Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2021, 15:28   #201
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Zmierzch; "Trzy ryby"; Versana, Kornas, Łasica, Ricardo, Jorg

Ricardo czekał na nich opodal karczmy. Na szczęście Versana na spotkanie nie przybyła sama. Łasica zaraz po służbie w rezydencji van Hansenów zjawiła się u swojej kochanki zaś Koras chwilę przed tym jak miały ruszyć na spotkanie z Ricardo i niejakim Jogiem zameldował się w domu. Szli więc w trójkę nie wiedząc do końca czego powinni się spodziewać. Byli jednak dobrej myśli. Wszak gdyby udało się pozyskać takich sojuszników to sprawa kazamat mogłaby nabrać tempa.

- Widzę, że nie rzucasz słów na wiatr. - dość nietypowo przywitała jednego z ludzi Czarnego - Prowadź więc. Powinniśmy jednak coś wiedzieć nim wejdziemy? - wolała spytać. Nie chciała by pierwsze wrażenie jakie wywrze na szmuglerze wyszło niekorzystnie bo to później mogłoby rzutować na dalszy rozwój tej znajomości.

- Postarajcie się nie zrobić złego wrażenia na początek. Ja was przedstawię i potem spadam. Dalej gadajcie ze sobą sami. To już nie moja sprawa. - Ricardo obrzucił całą trójkę uważnym spojrzeniem. Poza Versaną nie prezentowali się zbyt okazale. Łasica jak zawsze gdy wracała prosto ze służby była w swojej nieciekawej, ciężkiej zimowej spódnicy więc nie robiła takiego wrażenia jak wówczas gdy miała na sobie swoje ulubione, skórzane spodnie. A Kornas po całym dniu łażenia po śniegu i mrozie trzymał się całkiem nieźle. Ale dało się wyczuć, że trochę dało mu to w kość i pewnie wolałby zostać w domu, ogrzać się i wyspać. A tak zdążył tylko zjeść obiad. Ale nie narzekał.

- O to się nie martw. - odparła z najbardziej uroczym uśmiechem na buzi jaki potrafiłą zaprezentować.

- To tutaj. - rzekł półgłosem Ricardo kiwając głową przed siebie. Rzeczywiście ze dwie kamienice dalej już było widać szyld z trzema rybami w herbie zdradzając miejsce dokąd zmierzają.

Ver rozejrzała się po okolicy aby upewnić się czy nikt podejrzany nie kręci się po niej. Nie widząc jednak nic podejrzanego stwierdziłą, że nie ma co dalej zwlekać.

- Chodźmy więc. - rzuciła pewnie - Czas to pieniądz.

Ricardo w roli przewodnika rzeczywiście sprawdził się bardzo dobrze. Poprowadził trójkę do wnętrza tawerny która jakoś nie robiła wielkiego wrażenie. Taka tania, rybna jadłodajnia. Aż trudno było uwierzyć, że może mieć cokolwiek wspólnego z kazamatami. Sam oberżysta też nie wyglądał jakoś podejrzanie. Spory brzuch, kolczyk w uchu, szara koszula. Można by tutaj u niego zamówić, zjeść, zapłacić, wyjsć i na drugi dzień pewnie byłoby trudno coś o nim powiedzieć. Ale Ricardo kazał poczekać całej trójce przy szynkwasie a sam dość pewnym siebie głosem poprosił go na rozmowę. Zupełnie jakby to on tutaj rozdawał karty. No albo tak działał ogólnie autorytet Czarnych i ich szefa.

- Mam nadzieję, że nie gadają o tym jak nas wyfiletować na tym zapleczu. - mruknęła Łasica chyba trochę niezadowolona, że muszą się zdać na wynik tych negocjacji. A swoimi złodziejskimi rączkami nachyliła się nad szynkwasem i zwinęła miskę gotowych tostów częstując siebie i pozostałą dwójkę. Kornas bez wahania po nie sięgnął i wgryzł się w chrupiące i pachnące pieczywo. Zjedli gdzieś po dwa kęsy gdy pozostała dwójka pokazała się ponownie. Tyle, że karczmarz został przy wejściu na zaplecze a Ricardo do nich wrócił.

