czempion przybył i zajął się tym zadaniem. Dokładniej jego „asysty” wymagał ten pochód. Jednak Verena nadal szeptała.

- Co z zapasami dla uchodźców? – z opowieści jedzenie stało się poniekąd luksusem, a kierowanie głodnym motłochem przez tydzień nie uczyniłoby tego zadania łatwiejszym.

- Oddelegowani otrzymają od miasta kilka wozów zaprzężonych w woły, wypełnionych zapasami na drogę i sprzętami domowymi niezbędnymi do rozpoczęcia normalnego życia w nowym domu – odpowiedział sędzia.

- Czy elfia dama również będzie nam towarzyszyć?

- Zakładam, że tak. Wygląda na to, iż bardzo jej zależy, coby pomóc tym biednym ludziom dostać się do nowego domu. Wprawdzie muszę przyznać, że za pierwszym razem nie przyprowadziła mi najbardziej odpowiednich do tego zadania ludzi... - Hohenlohe i Lafeneanna wymienili ukradkowe spojrzenia, lecz elfka wydała się nie być poruszona tym zarzutem - ... Ale bez trudu imaginuję sobie, że ciężko jej było znaleźć w Taalagadzie zbrojnych dość uczciwych i odważnych, by podjęli się tego zadania, miast zwyczajnie oddalić się z zaliczką.

- Zrozumiałe. Kim w takim wypadku jest Aderhold?

- Aderhold? – asesor wypalił podejrzliwie - Masz panie na myśli Worlena Aderholda? Skądś zasłyszał o nim, skoroś raptem od niedawna w mieście? - Sorland zawiesił na moment wymownie głos, ale przypomniawszy sobie, z kim rozmawia, spuścił ze swego oskarżycielskiego tonu. - W każdym razie trzymajcie się od niego z daleka. To przywódca największego przestępczego gangu w mieście, rezydujący w Łojówkach. Zwyczajny czyrak na Talabheimskim miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Ale kiedyś wyląduje w Dziuplach, to tylko kwestia czasu. W końcu jesteśmy w mieście prawa.

- Imię to usłyszałem ino dzisiaj. Właściciel „Kota o dziewięciu ogonach” wspomniał, iż elfia dziewka może dla niego pracować. Chciałbym się jedynie wywiedzieć jak najwięcej, zanim wspólnie ruszymy w drogę.

Deklaracja ta wywołała na twarzy Lafneanny niezwykłe oburzenie. Zaskoczona spojrzała z wyrzutem na biczownika i jego twarz bez wyrazu, jednak pierwszy odezwał się doń Hohenlohe.

- Myślę, że to nierozsądne i nieuprzejme powtarzać takie kalumnie. Osobiście radzę waszmości nie przykładać tak dużej wagi do karczemnych plotek — jego głos był stanowczy, ale wyrażał też pewien zawód — Ludzie blazgonią po próżnicy. Zwłaszcza w takich czasach. Taka ich natura. Zaręczam, że dobrze wiem, kogo zatrudniam. Z tego co mi wiadomo, to Lafeneanna pracuje dla Stowarzyszenia Przewoźników, jako negocjatorka handlowa, co już sprawdziłem. Ale jest też społeczniczką. Dlatego z własnej inicjatywy postanowiła pomóc mi znaleźć ludzi do eskorty. Myślę, że należą się jej przeprosiny z pańskiej strony.

- Nikogo nie obraziłem i obrażać również nie miałem zamiaru. Brzydzę się plotką i dokładnie jak waszmość uważam, że to bezpodstawne tracenie cennego czasu, aczkolwiek powtórzyłem zaledwie słowa karczmarza, który był wysoce skory do podzielenia się tą informacją. W obliczu tych faktów radziłbym waćpannie unikać tamtego miejsca, nie wiadomo komu jeszcze szynkarz uchylił rąbka tejże tajemnicy - Robert odpowiedział poniekąd beznamiętnie, dokładnie tak jak można by się spodziewać po tym fanatycznym wyznawcy Vereny, jednak czuć było szczerość tych słów. Nie mniej jednak wyglądało na to, iż nie miał zamiaru przeprosić.

- Ależ szanowny Sorlandzie... - zainterweniowała elfka - Dziękuję uprzejmie za tak szlachetne wstawiennictwo, lecz nie musisz się za mną ujmować, bowiem nie chowam urazy wobec tegoż mężczyzny. Świadomam, iż jako człek niskiego stanu nie pojmuje wagi reputacji, a także tego, że lekkomyślne powtarzanie takich niesprawdzonych informacji jest wysoce nieuprzejme, a nawet karalne. Przeto wierzę w niewinność jego intencji. W każdym razie nie życzyłabym sobie być obiektem jarmarcznych ploteczek przy tym stole. Dlatego proszę o powrót do sedna sprawy. W końcu zgromadziliśmy się tutaj by ustalić, czy zgromadzeni tu najemnicy pomogą odeskortować biednych uchodźców do ich nowych domów.

Asesor skinął kobiecie głową i spojrzał po reszcie zgromadzonych czekając na ich odpowiedź.
 
Evil_Maniak jest offline