|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-03-2021, 15:28 | #201 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8); Zmierzch; "Trzy ryby"; Versana, Kornas, Łasica, Ricardo, Jorg Ricardo czekał na nich opodal karczmy. Na szczęście Versana na spotkanie nie przybyła sama. Łasica zaraz po służbie w rezydencji van Hansenów zjawiła się u swojej kochanki zaś Koras chwilę przed tym jak miały ruszyć na spotkanie z Ricardo i niejakim Jogiem zameldował się w domu. Szli więc w trójkę nie wiedząc do końca czego powinni się spodziewać. Byli jednak dobrej myśli. Wszak gdyby udało się pozyskać takich sojuszników to sprawa kazamat mogłaby nabrać tempa. - Widzę, że nie rzucasz słów na wiatr. - dość nietypowo przywitała jednego z ludzi Czarnego - Prowadź więc. Powinniśmy jednak coś wiedzieć nim wejdziemy? - wolała spytać. Nie chciała by pierwsze wrażenie jakie wywrze na szmuglerze wyszło niekorzystnie bo to później mogłoby rzutować na dalszy rozwój tej znajomości. - Postarajcie się nie zrobić złego wrażenia na początek. Ja was przedstawię i potem spadam. Dalej gadajcie ze sobą sami. To już nie moja sprawa. - Ricardo obrzucił całą trójkę uważnym spojrzeniem. Poza Versaną nie prezentowali się zbyt okazale. Łasica jak zawsze gdy wracała prosto ze służby była w swojej nieciekawej, ciężkiej zimowej spódnicy więc nie robiła takiego wrażenia jak wówczas gdy miała na sobie swoje ulubione, skórzane spodnie. A Kornas po całym dniu łażenia po śniegu i mrozie trzymał się całkiem nieźle. Ale dało się wyczuć, że trochę dało mu to w kość i pewnie wolałby zostać w domu, ogrzać się i wyspać. A tak zdążył tylko zjeść obiad. Ale nie narzekał. - O to się nie martw. - odparła z najbardziej uroczym uśmiechem na buzi jaki potrafiłą zaprezentować. - To tutaj. - rzekł półgłosem Ricardo kiwając głową przed siebie. Rzeczywiście ze dwie kamienice dalej już było widać szyld z trzema rybami w herbie zdradzając miejsce dokąd zmierzają. Ver rozejrzała się po okolicy aby upewnić się czy nikt podejrzany nie kręci się po niej. Nie widząc jednak nic podejrzanego stwierdziłą, że nie ma co dalej zwlekać. - Chodźmy więc. - rzuciła pewnie - Czas to pieniądz. Ricardo w roli przewodnika rzeczywiście sprawdził się bardzo dobrze. Poprowadził trójkę do wnętrza tawerny która jakoś nie robiła wielkiego wrażenie. Taka tania, rybna jadłodajnia. Aż trudno było uwierzyć, że może mieć cokolwiek wspólnego z kazamatami. Sam oberżysta też nie wyglądał jakoś podejrzanie. Spory brzuch, kolczyk w uchu, szara koszula. Można by tutaj u niego zamówić, zjeść, zapłacić, wyjsć i na drugi dzień pewnie byłoby trudno coś o nim powiedzieć. Ale Ricardo kazał poczekać całej trójce przy szynkwasie a sam dość pewnym siebie głosem poprosił go na rozmowę. Zupełnie jakby to on tutaj rozdawał karty. No albo tak działał ogólnie autorytet Czarnych i ich szefa. - Mam nadzieję, że nie gadają o tym jak nas wyfiletować na tym zapleczu. - mruknęła Łasica chyba trochę niezadowolona, że muszą się zdać na wynik tych negocjacji. A swoimi złodziejskimi rączkami nachyliła się nad szynkwasem i zwinęła miskę gotowych tostów częstując siebie i pozostałą dwójkę. Kornas bez wahania po nie sięgnął i wgryzł się w chrupiące i pachnące pieczywo. Zjedli gdzieś po dwa kęsy gdy pozostała dwójka pokazała się ponownie. Tyle, że karczmarz został przy wejściu na zaplecze a Ricardo do nich wrócił. - Dobra załatwiłem wam wejściówkę. Powiedziałem, że jesteście przyjaciółmi Czarnego i Czarny by był zadowolony gdybyście się dogadali. Oczywiście to ściema ale jak dobrze pójdzie to nie będzie hecy. No a dalej to idźcie do niego i już się dogadujcie sami. Ja swoje zrobiłem. - Ricardo streścił im na jakich prawach wchodzą na zaplecze. Wyglądało, że sam też niejako rzucił swój autorytet na szalę. Zwłaszcza jakby sprawa się rypła i dotarła do jego szefa. Ale dzięki temu karczmarz nie brał ich za całkiem obcych i powinien być bardziej skłonny do okazania zaufania i gotowy. Ale ostatecznie piłeczka do rozegrania tego spotkania czekała na środku stołu negocjacyjnego gdzieś tam na zapleczu. - Znakomicie. - wstępne wątpliwości jakoby trochę zanikły - Nim odejdziesz mam jeszcze jedno niedyskretne pytanie do ciebie. Wiadomo ci cokolwiek na temat dezerterów i ładunku jaki transportowali nim prysneli? - mówiła cicho nie chcąc by pozostali z gości usłyszeli cokolwiek z tego o co pytała. - Może. - odparł po chwili szukania natchnienia w okopconych belkach sufitu. - Ale to już chyba byłby następny interes. - wrócił spojrzeniem do rozmówczyni z cwaniackim uśmiechem po czym machnął dłonią na pożegnanie i wyszedł z karczmy. Na a w zamian czekał na nich Bader wciąż stojąc przy wejściu na zaplecze. Versana więc skinęła mu krótko głową by się przywitać i ruszyła w jego kierunku. Cała trójka ruszyła na zaplecze pod przewodem gospodarza. Ten poprowadził ich do kuchni a potem do jakiegoś magazynu. Nie było tu żadnego stołu ani nic do siedzenia więc wszyscy musieli rozmawiać na stojąco. Ale też negocjacje nie zapowiadały się na zbyt długie. - To tak… Ricardo mówił, że macie interes do zrobienia. Ale bez szczegółów. To o co właściwie chodzi? - Jorg patrzył na całą trójkę chyba nie bardzo wiedząc kto z tej trójki jest najważniejszy. Odruchowo zaczął kierować uwagę ku kobietom bo Kornas rzadko sprawiał wrażenie bystrzaka i teraz też nie było inaczej. - Słyszeliśmy, że masz dojście zapewniające dostęp do środka kazamat. - bezpardonowo odparła wdowa - Nie mamy zamiar ingerować w twój interes bylibyśmy jednak zainteresowanie dostaniem się tam. - objaśniła co sprowadza ich do kontaktu poleconego im przez człowieka Petera - Nie pogardzimy również wszelakimi informacjami tyczącymi się zarówno tego przybytku jak i klawiszy tam pracujących. - dodała czekając na reakcję gospodarza. - Aha. O takie coś się rozchodzi. - łysoł pokiwał swoją łysiną i machinalnie przetarł trzymaną ścierką dłonie bez jednego małego palca. Podumał nad tym chwilę pokiwał głową, pokręcił i cmoknął na koniec. - No tak, mam pewnie układy w kazamatach. Ale nie bardzo tak aby się tam dostać. Tylko odbieram towar co i tak miałby być do wyrzucenia. Ale nie wchodzę do środka. Przez pośrednika to załatwiam. - ostrożnie nakreślił jak to dokładniej wygląda z tymi kazamatami aby nie było, że tam wchodzi i wychodzi jak chce. Teraz czekał czy trójka gości dalej jest zainteresowania zrobieniem interesu. - Pośrednikiem jest któryś ze strażników? - zapytała spokojnie chcąc mieć jak najlepsze rozeznanie w tej sprawie. Nadmierne rozemocjonowanie mogło też ujść za przejaw braku profesjonalizmu. - A to różnie. - Jorg nieco rozłożył dłonie na znak, że to nie taka prosta sprawa. Po czym wyjaśnił jak to działa. Nie był pewny czy poszczególni strażnicy coś wiedzą. Możliwe, że nie. Albo nie wszyscy lub nie wszystko. W każdym razie on jeszcze wciągnął w to śmieciarzy. Ci wjeżdżali na teren kazamat raz na tydzień aby zabrać odpadki na swój wóz. No i właściwie to robili tyle, że po prostu nie wszystko co lądowało na wozie to były odpadki. Potem wyjeżdżali z kazamat i na mieście ludzie Jorga za pewną opłatą odbierali to co odpadkami nie było a dało się wykorzystać w karczmie. Tak to działało do tej pory całkiem nieźle. - Rozumiem. - pokiwała głową krzyżując ręce na klatce piersiowej - A co gdybym chciała jednego ze swoich przebrać za śmieciarza aby tam pojechał? - zapytała idąc według schematu, którym poszedł Karlik wysyłając z winem Silnego i Egona - Ewentualnie kogoś tam wprowadzić bądź niepostrzeżenie wywieść? - Wywieźć? - Jorgensen zwrócił uwagę na to jedno słowo. - Chwila, chwila, myślałem, że chodzi o jakiś szmugielek. Coś dostarczyć, coś odebrać. Ale wywieźć kogoś stamtąd? Nie no co wy nie wygłupiajcie się. - łysy karczmarz uniósł ręcę do góry dając znać, że nie tego się spodziewał i nie chce ściągać na siebie kłopotów na ten swój cichy biznes korzystny dla wszystkich uczestników. - Jakbyś wwiózł kogoś to dobrze aby go później ze sobą zabrać spowrotem. - zaśmiała się pod nosem widząc zakłopotaną minę gospodarza - A przyjmijmy, że chciałabym coś tam dostarczyć. Gdzie już na miejscu miałoby to szansę trafić? Ktoś sprawdza tam takie przesyłki? W które miejsca w kazamatach mogą wejść ci śmieciarze? - Aaa… Takie coś. No tak, to ma sens. - słowa czarnowłosego gościa wyraźnie uspokoiły gospodarza. Odetchnął z ulgą i zastanowił się nad tym pytaniem. - Chyba tego nie sprawdzają. Znaczy tego wozu. Tak mi się wydaje. W końcu to wóz z odpadkami. Zawsze przyjeżdżają ci sami to co tu sprawdzać? - zapytał raczej retorycznie i mówił jakby zazwyczaj tak to właśnie wyglądało. - A na miejscu to oni wjeżdżają do środka pod kuchnię. I tam ładują to wszystko co się uzbierało przez ostatni tydzień. A jak coś dostarczyć to zależy co i komu. Im to coś mniejsze jak jakiś list czy coś małego to łatwiej. I najłatwiej to komuś z kuchni bo oni zwykle zajmują się tymi odpadkami i wozem. - dalej odpowiadał już mniej pewnie by nie bardzo wiedział o co dokładnie chodzi z tym przesyłaniem paczki. - Powiedzmy więc, że chciałabym tam coś wysłać lub odebrać. - hipotetyzowała - Ile by mnie to kosztowało? Istniałaby możliwość aby jeden z moich ludzi na wcielił się w rolę takiego śmieciarza? - Może. - karczmarz wzruszył potężnymi ramionami. Gabarytami prawie przypominał Kornasa. - To znaczy myślę, że dałoby się dogadać z tymi śmieciarzami na taką podmiankę. Ale to zawsze ryzyko, że strażnicy się pokapują albo przyczepią. No wiecie jak to z nowymi twarzami. - przyznał, że to nie do końca zależy od niego ale chyba powinno być możliwe. - Jak ktoś się nie boi pobrudzić można jeszcze ukryć się w śmieciach. Strażnicy raczej ich nie sprawdzają. Jakby było to jako rutynowa wizyta to chyba powinno być tak, że przejeżdżają przez bramę i tyle. - Jorgensen podpowiedział jednak nieco inny sposób na dostanie i wydostanie się z kazamat. Chociaż niezbyt czysty. - A nie wiesz może czy dałoby się wkręcić do kuchni? Znaczy do pracy. - zapytała cicha dotąd Łasica. - Do kuchni? Może. Ale ciebie? - karczmarz skrzywił usta gdy myślał nad tym pytaniem. W końcu chyba domyślił się o kogo może chodzić w tym pytaniu. A łotrzyca kiwaniem głowy potwierdziła te domysły. - Nie wiem czy kobiety przyjmują. Zwłaszcza takie młode i ładne. Ale może? - wydawało się, że sam nie jest do końca pewny czy taki numer by przeszedł. - A byłbyś w stanie wskazać nam jakiegoś który za kilka monet zapewniłby nam pomoc pozostając przy tym dyskretnym? - dopytała. - Tak, raczej tak. No ale myślę, że czas ustalić co właściwie ode mnie oczekujecie i co za to oferujecie. - grubas w końcu widocznie uznał, że ten wstępny, rozpoznawczy etap co, kto, i jak mają już za sobą i czas przystąpić do konkretów. Wydawał się skory pomóc znajomym Czarnych ale nie charytatywnie. - Oczekujemy tego o czym wspominałam wcześniej. - odparła - Muszę jednak jeszcze pomyśleć jak cała tą sprawę ugryźć. Nie będzie jednak to nic ponad to o czym była mowa. - uspokoiła karczmarza - A nawet jakby to wiązać się to będzie z odpowiednio wysoką gratyfikacją. - przeszła do kwestii zapłaty - Jeżeli zaś chodzi o rozliczenie. Hmmmm… To możemy rozliczać się albo w złocie albo pomóc sobie nawzajem. Za to, że ty dla nas coś robić my możemy zrobić coś dla ciebie. - Wolałbym karliki jeśli łaska. - odparł gospodarz kiwając głową na znak wstępnej zgody na taki układ. - No ale ile to zależy od tego co chcecie. Przesłać komuś list czy paczkę jest łatwiej to i nie będę z was zdzierał. Trochę monet tu czy tam. No ale jak coś większego, kogoś tam przemycić no to już grubsza sprawa. To by było drożej. - wyglądało na to, że rzecz chyba powinna być do dogadania. Ot kwestia ustalenia ceny i celu takiej transakcji. - A mógłbyś mi załatwić robotę w kazamatach? W jakiejś kuchni czy co oni tam mają. Nawet na zastępstwo, chociaż na parę dni. - Łasica wróciła do swojego wcześniejszego pytania co niby żartem ale ponoć wspomniała coś takiego podczas ostatniej swojej wizyty u strażników w bramie parę dni temu. - Mogę popytać. Ale nic nie obiecuje. Może trzeba by komuś sypnąć groszem aby znalazł takie zapotrzebowanie. - Jorgensen tutaj też nie mówił jakby to było niemożliwe do zrealizowania. Ale wymaga nieco czasu, wysiłku no i brzdęków ale mogła być do załatwienia. - A kto mógłby być adresatem takiego listu? - zapytała zainteresowana - Osadzony? - to by mocno mogło ułatwić im odbicie ów kobiety. Może jest coś czego potrzebuje po otrzymaniu czego dałby radę skontaktować się ze Starszym bądź nawet czmychnąć. Był to jednak daleko posunięty plan zakrawający o senne marzenie. - Póki co trzymaj to na poczet załatwenia angażu dla mojej przyjaciółki, przyszłej współpracy i kontaktu do tych kucharzy. - wyciągnęła z sakwy kilka monet - Nie ukrywamy, że bardzo przydatną rzeczą byłby plan czy mapa tego co kryje się za murami. - dodała. Postawny, łysy mężczyzna sprawnie przejął monety z sakiewki, przeliczył je dokładnie i wreszcie się uśmiechnął. Chyba pierwszy raz