- Dobra załatwiłem wam wejściówkę. Powiedziałem, że jesteście przyjaciółmi Czarnego i Czarny by był zadowolony gdybyście się dogadali. Oczywiście to ściema ale jak dobrze pójdzie to nie będzie hecy. No a dalej to idźcie do niego i już się dogadujcie sami. Ja swoje zrobiłem. - Ricardo streścił im na jakich prawach wchodzą na zaplecze. Wyglądało, że sam też niejako rzucił swój autorytet na szalę. Zwłaszcza jakby sprawa się rypła i dotarła do jego szefa. Ale dzięki temu karczmarz nie brał ich za całkiem obcych i powinien być bardziej skłonny do okazania zaufania i gotowy. Ale ostatecznie piłeczka do rozegrania tego spotkania czekała na środku stołu negocjacyjnego gdzieś tam na zapleczu.

- Znakomicie. - wstępne wątpliwości jakoby trochę zanikły - Nim odejdziesz mam jeszcze jedno niedyskretne pytanie do ciebie. Wiadomo ci cokolwiek na temat dezerterów i ładunku jaki transportowali nim prysneli? - mówiła cicho nie chcąc by pozostali z gości usłyszeli cokolwiek z tego o co pytała.

- Może. - odparł po chwili szukania natchnienia w okopconych belkach sufitu. - Ale to już chyba byłby następny interes. - wrócił spojrzeniem do rozmówczyni z cwaniackim uśmiechem po czym machnął dłonią na pożegnanie i wyszedł z karczmy. Na a w zamian czekał na nich Bader wciąż stojąc przy wejściu na zaplecze.

Versana więc skinęła mu krótko głową by się przywitać i ruszyła w jego kierunku.

Cała trójka ruszyła na zaplecze pod przewodem gospodarza. Ten poprowadził ich do kuchni a potem do jakiegoś magazynu. Nie było tu żadnego stołu ani nic do siedzenia więc wszyscy musieli rozmawiać na stojąco. Ale też negocjacje nie zapowiadały się na zbyt długie.

- To tak… Ricardo mówił, że macie interes do zrobienia. Ale bez szczegółów. To o co właściwie chodzi? - Jorg patrzył na całą trójkę chyba nie bardzo wiedząc kto z tej trójki jest najważniejszy. Odruchowo zaczął kierować uwagę ku kobietom bo Kornas rzadko sprawiał wrażenie bystrzaka i teraz też nie było inaczej.

- Słyszeliśmy, że masz dojście zapewniające dostęp do środka kazamat. - bezpardonowo odparła wdowa - Nie mamy zamiar ingerować w twój interes bylibyśmy jednak zainteresowanie dostaniem się tam. - objaśniła co sprowadza ich do kontaktu poleconego im przez człowieka Petera - Nie pogardzimy również wszelakimi informacjami tyczącymi się zarówno tego przybytku jak i klawiszy tam pracujących. - dodała czekając na reakcję gospodarza.

- Aha. O takie coś się rozchodzi. - łysoł pokiwał swoją łysiną i machinalnie przetarł trzymaną ścierką dłonie bez jednego małego palca. Podumał nad tym chwilę pokiwał głową, pokręcił i cmoknął na koniec.

- No tak, mam pewnie układy w kazamatach. Ale nie bardzo tak aby się tam dostać. Tylko odbieram towar co i tak miałby być do wyrzucenia. Ale nie wchodzę do środka. Przez pośrednika to załatwiam. - ostrożnie nakreślił jak to dokładniej wygląda z tymi kazamatami aby nie było, że tam wchodzi i wychodzi jak chce. Teraz czekał czy trójka gości dalej jest zainteresowania zrobieniem interesu.

