Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2021, 11:07   #22
8art
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Gdzieś w Chłopskim Kroczu

Milcarr nie miał zamiaru się targować, wszak był chędożonym żebrakiem i brał co łaska. Co do gnolla pomyslał, że Bhurrek mógł się przydać. Wszak kto pomaga pasterzom w okiełznywaniu stad jak nie kundle? Jeno pytanie było, czy Bhurrka można było okiełznać, bo należał on do tych chyba, co gdy trzymane na zagrodzie, to katańskim edyktem musiały być opatrzone napisem w orklashu "umea hau-hau!", co na wspólny tłumaczyło się "zły pies". I martwił się toteż aby ich nie spotkały jakieś nieprzyjemności z powodu takowego, że Bhurrek takowej tabliczki nie miał. Jeszcze pokąsa srodze kogo i będą trybunały!

Zamienił kilka słów z Surrelionem na boku,
Milcarr czekał na tylko sposobność aby porozmawiać z Mistrzem. Wreszcie takowy moment nadszedł. Surelion położył zdrową dłoń na ramieniu żebraka i spytał:

- Mów co cię trapi mój uczniu.

Ślepak odetchnął z wyraźną ulgą i zaczął mówić:

- Wiesz panie, że w ten czas gdy mnie moc Smoczego Serca dotknęła, wywiad katanicki wziął mnie na spytki i zakładników wzięto w poczet mojej współpracy. Tom ci rzekł mistrzu już dawno. Ale teraz, zdziwowałem się, bowiem oto pismo na mnie Kuflu czekało, którego treść zdradzić ci muszę, bo tyczy się tej samej materii co nasza misja w Wypasie. Pismo spalone, bom magię w nim wyczuł i strach był, że jeszcze konsekwencje jakoweś mogą być jeśli je tu przyniosę.Żebrak przytoczył treść listu tak jak mu przeczytał Eszar.

- Widzisz zatem Mistrzu, że nie tylko nasza uwaga skierowana jest na wydarzenia w tej zapyziałej wsi, ale nawet samych katańskich zauszników. Mam im coś przynieść, choć nie wiem co. Rzec ci to musiałem.*Mistrz słuchał ucznia w skupieniu nie zdradzając niczym własnych myśli i emocji.
- To jaką płacisz ofiarę jest znakiem tego, że wkroczyłeś na ścieżkę oświecenia. Żywa, otwarta i chłonna dusza, zwraca w swą stronę wzrok potęg ustalających regułu funkcjonowania świata. Będą cię doświadczać jeszcze dotkliwiej i stawiać przed tobą coraz to trudniejsze zadania, chcąc złamać twoją wolę i zagarnąć glorię, siłę i witalność, którą reprezentujesz. Dobrze zrobiłeś, że przyszedłeś z tym do mnie, bo możemy wyciągnąć z tego wiele korzyści i nauki. Żeś spalił pismo roztropnie ufam i twej pamięci, bo wiem jak to dla ciebie ważne i umiłowaniu tajemnicy Eszara.

- Zdumiewająca przyznaję synchronizacja, ale jak wiesz część wiedzy autora pisma pochodziła z wróżb, astrologia to nie tylko gusła druida Jendrzeja, ale prawdziwa wiedza, więcej umiejętność zaglądania w przyszłość, między kreślone plany bogów.

- Podsumujmy. Naturalnie powinieneś tam pojechać i wierzę, że znajdziesz co ci przeznaczono. Nie ukrywam, że chętnie spojrzałbym na kuriozum zanim je oddasz. Tego warunku nie było w umowie, a jako, że będziemy dyskretni z pewnością się nie wyda. Kurioza magiczne to coś więcej niż przedmioty, mogą być imieniem prawdziwym Demona, lub Mastuga, chwilą zaklętą z przeszłości, lub przyszłości, czyjąś datą śmierci, lub urodzin, kluczem do bramy między światami, ulubionym smakiem Kartana, lub wonią, która uwodzi bogów. Do nadawania kuriozum kształtu ułatwiającego ich przekazywanie, w ogóle posiadanie zatrudnia się szyfratorów, z reguły są to uzdolnieni magowie i alchemicy. Najczęściej wybiera się kształt instrumentu na którym można naprawdę zagrać melodię, lub czasoportację, może to być fiolka z eliksirem, lub księga, ale może być wszystkim. Miejmy zatem nadzieję, że szyfrator skoro skończył tak marnie nie był szczególnie utalentowany.

- Po namyśle uważam: to dobrze, że z kongregacji jedziesz tylko ty, to odwróci od nas uwagę możnych. Może ten bard nie jest taki durny, przydałby się tam. Zdaje się, że jeden z zwerbowanych jest czarodziejem, to dobrze. W twoją intuicję ufam, bądźcie uważni i sprawdzajcie magiczne detale. Eszar Wam wszystko rano przekaże, najął się w nowej cesarskiej drukarni jako tłumacz, edytor i profiler. Będą układali stare zwoje i robili drukowane kopie, wielka archiwizacja Katanów. Ciekawe, czy spalą oryginały, nie zdziwiłbym się. Napiszą na nowo całą historię. Dobrze, że bard tam idzie, podpisał kontrakt na trzy miesiące. - zamyślił się - Bądź dobrej myśli o swych krewniaczkach, każde z nas ma swoją misję w tyczeniu nowego porządku. - wydawało się, że skończył, ale znów podjął - Kurioza mają swe imiona i płyną one od czegoś szczególnego co towarzyszyło ich przepoczwarzeniu. To jakby klucze do ich otwarcia. Rok temu mu się wymknęło. Widać nasz spiskowiec miał nielojalnego szyfratora skoro tak mało wie, lub chce ujawnić.

