Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-03-2021, 15:28   #201
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); Zmierzch; "Trzy ryby"; Versana, Kornas, Łasica, Ricardo, Jorg

Ricardo czekał na nich opodal karczmy. Na szczęście Versana na spotkanie nie przybyła sama. Łasica zaraz po służbie w rezydencji van Hansenów zjawiła się u swojej kochanki zaś Koras chwilę przed tym jak miały ruszyć na spotkanie z Ricardo i niejakim Jogiem zameldował się w domu. Szli więc w trójkę nie wiedząc do końca czego powinni się spodziewać. Byli jednak dobrej myśli. Wszak gdyby udało się pozyskać takich sojuszników to sprawa kazamat mogłaby nabrać tempa.

- Widzę, że nie rzucasz słów na wiatr. - dość nietypowo przywitała jednego z ludzi Czarnego - Prowadź więc. Powinniśmy jednak coś wiedzieć nim wejdziemy? - wolała spytać. Nie chciała by pierwsze wrażenie jakie wywrze na szmuglerze wyszło niekorzystnie bo to później mogłoby rzutować na dalszy rozwój tej znajomości.

- Postarajcie się nie zrobić złego wrażenia na początek. Ja was przedstawię i potem spadam. Dalej gadajcie ze sobą sami. To już nie moja sprawa. - Ricardo obrzucił całą trójkę uważnym spojrzeniem. Poza Versaną nie prezentowali się zbyt okazale. Łasica jak zawsze gdy wracała prosto ze służby była w swojej nieciekawej, ciężkiej zimowej spódnicy więc nie robiła takiego wrażenia jak wówczas gdy miała na sobie swoje ulubione, skórzane spodnie. A Kornas po całym dniu łażenia po śniegu i mrozie trzymał się całkiem nieźle. Ale dało się wyczuć, że trochę dało mu to w kość i pewnie wolałby zostać w domu, ogrzać się i wyspać. A tak zdążył tylko zjeść obiad. Ale nie narzekał.

- O to się nie martw. - odparła z najbardziej uroczym uśmiechem na buzi jaki potrafiłą zaprezentować.

- To tutaj. - rzekł półgłosem Ricardo kiwając głową przed siebie. Rzeczywiście ze dwie kamienice dalej już było widać szyld z trzema rybami w herbie zdradzając miejsce dokąd zmierzają.

Ver rozejrzała się po okolicy aby upewnić się czy nikt podejrzany nie kręci się po niej. Nie widząc jednak nic podejrzanego stwierdziłą, że nie ma co dalej zwlekać.

- Chodźmy więc. - rzuciła pewnie - Czas to pieniądz.

Ricardo w roli przewodnika rzeczywiście sprawdził się bardzo dobrze. Poprowadził trójkę do wnętrza tawerny która jakoś nie robiła wielkiego wrażenie. Taka tania, rybna jadłodajnia. Aż trudno było uwierzyć, że może mieć cokolwiek wspólnego z kazamatami. Sam oberżysta też nie wyglądał jakoś podejrzanie. Spory brzuch, kolczyk w uchu, szara koszula. Można by tutaj u niego zamówić, zjeść, zapłacić, wyjsć i na drugi dzień pewnie byłoby trudno coś o nim powiedzieć. Ale Ricardo kazał poczekać całej trójce przy szynkwasie a sam dość pewnym siebie głosem poprosił go na rozmowę. Zupełnie jakby to on tutaj rozdawał karty. No albo tak działał ogólnie autorytet Czarnych i ich szefa.

- Mam nadzieję, że nie gadają o tym jak nas wyfiletować na tym zapleczu. - mruknęła Łasica chyba trochę niezadowolona, że muszą się zdać na wynik tych negocjacji. A swoimi złodziejskimi rączkami nachyliła się nad szynkwasem i zwinęła miskę gotowych tostów częstując siebie i pozostałą dwójkę. Kornas bez wahania po nie sięgnął i wgryzł się w chrupiące i pachnące pieczywo. Zjedli gdzieś po dwa kęsy gdy pozostała dwójka pokazała się ponownie. Tyle, że karczmarz został przy wejściu na zaplecze a Ricardo do nich wrócił.

- Dobra załatwiłem wam wejściówkę. Powiedziałem, że jesteście przyjaciółmi Czarnego i Czarny by był zadowolony gdybyście się dogadali. Oczywiście to ściema ale jak dobrze pójdzie to nie będzie hecy. No a dalej to idźcie do niego i już się dogadujcie sami. Ja swoje zrobiłem. - Ricardo streścił im na jakich prawach wchodzą na zaplecze. Wyglądało, że sam też niejako rzucił swój autorytet na szalę. Zwłaszcza jakby sprawa się rypła i dotarła do jego szefa. Ale dzięki temu karczmarz nie brał ich za całkiem obcych i powinien być bardziej skłonny do okazania zaufania i gotowy. Ale ostatecznie piłeczka do rozegrania tego spotkania czekała na środku stołu negocjacyjnego gdzieś tam na zapleczu.

- Znakomicie. - wstępne wątpliwości jakoby trochę zanikły - Nim odejdziesz mam jeszcze jedno niedyskretne pytanie do ciebie. Wiadomo ci cokolwiek na temat dezerterów i ładunku jaki transportowali nim prysneli? - mówiła cicho nie chcąc by pozostali z gości usłyszeli cokolwiek z tego o co pytała.

- Może. - odparł po chwili szukania natchnienia w okopconych belkach sufitu. - Ale to już chyba byłby następny interes. - wrócił spojrzeniem do rozmówczyni z cwaniackim uśmiechem po czym machnął dłonią na pożegnanie i wyszedł z karczmy. Na a w zamian czekał na nich Bader wciąż stojąc przy wejściu na zaplecze.

Versana więc skinęła mu krótko głową by się przywitać i ruszyła w jego kierunku.

Cała trójka ruszyła na zaplecze pod przewodem gospodarza. Ten poprowadził ich do kuchni a potem do jakiegoś magazynu. Nie było tu żadnego stołu ani nic do siedzenia więc wszyscy musieli rozmawiać na stojąco. Ale też negocjacje nie zapowiadały się na zbyt długie.

- To tak… Ricardo mówił, że macie interes do zrobienia. Ale bez szczegółów. To o co właściwie chodzi? - Jorg patrzył na całą trójkę chyba nie bardzo wiedząc kto z tej trójki jest najważniejszy. Odruchowo zaczął kierować uwagę ku kobietom bo Kornas rzadko sprawiał wrażenie bystrzaka i teraz też nie było inaczej.

- Słyszeliśmy, że masz dojście zapewniające dostęp do środka kazamat. - bezpardonowo odparła wdowa - Nie mamy zamiar ingerować w twój interes bylibyśmy jednak zainteresowanie dostaniem się tam. - objaśniła co sprowadza ich do kontaktu poleconego im przez człowieka Petera - Nie pogardzimy również wszelakimi informacjami tyczącymi się zarówno tego przybytku jak i klawiszy tam pracujących. - dodała czekając na reakcję gospodarza.

- Aha. O takie coś się rozchodzi. - łysoł pokiwał swoją łysiną i machinalnie przetarł trzymaną ścierką dłonie bez jednego małego palca. Podumał nad tym chwilę pokiwał głową, pokręcił i cmoknął na koniec.

- No tak, mam pewnie układy w kazamatach. Ale nie bardzo tak aby się tam dostać. Tylko odbieram towar co i tak miałby być do wyrzucenia. Ale nie wchodzę do środka. Przez pośrednika to załatwiam. - ostrożnie nakreślił jak to dokładniej wygląda z tymi kazamatami aby nie było, że tam wchodzi i wychodzi jak chce. Teraz czekał czy trójka gości dalej jest zainteresowania zrobieniem interesu.

- Pośrednikiem jest któryś ze strażników? - zapytała spokojnie chcąc mieć jak najlepsze rozeznanie w tej sprawie. Nadmierne rozemocjonowanie mogło też ujść za przejaw braku profesjonalizmu.

- A to różnie. - Jorg nieco rozłożył dłonie na znak, że to nie taka prosta sprawa. Po czym wyjaśnił jak to działa. Nie był pewny czy poszczególni strażnicy coś wiedzą. Możliwe, że nie. Albo nie wszyscy lub nie wszystko. W każdym razie on jeszcze wciągnął w to śmieciarzy. Ci wjeżdżali na teren kazamat raz na tydzień aby zabrać odpadki na swój wóz. No i właściwie to robili tyle, że po prostu nie wszystko co lądowało na wozie to były odpadki. Potem wyjeżdżali z kazamat i na mieście ludzie Jorga za pewną opłatą odbierali to co odpadkami nie było a dało się wykorzystać w karczmie. Tak to działało do tej pory całkiem nieźle.

- Rozumiem. - pokiwała głową krzyżując ręce na klatce piersiowej - A co gdybym chciała jednego ze swoich przebrać za śmieciarza aby tam pojechał? - zapytała idąc według schematu, którym poszedł Karlik wysyłając z winem Silnego i Egona - Ewentualnie kogoś tam wprowadzić bądź niepostrzeżenie wywieść?

- Wywieźć? - Jorgensen zwrócił uwagę na to jedno słowo. - Chwila, chwila, myślałem, że chodzi o jakiś szmugielek. Coś dostarczyć, coś odebrać. Ale wywieźć kogoś stamtąd? Nie no co wy nie wygłupiajcie się. - łysy karczmarz uniósł ręcę do góry dając znać, że nie tego się spodziewał i nie chce ściągać na siebie kłopotów na ten swój cichy biznes korzystny dla wszystkich uczestników.

- Jakbyś wwiózł kogoś to dobrze aby go później ze sobą zabrać spowrotem. - zaśmiała się pod nosem widząc zakłopotaną minę gospodarza - A przyjmijmy, że chciałabym coś tam dostarczyć. Gdzie już na miejscu miałoby to szansę trafić? Ktoś sprawdza tam takie przesyłki? W które miejsca w kazamatach mogą wejść ci śmieciarze?

- Aaa… Takie coś. No tak, to ma sens. - słowa czarnowłosego gościa wyraźnie uspokoiły gospodarza. Odetchnął z ulgą i zastanowił się nad tym pytaniem.

- Chyba tego nie sprawdzają. Znaczy tego wozu. Tak mi się wydaje. W końcu to wóz z odpadkami. Zawsze przyjeżdżają ci sami to co tu sprawdzać? - zapytał raczej retorycznie i mówił jakby zazwyczaj tak to właśnie wyglądało.

- A na miejscu to oni wjeżdżają do środka pod kuchnię. I tam ładują to wszystko co się uzbierało przez ostatni tydzień. A jak coś dostarczyć to zależy co i komu. Im to coś mniejsze jak jakiś list czy coś małego to łatwiej. I najłatwiej to komuś z kuchni bo oni zwykle zajmują się tymi odpadkami i wozem. - dalej odpowiadał już mniej pewnie by nie bardzo wiedział o co dokładnie chodzi z tym przesyłaniem paczki.

- Powiedzmy więc, że chciałabym tam coś wysłać lub odebrać. - hipotetyzowała - Ile by mnie to kosztowało? Istniałaby możliwość aby jeden z moich ludzi na wcielił się w rolę takiego śmieciarza?

- Może. - karczmarz wzruszył potężnymi ramionami. Gabarytami prawie przypominał Kornasa. - To znaczy myślę, że dałoby się dogadać z tymi śmieciarzami na taką podmiankę. Ale to zawsze ryzyko, że strażnicy się pokapują albo przyczepią. No wiecie jak to z nowymi twarzami. - przyznał, że to nie do końca zależy od niego ale chyba powinno być możliwe.

- Jak ktoś się nie boi pobrudzić można jeszcze ukryć się w śmieciach. Strażnicy raczej ich nie sprawdzają. Jakby było to jako rutynowa wizyta to chyba powinno być tak, że przejeżdżają przez bramę i tyle. - Jorgensen podpowiedział jednak nieco inny sposób na dostanie i wydostanie się z kazamat. Chociaż niezbyt czysty.

- A nie wiesz może czy dałoby się wkręcić do kuchni? Znaczy do pracy. - zapytała cicha dotąd Łasica.

- Do kuchni? Może. Ale ciebie? - karczmarz skrzywił usta gdy myślał nad tym pytaniem. W końcu chyba domyślił się o kogo może chodzić w tym pytaniu. A łotrzyca kiwaniem głowy potwierdziła te domysły. - Nie wiem czy kobiety przyjmują. Zwłaszcza takie młode i ładne. Ale może? - wydawało się, że sam nie jest do końca pewny czy taki numer by przeszedł.

- A byłbyś w stanie wskazać nam jakiegoś który za kilka monet zapewniłby nam pomoc pozostając przy tym dyskretnym? - dopytała.

- Tak, raczej tak. No ale myślę, że czas ustalić co właściwie ode mnie oczekujecie i co za to oferujecie. - grubas w końcu widocznie uznał, że ten wstępny, rozpoznawczy etap co, kto, i jak mają już za sobą i czas przystąpić do konkretów. Wydawał się skory pomóc znajomym Czarnych ale nie charytatywnie.

- Oczekujemy tego o czym wspominałam wcześniej. - odparła - Muszę jednak jeszcze pomyśleć jak cała tą sprawę ugryźć. Nie będzie jednak to nic ponad to o czym była mowa. - uspokoiła karczmarza - A nawet jakby to wiązać się to będzie z odpowiednio wysoką gratyfikacją. - przeszła do kwestii zapłaty - Jeżeli zaś chodzi o rozliczenie. Hmmmm… To możemy rozliczać się albo w złocie albo pomóc sobie nawzajem. Za to, że ty dla nas coś robić my możemy zrobić coś dla ciebie.

- Wolałbym karliki jeśli łaska. - odparł gospodarz kiwając głową na znak wstępnej zgody na taki układ. - No ale ile to zależy od tego co chcecie. Przesłać komuś list czy paczkę jest łatwiej to i nie będę z was zdzierał. Trochę monet tu czy tam. No ale jak coś większego, kogoś tam przemycić no to już grubsza sprawa. To by było drożej. - wyglądało na to, że rzecz chyba powinna być do dogadania. Ot kwestia ustalenia ceny i celu takiej transakcji.

- A mógłbyś mi załatwić robotę w kazamatach? W jakiejś kuchni czy co oni tam mają. Nawet na zastępstwo, chociaż na parę dni. - Łasica wróciła do swojego wcześniejszego pytania co niby żartem ale ponoć wspomniała coś takiego podczas ostatniej swojej wizyty u strażników w bramie parę dni temu.

- Mogę popytać. Ale nic nie obiecuje. Może trzeba by komuś sypnąć groszem aby znalazł takie zapotrzebowanie. - Jorgensen tutaj też nie mówił jakby to było niemożliwe do zrealizowania. Ale wymaga nieco czasu, wysiłku no i brzdęków ale mogła być do załatwienia.

- A kto mógłby być adresatem takiego listu? - zapytała zainteresowana - Osadzony? - to by mocno mogło ułatwić im odbicie ów kobiety. Może jest coś czego potrzebuje po otrzymaniu czego dałby radę skontaktować się ze Starszym bądź nawet czmychnąć. Był to jednak daleko posunięty plan zakrawający o senne marzenie.

- Póki co trzymaj to na poczet załatwenia angażu dla mojej przyjaciółki, przyszłej współpracy i kontaktu do tych kucharzy. - wyciągnęła z sakwy kilka monet - Nie ukrywamy, że bardzo przydatną rzeczą byłby plan czy mapa tego co kryje się za murami. - dodała.

Postawny, łysy mężczyzna sprawnie przejął monety z sakiewki, przeliczył je dokładnie i wreszcie się uśmiechnął. Chyba pierwszy raz w tej rozmowie. Przesypał monety do swojej sakiewki i gdy ją zawiązał to zwrócił się do stojącej przed nim trójki.

- Pogadam z tym angażem. Niczego nie obiecuję. Ale może coś się uda. Ale to nie tak od razu. Może z parę dni potrwać. - powiedział prawie wesołym tonem jakby był mimo wszystko dobrej myśli z tym angażem. Łasica skinęła głową na znak, że to nie stanowi dla niej problemu.

- A dałoby się coś na nocne zmiany? - zapytała ciągnąć temat póki była okazja bo gospodarz widocznie był lepiej zorientowany co i jak w tych kazamatach niż oni.

- Nocna zmiana? Nie. Chyba nie. Kuchnia pracuje tylko w dzień. Potem wszystko zamykają i wszyscy wychodzą. - pokręcił głową na znak, że może miejskie lochy miały nieciekawą reputację na mieście ale jednak podlegały tym samym zasadom jak i bardzie standardowe przybytki.

- To cała obsługa wychodzi na noc? - dopytywała się dalej włamywaczka o niebieskich włosach.

- Chyba raczej tak. Na noc to tylko straż zostaje. - Jorgensen odparł ostrożnie nie bardzo chyba wiedząc do czego zmierza ciemnowłosa klientka. Ta pokiwała głową na znak, że rozumie i dalej nie drążyła tematu.

- A ten list? - zapytała o to co przed chwilą pytała jej przyjaciółka wskazując na nią brodą tak dla przypomnienia gospodarzowi o tej kwestii.

- List… No nie wiem komu byście chciały wysłać. Właściwie to raczej gryps. Coś krótkiego. Coś małego co łatwo schować i podrzucić jak strażnik patrzy w drugą stronę. No skazańcowi powinno się chyba udać tak podrzucić. Ci z kuchni rozwożą też żarcie po celach. - karzmarz z “Trzech ryb” też coś wiedział i na ten temat i takie coś też wydawało się być do zrobienia chociaż może nie tak od razu no i niosło ze sobą pewne ryzyko.

~ Mamy to. ~ pomyślała zadowolona z tego co udało im się dowiedzieć.

- Na kiedy uda ci się więc dowiedzieć co i jak z tym angażem? - spytała - Przed Festagiem się wyrobisz? - dobrze by było wiedzieć na czym stoją mimo iż w ocenie Ver to czego się dowiedziały już było kamieniem milowym na ich drodze do uwolnienia poszukiwanej przez nich kobiety.

- Spróbuję ale nie obiecuję. To też nie do końca zależy ode mnie. A jakbym nagle narobił rabanu to może się to wydać podejrzane. Lepiej dać działać sprawom swoim trybem. Jak coś będę wiedział mogę wam wysłać wiadomość. Tylko gdzie? - Jorgensen nie był do końca pewny co i jak to widocznie nie chciał się wkopać w jakieś zobowiązania na które jak sam mówił nie do końca miał wpływ. Ale dla zysku w karlikach wydawał się skory do podjęcia współpracy.

- "Mewa"? - spytała niepewnie spoglądając na Łasice.

Backertag (4/8); Wieczór; "Pod pełnymi żaglami"; Versana, Pirora, Łasica,

Łasica tryskała entuzjazmem niczym Brena dzisiaj rano wspominając “gorączkę” wcześniejszych nocy. Zdawała się nie przyjmować do wiadomości faktu iż ów nieznajoma może być jakimś szpiegiem zarówno ze strony ratuszu jak i łowców.

- A ty słyszałaś o tym jej ojcu? - Ver spytała starszą stażem przyjaciółkę, która wszak posiadała obszerniejszą wiedzę na temat, z którym tu przybyły - To ktoś znaczący?

- Pierwsze słyszę to nazwisko. Może wcześniej używali innego? - Łasica zrobiła usta w podkówkę ale pokręciła głową, że nazwisko van Dyke nic jej nie mówi. Ani jako szlachta, kupiec ani w półświatku. Uznała w końcu, że albo to naprawdę jest to ktoś nowy w mieście albo ktoś nieistotny.

- Nie wiem skąd Karlik ich wytrzasnął. Ale kto go tam wie jakie on ma znajomości. - rozłożyła ramiona na znak, że nie widzi sensu teraz tym się frasować.

- A mówił coś więcej o niej? Myślisz, że jest ładna? Albo lubi zabawić się z dziewczynami? Albo w ogóle zabawić? - skoro już widać było karczmę do jakiej zmierzały to i czas na te dywagacje się kończył. A Łasica była tak samo ciekawa tej nowej jak Versana gdy w południe Karlik jej o niej powiedział. A ulicznica rzeczywiście dowiedziała się o wszystkim dopiero od przyjaciółki gdy prosto po pracy przyszła do jej kamienicy.

Reakcja czarnowłosej kultystki była niemalże natychmiastowa. Wybuchnęła śmiechem klepiąc zgrabne pośladki swojej przyjaciółki.

- A wiesz, że o to samo zapytałam. - wyjaśniła co było przyczyną jej rechotu - Karlik jednak nie wie o niej zbyt wiele. No może poza tym, że jej ojciec zapewniał o tym iż niedaleko padło jabłko od jabłoni. - wzruszyła ramionami na znak, że niestety sama nie posiada zbyt wielu informacji na temat tajemniczej nieznajomej - Myślę jednak, że jej zidentyfikowanie nie powinno być trudnę. Jak to jakaś szlachcianka na obczyźnie to tak czy siak powinna mieć obok jakąś świtę. No i odróżniać się strojem. Bardziej mnie jednak interesuje jak ją wybadać. Wiesz. Czy jest po naszej stronie. Przecież nie spytamy jej o to wprost. - podzieliła soch nię z kochanką swoimi rozterkami na temat tego spotkania i jego dalszego przebiegu.

- Dlaczego nie? - Łasica pisnęła radośnie jak zawsze gdy dłoń przyjaciółki lądowała na jej pośladkach. Ale zaraz potem jak już rozmawiały o tej nowej zrobiła się troszkę poważniejsza.

- Ja bym się nie czaiła tylko zapytała o nią barmana. Poza tym jak Karlik mówi, że jej wysłał wiadomość to chyba powinna się kogoś od nas spodziewać. Nawet jeśli nie wie kogo. Ja bym zaczęła od gadki z barmanem. Ciekawe czy Rose dzisiaj będzie. Jakbyśmy nie znalazły tej nowej a trafiłaby się Rose to mam wrażenie, że to też nie byłby stracony wieczór. - Łasica zdradziła jakie ma swoje podejście do zaczęcia tej sprawy. No i plan na alternawywne spędzenie wieczoru gdyby nie zastały tej van Dyke. I sądząc po chochlikowym uśmieszku ta alternatywa też nie wydawała jej się jakoś strasznie przykra.

- Mi raczej chodzi o to co zrobimy gdy już ją zlokalizujemy i rozsiądziemy się przy wspólnym stole. - sprecyzowała co miała wcześniej na myśli - A co do Rosy to ja dziś już z nią się widziałam ale z panią kapitan spotkań nigdy mało. - zaznaczyła gdy zbliżały się już do karczmy.

- Farciara z ciebie. Ja swojej pani dzisiaj nawet nie widziałam. A Ana też rzucili gdzie indziej to nawet nie miałam z kim pogadać nie mówiąc o pakowaniu łap w ciekawe miejsca. - Łasica jak zwykle nie zapomniała aby ponarzekać na swoją ciężką i niewdzięczną pracę w jakiej wszyscy ją wykorzystywali ale nie tak jakby sobie tego życzyła.

- A z tą nową zobaczymy jak już ją znajdziemy. Mam nadzieję, że to żadna stara i brzydka raszpla. Jak ją znajdziemy to się zobaczy co dalej. - machnęła ręką i pchnęła drzwi do karczmy nie bawiąc się w jakieś skomplikowane planowanie. Widok był już całkiem znajomy. Znajome wnętrze, klimat, odgłosy i zapachy. Łasica gestem dała znać aby podejść do szynkwasu i tam się zresztą skierowała.

- Witaj gospodarzu. - stojąc już przy ladzie zagaiła do karczmarza, który właśnie przecierał ciemny, hebanowy blat wilgotnym kawałkiem materiału - Poprosze po kuflu grzańca dla mnie i mojej służki. - złożyła zamówienie uśmiechając się serdecznie do mężczyzny po drugiej stronie - Wybacz proszę moją bezpośredniość ale szukam mojej dalekiej krewnej. Doszły mnie słuchy, że gości u was jedna szlachcianka. Byłbyś tak miły i wskazał nam gdzie ona siedzi? - bez owijania w bawełnę wyjaśniła co jest celem ich przybycia - Dawno się nie widziałyśmy i boje się iż mogę jej nie poznać a nie chcę zaliczyć takiego nietaktu na samym wstępie. - dodała przesuwając po blacie zapłatę za zamówienie i ekstra napiwek zarazem.

- Pochwalony. A jak się zowie owa szlachcianka? - gospodarz wysłuchał co klientka ma do powiedzenia i skinął na kelnerkę stojącą za barem aby przygotowała zamówienie a sam kontynuował rozmowę z tak życzliwą panią i jej uprzejmą służką. Bo Łasica idealnie się wczuła w rolę i grzecznie dygnęła gdy pani przedstawiała ją jako swoją służkę i tak chyba razem udało im się zdobyć życzliwe spojrzenie karczmarza.

- Pirora van Dyke. - odparła krótko powtarzając personalia, o których wspominał popołudniem Karlik.

- Aha, panna van Dyke. Tak, jest u nas. Spróbujcie z tamtym smykiem. On dla niej pracuje. - karczmarz pokiwał głową jakby wszystko teraz było jasne i wskazał na chyba jedynego dzieciaka w lokalu. Siedział przy jednym ze stołów blisko szynkwasu i bawił się kostkami domina. Wyglądał dość pociesznie jak majtał nogami które z krzesła dla dorosłych nie sięgały mu podłogi.

- To jej syn? - mocno zdziwiona zapytała karczmarza upijając następnie nieco intensywnie parującego grzańca.

- Syn? Nie chyba nie. Raczej nie. Nie pytałem. Ale to chyba po prostu chłopiec na posyłki. - karczmarz sam się zdziwił takim pytaniem i chyba do końca nie był pewny jak to jest. Ale widocznie raczej nie dostrzegał pokrewieństwa między tym dzieciakiem a ową panienką o jakiej rozmawiali.

- Proszę panią czy mam do niego podejść i go zapytać o jego panią? - zapytała grzecznie Łasica świetnie się wczuwając w rolę pomocnej służącej.

- Skoro już zaproponowałaś nie będę ci zabraniać. - odparła z uśmiechem na ustach i puszczając oko koleżance tak by karczmarz nie zauważył.

- Dobrze proszę pani. - Łasica dygnęła grzecznie ale w głosie i spojrzeniu dała się wyczuć ta grzeszna słodycz jak zwykle gdy były same w sprawdzonym gronie i włamywaczka tak lubiła odgrywać rolę służącej. Teraz zaś podeszła do chłopca i rozmawiała z nim chwilę. Pewnie o nich bo chłopak spojrzał też na czekającą wdowę. A w końcu coś powiedział, zeskoczył z krzesła i poszedł gdzieś dalej. A służąca wróciła do swojej pani.

- To on. Poszedł jej zapytać czy nas przyjmie. Jest gdzieś tutaj. - kultystka o granatowych włosach streściła tą krótką rozmowę z małym smykiem. I obu zostało czekanie.

- No to czekamy. - wzruszyła ramionami opierając się następnie o szynkwas i popijając grzańca.

Chłopak, wrócił dość szybko i widać było jak zbliżając się do nich poprawia swoja postawe sklonił się obu kobietą i grzecznie zaczął wypowiadać słowa w stronę kobiety która nie wyglądała na służkę..

- Madame. Panienka van Drake zażywa teraz kąpieli a potem będzie uczestniczyć w ważnej dla niej kolacji. Jeśli Madame, przychodzi ze sprawą wagi życia i śmierci to musi się udać do łaźni. Jeśli to interesy lub wizyta towarzyska panna van Dake zaprasza jutro na wspólne śniadanie tutaj lub dobrej tawernie wskazanej przez madame. A także poucza Madame, że w dobrym takcie jest podanie swoich personaliów przy próbach kontaktu. - Po skończeniu Julius skłonił się lekko czekając na odpowiedź tajemniczej Madame,

Łasica wysłuchawszy dyspozycji z jakimi ten wrócił od swojej pracodawczyni, skinęła głową na znak, że przyjęła do wiadomości i odparła.

- Przekaż więc swojej pani iż przybyła do niej Versana van Darsen. - przedstawiła swoją koleżankę, której służkę zgrywała - Rzeknij też że przybyła w sprawie rekomendacji ojca panienki Pirory zjawiając się pod wskazanym adresem. Moja urocza chlebodawczyni była wszak zapowiadana. - odparła w oficjalnym tonie chłopcowi na posyłki.

- Czyli Madame ma polecenie od Nataniela van Dake? - Spytał się chłopak ale nie zdołał ukryć podejrzliwości wobec słów służki.

Łasica tylko pokiwała głową twierdząco nie wiedząc jak się nazywa poszukiwanej przez nich kobiety.

- Jeżeli chcesz spytaj swojej pani. - odparła - Jak nie to wskaż gdzie mamy zostawić swój ekwipunek i prowadź do łaźni.