w tej rozmowie. Przesypał monety do swojej sakiewki i gdy ją zawiązał to zwrócił się do stojącej przed nim trójki. - Pogadam z tym angażem. Niczego nie obiecuję. Ale może coś się uda. Ale to nie tak od razu. Może z parę dni potrwać. - powiedział prawie wesołym tonem jakby był mimo wszystko dobrej myśli z tym angażem. Łasica skinęła głową na znak, że to nie stanowi dla niej problemu. - A dałoby się coś na nocne zmiany? - zapytała ciągnąć temat póki była okazja bo gospodarz widocznie był lepiej zorientowany co i jak w tych kazamatach niż oni. - Nocna zmiana? Nie. Chyba nie. Kuchnia pracuje tylko w dzień. Potem wszystko zamykają i wszyscy wychodzą. - pokręcił głową na znak, że może miejskie lochy miały nieciekawą reputację na mieście ale jednak podlegały tym samym zasadom jak i bardzie standardowe przybytki. - To cała obsługa wychodzi na noc? - dopytywała się dalej włamywaczka o niebieskich włosach. - Chyba raczej tak. Na noc to tylko straż zostaje. - Jorgensen odparł ostrożnie nie bardzo chyba wiedząc do czego zmierza ciemnowłosa klientka. Ta pokiwała głową na znak, że rozumie i dalej nie drążyła tematu. - A ten list? - zapytała o to co przed chwilą pytała jej przyjaciółka wskazując na nią brodą tak dla przypomnienia gospodarzowi o tej kwestii. - List… No nie wiem komu byście chciały wysłać. Właściwie to raczej gryps. Coś krótkiego. Coś małego co łatwo schować i podrzucić jak strażnik patrzy w drugą stronę. No skazańcowi powinno się chyba udać tak podrzucić. Ci z kuchni rozwożą też żarcie po celach. - karzmarz z “Trzech ryb” też coś wiedział i na ten temat i takie coś też wydawało się być do zrobienia chociaż może nie tak od razu no i niosło ze sobą pewne ryzyko. ~ Mamy to. ~ pomyślała zadowolona z tego co udało im się dowiedzieć. - Na kiedy uda ci się więc dowiedzieć co i jak z tym angażem? - spytała - Przed Festagiem się wyrobisz? - dobrze by było wiedzieć na czym stoją mimo iż w ocenie Ver to czego się dowiedziały już było kamieniem milowym na ich drodze do uwolnienia poszukiwanej przez nich kobiety. - Spróbuję ale nie obiecuję. To też nie do końca zależy ode mnie. A jakbym nagle narobił rabanu to może się to wydać podejrzane. Lepiej dać działać sprawom swoim trybem. Jak coś będę wiedział mogę wam wysłać wiadomość. Tylko gdzie? - Jorgensen nie był do końca pewny co i jak to widocznie nie chciał się wkopać w jakieś zobowiązania na które jak sam mówił nie do końca miał wpływ. Ale dla zysku w karlikach wydawał się skory do podjęcia współpracy. - "Mewa"? - spytała niepewnie spoglądając na Łasice. Backertag (4/8); Wieczór; "Pod pełnymi żaglami"; Versana, Pirora, Łasica, Łasica tryskała entuzjazmem niczym Brena dzisiaj rano wspominając “gorączkę” wcześniejszych nocy. Zdawała się nie przyjmować do wiadomości faktu iż ów nieznajoma może być jakimś szpiegiem zarówno ze strony ratuszu jak i łowców. - A ty słyszałaś o tym jej ojcu? - Ver spytała starszą stażem przyjaciółkę, która wszak posiadała obszerniejszą wiedzę na temat, z którym tu przybyły - To ktoś znaczący? - Pierwsze słyszę to nazwisko. Może wcześniej używali innego? - Łasica zrobiła usta w podkówkę ale pokręciła głową, że nazwisko van Dyke nic jej nie mówi. Ani jako szlachta, kupiec ani w półświatku. Uznała w końcu, że albo to naprawdę jest to ktoś nowy w mieście albo ktoś nieistotny. - Nie wiem skąd Karlik ich wytrzasnął. Ale kto go tam wie jakie on ma znajomości. - rozłożyła ramiona na znak, że nie widzi sensu teraz tym się frasować. - A mówił coś więcej o niej? Myślisz, że jest ładna? Albo lubi zabawić się z dziewczynami? Albo w ogóle zabawić? - skoro już widać było karczmę do jakiej zmierzały to i czas na te dywagacje się kończył. A Łasica była tak samo ciekawa tej nowej jak Versana gdy w południe Karlik jej o niej powiedział. A ulicznica rzeczywiście dowiedziała się o wszystkim dopiero od przyjaciółki gdy prosto po pracy przyszła do jej kamienicy. Reakcja czarnowłosej kultystki była niemalże natychmiastowa. Wybuchnęła śmiechem klepiąc zgrabne pośladki swojej przyjaciółki. - A wiesz, że o to samo zapytałam. - wyjaśniła co było przyczyną jej rechotu - Karlik jednak nie wie o niej zbyt wiele. No może poza tym, że jej ojciec zapewniał o tym iż niedaleko padło jabłko od jabłoni. - wzruszyła ramionami na znak, że niestety sama nie posiada zbyt wielu informacji na temat tajemniczej nieznajomej - Myślę jednak, że jej zidentyfikowanie nie powinno być trudnę. Jak to jakaś szlachcianka na obczyźnie to tak czy siak powinna mieć obok jakąś świtę. No i odróżniać się strojem. Bardziej mnie jednak interesuje jak ją wybadać. Wiesz. Czy jest po naszej stronie. Przecież nie spytamy jej o to wprost. - podzieliła soch nię z kochanką swoimi rozterkami na temat tego spotkania i jego dalszego przebiegu. - Dlaczego nie? - Łasica pisnęła radośnie jak zawsze gdy dłoń przyjaciółki lądowała na jej pośladkach. Ale zaraz potem jak już rozmawiały o tej nowej zrobiła się troszkę poważniejsza. - Ja bym się nie czaiła tylko zapytała o nią barmana. Poza tym jak Karlik mówi, że jej wysłał wiadomość to chyba powinna się kogoś od nas spodziewać. Nawet jeśli nie wie kogo. Ja bym zaczęła od gadki z barmanem. Ciekawe czy Rose dzisiaj będzie. Jakbyśmy nie znalazły tej nowej a trafiłaby się Rose to mam wrażenie, że to też nie byłby stracony wieczór. - Łasica zdradziła jakie ma swoje podejście do zaczęcia tej sprawy. No i plan na alternawywne spędzenie wieczoru gdyby nie zastały tej van Dyke. I sądząc po chochlikowym uśmieszku ta alternatywa też nie wydawała jej się jakoś strasznie przykra. - Mi raczej chodzi o to co zrobimy gdy już ją zlokalizujemy i rozsiądziemy się przy wspólnym stole. - sprecyzowała co miała wcześniej na myśli - A co do Rosy to ja dziś już z nią się widziałam ale z panią kapitan spotkań nigdy mało. - zaznaczyła gdy zbliżały się już do karczmy. - Farciara z ciebie. Ja swojej pani dzisiaj nawet nie widziałam. A Ana też rzucili gdzie indziej to nawet nie miałam z kim pogadać nie mówiąc o pakowaniu łap w ciekawe miejsca. - Łasica jak zwykle nie zapomniała aby ponarzekać na swoją ciężką i niewdzięczną pracę w jakiej wszyscy ją wykorzystywali ale nie tak jakby sobie tego życzyła. - A z tą nową zobaczymy jak już ją znajdziemy. Mam nadzieję, że to żadna stara i brzydka raszpla. Jak ją znajdziemy to się zobaczy co dalej. - machnęła ręką i pchnęła drzwi do karczmy nie bawiąc się w jakieś skomplikowane planowanie. Widok był już całkiem znajomy. Znajome wnętrze, klimat, odgłosy i zapachy. Łasica gestem dała znać aby podejść do szynkwasu i tam się zresztą skierowała. - Witaj gospodarzu. - stojąc już przy ladzie zagaiła do karczmarza, który właśnie przecierał ciemny, hebanowy blat wilgotnym kawałkiem materiału - Poprosze po kuflu grzańca dla mnie i mojej służki. - złożyła zamówienie uśmiechając się serdecznie do mężczyzny po drugiej stronie - Wybacz proszę moją bezpośredniość ale szukam mojej dalekiej krewnej. Doszły mnie słuchy, że gości u was jedna szlachcianka. Byłbyś tak miły i wskazał nam gdzie ona siedzi? - bez owijania w bawełnę wyjaśniła co jest celem ich przybycia - Dawno się nie widziałyśmy i boje się iż mogę jej nie poznać a nie chcę zaliczyć takiego nietaktu na samym wstępie. - dodała przesuwając po blacie zapłatę za zamówienie i ekstra napiwek zarazem. - Pochwalony. A jak się zowie owa szlachcianka? - gospodarz wysłuchał co klientka ma do powiedzenia i skinął na kelnerkę stojącą za barem aby przygotowała zamówienie a sam kontynuował rozmowę z tak życzliwą panią i jej uprzejmą służką. Bo Łasica idealnie się wczuła w rolę i grzecznie dygnęła gdy pani przedstawiała ją jako swoją służkę i tak chyba razem udało im się zdobyć życzliwe spojrzenie karczmarza. - Pirora van Dyke. - odparła krótko powtarzając personalia, o których wspominał popołudniem Karlik. - Aha, panna van Dyke. Tak, jest u nas. Spróbujcie z tamtym smykiem. On dla niej pracuje. - karczmarz pokiwał głową jakby wszystko teraz było jasne i wskazał na chyba jedynego dzieciaka w lokalu. Siedział przy jednym ze stołów blisko szynkwasu i bawił się kostkami domina. Wyglądał dość pociesznie jak majtał nogami które z krzesła dla dorosłych nie sięgały mu podłogi. - To jej syn? - mocno zdziwiona zapytała karczmarza upijając następnie nieco intensywnie parującego grzańca. - Syn? Nie chyba nie. Raczej nie. Nie pytałem. Ale to chyba po prostu chłopiec na posyłki. - karczmarz sam się zdziwił takim pytaniem i chyba do końca nie był pewny jak to jest. Ale widocznie raczej nie dostrzegał pokrewieństwa między tym dzieciakiem a ową panienką o jakiej rozmawiali. - Proszę panią czy mam do niego podejść i go zapytać o jego panią? - zapytała grzecznie Łasica świetnie się wczuwając w rolę pomocnej służącej. - Skoro już zaproponowałaś nie będę ci zabraniać. - odparła z uśmiechem na ustach i puszczając oko koleżance tak by karczmarz nie zauważył. - Dobrze proszę pani. - Łasica dygnęła grzecznie ale w głosie i spojrzeniu dała się wyczuć ta grzeszna słodycz jak zwykle gdy były same w sprawdzonym gronie i włamywaczka tak lubiła odgrywać rolę służącej. Teraz zaś podeszła do chłopca i rozmawiała z nim chwilę. Pewnie o nich bo chłopak spojrzał też na czekającą wdowę. A w końcu coś powiedział, zeskoczył z krzesła i poszedł gdzieś dalej. A służąca wróciła do swojej pani. - To on. Poszedł jej zapytać czy nas przyjmie. Jest gdzieś tutaj. - kultystka o granatowych włosach streściła tą krótką rozmowę z małym smykiem. I obu zostało czekanie. - No to czekamy. - wzruszyła ramionami opierając się następnie o szynkwas i popijając grzańca. Chłopak, wrócił dość szybko i widać było jak zbliżając się do nich poprawia swoja postawe sklonił się obu kobietą i grzecznie zaczął wypowiadać słowa w stronę kobiety która nie wyglądała na służkę.. - Madame. Panienka van Drake zażywa teraz kąpieli a potem będzie uczestniczyć w ważnej dla niej kolacji. Jeśli Madame, przychodzi ze sprawą wagi życia i śmierci to musi się udać do łaźni. Jeśli to interesy lub wizyta towarzyska panna van Dake zaprasza jutro na wspólne śniadanie tutaj lub dobrej tawernie wskazanej przez madame. A także poucza Madame, że w dobrym takcie jest podanie swoich personaliów przy próbach kontaktu. - Po skończeniu Julius skłonił się lekko czekając na odpowiedź tajemniczej Madame, Łasica wysłuchawszy dyspozycji z jakimi ten wrócił od swojej pracodawczyni, skinęła głową na znak, że przyjęła do wiadomości i odparła. - Przekaż więc swojej pani iż przybyła do niej Versana van Darsen. - przedstawiła swoją koleżankę, której służkę zgrywała - Rzeknij też że przybyła w sprawie rekomendacji ojca panienki Pirory zjawiając się pod wskazanym adresem. Moja urocza chlebodawczyni była wszak zapowiadana. - odparła w oficjalnym tonie chłopcowi na posyłki. - Czyli Madame ma polecenie od Nataniela van Dake? - Spytał się chłopak ale nie zdołał ukryć podejrzliwości wobec słów służki. Łasica tylko pokiwała głową twierdząco nie wiedząc jak się nazywa poszukiwanej przez nich kobiety. - Jeżeli chcesz spytaj swojej pani. - odparła - Jak nie to wskaż gdzie mamy zostawić swój ekwipunek i prowadź do łaźni. - Problem w tym że ojciec panienki van Dake nie nazywa się Nataniel, może Madame powinna wrócić kiedy zdobędzie lepsza rekomendacje. Ale przekaże panience, że to Madame Versana van Darsen jej szukała - Powiedział młokos teraz już biła od niego ostrożność i nieufność do obu pań. Odwrócił się na pięcie ale tym razem ruszył na górę zamiast do pomieszczeń gdzie były pomieszczenia karczemnej łaźni. - Poczekaj! - w ostatniej chwili wtrąciła się ta skromniej ubrana służka pani van Drasen. Jak chłopak się zatrzymał podeszła do niego i uklękła aby się z nim zrównać odpowiedniejszym poziomem. - Powiedz swojej pani, że przesyłamy jej pozdrowienia od wujka Karla. Wujek bardzo cieszy się z jej przybycia ale na razie wysłał nas abyśmy ją powitały i zadbały czy niczego jej nie potrzeba. - powiedziała cichym i uważnym tonem starając się nie mówić zbyt szybko. Chłopak zdecydowanie zmienił się z nieufnego do zaskoczonego a potem pokiwał głowa i usmiechnał się szeroko. - To o wiele lepsza rekomendacja Madame Darsen zapraszam. - Chłopak skierował się znów do łaźni i co parę kroków oglądał się z uśmiechem na obie kobiety. By w końcu stanąć na przeciwko jednych drzwi i zapukał. - Przyprowadziłem Madame Versane van Darsen, przyszła przekazać pozdrowienia. --- Versana: - 15 PZ ("Trzy ryby"), - 1 PZ (Julius) |
26-03-2021, 15:36 | #202 |