Milcarr sluchał w skupieniu słów mistrza nie ośmielając się nawet podnieść spuszczonej w geście szacunku głowy:

- Wielka mądrość płynie z ust twych panie. Zrobię co mogę aby wykonać zadanie i odkryć co kryje tajemnice opasów. Tylko ten gnoll mnie martwi mistrzu. Toć to dziki barbarzyńca, którego trzeba na łańcuchu krótkim trzymać, a uważać co by samemu łańcuchem nie ciągnął. Mnie panie ciężko będzie bom ślepotą zdjęty przez tfamicką klątwę.

- Na twą klątwę nic na razie nie możemy zaradzić, a choć trudno ci zapewne w to uwierzyć osobiście uważam, że czyni cię ona wyjątkowym. Co się zaś tyczy gnolla, to sam nie wiem, pozostaje nam mieć tylko nadzieję, że to nie kolejny głupi żart Eszara i że coś wymyśli do rana. Bard wciąż zaskakuje. Chociażby zasoby złota, które tak hojnie rozdaje obcym, a ukrywa przed nami.

- Poradzę sobię mistrzu - obiecał el Milcarr. Wszak dokonywał już rzeczy na poły niemożliwych: - Mus mi się do drogi gotować, bo ruszamy wkrótce. Pożeganwszy się z Surrelionem poszedł w mrok.

po czym podreptał do domu, aby babom dać znać, że nie będzie go jakiś czas i zabrać inne rzeczy które mogły mu sie zdać. Pod łachmany założył skórznie, bo nuż jeszcze gnoll pogryźć zechce i nim go sztyletami zadźga, to szpetnych ran mu porobi. Pas ze sztyletami także schował pod szaty. Kilka sztuk złota, woda święcona, hubka i krzesiwo, laska, stary, choć ciepły koc, drewniana miska proszalna (która wszak za niezgorszy talerz robić mogła) i drewniana łyżka dopełniła żebraczego ekwipunku. Do torby wrzucił jeszcze pajdę chleba, pęto kiełbasy a także chudą magiczną księgę.

Baby lamentowały jak zawsze, gdy musiał zniknąć, ale wrzasnął na nie i poszły precz do kąta odgrażając się. Nie bały się, bo Ślepak nie potarł oczu święconą wodą, a po omacku łapać ich i oćwiczyć przykładnie nie miał zamiaru, bo jeno pośmiewisko by z siebie uczynił, a szkód w izbie narobił. Toteż szorstko się pożegnał i poszedł w noc. Na placyku przy wodopoju słyszał miejscowych osiłków z szajki Krzywego Murhasa. Z tymi miał układ. Choć traktowali go jak najgorszego, to w jakiś dziwny sposób darzyli respektem, po tym jak kilka roków temu, Ślepak obezwładnił dwóch a Murhasowi podstawił sztylet pod grdykę. Podreptał do nich i wręczył hersztowi chudy trzos. Ork zerknął do środka i wysupłał monety:

- Kurwości Ślepak! Gdzieś katanki wyżebrał przechero? Gadaj, żeś pod oriacką świątynią żebrał, alboś mlaskał drągi opróżniaczom kloak!

Orki parsknęły rechotem, ale dwóch przezornie cofnęło się poza zasięg ramion żebraka.

- Nie dla krotchwil tu zaszedł i katanką błysnął. Pilnuj żeby moim babom włos z głowy nie spadł dopóki nie wrócę.

- Ślepak, przecie wiesz że my na własnym podwórku nie sramy, a jakby się ktoś do nich dobierał, to se z nami będzie musiał zawczasu pogadać. - Herszt przejechał palcem po jelcu krótkiej szabli, co nie uszło uchu Milcarra: - Zresztą kto by się miał do nich dobierać? Szczęscie, że na oczy słabujesz, bo mówię ci, że szpetne są tak, że musiałyby chyba złotem sypnąć, żeby je ktokolwiek chociaż miękką kuśką tknął.

- Takie głupoty prawisz Marhas, że uszy więdną. A żeś marny koneser babskich wdzięków to wiadomo. Przymajmniej na Aleji Murw tak gadają. Ponoć żeś srebrem błagał, co by ci malauk na dwa baty w rzyć sromotę uczynił.

- Kto tak do diaska gadał!? - wrzasnął herszt, a orki do tej pory rechoczące, czy to ze słów swego szefa, czy Ślepaka, przestały się nagle śmiać: - Kurwości kości porachuję obkurwieńcom! Nikt nie będzie robił z Marhasa sodomity! Nikt! Mowże kto!

- Powiem jak wrócę, a moje baby całe zastanę. Póki co bywajcie w zdrowiu.

I poszedł na miejsce zbiórki. Po powrocie juz wiedział, że napuści bandę Marhasa na chłopkaów z Alei Murw. Tamci wyjątkowo nie chcieli poddać się woli Ślepaka, a to znaczyło, ze trzeba było sie ich pozbyć. Teraz jednak wolał, żeby Marhas się nie wykrwawiał. Wszak mieli w ten czas bab ślepakowych pilnować.
 

Ostatnio edytowane przez 8art : 29-03-2021 o 08:33.
8art jest offline