- Pośrednikiem jest któryś ze strażników? - zapytała spokojnie chcąc mieć jak najlepsze rozeznanie w tej sprawie. Nadmierne rozemocjonowanie mogło też ujść za przejaw braku profesjonalizmu.

- A to różnie. - Jorg nieco rozłożył dłonie na znak, że to nie taka prosta sprawa. Po czym wyjaśnił jak to działa. Nie był pewny czy poszczególni strażnicy coś wiedzą. Możliwe, że nie. Albo nie wszyscy lub nie wszystko. W każdym razie on jeszcze wciągnął w to śmieciarzy. Ci wjeżdżali na teren kazamat raz na tydzień aby zabrać odpadki na swój wóz. No i właściwie to robili tyle, że po prostu nie wszystko co lądowało na wozie to były odpadki. Potem wyjeżdżali z kazamat i na mieście ludzie Jorga za pewną opłatą odbierali to co odpadkami nie było a dało się wykorzystać w karczmie. Tak to działało do tej pory całkiem nieźle.

- Rozumiem. - pokiwała głową krzyżując ręce na klatce piersiowej - A co gdybym chciała jednego ze swoich przebrać za śmieciarza aby tam pojechał? - zapytała idąc według schematu, którym poszedł Karlik wysyłając z winem Silnego i Egona - Ewentualnie kogoś tam wprowadzić bądź niepostrzeżenie wywieść?

- Wywieźć? - Jorgensen zwrócił uwagę na to jedno słowo. - Chwila, chwila, myślałem, że chodzi o jakiś szmugielek. Coś dostarczyć, coś odebrać. Ale wywieźć kogoś stamtąd? Nie no co wy nie wygłupiajcie się. - łysy karczmarz uniósł ręcę do góry dając znać, że nie tego się spodziewał i nie chce ściągać na siebie kłopotów na ten swój cichy biznes korzystny dla wszystkich uczestników.

- Jakbyś wwiózł kogoś to dobrze aby go później ze sobą zabrać spowrotem. - zaśmiała się pod nosem widząc zakłopotaną minę gospodarza - A przyjmijmy, że chciałabym coś tam dostarczyć. Gdzie już na miejscu miałoby to szansę trafić? Ktoś sprawdza tam takie przesyłki? W które miejsca w kazamatach mogą wejść ci śmieciarze?

- Aaa… Takie coś. No tak, to ma sens. - słowa czarnowłosego gościa wyraźnie uspokoiły gospodarza. Odetchnął z ulgą i zastanowił się nad tym pytaniem.

- Chyba tego nie sprawdzają. Znaczy tego wozu. Tak mi się wydaje. W końcu to wóz z odpadkami. Zawsze przyjeżdżają ci sami to co tu sprawdzać? - zapytał raczej retorycznie i mówił jakby zazwyczaj tak to właśnie wyglądało.

- A na miejscu to oni wjeżdżają do środka pod kuchnię. I tam ładują to wszystko co się uzbierało przez ostatni tydzień. A jak coś dostarczyć to zależy co i komu. Im to coś mniejsze jak jakiś list czy coś małego to łatwiej. I najłatwiej to komuś z kuchni bo oni zwykle zajmują się tymi odpadkami i wozem. - dalej odpowiadał już mniej pewnie by nie bardzo wiedział o co dokładnie chodzi z tym przesyłaniem paczki.

- Powiedzmy więc, że chciałabym tam coś wysłać lub odebrać. - hipotetyzowała - Ile by mnie to kosztowało? Istniałaby możliwość aby jeden z moich ludzi na wcielił się w rolę takiego śmieciarza?

- Może. - karczmarz wzruszył potężnymi ramionami. Gabarytami prawie przypominał Kornasa. - To znaczy myślę, że dałoby się dogadać z tymi śmieciarzami na taką podmiankę. Ale to zawsze ryzyko, że strażnicy się pokapują albo przyczepią. No wiecie jak to z nowymi twarzami. - przyznał, że to nie do końca zależy od niego ale chyba powinno być możliwe.