Reputacja: 1 | *Miejsce* Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” *Czas* 2519.I.28; Backertag (4/8); Wczesny wieczór Łaźnia Pirora i Irina. Przygotowanie kąpieli w tawernie trochę trwało dało to Pirorze czas by przejrzeć tomiki poezji i wybrać w końcu jeden. Tomik był wydany trzy lata wcześniej cieszył się powodzeniem u wyższych sferach, pewnie przez to z to że wiele wierszy mówiło o dobrobycie i wesołym wypoczynku po zbiorach czyli hulanki i rozpusta ulubiony temat szlachciców ale przemyciło się tam parę poważnych wierszy o przemijaniu i śmierci. Zapakowała tomik w jeden kawałek zielonego materiału ozdobiony czerwono pomarańczowym kwiecistym haftem. Irina w czasie podróży zagospodarowywała tak swój wolny czas bezczynności. Przewiązała go jedną z czerwonych wstążek bo tych miała najwięcej i włożyła pakunek do swojej torby. Chwile później pojawiła się Irina i obie zeszły do laźni. Chwilowo było tutaj pusto co nawet odpowiadało malarce mogła się wyciszyć przed kolacją z de la Vegą. Irina zajęła się rozebraniem blondynki i kiedy ta zanurzyła się w bali zaczęła delikatnie obmywać ją przy pomocy myjki. Delikatny zapach fiołków unosił się w powietrzu dzięki olejkowi dolanemu do kapeli. - Na kolacje pójdę w tym samym ubraniu na szczęście nie poplamiłam go farbami. Choć na przyszłość przyda mi się nowy fartuch… kiedy będę na tej wycieczce pójdziesz z Juliusem do miasta i spróbujcie znaleźć sklep z materiałami. Nie wydajcie fortuny to fartuch do malowania nie gotowania może być z materiału za grosze. Ty wiesz jaki fartuch miałam w domu, uszyjesz mi go. A jakby się okazało że będę musiała być gdzie indziej w pojutrze to niech ci Kerstin pomoże. - Pirora mówiła powoli i spokojnie. - Zapleciesz mi na nowo warkocz tak bym mogła łatwo go rozpuścić? Jak pójdę na kolację nie będziesz mi potrzebna do końca dnia sama sobie poradzę przed snem. - Chwilę później blondynka poczuła jak nie ma służka zaczyna powoli rozczesywać jej włosy. Było to bardzo miłe uczucie. W tą spokojną i intymną atmosferę wdarło się pukanie do drzwi. - To ja, Julius. - z zewnątrz rozległ się znajomy, dziecięcy głos małego posłańca. Irina spojrzała pytająco na swoją panią czy ma mu otworzyć drzwi bo pewnie przyszedł z jakąś wiadomością. - Wpuść go. - Powiedziała leniwie opierając szyje o kant bali. Kiedy Julius wszedł i przekazał jej informację o szukających jej kobietach, niestety nie powiedziały po co ani nie przedstawiły się młodzieńcowi. Z jednej strony Pirora wolała znać nazwiska tych co do niej przychodzą. Z drugiej strony strony nie podały hasła wiec trudno było określić po co przyszły. - Achhh...no dobrze Julius słuchaj bo będzie długo. Pójdziesz do nich i powiesz tej co wygląda na ważniejszą, nie bawimy się w kółko szeptane. Powiesz że panienka van Dake w tej chwili zażywa kąpieli a potem jest już umówiona na kolacje. Jeśli przychodzą ze sprawą “życia i śmierci” muszą przyjść do łaźni, jeśli wizyta w interesach lub towarzyska to zapraszam je jutro na śniadanie. I dodaj że w dobrej formie jest podać swoje nazwisko prosząc o audiencje. A i bądź nienagannie grzeczny nic poniżej perfekcji. A teraz leć. - Popędziła go Pirora wracając do relaksującej kąpieli. - Ironi na wszelki wypadek zasuń tą portiere. Pirora czekała za improwizowana zasłoną z białej tkaniny aż Julius wróci z odpowiedzią tajemniczych kobiet albo jeśli uznają że to rzeczywiście sprawa wagi życia i śmierci na same kobiety. No chyba ze to kultystki od ‘Wujaszka Karla” wtedy nie zdziwiłaby się gdyby skorzystały z tej opcji. I nie myliła się po jakimś czasie do drzwi zapukał Julius i do środka wkroczyły dwie osoby. Pirora od razu skojarzyła nazwisko wymienione wcześniej przez Naji. - Witam i przepraszam za warunki w jakich przyjmuje. Niestety kiedy jest się skazanym być na ojczyźnie i braku własnego kąta trzeba lubić co się ma. - Odezwał się zza zasłony miły dziewczęcy głos, na tkaninie widać było cień rzucany przez kogoś w wannie i drugą osobę zaplatającą włosy kąpiącej się osoby. W pomieszczeniu było ciepło pewnie od parującej wody i unosił się zapach fiołków zapewne od jakiegoś olejku. - Wujaszek Karl mam nadzieje cieszy się dobrym zdrowiem i jego brak oznacza że miał bardzo ważne interesy. - Witaj. Ma się w jak najlepszym zdrowiu. - odparła do dobiegającego zza zasłony głosu - Ładnie się tu panienka urządziła. Zamierza tylko z nami rozmawiać przez tą firankę czy zaszczyci nas swoją osobą i pogawędką oko w oko? - No cóż nie wiedziałam z kim przyjdzie mi rozmawiać. nie możecie mnie winić za bycie ostrożna, podłe plotki potrafi tak zepsuć komuś reputację. Ale rozumiem ciekawość. Irino. - Drugi cień wstał i osłonił kotarę. W wannie siedziała młoda dziewczyna dopiero zaczynająca być kobietą, ciemne blond blond włosy, niebieskie oczy, ładna buzia trochę obsypana piegami, małe choć kształtne piersi skrywające się pod powierzchnią wody. Trudno było powiedzieć cokolwiek o jej sylwetce. - Teraz jest mi bardzo smutno że nie przyjmuje was jak należy ale jak wspomniał Julius mam dzisiaj plany związane z kolacją więc przejdę do konkretów. W magazynie tawerny jet skrzynia, przyjechała ze mna z Averlandu jest prezen od ‘rodziy’ dla ‘rodziny’ niezależnie od tego co się stanie zawartość jest dla was. Od parę dzieł sztuki które jeśli ktoś potrafi patrzeć “kryją w sobie niespodzianki” - Pirora położyła nacisk jak drugą część wypowiedzi. - Jeśli chodzi o mnie… no cóż niestety pewne okoliczności które nie do końca są mi wiadome spowodowały, że w najlepszym mój ojciec przyjedzie po mnie na wiosnę… w najgorszym nie przyjedzie. Dlatego miałam wielka nadzieje że ‘rodzina’ przywita mnie z otwartymi ramionami i otoczy opieką. - Powiedziała to tak słodko i niewinnie że przez chwile wydawało się że nie są łaźni ale u piekarza który właśnie wyjął z pieca miodowe bułeczki. - Oczywiście rozumiem że pewnie musicie to przedyskutować w swoim rodzinnym gronie. Jeśli rodzina twierdzi że woli bym trzymała się z daleka podporządkuje się jej i będę trzymać się z daleka od waszych spraw. Po prostu zostanę w mieście do wiosny ciesząc się życiem a potem wyruszę w swoja stronę. Teraz pani Versano musimy ustalić jeszcze jedną rzecz… czy jutro na zwiedzaniu kamic pod teatr powinnam zwracać się do ciebie ‘najdroższa ciotuniu’? - Pirora uśmiechnęła się do starszej kobiety niczym kot który właśnie upolował kanarka i był z tego wielce zadowolony. Łasica nie wychodziła z roli służącej swojej pani i z tego duetu, wciąż ubrana w swoją ciężką, zimową suknię o niezbyt ciekawej powierzchowności wyglądała niczym bardzo uboga krewna przy swojej pani. I w milczeniu obserwowała i przysłuchiwała się rozmowie. Jak kurtyna opadła szybko i sprawnie przesunęła się wzrokiem po drugiej parze kobiet jaka ta do tej pory skrywała. A sama jawiła się jako dość zwyczajna, dziewczyna w dość zwyczajnej sukni. Chociaż szczupła i o mało typowym granatowym odcieniu włosów. Teraz spojrzała nieco zaskoczona na swoją panią gdy blondynka z balii zadała pytanie o jutrzejsze spotkanie między nią a Versaną. Ale nadal się nie odzywała oddając pole do popisu młodej wdowie. - Bardzo wyrosłaś od kiedy to cię widziałam ostatnim razem kochana Piroro. Niech to ci się cioteczka przyjrzy. - młoda damesa zdawała się być tak samo bystra co słodka. W każdym razie takie pierwsze wrażenie odniosła wesoła wdówka lub jak to Norma ją nazwała żmija. - Czy łaziebna i ten młodzian na dole również są członkami twojej "rodziny"? - spytała by mieć pewność jak dobierać słowa. - Lubię by moja służba umiała się zachować i dobrze wyglądać, ale rozumiem jakie to może powodować mylące wrażenie droga kuzynko… mhmmm chyba jednak tytuł drogiej i dalekiej kuzynki pasuje ci lepiej niż ciotki…. Julius to młodzian który was przyprowadził wie tylko tyle ile to koniecznie. Jego siostra Irina… Irina właściwie już się wygrzałam a nie chce wyglądac jak wysuszona śliwka… - Blondynka przeplatała poważne tematy z przerywnikami. Dodatkowo na wzmiankę o śliwkach służka kobiety była przy wannie z materiałem do osuszenia swojej pani. Pirora wstała z bali prezentując się w całej swojej młodzieńczej gracji, figura jeszcze nie całkiem kobieca ale dziewczyna ma jeszcze czas się zaokrąglić tam gdzie potrzeba. Ale była szczupła i delikatna. Zdecydowanie mogła spodobać się komuś kto lubił uosobienia młodości. Nie przerywała swojego wywodu mimo spojrzeń swoich gości i ocierania resztek wody które spływały po naprężonej skórze kobiety. - Irina i mój ochroniarz James nie należą do rodziny i nie uczestniczą aktywnie w naszych świętach ale są dobrymi przyjaciółmi i wiedzą jak milczeć. - Blondyka była juz sucha i Irina zaczela ubierac swoją panią w bardzo nie tutejszy stylem mody strój, który podkreślał młoda urodę Pirory. Dodatkowo na jej szyi znalazł się opinający ja naszyjnik z kwiatkiem w którym wprawne oko mogło dojrzeć węża ukrytego w płatkach. ~ Milczenie można kupić. ~ pomyślała nie będąc zbytnio zadowolona z takiej otwartości wobec niezrzeszonych nawet najbliższych pracowników ~ Wszystko ma swoją cenę. - W takiej materii wolę się trzymać jednej wersji zdarzeń. - podkreśliła iż nie ma co kombinować i co chwila zmieniać raz przyjętego planu - Jeżeli jednak dla ciebie to tak ważne jakie zmyślone powinowactwo będzie nas łączyć to możemy być odległymi kuzynkami. Powiedzmy, że Twój dziad po mieczu był bratem ciotecznym mojego po kądzieli. - spojrzała pytająco. - Albo możemy wyrzucić powinowactwa rodzinne do rynsztoka i spotkać się jutro pierwszy raz w życiu. I nie musieć marnować czasu na poznawanie swoich historii rodzinnych. To z cioteczką ciągnęłam głównie bo rozbawił mnie liścik od “Wujaszka Karla”. Ale rozumiem, chcesz być poważna to już porzucam żarty. W skrócie dobrze by było gdyby wujaszek przysłał kogoś po tą skrzynie a ja cierpliwie czekam na decyzje rodziny co do mojej osoby. My widzimy się jutro u Kamili van Zee i możemy rozpocząć nasza znajomość od czystej kartki. Chętnie spędziłabym z wami więcej czasu ale jak już wspomniałam wcześniej jestem umówiona na kolacje i byłoby nietaktem się nie pokazać. Jutro mam wolny poranek a pojutrze mogę być wolna od późnego popołudnia, jeśli ktoś z rodziny zechciałby mnie poznać bliżej. - Uśmiechnęła się uroczo do obu kobiet ale z uwagi że była już ubrana było jasne że będa się żegnać. - Nietaktem jest również w taki sposób wypraszać zapowiadaną listownie rodzinę. - zauważyła ciemnowłosa wdowa, której cała ta sytuacja niezbyt odpowiadała - Bądź proszę tak miła i poproś swoją służkę aby zostawiła nas na chwilę same. Najlepiej czekając po drugiej stronie drzwi wejściowych. - nie brzmiało to jak żart. Karlik wspominał o jednej kobiecie, która miałaby pretendować na stanowisko członkini kultu. Tu zaś sprawa wyglądała nieco bardziej złożenie. - Mhmm,... być może trzeba przyznać przed sobą że obie jesteśmy nie wychowane i znaleźć jakiś sposób by skorygować te nasze mało eleganckie zachowania. - Powiedziała dziewczyna. - Ale skoro jest to dla was tak ważne porozmawiajmy jeszcze chwile. Irina wyjdź pośle po ciebie jak skończymy. - Służka skinęła głową i posłusznie pośpieszyła do drzwi kłaniając się na pożegnanie obu kobietą. - Wyjaśnij mi proszę jedno. - już teraz bezpośrednio porzucając udawaną etykietę przemówiła do wskazanej przez Karlika kobiety - “Nie należą do rodziny i nie uczestniczą aktywnie w naszych świętach ale są dobrymi przyjaciółmi i wiedzą jak milczeć” - zacytowała - Co to ma znaczyć bo zbytnio nie rozumiem. Z tego co zauważyła to twoja służąca albo nie umie albo nie może mówić. Myślisz jednak, że to wystarczające zabezpieczenie i gwarancja przed dekonspiracją?. - tak też trochę było. Abstrakcja pojmowania otaczającego świata jaką w tych kilku słowach przedstawiała Pirora była dla Ver tak obca jak sposób podchodzenia do wielu spraw przez ludzi pokroju Silnego. W jej ocenie albo ktoś do nich należał i wtedy mógł zwać się przyjacielem albo był spoza kręgu co skazywało takiego człowieka na niewiedzę związaną z działaniem kultystów. To nie klub literacki bądź szachowy. Tu na szali była ich przyszłość, potęga ale i życie. - To trochę temat rzeka który chętnie rozwinę podczas jakiegoś miłego leniwego popołudnia w zaufanym gronie. W najprostszych słowach są to ludzie zaufani, których nie przyłapiesz na czczeniu kogokolwiek, ale wiedzą że ich pracodawcy mają niekonwencjonalne praktyki religijne, wiedza też że gdyby taki pracodawca trafił w ręce inkwizycji oni również skończyliby na stosie. Stanowią jakby to ująć dobry materiał do moralnego płaszczyka który wypada nosić na co dzień w miejscach publicznych. Rozumiem że wasze gniazdko nie jest tak liczne w członkach jak to nasze w Averlandzie i pewnie macie do tych spraw bardziej zaostrzoną politykę. Niemniej jak widać po mnie nie jestem kawałkiem wędzonego na stosie mięsa więc w moim wypadku to się sprawdza. - Wyjaśniła w skrócie Pirora. - Obawiam się, że skrzynia będzie musiała tu jeszcze trochę poczekać. - przyznała - Same raczej nie podołamy. Chociaż… - nagle przypomniało sobie o Vasilijim i Egonie - Może uda się mi coś wymyśleć. Poinformuj jednak proszę karczmarza, że zgłosimy się po ten ładunek aby nie robił problemu. Skoro jednak jesteśmy przy ich temacie to kto jest autorem dzieł o których wspominałaś? - Nie chciałam broń boże niczego wam narzucać. Możecie ją zabrać jak i kiedy wam wygodniej. Aczkolwiek proponuje zorganizować jakiś wóz, w środku jest obraz trochę większych gabarytów więc skrzynia jest trochę