- Problem w tym że ojciec panienki van Dake nie nazywa się Nataniel, może Madame powinna wrócić kiedy zdobędzie lepsza rekomendacje. Ale przekaże panience, że to Madame Versana van Darsen jej szukała - Powiedział młokos teraz już biła od niego ostrożność i nieufność do obu pań. Odwrócił się na pięcie ale tym razem ruszył na górę zamiast do pomieszczeń gdzie były pomieszczenia karczemnej łaźni.

- Poczekaj! - w ostatniej chwili wtrąciła się ta skromniej ubrana służka pani van Drasen. Jak chłopak się zatrzymał podeszła do niego i uklękła aby się z nim zrównać odpowiedniejszym poziomem.

- Powiedz swojej pani, że przesyłamy jej pozdrowienia od wujka Karla. Wujek bardzo cieszy się z jej przybycia ale na razie wysłał nas abyśmy ją powitały i zadbały czy niczego jej nie potrzeba. - powiedziała cichym i uważnym tonem starając się nie mówić zbyt szybko.

Chłopak zdecydowanie zmienił się z nieufnego do zaskoczonego a potem pokiwał głowa i usmiechnał się szeroko. - To o wiele lepsza rekomendacja Madame Darsen zapraszam. - Chłopak skierował się znów do łaźni i co parę kroków oglądał się z uśmiechem na obie kobiety. By w końcu stanąć na przeciwko jednych drzwi i zapukał. - Przyprowadziłem Madame Versane van Darsen, przyszła przekazać pozdrowienia.


---

Versana: - 15 PZ ("Trzy ryby"), - 1 PZ (Julius)
 
Pieczar jest offline  
Stary 26-03-2021, 15:36   #202
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
*Miejsce* Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
*Czas* 2519.I.28; Backertag (4/8); Wczesny wieczór
Łaźnia Pirora i Irina.



Przygotowanie kąpieli w tawernie trochę trwało dało to Pirorze czas by przejrzeć tomiki poezji i wybrać w końcu jeden. Tomik był wydany trzy lata wcześniej cieszył się powodzeniem u wyższych sferach, pewnie przez to z to że wiele wierszy mówiło o dobrobycie i wesołym wypoczynku po zbiorach czyli hulanki i rozpusta ulubiony temat szlachciców ale przemyciło się tam parę poważnych wierszy o przemijaniu i śmierci.
Zapakowała tomik w jeden kawałek zielonego materiału ozdobiony czerwono pomarańczowym kwiecistym haftem. Irina w czasie podróży zagospodarowywała tak swój wolny czas bezczynności. Przewiązała go jedną z czerwonych wstążek bo tych miała najwięcej i włożyła pakunek do swojej torby.
Chwile później pojawiła się Irina i obie zeszły do laźni. Chwilowo było tutaj pusto co nawet odpowiadało malarce mogła się wyciszyć przed kolacją z de la Vegą. Irina zajęła się rozebraniem blondynki i kiedy ta zanurzyła się w bali zaczęła delikatnie obmywać ją przy pomocy myjki. Delikatny zapach fiołków unosił się w powietrzu dzięki olejkowi dolanemu do kapeli.



- Na kolacje pójdę w tym samym ubraniu na szczęście nie poplamiłam go farbami. Choć na przyszłość przyda mi się nowy fartuch… kiedy będę na tej wycieczce pójdziesz z Juliusem do miasta i spróbujcie znaleźć sklep z materiałami. Nie wydajcie fortuny to fartuch do malowania nie gotowania może być z materiału za grosze. Ty wiesz jaki fartuch miałam w domu, uszyjesz mi go. A jakby się okazało że będę musiała być gdzie indziej w pojutrze to niech ci Kerstin pomoże. - Pirora mówiła powoli i spokojnie. - Zapleciesz mi na nowo warkocz tak bym mogła łatwo go rozpuścić? Jak pójdę na kolację nie będziesz mi potrzebna do końca dnia sama sobie poradzę przed snem. - Chwilę później blondynka poczuła jak nie ma służka zaczyna powoli rozczesywać jej włosy. Było to bardzo miłe uczucie.

W tą spokojną i intymną atmosferę wdarło się pukanie do drzwi. - To ja, Julius. - z zewnątrz rozległ się znajomy, dziecięcy głos małego posłańca. Irina spojrzała pytająco na swoją panią czy ma mu otworzyć drzwi bo pewnie przyszedł z jakąś wiadomością.
- Wpuść go. - Powiedziała leniwie opierając szyje o kant bali. Kiedy Julius wszedł i przekazał jej informację o szukających jej kobietach, niestety nie powiedziały po co ani nie przedstawiły się młodzieńcowi. Z jednej strony Pirora wolała znać nazwiska tych co do niej przychodzą. Z drugiej strony strony nie podały hasła wiec trudno było określić po co przyszły.


- Achhh...no dobrze Julius słuchaj bo będzie długo. Pójdziesz do nich i powiesz tej co wygląda na ważniejszą, nie bawimy się w kółko szeptane. Powiesz że panienka van Dake w tej chwili zażywa kąpieli a potem jest już umówiona na kolacje. Jeśli przychodzą ze sprawą “życia i śmierci” muszą przyjść do łaźni, jeśli wizyta w interesach lub towarzyska to zapraszam je jutro na śniadanie. I dodaj że w dobrej formie jest podać swoje nazwisko prosząc o audiencje. A i bądź nienagannie grzeczny nic poniżej perfekcji. A teraz leć. - Popędziła go Pirora wracając do relaksującej kąpieli. - Ironi na wszelki wypadek zasuń tą portiere.


Pirora czekała za improwizowana zasłoną z białej tkaniny aż Julius wróci z odpowiedzią tajemniczych kobiet albo jeśli uznają że to rzeczywiście sprawa wagi życia i śmierci na same kobiety. No chyba ze to kultystki od ‘Wujaszka Karla” wtedy nie zdziwiłaby się gdyby skorzystały z tej opcji. I nie myliła się po jakimś czasie do drzwi zapukał Julius i do środka wkroczyły dwie osoby. Pirora od razu skojarzyła nazwisko wymienione wcześniej przez Naji.


- Witam i przepraszam za warunki w jakich przyjmuje. Niestety kiedy jest się skazanym być na ojczyźnie i braku własnego kąta trzeba lubić co się ma. - Odezwał się zza zasłony miły dziewczęcy głos, na tkaninie widać było cień rzucany przez kogoś w wannie i drugą osobę zaplatającą włosy kąpiącej się osoby. W pomieszczeniu było ciepło pewnie od parującej wody i unosił się zapach fiołków zapewne od jakiegoś olejku. - Wujaszek Karl mam nadzieje cieszy się dobrym zdrowiem i jego brak oznacza że miał bardzo ważne interesy.
- Witaj. Ma się w jak najlepszym zdrowiu. - odparła do dobiegającego zza zasłony głosu - Ładnie się tu panienka urządziła. Zamierza tylko z nami rozmawiać przez tą firankę czy zaszczyci nas swoją osobą i pogawędką oko w oko?


- No cóż nie wiedziałam z kim przyjdzie mi rozmawiać. nie możecie mnie winić za bycie ostrożna, podłe plotki potrafi tak zepsuć komuś reputację. Ale rozumiem ciekawość. Irino. - Drugi cień wstał i osłonił kotarę. W wannie siedziała młoda dziewczyna dopiero zaczynająca być kobietą, ciemne blond blond włosy, niebieskie oczy, ładna buzia trochę obsypana piegami, małe choć kształtne piersi skrywające się pod powierzchnią wody. Trudno było powiedzieć cokolwiek o jej sylwetce.


- Teraz jest mi bardzo smutno że nie przyjmuje was jak należy ale jak wspomniał Julius mam dzisiaj plany związane z kolacją więc przejdę do konkretów. W magazynie tawerny jet skrzynia, przyjechała ze mna z Averlandu jest prezen od ‘rodziy’ dla ‘rodziny’ niezależnie od tego co się stanie zawartość jest dla was. Od parę dzieł sztuki które jeśli ktoś potrafi patrzeć “kryją w sobie niespodzianki” - Pirora położyła nacisk jak drugą część wypowiedzi.



- Jeśli chodzi o mnie… no cóż niestety pewne okoliczności które nie do końca są mi wiadome spowodowały, że w najlepszym mój ojciec przyjedzie po mnie na wiosnę… w najgorszym nie przyjedzie. Dlatego miałam wielka nadzieje że ‘rodzina’ przywita mnie z otwartymi ramionami i otoczy opieką. - Powiedziała to tak słodko i niewinnie że przez chwile wydawało się że nie są łaźni ale u piekarza który właśnie wyjął z pieca miodowe bułeczki.



- Oczywiście rozumiem że pewnie musicie to przedyskutować w swoim rodzinnym gronie. Jeśli rodzina twierdzi że woli bym trzymała się z daleka podporządkuje się jej i będę trzymać się z daleka od waszych spraw. Po prostu zostanę w mieście do wiosny ciesząc się życiem a potem wyruszę w swoja stronę. Teraz pani Versano musimy ustalić jeszcze jedną rzecz… czy jutro na zwiedzaniu kamic pod teatr powinnam zwracać się do ciebie ‘najdroższa ciotuniu’? - Pirora uśmiechnęła się do starszej kobiety niczym kot który właśnie upolował kanarka i był z tego wielce zadowolony.

Łasica nie wychodziła z roli służącej swojej pani i z tego duetu, wciąż ubrana w swoją ciężką, zimową suknię o niezbyt ciekawej powierzchowności wyglądała niczym bardzo uboga krewna przy swojej pani. I w milczeniu obserwowała i przysłuchiwała się rozmowie. Jak kurtyna opadła szybko i sprawnie przesunęła się wzrokiem po drugiej parze kobiet jaka ta do tej pory skrywała. A sama jawiła się jako dość zwyczajna, dziewczyna w dość zwyczajnej sukni. Chociaż szczupła i o mało typowym granatowym odcieniu włosów. Teraz spojrzała nieco zaskoczona na swoją panią gdy blondynka z balii zadała pytanie o jutrzejsze spotkanie między nią a Versaną. Ale nadal się nie odzywała oddając pole do popisu młodej wdowie.

- Bardzo wyrosłaś od kiedy to cię widziałam ostatnim razem kochana Piroro. Niech to ci się cioteczka przyjrzy. - młoda damesa zdawała się być tak samo bystra co słodka. W każdym razie takie pierwsze wrażenie odniosła wesoła wdówka lub jak to Norma ją nazwała żmija.
- Czy łaziebna i ten młodzian na dole również są członkami twojej "rodziny"? - spytała by mieć pewność jak dobierać słowa.

- Lubię by moja służba umiała się zachować i dobrze wyglądać, ale rozumiem jakie to może powodować mylące wrażenie droga kuzynko… mhmmm chyba jednak tytuł drogiej i dalekiej kuzynki pasuje ci lepiej niż ciotki…. Julius to młodzian który was przyprowadził wie tylko tyle ile to koniecznie. Jego siostra Irina… Irina właściwie już się wygrzałam a nie chce wyglądac jak wysuszona śliwka… - Blondynka przeplatała poważne tematy z przerywnikami. Dodatkowo na wzmiankę o śliwkach służka kobiety była przy wannie z materiałem do osuszenia swojej pani. Pirora wstała z bali prezentując się w całej swojej młodzieńczej gracji, figura jeszcze nie całkiem kobieca ale dziewczyna ma jeszcze czas się zaokrąglić tam gdzie potrzeba. Ale była szczupła i delikatna. Zdecydowanie mogła spodobać się komuś kto lubił uosobienia młodości. Nie przerywała swojego wywodu mimo spojrzeń swoich gości i ocierania resztek wody które spływały po naprężonej skórze kobiety. - Irina i mój ochroniarz James nie należą do rodziny i nie uczestniczą aktywnie w naszych świętach ale są dobrymi przyjaciółmi i wiedzą jak milczeć. - Blondyka była juz sucha i Irina zaczela ubierac swoją panią w bardzo nie tutejszy stylem mody strój, który podkreślał młoda urodę Pirory. Dodatkowo na jej szyi znalazł się opinający ja naszyjnik z kwiatkiem w którym wprawne oko mogło dojrzeć węża ukrytego w płatkach.



~ Milczenie można kupić. ~ pomyślała nie będąc zbytnio zadowolona z takiej otwartości wobec niezrzeszonych nawet najbliższych pracowników ~ Wszystko ma swoją cenę.



- W takiej materii wolę się trzymać jednej wersji zdarzeń. - podkreśliła iż nie ma co kombinować i co chwila zmieniać raz przyjętego planu - Jeżeli jednak dla ciebie to tak ważne jakie zmyślone powinowactwo będzie nas łączyć to możemy być odległymi kuzynkami. Powiedzmy, że Twój dziad po mieczu był bratem ciotecznym mojego po kądzieli. - spojrzała pytająco.

- Albo możemy wyrzucić powinowactwa rodzinne do rynsztoka i spotkać się jutro pierwszy raz w życiu. I nie musieć marnować czasu na poznawanie swoich historii rodzinnych. To z cioteczką ciągnęłam głównie bo rozbawił mnie liścik od “Wujaszka Karla”. Ale rozumiem, chcesz być poważna to już porzucam żarty. W skrócie dobrze by było gdyby wujaszek przysłał kogoś po tą skrzynie a ja cierpliwie czekam na decyzje rodziny co do mojej osoby. My widzimy się jutro u Kamili van Zee i możemy rozpocząć nasza znajomość od czystej kartki. Chętnie spędziłabym z wami więcej czasu ale jak już wspomniałam wcześniej jestem umówiona na kolacje i byłoby nietaktem się nie pokazać. Jutro mam wolny poranek a pojutrze mogę być wolna od późnego popołudnia, jeśli ktoś z rodziny zechciałby mnie poznać bliżej. - Uśmiechnęła się uroczo do obu kobiet ale z uwagi że była już ubrana było jasne że będa się żegnać.



- Nietaktem jest również w taki sposób wypraszać zapowiadaną listownie rodzinę. - zauważyła ciemnowłosa wdowa, której cała ta sytuacja niezbyt odpowiadała - Bądź proszę tak miła i poproś swoją służkę aby zostawiła nas na chwilę same. Najlepiej czekając po drugiej stronie drzwi wejściowych. - nie brzmiało to jak żart. Karlik wspominał o jednej kobiecie, która miałaby pretendować na stanowisko członkini kultu. Tu zaś sprawa wyglądała nieco bardziej złożenie.

- Mhmm,... być może trzeba przyznać przed sobą że obie jesteśmy nie wychowane i znaleźć jakiś sposób by skorygować te nasze mało eleganckie zachowania. - Powiedziała dziewczyna. - Ale skoro jest to dla was tak ważne porozmawiajmy jeszcze chwile. Irina wyjdź pośle po ciebie jak skończymy. - Służka skinęła głową i posłusznie pośpieszyła do drzwi kłaniając się na pożegnanie obu kobietą.

- Wyjaśnij mi proszę jedno. - już teraz bezpośrednio porzucając udawaną etykietę przemówiła do wskazanej przez Karlika kobiety - “Nie należą do rodziny i nie uczestniczą aktywnie w naszych świętach ale są dobrymi przyjaciółmi i wiedzą jak milczeć” - zacytowała - Co to ma znaczyć bo zbytnio nie rozumiem. Z tego co zauważyła to twoja służąca albo nie umie albo nie może mówić. Myślisz jednak, że to wystarczające zabezpieczenie i gwarancja przed dekonspiracją?. - tak też trochę było. Abstrakcja pojmowania otaczającego świata jaką w tych kilku słowach przedstawiała Pirora była dla Ver tak obca jak sposób podchodzenia do wielu spraw przez ludzi pokroju Silnego. W jej ocenie albo ktoś do nich należał i wtedy mógł zwać się przyjacielem albo był spoza kręgu co skazywało takiego człowieka na niewiedzę związaną z działaniem kultystów. To nie klub literacki bądź szachowy. Tu na szali była ich przyszłość, potęga ale i życie.


- To trochę temat rzeka który chętnie rozwinę podczas jakiegoś miłego leniwego popołudnia w zaufanym gronie. W najprostszych słowach są to ludzie zaufani, których nie przyłapiesz na czczeniu kogokolwiek, ale wiedzą że ich pracodawcy mają niekonwencjonalne praktyki religijne, wiedza też że gdyby taki pracodawca trafił w ręce inkwizycji oni również skończyliby na stosie. Stanowią jakby to ująć dobry materiał do moralnego płaszczyka który wypada nosić na co dzień w miejscach publicznych. Rozumiem że wasze gniazdko nie jest tak liczne w członkach jak to nasze w Averlandzie i pewnie macie do tych spraw bardziej zaostrzoną politykę. Niemniej jak widać po mnie nie jestem kawałkiem wędzonego na stosie mięsa więc w moim wypadku to się sprawdza. - Wyjaśniła w skrócie Pirora.



- Obawiam się, że skrzynia będzie musiała tu jeszcze trochę poczekać. - przyznała - Same raczej nie podołamy. Chociaż… - nagle przypomniało sobie o Vasilijim i Egonie - Może uda się mi coś wymyśleć. Poinformuj jednak proszę karczmarza, że zgłosimy się po ten ładunek aby nie robił problemu. Skoro jednak jesteśmy przy ich temacie to kto jest autorem dzieł o których wspominałaś?

- Nie chciałam broń boże niczego wam narzucać. Możecie ją zabrać jak i kiedy wam wygodniej. Aczkolwiek proponuje zorganizować jakiś wóz, w środku jest obraz trochę większych gabarytów więc skrzynia jest trochę nieporęczna. - Przyznała blondynka. - Co do autora no cóż obraz jest mojego autorstwa, a rzeźby mojego przyjaciela z gildii rzeźbiarzy… chyba że pytasz o autorow tego co schowaliśmy pod płótnem i w pustej przestrzeni w rzeźbach. Cóż autorzy niestety są nam nieznani. Są tą tapiserie uratowane przed zniszczeniem z zapomnianych lub opuszczonych miejsc kultu. Dwa pochodzą z Tilei, jeden z Bretonii a jeden z Imperium.

- Co do zwiedzania kamienic. - podjęła temat, który mocno ją zaskoczył. Właściwie to nie on sam a źródło z którego jej dalsza krewna czerpała. - Czyżbyś znała Kamilę? A jak nie to skąd wiesz o tym przedsięwzięciu?

- Och jak ktoś jest dobrym słuchaczem to dochodzą do niego różne ciekawe informacje. Co do Kamili, pierwszy raz poznam ją dopiero jutro. Co zaś do osoby która mnie wprowadza to tego kółka magistratów sztuki to będzie Naji Simonsberg. Minstrelka z którą znalazłyśmy wspólny język. Co zaś do samego pomysłu teatru, bardzo go popieram choć teraz wydaje mi się, że niektórzy mogą mieć inne pobudki do jego powstania. - Pirora głupia nie była wiedziała że nic w świecie nie jest robione z dobroci serca ale kiedy kult maczał w czymś swoje paluszki to oznaczać to mogło że stoi za tym coś więcej niż ludzki egoizm i pycha.

- Zjawię się więc tu na dniach i wybierzemy się na mała wycieczkę. - odparła gdy wraz z Łasicą zbierały się już do wyjścia - Wycieczkę we dwie. Bez twoich bardziej czy mniej milczących pracowników. - nie ukrywała braku zaufania wobec zarówno łaziebnej jak i wspomnianego tylko ochroniarza. Samej Pirorze też zbytnio nie ufała, bo niby czemu miało być inaczej. Była nowa i nieopierzona. Karlik znał bądź słyszał o jej ojcu, który wystawił jej rekomendację. Tyle.


- Byłoby wspaniale choć może tym razem może ustalmy termin wspólnie? Nie chciałabym bym rozczarowywać nowych znajomych nagłymi zmianami planów. - Powiedziała blondynka przymilająco do siostry z kultu. - Czy to ten moment kiedy żegnamy się jak siostry czy mam oddać szacunek dla członkiń enklawy? I tak przyjdę na kolację z panią kapitan spóźniona więc teraz parę dodatkowych chwili jest bez znaczenia. - Pirora już nie grała w podchody, mogła pocałować obie kobiety na do widzenia albo uklęknąć przed każdą i oddać szybką część Księciu Chaosu w erotycznym akcie, choć nie była pewna czy w tej enklawie były takie zwyczaje jeśli nie to trudno uraczę je paroma tradycjami z Averlandu.

- To może teraz ja. Skoro zostałyśmy w rodzinnym gronie. - niebieskowłosa służka czarnowłosej wdowy odezwała się po raz pierwszy odkąd tu weszły. Teraz uśmiechnęła się nieco przepraszająco za to wtrącenie.

- Jestem Łasica. Ale może być też Nadja. - przywitała się podając po koleżeńsku dłoń blondynce która ich przyjęła w tej łaźni. - Miło mi cię poznać Piroro. Mam nadzieję na owocną współpracę. Chętnie też bym się z tobą spotkała. Niestety praca mi zajmuje większość dni i mam wolne dopiero w taki wieczór jak teraz. - ciemnowłosa kobieta rozłożyła dłonie jakby chciała objąć ten szary, znój świata w jakim żyły.

- Przyznam, że twój przyjazd nas zaskoczył. Ja dajmy na to dowiedziałam się chyba wczoraj o twoim istnieniu. Więc wybacz nam, że tak to wygląda wszystko ale może jeszcze trochę potrwać nim cię wdrożymy do rodziny na pełny etat. - znów rozłożyła ramiona na znak, że te różne sprawy potrzebują czasu aby wszystko miało czas zająć swoje miejsce.

- A tak z ciekawości… Bo się z Ver po drodze zastanawiałyśmy… Lubisz się zabawić? Albo na przykład zabawić się z dziewczynami? - o ile wcześniejsze wypowiedzi Nadja mówiła jakby reprezentowała interesy zboru i niejako chociaż w najgrubszych liniach chciała to nakreślić nowej koleżance to teraz zapytała z filuterną ciekawością uśmiechając się do tego ciepłym uśmiechem.

- Och ona mówi ! - Zaśmiała się blondynka. - No no a już myślałam, że dasz madame wykazać się do końca by ją ocenić jak sobie radzi… - Popatrzyła na twarze obu kobiet, i wróciła uwaga do Łasicy i zaczęła wyjaśniać swoje słowa.

- Każda rodzina ma swoje różne tradycje ale pewne metody są takie same wszędzie. I po twoim oceniającym spojrzeniu zarówno w moją stronę jak i przesłuchującej mnie tu Versany coś mi mówi, że chyba jesteś nieco wyżej w hierarchii rodziny niż którakolwiek z nas. I oczywiście jak najbardziej rozumiem że moje przybycie mogło prowadzić drobne zamieszanie. Wiem że będziecie musieli lepiej mnie poznać by zdecydować czy jestem godna zaufania no i oczywiście godna by mnie powitać w szeregach rodziny. Oraz rozumiem, że moja pozycja w Averlandzie nie ma tutaj żadnego znaczenia i będę traktowana jak każdy nowo przyjęty.

Na pytanie o zabawy Pirora uśmiechnęła się tajemniczo. - Cóż na to pytanie nie warto sobie strzępić języka odpowiedzią. Znacznie ciekawiej będzie jak przekonacie się o tym na własnej skórze w swoim czasie. - Z jednej strony nie odpowiedziała bezpośrednio na to pytanie z drugiej przesłanie propozycji było jawnym zaproszeniem że trudno było je inaczej zrozumieć jak potwierdzenie.

- Jakbym miała zgadywać po tej mokrej prezentacji, bardzo malowniczej swoją drogą, to myślę, że mamy ze sobą wiele wspólnego. - Łasica powiedziała z uśmiechem małego urwisa jakoś pomijając póki co wnioski jakie wyciągnęła blondynka. W zamias stanęła obok niej, poufale objęła jej ramię i zeszła do konspiracyjnego tonu.

- A od siebie mogę zaoferować usługi osobistej łaziebnej. Albo kelnerki. Czy kogo tam byś akurat potrzebowała. Tylko jak mówiłam raczej wieczorami. Chętnie się umówię na jakiś wieczorek zapoznawczy. - powiedziała zerkając wesoło tak na jedną jak i drugą rozmówczynię obie obdarzając sympatycznym uśmiechem. Po czym westchnęła na koniec jakby musiała wspomnieć o czymś nie aż tak przyjemnym.

- Ale z tym twoim personelem no cóż, może u was w Averlandzie to działało. Ale my tutaj załatwiamy to troszkę inaczej. Więc jakbyś była tak uprzejma i załatwiała nasze rodzinne sprawy tylko w rodzinnym gronie. Albo trzeba będzie wciągnąć twoją służbę do naszego grona. Jednak ostateczna decyzja nie należy ani do mnie ani do Ver. Więc to taka prośba z mojej strony. Ale zwykle tak to właśnie u nas wygląda. - powiedziała grzecznie ale tonem dobrej rady dla nowej koleżanki aby uniknąć jakichś kłopotów i nieporozumień na tym tle.

- Dostosuje się do tej prośby w końcu nie chciałabym byśmy mieli jakieś niesnaski z samego początku znajomości. - Pirora pokiwała grzecznie głowa na znak ze rozumie.

- A wracając do ciekawszych plotek. Zdradzisz nam dla kogo się tak wystroiłaś? - Nadja znów wróciła do tego koleżeńskiego, filuternego tonu jakim niedawno pytała o różne rodzaje zabaw nowej koleżanki.
- Te stare łachy? - Powiedziała z udawaną skromnością. Potem odpowiedziała już normalnie bez żartów czy cukierkowania głosu. - Rose de la Vega obiecała pomóc w odświeżeniu mojego estalijskiego. -

- To się nam przebiegła siostrzyczka zapowiada. - ton Versany nieco zelżał gdy podśmiechując się zagaiła do Łasicy podszczypując ją w tyłek tak jak to miała w zwyczaju.


- Widzę, że swój do swego ciągnie. - tym razem zwróciła się do najmłodszej wiekiem i stażem kobiet w równie wesołym tonie - Najia to i moja znajoma. Będąc szczerą to nie dziwi mnie twój wybór jej jako swojej koleżanki. Rose zaś znamy obie i to… - zrobiła przerwę szukając odpowiedniego słowa - ...dość dogłębnie. - wybuchła śmiechem. - Dobrze ale koniec z żartami póki co. Przyjadę po ciebie jutro rano moją dorożka i wybierzemy się na małą wycieczkę. Pogadamy, pokaże ci to i owo. Jeżeli zaś chodzi o to przekonywanie się co do twoich poglądów i upodobań. - spojrzała kątem oka również na Łasicę - Uklęknij. - dodała raczej spokojnym ale i tajemniczym tonem mówiąc do Pirory - I całuj. - podciągnęła suknie ukazując wizerunek Węża wydziarany tuż pod swoją delikatna i jasną skóra. Wił się niemal tak samo jak ten skrzętnie ukryty w medaliku, który nowoprzybyłą do miasta artystka miałą na szyji.

- Mhmm… to może odrazu zapytam czy któraś z nich jest nietykalna? .. no dobrze z panią kapitan to już zdecydowanie za późno ale miałam pewne pomysły co do Naji. Ale jeśli miałabym komuś popsuć ich plany to mogę zostawić je w szufladzie. - Zapytała już Versane bezpośrednio i szczerze ewidentnie nie chciała jej wchodzić w drogę przypadkowo czy nie. Posłusznie klęknęła przed kultysa i najpierw musnęła węża swoim językiem by złożyć na brzuchu kobiety pocałunek. Drugi, trzeci, czwarty i powoli zaczela schodzic niżej...



Versana miała dopytać co dokładnie klęcząca przed nią dziewczyna miałą na myśli pytając o nietykalności. Jednak jej reakcja na to aby oddała hołd Panu była natychmiastowa. Usta dziewczyny były miękkie i wilgotne, język zaś delikatnie pieścił powierzchnię skóry, po której w pierwszej chwili przebiegła gęsia skórka. Początkowo chciała by ta tylko zademonstrowałą swoje oddanie sprawie lecz kierunek w którym jej pocałunki zmierzały bardzo odpowiadał wesołej wdówce. Położyła więc ręce na głowie Pirory i pomogła jej dotrzeć do odpowiedniego miejsca. Jednak nim ta zeszła dość nisko by doprowadzić do rozkoszy swoją bardziej doświadczoną nową znajomą brunetka zdążyła wyszeptać jeszcze:


- To nie jedyny Wąż, którego musisz ucałować. - dodała łapiąc zdecydowanym ruchem włosy Pirory by skierować jej głowę w kierunku Łasicy, która pojmując co się wyprawia poszła w ślady Versany.