- Jak ktoś się nie boi pobrudzić można jeszcze ukryć się w śmieciach. Strażnicy raczej ich nie sprawdzają. Jakby było to jako rutynowa wizyta to chyba powinno być tak, że przejeżdżają przez bramę i tyle. - Jorgensen podpowiedział jednak nieco inny sposób na dostanie i wydostanie się z kazamat. Chociaż niezbyt czysty.

- A nie wiesz może czy dałoby się wkręcić do kuchni? Znaczy do pracy. - zapytała cicha dotąd Łasica.

- Do kuchni? Może. Ale ciebie? - karczmarz skrzywił usta gdy myślał nad tym pytaniem. W końcu chyba domyślił się o kogo może chodzić w tym pytaniu. A łotrzyca kiwaniem głowy potwierdziła te domysły. - Nie wiem czy kobiety przyjmują. Zwłaszcza takie młode i ładne. Ale może? - wydawało się, że sam nie jest do końca pewny czy taki numer by przeszedł.

- A byłbyś w stanie wskazać nam jakiegoś który za kilka monet zapewniłby nam pomoc pozostając przy tym dyskretnym? - dopytała.

- Tak, raczej tak. No ale myślę, że czas ustalić co właściwie ode mnie oczekujecie i co za to oferujecie. - grubas w końcu widocznie uznał, że ten wstępny, rozpoznawczy etap co, kto, i jak mają już za sobą i czas przystąpić do konkretów. Wydawał się skory pomóc znajomym Czarnych ale nie charytatywnie.

- Oczekujemy tego o czym wspominałam wcześniej. - odparła - Muszę jednak jeszcze pomyśleć jak cała tą sprawę ugryźć. Nie będzie jednak to nic ponad to o czym była mowa. - uspokoiła karczmarza - A nawet jakby to wiązać się to będzie z odpowiednio wysoką gratyfikacją. - przeszła do kwestii zapłaty - Jeżeli zaś chodzi o rozliczenie. Hmmmm… To możemy rozliczać się albo w złocie albo pomóc sobie nawzajem. Za to, że ty dla nas coś robić my możemy zrobić coś dla ciebie.

- Wolałbym karliki jeśli łaska. - odparł gospodarz kiwając głową na znak wstępnej zgody na taki układ. - No ale ile to zależy od tego co chcecie. Przesłać komuś list czy paczkę jest łatwiej to i nie będę z was zdzierał. Trochę monet tu czy tam. No ale jak coś większego, kogoś tam przemycić no to już grubsza sprawa. To by było drożej. - wyglądało na to, że rzecz chyba powinna być do dogadania. Ot kwestia ustalenia ceny i celu takiej transakcji.

- A mógłbyś mi załatwić robotę w kazamatach? W jakiejś kuchni czy co oni tam mają. Nawet na zastępstwo, chociaż na parę dni. - Łasica wróciła do swojego wcześniejszego pytania co niby żartem ale ponoć wspomniała coś takiego podczas ostatniej swojej wizyty u strażników w bramie parę dni temu.

- Mogę popytać. Ale nic nie obiecuje. Może trzeba by komuś sypnąć groszem aby znalazł takie zapotrzebowanie. - Jorgensen tutaj też nie mówił jakby to było niemożliwe do zrealizowania. Ale wymaga nieco czasu, wysiłku no i brzdęków ale mogła być do załatwienia.

- A kto mógłby być adresatem takiego listu? - zapytała zainteresowana - Osadzony? - to by mocno mogło ułatwić im odbicie ów kobiety. Może jest coś czego potrzebuje po otrzymaniu czego dałby radę skontaktować się ze Starszym bądź nawet czmychnąć. Był to jednak daleko posunięty plan zakrawający o senne marzenie.