nieporęczna. - Przyznała blondynka. - Co do autora no cóż obraz jest mojego autorstwa, a rzeźby mojego przyjaciela z gildii rzeźbiarzy… chyba że pytasz o autorow tego co schowaliśmy pod płótnem i w pustej przestrzeni w rzeźbach. Cóż autorzy niestety są nam nieznani. Są tą tapiserie uratowane przed zniszczeniem z zapomnianych lub opuszczonych miejsc kultu. Dwa pochodzą z Tilei, jeden z Bretonii a jeden z Imperium. - Co do zwiedzania kamienic. - podjęła temat, który mocno ją zaskoczył. Właściwie to nie on sam a źródło z którego jej dalsza krewna czerpała. - Czyżbyś znała Kamilę? A jak nie to skąd wiesz o tym przedsięwzięciu? - Och jak ktoś jest dobrym słuchaczem to dochodzą do niego różne ciekawe informacje. Co do Kamili, pierwszy raz poznam ją dopiero jutro. Co zaś do osoby która mnie wprowadza to tego kółka magistratów sztuki to będzie Naji Simonsberg. Minstrelka z którą znalazłyśmy wspólny język. Co zaś do samego pomysłu teatru, bardzo go popieram choć teraz wydaje mi się, że niektórzy mogą mieć inne pobudki do jego powstania. - Pirora głupia nie była wiedziała że nic w świecie nie jest robione z dobroci serca ale kiedy kult maczał w czymś swoje paluszki to oznaczać to mogło że stoi za tym coś więcej niż ludzki egoizm i pycha. - Zjawię się więc tu na dniach i wybierzemy się na mała wycieczkę. - odparła gdy wraz z Łasicą zbierały się już do wyjścia - Wycieczkę we dwie. Bez twoich bardziej czy mniej milczących pracowników. - nie ukrywała braku zaufania wobec zarówno łaziebnej jak i wspomnianego tylko ochroniarza. Samej Pirorze też zbytnio nie ufała, bo niby czemu miało być inaczej. Była nowa i nieopierzona. Karlik znał bądź słyszał o jej ojcu, który wystawił jej rekomendację. Tyle. - Byłoby wspaniale choć może tym razem może ustalmy termin wspólnie? Nie chciałabym bym rozczarowywać nowych znajomych nagłymi zmianami planów. - Powiedziała blondynka przymilająco do siostry z kultu. - Czy to ten moment kiedy żegnamy się jak siostry czy mam oddać szacunek dla członkiń enklawy? I tak przyjdę na kolację z panią kapitan spóźniona więc teraz parę dodatkowych chwili jest bez znaczenia. - Pirora już nie grała w podchody, mogła pocałować obie kobiety na do widzenia albo uklęknąć przed każdą i oddać szybką część Księciu Chaosu w erotycznym akcie, choć nie była pewna czy w tej enklawie były takie zwyczaje jeśli nie to trudno uraczę je paroma tradycjami z Averlandu. - To może teraz ja. Skoro zostałyśmy w rodzinnym gronie. - niebieskowłosa służka czarnowłosej wdowy odezwała się po raz pierwszy odkąd tu weszły. Teraz uśmiechnęła się nieco przepraszająco za to wtrącenie. - Jestem Łasica. Ale może być też Nadja. - przywitała się podając po koleżeńsku dłoń blondynce która ich przyjęła w tej łaźni. - Miło mi cię poznać Piroro. Mam nadzieję na owocną współpracę. Chętnie też bym się z tobą spotkała. Niestety praca mi zajmuje większość dni i mam wolne dopiero w taki wieczór jak teraz. - ciemnowłosa kobieta rozłożyła dłonie jakby chciała objąć ten szary, znój świata w jakim żyły. - Przyznam, że twój przyjazd nas zaskoczył. Ja dajmy na to dowiedziałam się chyba wczoraj o twoim istnieniu. Więc wybacz nam, że tak to wygląda wszystko ale może jeszcze trochę potrwać nim cię wdrożymy do rodziny na pełny etat. - znów rozłożyła ramiona na znak, że te różne sprawy potrzebują czasu aby wszystko miało czas zająć swoje miejsce. - A tak z ciekawości… Bo się z Ver po drodze zastanawiałyśmy… Lubisz się zabawić? Albo na przykład zabawić się z dziewczynami? - o ile wcześniejsze wypowiedzi Nadja mówiła jakby reprezentowała interesy zboru i niejako chociaż w najgrubszych liniach chciała to nakreślić nowej koleżance to teraz zapytała z filuterną ciekawością uśmiechając się do tego ciepłym uśmiechem. - Och ona mówi ! - Zaśmiała się blondynka. - No no a już myślałam, że dasz madame wykazać się do końca by ją ocenić jak sobie radzi… - Popatrzyła na twarze obu kobiet, i wróciła uwaga do Łasicy i zaczęła wyjaśniać swoje słowa. - Każda rodzina ma swoje różne tradycje ale pewne metody są takie same wszędzie. I po twoim oceniającym spojrzeniu zarówno w moją stronę jak i przesłuchującej mnie tu Versany coś mi mówi, że chyba jesteś nieco wyżej w hierarchii rodziny niż którakolwiek z nas. I oczywiście jak najbardziej rozumiem że moje przybycie mogło prowadzić drobne zamieszanie. Wiem że będziecie musieli lepiej mnie poznać by zdecydować czy jestem godna zaufania no i oczywiście godna by mnie powitać w szeregach rodziny. Oraz rozumiem, że moja pozycja w Averlandzie nie ma tutaj żadnego znaczenia i będę traktowana jak każdy nowo przyjęty. Na pytanie o zabawy Pirora uśmiechnęła się tajemniczo. - Cóż na to pytanie nie warto sobie strzępić języka odpowiedzią. Znacznie ciekawiej będzie jak przekonacie się o tym na własnej skórze w swoim czasie. - Z jednej strony nie odpowiedziała bezpośrednio na to pytanie z drugiej przesłanie propozycji było jawnym zaproszeniem że trudno było je inaczej zrozumieć jak potwierdzenie. - Jakbym miała zgadywać po tej mokrej prezentacji, bardzo malowniczej swoją drogą, to myślę, że mamy ze sobą wiele wspólnego. - Łasica powiedziała z uśmiechem małego urwisa jakoś pomijając póki co wnioski jakie wyciągnęła blondynka. W zamias stanęła obok niej, poufale objęła jej ramię i zeszła do konspiracyjnego tonu. - A od siebie mogę zaoferować usługi osobistej łaziebnej. Albo kelnerki. Czy kogo tam byś akurat potrzebowała. Tylko jak mówiłam raczej wieczorami. Chętnie się umówię na jakiś wieczorek zapoznawczy. - powiedziała zerkając wesoło tak na jedną jak i drugą rozmówczynię obie obdarzając sympatycznym uśmiechem. Po czym westchnęła na koniec jakby musiała wspomnieć o czymś nie aż tak przyjemnym. - Ale z tym twoim personelem no cóż, może u was w Averlandzie to działało. Ale my tutaj załatwiamy to troszkę inaczej. Więc jakbyś była tak uprzejma i załatwiała nasze rodzinne sprawy tylko w rodzinnym gronie. Albo trzeba będzie wciągnąć twoją służbę do naszego grona. Jednak ostateczna decyzja nie należy ani do mnie ani do Ver. Więc to taka prośba z mojej strony. Ale zwykle tak to właśnie u nas wygląda. - powiedziała grzecznie ale tonem dobrej rady dla nowej koleżanki aby uniknąć jakichś kłopotów i nieporozumień na tym tle. - Dostosuje się do tej prośby w końcu nie chciałabym byśmy mieli jakieś niesnaski z samego początku znajomości. - Pirora pokiwała grzecznie głowa na znak ze rozumie. - A wracając do ciekawszych plotek. Zdradzisz nam dla kogo się tak wystroiłaś? - Nadja znów wróciła do tego koleżeńskiego, filuternego tonu jakim niedawno pytała o różne rodzaje zabaw nowej koleżanki. - Te stare łachy? - Powiedziała z udawaną skromnością. Potem odpowiedziała już normalnie bez żartów czy cukierkowania głosu. - Rose de la Vega obiecała pomóc w odświeżeniu mojego estalijskiego. - - To się nam przebiegła siostrzyczka zapowiada. - ton Versany nieco zelżał gdy podśmiechując się zagaiła do Łasicy podszczypując ją w tyłek tak jak to miała w zwyczaju. - Widzę, że swój do swego ciągnie. - tym razem zwróciła się do najmłodszej wiekiem i stażem kobiet w równie wesołym tonie - Najia to i moja znajoma. Będąc szczerą to nie dziwi mnie twój wybór jej jako swojej koleżanki. Rose zaś znamy obie i to… - zrobiła przerwę szukając odpowiedniego słowa - ...dość dogłębnie. - wybuchła śmiechem. - Dobrze ale koniec z żartami póki co. Przyjadę po ciebie jutro rano moją dorożka i wybierzemy się na małą wycieczkę. Pogadamy, pokaże ci to i owo. Jeżeli zaś chodzi o to przekonywanie się co do twoich poglądów i upodobań. - spojrzała kątem oka również na Łasicę - Uklęknij. - dodała raczej spokojnym ale i tajemniczym tonem mówiąc do Pirory - I całuj. - podciągnęła suknie ukazując wizerunek Węża wydziarany tuż pod swoją delikatna i jasną skóra. Wił się niemal tak samo jak ten skrzętnie ukryty w medaliku, który nowoprzybyłą do miasta artystka miałą na szyji. - Mhmm… to może odrazu zapytam czy któraś z nich jest nietykalna? .. no dobrze z panią kapitan to już zdecydowanie za późno ale miałam pewne pomysły co do Naji. Ale jeśli miałabym komuś popsuć ich plany to mogę zostawić je w szufladzie. - Zapytała już Versane bezpośrednio i szczerze ewidentnie nie chciała jej wchodzić w drogę przypadkowo czy nie. Posłusznie klęknęła przed kultysa i najpierw musnęła węża swoim językiem by złożyć na brzuchu kobiety pocałunek. Drugi, trzeci, czwarty i powoli zaczela schodzic niżej... Versana miała dopytać co dokładnie klęcząca przed nią dziewczyna miałą na myśli pytając o nietykalności. Jednak jej reakcja na to aby oddała hołd Panu była natychmiastowa. Usta dziewczyny były miękkie i wilgotne, język zaś delikatnie pieścił powierzchnię skóry, po której w pierwszej chwili przebiegła gęsia skórka. Początkowo chciała by ta tylko zademonstrowałą swoje oddanie sprawie lecz kierunek w którym jej pocałunki zmierzały bardzo odpowiadał wesołej wdówce. Położyła więc ręce na głowie Pirory i pomogła jej dotrzeć do odpowiedniego miejsca. Jednak nim ta zeszła dość nisko by doprowadzić do rozkoszy swoją bardziej doświadczoną nową znajomą brunetka zdążyła wyszeptać jeszcze: - To nie jedyny Wąż, którego musisz ucałować. - dodała łapiąc zdecydowanym ruchem włosy Pirory by skierować jej głowę w kierunku Łasicy, która pojmując co się wyprawia poszła w ślady Versany. Pirora zbliżyła się do drugiej kobiety i ucałowała jej węża ale nie próbowała zejść niżej Versana powstrzymała ją przed pełnym hołdem akolity więc Pirora zatrzymała się dokładnie w tym samym momencie w którym zatrzymała ją Versana. - Ojej ale się dzieje! - zaśmiała się wesoło Łasica gdy widząc jak niespodziewanie rozwinęło się to pożegnanie też rozpięła swoją zimową suknię i okazało się, że też ma podobnego węża jak Versana. Chociaż ten Versany wyglądał na świeższy i był umieszczony niżej. Ten którego miała Łasica wyglądał ciekawie łeb spod spódnicy i bielizny jak się odsłoniło koszulę. A niebieskowłosa z radością przywitała takie wiadomości i przebieg rozmowy. - To poznałaś Rose? Ona jest rewelacyjna! I szczerze mówiąc świetnie się składa bo jak mówiła Ver mamy ogromne plany i nadzieję co do niej. Czyli próbujemy ją skusić by wstąpiła do naszego siostrzeństwa. - wyjaśniła widząc jak pracowita i utalentowana jest ich nowa koleżanka, oraz jak skora do współpracy. W końcu sama się schyliła i pocałowała usta Pirory. - Czułam, że się dogadamy! I naprawdę musimy sobie urządzić wieczorek zapoznawczy z prawdziwego zdarzenia. Ale ja to chyba dopiero w Agnestag miałabym wolny wieczór. - Łasica dała znać, że jak dla niej Pirora zdała ten pierwszy egzamin i może już powstać z klęczek. Sama też zaczęła poprawiać swoją suknię i koszulę aby znów wyglądać jakby nie stało się nic niestosownego. Versana zaśmiała się widząc zaskoczenie u swojej kochanki. Rzadko do tego dochodziło stąd widok ten był jeszcze zabawniejszy. - W Agnestag tak się składa, że mam umówioną lekcję szermierki z Rosą. - przyznała szybko wertując kartki kalendarza w głowie - Jak dla mnie jednak to nie stoi na przeszkodzie. Hmmm… My we trzy, Rosa, Brena i cztery niewolnice. - zaczęła wyliczać - Będzie nas osiem. Może więc zredukujemy tą liczbę do sześciu aby w pełni oddać cześć Panu? - zadumała spoglądając po pozostąłych - A ta twoja służka? Przejawia zainteresowanie takimi psotami? - zapytałą Pirory. - Tak mało? I nie macie żadnych mężczyzn?! - Odpowiedziała pytaniem szczerze zdziwiona na te informacje, ojciec wspominał że enklawa w mieście jest mała ale nie spodziewała się że aż tak. - Co do moim pracowników są nietykalni ale to chyba temat do poruszenia jutro, będę mogła szczegółowo wyjaśnić te nasze “Averlandzkie dziwactwa” i znajdziemy jakiś konsensus jak postępować z tymi różnicami podejścia enklaw. Choć wydaje mi się że jedna rozmowa może nie wystarczyć i nie wiem jak to się ma do trzymania mnie trochę z boku przed oficjalnym przyjęciem do enklawy. Uprzedzę Juliusa żeby was od razu prowadził na pokoje bez zbędnych pytań, jeśli będziecie mnie szukać. I będę wolna w oba terminy, nie bójcie się. - Spokojnie, nie działajmy na chybcika. - Łasica uniosła dłonie do góry jakby próbowała okiełznać ten chaos emocji. Trochę nie bardzo było wiadomo czy bardziej swój czy koleżanek. - Tak dokładnie to do rodziny należymy tylko ja i Ver. No i teraz ty. A reszta dziewcząt no to chyba mogę powiedzieć, że mamy co do nich wspaniałe i niecne plany no ale jeszcze nie są w rodzinie. Co oczywiście nie przeszkadza nam się świetnie razem bawić. A to spotkanie wieczorem w Agnestag brzmi świetnie! Ja jestem za! - Łasica zaczęła od tego drobnego sprostowania co do roli swojej i nie tylko swojej w ich grzesznej rodzinie. Ale jak doszła do planów na wspólne spotkanie znów trysnęła radością i entuzjazmem. - Ach czyli to coś co u nas nazywa się “Nocą kuszenia”, rozumiem. - Przytaknęła blondynka zastanawiając się chwilę. - Chętnie zagłębie się w teologiczne dysputy między naszymi zwyczajami ale jest to jednak temat rzeka, W Konistag będę malować