Pirora zbliżyła się do drugiej kobiety i ucałowała jej węża ale nie próbowała zejść niżej Versana powstrzymała ją przed pełnym hołdem akolity więc Pirora zatrzymała się dokładnie w tym samym momencie w którym zatrzymała ją Versana.

- Ojej ale się dzieje! - zaśmiała się wesoło Łasica gdy widząc jak niespodziewanie rozwinęło się to pożegnanie też rozpięła swoją zimową suknię i okazało się, że też ma podobnego węża jak Versana. Chociaż ten Versany wyglądał na świeższy i był umieszczony niżej. Ten którego miała Łasica wyglądał ciekawie łeb spod spódnicy i bielizny jak się odsłoniło koszulę. A niebieskowłosa z radością przywitała takie wiadomości i przebieg rozmowy.

- To poznałaś Rose? Ona jest rewelacyjna! I szczerze mówiąc świetnie się składa bo jak mówiła Ver mamy ogromne plany i nadzieję co do niej. Czyli próbujemy ją skusić by wstąpiła do naszego siostrzeństwa. - wyjaśniła widząc jak pracowita i utalentowana jest ich nowa koleżanka, oraz jak skora do współpracy. W końcu sama się schyliła i pocałowała usta Pirory.

- Czułam, że się dogadamy! I naprawdę musimy sobie urządzić wieczorek zapoznawczy z prawdziwego zdarzenia. Ale ja to chyba dopiero w Agnestag miałabym wolny wieczór. - Łasica dała znać, że jak dla niej Pirora zdała ten pierwszy egzamin i może już powstać z klęczek. Sama też zaczęła poprawiać swoją suknię i koszulę aby znów wyglądać jakby nie stało się nic niestosownego.

Versana zaśmiała się widząc zaskoczenie u swojej kochanki. Rzadko do tego dochodziło stąd widok ten był jeszcze zabawniejszy.
- W Agnestag tak się składa, że mam umówioną lekcję szermierki z Rosą. - przyznała szybko wertując kartki kalendarza w głowie - Jak dla mnie jednak to nie stoi na przeszkodzie. Hmmm… My we trzy, Rosa, Brena i cztery niewolnice. - zaczęła wyliczać - Będzie nas osiem. Może więc zredukujemy tą liczbę do sześciu aby w pełni oddać cześć Panu? - zadumała spoglądając po pozostąłych - A ta twoja służka? Przejawia zainteresowanie takimi psotami? - zapytałą Pirory.


- Tak mało? I nie macie żadnych mężczyzn?! - Odpowiedziała pytaniem szczerze zdziwiona na te informacje, ojciec wspominał że enklawa w mieście jest mała ale nie spodziewała się że aż tak. - Co do moim pracowników są nietykalni ale to chyba temat do poruszenia jutro, będę mogła szczegółowo wyjaśnić te nasze “Averlandzkie dziwactwa” i znajdziemy jakiś konsensus jak postępować z tymi różnicami podejścia enklaw. Choć wydaje mi się że jedna rozmowa może nie wystarczyć i nie wiem jak to się ma do trzymania mnie trochę z boku przed oficjalnym przyjęciem do enklawy. Uprzedzę Juliusa żeby was od razu prowadził na pokoje bez zbędnych pytań, jeśli będziecie mnie szukać. I będę wolna w oba terminy, nie bójcie się.

- Spokojnie, nie działajmy na chybcika. - Łasica uniosła dłonie do góry jakby próbowała okiełznać ten chaos emocji. Trochę nie bardzo było wiadomo czy bardziej swój czy koleżanek.

- Tak dokładnie to do rodziny należymy tylko ja i Ver. No i teraz ty. A reszta dziewcząt no to chyba mogę powiedzieć, że mamy co do nich wspaniałe i niecne plany no ale jeszcze nie są w rodzinie. Co oczywiście nie przeszkadza nam się świetnie razem bawić. A to spotkanie wieczorem w Agnestag brzmi świetnie! Ja jestem za! - Łasica zaczęła od tego drobnego sprostowania co do roli swojej i nie tylko swojej w ich grzesznej rodzinie. Ale jak doszła do planów na wspólne spotkanie znów trysnęła radością i entuzjazmem.



- Ach czyli to coś co u nas nazywa się “Nocą kuszenia”, rozumiem. - Przytaknęła blondynka zastanawiając się chwilę. - Chętnie zagłębie się w teologiczne dysputy między naszymi zwyczajami ale jest to jednak temat rzeka, W Konistag będę malować moją syrenę kończę późnym popołudniem potem mogę gościć was na na takie spokojne rozmowy...poza oczywiście waszymi zapowiadanymi wizytami. no i mam tylko jedna prośbe...możecie powiedziec czy rodzinie spodobały się prezenty? Oczywiście jak już je obejrzycie?



Mimo raczej drętwego i niezbyt dobrze zapowiadającego się początku spotkania dziewczyną udało się przekuć pierwsze lody i złapać wspólny język. Pirora na szczęście nie okazała się być tak drętwa jak wstępnie Ver i Łasica sądziły. Jednak jej dość luźny stosunek do utrzymania wszystkiego w pełnej dyskrecji był dla kobiet z północnych granic Imperium niedorzeczny i niezrozumiały. Na szczęście młoda artysta wykazała się bystrym umysłem oferując swoją pełną współpracę i podporządkowanie tutejszym zwyczajom. Co jednak najważniejsze. Wielbiła Węża. To była doskonała informacja dla nowo powstającej komórki kultu, której wszak sama Versana miała przewodzić z ramienia Starszego. Przybierały na sile dominując coraz bardziej w szeregach kultystów. Były uosobieniem samego Pana Rozpusty. Niezauważone wkradały się tam gdzie nikt się ich nie spodziewał i drobnymi kroczkami dochodziły do władzy.


- Zdaje się więc, że jesteśmy dogadane. - podsumowała ich rozmowę poprawiając przy tym spódnicę - Widzimy się więc jutro kochaniutka. - rzuciła czekając na zapewnienie ze strony Pirory.


- Na pewno spędzimy razem miło czas. - Przytaknęła Pirora jak grzeczna dziewczynka.

- A poczekaj jeszcze moment. - Łasica nieco uniosła swoją szczupłą dłoń jakby przed wyjściem chciała jeszcze o coś zapytać.

- Te wizyty o dowolnej porze dnia i nocy to tak na poważnie? - zapytała patrząc pytająco na nową koleżankę. - Tak pytam z ciekawości. Bo dnie mam zajęte przez służbę u van Hansenów, to mi wszystko inne spada na wieczory. Ale zwykle potem wracam do siebie. To może mogłabym odwiedzić nową koleżankę ale to pewnie już późno, koło północy może trochę przed. Tylko jak mam na rano to musiałabym mieć gdzie przenocować. Bo nie uśmiecha mi się zasuwać w środku nocy przez miasta po to by wstawać zaraz o świcie. - brzmiało jakby Łasica potraktowała poważnie to zaproszenie na wizyty do Pirory i była tym całkiem zainteresowana.



- Rozumiem że tutaj nie chodzi o zwykły sen będący odpoczynkiem...- Pirora zadała bardzo retoryczne pytanie. Pokrecil glowa rozbawiona. - Julius o takich porach śpi więc cię nie wprowadzi, będziesz musiała się włamywać. Jak nie masz nic przeciwko żeby Julis pokazał cię dyskretnie Jamesowi, mój ochroniarz ma pokój naprzeciwko mojego, to będziesz miała szanse nie skończyć z odcieta głową. No i chwilowo mam mało znajomych ale jak będę już ich miała więcej i okażą się bardzo przyjaźni to mogę nie zawsze nocować we własnym łóżku.

- A kto mówi o włamywaniu się drzwiami? - roześmiała się Łasica jakby Pirora powiedziała jakiś żart który naprawdę ją rozbawił. - Ale dobra, nie chcę ci robić koło pióra. Mogę grzecznie zapukać do drzwi. Jak nie będziesz sama a ktoś nie miałby nic przeciwko na dodatkową rozmówczynię w tych nocnych rozmowach to ja już się dostosuję. Tylko ten nocleg do rana jakbym wiedziała, że jakiś tutaj mam to bym szła na pewniaka. - wyjaśniła jak to sobie wyobraża ale zaraz machnęła dłonią. - Ale to tylko taka propozycja. Bo mi narobiłaś smaku to mi się będzie dłużyć do tego Agnestag. Ale jak trzeba to poczekam. - dodała łagodnym i ugodowym tonem chyba nie chcąc peszyć nowej koleżanki.



- Cóż kto nie gra ten nie wygrywa, Choć nie widzę problemu by ugościć cię w niektóre noce w końcu wracanie po nocy jest niebezpieczne. Wolałabym nie tracić siostry w jakiś nieszczęśliwym napadzie nocnego nożownika. - Zaproponowała kompromis tej jednej próby wpakowania się jej do łóżka z drugiej strony sama była wyposzczona po długiej celibatowej podróży.

- No to nie przestrasz się jak jakaś nocna diablica zapuka do ciebie o północy. I możesz coś postawić w oknie. Jak po twojej lewej to wszystko gra i można się ładować a jak po prawej to lepiej nie. - poradziła wesołym tonem i pacnęła dłonią w ramię Versany. - To chodź Ver, czas na nas. A ty tam ucałuj od nas Rose póki my nie będziemy mogły zrobić tego osobiście! - zaśmiała się nie tracąc dobrego humoru i ruszyła w stronę drzwi na korytarz aby je otworzyć przed swoją panią.



I tak obie kultyski poszły sobie, Pirora miała dużo do przemyślenia, ale zostawiła sobie to na później chciała się zrelaksować i na szczęście Rose de la Vega miała zamiar jej w tym pomóc. Zanim ruszyła na górę dala znac karczmarzowi co do skrzyni by nie robić siostrom problemu.
 
Obca jest offline  
Stary 26-03-2021, 15:37   #203
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
*Miejsce* Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
*Czas* 2519.I.28; Backertag (4/8); Wieczór/Noc
Pirora i Rose de la Vega

Pirora miała nowe ‘siostry’ albo ‘przyszłe nowe siostry’ jeszcze nic nie wiadomo takie rzeczy wymagają czasu i pewnie przedyskutowania na zboże z wyższymi rangą członkami kultu. Do tego czasu zamierza dobrze się bawić i zgodnie z zaleceniem innych nie wplątywać się w kłopoty. Pirora dokończyła przygotowania i ruszyła korytarzem do pokoju pani kapitan.
Zapukała trzy razy i poczekała na zostanie wpuszczoną.

Nie czekała długo. Usłyszała kroki z wnętrza pokoju, potem zgrzyt zamka i drzwi się otworzyły i stanęła w nich uśmiechnięta gospodyni. - No proszę co za niespodzianka! - roześmiała się Rose obrzucając gościa szybkim spojrzeniem. - Wejdź, nie będziemy przecież rozmawiać w progu. - odsunęła się aby gość mógł wejść do środka. Sama była w swoich ulubionych jasnych spodniach ale założyła elegancką, bordową koszulę z żabotami u mankietów i kołnierzyku jakiej by się nie powstydził i jakichś szlachcic. No i była bez pasa z bronią.
- Witaj mój sztormie morski - powiedziała w rodzimym języku Rose i kiedy ta zamykała drzwi zbliżyła usta do jej policzka i ucałowała jak to robią przyjaciółki. Zrobiła to powoli by ta mogła poczuć zapach jej skóry.

- Mmm… Cóż to za przyjemny aromat? - zagaiła gospodyni i zgrabnie skorzystała z okazji aby zgarnąć ze sobą swojego gościa po tym jak zamknęła drzwi. Sama izba była zbliżona do tej jaką zajmowała Pirora. Dwa łóżka, dwa kufry, stół z trzema krzesłami i tak dalej jak to w tych gospodach bywało. Ale teraz były tu same. A pani kapitan z widoczną wprawą złapała poufałym gestem kibić swojego gościa, oddała całusa w policzek i poprowadziła te dwa kroki jakie dzieliły drzwi od zastawionego stołu. Sama pani kapitan też musiała się postarać aby wyglądać tego wieczoru odpowiednio bo gdy się zbliżyła do tego całuśnego przywitania dał się wyczuć przyjemny aromat jakichś perfum o kwiatowym zapachu.

- Proszę usiądź. Zamówiłam specjalnie dla ciebie. Mam nadzieję, że ci będzie smakować. - Rose puściła kibić swojego gościa gdy zatrzymały się przed stołem. Był nakryty na dwa miejsca rozdzielone narożnikiem. I wieczorne dania stanowiły jakieś smażone i pokawałkowane ryby, ze dwa ciasta i dwie butelki wina.

- Fiołki, ale ty pachniesz równie przyjemnie. I zamówiłaś dla nas wielką ucztę jestem pod wrażeniem. - Pochwaliła piratkę gładząc ją po ręce i zajęła miejsce przy stole. Dodała też zalotnie komentarz, - Ale wydaje mi się że jest tego trochę za dużo czyżbyś planowala jeść na raty między wysiłkiem fizycznym?

- To również przewidujesz jakiś wysiłek fizyczny dzisiejszego wieczoru? - Rose uśmiechnęła się z zadowoleniem jakby odkryła dziwną zbieżność celów i zamiarów dla jakich się tu teraz spotkały. Sama jeszcze nie siadała bo odkorkowała jedno z win i rozlała do obu kieliszków. Dopiero wtedy jeden wręczyła gościowi a z drugim usiadła na swoim miejscu.

- To za spotkanie! I udany wysiłek fizyczny! - wzniosła pierwszy toast tego wieczoru stukając się kieliszkiem i upijając z niego łyk.

- A jakiś konkretny ten wysiłek fizyczny masz na myśli? - zapytała zakładając noga na nogę i bawiąc się swoim kieliszkiem popatrzyła zadziornie na swojego gościa.
- Pewnie zaczniemy od jakiegoś rozciągania a potem się zobaczy - zaproponowala blondyka usmiechając się do piratki. - Czuje że jestem ci winna małe wyjaśnienia. Moja poranna niechęć do dodatkowych osób nie wynikała z braku chęci czy jakiejś odrazy do większej wielkości osob, po prostu obracam się w sferach gdzie opinia to rzecz ważna . Plotki to największe niebezpieczeństwo w takim miejscu, a służba lubi plotkować. Mam wrażenie, że ty jesteś kobietą honorową godną zaufania i chciałabym ufać że twoje służki nie mielą jęzorami na prawo i lewo. Jednak bycie ostrożnym nikogo nie zabiło. - Pirora zaczełą probować po odrobinie z potraw by w końcu dopaść rybe ktora jej najbardziej odpowiadała.

- Ah o to chodziło… - Estalijka ze zrozumieniem kiwnęła swoją czarną głową na znak, że ma zrozumienie dla motywów porannej odmowy siedzącej obok blondynki. Sama w tym czasie nieco zaczepnie przesnęła butem po jej bucie. Ale zaraz odłożyła swój kieliszek i siadła bardziej jak na damę przystało.

- Czyli nie masz nic przeciwko zabawom na większą skalę. To dobrze! Mam tak samo! - roześmiała się więc dobry humor jej nie opuszczał. Jak i frywolne nastawienie gdy obie miały świadomość po co tak naprawdę spotkały się w tym pokoju i to łączyło je bardziej jak wspólna tajemnica.

- A z tymi moimi służkami bez obaw. Kupiłam je co prawda niedawno i chciałam się nimi nacieszyć. Ale na razie nie sprawiły mi zawodu. Dlatego myślę o wynajęciu im pokoju obok. Na razie mieszkają na statku bo nie bardzo miałam pomysł gdzie je umieścić. Do tego jedna to zawodowa służąca, taki uroczy, rudzielec. Widać, że ma wprawę w takiej obsłudze w tym również w dyskrecji. A druga to prawdziwa gratka, pochodzi ze wschodnich stepów, jeszcze za Kislevem. Prawdziwy rarytas. I prawie nie mówi po naszemu. Najłatwiej po kislevsku się z nią dogadać. - Rose nieco bardziej rozwinęła temat jak to jest z jej służbą którą widocznie bardzo sobie chwaliła i niejako reklamowała nowej koleżance. A sama też sięgnęła po jedną z ryb i zaczęła ją jeść z widoczną wprawą. Zdawało się, że ości z rybiego mięsa wychodzą same ledwo je trąciła widelcem.

- Zresztą nie nalegam. Jak tutaj zamieszkają to będziesz mogła je sama poznać i postąpić wedle uznania. Ja chciwa nie jestem i nie mam nic przeciwko temu by podzielić się moim szczęściem. Ostatnio zresztą poznałam mnóstwo ciekawych koleżanek to to dzielenie i zabawy wychodzą nam znakomicie. I nie miałabym nic przeciwko abyś też dołączyła do takich zabaw jeśli masz ochotę oczywiście. - przeszła lekko do dalszej części rozmowy o tych spotkaniach i zabawach. Brzmiało jak niekończący się korowód przedniej zabawy.

- Brzmi to naprawdę rozkosznie. Jeśli nie będziecie się za bardzo ze mnie śmiały że skradam się na te schadzki jak skrytobójca i wymykam po jak złodziej to chętnie zapoznam ta grupkę. - Malarka zostawiła otwarte drzwi tego tematu spotkań grupowych, ale też zahaczyła jeszcze o temat służby. - Użyłaś słowa nabyłaś, znaczy że są to niewolnice. Nadal nimi są czy je wyzwolilas po zakupie i postanowiły zostać? Kislevskich pracowników cenie Julius i jego siostra Irina są z Kislevu. Julius ma potencjał. Irina jest świetna kucharką, szwaczką, garderobianą, ramieniem by się wypłakać i jest niemową więc jest też doskonałym spowiednikiem. Choć ani oni ani mój ochroniarz nie ocieplają mi łoża. Pełnią inna funkcje zapewniają bym była widziana jako grzeczna szlachcianka z dobrego domu. No ale ty już wiesz że to tak nie dokońca prawda.- Blondynka pogładziła udo pani kapitan na znak poparcia swoich słów.

- O tak, i całe szczęście. Nie ma nic głupszego niż jakieś napuszone paniusie. Nawet jak całkiem przyjemne dla oka to trzymają swoje skarby na nie wiadomo jaką okazję. Cieszę się, że taka nie jesteś moja droga. - Estalijka nie zareagowała niechęcią gdy dłoń blondynki wylądowała na jej udzie. A nawet wesoło nim pobujała dając znać, że aprobuje takie zabawy. A mimo to ciągnęła dyskusję jakby nie działo się nic nadzwyczajnego.

- A te moje zabaweczki kupiła ledwo parę dni temu. I szczerze mówiąc jeszcze się nie zastanawiałam co z nimi zrobić. Na razie po prostu się nimi bawię i chętnie dzielę się nimi z koleżankami jak jakąś polubię. - Rose skończyła jeść rybę w końcu odkładając widelec i biorąc sprawy w swoje ręce. Teraz e umyła w srebrnym cebrzyku i wytarła chusteczką jakie były właśnie do tego celu.

- Tak dokładnie to są to moje niewolnice. Ale wolałabym aby to się nie rozniosło. Oficjalnie to są moje służące. I właściwie to taką pełnią funkcję. No i moich nowych zabawek oczywiście. - dodała wesoło i po wysuszeniu rąk sięgnęła po ciasto. Sprawnie odkroił po kawałku jednego i drugiego na jeden talerzyk po czym postawiła go przed Pirorą. Po czym podobnie postąpiła szukając drugą porcję dla siebie.

- Tego ze śliwkami jeszcze nie próbowałam. Ale to miodowe jest pyszne. Naprawdę polecam. - rzuciła towarzyskim tonem jakby były gdzieś w towarzystwie na salonach albo chociaż na dole w głównej izbie tawerny.

- Sama nie wiem co z nimi zrobię jak przyjdzie wiosna. Ale do wiosny jeszcze daleko. A tobie mówisz nikt nie grzeje łoża? Takiej ślicznej dziewczynie? Cóż za marnotrawstwo! No ale teraz jak trafiłaś w moje ręce to mam nadzieję, że to się zmieni. - zaśmiała się wesoło próbując tego ciasta ze śliwkami więc zaraz potem zamilkła na chwilę aby przeżuć ten słodki kawałek w spokoju.

- Może to moja avelandzka ignorancja ale słabo się orientuje w nordlandzkim prawie, czyżby zabraniało ono posiadać niewolników i było to egzekwowane? Czy po prostu nie chcesz by cię z tym kojarzyli? - Pirora również skończyła swój obiad i przeszła do deseru. - mhmmm miodowe rzeczywiście przepyszne, choć po wczorajszej nocy odniosłam wrażenie że znasz się na słodyczach.

- Niewolnictwo jest nielegalne. Przynajmniej tak oficjalnie. Więc oficjalnie ja nie mieszam się w takie sprawy. Mam nadzieję, że nie będziesz o tym paplać. W zaufaniu ci o tym mówię. - Rose krótko nakreśliła jak to wygląda prawnie. Więc wyglądało na to, że ten handel ludźmi to nielegalny proceder więc nie chciała się z tym obnosić.

- Dlatego oficjalnie to moje służące, łaziebne, pokojówki i takie tam. - powiedziała z ironicznym uśmieszkiem i spróbowała teraz tego miodownika. - Dobre. Naprawde dobre ciasta tu pieką. - pochwaliła słodki smakołyk jaki sam rozpływał się w ustach.

Podobnie jak poprzedniej nocy kobiety szybko zawędrowały do łóżka pozbywając się wzajemnie części odzienia. Ich miłość była energiczna i impulsywna nie wspominając już o głośności. Szlachcianka najwyraźniej czuła się bardziej wyzwolona w pokoju pani kapitan niż w swoim. Jej jęki i ponaglenia nie były już szeptem jak nocy poprzedniej. Po zaspokojeniu przyszedł czas rozluźnienia mimo bycia nadal w miłosnym uścisku ciał.

- Korci mnie pytanie jedno kochana Rose… czy gdybym była pięknolicy młodzieńcem byłabym, dzisiaj tutaj? Widziałam twoje wielkie wejście poprzedniego wieczora… twoje i twoich łaziebnych. Pierwszy raz spotkałam kogoś tak nie przejmującym się własną opinią i tym co ludzie powiedzą. Przyznam szczerze że chyba właśnie wtedy zapragnęłam spędzić z tobą noc, chociaż odwagi nabrałam później kiedy zobaczyłam jak się śmiejesz. - Pirora mówiła te swoje sekrety jednocześnie wymieniając się z nią czułymi pocałunkami. - Tylko ze nie widziałam cię w towarzystwie męskim, takim które sugerowałoby związki intymne. Toteż zastanawiam się czy Pani kapitan de la Vega wpuszcza do łoża tylko pięknolice kobiety czy również mężczyzn? Pytam bo może na wiosnę dostanę wieści o tym za mąż pójściu jakie planuje ojciec i może będę starała się o pracę jako chłopiec okrętowy… albo pokładowy. Wiesz by uciec od takiego losu. - Zachichotała blondynka kąsając ucho swojej kochanki.

- Ciekawe rozważania. - zaśmiała się cicho kochanka jaka nago leżała na łóżku obok swojego równie nagiego gościa. Otarła pot z czoła i objęła młodszą od siebie kobietę tak by ją przytulić do siebie. Pocałowała ją w usta i chwilę sufitowała szukając odpowiednich odpowiedzi.

- Znaczy, zaraz, żeby nie było, że ja jakaś lewa jestem! - zaczęła jakby dotarło do niej coś co przegapiła w pierwszej chwili. - Właściwie ja zazwyczaj idę do łóżka z mężczyznami. Owszem zdarzało mi się przygody z dziewczynami ale nawet wówczas raczej był przy tym jakiś mężczyzna. Tak tylko z kobietami to raczej rzadko. - zaczęła od tego co w obecnej sytuacji mogło nie być takie oczywiste. Po czym wychyliła się aby sięgnąć po butelkę wina stojącą obok na krześle i robiącym za nocną szafkę. Nachyliła się na łokciu aby nalać czerwonego płynu do obu kubków. Po czym sapnęła z ulgą gdy mogła wrócić do wygodniejszej pozycji.

- A te dziewczyny to raczej odkryłam przypadkiem i z musu. Widzisz moja cała załoga to mężczyźni. Z kobiet jestem tylko ja jedna. I jestem niewolnicą swojego stanowiska. Nie mogę sobie pozwolić na jakieś hulanki z własną załogą bo zrobiłby się pływający burdel a nie statek. A mężczyźni jak się nudzą to większe plotkary niż przekupki na mieście. Daję sobie rękę uciąć, że temat dnia to byłby kto dzisiaj dupczy panią kapitan.Więc nie mogę sobie na to pozwolić. - wyjaśniła jakie ma ograniczenia ze względu na płeć jej i jej załogi oraz stanowisko. Brzmiały dość poważnie więc nawet jako kapitan nie mogła robić wszystkiego co by chciała.

- Dlatego wymyśliłam te kobiety. Służki. Może jako adiutant czy co. Jedna czy dwie myślę, że by się je upchnęło gdzieś na statku. A jakby wizytowała jedna z drugą swoją kapitan w kapitańskiej kajucie no to żaden pan nie mógłby narzekać, że temu pani kapitan dała a temu nie. - zaśmiała się jakby układanie relacji z załogą i nią zarządzanie to była płynna sprawa jaką trzeba układać elastycznie i wciąż mieć na uwadze.

- Poza tym spodobało mi się jak jedna z tych moich koleżanek ma swoją służącą. Rewelacyjna! No nawet dwie ma. A ona jest tylko wdową po kupcu. A ja? Ja jestem kapitanem do cholery! To chyba mogę mieć własną służącą jak mają tacy zwykli kupcy? No to sobie kupiłam. Szczerze mówiąc trochę tego nie przemyślałam. Ot, trafiła się okazja to kupiłam. Ale na razie nie żałuję. Sprawdzają się dziewczęta. - powiedziała kręcąc kubkiem i w końcu upijając z niego łyk wina.

- Więc wracając do twojego pytania to nie. Nie samymi kobietami żyje łóżko pani kapitan. Ale przyznam, że ostatnio one dominują i są najczęstszymi gośćmi. - powiedziała na unosząc brodę blondynki i całując ją znów w usta.

- Aha. A te moje łaziebne jak widziałaś to właśnie one. Te niewolnice. Dwie moje i dwie mojej koleżanki. Bo ona też sobie dwie kupiła. I przyznam, że wtedy co mnie widocznie z nimi widziałaś to właśnie je kupiłam i troszkę mnie poniosło. Ale tak się cieszyłam! Zazwyczaj bardziej nad sobą panuję. - roześmiała się wesoło jakby już miała skończyć ale jej się jeszcze przypomniała tamta sprawa ze spotkaniem jakiego wówczas nie była świadoma.

Blondynka potraktowała pocałunek jako sygnał do wznowienia igraszek łóżkowych bardziej metodycznie i sensualnie. W końcu pani kapitan zrezygnowała dla niej z tłoku w łóżku więc Pirora postanowiła dogodzić Rose za trzy kobiety. Świece skurczyły się o jedną trzecią a kobiety siedziały teraz przy stole... w przypadku Pirory na stole i wygłodniałe jadły to co zostało z kolacji zwilżając gardła winem.
- Mam nadzieje że dobrze się bawisz i nie masz jeszcze siłę bo chce ci jeszcze pare rzeczy pokazać. - Pirora wspomniała sięgając stopą między nogi pani pirat.

- Tak? A jakie? - na tym etapie nocy i swawoli Rose dawno sobie darowała zgrywanie damy, oficera i zasad dobrego wychowania. Usiadła nago na krześle przy stole z jednym kolanem prawie pod brodą a drugą nogą opuszczoną. I z ciekawością zerkała w dół jak stopa tej drugiej sunie niczym wąż pomiędzy jej uda. Sama trzymała znów swój a może i nie swój kieliszek. Teraz już trudno było się w tym połapać.

- Moje ulubione a potem resztę jakie znam - Pirora przycisnęła stopą kobiecość pani kapitan. Odgarnęła z twarzy burze falowanych loków, gdzieś w którymś momencie wstążka trzymająca jej warkocz w ryzach została rozplątana i wodospad loków rozlał się po jej plecach. Zsunęła się na podłogę by kontynuować erotyczne tortury na pani kapitan. Świece były już bardziej wypalone niż mniej, Rosa leżała na plecach a Pirora siedziała w dole łóżka a jej ręka masowała kobiecość korsarki. Druga ręką trzymała oparta o swój bark nogę kochanki.
- Kochana Rose zaśpiewaj mi jeszcze raz. Twoje pojękiwania to istna symfonia. - Powiedziała całując łydkę nogi kochanki. - Miałam wielkie szczęście że cię spotkałam, i że zainteresowałaś się kobietami ale jakbyś mnie zaprosiła na schadzkę z męskim kochankiem nie umiałabym ci odmówić teraz...choć pewnie musiałbym być bardziej obserwatorem.