- Póki co trzymaj to na poczet załatwenia angażu dla mojej przyjaciółki, przyszłej współpracy i kontaktu do tych kucharzy. - wyciągnęła z sakwy kilka monet - Nie ukrywamy, że bardzo przydatną rzeczą byłby plan czy mapa tego co kryje się za murami. - dodała.

Postawny, łysy mężczyzna sprawnie przejął monety z sakiewki, przeliczył je dokładnie i wreszcie się uśmiechnął. Chyba pierwszy raz w tej rozmowie. Przesypał monety do swojej sakiewki i gdy ją zawiązał to zwrócił się do stojącej przed nim trójki.

- Pogadam z tym angażem. Niczego nie obiecuję. Ale może coś się uda. Ale to nie tak od razu. Może z parę dni potrwać. - powiedział prawie wesołym tonem jakby był mimo wszystko dobrej myśli z tym angażem. Łasica skinęła głową na znak, że to nie stanowi dla niej problemu.

- A dałoby się coś na nocne zmiany? - zapytała ciągnąć temat póki była okazja bo gospodarz widocznie był lepiej zorientowany co i jak w tych kazamatach niż oni.

- Nocna zmiana? Nie. Chyba nie. Kuchnia pracuje tylko w dzień. Potem wszystko zamykają i wszyscy wychodzą. - pokręcił głową na znak, że może miejskie lochy miały nieciekawą reputację na mieście ale jednak podlegały tym samym zasadom jak i bardzie standardowe przybytki.

- To cała obsługa wychodzi na noc? - dopytywała się dalej włamywaczka o niebieskich włosach.

- Chyba raczej tak. Na noc to tylko straż zostaje. - Jorgensen odparł ostrożnie nie bardzo chyba wiedząc do czego zmierza ciemnowłosa klientka. Ta pokiwała głową na znak, że rozumie i dalej nie drążyła tematu.

- A ten list? - zapytała o to co przed chwilą pytała jej przyjaciółka wskazując na nią brodą tak dla przypomnienia gospodarzowi o tej kwestii.

- List… No nie wiem komu byście chciały wysłać. Właściwie to raczej gryps. Coś krótkiego. Coś małego co łatwo schować i podrzucić jak strażnik patrzy w drugą stronę. No skazańcowi powinno się chyba udać tak podrzucić. Ci z kuchni rozwożą też żarcie po celach. - karzmarz z “Trzech ryb” też coś wiedział i na ten temat i takie coś też wydawało się być do zrobienia chociaż może nie tak od razu no i niosło ze sobą pewne ryzyko.

~ Mamy to. ~ pomyślała zadowolona z tego co udało im się dowiedzieć.

- Na kiedy uda ci się więc dowiedzieć co i jak z tym angażem? - spytała - Przed Festagiem się wyrobisz? - dobrze by było wiedzieć na czym stoją mimo iż w ocenie Ver to czego się dowiedziały już było kamieniem milowym na ich drodze do uwolnienia poszukiwanej przez nich kobiety.

- Spróbuję ale nie obiecuję. To też nie do końca zależy ode mnie. A jakbym nagle narobił rabanu to może się to wydać podejrzane. Lepiej dać działać sprawom swoim trybem. Jak coś będę wiedział mogę wam wysłać wiadomość. Tylko gdzie? - Jorgensen nie był do końca pewny co i jak to widocznie nie chciał się wkopać w jakieś zobowiązania na które jak sam mówił nie do końca miał wpływ. Ale dla zysku w karlikach wydawał się skory do podjęcia współpracy.

- "Mewa"? - spytała niepewnie spoglądając na Łasice.

Backertag (4/8); Wieczór; "Pod pełnymi żaglami"; Versana, Pirora, Łasica,

Łasica tryskała entuzjazmem niczym Brena dzisiaj rano wspominając “gorączkę” wcześniejszych nocy. Zdawała się nie przyjmować do wiadomości faktu iż ów nieznajoma może być jakimś szpiegiem zarówno ze strony ratuszu jak i łowców.