moją syrenę kończę późnym popołudniem potem mogę gościć was na na takie spokojne rozmowy...poza oczywiście waszymi zapowiadanymi wizytami. no i mam tylko jedna prośbe...możecie powiedziec czy rodzinie spodobały się prezenty? Oczywiście jak już je obejrzycie? Mimo raczej drętwego i niezbyt dobrze zapowiadającego się początku spotkania dziewczyną udało się przekuć pierwsze lody i złapać wspólny język. Pirora na szczęście nie okazała się być tak drętwa jak wstępnie Ver i Łasica sądziły. Jednak jej dość luźny stosunek do utrzymania wszystkiego w pełnej dyskrecji był dla kobiet z północnych granic Imperium niedorzeczny i niezrozumiały. Na szczęście młoda artysta wykazała się bystrym umysłem oferując swoją pełną współpracę i podporządkowanie tutejszym zwyczajom. Co jednak najważniejsze. Wielbiła Węża. To była doskonała informacja dla nowo powstającej komórki kultu, której wszak sama Versana miała przewodzić z ramienia Starszego. Przybierały na sile dominując coraz bardziej w szeregach kultystów. Były uosobieniem samego Pana Rozpusty. Niezauważone wkradały się tam gdzie nikt się ich nie spodziewał i drobnymi kroczkami dochodziły do władzy. - Zdaje się więc, że jesteśmy dogadane. - podsumowała ich rozmowę poprawiając przy tym spódnicę - Widzimy się więc jutro kochaniutka. - rzuciła czekając na zapewnienie ze strony Pirory. - Na pewno spędzimy razem miło czas. - Przytaknęła Pirora jak grzeczna dziewczynka. - A poczekaj jeszcze moment. - Łasica nieco uniosła swoją szczupłą dłoń jakby przed wyjściem chciała jeszcze o coś zapytać. - Te wizyty o dowolnej porze dnia i nocy to tak na poważnie? - zapytała patrząc pytająco na nową koleżankę. - Tak pytam z ciekawości. Bo dnie mam zajęte przez służbę u van Hansenów, to mi wszystko inne spada na wieczory. Ale zwykle potem wracam do siebie. To może mogłabym odwiedzić nową koleżankę ale to pewnie już późno, koło północy może trochę przed. Tylko jak mam na rano to musiałabym mieć gdzie przenocować. Bo nie uśmiecha mi się zasuwać w środku nocy przez miasta po to by wstawać zaraz o świcie. - brzmiało jakby Łasica potraktowała poważnie to zaproszenie na wizyty do Pirory i była tym całkiem zainteresowana. - Rozumiem że tutaj nie chodzi o zwykły sen będący odpoczynkiem...- Pirora zadała bardzo retoryczne pytanie. Pokrecil glowa rozbawiona. - Julius o takich porach śpi więc cię nie wprowadzi, będziesz musiała się włamywać. Jak nie masz nic przeciwko żeby Julis pokazał cię dyskretnie Jamesowi, mój ochroniarz ma pokój naprzeciwko mojego, to będziesz miała szanse nie skończyć z odcieta głową. No i chwilowo mam mało znajomych ale jak będę już ich miała więcej i okażą się bardzo przyjaźni to mogę nie zawsze nocować we własnym łóżku. - A kto mówi o włamywaniu się drzwiami? - roześmiała się Łasica jakby Pirora powiedziała jakiś żart który naprawdę ją rozbawił. - Ale dobra, nie chcę ci robić koło pióra. Mogę grzecznie zapukać do drzwi. Jak nie będziesz sama a ktoś nie miałby nic przeciwko na dodatkową rozmówczynię w tych nocnych rozmowach to ja już się dostosuję. Tylko ten nocleg do rana jakbym wiedziała, że jakiś tutaj mam to bym szła na pewniaka. - wyjaśniła jak to sobie wyobraża ale zaraz machnęła dłonią. - Ale to tylko taka propozycja. Bo mi narobiłaś smaku to mi się będzie dłużyć do tego Agnestag. Ale jak trzeba to poczekam. - dodała łagodnym i ugodowym tonem chyba nie chcąc peszyć nowej koleżanki. - Cóż kto nie gra ten nie wygrywa, Choć nie widzę problemu by ugościć cię w niektóre noce w końcu wracanie po nocy jest niebezpieczne. Wolałabym nie tracić siostry w jakiś nieszczęśliwym napadzie nocnego nożownika. - Zaproponowała kompromis tej jednej próby wpakowania się jej do łóżka z drugiej strony sama była wyposzczona po długiej celibatowej podróży. - No to nie przestrasz się jak jakaś nocna diablica zapuka do ciebie o północy. I możesz coś postawić w oknie. Jak po twojej lewej to wszystko gra i można się ładować a jak po prawej to lepiej nie. - poradziła wesołym tonem i pacnęła dłonią w ramię Versany. - To chodź Ver, czas na nas. A ty tam ucałuj od nas Rose póki my nie będziemy mogły zrobić tego osobiście! - zaśmiała się nie tracąc dobrego humoru i ruszyła w stronę drzwi na korytarz aby je otworzyć przed swoją panią. I tak obie kultyski poszły sobie, Pirora miała dużo do przemyślenia, ale zostawiła sobie to na później chciała się zrelaksować i na szczęście Rose de la Vega miała zamiar jej w tym pomóc. Zanim ruszyła na górę dala znac karczmarzowi co do skrzyni by nie robić siostrom problemu. |
26-03-2021, 15:37 | #203 |
Reputacja: 1 | *Miejsce* Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” *Czas* 2519.I.28; Backertag (4/8); Wieczór/Noc Pirora i Rose de la Vega Pirora miała nowe ‘siostry’ albo ‘przyszłe nowe siostry’ jeszcze nic nie wiadomo takie rzeczy wymagają czasu i pewnie przedyskutowania na zboże z wyższymi rangą członkami kultu. Do tego czasu zamierza dobrze się bawić i zgodnie z zaleceniem innych nie wplątywać się w kłopoty. Pirora dokończyła przygotowania i ruszyła korytarzem do pokoju pani kapitan. Zapukała trzy razy i poczekała na zostanie wpuszczoną. Nie czekała długo. Usłyszała kroki z wnętrza pokoju, potem zgrzyt zamka i drzwi się otworzyły i stanęła w nich uśmiechnięta gospodyni. - No proszę co za niespodzianka! - roześmiała się Rose obrzucając gościa szybkim spojrzeniem. - Wejdź, nie będziemy przecież rozmawiać w progu. - odsunęła się aby gość mógł wejść do środka. Sama była w swoich ulubionych jasnych spodniach ale założyła elegancką, bordową koszulę z żabotami u mankietów i kołnierzyku jakiej by się nie powstydził i jakichś szlachcic. No i była bez pasa z bronią. - Witaj mój sztormie morski - powiedziała w rodzimym języku Rose i kiedy ta zamykała drzwi zbliżyła usta do jej policzka i ucałowała jak to robią przyjaciółki. Zrobiła to powoli by ta mogła poczuć zapach jej skóry. - Mmm… Cóż to za przyjemny aromat? - zagaiła gospodyni i zgrabnie skorzystała z okazji aby zgarnąć ze sobą swojego gościa po tym jak zamknęła drzwi. Sama izba była zbliżona do tej jaką zajmowała Pirora. Dwa łóżka, dwa kufry, stół z trzema krzesłami i tak dalej jak to w tych gospodach bywało. Ale teraz były tu same. A pani kapitan z widoczną wprawą złapała poufałym gestem kibić swojego gościa, oddała całusa w policzek i poprowadziła te dwa kroki jakie dzieliły drzwi od zastawionego stołu. Sama pani kapitan też musiała się postarać aby wyglądać tego wieczoru odpowiednio bo gdy się zbliżyła do tego całuśnego przywitania dał się wyczuć przyjemny aromat jakichś perfum o kwiatowym zapachu. - Proszę usiądź. Zamówiłam specjalnie dla ciebie. Mam nadzieję, że ci będzie smakować. - Rose puściła kibić swojego gościa gdy zatrzymały się przed stołem. Był nakryty na dwa miejsca rozdzielone narożnikiem. I wieczorne dania stanowiły jakieś smażone i pokawałkowane ryby, ze dwa ciasta i dwie butelki wina. - Fiołki, ale ty pachniesz równie przyjemnie. I zamówiłaś dla nas wielką ucztę jestem pod wrażeniem. - Pochwaliła piratkę gładząc ją po ręce i zajęła miejsce przy stole. Dodała też zalotnie komentarz, - Ale wydaje mi się że jest tego trochę za dużo czyżbyś planowala jeść na raty między wysiłkiem fizycznym? - To również przewidujesz jakiś wysiłek fizyczny dzisiejszego wieczoru? - Rose uśmiechnęła się z zadowoleniem jakby odkryła dziwną zbieżność celów i zamiarów dla jakich się tu teraz spotkały. Sama jeszcze nie siadała bo odkorkowała jedno z win i rozlała do obu kieliszków. Dopiero wtedy jeden wręczyła gościowi a z drugim usiadła na swoim miejscu. - To za spotkanie! I udany wysiłek fizyczny! - wzniosła pierwszy toast tego wieczoru stukając się kieliszkiem i upijając z niego łyk. - A jakiś konkretny ten wysiłek fizyczny masz na myśli? - zapytała zakładając noga na nogę i bawiąc się swoim kieliszkiem popatrzyła zadziornie na swojego gościa. - Pewnie zaczniemy od jakiegoś rozciągania a potem się zobaczy - zaproponowala blondyka usmiechając się do piratki. - Czuje że jestem ci winna małe wyjaśnienia. Moja poranna niechęć do dodatkowych osób nie wynikała z braku chęci czy jakiejś odrazy do większej wielkości osob, po prostu obracam się w sferach gdzie opinia to rzecz ważna . Plotki to największe niebezpieczeństwo w takim miejscu, a służba lubi plotkować. Mam wrażenie, że ty jesteś kobietą honorową godną zaufania i chciałabym ufać że twoje służki nie mielą jęzorami na prawo i lewo. Jednak bycie ostrożnym nikogo nie zabiło. - Pirora zaczełą probować po odrobinie z potraw by w końcu dopaść rybe ktora jej najbardziej odpowiadała. - Ah o to chodziło… - Estalijka ze zrozumieniem kiwnęła swoją czarną głową na znak, że ma zrozumienie dla motywów porannej odmowy siedzącej obok blondynki. Sama w tym czasie nieco zaczepnie przesnęła butem po jej bucie. Ale zaraz odłożyła swój kieliszek i siadła bardziej jak na damę przystało. - Czyli nie masz nic przeciwko zabawom na większą skalę. To dobrze! Mam tak samo! - roześmiała się więc dobry humor jej nie opuszczał. Jak i frywolne nastawienie gdy obie miały świadomość po co tak naprawdę spotkały się w tym pokoju i to łączyło je bardziej jak wspólna tajemnica. - A z tymi moimi służkami bez obaw. Kupiłam je co prawda niedawno i chciałam się nimi nacieszyć. Ale na razie nie sprawiły mi zawodu. Dlatego myślę o wynajęciu im pokoju obok. Na razie mieszkają na statku bo nie bardzo miałam pomysł gdzie je umieścić. Do tego jedna to zawodowa służąca, taki uroczy, rudzielec. Widać, że ma wprawę w takiej obsłudze w tym również w dyskrecji. A druga to prawdziwa gratka, pochodzi ze wschodnich stepów, jeszcze za Kislevem. Prawdziwy rarytas. I prawie nie mówi po naszemu. Najłatwiej po kislevsku się z nią dogadać. - Rose nieco bardziej rozwinęła temat jak to jest z jej służbą którą widocznie bardzo sobie chwaliła i niejako reklamowała nowej koleżance. A sama też sięgnęła po jedną z ryb i zaczęła ją jeść z widoczną wprawą. Zdawało się, że ości z rybiego mięsa wychodzą same ledwo je trąciła widelcem. - Zresztą nie nalegam. Jak tutaj zamieszkają to będziesz mogła je sama poznać i postąpić wedle uznania. Ja chciwa nie jestem i nie mam nic przeciwko temu by podzielić się moim szczęściem. Ostatnio zresztą poznałam mnóstwo ciekawych koleżanek to to dzielenie i zabawy wychodzą nam znakomicie. I nie miałabym nic przeciwko abyś też dołączyła do takich zabaw jeśli masz ochotę oczywiście. - przeszła lekko do dalszej części rozmowy o tych spotkaniach i zabawach. Brzmiało jak niekończący się korowód przedniej zabawy. - Brzmi to naprawdę rozkosznie. Jeśli nie będziecie się za bardzo ze mnie śmiały że skradam się na te schadzki jak skrytobójca i wymykam po jak złodziej to chętnie zapoznam ta grupkę. - Malarka zostawiła otwarte drzwi tego tematu spotkań grupowych, ale też zahaczyła jeszcze o temat służby. - Użyłaś słowa nabyłaś, znaczy że są to niewolnice. Nadal nimi są czy je wyzwolilas po zakupie i postanowiły zostać? Kislevskich pracowników cenie Julius i jego siostra Irina są z Kislevu. Julius ma potencjał. Irina jest świetna kucharką, szwaczką, garderobianą, ramieniem by się wypłakać i jest niemową więc jest też doskonałym spowiednikiem. Choć ani oni ani mój ochroniarz nie ocieplają mi łoża. Pełnią inna funkcje zapewniają bym była widziana jako grzeczna szlachcianka z dobrego domu. No ale ty już wiesz że to tak nie dokońca prawda.