- Trafiłaś w samo sedno… - wymruczała z zadowoleniem leżąca w łóżku kochanka do swojej kochanki. Uniosła głowę do góry aby spojrzeć co ta wyczynia ale szybko ją opuściła pozwalając jej działać. A sądząc tak na słuch to bardzo lubiła takie działania. Podobnie zresztą jak niedawno przy stole gdy niespodziewanie Pirora przycisnęła ją do krzesła. Ruch wywołał bardzo interesującą reakcję pani kapitan. I przyjemnie było słyszeć ten pomruk zadowolenie jaki z siebie wydała. Co jakby stało się sygnałem do końca przerwy bo zaraz potem estalijska dłoń złapała za averlandzkie ramię i przyciągnęła do siebie usta tej drugiej. I dość szybko akcja znów przeniosła się do łóżka.

- To mówisz, że kawalerowie też cię interesują? Dobrze. Będę miała na uwadze jak się jakiś trafi. - Rose próbowała jakoś nawiązać rozmowę pomimo leżącej pozycji. Ale te wspólne aktywności i wysiłek fizyczny nie bardzo sprzyjały płynnej rozmowie.
- Aż mam ochotę przyznać ci się do czegoś, ale boje że reszt nocy spędzisz na śmianiu się zemnie do rozpuchu. - Powiedziała tajemniczo Pirora kontynuując prace nad sprawianiu kochance przyjemności.

- No to nie mów, że tak zaczęłaś i teraz mnie tak z tym zostawisz… - jęknęła Rose jakby miała zaraz omdleć z tej tortury zniecierpliwienia i niepewności co to za tajemnica.
- Nie jestem aż tak okrutna. - Zapewniła kochankę dziewczyna i podwoiła wysiłek i uwagę na przyjemności kochanki póki ta nie przekroczyła ten granicy rozkoszy i nie wydała z siebie rozkosznego skowytu.
- O przyjaciółki się dba a nie je torturuje. - Powiedziała malarka układając się koło kochanki i wymieniając drobne pocałunki i głaszcząc jej ciało kiedy ta łapała oddech a jej emocje powoli opadały. - Chodzi o to że pod bardzo techniczną definicją nadal jestem uważana za dziewicę. - Na zaskoczoną i niedowierzająco minę zaraz śmiech piratki Pirora zaczęła wyjaśniać. - Jak ci wspomniałam ojciec szuka mi męża a bycie młodą nie doświadczoną i nietkniętą jest w tamtych sferach atutem. Tyle że dzieki mojemu nauczycielowi języka Tileańskiego poznałam metody by przysłowiowo mieć ciastko i zjeść ciastko. - Mówiąc to dłoń malarki powędrowała między pośladki pani kapitan i zaczęła prezentować co kryje się pod tym stwierdzeniem.

- Ah tak? Takie tileańskie ciasteczko? - jeszcze wciąż zdyszana i rozgrzana na całego Estalijka zaśmiała się wesoło gdy tak słuchała tych zwierzeń nowej kochanki. - No brzmi bardzo smakowicie. A z ust i rączek takiej sprytnej dziewicy jak ty moja blondyneczko zapowiada się bardzo obiecująca konsumpcja. - powiedziała czule głaszcząc policzek Pirory i w końcu ją równie czule całując.
Świece w kagankach już prawie się spaliły Pirora wiedziała, że zdecydowanie spędziła zbyt dużo czasu u Rose ale kiedy zaczęły trudno było przestać. Jeszcze dwie godziny i karczma zacznie się budzić do życia. - Muszę wracać do siebie kochana Rose. - wyszeptała przysypiające kobiecie do ucha. Dwa ostatnie pocałunki I Pirora zarzuciła na siebie koszulę i spódnicę. Biorąc swoją bieliznę, naszyjnik i buciki w dłoń ruszyła w sennym krokiem do swojego pokoju. Nie udało jej się znaleźć wstążki do włosów. Trudno De la Vega najwidoczniej będzie miała własne trofeum po Pirorze.
 
Obca jest offline  
Stary 27-03-2021, 10:24   #204
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
*Miejsce* Nordland; Neues Emskrank; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
*Czas* 2519.I.28; Backertag (4/8); wieczór

Była zmieszana. W prawdzie Pirora miała wszystko czego wężowa córka i siostra potrzebowała. Była jednak póki co dla nich niczym nieznany ląd. Sporo tajemnic i zakamarków do zbadania. Na wszystko jednak przyjdzie czas. Symbol sprytnie ukryty w jej kwiatowej brożce dawał nadzieje co do bóstwa, które wielbiła.

- Widziałaś ten jej medalik na piersi? - zapytała Łasicę gdy ramię w ramię szly korytarzem - Składamy chyba hołd temu samemu Panu. - dodała - Ciekawe czy lubi się zabawić tak samo jak my. Chętnie bym spróbowała tak młodego i jędrnego ciałka. - zachichotała - Nie wiem co ty uważasz ale według mnie dobrze by było aby również sobie zrobiła taki tatuaż jak nasze. Powiedzmy w formie inicjacji. - spojrzała na koleżankę czekając na jej odpowiedź.

- Wygląda obiecująco. Zwłaszcza jak wstała z balii i ta woda z pianą tak z niej ściekała. Wstydliwa nie jest. I to przed kimś kogo widzi pierwszy raz. Chętnie poznam ją bliżej. I dogłębniej. - Łasica która aktywnie w rozmowie w łaźni uczestniczyła o wiele mniej ograniczając się raczej do słuchania i obserwowania uśmiechnęła się na znak, że nowa koleżanka zrobiła na niej raczej pozytywne wrażenie.

- Chętnie bym z nią pogadała na osobności. Znaczy bez tej jej służby. Tak zaczęła przy nich myślałam, że też są w temacie. A powiedziała, że nie to przyznam, że nieco mnie to zbiło z pantałyku. Bo nawet chciałam ją zapytać o to czy owo no ale tak przy nich to nie bardzo. - cmoknęła nieco z żalem na tych zbędnych jej zdaniem świadków rozmowy. Jednak ton sugerował, że ma nadzieję, że będzie jeszcze okazja na bardziej prywatne spotkania.

- A broszka ciekawa. Widziałam. Jakby się wpasowała w naszą grupę to nieźle. Można by pomyśleć o tym tatuażu. Szkoda, że ja tak nie mam tyle czasu co wcześniej odkąd robię dla van Hansenów. Jutro jestem umówiona u ciebie, pojutrze z Normą no to najprędzej za dwa dni. Aha, mi Karlik przekazał aby jej nic nie mówić o reszcie grupy ani reszcie grupy o niej. Przynajmniej nic, że to ktoś z naszej rodziny. - dodała gdy kierowały się ku przejściu prowadzącemu do głównej izby tawerny.

- Mnie też właśnie ta jej służba zaniepokoiła. - odparła - Zbyt wiele sprzecznych sygnałów ale może po prostu jestem już przemęczona dzisiejszym dniem. - stwierdziła wzruszając ramionami.

- Młoda jest. Nieopierzona. Sama w nowym mieście. Może po prostu brak jej doświadczenia. Jak mimo wszystko będzie się chciała dopasować to powinno być dobrze. Gorzej jak zacznie zadzierać nosa i stawać okoniem. To może nam narobić kłopotu. - koleżanka zgodziła się z partnerką i gdy były już w połowie drogi niespodziewanie złapała ją za rękę i jednocześnie sprzedała klapsa w zgrabny tyłek.

- Nie przejmuj się! Jeszcze cały wieczór przed nami! - zaśmiała się jakby dla rozweselenia gdy zdążyła szybko rzucić okiem czy nikt z przodu i tył nie zmierza ku schodom objęła i pocałowała szybko Versanę. Całkiem mocno i zachłannie.

- A z tą nową cóż, pogadaj z nią jak się uda. Że my tutaj inaczej załatwiamy sprawy rodzinne. Bo ja to będę dopiero jutro wieczorem. - powiedziała cicho wciąż jeszcze przyciskając kochankę do ściany korytarza jakby dalej miała ochotę na to spontaniczne całowanie.

Ver rozejrzała się wokół czy aby na pewno nikt ich nie widzi a następnie pochwyciła pośladki przyjaciółki, przyciągnęła ją do siebie i pocałowała. Nie był to jednak szybki buziak a długi i namiętny pocałunek. Taki o jakich czyta Kamila w swoich ulubionych romansach.

- Masz rację. - odparła odrywając głowę i patrząc w oczy kochanki - Nie mam co na razie się przejmować. Porozmawiam z nią twarzą w twarz i wtedy przekonamy się co z niej za ziółko.

Łasica zamruczała przyjemnie dla ucha jak zawsze gdy dłonie przyjaciółki lądowały na jej pośladkach, chętnie do niej przylgnęła i oddała równie chętny pocałunek. Ale zbliżające się kroki zmusiły je do oderwania się od siebie. Więc machnęła głową w stronę dołu schodów gdzie szły poprzednio i tam obie ruszyły wracając do głównej sali tawerny.

- Mam do ciebie prośbę. - podjęła gdy jej wzrok wyłapał w tłumie jej popołudniowych gości - Był dzisiaj u mnie Cichy z tym koleżką Silnego, Egonem. Tam z resztą siedzą. - wskazała dyskretnym ruchem głowy w kierunku współkultystów - Zaoferowali się że przeszukują teren poza miastem w poszukiwaniu reszty załogi, z którą przypłynęła tu Norma, jednak by tego dokonać potrzebują jej ze sobą. - wyjaśniła w czym rzecz - Zaprowadziła byś ich do niej. Tobie nasza wojowniczka koleżanka zdaje się ufać nieco bardziej niż mi. Ona jak i ci węglarze.

- Co? Jak to? - tym razem Versanie udało się zaskoczyć przyjaciółkę. Zatrzymała się i spojrzała przez tłum gości na stół zajęty przez dwóch kolegów. - To ten nowy? Ten od Silnego? - zapytała przyglądając się z zainteresowaniem sąsiadowi Vasilija. - Ale z tą Normą i jakimś szukaniem za miastem w ogóle nie wiem o co chodzi. Przecież się z nią wczoraj umówiłam za dwa dni na spotkanie. - wróciła spojrzeniem do koleżanki zdradzając, że kompletnie nie jest w temacie i to ją mocno zaskoczyła ta nagła zmiana planów.

Ver więc spokojnie w kilku krótkich słowach wytłumaczyła przyjaciółce na czym rzecz polega. Skąd Vasilij i Egon. Po co oni i po co im Norska.

- Gramy do jednej bramki a tobie wieczór z Normą i tak nie minie. - zauważyła .

- No ale co im się tak spieszy? Przecież ich rozjechali jakoś na początku miesiąca, parę dni po nowym roku. A nie wczoraj albo przedwczoraj. Poza tym jak na razie to tylko my dwie latamy za tą naszą Wilczycą. I to dla szefa. Przecież nam kazał się nią zająć. I po wczoraj wreszcie jest szansa, że jakoś wyjdziemy na prostą. - wyglądało na to, że Łasica nie bardzo jest zadowolona z takiej narzuconej przez panów współpracy z Normą w roli głównej.

- Dlatego też postaramy się upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie. - oznajmiła chcąc uspokoić przyjaciółkę - Zapewnimy Normie rozrywkę w formie polowania a przy okazji rozejrzymy za śladami jakie mogli pozostawić próbujący się skryć ranni Norsowie. - uśmiechnęła się - Następnego dnia zaś zjawisz się u niej ty i rozmasujesz zbolałe mięśnie naszej Wilczycy.

- Aaa. Tak to sobie wymyśliłaś? No niezłe, niezłe. - brwi ulicznicy powędrowały do góry jakby teraz zamysł siostry był dla niej klarowniejszy. Przygryzła wargę zastanawiając się jednak nad tym.

- No można spróbować. Tylko nie mam pojęcia jak sama Norma to przyjmie. Ona chyba uważa, że tylko ona przeżyła. Tak mi się wczoraj wydawało. Dana też mówiła, że nawet jak jakiegoś znalazła to zamarznięty na sopel. Ale kto wie? Może ot, tak wypad za miasto na polowanie to się zgodzi. I no cóż, jak chłopcy jej podpadną to będą mogli mieć pretensje sami do siebie. Oni chyba nie widzieli co ona potrafi i to gołymi rękami. Może jak Kornas z nimi będzie to coś to pomoże. - koniec końców na taki luźny wypad za miasto to chyba Łasica uznała, że można spróbować. Niewiadomą była dla niej reakcja toporniczki która wydawała się mocno niezależna i trudno przewidywalna.

- Z tego też powodu wspomniałam wczoraj o pochówku tych, których truchła uda nam się odnaleźć. - dodała ten dość istotny fakt - W mojej ocenie to dość ważny obrządek dla każdej z kultur. Normie więc pewnie też zależy na tym aby to co pozostało z ciał jej braci spoczęło w godziwych dla nich warunkach.

- Nie wiadomo co zrobili z tymi ciałami. Mogli je gdzieś zabrać po walce. Ale może zostawili. Najlepiej pewnie Norma będzie wiedzieć skoro chyba brała udział w tej walce. O ile będzie umiała znaleźć to miejsce. - łotrzyca pokiwała w zamyśleniu głową przyznając koleżance rację ale mówiła jakby odnalezienie owych ciał wojowników z północy w pustkowiach zaśnieżonego lasu nie wydawało jej się prostym zadaniem.

- Równie dobrze wszystko mogły zeżreć jakieś padlinożerne stwory. - przyznała rację przyjaciółce iż los ciał poległych jest wielką niewiadomą - Nie dowiemy się jednak póki nie spróbujemy. Zaś co do lokalizacji zarówno pola bitwy jak i miejsc, w których można się skryć. - nawiązała do wcześniejszego wątku chcąc wyjaśnić koleżance na co w tym wszystkim Cichy i jego kompan - Vasilij zobowiązał się wysłać jednego albo dwóch ze swoich ludzi, którzy znają teren. Tak pójdzie sprawniej. Ja z resztą chyba też się tam wybiorę. Muszę jednak przemyśleć jak pogodzić taką wyprawę z zaplanowanymi już spotkaniami na dzień jutrzejszy.

- Na mnie raczej nie liczcie. Sama wiesz, że większość dnia jestem u van Hansenów. A nawet jak nie to ja w lesie głupia jestem. Dla mnie te wszystkie drzewa wyglądają tak samo. Zaraz bym się zgubiła i jeszcze mnie trzeba by szukać. - uśmiechnęła się przyznając się do tej swojej słabości poruszania się po dziczy. Zaraz jednak wróciła do tego o czym rozmawiały.

- Jak Dana jest jeszcze w mieście to może ona by chciała się spróbować w takiej wyprawie? Chyba jest w sam raz na takie spacery po dziczy. I pies by się przydał. A gdzie rozbili tych Norsów można się chyba od straży dowiedzieć. Chociaż o to czy zabrali ciała czy nie. - dorzuciła od siebie kilka pomysłów wyrzucając je z siebie jedne za drugim.

- A tych planów na dzień nie chciałabym ci układać. Zrobisz jak zechcesz. Ale lepiej się skup na jednej rzeczy i zrób to jak należy. Jak dla mnie nie wiem czy oni jutro pójdą z Normą czy nie. Ale może pójdą. A na tym spotkaniu z tą nową to raczej nie ma cię kto zastąpić. Myślisz, że zaprosić ją na jutrzejszy wieczór czy nie? Sama nie wiem. Chętnie bym ją poznała lepiej ale mamy z tą Oksanę na jutro do załatwienia. Hmm… Może lepiej nie… Nie mieszajmy bardziej niż trzeba. - myśli Łasicy zdawały się pędzić jak sztormowy wiatr przez fale i wydawało się, że jedna zaraz wywołuje kolejną. W końcu machnęła na to reką jakby chciała sama zastopować ten potok słów i myśli dając w końcu dojść do słowa partnerce.

- Z tą nową to wszystko zależy od tego czy ten jutrzejszy wypad dojdzie do skutku i czy ja się na niego wybiorę. - odparła - Jak zostanę w mieście to się z nią spotkam z rana. Oczywiście jeżeli przyjdzie sama. Wtedy postaram się ją wybadać. A co do Normy. Hmmm... - zadumała - No zobaczymy co Cichy ugra. Źle chłop nie chce. Angażuje do akcji swoje środki więc niech działa. My tak czy siak robić będziemy swoje. Ty się z nią popluskasz. Z czasem zaś wybierzemy się na polowanie i z nią i z Froyą. - dodała - A o tych strażnikach trzeba wspomnieć Vasilijowi. Jako szanujący się przemytnik powinien mieć jakiegoś przekupionego pachoła.

- Co racja to racja. To chodź do nich bo jeszcze się zorientują, że stoimy i gadamy to pewnie pomyślą, że ich obgadujemy. - wychowanka miejskich ulic machnęła ręką na te różne dywagacje jakich wynik w tej chwili trudno było oszacować i dała znak, że czas podejść i rozmówić się z obydwoma kolegami jacy na nie czekali przy jednym ze stołów.

Przechodząc obok szynkwasu przy, którym wciąż siedział małoletni pracownik Pirory Ver wyciągnęła złotą monetę z sakwy i wyłapując jego wzrok rzuciła ją w jego stronę mocnym pstryknięciem palcy.

- Łap spryciarzu. - dodała widząc jak chłopak chwyta karlika.

Mimo wieczorowej pory i sporej ilości gości w tawernie dziewczyną udało się zwinnie przecisnąć przez tłum. Przy stoliku ich przyjaciół były akurat wolne dwa miejsca zdające się czekać właśnie na nie.

- Witajcie ponownie. - rzuciła dosiadając się - Dobrze, że jesteście bo potrzebne mi będą silne męskie ramiona. - dodała szczerząc ząbki - Bylibyście tak mili i w drodzę powrotnej podrzucili mi pewną skrzynię, którą stąd zabierzemy? - była słodka i urocza niczym prosząca o cukierka mała dziewczynka.

- Cześć Vasilij. - łotrzyca w zimowej spódnicy usiadła obok Versany i przywitała się z kolegą. Potem spojrzała z zaciekawieniem na jego sąsiada. - A twój duży kolega to kto? - zapytała zerkając na Egona.

- Wołają na mnie Egon - rzekł Egon. - Pracujemy razem - uśmiechnął lekko, przypominając sobie o różnorakiej naturze ich pracy.

- Cześć Egon. Ja jestem Łasica. - kobieta siedząca po drugiej stronie stołu wydawała się całkiem zwyczajną dziewczyną z sąsiedztwa. W zwykłej, zimowej sukni w jakich chodziły niezbyt bogate mieszczki. I tak samo zwyczajnie wyciągnęła dłoń na przywitanie. Miała nieco nietypowe włosy bo o granatowym odcieniu. I to była jedna z niewielu rzeczy jakie rzucały się w oczy w tej postaci. A jednak tryskała jakąś uśmiechniętą energią jaką nie dała rady stłamsić ani ta szara, nijaka suknia ani lodowata pogoda za oknem. I miała ksywę jak ta o której Silny ani razu nie wypowiedział się w pozytywny sposób. A wręcz ta ksywa działała na niego jak płachta na byka.

- Witam, witam, - rzekł Egon, zastanawiając się, dlaczego Silny nie lubił Łasicy. Być może powinien się go spytać o to następnym razem. - Przejdźmy zatem do interesów? - zapytał, patrząc wymownie na Vasilija.

- Cześć dziewczyny. - Vasilij ucieszył się i uśmiechnął na widok kobiet. Po słowach Egona o interesach natychmiast się odezwał - Jasne, jasne to do rzeczy. Chcemy zabrać Normę na jutrzejsze poszukiwania jej Norsmeńskich przyjaciół. Przy okazji szukamy armijnym dezerterów ale to już szkopuł. - zwrócił się do Łasicy bo nie wiedział na ile jest wprowadzona. - Możnaby ten wrak okrętu odwiedzić o ile go nie spalili. Rozszabrowany pewnie jest ale kosztowności Norsmeni mogli dobrze ukryć. Wtedy Norma odzyskałaby co nieco. - Vasilij wypowiedział luźną myśl. - Potem stamtąd to już według Normy i przewodnika przeczuć. Ślad czy trop będzie ciężko podjąć po tylu dniach. Niemniej psy by się przydały, może gdzieś dalej coś zwęszą. Jak macie jakieś wizje czy pomysły to dobry moment żeby to doprecyzować.

- Jakich dniach Cichy? Chciałeś chyba powiedzieć tygodniach. - Łasica uniosła nieco brew w grymasie zdziwienia. - Nie wiem czy wiecie chłopaki ale ta kawaleria i reszta towarzystwa rozjechała tych Norsmenów zaraz po nowym roku. Może parę dni po. A teraz mamy koniec miesiąca. Norma miała niesamowity fart, że trafiła na Strupasa co akurat był poza miastem. Bo też już jej psy gończe dyszały w kark a za psami pewnie reszta zgrai. To nie było wczoraj ani przedwczoraj. Tylko na początku miesiąca. - tym razem łotrzyca pierwsza niż Versana zabrała głos i zdecydowała się na samym początku doprecyzować to co jej się wydawało najważniejsze w tych poszukiwaniach czyli już spory czas jaki minął od tamtych dramatycznych wydarzeń.

- Tropić Nordów sprzed miesiąca? Ciężka sprawa - Egon popił piwem. - Jeśli to, co mówisz, to prawda, to nie jest wyprawa na parę dni, tylko na parę tygodni. Jeśli nie zostali pożarci przez licho leśne, albo nie dokończyli ich imperialni, to szukanie ich może być kurewsko ciężkim zadaniem. - rzekł Egon, ponuro myśląc o rejzie w głuszę, która mogła całkiem prawdopodobnie okazać się ganianiem za wiatrakami. - W takim razie Norma nie pomoże zbyt dużo. Jeśli oddzieliła się od grupy, nie będzie wiedzieć, gdzie mogli uciec. To nie robota dla wojaka, tylko dla gończych.

Egon pociągnął potężny łyk piwa.

- Jak dla mnie kaplica - rzekł wreszcie. - Chyba, że macie cynk, gdzie mogą być.

Vasilij przerzucił wzrok na Versanę. Nie wspominała, że to sprawa sprzed tygodni. Gerviev rozumiał, że to sprawa sprzed kilku może kilkunastu dni. Zdecydowanie bliżej dziesięciu niż trzydziestu. Nie skomentował tego jednak podważanie opinii o koleżance byłoby nie na miejscu. Za bardzo ją lubił.

- W pewnym sensie mamy. Znamy okolicę moi ludzie wiedzą gdzie są obszary gdzie nikt nie przetrwa, bo zjedzą go np zwierzoludzie. Gdzie jako tako da radę się schować, no i mamy trop w postaci jaskiń na nabrzeżu. Jest ich co prawda sporo, trafić możemy tam na no cóż niekoniecznie Norsów. Jednak gdybym to ja walczył o przetrwanie tam bym się skrył. Norsowie przepłynęli przez miasto niezauważeni. Znaczy się jakieś rozeznanie w okolicy mają. Więc i o jaskiniach pewnie wiedzą a przynajmniej powinni. - tu Vasilij przeskoczył do tematu Norsmenki - Norma jest nam w cholerę potrzebna. Może mieli jakiś punkt zbiórki ustawiony na nabrzeżu na wypadek, gdyby ktoś odpadł od grupy. Przecież w takich wyprawach wiele rzeczy może pójść nie tak... Powie przy okazji czy wiedzieli o jaskiniach i co mogli zrobić jej towarzysze? Jej los zdefiniowało spotkanie ze Strupasem. Trafiła się jej szansa to skorzystała. Nie mniej kierowałaby się gdzieś gdyby nie on. Trzeba jej zapytać czy na ślepo czy według jakiegoś planu. W rejzie w głąb lądu cholernie wiele rzeczy może pójść nie tak. Głupi nie są więc trzeba poznać jakie mieli między sobą ustalenia uczestnicy wyprawy. Może dowiemy się czegoś ciekawego. - Vasilij - Statek spalili czy dalej tam jest? - spojrzał tym razem na dobrze poinformowaną Łasicę. Po czym jeszcze powiedział do wszystkich. - Moim zdaniem samo to, że zabierzemy Normę i zadamy sobie trud szukania jej współplemieńców. Damy jej szansę, zajrzeć do statku i tak dalej… Zbuduje to pozytywny obraz naszego zboru. O to chodzi na końcu nie? - Vasilij wiedział, że żywi Norsowie są tylko elementem w tej sprawie.

- To w takim razie pogadajmy z tą Normą - rzekł Egon.

Nie wyzbył się co prawda wątpliwości co do powodzenia tego przedsięwzięcia, szczególnie zaś penetrowania jaskiń w poszukiwaniu ludzi północy, jednak Cichy znał jego cenę, co do której dogadali się wcześniej. Jeśli był w stanie podejść realistycznie do ryzyka, które wiązało się z przeszukiwaniem morskich grot, to nie miał oporu z wypadem poza miasto. Przedsięwzięcie jednak zdało mu się co najmniej ryzykowne.

Rozmowa z Normą mogła wyklarować wiele.

Versana miala w pamięci to co przed paroma pacierzami mówiła jej Łasica apropos nie zapoznawania młodej Pirory z resztą bractwa a ta z tego co wspominała była umówiona z kapitan na kolację i miała zaraz się zbierać.

- To nie ma na co czekać. - ledwo zdążyła usiąść a już musiała się zrywać - Ruszajmy a resztę obgadamy w terenie. - rzuciła do reszty znajomych.

- Możemy ruszać - rzekł Egon, powstając.

Wszyscy jak jeden mąż przystali na propozycję Versany. Tyle tak odmiennych osobowości przy jednym stole było podejrzane a karczma powoli zaczynała pękać w szwach z racji na porę. Reszta więc idąc w ślad za Versaną i Egonem pokierowała swoje kroki ku drzwiom prowadzącym na zewnątrz.

Było zimno. Nie było się jednak co dziwić. Był Mróz więc musiało być zimno. Na szczęście nie było sztormu ani zamieci mogli więc spokojnie przemierzać uliczki miasta rozmawiając przy tym.

- Jeżeli chodzi o psa to sie sklada ze trzymam swojego pupila na krypie. - odparła czule wspominajac o Bydlaku - Sęk w tym, że nie znam się na tresurze więc nie wiem na co poza walką w obronie własnej potrafi. Co za tym idzie jest bardzo nieufny i w sumie tylko ja się mogę do niego zbliżyć. - podzieliła się pomysłem chcąc jakoś pomóc w tej sprawie - Aaa… to nie taki typowy burek więc ulicami miasta raczej się z nim nie przejdzimy niczym na pokazie. - dodała ten dość istotny szczegół jej sierściucha skrytego na “Adele”. Piękno Bydlaka było nie tak oczywiste dla większości mieszkańców Imperium. Ludzie się bali tego czego nie znali.

- Widziałem Bydlaka jak byłem na “Adele”. Piękny! - Vasilij podzielił się swoim podziwem dla psa. - Znam się trochę na opiece nad zwierzętami bo sam mam pupila. Chłopak ode mnie “Miłek” go tresował na obronnego, bo był lekko zdziczały jak go znalazłem. Miał w sobie jednak ikrę i zajadłość. Więc go przygarnąłem, sam przecież jestem taki - przyznał Giergiev z rozbawieniem. - W sumie to “Miłek” tresował mnie i jego. Bo nie miałem ręki do niego na początku. - Vasilij przypomniał sobie trudne początki z własnym psem. - Więc rozumiem jak zwierzaki potrafią przyciągać. Trzeba go poddać tresurze, tylko w tym musi uczestniczyć właściciel. Mogę ci podesłać “Miłka” jak masz czas i chęci. Lubi zwierzaki więc pewnie go ta inność nie zrazi. Na nasz użytek trzeba nam jednak psów myśliwskich. - podsumował Vasilij patrząc na pozostałych.

Ver pokiwała głową na znak, że taki człowiek byłby jej bardzo przydatny. W końcu perspektywa posiadania usłuchanego psiaka u boku była naprawde kusząca.

- Ja już mówiłam Ver. Na mnie nie liczcie. I tak mam całe dnie zajęte a kundlami się nie interesuje. - Łasica co szła obok Versany przez ten zmrożony, miejski śnieg nie odzywała się większość drogi ale teraz gdy już byli niedaleko domu węglarzy zabrała głos.

- Z tym ich statkiem to nie wiem czy go spalili czy nie. Norma mówiła, że rozbili się na skałach czy mieliźnie. I zatonął. Ale ja tam nie byłam to nie wiem jak to wygląda. Ale trafić chyba nie powinno być trudno. Wystarczy iść w górę rzeki. Jak coś wystaje ponad lód to chyba powinno dać się znaleźć. - złodziejka powiedziała swoje zdanie na to co wcześniej pytał Vasilij.