- A ty słyszałaś o tym jej ojcu? - Ver spytała starszą stażem przyjaciółkę, która wszak posiadała obszerniejszą wiedzę na temat, z którym tu przybyły - To ktoś znaczący?

- Pierwsze słyszę to nazwisko. Może wcześniej używali innego? - Łasica zrobiła usta w podkówkę ale pokręciła głową, że nazwisko van Dyke nic jej nie mówi. Ani jako szlachta, kupiec ani w półświatku. Uznała w końcu, że albo to naprawdę jest to ktoś nowy w mieście albo ktoś nieistotny.

- Nie wiem skąd Karlik ich wytrzasnął. Ale kto go tam wie jakie on ma znajomości. - rozłożyła ramiona na znak, że nie widzi sensu teraz tym się frasować.

- A mówił coś więcej o niej? Myślisz, że jest ładna? Albo lubi zabawić się z dziewczynami? Albo w ogóle zabawić? - skoro już widać było karczmę do jakiej zmierzały to i czas na te dywagacje się kończył. A Łasica była tak samo ciekawa tej nowej jak Versana gdy w południe Karlik jej o niej powiedział. A ulicznica rzeczywiście dowiedziała się o wszystkim dopiero od przyjaciółki gdy prosto po pracy przyszła do jej kamienicy.

Reakcja czarnowłosej kultystki była niemalże natychmiastowa. Wybuchnęła śmiechem klepiąc zgrabne pośladki swojej przyjaciółki.

- A wiesz, że o to samo zapytałam. - wyjaśniła co było przyczyną jej rechotu - Karlik jednak nie wie o niej zbyt wiele. No może poza tym, że jej ojciec zapewniał o tym iż niedaleko padło jabłko od jabłoni. - wzruszyła ramionami na znak, że niestety sama nie posiada zbyt wielu informacji na temat tajemniczej nieznajomej - Myślę jednak, że jej zidentyfikowanie nie powinno być trudnę. Jak to jakaś szlachcianka na obczyźnie to tak czy siak powinna mieć obok jakąś świtę. No i odróżniać się strojem. Bardziej mnie jednak interesuje jak ją wybadać. Wiesz. Czy jest po naszej stronie. Przecież nie spytamy jej o to wprost. - podzieliła soch nię z kochanką swoimi rozterkami na temat tego spotkania i jego dalszego przebiegu.

- Dlaczego nie? - Łasica pisnęła radośnie jak zawsze gdy dłoń przyjaciółki lądowała na jej pośladkach. Ale zaraz potem jak już rozmawiały o tej nowej zrobiła się troszkę poważniejsza.

- Ja bym się nie czaiła tylko zapytała o nią barmana. Poza tym jak Karlik mówi, że jej wysłał wiadomość to chyba powinna się kogoś od nas spodziewać. Nawet jeśli nie wie kogo. Ja bym zaczęła od gadki z barmanem. Ciekawe czy Rose dzisiaj będzie. Jakbyśmy nie znalazły tej nowej a trafiłaby się Rose to mam wrażenie, że to też nie byłby stracony wieczór. - Łasica zdradziła jakie ma swoje podejście do zaczęcia tej sprawy. No i plan na alternawywne spędzenie wieczoru gdyby nie zastały tej van Dyke. I sądząc po chochlikowym uśmieszku ta alternatywa też nie wydawała jej się jakoś strasznie przykra.

- Mi raczej chodzi o to co zrobimy gdy już ją zlokalizujemy i rozsiądziemy się przy wspólnym stole. - sprecyzowała co miała wcześniej na myśli - A co do Rosy to ja dziś już z nią się widziałam ale z panią kapitan spotkań nigdy mało. - zaznaczyła gdy zbliżały się już do karczmy.

- Farciara z ciebie. Ja swojej pani dzisiaj nawet nie widziałam. A Ana też rzucili gdzie indziej to nawet nie miałam z kim pogadać nie mówiąc o pakowaniu łap w ciekawe miejsca. - Łasica jak zwykle nie zapomniała aby ponarzekać na swoją ciężką i niewdzięczną pracę w jakiej wszyscy ją wykorzystywali ale nie tak jakby sobie tego życzyła.