- Blondynka pogładziła udo pani kapitan na znak poparcia swoich słów. - O tak, i całe szczęście. Nie ma nic głupszego niż jakieś napuszone paniusie. Nawet jak całkiem przyjemne dla oka to trzymają swoje skarby na nie wiadomo jaką okazję. Cieszę się, że taka nie jesteś moja droga. - Estalijka nie zareagowała niechęcią gdy dłoń blondynki wylądowała na jej udzie. A nawet wesoło nim pobujała dając znać, że aprobuje takie zabawy. A mimo to ciągnęła dyskusję jakby nie działo się nic nadzwyczajnego. - A te moje zabaweczki kupiła ledwo parę dni temu. I szczerze mówiąc jeszcze się nie zastanawiałam co z nimi zrobić. Na razie po prostu się nimi bawię i chętnie dzielę się nimi z koleżankami jak jakąś polubię. - Rose skończyła jeść rybę w końcu odkładając widelec i biorąc sprawy w swoje ręce. Teraz e umyła w srebrnym cebrzyku i wytarła chusteczką jakie były właśnie do tego celu. - Tak dokładnie to są to moje niewolnice. Ale wolałabym aby to się nie rozniosło. Oficjalnie to są moje służące. I właściwie to taką pełnią funkcję. No i moich nowych zabawek oczywiście. - dodała wesoło i po wysuszeniu rąk sięgnęła po ciasto. Sprawnie odkroił po kawałku jednego i drugiego na jeden talerzyk po czym postawiła go przed Pirorą. Po czym podobnie postąpiła szukając drugą porcję dla siebie. - Tego ze śliwkami jeszcze nie próbowałam. Ale to miodowe jest pyszne. Naprawdę polecam. - rzuciła towarzyskim tonem jakby były gdzieś w towarzystwie na salonach albo chociaż na dole w głównej izbie tawerny. - Sama nie wiem co z nimi zrobię jak przyjdzie wiosna. Ale do wiosny jeszcze daleko. A tobie mówisz nikt nie grzeje łoża? Takiej ślicznej dziewczynie? Cóż za marnotrawstwo! No ale teraz jak trafiłaś w moje ręce to mam nadzieję, że to się zmieni. - zaśmiała się wesoło próbując tego ciasta ze śliwkami więc zaraz potem zamilkła na chwilę aby przeżuć ten słodki kawałek w spokoju. - Może to moja avelandzka ignorancja ale słabo się orientuje w nordlandzkim prawie, czyżby zabraniało ono posiadać niewolników i było to egzekwowane? Czy po prostu nie chcesz by cię z tym kojarzyli? - Pirora również skończyła swój obiad i przeszła do deseru. - mhmmm miodowe rzeczywiście przepyszne, choć po wczorajszej nocy odniosłam wrażenie że znasz się na słodyczach. - Niewolnictwo jest nielegalne. Przynajmniej tak oficjalnie. Więc oficjalnie ja nie mieszam się w takie sprawy. Mam nadzieję, że nie będziesz o tym paplać. W zaufaniu ci o tym mówię. - Rose krótko nakreśliła jak to wygląda prawnie. Więc wyglądało na to, że ten handel ludźmi to nielegalny proceder więc nie chciała się z tym obnosić. - Dlatego oficjalnie to moje służące, łaziebne, pokojówki i takie tam. - powiedziała z ironicznym uśmieszkiem i spróbowała teraz tego miodownika. - Dobre. Naprawde dobre ciasta tu pieką. - pochwaliła słodki smakołyk jaki sam rozpływał się w ustach. Podobnie jak poprzedniej nocy kobiety szybko zawędrowały do łóżka pozbywając się wzajemnie części odzienia. Ich miłość była energiczna i impulsywna nie wspominając już o głośności. Szlachcianka najwyraźniej czuła się bardziej wyzwolona w pokoju pani kapitan niż w swoim. Jej jęki i ponaglenia nie były już szeptem jak nocy poprzedniej. Po zaspokojeniu przyszedł czas rozluźnienia mimo bycia nadal w miłosnym uścisku ciał. - Korci mnie pytanie jedno kochana Rose… czy gdybym była pięknolicy młodzieńcem byłabym, dzisiaj tutaj? Widziałam twoje wielkie wejście poprzedniego wieczora… twoje i twoich łaziebnych. Pierwszy raz spotkałam kogoś tak nie przejmującym się własną opinią i tym co ludzie powiedzą. Przyznam szczerze że chyba właśnie wtedy zapragnęłam spędzić z tobą noc, chociaż odwagi nabrałam później kiedy zobaczyłam jak się śmiejesz. - Pirora mówiła te swoje sekrety jednocześnie wymieniając się z nią czułymi pocałunkami. - Tylko ze nie widziałam cię w towarzystwie męskim, takim które sugerowałoby związki intymne. Toteż zastanawiam się czy Pani kapitan de la Vega wpuszcza do łoża tylko pięknolice kobiety czy również mężczyzn? Pytam bo może na wiosnę dostanę wieści o tym za mąż pójściu jakie planuje ojciec i może będę starała się o pracę jako chłopiec okrętowy… albo pokładowy. Wiesz by uciec od takiego losu. - Zachichotała blondynka kąsając ucho swojej kochanki. - Ciekawe rozważania. - zaśmiała się cicho kochanka jaka nago leżała na łóżku obok swojego równie nagiego gościa. Otarła pot z czoła i objęła młodszą od siebie kobietę tak by ją przytulić do siebie. Pocałowała ją w usta i chwilę sufitowała szukając odpowiednich odpowiedzi. - Znaczy, zaraz, żeby nie było, że ja jakaś lewa jestem! - zaczęła jakby dotarło do niej coś co przegapiła w pierwszej chwili. - Właściwie ja zazwyczaj idę do łóżka z mężczyznami. Owszem zdarzało mi się przygody z dziewczynami ale nawet wówczas raczej był przy tym jakiś mężczyzna. Tak tylko z kobietami to raczej rzadko. - zaczęła od tego co w obecnej sytuacji mogło nie być takie oczywiste. Po czym wychyliła się aby sięgnąć po butelkę wina stojącą obok na krześle i robiącym za nocną szafkę. Nachyliła się na łokciu aby nalać czerwonego płynu do obu kubków. Po czym sapnęła z ulgą gdy mogła wrócić do wygodniejszej pozycji. - A te dziewczyny to raczej odkryłam przypadkiem i z musu. Widzisz moja cała załoga to mężczyźni. Z kobiet jestem tylko ja jedna. I jestem niewolnicą swojego stanowiska. Nie mogę sobie pozwolić na jakieś hulanki z własną załogą bo zrobiłby się pływający burdel a nie statek. A mężczyźni jak się nudzą to większe plotkary niż przekupki na mieście. Daję sobie rękę uciąć, że temat dnia to byłby kto dzisiaj dupczy panią kapitan.Więc nie mogę sobie na to pozwolić. - wyjaśniła jakie ma ograniczenia ze względu na płeć jej i jej załogi oraz stanowisko. Brzmiały dość poważnie więc nawet jako kapitan nie mogła robić wszystkiego co by chciała. - Dlatego wymyśliłam te kobiety. Służki. Może jako adiutant czy co. Jedna czy dwie myślę, że by się je upchnęło gdzieś na statku. A jakby wizytowała jedna z drugą swoją kapitan w kapitańskiej kajucie no to żaden pan nie mógłby narzekać, że temu pani kapitan dała a temu nie. - zaśmiała się jakby układanie relacji z załogą i nią zarządzanie to była płynna sprawa jaką trzeba układać elastycznie i wciąż mieć na uwadze. - Poza tym spodobało mi się jak jedna z tych moich koleżanek ma swoją służącą. Rewelacyjna! No nawet dwie ma. A ona jest tylko wdową po kupcu. A ja? Ja jestem kapitanem do cholery! To chyba mogę mieć własną służącą jak mają tacy zwykli kupcy? No to sobie kupiłam. Szczerze mówiąc trochę tego nie przemyślałam. Ot, trafiła się okazja to kupiłam. Ale na razie nie żałuję. Sprawdzają się dziewczęta. - powiedziała kręcąc kubkiem i w końcu upijając z niego łyk wina. - Więc wracając do twojego pytania to nie. Nie samymi kobietami żyje łóżko pani kapitan. Ale przyznam, że ostatnio one dominują i są najczęstszymi gośćmi. - powiedziała na unosząc brodę blondynki i całując ją znów w usta. - Aha. A te moje łaziebne jak widziałaś to właśnie one. Te niewolnice. Dwie moje i dwie mojej koleżanki. Bo ona też sobie dwie kupiła. I przyznam, że wtedy co mnie widocznie z nimi widziałaś to właśnie je kupiłam i troszkę mnie poniosło. Ale tak się cieszyłam! Zazwyczaj bardziej nad sobą panuję. - roześmiała się wesoło jakby już miała skończyć ale jej się jeszcze przypomniała tamta sprawa ze spotkaniem jakiego wówczas nie była świadoma. Blondynka potraktowała pocałunek jako sygnał do wznowienia igraszek łóżkowych bardziej metodycznie i sensualnie. W końcu pani kapitan zrezygnowała dla niej z tłoku w łóżku więc Pirora postanowiła dogodzić Rose za trzy kobiety. Świece skurczyły się o jedną trzecią a kobiety siedziały teraz przy stole... w przypadku Pirory na stole i wygłodniałe jadły to co zostało z kolacji zwilżając gardła winem. - Mam nadzieje że dobrze się bawisz i nie masz jeszcze siłę bo chce ci jeszcze pare rzeczy pokazać. - Pirora wspomniała sięgając stopą między nogi pani pirat. - Tak? A jakie? - na tym etapie nocy i swawoli Rose dawno sobie darowała zgrywanie damy, oficera i zasad dobrego wychowania. Usiadła nago na krześle przy stole z jednym kolanem prawie pod brodą a drugą nogą opuszczoną. I z ciekawością zerkała w dół jak stopa tej drugiej sunie niczym wąż pomiędzy jej uda. Sama trzymała znów swój a może i nie swój kieliszek. Teraz już trudno było się w tym połapać. - Moje ulubione a potem resztę jakie znam - Pirora przycisnęła stopą kobiecość pani kapitan. Odgarnęła z twarzy burze falowanych loków, gdzieś w którymś momencie wstążka trzymająca jej warkocz w ryzach została rozplątana i wodospad loków rozlał się po jej plecach. Zsunęła się na podłogę by kontynuować erotyczne tortury na pani kapitan. Świece były już bardziej wypalone niż mniej, Rosa leżała na plecach a Pirora siedziała w dole łóżka a jej ręka masowała kobiecość korsarki. Druga ręką trzymała oparta o swój bark nogę kochanki. - Kochana Rose zaśpiewaj mi jeszcze raz. Twoje pojękiwania to istna symfonia. - Powiedziała całując łydkę nogi kochanki. - Miałam wielkie szczęście że cię spotkałam, i że zainteresowałaś się kobietami ale jakbyś mnie zaprosiła na schadzkę z męskim kochankiem nie umiałabym ci odmówić teraz...choć pewnie musiałbym być bardziej obserwatorem. - Trafiłaś w samo sedno… - wymruczała z zadowoleniem leżąca w łóżku kochanka do swojej kochanki. Uniosła głowę do góry aby spojrzeć co ta wyczynia ale szybko ją opuściła pozwalając jej działać. A sądząc tak na słuch to bardzo lubiła takie działania. Podobnie zresztą jak niedawno przy stole gdy niespodziewanie Pirora przycisnęła ją do krzesła. Ruch wywołał bardzo interesującą reakcję pani kapitan. I przyjemnie było słyszeć ten pomruk zadowolenie jaki z siebie wydała. Co jakby stało się sygnałem do końca przerwy bo zaraz potem estalijska dłoń złapała za averlandzkie ramię i przyciągnęła do siebie usta tej drugiej. I dość szybko akcja znów przeniosła się do łóżka. - To mówisz, że kawalerowie też cię interesują? Dobrze. Będę miała na uwadze jak się jakiś trafi. - Rose próbowała jakoś nawiązać rozmowę pomimo leżącej pozycji. Ale te wspólne aktywności i wysiłek fizyczny nie bardzo sprzyjały płynnej rozmowie. - Aż mam ochotę przyznać ci się do czegoś, ale boje że reszt nocy spędzisz na śmianiu się zemnie do rozpuchu. - Powiedziała tajemniczo Pirora kontynuując prace nad sprawianiu kochance przyjemności. - No to nie mów, że tak zaczęłaś i teraz mnie tak z tym zostawisz… - jęknęła Rose jakby miała zaraz omdleć z tej tortury zniecierpliwienia i niepewności co to za tajemnica. - Nie jestem aż tak okrutna. - Zapewniła kochankę dziewczyna i podwoiła wysiłek i uwagę na przyjemności kochanki póki ta nie przekroczyła ten granicy rozkoszy i nie wydała z siebie rozkosznego skowytu. - O przyjaciółki się dba a nie je torturuje. - Powiedziała malarka układając się koło kochanki i wymieniając drobne pocałunki i głaszcząc jej ciało kiedy ta łapała oddech a jej emocje powoli opadały. - Chodzi o to że pod bardzo techniczną definicją nadal jestem uważana za dziewicę. - Na zaskoczoną i niedowierzająco minę zaraz śmiech piratki Pirora zaczęła wyjaśniać. - Jak ci wspomniałam ojciec szuka mi męża a bycie młodą nie doświadczoną i nietkniętą jest w tamtych sferach atutem. Tyle że dzieki mojemu nauczycielowi języka Tileańskiego poznałam metody by przysłowiowo mieć ciastko i zjeść ciastko. - Mówiąc to dłoń malarki powędrowała między pośladki pani kapitan i zaczęła prezentować co kryje się pod tym stwierdzeniem. - Ah tak? Takie tileańskie ciasteczko? - jeszcze wciąż zdyszana i rozgrzana na całego Estalijka zaśmiała się wesoło gdy tak słuchała tych zwierzeń nowej kochanki. - No brzmi bardzo smakowicie. A z ust i rączek takiej sprytnej dziewicy jak ty moja blondyneczko zapowiada się bardzo obiecująca konsumpcja. - powiedziała czule głaszcząc policzek Pirory i w końcu ją równie czule całując. Świece w kagankach już prawie się spaliły Pirora wiedziała, że zdecydowanie spędziła zbyt dużo czasu u Rose ale kiedy zaczęły trudno było przestać. Jeszcze dwie godziny i karczma zacznie się budzić do życia. - Muszę wracać do siebie kochana Rose. - wyszeptała przysypiające kobiecie do ucha. Dwa ostatnie pocałunki I Pirora zarzuciła na siebie koszulę i spódnicę. Biorąc swoją bieliznę, naszyjnik i buciki w dłoń ruszyła w sennym krokiem do swojego pokoju. Nie udało jej się znaleźć wstążki do włosów. Trudno De la Vega najwidoczniej będzie miała własne trofeum po Pirorze. |
27-03-2021, 10:24 | #204 |
Reputacja: 1 |
|
27-03-2021, 10:25 | #205 |
Reputacja: 1 |
|
28-03-2021, 03:39 | #206 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 46 - 2519.01.29; bzt (5/8); przedpołudnie Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Stare Miasto; karczma “Śledzik” Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato Egon i Vasilij Okazało się, że tak jak wczoraj wieczorem Norma powiedziała Vasilijowi tak dzisiaj rzeczywiście pogoda nie sprzyjała wycieczkom na zewnątrz. Póki to jeszcze było kawałek po mieście i ulicach to jakoś to było do wytrzymania. Ale przy tej zadymce jaką tworzył silny wiatr szkoda było tracić sił na zmaganie się z wiatrem i śniegiem jeśli nie było takiego musu. A koniec końców nie było. Co prawda niebo nad głowami i dachami o dziwo świeciło słonecznym blaskiem i błękitnym nieboskłonem. Ale co z tego skoro silny wiatr podpadający już pod granicę sztormu potrafił miotać grubymi konarami a pod jego prąd szło się z wysiłkiem. Wdzierał się pod kaptury, potrafił zwiać czapkę czy kapelusz i nawet ciężkie kożuchy powiewały jak lekkie firanki. O tym wszystkim mogli się przekonać zarówno umięśniony gladiator jak i szef miejskiego gangu gdy rano szli przez miasto aby dotrzeć do “Śledzika” gdzie była największa szansa spotkać Theo. Spotkali się już na miejscu. Podobnie jak wczoraj wieczorem po wyjściu od węglarzy szli jakiś czas we czwórkę aż dziewczyny skręciły w jedną a oni w drugą stronę. Do domów dotarli jeszcze ze dwa dzwony przed północą więc nie było tak późno. Cichy przed powrotem zaszedł do skrytki kontaktowej ze Strupasem ale poza mrozem, wiatrem i śniegiem znalazł tylko swoją poprzednią wiadomość. A po ich garbusie nie było ani śladu. Egon zaś tak jak ostatnio miał okazję poznać paru kolegów Silnego tak wczoraj miał okazję poznać jego koleżanki. Versana była dla niego właściwie dziewiczym tematem bo nie pamiętał by kolega kiedyś o nie wspomniał. Właściwie o Łasicy też prawie nie. Poza tymi zirytowanymi, gniewnymi warknięciami gdy pewnie niechcący wspomniał o niej któryś z kolegów. Sama Łasica wczoraj jakoś o nim nie wspominała więc nie bardzo było widać czy to