- Zresztą jak uda się wam z nią pogadać to sam ją możesz zapytać. Ale do cholery. - dziewczyna o granatowych włosach wzruszyła ramionami jakby to już męska część ich czwórki miała okazję sprawdzić sama. Ale nagle urwała i spojrzała w bok na nich obu.

- Trochę się z Ver nalatałyśmy za nią. I szefowi też na niej zależy. Dlatego zakazał agresywnych akcji wobec niej i jej kolegów węglarzy. I wczoraj jakoś wreszcie udało nam się z Ver wyjść na prostą. Jak nam to spartolicie to ostrzegam, że będę na was mocno wkurzona. - dodała tonem ostrzeżenia do obu kolegów. I raczej nie wyglądało aby stroiła sobie żarty.

- No a zaraz tam będziemy. Ver, jak chcesz to rozegrać? - zwróciła się do koleżanki zastanawiając się jak zagadać do węglarzy którzy pewnie otworzą drzwi. Co prawda wczoraj żegnali się przyjaźnie co oznaczało poprawę ich wzajemnych relacji no ale umawiali się, że spotka się Łasica z Normą ale za dwa dni. A nie już dzisiaj. Poza tym nie było mowy o sprowadzaniu dwóch obcych pod drzwi a Dimitri był na to dość uczulony. Było to całkiem zrozumiałe jak trzymał pod swoim dachem zbiega. Więc nie leżało w jego interesie by urządzać w domu muzeum i punkt wizyt obcych mu ludzi.

- Vasilij, ty będziesz gadał - rzekł Egon, licząc, że Versana i Vasilij rozwiążą tę sprawę.

Nie zamierzał się wbijać pomiędzy znajomych, którzy zdawali się już byli urobić Norsmena między sobą. Tą część planu musiał zrobić Vasilij, który zapewne już przemyślał to, co chce powiedzieć kobiecie z północy. Sam osobiście był ciekaw, w jaki sposób Norsmenka zareaguje na propozycję.

- Jasne - wzruszył ramionami Vasilij - Z samą Normą pogadam. Skoro idziemy tam z przyzwoitkami - uśmiechnął się do dziewczyn, bo tak to dokładnie wyglądało. - To wejście nam zapewnią z odpowiednią dozą wyczucia i taktu - powiedział nabożnym tonem niczym kapłan z ambony. Lekko się droczył ale skoro panny chciały rozegrać to pod pełną kontrolą to trochę mu to wisiało. Zrobi jak sobie życzy Ver, jemu zależy tylko na zwerbowaniu Normy.

- Najlepiej by było pogadać na zewnątrz. - odparła - Wyciągnąć ją na chwilę jakoś - dodała - Ja póki co odpadam, Vasilij i Egon raczej też gdyż nikt w tej chałupie ich nie zna. - spojrzała w dość wymowny sposób na Łasice jakoby sugerując jej że dobrze by było aby to ona postarałą się dokonać niemożliwego dla pozostałej trójki - Lub.. - kontynuowała - Vas… - spojrzała na herszta - A gdybyś nas nauczył jakiegoś krótkiego zwrotu, który nakłonił by ją do tego aby wyszła na chwilę sama. - nie znała języka północy ale skoro wcześniej Kurt był w stanie ją i Łasicę nauczyć paru zdań po Kislevsku to czemu Cichy miałby nie zrobić tego teraz - No nie wiem. “Przyprowadziłam kilku przyjaciół, którzy chcieliby pomóc. Wyjdźmy proszę.” No wiecie. Coś ten deseń. - spojrzała na resztę licząc że załapią o co jej chodzi.

- Nim wejdziemy jednak jeszcze dwie sprawy. - zaczęła nim reszta doszła do głosu - Pierwsza to lokalizacja zarówno łodzi jak i pola bitwy. Warto może było pogadać z którymś ze strażników. - zaproponowała - Vas na pewno masz kilku sprzedajnych pachołów w ich szeregach. - uśmiechnęła się tylko - Druga to scenariusz gdy nie uda się wam odnaleźć ani jednego żywego norsa. Pamiętajcie o tych którzy polegli. Zasłużyli na to. - podkreśliła raz jeszcze to o czym już wcześniej wspominała.

- Przyprowadziłam kilku przyjaciół, którzy chcieliby pomóc. Wyjdźmy proszę. To będzie.. Jeg har tatt med noen venner som vil hjelpe. La oss gå ut. - Vasilij przetłumaczył zwrot o który prosiła Ver. W swoim mniemaniu za dużo było kombinowania i skakania w koło samego spotkania. Miał wrażenie, że dziewczyny wręcz bały się reakcji węglarzy. Węglarzy?! Konsekwentnie się nie wcinał w niczym im to nie szkodziło. Jak się nie uda pójdą bardziej bezpośrednio. - Gdzie jest łódź to wie pewnie Norma jak tego nie uzyskamy od niej to się kogoś zagada. Mam znajomości - Vasilij uważał słowo pachołek za niewłaściwe. - tylko tej łódzi to pewnie nie będzie aż tak trudno znaleźć. Zdaje sobie sprawę, że nasz wypad to żywych Norsów pewnie nie odszuka. Tylko z Normą ma on tak naprawdę w moich oczach sens. Dlatego tak naciskałem. Zobaczy nasze wsparcie, może zyska dostęp do wraku i coś tam ewentualnie wyszabruje i zdobędzie szansę by odnaleźć towarzyszy żywych bądź nie. Jak się na kogoś natkniecie mniej przyjaznego. Przelana razem krew też ma swoją wartość o ile obędzie się bez strat. - Vasilij wyłożył swój punkt widzenia. - Z tego ostatniego względu obecność Egona jest bezcenna. - wypowiedział pochwałę pod adresem kompana.

 
Icarius jest offline  
Stary 27-03-2021, 10:25   #205
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
*Miejsce* Nordland; Neues Emskrank; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
*Czas* 2519.I.28; Backertag (4/8); wieczór



Kislevski wydawał się jej znacznie prostszym językiem. To co przetłumaczył dla niej Cichy brzmiało jak bełkot pijanych marynarzy. W głowie Ver jednak rozbłysł nagle pewien pomysł o którym sama nie wie dlaczego nie pomyślała wcześnie.

- Chyba wiem jak tam wejść w czwórkę. - zagaiła - Słyszeliście o Arenie? - znając profesje obydwu mężczyzn było to raczej pytanie retoryczne - W każdym razie Norma startowała tam reprezentując właśnie tych węglarzy. Zagrajmy więc na tą kartę. Powiem im że przyszliśmy dobić interesu na którym wszyscy możemy nieźle się obłowić. - zarysowała plan, który chodził jej po głowie - Powiemy im że ty Vas jesteś przedstawicielem Egona, który ma być przyszłym rywalem naszej niedostępnej koleżanki i przyszedłeś tutaj z kuszącą propozycją nim jednak wdasz ich w szczegóły pragniesz porozmawiać z zawodniczka. - kontynuowała - Kasa to argument, który powinien ich przekonać. Wasza aparycja zaś jest dość przekonująca. - dodała - Gdy zaś już uda ci się Normą zamienić parę słów wytłumaczysz jej na czym rzecz polega. - patrzyła pytająco na pozostałych.

- Możemy serio zapytać czy pisze się na kolejne walki. Przy okazji zagadać do Normy czy ten wypad za miasto jej gra... Właśnie Egon ty wiesz coś o kolejnych walkach? Theo mówił, że coś tam szykują ale za wcześnie na szczegóły. Jakby jej coś zaproponować z pokryciem to mamy powiedzmy sobie zarys na wejście.

Ver nie myliła się. Oboje znali Theo. Dobra ich. Zarówno w sprawie Normy jak i przyszłych zarobków.

- Widzę, że mamy wspólnych znajomych. - wcięła się nim Egon zdążył cokolwiek powiedzieć - Myślę, że na tej znajomości damy radę wszyscy zarobić. - zaśmiałą się - Może spytać się czy Norma byłaby zainteresowana walka trzech na trzech? - zaproponowała - W prawdzie Impresario proponowałam układ dwóch na dwóch ale gdyby tak trzech naszych kompanów wystawić przeciwko trzem innym to mogłoby być naprawdę ekscytujące. W każdym razie byśmy nie skłamali. - pozwoliła sobie pofantazjować. W końcu się jednak zorientowała iż przerwałą koledze, który był pytany o zdanie.

- Będą walki, ale za wcześnie jeszcze - odparł Egon. - Nie wiadomo jeszcze, kto będzie startował, ale Theo zaczął się orientować, kto będzie i ja tam też będę. Od swoich znajomków słyszałem, że będą na Festag. Jak chcecie przepchnąć pomysł z trzema na trzech, to pogadajcie z Theo. Ja nie widzę problemu.

- Te walki to niezły pomysł, żeby w nie wkręcić Normę. Jeśli tylko nie dostanie zbyt dużo po głowie, to może nawet wkręci się w te kręgi. To co, wchodzimy?

- Powinna się zgodzić. - przyznała - Szczególnie, że jedną walkę ma już za sobą i to z Kornasem. - dodała - Ledwo jej dał radę. - zachichotała - Dobra to mamy można wchodzić. Ja zacznę a po wejściu wy zajmijcie się Normą a my z Łasica tymi węglarzami. Vas z nią rozmawiaj tylko po ichszemu. Węglarze znają kislevski.

Podeszła do drzwi, które wyglądały tak, że gdyby Egon chciał to mocniejszym frontowym kopnięciem wystawiłby je z zawiasów. Dźwięk pukania głucho obiegł okolice odbijając się od pokrytych szadzią ścian.

Nie czekali zbyt długo gdy znajoma obu paniom klapka w drzwiach odsunęła się i dało się zobaczyć czyjeś oko. Tym razem poszło sprawniej niż początek wczorajszej wizyty. Rozległ się zgrzyt otwieranych zamków i drzwi stanęły otworem.

- Pochwalony. Coś się stało? - drzwi otworzył Tod, tak samo jak wczoraj. I zobaczył stojące na schodach Versanę i Łasicę to nawet się uśmiechnął. Ale uśmiech zszedł mu z twarzy jak dojrzał dwóch mężczyzn stojących ze dwa kroki dalej na poziomie zaśnieżonej ulicy.

Egon milczał. Jeśli Versana i Vasilij mieli jakiś dobry plan, to był czas, żeby w końcu go wprowadzili w życie. Sam uważał, że raczej może więcej zepsuć w tej sytuacji niż poprawić, więc spojrzał wyczekująco na towarzyszy.

- Pochwalony. - odparła z szerokim uśmiechem na twarzy - Bez obaw. My z interesem do was. - odparła krótko - Chodzi o walki na arenie. Myślę, że uda nam się na tym zarobić kilka pękatych sakiewek karlików.

- Aha. - Tod skinął głową i trawił te słowa przez chwilę. Wydawało się, że o ile po wczorajszym wieczorze do wizyty obu pań nie ma większych obiekcji to widok dwóch stojących za nimi obcych mu mężczyzn budził jego obiekcję. Ale widocznie dodał dwa do dwóch w swojej krótko ostrzyżonej głowie i krzyknął w głąb domu.

- Dimitri! Chodź! Sprawa jest! - zawołał i zaraz potem wewnętrzne drzwi skrzypnęły i w krótkim korytarzu pokazał się ten najważniejszy z węglarzy. Obrzucił obie kobiety krótkim spojrzeniem co Łasica skorzystała z okazji by pomachać do niego rączką w przyjaznym geście. Ale on też utkwił wzrok w obu towarzyszach kobiet jacy stali na ulicy i słuchał tego co Tod mu na szybko streszczał. Zastanowił się chwilę po czym wzruszył ramionami.

- No dobra. Wejdźcie. - zdecydował w końcu dość neutralnym tonem. Ani bez przesadnego entuzjazmu ale też bez wyczuwalnej wrogości. W końcu więc cała czwórka gości przeszła przez krótki korytarz do głównej izby, Tod został nieco z tyłu aby pozamykać drzwi a Dimitri pełnił rolę gospodarza.

- To siadajcie. - wskazał na ten sam stół przy jakim biesiadowali wspólnie wczorajszego wieczora. - Przynieś coś do picia. - rzucił krótko do tego trzeciego i ten skinął głową po czym zniknął w przejściu prowadzącym do kuchni. A gościom zostało zająć miejsca przy tym stole do negocjacji. Nigdzie jednak nie było widać Norsmeńskiej wojowniczki.

- Jak główki rano? - zagaiła podśmiechując się by nieco rozluźnić tą drętwą sytuacja. Wszak poprzedniego wieczoru pękło parę butelek po których nawet Kornas odczuwałby miękkość w kolanach.

- Ale pozwólcie, że was sobie przedstawię. - podjęła nieco oficjalnie - Ci dwaj panowie mimo dość ostrej aparycji nie są żadnymi zbójami a raczej ludźmi interesu. Ten z lewej to Vas. - specjalnie nie wymawiała całego imienia a jedynie jego część - Zaś drugi prosi by mówić do niego pan E. - wskazała otwartą dłonią na postać umięśnionego wojownika - Obaj podobnie do nas bywają na arenie i podobnie jak my zainteresowani są zarobkiem. Was reprezentuje Norma, mnie Kornas w tym zaś przypadku. Nie trudno zgadnąć. - ciągnęła dalej jak na kupca przystało - Dzięki łasce bogów natknęłam się na nich dzisiaj w karczmie i tak od kufelka do kufelka weszliśmy na temat walk i zakładów oraz tego jakby tu można lepiej zarobić. Co ciekawe wpadliśmy na podobny pomysł. - podciągnęła rękawy - Mianowicie walki w formule trzy na trzy. - zrobiła duże oczy i przyglądała się reakcji węglarzy - Kornas, Norma i pan E. Ramie w ramie. Starcia jeden na jeden to przeżytek. Odejdą w końcu do lamusa. Co innego walka grupowa. Tylko sobie wyobraźcie jaka publikę to przyciągnie a co za tym idzie fundusze. - zachwycała się zaletami takiego układu na którym naprawde chciała zarobić spora sumkę - Wiemy jak walczy Norma i Kornas. Patrząc zaś na tego dżentelmena chyba nie ma co się głowić nad tym czy twarda z niego sztuka. - spojrzała na Egona - Powiedzcie co o tym sądzicie. - zachichotała uśmiechając się lisio. Oczy świeciły jej jak dwa złote samorodki zaś głos zdradzał dość duża ekscytacje.

- A gdzie nasza koleżanka tak właściwie? - wyciągnęła szyje rozglądając się po izbie - Chyba warto by i ona o tym posłuchała i dorzuciła swoje dwa grosze.

- Jest na zewnątrz. - mruknął od niechcenia Dimitri słuchając tego co główna negocjatorka przybyłej czwórki ma do powiedzenia. Wysłuchał jej uważnie i po ich stronie to z kolei on był od gadania i podejmowania decyzji. Tod i ten drugi się nie wtrącali podobnie jak pozostała trójka gości. Tod rozlał do kubków piwo i tak siedzieli przy tym stole popijając łyk czy dwa dla zwilżenia gardeł.

- Trzy na trzy mówisz? - propozycja widocznie brzmiała na tyle ciekawie, że pół Kislevita nie odrzucił jej z miejsca tylko się zastanawiał. - No może być. Można spróbować. Ale to trzeba ustalić z Theo. Najbliższe walki będą lada dzień a on by musiał znaleźć drugą trójkę. Nie wiadomo czy mu się uda w tak krótkim czasie. - Dymitri zdawał się być całkiem nieźle zorientowany w sprawach areny.

- Ale jak każdy wystawia jednego zawodnika to wygraną dzielimy się po równo na trzy części. - spojrzał najpierw na Versanę a potem na resztę gości aby dać znać, że to jest jego warunek aby dalej ciągnąć te negocjacje.

- Tak się składa, że gdy wracałam razem z Theo ostatnim razem to wspomniałam mu o walkach w rozszerzonych składach i nie negował tego. - nawiązała do swojej dyskusji z Impresario podczas wspólnego powrotu z plaży - Wręcz przeciwnie. Wykazał taką opcją zainteresowanie. - dodała - Nim jednak przystąpię z nim do finalizowania wszystkiego potrzebna jest mi wasza zgoda i chęć współpracy. Całej czwórki. - zaznaczyła, że zdanie berserki jest dla niej równie istotne - Wygrana zaś oczywiście będzie dzielona na trzy tyle że warto będzie spróbować zagrać za nieco większe sumy niż kilka-kilkanascie karlików. Tym jednak się nie martwcie. Jak coś wyłożę za was a później jakoś się dogadamy. - uspokoiła mężczyzn i zamilkła dając pozostałym możliwość zabrania głosu.

Vas spojrzał z ukosa na Ver gdy ta hojnie rozdawała zyski potrzebującym.
- Po pierwsze dziękujemy za gościnę. Zdrowie gospodarzy - uniósł miedziany kubek i upił kilka łyków okazując trochę szacunku węglarzom. - Po drugie koleżanka tu pięknie potrafi mówić i nie przeczę wizja jest ciekawa stąd nasza tu obecność - pokazał palcem na siebie i Egona - Tylko tak miałem do czynienia z Norsmenami. Wiem, że to godni wojownicy i wojowniczki. Chciałbym jednak zobaczyć kogoś na kogo mamy stawiać karle. Pogadać, usłyszeć i ocenić powiem szczerze. Co do podziału zysków jestem otwarty na rozmowę i uczciwy podział. Stosowny do wkładu wszystkich stron. - Vasilij takich Dimitrich to widział już setki. Więc od razu zaznaczył, że zamierza podzielić złoto proporcjonalnie i uczciwie.

- Idź po nią. - Dymitri skinął głową słysząc to wszystko i rzucił do tego najmłodszego z nich. Ten wstał z krzesła i zniknął za kolejnymi drzwiami.

- Dzielimy się po równo. Ryzykujemy to samo to i dzielimy się tak samo. - szef węglarzy powtórzył swój warunek aby nie było żadnych niedomówień w tej sprawie. Tutaj bardziej patrzył na Vasilija i Egona.

- A co do ciebie to nie wiem o czym gadałaś z Theo. Ale to już było ładny kawałek czasu temu. Nawet jak się zgodził wstępnie to musiałby mieć czas aby wszystko zorganizować. Jak od tamtego razu z nim nie rozmawiałaś to może być ciężko. A na poprzednich walkach was nie widziałem. - zwrócił uwagę, że to jednak nie jest taka prosta sprawa aby zorganizować coś większego tak z dnia na dzień. Ale nie wnikał w negocjacje przy jakich go nie było więc brzmiało to jak koleżeńska uwaga.

- Wspominałam mu, że dobrze by było wystawić Normę z Kornasem w parze. - odparła - Ale postaram się z mistrzem ceremonii spotkać jutro i przedstawić mu taką ofertę a co do zakładów. - podjęła temat pieniędzy by zawczasu uspokoić obie strony - Jak coś wyłoże za was i później się rozliczymy. Z racji dobrej znajomości i waszej zgody oddacie mi to co wam pożyczyłam i dwadzieścia procent ekstra od wygranej. - układ wydawał się być uczciwy - Osiemdziesiąt procent będziecie mieć dla siebie ale to już między sobą dogadamy.

- Jeśli ryzykujemy to samo. To dzielimy się tak samo, bez dwóch zdań. - powtórzył Vasilij za Dimitrim bo gdyby faktycznie tak było nie miałby nic przeciwko. Tylko tak słuchał Ver sum o jakie mieli grać i patrzył na pomieszczenie w jakim się znajdują. Coś mu tak ironicznie świtało, że węglarze to gotówką nie śmierdzą. Zastanawiało go jakim cudem zdobędą wkład własny ale na razie zbójeckim zwyczajem miał to gdzieś. To nie jego problem. Rozsiadł się wygodniej i czekał na Normę.

- Nie potrzebujemy żadnych wkładów. Jak przegramy to przegramy, mówi się trudno. Jak wygramy to wygraną dzielimy się na trzy części. - Kislevita machnął ręką na tą propozycję finansowego wsparcia. W końcu głównym łupem byłaby wygrana z zakładów czyli w większości i tak pewnie byłyby to karliki innych.

- A jak nie rozmawiałaś wcześniej z Theo o występie na tą walkę to on nawet nie wie, że zamierzasz wystawić Kornasa. Nie mówiąc o jakichś łączonych walkach. Nie wiem czy uda mu się coś zorganizować w tak krótkim czasie. Ja w każdym razie zgłosiłem mu Normę na te walki co teraz będą. - oznajmił gospodarz pozwalając sobie wyrazić swoją opinię na temat przygotowań do walk. W końcu organizacja musiała przygotować miejsce, wysłać powiadomienia, zebrać tak zawodników jak i widzów i to wszystko zajmowało wcale nie tak mało przygotowań. A walka tego typu o jakiej rozmawiali była dość nietypowa co mogło wymagać dodatkowych przygotowań. Akurat jak skończył wrócił ten młody wraz z toporniczką.


Tym razem Norma musiała być gdzieś na zewnątrz bo była ubrana w spodnie, kaftan i rozpięty, kislevski kożuch. Stanęła obok tego co ją przyprowadził i obrzuciła pytającym spojrzeniem Dimitra i resztę towarzystwa przy stole. Ten zwrócił się do niej po kislevsku tłumacząc coś i wskazując na poszczególnych gości przy stole a wojowniczka słuchała tego w milczeniu. Jakoś specjalnie wielka się nie wydawała chociaż ten kożuch nieco ją pogrubiał. Miała ciemno blond włosy zaplecione w kilka warkoczy przyczesanych do czaszki i podgolone boki głowy.

- No to jej powiedziałem o waszej propozycji. - krótko streścił Dimitri to co właśnie skończył Normie tłumaczyć. Ta nadal stała przy stole i zdawała się rozmyślać nad tym wszystkim.

Versana kiwnęła więc Normie głową by się przywitać i zapraszającym gestem ręki zachęciła by dołączyła do wszystkich przy stole.

- No to drogi kolego ta wojowniczka o której ci opowiadała. - zwróciła się do Cichego - Musisz przyznać że niczego sobie. - nie wiadomo było jednak czy Ver mówi o jej muskulaturze czy dość nietypowej urodzie, która mimo wszystko wyróżniała ją spośród mieszkanek Imperialnych ziem.

- Wygląda nieźle. Dimitri wprowadź ją w szczegóły proszę, spytaj co ona na nasz układ. Jeśli nie będzie wam przeszkadzać, to ja z chęcią z nią pogadam trochę. Ładna - uśmiechnął się jakby był trochę oczarowany - Norsmeńskiego trochę znam, zobaczymy czy nie zardzewiał no i wiecie zagadałbym. Spodziewałem się bardziej no…. niedźwiedzia a tu proszę. Miła niespodzianka. Tylko nie tłumacz jej wszystkiego co teraz powiedział. - powiedział z lekkim śmiechem Vasilij.

- Ładna? Jest śliczna! - Łasica odezwała się chyba pierwszy raz odkąd skręcili w ulicę prowadzącą do domu węglarzy. Od tej pory nie przeszkadzała kolegom i koleżankom w negocjacjach ograniczając się do sprawiania uśmiechniętego i przyjaznego wrażenia. Aż do teraz co zapiszczała z wrażenia jakby Norma była gwiazdą estrady czy areny właśnie a ona była jej największą wielbicielką. Pomachała do niej wesoło uśmiechając się słodko co gladiatorka skwitowała krótkim skinieniem głowy przyjmując tą adorację w milczeniu. Dostawiła sobie krzesło spod ściany i usiadła obok szefa węglarzy. Wydawało się, że ten wtręt Łasicy nieco rozbawił węglarzy i wprowadził ciut luźniejszą atmosferę.

Dymitri zaś zaczął szybko mówić po kislevsku jak Norma usiadła obok niego. A siadając zdjęła kożuch kładąc go na oparcie krzesła bo wewnątrz było bardzo gorąco więc nie dało się długo wysiedzieć w zimowych ubraniach. Spod kaftana dało się teraz zobaczyć jej muskularne ramiona. Może nie tak masywne jak Egona albo Kornasa i nie psuły kobiecej sylwetki przerostem masy. Ale dało się poznać, że ich właścicielka do cherlaków nie należy. Teraz rozmawiała krótko z Dimitrim pytając się o coś ale trwało to dość krótko.

- No ona mówi, że nie ma nic przeciwko walce. W dowolnym układzie. Chce tylko wiedzieć czy z bronią czy bez tak jak ostatnio. - przekazał lider węglarzy tą krótką rozmowę ze swoją zawodniczką. - Lepiej bez. Nie chciałbym jej stracić. - wyglądało na to, że dodał od siebie sową opinię w tym temacie. A jak poza Egonem i Vasilijem reszta widziała na ostatniej walce to nawet walka bez broni mogła okazać się bardzo krwawa i zażarta.

Tymczasem Vasilij lekko zapatrzony w śliczną i niebezpieczną wojowniczkę zwrócił się do Norsmenki w jej języku.

- Miło mi poznać - skinął jej głową. - Jestem Vas znam trochę mowę dzielnych wojowników północy. - pochwalił Norsmenów by lekko przypodobać się rozmówczyni. - Słyszałem, że walczysz na arenie i to nieźle. Z kim mam przyjemność i z jakiego plemienia przywiały cię północne wiatry do nas? - spodziewał się, że imię Norma było jej przypisane bo oryginalnego nie dało wymówić.

- Norma to Asker z plemienia Morskich Wilków. - przedstawiła się wojowniczka zerkając czujnie na rozmówcę. - Skąd znasz nasz język? - zapytała po chwili. Reszta przy stole słyszała ton głosu ale wątpliwe by ktoś zrozumiał o czym rozmawiają.

- Morskie Wilki - powiedział jakby z uznaniem - prawdziwi twardziele. Znam stamtąd Thorga Northuga zwanego “Żelazną Tarczą”. Kapitan drakkaru sprzedawał nam brańców. Mów mi tak naprawdę “Cichy” dla pozostałych - machnął ręką wskazując wszystkich rozmówców - jestem Vas. Może słyszałaś o mnie i ojcu. Prowadzimy interes w “Cichej zatoce” - tak wtajemniczenie nazywali miejsce gdzie handlowali i żyli Gergievovie z bandą. Możliwe, że Norma tam bywała lub choćby o nim słyszała. - To trochę za miastem. - uznał, że warto powiedzieć Normie coś więcej. Na czymś musiał zbudować tą znajomość. Cienie półprawd i kłamstw są bezpiecznym miejscem. Nie służą jednak budowaniu zaufania. - Częsty handel z północną, częste picie to i nauczyłem się języka trochę. Zresztą w naszym bractwie jest dwóch wojowników północy. Oni nauczyli mnie reszty. - uśmiechnął się do wojowniczki. - Co tu robisz Normo Asker? - zapytał Gergiev. Był ciekaw na ile wojowniczka będąca w kłopotach będzie z nim szczera.

- Rąbię drewno. - odparła wojowniczka równie prosto i krótko jak do tej pory. Trudno było uznać czy to jakiś rodzaj żartu czy mówi jak najbardziej poważnie. Przyjęła słowa rozmówcy spokojnie przyglądając mu się do momenty aż sięgnęła po swój kubek z piwem.

- Ty będziesz walczył na arenie? - zapytała o temat dla jakiego Dymitri po nią posłał.

- Nie Egon - skinął głową na towarzysza. - Znasz Thorga “Żelazną Tarczę” lub słyszałaś o nas o “Cichych”? - Vasilij podpytał wojowniczkę. Chciał sprawdzić czy potrafi wskazać wspólne znajomości lub grunt.

- Znam Thorga. Nie znam i nie słyszałam o tobie. To jak nie będziesz walczył to co tu robisz? - Norma nie wydawała się skora do zwierzeń i luźnych rozmów. Patrzyła na rozmówcę jakby zastanawiała się nad jego rolą. Za to jak wskazał na Egona przyjrzała mu się uważniej.
- Obstawiam walki, złote karliki lubią mieć braci i siostry trzymają się razem w mojej sakiewce. Słyszałem, że zrobi się tu niezła grupa. Więc przyszedłem dobić interesu i wszystkich poznać. No i ponieważ dość szczery ze mnie gość i dużo słyszę. Wiem, że pewna grupa drwali - Vasilij wskazał na Normę - przypłynęła przez miasto pod osłoną nocy. Zawstydzając straże i władze naszego miasta. - “Cichy” zaśmiał się komplementując wyczyn.
- Potem mieli pecha i się rozbili. Bogowie wystawili ich na ciężką próbę. - skrzywił się sam nie chciałby być w takiej sytuacji - Powiem też, że twoja sprawa drwali jest u mnie bezpieczna. Lubię dobre interesy a zyskać dług wdzięczności od Morskich Wilków to godna nagroda. Więc przy okazji układu o arenę mogę zaoferować ci pomoc. Mam ludzi i środki. - Vasilij niczego nie precyzował na tym etapie. Nie uważał jednak, że kłamanie i gierki mają duży sens w przypadku berserkerki. Norma może siedziała bezpiecznie u węglarzy. Jednak po pierwsze do czasu, co pewnie sama wiedziała. Ta grupa przecież nie była żadną ochroną. Zakładał też, że wojowniczka mając okazję może podjąć próbę zrobienie czegoś więcej.