- A z tą nową zobaczymy jak już ją znajdziemy. Mam nadzieję, że to żadna stara i brzydka raszpla. Jak ją znajdziemy to się zobaczy co dalej. - machnęła ręką i pchnęła drzwi do karczmy nie bawiąc się w jakieś skomplikowane planowanie. Widok był już całkiem znajomy. Znajome wnętrze, klimat, odgłosy i zapachy. Łasica gestem dała znać aby podejść do szynkwasu i tam się zresztą skierowała.

- Witaj gospodarzu. - stojąc już przy ladzie zagaiła do karczmarza, który właśnie przecierał ciemny, hebanowy blat wilgotnym kawałkiem materiału - Poprosze po kuflu grzańca dla mnie i mojej służki. - złożyła zamówienie uśmiechając się serdecznie do mężczyzny po drugiej stronie - Wybacz proszę moją bezpośredniość ale szukam mojej dalekiej krewnej. Doszły mnie słuchy, że gości u was jedna szlachcianka. Byłbyś tak miły i wskazał nam gdzie ona siedzi? - bez owijania w bawełnę wyjaśniła co jest celem ich przybycia - Dawno się nie widziałyśmy i boje się iż mogę jej nie poznać a nie chcę zaliczyć takiego nietaktu na samym wstępie. - dodała przesuwając po blacie zapłatę za zamówienie i ekstra napiwek zarazem.

- Pochwalony. A jak się zowie owa szlachcianka? - gospodarz wysłuchał co klientka ma do powiedzenia i skinął na kelnerkę stojącą za barem aby przygotowała zamówienie a sam kontynuował rozmowę z tak życzliwą panią i jej uprzejmą służką. Bo Łasica idealnie się wczuła w rolę i grzecznie dygnęła gdy pani przedstawiała ją jako swoją służkę i tak chyba razem udało im się zdobyć życzliwe spojrzenie karczmarza.

- Pirora van Dyke. - odparła krótko powtarzając personalia, o których wspominał popołudniem Karlik.

- Aha, panna van Dyke. Tak, jest u nas. Spróbujcie z tamtym smykiem. On dla niej pracuje. - karczmarz pokiwał głową jakby wszystko teraz było jasne i wskazał na chyba jedynego dzieciaka w lokalu. Siedział przy jednym ze stołów blisko szynkwasu i bawił się kostkami domina. Wyglądał dość pociesznie jak majtał nogami które z krzesła dla dorosłych nie sięgały mu podłogi.

- To jej syn? - mocno zdziwiona zapytała karczmarza upijając następnie nieco intensywnie parującego grzańca.

- Syn? Nie chyba nie. Raczej nie. Nie pytałem. Ale to chyba po prostu chłopiec na posyłki. - karczmarz sam się zdziwił takim pytaniem i chyba do końca nie był pewny jak to jest. Ale widocznie raczej nie dostrzegał pokrewieństwa między tym dzieciakiem a ową panienką o jakiej rozmawiali.

- Proszę panią czy mam do niego podejść i go zapytać o jego panią? - zapytała grzecznie Łasica świetnie się wczuwając w rolę pomocnej służącej.

- Skoro już zaproponowałaś nie będę ci zabraniać. - odparła z uśmiechem na ustach i puszczając oko koleżance tak by karczmarz nie zauważył.

- Dobrze proszę pani. - Łasica dygnęła grzecznie ale w głosie i spojrzeniu dała się wyczuć ta grzeszna słodycz jak zwykle gdy były same w sprawdzonym gronie i włamywaczka tak lubiła odgrywać rolę służącej. Teraz zaś podeszła do chłopca i rozmawiała z nim chwilę. Pewnie o nich bo chłopak spojrzał też na czekającą wdowę. A w końcu coś powiedział, zeskoczył z krzesła i poszedł gdzieś dalej. A służąca wróciła do swojej pani.