jednostronna niechęć czy może jednak odwzajemniona. A z tych dwóch nowych koleżanek to ta o granatowym odcieniu włosów wydawała się ubogą krewną tej czarnowłosej. Odzywała się mniej, była skromniej ubrana no i jak na razie nic nie słyszał by miała swoją kamienicę. Właśnie Łasica przed rozstaniem wczorajszego wieczora powiedziała im o Danie. Tropicielce spoza miasta która znała się na życiu w dziczy a nawet znalazła raz zamarzniętego Norsmena. Tylko, że chyba jednego. I to już jakiś czas temu. Tylko niebieskowłosa nie wiedziała czy ona nadal jest w mieście i spotkała ją raz więc ledwo ją znała. Jak jest to powinna być w “Sierpie i młocie”. Tak na wszelki wypadek jakby wycieczka Normą jednak nie wyszła. Bo gołym okiem widać było, że podczas spotkania toporniczka jakoś nie zdradzała entuzjazmu. Ale to było jeszcze wczoraj wieczorem. Dzisiaj z rana spotkali się na wschodnim brzegu Salt w “Śledziku”. Tutaj była największa szansa, że spotkają Theo albo kogoś komu można zostawić dla niego wiadomość. Z początku go nie zastali a karczmarz nie bardzo wiedział kiedy niziołek przyjdzie i czy w ogóle. W końcu nie przychodził tu do pracy nie? Ale zwykle przychodził na drugie śniadanie. W końcu to niziołek. Więc jak już obaj siedzieli przy drugim czy trzecim kuflu i znów się drzwi otwarły przed jakimś z gości tym razem do środka weszła barwna postać chociaż nie imponowała posturą. Ale impresario areny zachowywał się swobodnie jakby był u siebie i zdawał się wszystkich znać i wszyscy znali jego. Pogawędził chwilę z karzmarzem w przyjacielskim tonie i trudno było uwierzyć, że ten jowialny i ubrany w kolorowe szaty niziołek może mieć cokolwiek wspólnego z czymś nielegalnym. Gospodarz pewnie też wspomniał i o dwóch klientach do niego bo Theo spojrzał we wskazaną stronę i pozdrowił ich głową. Krótko potem zasiadł przy swoim ulubionym stole w milczącym towarzystwie swoich dwóch, rosłych ochroniarzy. Kontrast między ich zwalistymi sylwetkami a jego niską sprawiał, że on wydawał się przy nich jeszcze drobniejszy a oni przy nim jeszcze masywniejszy. Potem zaś kelnerka przyniosła im po kuflu i pewnie czekali aż kuchnia przyrządzi zamówienie na to niziołkowe śniadanie. Więc pojawiła się okazja aby z nim porozmawiać. Pierwszy podszedł Vasilij i po przywitaniu wyłuszczył mu z czym przyszedł. Niziołek jednak zmarszczył brwi jakby coś było dla niego niezbyt jasne. Ale jeszcze się nie odzywał bo akurat kelnerka przyniosła tacę z zamówieniem. A potem kolejną. Theo odezwał się dopiero jak poszła. - Poczekaj, poczekaj Cichy bo ja chyba czegoś tu nie rozumiem. - nieco uniósł dłoń jakby chciał zastopować bruneta z jakim rozmawiał. - Wyjaśnij mi dokładniej o co chodzi z tymi propozycjami około arenowymi jak to zgrabnie nazwałeś bo chyba czegoś nie łapię. - poprosił tonem jakby to ta wczesna pora i mróz no i głód oczywiście, sprawiały, że chyba coś przegapił w tej dyskusji. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato Pirora Kolejny poranek okazał się jeszcze przyjemniejszy niż poprzedni. Miłe wspomnienia z upojnej nocy spędzoną z żywiołową panią kapitan przyjemnie rozgrzewały i rozleniwiały ciało. Nawet za oknem pogoda jakby współgrała z takim wspomnieniem ostatniej nocy. Bo było słonecznie a nad dachami dały się zauważyć skrawki malowniczego błękitu. Chociaż na ziemi musiało nie być tak przyjemnie bo okno aż trzeszczało od naporu silnego wiatru. A wraz z nim latał porwany z ulic śnieg czyniąc wrażenie mgły. W starciu z lodowatym światem zewnętrznym opuszczenie gościnnego i przyjemnie nagrzanego łóżka wydawało się mało pociągające. Ale pukanie do drzwi nie dawało za wygraną. Irina okazała się niezawodna jak zawsze. Zadbała o swoją panią i nie mogła dłużej czekać aż pani wstanie jeśli chciała być gotowa na przejażdżkę po mieście z tutejszymi damami z towarzystwa. Ale podobnie jak wczoraj dzisiejszy poranek, właściwie to dość późny poranek, bliżej mu było do południa niż początku dnia, okazał się obfitować w zgrabne, młode kobiety które prawie w magiczny sposób zdawały się materializować wokół panny van Dyke. Chociaż jak się nad tym głębiej zastanowić to był to raczej efekt poprzednich wydarzeń. Pierwsze z nich objawiły się jak jeszcze Pirora z Iriną doprowadzały się do stanu używalności po tak intensywnie spędzonej nocy. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Irina spojrzała pytająco i koniec końców przed gospodynią stanęły dwie, młode kobiety jakich nie znała. Ale te szybko to naprawiły. - Dzień dobry panno van Dyke. - powiedział rudzielec dygając grzecznie przed mieszkanką pokoju 13. - Ja nazywam się Benona a to jest Ajnur. Przysyła nas pani kapitan de la Vega. Prosiła przekazać, że zaprasza na śniadanie na dole w głównej izbie. Oraz gdyby pani nas potrzebowała to my będziemy w pokoju pani kapitan. - jak ta płomiennowłosa się przedstawiła to już Pirora domyśliła się, że chodzi o te dwie służki pani kapitan o jakich jej wspomniała wcześniej. I widocznie nie była gołosłowna z tym, że jest skłonna się z nimi podzielić. Wcześniej panna van Dyke je co prawda raz widziała ale dość przelotnie i w całej wesołej grupce jaka przetoczyła się przez główną izbę tawerny. Teraz zaś obie stały przed nią na wyciągnięcie ręki więc mogła im się przyjrzeć na spokojnie. Rzeczywiście były ubrane jak zwykłe służące czy robotnice. Ta ruda wydawała się uśmiechać całkiem przyjemnie a ta druga rzeczywiście miała mocno egzotyczną urodę o migdałowych oczach. Ale nie zajęły jej wiele czasu bo w gruncie rzeczy miały tylko przekazać wiadomość i zaproszenie od pani kapitan. --- - I jak noc moja droga? Wyspałaś się? - Rose zapytała gdy już usiadły razem przy tym samym stole co poprzednio zajmowała kapitan i jej załoga. Pytanie wydawało się czysto grzecznościowe, wypadało przecież zapytać o coś w ten deseń na początku rozmowy. Ale w spojrzeniu i uprzejmym tonie krył się złośliwie rozbawiony chochlik skoro właścicielka sama uczestniczyła w intensywnych wydarzeniach wczorajszej nocy. Ale oficjalnie to tylko razem jadły śniadanie we wspólnej izbie. Co prawda dość późna pora na śniadanie ale widocznie kapitan też pewnie wstała wcale nie tak dawno. - Widziałaś te moje służki? Mam nadzieję, że cię nie wystraszyły i nie są dla ciebie szpetne. Na razie zostawię je w swoim pokoju. Ja sama muszę załatwić parę spraw na mieście. - wyjaśniła jaki miała zamysł z tym zaproszeniem przesłanym przez swoje służki. A przy okazji była ciekawa jej zdania na temat tych dwóch tak kontrastowo dobranych dziewcząt. I może to był przypadek ale na nadgarstku pani kapitan oprócz jakiejś bransolety jaką miała i wczoraj dało się dostrzec czerwoną wstążkę. Podobną jakiej rano Pirora nie mogła się doszukać we wczorajszej garderobie. Sama kapitan dzisiaj przy śniadaniu była już mniej odświętnie ubrana niż wczoraj wieczorem. Siedziała w swojej kamizelce i koszuli a na kołku wisiał jej ciężki, kapitański płaszcz i pas z bronią. --- Śniadały we dwie to późne śniadanie gdy Pirora dojrzała jak pomiędzy stołami idzie Naja a ona zauważyła ją. Więc pomachała do niej dłonią i podeszła do ich stołu. - Dzień dobry pięknym i bogatym paniom. - artystka ukłoniła się szarmancko przed tą dwuosobową widownią jakby miała zamiar zacząć występ na scenie. I udało jej się sprytnie nawiązań do swoich niezbyt skrytych poszukiwań bogatszej połówki albo chociaż mecenasa. - Witaj piękny bardzie. Siadaj i śniadaj. - Rose zaprosiła poetkę a ton wskazywał, że chyba ma świetny humor tego poranka. A może dojrzała jak szybkim spojrzeniem ciemnowłosa obrzuciła zastawiony stół. I nie myliła się bo Simonsberg bardzo chętnie skorzystała z tego zaproszenia. - Dziękuję bardzo o piękna pani której mądrość i przenikliwość dorównuje tylko twój wdzięk i uroda. - Nije skłoniła się jeszcze raz i dosiadła się naprzeciwko obu kobiet kładąc na ławie obok siebie swoja lutnię. - Cześć ślicznotko. Ale wieje złem na zewnątrz! Jak się piękne i bogate damy rozmyślą na te przejażdżki po mieście to jakoś za bardzo nie będę płakać. - oznajmiła witając się z blondynką i z miejsca zdradzając po co tu głównie przyszła. W końcu miała ją zaprowadzić do rezydencji van Zee i przedstawić towarzystwu licząc, że uda im się zabrać na tą wizytację kandydatów na nowy teatr. A na razie chętnie korzystała z dań na stole jakby to był jej pierwszy posiłek dzisiaj. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie Warunki: kuchnia, cisza, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato Versana Znajome, przyjemne wnętrze kuchni, znajome kształty i zapachy wydawały się oazą ciepła w porównaniu do zawiei za oknem. Wiało aż szyby w oknach trzeszczały i raz czy dwa coś porwane przez wiatr stukało w te szyby. Ale dla kontrastu na górze okna widać było błękit nieba. Widocznie trafiło na ten jeden z niweielu słonecznych poranków zimą. Tylko ten prawie sztormowy wiatr psuł ten całkiem miły dla oka efekt. Na razie pani van Drasen nie musiała się ubierać i wychodzić ale wkrótce ją to czekało. Była przecież umówiona tak z tą nową siostrą, Pirorą jak i z damami towarzystwa na to zwiedzanie kandydatów na teratr. Chociaż nie była pewna czy damom starczy samozaparcia aby mierzyć się z taką zamiecią. No ale mimo wszystko wypadało chociaż tam pojechać i się zorientowac w temacie. Zwłaszcza jak się zostało twarzą tej inicjatywy. A ta mogła być przepustką do wyższych sfer w jakie obecnie z trudem się wciskała i wciąż na mocno gościnnych warunkach. Ale zapewne jako osoba z kierownictwa takiego projektu popieranego przez nazwiska pierwszego sortu z towarzystwa mogło jej to mocno ułatwić wiele spraw. - Przygotowałam pani dwie suknie. Może pani przymierzyć. - oznajmiła Brena zdradzając, że mimo zażyłoście jaką ostatnio zdradzały obie strony nie zapomniała o swoich obowiązkach pokojówki. Ale tym razem na tym krótkim meldunku nie skończyła tylko stała dalej jakby chciała powiedzieć coś jeszcze. - A mogę o coś zapytać? - jak się okazało chodziło o pytanie. Jak wdowa skinęła głową to pokojówka ciągnęła dalej. - A to Dagmara i Blanka będą teraz z nami mieszkać? I Nadja. Tylko ona to nie wiem czy znów nie żartowała. Bo tylko tak się zastnawiałam jak to by wyglądało. - wyjaśniło co ją trapiło tego wichrowego poranka. Samo pytanie sugerowało, że rudzinka nie ma jakoś nic przeciwko mieszkania z innymi koleżankami o jakich mówiła ale raczej chyba zastanawiała się praktycznie jak to wszystko rozmieścić i podzielić przestrzeń. Może poza Łasicą której bezpośredni i żartobliwy styl sprawiał, że Brena miała trudności z rozróżnieniem kiedy ta żartuje a kiedy nie. Zwłaszcza jak z nią włamywaczka tak nie dzieliła się planami i myślami jak z jej panią. A i z samą Łasicą odbyły jeszcze wczoraj wieczorem całkiem interesującą rozmowę jak już wyszli od Normy i węglarzy i rozstały się z chłopakami. A Łasica jak to miała w zwyczaju odprowadziła swoją partnerkę pod drzwi no a do tego momentu mogły jeszcze porozmawiać całkiem swobodnie. - Z tymi chłopakami nie wyszło tak źle z tą Normą. Bałam się, że nam spartolą sprawę. Ale chyba jakoś się dogadali. Chociaż na tyle, że nikt nikomu nie dał po pysku ani się nie obraził. - ulicznicy widocznie ulżyło, że chociaż bez rewelacji to chociaż toporniczka nie tryskała na ich widok entuzjazmem to i tak było lepiej niż wcześniej. No i potwierdziła, że dalej są z Łasicą umówione na Konistag. - A ta nowa? Pirora? Widziałaś? No powiem ci, że z początku było dość drętwo. Już myślałam, że to jakaś paniusia co zadziera nosa. Chociaż ta woda z pianą ładnie z niej ściekała. Ale nie! Widziałaś jak się na koniec rozkręciła? Czuję, że się dogadamy! - potem wróciła niejako do tej nowej siostry jaką poznały dzisiejszego wieczoru. I tutaj to spotkanie widocznie sprawiło przyjemność włamywaczce. - Tak naprawdę to musiałam mocno zaciskać zęby bo jak kazałaś jej się pocałować w swojego ślicznego wężyka bo miałam ochotę klęknąć obok niej i zrobić to samo co ona! - zaśmiała się zwierzając się przyjaciółce co takie wrażenie na niej zrobiło jak już prawie miały wychodzić z tamtej łaźni. - A potem pamiętałaś o mnie jak jej kazałaś pocałować mnie. To było takie miłe… - na kochance znów niesamowite wrażenie zrobiło to, że Versana o niej pamiętała i to chyba ją strasznie rozczulało bo aż złapała dłoń wdowy i uniosła do swoich ust całując ją z wdzięcznością. - Zazdroszczę ci. Spotkacie się jutro. To zobacz jaka ona jest a potem jak przyjdę wieczorem to masz mi wszystko opowiedzieć! - mruknęła z żalem, że znów ta służba u van Drasenów pozbawia ją tylu przyjemności życia. Ale w takim razie liczyła chociaż na relację przyjaciółki z tego spotkania. - Jej nie wytrzymam do Agnestag. Jakoś wykombinuję by ją dorwać wcześniej. Słyszałaś co ona powiedziała? Że ma ochroniarza i tak dalej. Chyba dziewczyna nie wie z kim tak naprawdę rozmawia. - zachichotała złośliwie jakby tamte żartobliwe słowa nowej koleżanki odebrała jak jakieś wyzwanie które drążyło jej ciekawość i ambicję. - Aaa… - uniosła palec do góry jakby to jej o czymś przypomniało. - Właśnie. Z tym Jorgiem. - machnęła tym palcem dając znać o co chodzi. - Z tą “Mewą” może być. Ale wiesz, że mnie całymi dniami nie ma no a i wieczorami to niekoniecznie tam od razu wracam. Czasem za późno wracam by tam zajrzeć. To jakby co to mi najbardziej pasuje Marktag. Ale skoro chodzi o kazamaty to najwyżej chorobowe wezmę. No bo się nie rozdwoję tam i u van Hansenów. - powiedziała zerkając na koleżankę i widocznie sprawy związane z kazamatami mimo swojej niefrasobliwej otoczki traktowała priorytetowo. - A. I jeszcze to pluskanie z Normą w Konistag. Ja będę wieczorem, najprędzej o zmierzchu. Możesz kogoś tam podesłać aby nagrzał wody i wszystko przygotował? Nawet Kurta, on tam ma prawie po sąsiedzku albo którąś z dziewczyn. Bo jak ja bym miała przyjść na zimne to trochę zejdzie zanim się wszystko rozpali i nagrzeje. A wolałabym nie drażnić naszej Wilczycy czekaniem w zimnym jak jej obiecałam kąpiel i całą resztę. - poprosiła Versanę o pomoc w zorganizowaniu tego spotkania. I tak sobie spacerkiem dotarły pod drzwi kamienicy młodej wdowy. Dobrze, że wieczorem nie wiało złem tak jak teraz za oknem. Potem jeszcze całus na pożegnanie i żart, żeby trzymać kciuki by w pracy udało jej się wreszcie dobrać do majtek Any. No a potem było ciepłe wnętrze własnego domu a koniec końców dzisiejszy poranek.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