Norma upiła kolejny łyk ze swojego kubka i słuchała ojczystej mowy w wykonaniu południowca. Milczała i nie przerywała mu gdy mówił. - Nie jesteśmy drwalami. - odparła spokojnie zerkając do swojego kubka. - A o jakiej pomocy mówisz i w jakiej sprawie? - odparła nadal nie zdradzając jakichś większych emocji przez co trudno było odczytać co się kłębi pod jej ciemno blond włosami.

- Nie jesteście drwalami. - przyznał Gergiev - Tylko postrachem południowców. Wojownikami godnymi tego miana. - Vasilij mówił szczerze. Znał wielu miękkich południowców u Norsmenów słabi gineli za młodu… Przynajmniej taki znał ich obraz. - Jaka pomoc by się przydała Normie Askar? - Vasilij mógł jej gadać o ich pomyśle i zresztą zamierzał to zrobić. Wolał jednak usłyszeć coś od samej wojowniczki. Zawsze uważał, że Norsmeni nie są bezmyślnymi dzikusami. Tylko sprytnymi łupieżcami ukształtowanymi przez okoliczności i trudne miejsce życia.

- To ty mówisz o pomocy. Jak masz coś do zaoferowania to mów. Jak nie to nie mów. - mruknęła wojowniczka lekko potrząsając swoim kubkiem i znów z niego upijając.

- Zastanawiałem się chwilę nad tym jak możemy wam pomóc. Jestem otwarty na twoje sugestie sama wiesz co może być użyteczne. Pomyślałem, że mogę wysłać grupę w tym przewodnika i kilku wojaków oraz Egona by poszukać twoich - klepnął przyjaciela w ramię jakby coś właśnie o nim opowiadał - Mogłabyś z nimi iść bo nam to raczej nie uwierzę w dobre intencje. Zapewnię schronienie do wiosny dla Morskich Wilków o ile kogoś kto ocalał odnajdziecie. Bogowie bywają łaskawi choć minęło sporo czasu. Na wiosnę przypłyną inni kapitanowie do mojej zatoki. Załatwimy wam transport do domu. Odwdzięczycie się jestem pewien. - Vasilij sam spłacił by taki dług bez wahania na miejscu Norsmenów - Wiem, że trudno będzie mi zaufać. Nie podejrzewam jednak byś miała realnie dużo możliwości. Stąd wyciągam rękę możemy spróbować razem coś zdziałać lub nie. - “Cichy” podsumował sytuację.

- Można poszukać. Ale nie sądzę by ktoś poza mną przetrwał. - odparła nieco nostalgicznie i kręcąc do tego głową na znak, że nie bardzo wierzy w optymistyczny scenariusz. - Na razie zostanę tutaj. Wola bogów. - odparła jakby wierząc, że poczynania ludzkich drobin są niczym wobec planów i poczynań istot wyższych więc była skłonna zdać się na ich wyroki.

Vasilij skinął głową na wiadomość, że Norma chce dalej mieszkań u węglarzy. Akceptował i szanował wierzenia i decyzje innych. Każdy był kowalem własnego losu nie zazdrościł Normie położenia. - Poszukasz z nami? Chcemy ruszyć jutro rano. - Vasilij opowiedział o planie bardziej konkretnie.

- Jutro będzie zła pogoda. Nie ma sensu. - odparła spokojnie i pokręciła głową na znak, że nie rokuje wyprawie w teren zbyt wielkich szans osiągnięcia czegokolwiek pozytywnego z powodu kiepskiej pogody.

- Kiedy zatem proponujesz? - zapytał się wojowniczki.

- Jutro nie. - wojowniczka odparła krótko nie rozwijając za bardzo tematu.

- Zorganizowanie wypadu to przedsięwzięcie. Za trzy dni walki przed czy po? - Vasilij jakiejś precyzji jednak potrzebował.

- Będę tu. Będę na arenie. Przyjdź jak będziesz gotowy. - toporniczka nie widziała chyba zbyt wielkiej filozofii z tą propozycją wyprawy za miasto.

- Dobrze. - wzniósł kubek i stuknął się nim z toporniczką doszli w sumie do pewnego porozumienia - Gdybyś wpadła w kłopoty. Idź do "Czarnej Czapli" to gospoda - Vasilij szybko wytłumaczył jak tam dojść. - Powiesz "Czarna Plaża twarda burta" do karczmarza. Normalnie daje mu się wtedy paczkę ale zdarzali się i ludzie. Pokażesz palcem na siebie po tym haśle. To ważne. Policzymy mnie za to stary lis ekstra jestem pewien ale będziesz bezpieczna a on da znak moim chłopcom. Pamiętaj też, że dla reszty gadaliśmy teraz o tobie. Walkach, łupiestwie, itd. Powiedziałem im też, że mi się podobasz co jest akurat prawdą. - spojrzał na nią wymownie
- Więc ten nasz wypad po twoich możemy zrobić pod przykrywką polowania. Ona coś o tym wspominała - wskazał głową na Ver. - Teraz trening hasła trzeba je powiedzieć po mojemu "Czarna Plaża twarda burta" - Vasilij wzniósł kubek do kolejnego toastu ze śmiechem.

- “Czarna czapla”. Norma two Axe. Przyjdź jak będziesz gotowy. - z twarzy toporniczki dało się wyczytać sceptycyzm albo nawet brak zaufania. Nie odwzajemniła uśmiechu i znów pobawiła się chwilę kubkiem nim z niego upiła łyk.

Vasilij wzruszył ramionami i wrócił do rozmowy ze wszystkimi.
- Nie zaimponuje jej na pierwszym spotkaniu ale przynajmniej zacząłem.
 
Icarius jest offline  
Stary 28-03-2021, 03:39   #206
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 46 - 2519.01.29; bzt (5/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Stare Miasto; karczma “Śledzik”
Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato



Egon i Vasilij



Okazało się, że tak jak wczoraj wieczorem Norma powiedziała Vasilijowi tak dzisiaj rzeczywiście pogoda nie sprzyjała wycieczkom na zewnątrz. Póki to jeszcze było kawałek po mieście i ulicach to jakoś to było do wytrzymania. Ale przy tej zadymce jaką tworzył silny wiatr szkoda było tracić sił na zmaganie się z wiatrem i śniegiem jeśli nie było takiego musu. A koniec końców nie było. Co prawda niebo nad głowami i dachami o dziwo świeciło słonecznym blaskiem i błękitnym nieboskłonem. Ale co z tego skoro silny wiatr podpadający już pod granicę sztormu potrafił miotać grubymi konarami a pod jego prąd szło się z wysiłkiem. Wdzierał się pod kaptury, potrafił zwiać czapkę czy kapelusz i nawet ciężkie kożuchy powiewały jak lekkie firanki.

O tym wszystkim mogli się przekonać zarówno umięśniony gladiator jak i szef miejskiego gangu gdy rano szli przez miasto aby dotrzeć do “Śledzika” gdzie była największa szansa spotkać Theo. Spotkali się już na miejscu. Podobnie jak wczoraj wieczorem po wyjściu od węglarzy szli jakiś czas we czwórkę aż dziewczyny skręciły w jedną a oni w drugą stronę. Do domów dotarli jeszcze ze dwa dzwony przed północą więc nie było tak późno.

Cichy przed powrotem zaszedł do skrytki kontaktowej ze Strupasem ale poza mrozem, wiatrem i śniegiem znalazł tylko swoją poprzednią wiadomość. A po ich garbusie nie było ani śladu.

Egon zaś tak jak ostatnio miał okazję poznać paru kolegów Silnego tak wczoraj miał okazję poznać jego koleżanki. Versana była dla niego właściwie dziewiczym tematem bo nie pamiętał by kolega kiedyś o nie wspomniał. Właściwie o Łasicy też prawie nie. Poza tymi zirytowanymi, gniewnymi warknięciami gdy pewnie niechcący wspomniał o niej któryś z kolegów. Sama Łasica wczoraj jakoś o nim nie wspominała więc nie bardzo było widać czy to jednostronna niechęć czy może jednak odwzajemniona. A z tych dwóch nowych koleżanek to ta o granatowym odcieniu włosów wydawała się ubogą krewną tej czarnowłosej. Odzywała się mniej, była skromniej ubrana no i jak na razie nic nie słyszał by miała swoją kamienicę.

Właśnie Łasica przed rozstaniem wczorajszego wieczora powiedziała im o Danie. Tropicielce spoza miasta która znała się na życiu w dziczy a nawet znalazła raz zamarzniętego Norsmena. Tylko, że chyba jednego. I to już jakiś czas temu. Tylko niebieskowłosa nie wiedziała czy ona nadal jest w mieście i spotkała ją raz więc ledwo ją znała. Jak jest to powinna być w “Sierpie i młocie”. Tak na wszelki wypadek jakby wycieczka Normą jednak nie wyszła. Bo gołym okiem widać było, że podczas spotkania toporniczka jakoś nie zdradzała entuzjazmu.

Ale to było jeszcze wczoraj wieczorem. Dzisiaj z rana spotkali się na wschodnim brzegu Salt w “Śledziku”. Tutaj była największa szansa, że spotkają Theo albo kogoś komu można zostawić dla niego wiadomość. Z początku go nie zastali a karczmarz nie bardzo wiedział kiedy niziołek przyjdzie i czy w ogóle. W końcu nie przychodził tu do pracy nie? Ale zwykle przychodził na drugie śniadanie. W końcu to niziołek. Więc jak już obaj siedzieli przy drugim czy trzecim kuflu i znów się drzwi otwarły przed jakimś z gości tym razem do środka weszła barwna postać chociaż nie imponowała posturą. Ale impresario areny zachowywał się swobodnie jakby był u siebie i zdawał się wszystkich znać i wszyscy znali jego. Pogawędził chwilę z karzmarzem w przyjacielskim tonie i trudno było uwierzyć, że ten jowialny i ubrany w kolorowe szaty niziołek może mieć cokolwiek wspólnego z czymś nielegalnym. Gospodarz pewnie też wspomniał i o dwóch klientach do niego bo Theo spojrzał we wskazaną stronę i pozdrowił ich głową.

Krótko potem zasiadł przy swoim ulubionym stole w milczącym towarzystwie swoich dwóch, rosłych ochroniarzy. Kontrast między ich zwalistymi sylwetkami a jego niską sprawiał, że on wydawał się przy nich jeszcze drobniejszy a oni przy nim jeszcze masywniejszy. Potem zaś kelnerka przyniosła im po kuflu i pewnie czekali aż kuchnia przyrządzi zamówienie na to niziołkowe śniadanie. Więc pojawiła się okazja aby z nim porozmawiać. Pierwszy podszedł Vasilij i po przywitaniu wyłuszczył mu z czym przyszedł. Niziołek jednak zmarszczył brwi jakby coś było dla niego niezbyt jasne. Ale jeszcze się nie odzywał bo akurat kelnerka przyniosła tacę z zamówieniem. A potem kolejną. Theo odezwał się dopiero jak poszła.

- Poczekaj, poczekaj Cichy bo ja chyba czegoś tu nie rozumiem. - nieco uniósł dłoń jakby chciał zastopować bruneta z jakim rozmawiał. - Wyjaśnij mi dokładniej o co chodzi z tymi propozycjami około arenowymi jak to zgrabnie nazwałeś bo chyba czegoś nie łapię. - poprosił tonem jakby to ta wczesna pora i mróz no i głód oczywiście, sprawiały, że chyba coś przegapił w tej dyskusji.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato


Pirora



Kolejny poranek okazał się jeszcze przyjemniejszy niż poprzedni. Miłe wspomnienia z upojnej nocy spędzoną z żywiołową panią kapitan przyjemnie rozgrzewały i rozleniwiały ciało. Nawet za oknem pogoda jakby współgrała z takim wspomnieniem ostatniej nocy. Bo było słonecznie a nad dachami dały się zauważyć skrawki malowniczego błękitu. Chociaż na ziemi musiało nie być tak przyjemnie bo okno aż trzeszczało od naporu silnego wiatru. A wraz z nim latał porwany z ulic śnieg czyniąc wrażenie mgły. W starciu z lodowatym światem zewnętrznym opuszczenie gościnnego i przyjemnie nagrzanego łóżka wydawało się mało pociągające. Ale pukanie do drzwi nie dawało za wygraną.

Irina okazała się niezawodna jak zawsze. Zadbała o swoją panią i nie mogła dłużej czekać aż pani wstanie jeśli chciała być gotowa na przejażdżkę po mieście z tutejszymi damami z towarzystwa. Ale podobnie jak wczoraj dzisiejszy poranek, właściwie to dość późny poranek, bliżej mu było do południa niż początku dnia, okazał się obfitować w zgrabne, młode kobiety które prawie w magiczny sposób zdawały się materializować wokół panny van Dyke. Chociaż jak się nad tym głębiej zastanowić to był to raczej efekt poprzednich wydarzeń. Pierwsze z nich objawiły się jak jeszcze Pirora z Iriną doprowadzały się do stanu używalności po tak intensywnie spędzonej nocy. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Irina spojrzała pytająco i koniec końców przed gospodynią stanęły dwie, młode kobiety jakich nie znała. Ale te szybko to naprawiły.

- Dzień dobry panno van Dyke. - powiedział rudzielec dygając grzecznie przed mieszkanką pokoju 13. - Ja nazywam się Benona a to jest Ajnur. Przysyła nas pani kapitan de la Vega. Prosiła przekazać, że zaprasza na śniadanie na dole w głównej izbie. Oraz gdyby pani nas potrzebowała to my będziemy w pokoju pani kapitan. - jak ta płomiennowłosa się przedstawiła to już Pirora domyśliła się, że chodzi o te dwie służki pani kapitan o jakich jej wspomniała wcześniej. I widocznie nie była gołosłowna z tym, że jest skłonna się z nimi podzielić. Wcześniej panna van Dyke je co prawda raz widziała ale dość przelotnie i w całej wesołej grupce jaka przetoczyła się przez główną izbę tawerny. Teraz zaś obie stały przed nią na wyciągnięcie ręki więc mogła im się przyjrzeć na spokojnie. Rzeczywiście były ubrane jak zwykłe służące czy robotnice. Ta ruda wydawała się uśmiechać całkiem przyjemnie a ta druga rzeczywiście miała mocno egzotyczną urodę o migdałowych oczach. Ale nie zajęły jej wiele czasu bo w gruncie rzeczy miały tylko przekazać wiadomość i zaproszenie od pani kapitan.

---

- I jak noc moja droga? Wyspałaś się? - Rose zapytała gdy już usiadły razem przy tym samym stole co poprzednio zajmowała kapitan i jej załoga. Pytanie wydawało się czysto grzecznościowe, wypadało przecież zapytać o coś w ten deseń na początku rozmowy. Ale w spojrzeniu i uprzejmym tonie krył się złośliwie rozbawiony chochlik skoro właścicielka sama uczestniczyła w intensywnych wydarzeniach wczorajszej nocy. Ale oficjalnie to tylko razem jadły śniadanie we wspólnej izbie. Co prawda dość późna pora na śniadanie ale widocznie kapitan też pewnie wstała wcale nie tak dawno.

- Widziałaś te moje służki? Mam nadzieję, że cię nie wystraszyły i nie są dla ciebie szpetne. Na razie zostawię je w swoim pokoju. Ja sama muszę załatwić parę spraw na mieście. - wyjaśniła jaki miała zamysł z tym zaproszeniem przesłanym przez swoje służki. A przy okazji była ciekawa jej zdania na temat tych dwóch tak kontrastowo dobranych dziewcząt. I może to był przypadek ale na nadgarstku pani kapitan oprócz jakiejś bransolety jaką miała i wczoraj dało się dostrzec czerwoną wstążkę. Podobną jakiej rano Pirora nie mogła się doszukać we wczorajszej garderobie. Sama kapitan dzisiaj przy śniadaniu była już mniej odświętnie ubrana niż wczoraj wieczorem. Siedziała w swojej kamizelce i koszuli a na kołku wisiał jej ciężki, kapitański płaszcz i pas z bronią.

---


Śniadały we dwie to późne śniadanie gdy Pirora dojrzała jak pomiędzy stołami idzie Naja a ona zauważyła ją. Więc pomachała do niej dłonią i podeszła do ich stołu.

- Dzień dobry pięknym i bogatym paniom. - artystka ukłoniła się szarmancko przed tą dwuosobową widownią jakby miała zamiar zacząć występ na scenie. I udało jej się sprytnie nawiązań do swoich niezbyt skrytych poszukiwań bogatszej połówki albo chociaż mecenasa.

- Witaj piękny bardzie. Siadaj i śniadaj. - Rose zaprosiła poetkę a ton wskazywał, że chyba ma świetny humor tego poranka. A może dojrzała jak szybkim spojrzeniem ciemnowłosa obrzuciła zastawiony stół. I nie myliła się bo Simonsberg bardzo chętnie skorzystała z tego zaproszenia.

- Dziękuję bardzo o piękna pani której mądrość i przenikliwość dorównuje tylko twój wdzięk i uroda. - Nije skłoniła się jeszcze raz i dosiadła się naprzeciwko obu kobiet kładąc na ławie obok siebie swoja lutnię.

- Cześć ślicznotko. Ale wieje złem na zewnątrz! Jak się piękne i bogate damy rozmyślą na te przejażdżki po mieście to jakoś za bardzo nie będę płakać. - oznajmiła witając się z blondynką i z miejsca zdradzając po co tu głównie przyszła. W końcu miała ją zaprowadzić do rezydencji van Zee i przedstawić towarzystwu licząc, że uda im się zabrać na tą wizytację kandydatów na nowy teatr. A na razie chętnie korzystała z dań na stole jakby to był jej pierwszy posiłek dzisiaj.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie
Warunki: kuchnia, cisza, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato


Versana



Znajome, przyjemne wnętrze kuchni, znajome kształty i zapachy wydawały się oazą ciepła w porównaniu do zawiei za oknem. Wiało aż szyby w oknach trzeszczały i raz czy dwa coś porwane przez wiatr stukało w te szyby. Ale dla kontrastu na górze okna widać było błękit nieba. Widocznie trafiło na ten jeden z niweielu słonecznych poranków zimą. Tylko ten prawie sztormowy wiatr psuł ten całkiem miły dla oka efekt. Na razie pani van Drasen nie musiała się ubierać i wychodzić ale wkrótce ją to czekało. Była przecież umówiona tak z tą nową siostrą, Pirorą jak i z damami towarzystwa na to zwiedzanie kandydatów na teratr. Chociaż nie była pewna czy damom starczy samozaparcia aby mierzyć się z taką zamiecią. No ale mimo wszystko wypadało chociaż tam pojechać i się zorientowac w temacie. Zwłaszcza jak się zostało twarzą tej inicjatywy. A ta mogła być przepustką do wyższych sfer w jakie obecnie z trudem się wciskała i wciąż na mocno gościnnych warunkach. Ale zapewne jako osoba z kierownictwa takiego projektu popieranego przez nazwiska pierwszego sortu z towarzystwa mogło jej to mocno ułatwić wiele spraw.

- Przygotowałam pani dwie suknie. Może pani przymierzyć. - oznajmiła Brena zdradzając, że mimo zażyłoście jaką ostatnio zdradzały obie strony nie zapomniała o swoich obowiązkach pokojówki. Ale tym razem na tym krótkim meldunku nie skończyła tylko stała dalej jakby chciała powiedzieć coś jeszcze.

- A mogę o coś zapytać? - jak się okazało chodziło o pytanie. Jak wdowa skinęła głową to pokojówka ciągnęła dalej. - A to Dagmara i Blanka będą teraz z nami mieszkać? I Nadja. Tylko ona to nie wiem czy znów nie żartowała. Bo tylko tak się zastnawiałam jak to by wyglądało. - wyjaśniło co ją trapiło tego wichrowego poranka. Samo pytanie sugerowało, że rudzinka nie ma jakoś nic przeciwko mieszkania z innymi koleżankami o jakich mówiła ale raczej chyba zastanawiała się praktycznie jak to wszystko rozmieścić i podzielić przestrzeń. Może poza Łasicą której bezpośredni i żartobliwy styl sprawiał, że Brena miała trudności z rozróżnieniem kiedy ta żartuje a kiedy nie. Zwłaszcza jak z nią włamywaczka tak nie dzieliła się planami i myślami jak z jej panią. A i z samą Łasicą odbyły jeszcze wczoraj wieczorem całkiem interesującą rozmowę jak już wyszli od Normy i węglarzy i rozstały się z chłopakami. A Łasica jak to miała w zwyczaju odprowadziła swoją partnerkę pod drzwi no a do tego momentu mogły jeszcze porozmawiać całkiem swobodnie.

- Z tymi chłopakami nie wyszło tak źle z tą Normą. Bałam się, że nam spartolą sprawę. Ale chyba jakoś się dogadali. Chociaż na tyle, że nikt nikomu nie dał po pysku ani się nie obraził. - ulicznicy widocznie ulżyło, że chociaż bez rewelacji to chociaż toporniczka nie tryskała na ich widok entuzjazmem to i tak było lepiej niż wcześniej. No i potwierdziła, że dalej są z Łasicą umówione na Konistag.

- A ta nowa? Pirora? Widziałaś? No powiem ci, że z początku było dość drętwo. Już myślałam, że to jakaś paniusia co zadziera nosa. Chociaż ta woda z pianą ładnie z niej ściekała. Ale nie! Widziałaś jak się na koniec rozkręciła? Czuję, że się dogadamy! - potem wróciła niejako do tej nowej siostry jaką poznały dzisiejszego wieczoru. I tutaj to spotkanie widocznie sprawiło przyjemność włamywaczce.

- Tak naprawdę to musiałam mocno zaciskać zęby bo jak kazałaś jej się pocałować w swojego ślicznego wężyka bo miałam ochotę klęknąć obok niej i zrobić to samo co ona! - zaśmiała się zwierzając się przyjaciółce co takie wrażenie na niej zrobiło jak już prawie miały wychodzić z tamtej łaźni.

- A potem pamiętałaś o mnie jak jej kazałaś pocałować mnie. To było takie miłe… - na kochance znów niesamowite wrażenie zrobiło to, że Versana o niej pamiętała i to chyba ją strasznie rozczulało bo aż złapała dłoń wdowy i uniosła do swoich ust całując ją z wdzięcznością.

- Zazdroszczę ci. Spotkacie się jutro. To zobacz jaka ona jest a potem jak przyjdę wieczorem to masz mi wszystko opowiedzieć! - mruknęła z żalem, że znów ta służba u van Drasenów pozbawia ją tylu przyjemności życia. Ale w takim razie liczyła chociaż na relację przyjaciółki z tego spotkania.

- Jej nie wytrzymam do Agnestag. Jakoś wykombinuję by ją dorwać wcześniej. Słyszałaś co ona powiedziała? Że ma ochroniarza i tak dalej. Chyba dziewczyna nie wie z kim tak naprawdę rozmawia. - zachichotała złośliwie jakby tamte żartobliwe słowa nowej koleżanki odebrała jak jakieś wyzwanie które drążyło jej ciekawość i ambicję.

- Aaa… - uniosła palec do góry jakby to jej o czymś przypomniało. - Właśnie. Z tym Jorgiem. - machnęła tym palcem dając znać o co chodzi. - Z tą “Mewą” może być. Ale wiesz, że mnie całymi dniami nie ma no a i wieczorami to niekoniecznie tam od razu wracam. Czasem za późno wracam by tam zajrzeć. To jakby co to mi najbardziej pasuje Marktag. Ale skoro chodzi o kazamaty to najwyżej chorobowe wezmę. No bo się nie rozdwoję tam i u van Hansenów. - powiedziała zerkając na koleżankę i widocznie sprawy związane z kazamatami mimo swojej niefrasobliwej otoczki traktowała priorytetowo.

- A. I jeszcze to pluskanie z Normą w Konistag. Ja będę wieczorem, najprędzej o zmierzchu. Możesz kogoś tam podesłać aby nagrzał wody i wszystko przygotował? Nawet Kurta, on tam ma prawie po sąsiedzku albo którąś z dziewczyn. Bo jak ja bym miała przyjść na zimne to trochę zejdzie zanim się wszystko rozpali i nagrzeje. A wolałabym nie drażnić naszej Wilczycy czekaniem w zimnym jak jej obiecałam kąpiel i całą resztę. - poprosiła Versanę o pomoc w zorganizowaniu tego spotkania. I tak sobie spacerkiem dotarły pod drzwi kamienicy młodej wdowy. Dobrze, że wieczorem nie wiało złem tak jak teraz za oknem. Potem jeszcze całus na pożegnanie i żart, żeby trzymać kciuki by w pracy udało jej się wreszcie dobrać do majtek Any. No a potem było ciepłe wnętrze własnego domu a koniec końców dzisiejszy poranek.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-03-2021, 04:08   #207
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Marktag (3/8); Wieczór; Powrót od węglarzy; Versana, Vasilij, Egon, Łasica

Było ciemno, zimno i do domu daleko. Mimo to dało się wyczuć wśród maszerującej czwórki jakąś krztę optymizmu i brak tego nastawienia ze strony Normy zdawał się w ogóle im nie przeszkadzać. Liczył się cel. Zaufanie berserki przyjdzie zaś z czasem.

- Jak dobrze pójdzie to uda nam się upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie. - widocznie zadowolona z efektów jakie przyniosło spotkanie postanowiła przerwać chwilę ciszy jaka zapadła pomiędzy uczestnikami tego nocnego spaceru - A może nie tylko dwie… - spojrzała tajemniczo na dwóch mężczyzn spośród ich czwórki - Zamierzacie się jakoś spotkać z Theo? Bo jak tak to miałaby do was prośbę. - raczej nie owijała w bawełnę - Wiecie prócz tych walk w rozszerzonych formułach dopatruje się jeszcze kilku innych źródeł zarobków związanych z Areną. - jej kupiecka strona zawsze była nadwyraz aktywna - Mianowicie. Ostatnimi dniami weszłam w posiadanie dwóch wyjątkowo ślicznych i pracowitych dziewcząt. Chciałabym więc wykorzystać ich entuzjazm i energię. - nie były to jednak przechwałki a jedynie nakreślenie planu, który już od jakiegoś czasu chodził jej po głowie - Tam na Arenie dużo gości bywa, dużo piją, jedzą ale nie tylko i tu właśnie dostrzegam niszę, w której moje dziewuszki powinny odnaleźć się idealnie. - wyszczerzyła chytrze zęby zaś jej spojrzenie mówiło samo za siebie - Swoją drogą podejrzewam, że Karlik też by znalazł tam miejsce dla swoich dostaw jadła i napitku. - dodała wspominając ich kwatermistrza, z którym ostatnimi czasy dość dobrze robiło się jej interesy. Zarówno te legalne jak i te nie do końca.

- To jak chłopaki? - spojrzałą na nich słodko niczym zakochana w rycerzu damulka - Przedstawicie te pomysły Theo? Wiecie, że potrafię się odwdzięczyć.

- Między nami mówiąc Theo to mój dobry przyjaciel. Mogę mu powiedzieć, że mam dostęp do dziewczyn to spojrzy na to pewnie przychylniej. Tylko widzisz Theo jest niziołkiem i gdy rozmawiasz z nim o interesach lub jedzeniu to zdecydowane się ożywia. Jak nie przymierzając wtedy gdy kobiety dobierają suknie czy biżuterie. - uśmiechnął się do Ver wesoło zadowolony z żartu - No i wykazuje - kontynuował analogie - wtedy dbałość o szczegóły, musi pewnie zobaczyć dziewczyny. Muszą go czymś zaskoczyć być jakoś inne niż portowe dziewki. Wygląd, pochodzenie, umiejętności i strój. - Vasilij szybko zawęził obszary ważne w rozmowie. - Opowiedz mi o nich i tych rzeczach na które wskazałem.

Versana się tylko uśmiechnęła.

~ Żeby to chłop tłumaczył takie rzeczy kobiecie. ~ podśmiechiwała się sama do siebie.

- Spójrz na mnie kochaniutki. - odparła niemal z naburmuszoną miną - Myślisz, że sprowadziłabym jakieś łachmytki bez wdzięku i klasy? - pytanie było retoryczne miało jednak dać do myślenia hersztowi - Nie muszę ci chyba przypominać, że jestem damą, która dba o wizerunek więc staram się odpowiednio dobierać towarzystwo. - zachichotała - Dziewczęta są zadbane, pachnące i wesolutkie. Każda z nich ma w sobie coś niepowtarzalnego. Do wyboru do koloru. Od dowcipkującej minstralki po dalekowschodnią piękność. Ale co ja będę mówić. Lepiej chyba bym ci je pokazała i sam mógłbyś wtedy ocenić. - uniosła brew spoglądając na obu kumpli. Faceci byli wzrokowcami i na nic się zdawały najbardziej wyszukane słowa.