- To on. Poszedł jej zapytać czy nas przyjmie. Jest gdzieś tutaj. - kultystka o granatowych włosach streściła tą krótką rozmowę z małym smykiem. I obu zostało czekanie.

- No to czekamy. - wzruszyła ramionami opierając się następnie o szynkwas i popijając grzańca.

Chłopak, wrócił dość szybko i widać było jak zbliżając się do nich poprawia swoja postawe sklonił się obu kobietą i grzecznie zaczął wypowiadać słowa w stronę kobiety która nie wyglądała na służkę..

- Madame. Panienka van Drake zażywa teraz kąpieli a potem będzie uczestniczyć w ważnej dla niej kolacji. Jeśli Madame, przychodzi ze sprawą wagi życia i śmierci to musi się udać do łaźni. Jeśli to interesy lub wizyta towarzyska panna van Dake zaprasza jutro na wspólne śniadanie tutaj lub dobrej tawernie wskazanej przez madame. A także poucza Madame, że w dobrym takcie jest podanie swoich personaliów przy próbach kontaktu. - Po skończeniu Julius skłonił się lekko czekając na odpowiedź tajemniczej Madame,

Łasica wysłuchawszy dyspozycji z jakimi ten wrócił od swojej pracodawczyni, skinęła głową na znak, że przyjęła do wiadomości i odparła.

- Przekaż więc swojej pani iż przybyła do niej Versana van Darsen. - przedstawiła swoją koleżankę, której służkę zgrywała - Rzeknij też że przybyła w sprawie rekomendacji ojca panienki Pirory zjawiając się pod wskazanym adresem. Moja urocza chlebodawczyni była wszak zapowiadana. - odparła w oficjalnym tonie chłopcowi na posyłki.

- Czyli Madame ma polecenie od Nataniela van Dake? - Spytał się chłopak ale nie zdołał ukryć podejrzliwości wobec słów służki.

Łasica tylko pokiwała głową twierdząco nie wiedząc jak się nazywa poszukiwanej przez nich kobiety.

- Jeżeli chcesz spytaj swojej pani. - odparła - Jak nie to wskaż gdzie mamy zostawić swój ekwipunek i prowadź do łaźni.

- Problem w tym że ojciec panienki van Dake nie nazywa się Nataniel, może Madame powinna wrócić kiedy zdobędzie lepsza rekomendacje. Ale przekaże panience, że to Madame Versana van Darsen jej szukała - Powiedział młokos teraz już biła od niego ostrożność i nieufność do obu pań. Odwrócił się na pięcie ale tym razem ruszył na górę zamiast do pomieszczeń gdzie były pomieszczenia karczemnej łaźni.

- Poczekaj! - w ostatniej chwili wtrąciła się ta skromniej ubrana służka pani van Drasen. Jak chłopak się zatrzymał podeszła do niego i uklękła aby się z nim zrównać odpowiedniejszym poziomem.

- Powiedz swojej pani, że przesyłamy jej pozdrowienia od wujka Karla. Wujek bardzo cieszy się z jej przybycia ale na razie wysłał nas abyśmy ją powitały i zadbały czy niczego jej nie potrzeba. - powiedziała cichym i uważnym tonem starając się nie mówić zbyt szybko.

Chłopak zdecydowanie zmienił się z nieufnego do zaskoczonego a potem pokiwał głowa i usmiechnał się szeroko. - To o wiele lepsza rekomendacja Madame Darsen zapraszam. - Chłopak skierował się znów do łaźni i co parę kroków oglądał się z uśmiechem na obie kobiety. By w końcu stanąć na przeciwko jednych drzwi i zapukał. - Przyprowadziłem Madame Versane van Darsen, przyszła przekazać pozdrowienia.


---

Versana: - 15 PZ ("Trzy ryby"), - 1 PZ (Julius)
 
Pieczar jest offline