- Masz je wszystkie gdzieś pod ręką? Mogę wydłużyć trasę i cię przy okazji odprowadzić. Widzimy się przed południem z Theo. Mi trzeba konkretów moja droga, ogólną przesłankę i jakość rozumiem. - Vasilij się uśmiechnął.

- Dwie z nich goszczę u siebie pod dachem. - oświadczyła - O dwie kolejne musiałabym podjąć temat z ich panią. Jesteśmy jednak w na tyle zażyłych relacjach, że ta nie powinna sprawiać problemu. - dodała wspominając o niewolnicach Rosy - Jeżeli zechciałbyś je wszystkie ujrzeć to zapraszam jutro przed południem do karczmy “Pod pełnymi żaglami”. Wtedy jednak musiałbyś się wcielić w rolę pasywnego obserwatora ze względu na grono, w którym przyjdzie mi przebywać. Myślę jednak, że tak wprawiony w docenianiu kobiecego piękna mężczyzna jak ty bez trudu doszuka się wszelakich zalet, które posiadają wszystkie panienki.

- Przed południem to ja już muszę być “Śledziku”. Tę wystawę to trzeba by jakoś rano zorganizować. Ewentualnie pokaż mi dwie dziś a dwie opisz i też będzie dobrze. Nie za bardzo chce mi się biegać po mieście. Niby za kobitkami warto się uganiać ale ja mam i swoją robotę. - pomoc Ver to jedno, bieganie za tym tematem od karczmy do karczmy można było jednak uprościć.

Versana pokiwała przecząco głową.

- Pora dość późna jak na takie rekonesans. - zauważyła spoglądając w oba księżyce wiszące na nocnym nieboskłonie - Pozostaje ranek wtedy jednak też nie będę mogła poświęcić ci zbyt dużo czasu. - z posmutniałą miną odparła koledze - Sam rozumiesz. Obowiązki. - wzruszyła ramionami na znak bezsilności w tej materii - Chętnie ci je jednak opiszę. - tak jak obiecała tak właśnie zrobiła.

- Pogadam z Theo jakie tam można z nim ubić za interesy. - Vasilij świetnie wiedział, że z niziołkiem być może da się ugrać wzajemne biznesy. Nie wiedział co prawda ile i jakich ale miał nadzieję na ustawienia jakiegoś przyczółka na arenie. - Z bieżących spraw do tego tematu. Dobrze byłoby powiedzieć Theo jak dzielimy ewentualny zysk. To może być przedmiotem jego zainteresowania. No i wiesz… to arena jak masz cztery kobitki dwie mogą być grzeczne wśród gości. Dwie mogłyby dać jakiś popisowy występ na zaostrzenie apetytów… Ewentualnie do przedstawienia można znaleźć dwie kolejne, jeśli twoje to takie bardziej damy miały by być. - Vasilij opis ogólnikowo możliwości - Wiesz jakieś małe zapasy, naoliwione ciała dwóch atrakcyjnych dziewczyn. Kuse stroje tak by pobudzić wyobraźnie ale nie sprzedawać za dużo. Mała walka bez uszkodzeń a potem kto dobrze zapłaci może mieć prywatne “zapasy” z zawodniczką. To mogłoby się sprzedać. W ogóle ci powiem, że powinniśmy iść właśnie w nietypowe opcje. Bardziej luksusowe Panie, przedstawienia, inne gusta… Zwykłych dziewek jest cała masa… No na ten przykład. Macie tam jakiś teatr kołować. Robicie sale na wystawę na uboczu. Tam dajecie wybór dziewczyn tylko nie jak w zwykłym zamtuzie. Stoją ci takie w rzędzie i wybierasz. Bardziej z pomysłem. Wieszasz ich obrazy, w wymyślnych strojach czy pozach lub aktach. Na obrazie wszystko wygląda lepiej. Tam klient wybiera niby to obraz a tak naprawde dziewczynę czy nawet powiedziałbym konwencje. Potem zwiedza dalej a na górze szykuje mu się pokój, wybraną dziewczynę no i właśnie tę konwencję co wybrał. Miło i dyskretnie, ludzie lubią jak im się dogadza drobiazgami. Tacy szlachcice czy inni bogacze mają co wydawać - uśmiechnął się do koleżanki.

- Nie rozpędzacie się za bardzo? - Łasica co do tej pory praktycznie się nie odzywała odkąd wyszli od węglarzy teraz jednak zabrała głos. - “Kuse stroje”? Przypadkiem nie widzicie tego śniegu i mrozu? To raczej nie sprzyja “kusym strojom” i takim zabawom. - kopnęła jakąś zmarznietą grudę śniegu jaka potoczyła się ulicą by dać znać o co jej chodzi. - Takie rzeczy to w taką pogodę to tylko pod dachem i to ogrzanym. Szkoda dziewczyn na taki mróz. - dodała swoją opinię zerkając na pozostałą trójkę idącą obok. A jak ostatnio były z Versaną i Kornasem na jednej z walk to ta się toczyła na jakieś bezimiennej plaży nad morzem. A i jak wiedział Vasilij i Egon to właśnie była typowa, dzika sceneria za miastem gdzie był spokój, cisza i było z dala od ciekawskich oczu ale warunki bytowe nie rozpieszczały uczestników. Dlatego też całe spotkanie trwało dość krótko, może dzwon czy dwa a do tego dojazd w jedną i drugą stronę.

Można rozstawić namioty, albo poszukać jakieś chaty opuszczonej ogrzać to jakimś ogniskiem nawet kilkoma. Wypożyczyć jakąś zamieszkaną zabudowę w pobliżu miasta. Jest sporo możliwości jakby pogłówkować. Jaskinia też nie byłaby zła, gorzej z harcami po walce… No ale to można już w mieście jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Wiadomo, że lato by nam sprzyjało… - Vasilij niechętnie przyjmował argument Łasicy choć oczywiście był celny.

- Ja nie wiem jak tam jest normalnie, raz byłam to było na jakiejś plaży. Kompletne pustkowie. Jak tak jest za każdym razem to słabo to widzę. Pomysł mi się podoba, nie mam nic przeciwko ślicznotkom w kusych strojach ale no na taki mróz to jednak ich szkoda. - dodała jeszcze chociaż zaznaczyła, że ma dość słabe rozeznanie jak to zwykle wygląda organizacja areny skoro była tylko raz. Mówiła raczej pod kątem samego pomysłu negliżowania się w środku zimy który wydał jej się mocno nie na miejscu.

- Łasica ma rację. - wtórowała przyjaciółce - Pomysł fajny gorzej jednak z realizacją. Warto się skupić na czymś bardziej realnym. - dodała - A co do podziału zysków. Hmmmm… - zadumała - Możemy zrobić to dwojako. To znaczy albo ja wyznaczę jakąś kwotę, którą z góry pobierać będę za udział dziewcząt w całym tym wydarzeniu tu jednak suma zależeć będzie od indywidualnych predyspozycji każdej ze ślicznotek albo procent od zarobku. Hmmm… - analizowała bilans zysków i strat - Powiedzmy, że byłabym w stanie odpalić organizatorowi ćwierć swojego zysku. Jeżeli jednak chcesz na tym i ty coś przewinąć krzyknij mu mniej. Reszta wyląduje wtedy w twojej kieszeni. - zaproponowała wtrącając osobisty komentarz.

- Z tobą Ver wymieniłbym się najchętniej przysługami. Ja ci umożliwię wejście na arenę, ty mi wejście do teatru w swoim czasie z używkami. - Vasilij zaproponował bezgotówkową transakcje. - Opowiadaj o dziewczynach. - przypomniał też koleżance.

Układ całkowicie odpowiadał Versanie. W końcu tworzyli rodzinę a rodzina powinna sobie pomagać. Z resztą usługi jakie świadczył jej braciszek niosły ze sobą korzyści z których miała okazję czerpać do woli. Swoją drogą im szerszy “repertuar” grać będzie jej teatr tym większą publiczność będzie przyciągać co znajdzie odzwierciedlenie zarówno w liczbie gości jak i karlików, które zostawią oraz ilości nieprzyzwoitości, która uda się im rozsiać.

- No dobrze. To słuchaj. Niestety raczej nie znajdziesz wśród nich kandydatki na twoją przyszłą panią. - zachichotała po czym przystąpiła do prezentacji całej czwórki niewolnic. Rzecz jasna wdowa z czasem miała zamiar wtajemniczyć jeszcze kilka innych dziewcząt takich jak na przykład Cori czy Olena. Na wszystko jednak miał przyjść czas. Od czegoś trzeba w końcu zacząć.

- Ta niewolnica Blanka. Mówisz trafiła w łapy łowców niewolników po tym jak statek się rozbił. Mała szansa, że była sama. Może mają też jakiś Norsów? Mamy jak sprawdzić ten trop? - Vasilij zadał od razu konkretne pytanie. - Zresztą rzuć nazwiskiem lub wyglądem handlarza i pomocników może znam. - “Cichy” sam handlował żywym towarem zawsze gdy wpadł mu w ręce. Więc co nieco miał rozeznania w rynku.

- Prawdę powiedziawszy myślałam już o tym. Niestety w ofercie tego nieco pulchnego handlarza... - Ver poświęciła parę słów by opisać wygląd zewnętrzny tego człowieka interesu spotkanego na wyspie - Prócz dziewcząt, które nabyłam z koleżanką był jeszcze jakiś młodziak. Wyglądał jednak raczej na takiego co lubi chłopców niż wojownika. Kupiec też zapewniał, że tylko Blankę znaleźli no ale mógł nie powiedzieć mi całej prawdy. - Ver niestety nie poznała personaliów handlarza żywym towarem - Ale spróbuj. Jasne. Może twoje metody okażą się skuteczniejsze. W czymś jeszcze mogę ci pomóc?

- Opisz mi go dokładniej. Był nieco pulchny, może jakiś znak szczególny? Wiek na oko, kolor włosów. Wygląd pomocników jeśli jacyś byli. - Vasilij zawsze przykładał uwagę do szczegółów. - Wiesz jak jest detale mają znaczenie a chciałbym mieć pewność czy go znam. Mógł nie powiedzieć jakieś babie o tym, że złapali bestie w ludzkiej skórze. Też bym nie powiedział znając cię powierzchownie. - Vasilij jak zawsze luźno rozmyślał.

- Powiedziałam wszystko co dostrzegłam a wiesz, że mam bystre oko. - zaznaczyła, że przy pierwszym opisie nieznajomego jej wcześniej handlarza była z Cichym szczera jak na spowiedzi - Jeżeli jest z miasta to może warto popytać o kogoś komu sporo dzięgów wpadło do kieszeni. Nie ma co ukrywać. Zarobił na nas małą fortunę. - zaproponowała dostrzegając ten dość istotny fakt - Ja też podpytam. Może ktoś coś przypadkiem wie. Swoją drogą to ten kupiec stanowi łakomy kąsek by go obrabować. Jak go namierzysz i zdradzisz gdzie mieszka to ja chętnie zajmę się resztą. - zachichotała na myśl o tym, że mogłaby odzyskać pieniądze zarówno swoje jak i Rosy.

- Dobra to ja tu odbijam. Dacie razem z Łasicą same dalej i dam ci znać co i jak. Udanej nocy. - Vasilij pożegnał koleżanki

- Trzymajcie się chłopaki/ - pomachała im słodko się uśmiechając na odchodne.

Marktag (3/8); Wieczór; Powrót od węglarzy; Versana, Łasica

Po rozstaniu z dwójką współkultystów obie siostrzyczki miały chwilę by wymienić się spostrzeżeniami na temat dzisiejszego dnia a było o czym rozmawiać. Ostatnie dni przyniosły dość dużo wrażeń, informacji, nadziei ale i rozczarowań. Na szczęście tych ostatnich było najmniej. Stąd też dobre humory dopisywały obu wyznawczynią Węża.

- Również miałam sporo obaw. - przyznała - Na szczęście Cichy to facet, który posiada głowę na karku i umie ją wykorzystać do czegoś więcej niż bicie tak jak to robi Silny. - zaśmiała się wiedząc iż rozbawi tym kochankę - Czas jednak pokaże co Tzeentch dla nas planuje. Zarówno z Normą jak i tą nową. - gdy wspominała o Pirorze to usta same ułożyły się w rogala. Dziewczynie niczego nie brakowało. Ani wyglądu, ani ogłady. No może poza obyciem w ich gronie i tej części Imperium. To jednak dało się wypracować i tym właśnie Ver miała zamiar się zająć podczas jutrzejszego dnia, który spędzi w zdecydowanej większości z averlandką.

- Co do informacji od Jorga to wiesz. - nawiązała na chwilę do spotkania w “Trzech rybach” - Wystarczy, że szepniesz czy to karczmarzowi czy naszej słodkiej kelnereczce, że ja bądź ktoś ode mnie może zgłosić się po jakiegoś grypsa. Ustalmy tylko jakieś hasło. No nie wiem. Na przykład: “Łasica lubi lizać łono”. - zaśmiałą się po cichu nie chcąc nikogo zbudzić i zwrócić na nie uwagi. Żarcik był dość bezpośredni ale wiedziała, że jej siostrzyczce powinien przypaść do gustu szczególnie gdy był doprawiony solidnym klapsem w jej kształtne cztery litery.

- Zaś z tą kąpielą z Normą to masz załatwione. - przyznała uśmiechając się miło - Która z dziewcząt byś chciała zobaczyć wtedy? - zapytała wiedząc jednak jaka odpowiedź padnie ze słodkich ust Łasicy - Myślisz, że ta była niewolnica naszej uroczej berserki, również powinna uczestniczyć w tym figlach? - w sumie nie była do końca pewna czy powinna tam posłać Blanke.

- Oj no nie jestem pewna. - przyznała Łasica zastanawiając się nad tym pytaniem. Po tym gdy już jak zwykle pisnęła radośnie gdy dłoń partnerki trzasnęła ją w tyłek powodując jej niezmienną wesołość z tego drobnego gestu.

- Widziałaś jak one na siebie reagują? Ta Blanka to się chyba jej boi. Sama nie wiem. Może i jak sobie chyba wyjaśniły to i owo to by było dobrze. Ale może nie. Nie wiem. - przyznała, że trochę nie czuje się zbyt pewnie w przewidywaniu jak obie kobiety mogłyby się zachowywać względem siebie przy następnym spotkaniu.

- A z tym lizaniem łona nie obrażaj mnie! - fuknęła jakby nagle zamierzała się obrazić na taką bezczelną insynuację. - Lubię lizać nie tylko łono. - roześmiała się wesoło ledwo za dwa kroki dalej. Żarcik koleżanki rzeczywiście przypadł jej do gustu i rozbawił na całego.

- Ale chyba wystarczy, że przekażesz Cori wiadomość dla mnie. Albo karczmarzowi. Właściwie… - zaczęła nie chcąc za bardzo komplikować tego wszystkiego. Zaczęła mówić ale jeszcze musiała to przemyśleć bo zaraz przerwała. - Właściwie to spróbuję ich poprosić, że jak zostawią wiadomość z “Trzech ryb” to żeby posłali kogoś do ciebie z wiadomością. Bo ja to sama widzisz, częściej mnie nie ma jak jestem. Albo niech Jorg jakoś pośle wiadomość od razu do ciebie. Tylko trzeba by jutro pójść do niego i mu to przekazać. - zaproponowała swoją alternatywę dla tego przekazywania informacji.

- Tak też myślałam z tą Blanka. - pokiwała głową ciesząc się niejako iż razem z siostrą mają podobną opinie i wizję na takowe spotkanie - Poślę więc do ciebie Brene i Dagmarę. Obie znają Kislevski więc ułatwi ci to kontakt z Normą. Prócz tego nasza urocza śpiewaczka doda trochę barwy waszemu spotkaniu. - uśmiechnęła się - No i w końcu moja rudzinka będzie miała możliwość pokazania się tobie beze mnie. Ciekawa jestem jak wypadnie. - puściła oczko koleżance w głosie zaś dało się wyczuć nutę może nie zazdrości ale zaciekawienia i ekscytacji. Szykował się im wszak dość ciekawy wieczór. Wszystkie nieco inne a jednak podobne. Dzieliło ich tak wiele a łączyło raczej jedno.

- A co do tej wiadomości z “Trzech ryb” pozostawionej w “Mewie” - podjęła jeszcze na chwilę temat grypsu - To najlepiej by poinformowała mnie o tym sama Cori. - zachichotała wiedząc, że Łasica zrozumie od razu takie a nie inne nadzieje jej przyjaciółki.

- Nie wątpię! Też bym ją chciała, najchętniej jakby mi szeptała do uszka w łóżku! Widzisz? Mówiłam ci, że ona jest najfajniejszą kelnerką w tamtej budzie! - zachichotała zgodnie i pogodnie wypowiadając się ze sprośnym uśmiechem na temat swojej ulubionej kelnerki w swojej ulubionej tawernie. - Ale szef jej raczej nie puści na miasto w środku roboty. Najwyżej pośle chłopca na posyłki. Od tego on jest. - przyznała nieco z żalem, że tak łatwo nie jest wydobyć blond kelnerki o uroczym uśmiechu z jej dnia roboczego.

- Hmm… - znów zaczęła jakby coś jej nagle przyszło do głowy. - Chyba, że szef nie byłby stratny na takiej wizycie. Ale to byś musiała zapłacić za taki numerek. No ale wtedy chyba powinien się zgodzić no i byś miała Cori na swoje usługi pewnie na kilka pacierzy. - wpadła na jakiś pomysł jak mimo wszystko mogłoby się udać wrobić pół Bretonkę w rolę posłańca wiadomości chociaż za pewną cenę w monetach no i zgodę jej szefa.

- A z tą kąpielą no właśnie nie mogłam się zdecydować czy lepsza by była Brena czy Dagmara. Nie wiedziałam wcześniej, że Wiewióreczka zna kislevski. Ale jak byś była skłonna użyczyć obie to byłoby cudownie! I mam nadzieję, że wkrótce pozwolisz nam się tak obsłużyć zamiast Normy. - pomysł z doborem personelu pomocniczego na tą kąpiel z Normą spodobał się Łasicy i zdradzała niemały entuzjazm na taki zestaw. A jednak zdradzała zainteresowanie podobnymi zabawami ze swoją ulubioną panią.

- To teraz tylko trzymać kciuki aby Norma była chętna na takie zabawy. Po cichu mam nadzieję, że jak się zgodziła to może coś być na rzeczy. Chociaż ani wczoraj ani dzisiaj nie powiem bym wyczuła od niej jakiś znak, że jest zainteresowana czy mną czy w ogóle zabawami z dziewczynami. To byłaby taka strata jakby była na nie. - ulicznica troszkę się skwasiła gdy dzieliła się tym brakiem entuzjazmu jaki odkryła od toporniczki. Co nie rokowało zbyt zachęcająco na ten rodzaj relacji damsko - damskich jakie obie z Versaną tak lubiły. I to widocznie ją nieco martwiło.

- To może ja ci przyślę dwie swoje dziewczynki a ty w zamian za to kelnereczkę? - zaproponowała szczerząc ząbki - To chyba uczciwy układ. Szczególnie dla ciebie. - zauważyła - Myślę, że Norma widząc tak piękną i chętną trójkę niewiast nie będzie stawiać oporu. Ja bym nie stawiałą. - zaśmiała się ponownie idąc obok przyjaciółki i łapiąc ją pod pachę.

- Coś mi się wydaje, że Cori przypadła ci do gustu! - ta uwaga niezmiernie rozbawiła włamywaczkę bo się bezpruderyjnie roześmiała w tej ciemnej i mroźnej ulicy przez jaką szły.

- A może Cori też do nas zwerbujemy? Co myślisz? Tobie się podoba i ją polubiłaś, mnie się podoba i ją lubię no i jest całkiem sympatyczna. Poza tym są takie dni, że widuję ją częściej niż ciebie. - zagaiła na nieco inny temat chociaż związany z tą samą blond kelnerką o jakiej rozmawiały.

- Pomysł warty rozważenia. - odparła kiwając potwierdzająco głową - A i doświadczenie w zawodzie kelnerki posiada. Do naszego Teatrzyku jak znalazł. - zauważyła gdy mijały kolejny zakręt - Załatw więc by to ona przekazała mi tą informacje od Jorga a ja z nią pogadam na temat dalszej “współpracy”. - wykonując symbol cudzysłowiu w powietrzu palcami obu rąk zachichotała wesoło.

- Zrobię co będę mogła aby ci ją podesłać pod drzwi. - solennie obiecała przyjaciółka z takim uśmiechem jakby świetnie wiedziała na jaką wizytę się zanosi i miała do tego pomysłu pełne poparcie i zrozumienie.

Ver zaś w ramach podziękowania chwyciła mocno pośladki kochanki i zdecydowanym ruchem przyciągnęła ją do siebie by następnie nachylić się nad jej uchem.

- Myśleć będę jednak o tobie. - szepnęła po czym polizała szyję granatowowłosej ulicznicy - Teraz zaś musimy się żegnać. Jestem pod domem a jutro z rana czeka mnie randka ze “świeżynką”. - zachichotała całując tym razem Łasicę w usta.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 01-04-2021 o 20:40.
Pieczar jest offline  
Stary 30-03-2021, 11:05   #208
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
ranek; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; pokój 13; Pirora, Irina, Benona i Ajnur

ranek; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; pokój 13; Pirora, Irina, Benona i Ajnur


Pirora rzadko zarywa noce dla kochanków czy kochanek toteż lekkie zmęczenie i lenistwo jakie z rana oczuwała przywiązało ją do łóżka na dłużej niż zwykle. Irina zmotywowała ją jednak do powstania w świat ludzi trzymających się w pionie. Irina ledwo co skończyła ubierać panienkę w bieliznę a już musiała otwierać drzwi. Być może przyjmowanie gości bieliźnie nie było taktowne ale bylo to dwie niewolnice Rose więc z tego co wiedziała pewnie nie spieszyły by się gdyby była naga.

- Ach witam was, pani kapitan rzeczywiście o was wspominała. Oczywiście, że przyjmuje zaproszenie jak tylko skończę się przygotowywać na dzień… byłyście może dziś na dworze? To moja pierwsza zima w Nordlandzie i nadal mam czasami problem z doborem garderoby. Co myślicie skromnie elegancko i bardzo, ciepło? - Dziewczyna powiedziała jakby kobiety były jej pokojówkami od zawsze. I przyłożyła no swojego ciała niebieska spodnicę oraz czarną bluzkę z pufowymi ręlawami. Zanim te mogły odpowiedzieć Pirora kontynuowała.

- Czy z uwagi że spotykam się dziś w damami wyższych sfer jednak wybrać coś bardziej szykownego. - Zlapala drugi zestaw czyli warstwową czerwoną spódnice i falbankową luźną koszulę z wyższym kołnierzem. Nadal nie był to koniec wywodu i Pirora złapała ubranie które miała wczorajszego wieczoru.

- Czy przysłowiowo nastroszyć piórka i mimo zimna pokazać ciała i kosztowności żeby mnie nie wzięły za jakaś zubożała szlachciankę? - Pirora czekała na odpowiedź obu kobiet. Ona sama chciała trochę pobłyszczeć, Irina zalecała skromniejsze ale ciepłe ubranie. Kompromisem miała być warstwowa suknia i falbanowa bluzka ale Pirora skrycie chciała zdobyć parę dodatkowych głosów pod swój pomysł.

- A i jak macie ochotę na słodkie bułeczki to się częstujcie skoro idę na śniadanie z panią kapitan to nie ma sensu żeby się zmarnowały - Pirora wskazała na tackę z przyniesionymi przez Irinę z rana dwoma bułeczkami z miodem i orzechami. Pirora odkroiła sobie zaledwie połowe jednej.

Dało się zauważyć, że o ile rudzielec dość płynnie weszła w rolę zaproszonej modystki to koleżanka o egzotycznej urodzie milczy i wyraźnie czeka na jej wskazówki. Albo po prostu ją naśladowała. Benona zaś wdzięcznie skinęła głową na to zaproszenie do środka izby i skinęła na koleżankę by weszła do środka. Potem wysłuchała co gospodyni ma do powiedzenia i bez skrępowania przyjrzała się jej roznegliżowanej sylwetce. W tym akurat jej koleżanka śmiało jej towarzyszyła. I za przykładem ognistowłosej koleżanki sięgnęła po słodkie bułeczki jakimi Pirora ich poczęstowała.

- Tak, byłyśmy na zewnątrz. Nasza kapitan po nas posłała. Na szczęście wynajęła nam dorożkę. Ale wieje strasznie. - Benona wskazała słodką bułeczką na zawieruchę za oknem. Nadal nieprzyjemnie wiało, że głowę mogło zerwać jak to mówiło tradycyjne powiedzenie.

- A to spotkanie to gdzie ma być? Tutaj czy gdzieś indziej? - zapytała rudowłosa gryząc kęs ze słodkiej bułki. Zresztą Ajnur też chyba posmakowały.

- Och spotkanie wieczorne w domu Panny Kamili van Zee a po południu będziemy chodzić po opuszczonym pewnie też nawiedzonych pustostanach, ale też będziemy przemieszczać się dorożką. - Wyjaśniła Pirora co chwila przykładała do siebie jeden z trzech strojów i obracała się próbując zastanowić się w której będzie mogła się poruszać z gracją.

- Aha. Ma pani bardzo zgrabną figurę. Pozwolę sobie zauważyć. - Benona też oglądała z zainteresowaniem te suknie. Podeszła bliżej i sprawdziła dotykiem lewej dłoni materiał.

- Jakbym miała coś doradzić to nie znam towarzystwa ani tej panny van Zee… - zaczęła zaznaczając, że to tylko taka jej prywatna opinia. - Ta czarna to jest za cienka. Na samą wizytę pewnie w jakimś domu to mogłaby być jeśli się pani dobrze w niej czuje i wydaje się pani odpowiednia. Ale jak jeszcze jakieś chodzenie to lepiej coś cieplejszego. Ale ostatecznie na taką pogodę to każda będzie za lekka więc to jeszcze na to poleciłabym jakieś porządne futro albo kożuch. A jak już się będzie w ciepłym to można zdjąć i zostać w sukni. - poradziła co jej podpowiadało doświadczenie i gust.

- Nie no kubraczek rzecz jasna będzie - Zaśmiała się blondynka. - Ale masz racje nie ma co umierać z zimna zwłaszcza dla wyższych sfer...aleeee jednak trzeba się pokazać, więc kompromisowo weźmiemy coś cieplejszego co wygląda. - Powiedziała prosząc Irinę o schowaniu jej obu sprzecznie preferowanych ubiorów i zostawieniu czerwonej spódnicy i falbankowej koszuli.

- Twoja koleżanka, nie jest zbyt rozmowna. - Blondynka zastanawiała się na tym czy egzotyczna niewolnica jest niemową jak Iriną. - Nie umie mówić czy nie zna języka? Nie oceniam to bardziej ciekawość, Irina nie umie mówić jest najlepsza pokojowa jaką miałam.

- Ajnur mówi. Ale po swojemu i nieźle po kislevsku. Jak pani zna to może próbowac. Ja to tylko parę słówek. Wcześniej była z nami koleżanka, prawdziwa Kislevitka, no to przez nią się dogadywałyśmy. - Benona wskazała na koleżankę sprawnie tłumacząc powód jej milczenia. Ta chyba zrozumiała o co chodzi bo spojrzała na gospodynię i uśmiechnęła się przepraszająco.

- Tak, ja słaba. - powiedziała w reikspiel z wyraźnie obcym akcentem. A rudowłosa wymownie pokiwała głową jakby to był jej limit w komunikacji.

- No zna tyle naszego języka co ja kislevskiego. Ale sporo rozumie. Zwłaszcza z migowym do pomocy. - dodała szybko jakby w obronie koleżanki z dalekich stron.

- Nonsens. Nie przejmujcie się mną Irina jest z Kislevu i o ile zrozumie wszystko co się do niej powie to chyba tylko nasza mała grupka jest wstanie zrozumieć co chce powiedzieć. No i czasem słowa są całkowicie zbędne. - Powiedziała i skinela glowa do swojej służki na potwierdzenie swoich słów a ta od razu wiedziała że trzeba pomóc się jej panience ubrać.
- No dobrze nie trzymam was już na pewno się jeszcze zobaczymy skoro będziecie mieszkać w tawernie. Możecie wziąć bułeczki jak wam smakują. - powiedziała a potem po założeniu bluzki usiadła by Irina mogła zająć się jej fryzura.

- Irino, wysokie upięcie z pojedynczymi pasmami luźno. - Irina uśmiechnęła się, Pirora podejrzewała że układanie jej włosów było najbardziej ulubiona częścią posługi Iriny.

- O. To jesteś z Kisleva? To rozumiesz kislevski? - Benonę widocznie zaskoczyła ta informacja bo zwróciła się bezpośrednio do pokojówki blondynki. Szatynka potwierdziła skinieniem głowy i ruda powiedziała coś cicho do Ajnur wskazując właśnie na nią. Skośnooka też się ożywiała i zapytała coś po kislevsku. I może nawet by się rozgadała bardziej ale z niemową było to trudne więc ten początek dyskusji szybko się urwał.

- No dobrze, to my nie przeszkadzamy dłużej. Jakbyśmy były potrzebne to będziemy pod 5-ką. - rudowłosa przypomniała sobie o tym subtelnym wskazaniu na koniec wizyty i uśmiechnęła się przepraszająco do gospodyni oraz dała znać klepnięciem w ramię koleżanki, że czas się skierować do drzwi wyjściowych.

Kobiety poszły a Pirora zakończyła przygotowania wybierając z dwie kwieciste spiele by ozdobić swoje upięte włosy. Następnie zeszła dając Irinie wolny dzień i prosząc by powiedziała Jamesowi by był gotowy do wyruszenia w południe towarzyszył im do rezydencji Kamili van Zee. Nie miała serca wysyłać jej i Juliusa po zakupy, jutro też będzie dzień.



ranek; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; izba główna; Pirora i Rose

- Moja noc była bardzo udana nie jeden by mi jej pozazdrościł. - Odpowiedziała blondynka z szczerym uśmiechem i nie omieszkałą musnąć nożka po nóżce pani kapitan. Mały flirt z rana był o wiele bardziej sycący niż nie jedno śniadanie.

- No widziałam je, choć nie spodziewałam się nikogo z tak wczesnego rana więc bardzo nietaktownie przyjęłam je w mej odzieży spodniej. Choć pomogły mi w dyskusji z Iriną na temat dzisiejszego stroju. Miałyśmy małą dysputę czy ubierać się na pogodę czy na osoby z jakimi się dzisiaj spotykam. - Wyjaśniła pierwsza część po czym zagryzła trochę chleba popila przełknęła i kontynuowała.

- Ta Ajnur, jej oczy są fascynujące, trudno było mi odwrócić od nich wzrok. Zastanawiam się czy gdybym się zdecydowała na twoją propozycję to cały czas z nią spędzony nie odbyłby się właśnie patrzeniem w jej oczy. I tworzą ładny kontrast z ta Benoną.

- Też tak mam. - Rose przywitała komentarz nocnej kochanki z wdzięcznym śmiechem i uśmiechem zdradzając, że dobry humor jej nie opuszcza. Ani nie ma nic przeciwko takim pieszczotom pod stołem jakie zaserwowała jej blondynka siedząca obok.

- O ile zdążyłam się nią pobawić robi świetny masaż. Naprawdę polecam. - puściła jej oczko jakby zdradzała instrukcję do właściwej obsługi skośnookiej niewolnicy.

- A noc cudowna. Oby takich jak najwięcej. - powiedziała wesoło wzdychając jak to czasem młode panienki z dobrych domów wzdychały do rycerzy i kawalerów w jakich się skrycie podkochiwały. Nawet niekoniecznie tych ze świata rzeczywistego ale nawet z romansów i powieści.

- A dziewczęta są do twojej dyspozycji. Ja i tak muszę jechać na miasto to z nich nie skorzystam. Ale na wieczór powinnam wrócić. - Rose uśmiechnęła się nadal nie tracąc dobrego humoru. - A masz jakieś spotkania dzisiaj? - zapytała zaciekawiona tą wzmianką w wypowiedzi sąsiadki spod 13-ki.

- Cały dzień i nie wiem kiedy wrócę. Jade wpraszać się w wyższe sfery i coś co właściwie mogłam powiedzieć wczoraj ale moje myśli były gdzie indziej…- Mówiąc to konspiracyjnie musnęła palcem dłoń Rose z jej trofealną wstążką. - Poznałam wczoraj tą van Drasen, bardzo krótkie spotkanie wiesz wymiana uprzejmości okazało się że skrzynia która wiozłam tu w imieniu ojca była dla jakiegoś jej znajomego i poprosił ją o odebranie jej w jego imieniu. I to ta sama osoba która pracuje nad inicjatywą założenia teatru. Więc będę między innymi z nią spędzać popołudnie oglądając stare pustostany. Później mam nadzieję spędzić czas na wieczorku poetyckim u tej Kamili van Zee. - Zastanawiała się czy piratka pociągnie temat Versany czy przejdzie ponad nim.

- Van Drasen? Versana van Drasen? - brwi pani kapitan uniosły się jakby kojarzyła to nazwisko albo zdziwiło ją takie powiązanie. A dotyk palców na swoim obwiązanym czerwoną wstążką nadgarstku przyjęła z uśmiechem i kiwaniem głowy.

- No widzisz ja jakoś też wczoraj nie bardzo miałam głowę i coś słabo się czułam. Ledwo zmrok zapadł to jak padłam na łóżko to tak do rana. Tylko parę razy wstawałam do stołu aby coś przekąsić. - Rose całkiem udanie bawiła się tym pozornie całkiem zwyczajnym, wręcz nudnym tekstem który zgrabnie wpisywał się we wczorajsze wieczorne i nocne aktywności.

- Ale to jak też wyjeżdżasz no to trudno. Dziewczęta będą miały wolny dzień. No ja pewnie tutaj zawinę do przystani po zmroku. Liczę, że do tego czasu załatwię swoje sprawy. - pokiwała głową dając znać, że nie ma co się przejmować takimi grafikami dnia.

- Słabo powiadasz? Może zaczyna cię złapać jakaś choroba, to na pewno przez to zimno. Powinnaś mieć coś do wygrzania cię w nocy… - Powiedziała z koleżeńską troskliwością i dodała ciszej -... albo kogoś.

- No mnie to tez wczoraj umknęło, jakoś nie umiem łączyć interesów i przyjemności. Wolę skupiać się na tych drugich. Mówisz że ‘dziewczynki’ zostaną same jak wyjedziesz? Nie boisz się że miasto je pochłonie pod twoją nieobecność? - Pirora uwielbiała te rozmowy które niosły pod sobą inne rozmowy. Oczywisty przekaz był taki czy pani kapitan nie boi się że jej zabaweczki uciekną jej kiedy ta wyjedzie do stolicy.

- A niech uciekają. - machnęła ręką zdradzając kompletną niefrasobliwość w tym temacie. - Dokąd pójdą? Żadna nie jest stąd, nie zna miasta ani nikogo. Nie mają pieniędzy ani nic. Poza tym mam dziwne wrażenie, że jakoś chyba nie narzekają na służbę pode mną. A co? Skarżyły się coś na mnie jak były u ciebie? - Rose wydawała się być pewna siebie i swojej władzy nad obiema kobietami o jakich rozmawiały.

- A z tym grzaniem myślę, że może coś być na rzeczy. Jakbyś czuła znów te słabości to może wpadniesz? Nawet jakby już późno było to się nie krępuj. Wiadomo, że największe słabości przychodzą w środku nocy. Ostatniej miałam taki szczyt tych słabości, że ledwo coś pamiętam. - teraz Rose się zrewanżowała dotykiem. Przesunęła leniwie palcem po dłoni sąsiadki i toczyła tą luźną rozmowę o ludzkich i kobiecych słabościach jakie widocznie dokuczały i jednej i drugiej.

- Jeśli mają źle to zachowały to dla siebie. Pytalam z ciekawości. Nigdy nie miałam służby o takich ...korzeniach więc korci mnie ciekawość tematem. Ale skoro jestes pewna to nie będę tego kwestionować. - Odpowiedziała szczerze i uśmiechnęła się rozkosznie. Potem przeszła do kolejnej wymiany dwuznacznych aluzji. - Czyżby twoje podwładne nie umiały ci ogrzać łoża? Może trzeba będzie je wyedukować w tej dziedzinie.

- Wydedukować? No wiesz, to całkiem ciekawy pomysł. Jak już mamy je na pokładzie to można by się za to zabrać. Może jakbyś już była dzisiaj przeżywać wspólnie te nasze kobiece słabości to byśmy je poedukowały razem? Sprawiają wrażenie dość pojętnych mniemam, że nie powinny nas rozczarować. - Estalijka pokiwała swoją czarną głową robiąc mądrą minę jakby rozmowa dotyczyła przemeblowania izby mieszkalnej gdzie co przestawić.

- Zobaczę co się da zrobić. Nie ukrywa, że mogę potrzebować się dzisiaj rozgrzać mocno po takim dniu. Szkoda że dopiero zaczynam szukać mieszkania dla siebie bo pewnie bym cię przyjęła jako honorowego gościa. I mielibyśmy mnóstwo czasu na edukację. - Rozmarzyła się malarka spoglądając za okno na zamieć śnieżną.

- Brzmi bardzo interesująco. Czuję się zaszczycona o piękna pani. - Rose lekko skłoniła głowę i ujęła dłoń blondynki całując ją tak jak zwykle kawalerowie to czynili swoim wybrankom. - Ta propozycja trafia mi prosto do serca. - dodała niezmienionym tonem i zademonstrowała kładąc sobie dłoń tej drugiej na swoim sercu w powszechnym i przyjaznym geście. Ale zaraz potem przesunęła tą dłoń troszkę niżej na te przyjemne krągłości skryte pod swoją koszulą.

- A i masz rację kochana. Taka zawierucha można zamarznąć na kość. Tym bardziej wręcz nalegam na tą wizytę. Na początek sugerowałabym masaż rozgrzewający od Ajnur. A potem myślę dojdziemy do porozumienia co dalej z tą edukacją i resztą. - de la Vega przyjęła ton starszej siostry, koleżanki, przyjaciółki i partnerki jakiej zależy na losie i dobru tej młodszej połówki o którą trzeba zadbać.

- Z jakiego kraju jest Ajnur? Nie umiem zaszufladkować jej urody a też nie słyszałam jej rodzimego języka. - Zapytała z ciekawości malarka myślami wracając do egzotycznej niewolnicy.

- Nie mam pojęcia. - odparła właścicielka niewolnicy rozkładając ramiona w geście bezradności. - O ile zrozumiałam to jakaś dzikuska zza wschodnich rejonów Gór Krańca Świata. Nie wiem czy oni tam w ogóle mają jakieś kraje takie jak my czy tylko stepy, namioty i plemiona. - przyznała, że jej wiedzy o tej na w pół mitycznej krainie jest dość mizerna. Ale powszechnie w Imperium to już Kislev uważano za zaścianek a na zachodnich krańcach gór kończyła się cywilizacja. Co było dalej na wschód to już nie było takie pewne.

- Aż tak daleko? No no, to rzeczywiście może czuć się zagubiona. Ale zabawną miały wymianę z moją Iriną. wiesz jedna rozumie kislevski ale nie umie mówić, druga nie umie porozumiewać się na migi Ireny ale umie mówić po kislevski. - Brakowało mi tam jeszcze Juliusa jako tłumacza. A właśnie jakbyś chciała je podszkolić w jakieś nudne ale bardziej przydatne umiejętności jakie przydadzą się służącym jak szycie ozdobne, układanie włosów czy jakieś podstawy etykiety bo uznasz że dobrze by umiały takie rzeczy z różnych powodów to myślę że Irina i Julius mogą je mentorować. Potraktuj to jako przyjacielska propozycje i podziękowania za hojność jaką mi okazujesz. - Ręka Pirory nie pozornie zsunęła się pod stół i między uda de la Vegi. Została na chwilę by wrócić jak gdyby nigdy nic na stół.

- Tak, tak, myślę, że to jest bardzo ciekawy i odpowiedni kierunek jakim powinyśmy zmierzać. - Estalijka powiedziała z oszczędnym uśmiechem z zadowoleniem obserwując jak dłoń drugiej kobiety urządza sobie wycieczkę między jej uda. A uda okazały się dla tej dłoni całkiem przyjemne w dotyku. Ciepłem, żywego, zdrowego ciała i dreszczykiem emocji ze świadomości w jakim wyjątkowym miejscu się udało znaleźć. Nawet poprzez spodnie dało się to wyczuć.

- Chyba poproszę Irinę i Kerstin by mi uszyły ciepłe spodnie. Bo zaczynam dostrzegać w nich nie tylko modne ale i pewien praktyczny aspekt. - Blondyka powiedziała nonszalancko, dając sobie i pani kapitan szansę na uspokojenie swoich serc. Nie miały jak wznowić czy wymknąć się na piętro bo w Tawernie pojawiła się znajoma twarz.
 
Obca jest offline  
Stary 01-04-2021, 02:34   #209
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Bezahltag (4/8); Ranek; kamienica van Darsenów; Versana, Brena

Versana przyjrzała się obu sukniom, które zaproponowała jej Brena. Jedno musiała przyznać. Rudzinka wykazywała się coraz lepszym gustem i większym zrozumieniem doboru stroju do sytuacji. Obie propozycje służki miały w sobie coś wyjątkowego.

W lewym ręku uczennica kultystki trzymała, ciemno zieloną, kaszmirową suknie z rozcięciami ciągnącymi się od pasa w dół. Jej barwę i krój uzupełniały złote wstawki zaczynające się na ramionach wieńcząc gdzieś pomiędzy piersiami oraz dodatki w tym samym kolorze w postaci pasa i biżuterii.



Druga z propozycji przygotowanych przez Brene zdawała się być lustrzanym odbiciem tej pierwszej. Połączenie szarości i szkarłatnej czerwieni nadawały jej oryginalny wygląd. Same zdobienia również miały dość nietypowy styl. Gdyż nie były to doszyte kawałki koronki lub innych dodatków a sprytnie ponacinane elementy wierzchniej warstwy sukni oraz guziczki biegnące wzdłuż torsu i czerwonych rękawków



- Doskonały wybór. - pochwaliła swoją uczennicę - Zdecyduje się jednak na tą z twojej prawej. - skupiła wzrok na sukni, którą postanowiła przywdziać na dzisiejszą przejażdżkę - Jeżeli zaś chodzi o dziewczęta to tak. Chciałabym aby zamieszkały z nami. Muszę jednak przearanżować poddasze. - odparła na pytanie swojej służącej - To zaś nie jest takie proste. Czemu jednak dochodzisz do tego? Nie chciałabyś mieć takich współlokatorek? Wydają się być sympatyczne i zbliżone ci wiekiem. Miałybyście więc zapewne wiele wspólnych tematów do rozmów. - zauważyła zalety płynące z przeprowadzki dwóch niewolnic do kamienicy van Darsenów - Swoją drogą. Gdzie one są? - tym razem to Ver zadała pytanie - Zaraz się musimy zbierać. Malcolm zdawał się już przybyć i zapewne kończy szykować dorożkę i klacz.

- Blanka pomaga w kuchni a Dagmara sprząta pokoje. - Brena sprawnie odpowiedziała na pytanie o nowe koleżanki no i właściwie jej nowe podwładne. Trochę machnęła bokiem głowy w stronę drzwi na korytarz. - A pytam bo teraz nie bardzo mamy się jak pomieścić. Ale jak pani przewiduje jakiś remont to co innego. A ja nie mam nic przeciwko obie wydają się całkiem sympatyczne. - dodała szybko aby zaznaczyć, że raczej chodzi jej o same warunki bytowania z dwiema nowymi osobami pod dachem a nie, że jest im i temu pomysłowi przeciwna.

- A co sądzi o nich Greta? - zapytała chcąc poznać opinię gosposi na temat nowych pracownic.

- Chyba się zdziwiła skąd się one tak nagle wzięły. Trochę sarkała, że nikt jej o niczym nie mówi i nie uprzedza. A to dwie dodatkowe osoby do wykarmienia to będzie miała więcej zakupów i do gotowania. Ale jej powiedziałam, że przecież dziewczyny będą jej pomagać. No i dlatego Blankę wysłałam do kuchni, żeby jej pomogła. - rudzielec przyznała, że ich stara gosposia nie wpadła w zachwyt na widok dwóch nowych domowniczek. No ale jak nie była zainteresowana ich atrakcyjnością i wspólnymi eskapadami tak jak choćby Brena i Versana to w jej oczach mogły one tracić wiele zalet których one w nich dostrzegały.

- Bardzo dobrze zrobiłaś. - rozsądek i samodzielność w działaniu jej młodszej siostrzyczki naprawdę jej zaimponowała - Z Gretą zaś porozmawiam osobiście. Wszak nasza starowinka zasłużyła sobie na więcej odpoczynku. Lat jej nie ubywa. - dodała starając się nieco uspokoić uczennice aby ta nie przejmowała się komentarzami kucharki - Trzymaj w każdym razie dalej nad nimi pieczę i mam dla ciebie i Dagmary bojowe zadanie. - spojrzała prosto w oczy rudowłosej małolatki - W Koninstag udacie się do portu i przygotujecie wszystko do spotkania i kąpieli z Normą. Prócz was będzie tam również Nadia. - wyjaśniła na czym ma polegać ich rola danego dnia - Zadbacie oczywiście o to aby spotkanie przebiegało w jak najmilszej atmosferze. Nasza artystka niech zagra coś przyjemnego dla ucha albo… dołączy do kąpieli albo… jedno i drugie najlepiej. - zachichotała - Ty z resztą również masz pełną swobodę w działaniu. Mnie tam nie będzie więc liczę na twoją kreatywność i chęć współpracy z resztą koleżanek. - zaznaczyła muskając wierzchnią stroną dłoni policzek służki a następnie zbliżając ku niemu usta by po chwili skraść całusa. - Mogę na ciebie liczyć siostrzyczko?

- Oczywiście! - Brenie taka poufałość i życzliwość okazywana przez panią musiała imponować i robić duże wrażenie bo wydawała się wniebowzięta za taką przelotną pieszczotę. A i samo zadanie jakie zleciła jej pani też wywołało jej entuzjazm.

- I Nadja tam będzie? I ja z dziewczynami? Oj no to zapowiada się ciekawy wieczór! - pokojówka van Drasenów wydawała się jak najbardziej chętna do wykonania takiego zadania. Zaśmiała się cichutko jakby szykowała się niesamowita przygoda tego wieczornego spotkania z tak ciekawymi koleżankami. I pewnie ulżyło jej, że pani wzięła na siebie rozmowę z Gretą.

- Blanka zostanie tutaj i coś przygotuje na przekąskę. - zaznaczyła raz jeszcze - Do portu udasz się natomiast tylko ty i Dagmara. Póki co jednak pora się zbierać. - wróciła do tu i teraz - Pomóż mi się przebrać. Uczesz mnie. Zawołaj dziewczęta i ruszamy.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 01-04-2021 o 03:08.
Pieczar jest offline  
Stary 01-04-2021, 06:49   #210
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
przedpołudnie; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; Pirora, Rose, Nije

Zanim Naji znalazła się w zasięgu słuchu Pirora pochyliła się do Pani Kapitan i powiedziała szybko ale cicho. - Musisz kiedyś poprosić ją o piosenkę o dwóch piratkach, ale najlepiej w jakimś bardzo prywatnym gronie. Aktualnie liczę że “uwiedzie” mnie “niewinną istotę” swym śpiewem, ale nie postępuje z nią tak otwarcie jak z tobą. - Skończyła akurat kiedy Naji była już blisko i trzeba było wrócić do konspiracji. Po wstępnych przyjemnościach i dołączenia do ich stolika Pirora szybko poczyniła przedstawienia i przeszła do omówienia agendy dzisiejszego dnia.

- Witaj witaj, Pani kapitan to Naji Simonsberg. Moja koleżanka artystka która dzisiaj ma mnie przemycić do wyższych sfer miasta przez drzwi z napisem “sztuka”. - Pirora mówiła dość frywolnie jak to na młodą wesolutka szlachciankę przystało.

- W ogóle spodziewałam się ciebie później. Oczywiście nie narzekam, bardzo lubię twoje towarzystwo. - Malarka zastanowiła się jak jej “siostra” przyjmnie tą wiadomośc ze ich wycieczka niestety nie będzie już prywatna tajemniczą aferą. Cóż pozostaje im wymiana szybkich tajemnic w zakamarkach opuszczonego domu. I umówienie się na oficjalną wizytę.

- No jeśli wam przeszkadza uboga artystka no to mogę sobie pójść. - Nije zamarła w kęsem w ustach i machnęła za siebie jakby była gotowa wstać i odejść od stołu. Ale znów zdradziła się talentem aktorskim i komicznym bo chociaż słowa brzmiały poważnie to ton był ironiczny na tyle, że trudno go było tak traktować.

- Nonsens, w niczym nam nie przeszkadzasz. Rozgość się. Ja i tak niedługo będę musiała lecieć. Tak trochę siedzę i mam nadzieję, że ten wiatr się chociaż trochę uspokoi. - Rose uspokoiła nową dla siebie koleżankę a obie przywitały się ze sobą całkiem przyjaźnie i naturalnie. W czym pewnie też przyczyniło się pośrednictwo wspólnej znajomej.

- To prawda, strasznie dyma. Jakbym się nie umówiła z Pirorą to chyba bym olała te wycieczki. Jak znam te całe towarzystwo to się nie zdziwię jak panienki spuszczą noski na kwintę i zostaną w domu. - bardka znów zaczęła przeżuwać kęs przez co mówiła ciut niewyraźnie ale dało się zrozumieć. I chyba nie miała zbyt wielkiego zaufania do samozaparcia i odporności na lodowatą pogodę dam ze szlacheckich rodów.

- Żartowniś z ciebie, założę się że uwielbiasz jak ktoś cię tak zatrzymuje. - Blondynka rzuciła żartobliwy komentarz w stronę śpiewaczki, potem jednak wróciła do rezolutnego tonu i kontynuowała temat wycieczki. - Ja tam zamierzam wyjść dzisiaj o ile sama organizatorka nie odwoła spotkania. - powiedziała odważnie malarka. - Czy w związku z tym wieczorek poetycki też stoi pod znakiem zapytania?

- Dobre pytanie. - ciemnowłosa poetka umoczyła bułkę w jajecznicy i odgryzła skromny kawałek. Starała się nie jeść zachłannie ale dało się wyczuć, że musiała być głodna. - Ja po cichu liczę, że do wieczora to się pogoda poprawi. A te wieczorne spotkania to już trochę tradycja. Jakby panny… - zaczęła mówić o tej nadziei na poprawę pogody o tej jeszcze w miarę młodej porze dnia gdy nagle urwała.

- Wiesz co? Właściwie to tak czy inaczej możemy pojechać do panienki Kamili dziś wieczorem. Najwyżej będziemy tylko we trzy jak inne nie przyjadą. No chyba nie ma aż tak serca z kamienia by nie przyjąć pod dach dwóch, zziębniętych artystek. I to malarki! Bo ona też maluje trochę. I trochę pisze wiersze i sztuki. A jakbyśmy już miały tam błagać na klęczkach to możemy wyciągnąć z rękawą tą panią. - Nije mówiła szybko tak samo jak wczoraj przez większość czasu. Wydawała się być prawie pewna, że tak czy siak to panna van Zee je przyjmie dziś wieczorem no ale na koniec wskazała na siedząca naprzeciwko niej estalijską kapitan.

- Mnie? - zdziwiła się Rose wyraźnie zaintrygowana taką uwagą. Przestała się chwilowo odzywać widząc, że dwie koleżanki omawiają wspólne plany na resztę dnia.

- Mhm. Uwielbia cię. Jesteś jak żywa postać z powieści i legend. I do tego kobieta! Tylko coś byśmy musiały z Pirorą wymyślić o tobie by przykuć uwagę Kamili. - minstrelka mówiła znów z pełnymi ustami ale wydawała się pewna siebie jakby miała świetnie opracowany plan. Chociaż wyglądało jakby właśnie na niego wpadła.

- Mhmm... z jednej strony się nie dziwię że masz wielbicieli z drugiej nie spodziewałam się tego dowiedzieć tak szybko. - Powiedziała rozbawiona takim rozwojem sytuacji malarka. - A co do panny Kamili myślę, że nie musimy wykorzystywać sławy pani kapitan by się dostać na wieczorek poetycki. - Spojrzała na Rose i dodała. - Chyba ze chcesz poznać swoją adoratorkę i mamy wykorzystać to by spotkać się w jakimś większym gronie.

- Oh, ja już ją poznałam. Jak na dziedziczkę z taaakim posagiem to nawet miła dziewczyna. - Rose uśmiechnęła się i machnęła dłonią, że zdążyła poznać ową pannę z dobrego domu o jakiej rozmawiały.

- Widzisz Pirora? “Dziedziczka z taaakim posagiem”! Byłaby dla mnie idealna! - minstrelka jęknęła smutno gdy pani kapitan niespodziewanie trąciła strunę do jakiej ciemnowłosa poetka miała taką słabość. Widząc zdziwione spojrzenie Estalijki nieco rozwinęła temat.

- Szukam męża. Bogatego a nie żadnego gołodupca. Nie pogniewam się jakby był przystojny i szarmancki no ale już nie będę wybrzydzać. Kamila byłaby dla mnie idealna. Bogata, z taaakiim posagiem, miłośniczka sztuki, wrażliwa, inteligentna, oczytana no idealna! No ale to jedna z nas ma nieodpowiednią płeć. - westchnęła z żalem na tą podłą złośliwość losu a Rose pokiwała głową na znak, że ją rozumie.

- No nic. Zostaje mi jeszcze rola faworyty albo utrzymaki. Ale jakiś mecenas sztuki też by nie był zły. - powiedziała podobnie jak wczoraj Pirorze i w podobnie niby poważny sposób co brzmiał tak przesadnie poważnie, że aż parodiował sam siebie.

- Postaram się dać znać jak na jakiegoś trafię. - obiecała de la Vega na pocieszenie co minstrelka odwdzięczyła się łapiąc ją za dłoń i uśmiechając się przymilnie co z kolei rozbawiło tą drugą bo się wreszcie roześmiała.

- Może uprowadzić jej jakiegoś ze stolicy skoro tam będziesz. - Powiedziała teatralnym szeptem do Rose ale Naji też mogła to usłyszeć. - I teraz to jestem wielce ciekawa twojej znajomości z dziedziczką, prosze powiedz mi o niej. O ile oczywiście to nie tajemnica.

Rose wskazała na Pirorę i jej pomysł z porwaniem jakiegoś bogatego i odpowiedniego kawalera dla uroczej minstrelki. A ta podobnie jak wczoraj wpadła w zachwyt nad takim dramatycznym rozwiązaniem.

- Porwanie? Porwanie z miłości? Cudownie! I to mężczyzny a nie jak zawsze porywają tylko kobiece postacie aby potem te mogły ginąć w tragicznych okolicznościach albo być ratowane przez odpowiednich kawalerów! A tutaj byłoby tchnienie nowości w taki spektakl! - Nije wydawała się potrafić każdą sytuację przyrównać do sztuki lub jakiegoś jej fragmentu. Jakby całe życie i świat potrafiła sobie wyobrazić jako jedną, wielką scenę i aktorów odgrywających role, scenariusze i postacie.

Pirora porzuciła temat Kamili van Zee, może wyciągnie coś więcej kiedy będa same i nagie. Odegra zazdrosna kochankę walczącą o uwagę. Chwilowo wróciła uwagą do Naji - Tak coś czułam że taki scenariusz ci się spodoba. Masz jakieś plany na brak zwiedzania kamienic? Czy skorzystasz z dodatkowego dnia zarobku i zostaniesz tutaj? -

- Hmm… - poetka zamyśliła się na chwilę a do tego pozwoliła sobie przepłukać gardło winem z kubka. Przełknęła i miała już gotową odpowiedź. - Wiesz co? - zaczęła jakby pytanie nowej koleżanki skłoniło ją do jakichś odkrywczych przemyśleń. - Właściwie to i tak musimy przejść się do Kamili. Bo u niej jest zbiórka na to zwiedzanie. Jak nikt inny nie przyjedzie a dobrze to rozegramy to może zabawimy u niej resztę dnia. Zwłaszcza jakby dalej tak wiało to mam nadzieję, że nas nie wyrzuci na taki mróz. - ciemnowłosa minstrelka powiedziała to tak jakby całodniowa wizyta u panny van Zee mogła jej się wydawać nawet lepszym pomysłem niż łażenie po jakichś zawiewanych śniegiem i mrozem ruderach.

- Brzmi dobrze zanim wyjdziemy muszę jeszcze wziąć ten prezent dla Van Zee, jednak nie wypada wpraszać się do kogoś z pustymi rękoma. W końcu udało mi się wybrać odpowiedni tomik. - Powiedziała kontynuując rozmowę w lekkim tonie.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172