30-03-2021, 04:08 | #207 |
Reputacja: 1 | Marktag (3/8); Wieczór; Powrót od węglarzy; Versana, Vasilij, Egon, Łasica Było ciemno, zimno i do domu daleko. Mimo to dało się wyczuć wśród maszerującej czwórki jakąś krztę optymizmu i brak tego nastawienia ze strony Normy zdawał się w ogóle im nie przeszkadzać. Liczył się cel. Zaufanie berserki przyjdzie zaś z czasem. - Jak dobrze pójdzie to uda nam się upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie. - widocznie zadowolona z efektów jakie przyniosło spotkanie postanowiła przerwać chwilę ciszy jaka zapadła pomiędzy uczestnikami tego nocnego spaceru - A może nie tylko dwie… - spojrzała tajemniczo na dwóch mężczyzn spośród ich czwórki - Zamierzacie się jakoś spotkać z Theo? Bo jak tak to miałaby do was prośbę. - raczej nie owijała w bawełnę - Wiecie prócz tych walk w rozszerzonych formułach dopatruje się jeszcze kilku innych źródeł zarobków związanych z Areną. - jej kupiecka strona zawsze była nadwyraz aktywna - Mianowicie. Ostatnimi dniami weszłam w posiadanie dwóch wyjątkowo ślicznych i pracowitych dziewcząt. Chciałabym więc wykorzystać ich entuzjazm i energię. - nie były to jednak przechwałki a jedynie nakreślenie planu, który już od jakiegoś czasu chodził jej po głowie - Tam na Arenie dużo gości bywa, dużo piją, jedzą ale nie tylko i tu właśnie dostrzegam niszę, w której moje dziewuszki powinny odnaleźć się idealnie. - wyszczerzyła chytrze zęby zaś jej spojrzenie mówiło samo za siebie - Swoją drogą podejrzewam, że Karlik też by znalazł tam miejsce dla swoich dostaw jadła i napitku. - dodała wspominając ich kwatermistrza, z którym ostatnimi czasy dość dobrze robiło się jej interesy. Zarówno te legalne jak i te nie do końca. - To jak chłopaki? - spojrzałą na nich słodko niczym zakochana w rycerzu damulka - Przedstawicie te pomysły Theo? Wiecie, że potrafię się odwdzięczyć. - Między nami mówiąc Theo to mój dobry przyjaciel. Mogę mu powiedzieć, że mam dostęp do dziewczyn to spojrzy na to pewnie przychylniej. Tylko widzisz Theo jest niziołkiem i gdy rozmawiasz z nim o interesach lub jedzeniu to zdecydowane się ożywia. Jak nie przymierzając wtedy gdy kobiety dobierają suknie czy biżuterie. - uśmiechnął się do Ver wesoło zadowolony z żartu - No i wykazuje - kontynuował analogie - wtedy dbałość o szczegóły, musi pewnie zobaczyć dziewczyny. Muszą go czymś zaskoczyć być jakoś inne niż portowe dziewki. Wygląd, pochodzenie, umiejętności i strój. - Vasilij szybko zawęził obszary ważne w rozmowie. - Opowiedz mi o nich i tych rzeczach na które wskazałem. Versana się tylko uśmiechnęła. ~ Żeby to chłop tłumaczył takie rzeczy kobiecie. ~ podśmiechiwała się sama do siebie. - Spójrz na mnie kochaniutki. - odparła niemal z naburmuszoną miną - Myślisz, że sprowadziłabym jakieś łachmytki bez wdzięku i klasy? - pytanie było retoryczne miało jednak dać do myślenia hersztowi - Nie muszę ci chyba przypominać, że jestem damą, która dba o wizerunek więc staram się odpowiednio dobierać towarzystwo. - zachichotała - Dziewczęta są zadbane, pachnące i wesolutkie. Każda z nich ma w sobie coś niepowtarzalnego. Do wyboru do koloru. Od dowcipkującej minstralki po dalekowschodnią piękność. Ale co ja będę mówić. Lepiej chyba bym ci je pokazała i sam mógłbyś wtedy ocenić. - uniosła brew spoglądając na obu kumpli. Faceci byli wzrokowcami i na nic się zdawały najbardziej wyszukane słowa. - Masz je wszystkie gdzieś pod ręką? Mogę wydłużyć trasę i cię przy okazji odprowadzić. Widzimy się przed południem z Theo. Mi trzeba konkretów moja droga, ogólną przesłankę i jakość rozumiem. - Vasilij się uśmiechnął. - Dwie z nich goszczę u siebie pod dachem. - oświadczyła - O dwie kolejne musiałabym podjąć temat z ich panią. Jesteśmy jednak w na tyle zażyłych relacjach, że ta nie powinna sprawiać problemu. - dodała wspominając o niewolnicach Rosy - Jeżeli zechciałbyś je wszystkie ujrzeć to zapraszam jutro przed południem do karczmy “Pod pełnymi żaglami”. Wtedy jednak musiałbyś się wcielić w rolę pasywnego obserwatora ze względu na grono, w którym przyjdzie mi przebywać. Myślę jednak, że tak wprawiony w docenianiu kobiecego piękna mężczyzna jak ty bez trudu doszuka się wszelakich zalet, które posiadają wszystkie panienki. - Przed południem to ja już muszę być “Śledziku”. Tę wystawę to trzeba by jakoś rano zorganizować. Ewentualnie pokaż mi dwie dziś a dwie opisz i też będzie dobrze. Nie za bardzo chce mi się biegać po mieście. Niby za kobitkami warto się uganiać ale ja mam i swoją robotę. - pomoc Ver to jedno, bieganie za tym tematem od karczmy do karczmy można było jednak uprościć. Versana pokiwała przecząco głową. - Pora dość późna jak na takie rekonesans. - zauważyła spoglądając w oba księżyce wiszące na nocnym nieboskłonie - Pozostaje ranek wtedy jednak też nie będę mogła poświęcić ci zbyt dużo czasu. - z posmutniałą miną odparła koledze - Sam rozumiesz. Obowiązki. - wzruszyła ramionami na znak bezsilności w tej materii - Chętnie ci je jednak opiszę. - tak jak obiecała tak właśnie zrobiła. - Pogadam z Theo jakie tam można z nim ubić za interesy. - Vasilij świetnie wiedział, że z niziołkiem być może da się ugrać wzajemne biznesy. Nie wiedział co prawda ile i jakich ale miał nadzieję na ustawienia jakiegoś przyczółka na arenie. - Z bieżących spraw do tego tematu. Dobrze byłoby powiedzieć Theo jak dzielimy ewentualny zysk. To może być przedmiotem jego zainteresowania. No i wiesz… to arena jak masz cztery kobitki dwie mogą być grzeczne wśród gości. Dwie mogłyby dać jakiś popisowy występ na zaostrzenie apetytów… Ewentualnie do przedstawienia można znaleźć dwie kolejne, jeśli twoje to takie bardziej damy miały by być. - Vasilij opis ogólnikowo możliwości - Wiesz jakieś małe zapasy, naoliwione ciała dwóch atrakcyjnych dziewczyn. Kuse stroje tak by pobudzić wyobraźnie ale nie sprzedawać za dużo. Mała walka bez uszkodzeń a potem kto dobrze zapłaci może mieć prywatne “zapasy” z zawodniczką. To mogłoby się sprzedać. W ogóle ci powiem, że powinniśmy iść właśnie w nietypowe opcje. Bardziej luksusowe Panie, przedstawienia, inne gusta… Zwykłych dziewek jest cała masa… No na ten przykład. Macie tam jakiś teatr kołować. Robicie sale na wystawę na uboczu. Tam dajecie wybór dziewczyn tylko nie jak w zwykłym zamtuzie. Stoją ci takie w rzędzie i wybierasz. Bardziej z pomysłem. Wieszasz ich obrazy, w wymyślnych strojach czy pozach lub aktach. Na obrazie wszystko wygląda lepiej. Tam klient wybiera niby to obraz a tak naprawde dziewczynę czy nawet powiedziałbym konwencje. Potem zwiedza dalej a na górze szykuje mu się pokój, wybraną dziewczynę no i właśnie tę konwencję co wybrał. Miło i dyskretnie, ludzie lubią jak im się dogadza drobiazgami. Tacy szlachcice czy inni bogacze mają co wydawać - uśmiechnął się do koleżanki. - Nie rozpędzacie się za bardzo? - Łasica co do tej pory praktycznie się nie odzywała odkąd wyszli od węglarzy teraz jednak zabrała głos. - “Kuse stroje”? Przypadkiem nie widzicie tego śniegu i mrozu? To raczej nie sprzyja “kusym strojom” i takim zabawom. - kopnęła jakąś zmarznietą grudę śniegu jaka potoczyła się ulicą by dać znać o co jej chodzi. - Takie rzeczy to w taką pogodę to tylko pod dachem i to ogrzanym. Szkoda dziewczyn na taki mróz. - dodała swoją opinię zerkając na pozostałą trójkę idącą obok. A jak ostatnio były z Versaną i Kornasem na jednej z walk to ta się toczyła na jakieś bezimiennej plaży nad morzem. A i jak wiedział Vasilij i Egon to właśnie była typowa, dzika sceneria za miastem gdzie był spokój, cisza i było z dala od ciekawskich oczu ale warunki bytowe nie rozpieszczały uczestników. Dlatego też całe spotkanie trwało dość krótko, może dzwon czy dwa a do tego dojazd w jedną i drugą stronę. Można rozstawić namioty, albo poszukać jakieś chaty opuszczonej ogrzać to jakimś ogniskiem nawet kilkoma. Wypożyczyć jakąś zamieszkaną zabudowę w pobliżu miasta. Jest sporo możliwości jakby pogłówkować. Jaskinia też nie byłaby zła, gorzej z harcami po walce… No ale to można już w mieście jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Wiadomo, że lato by nam sprzyjało… - Vasilij niechętnie przyjmował argument Łasicy choć oczywiście był celny. - Ja nie wiem jak tam jest normalnie, raz byłam to było na jakiejś plaży. Kompletne pustkowie. Jak tak jest za każdym razem to słabo to widzę. Pomysł mi się podoba, nie mam nic przeciwko ślicznotkom w kusych strojach ale no na taki mróz to jednak ich szkoda. - dodała jeszcze chociaż zaznaczyła, że ma dość słabe rozeznanie jak to zwykle wygląda organizacja areny skoro była tylko raz. Mówiła raczej pod kątem samego pomysłu negliżowania się w środku zimy który wydał jej się mocno nie na miejscu. - Łasica ma rację. - wtórowała przyjaciółce - Pomysł fajny gorzej jednak z realizacją. Warto się skupić na czymś bardziej realnym. - dodała - A co do podziału zysków. Hmmmm… - zadumała - Możemy zrobić to dwojako. To znaczy albo ja wyznaczę jakąś kwotę, którą z góry pobierać będę za udział dziewcząt w całym tym wydarzeniu tu jednak suma zależeć będzie od indywidualnych predyspozycji każdej ze ślicznotek albo procent od zarobku. Hmmm… - analizowała bilans zysków i strat - Powiedzmy, że byłabym w stanie odpalić organizatorowi ćwierć swojego zysku. Jeżeli jednak chcesz na tym i ty coś przewinąć krzyknij mu mniej. Reszta wyląduje wtedy w twojej kieszeni. - zaproponowała wtrącając osobisty komentarz. - Z tobą Ver wymieniłbym się najchętniej przysługami. Ja ci umożliwię wejście na arenę, ty mi wejście do teatru w swoim czasie z używkami. - Vasilij zaproponował bezgotówkową transakcje. - Opowiadaj o dziewczynach. - przypomniał też koleżance. Układ całkowicie odpowiadał Versanie. W końcu tworzyli rodzinę a rodzina powinna sobie pomagać. Z resztą usługi jakie świadczył jej braciszek niosły ze sobą korzyści z których miała okazję czerpać do woli. Swoją drogą im szerszy “repertuar” grać będzie jej teatr tym większą publiczność będzie przyciągać co znajdzie odzwierciedlenie zarówno w liczbie gości jak i karlików, które zostawią oraz ilości nieprzyzwoitości, która uda się im rozsiać. - No dobrze. To słuchaj. Niestety raczej nie znajdziesz wśród nich kandydatki na twoją przyszłą panią. - zachichotała po czym przystąpiła do prezentacji całej czwórki niewolnic. Rzecz jasna wdowa z czasem miała zamiar wtajemniczyć jeszcze kilka innych dziewcząt takich jak na przykład Cori czy Olena. Na wszystko jednak miał przyjść czas. Od czegoś trzeba w końcu zacząć. - Ta niewolnica Blanka. Mówisz trafiła w łapy łowców niewolników po tym jak statek się rozbił. Mała szansa, że była sama. Może mają też jakiś Norsów? Mamy jak sprawdzić ten trop? - Vasilij zadał od razu konkretne pytanie. - Zresztą rzuć nazwiskiem lub wyglądem handlarza i pomocników może znam. - “Cichy” sam handlował żywym towarem zawsze gdy wpadł mu w ręce. Więc co nieco miał rozeznania w rynku. - Prawdę powiedziawszy myślałam już o tym. Niestety w ofercie tego nieco pulchnego handlarza... - Ver poświęciła parę słów by opisać wygląd zewnętrzny tego człowieka interesu spotkanego na wyspie - Prócz dziewcząt, które nabyłam z koleżanką był jeszcze jakiś młodziak. Wyglądał jednak raczej na takiego co lubi chłopców niż wojownika. Kupiec też zapewniał, że tylko Blankę znaleźli no ale mógł nie powiedzieć mi całej prawdy. - Ver niestety nie poznała personaliów handlarza żywym towarem - Ale spróbuj. Jasne. Może twoje metody okażą się skuteczniejsze. W czymś jeszcze mogę ci pomóc? - Opisz mi go dokładniej. Był nieco pulchny, może jakiś znak szczególny? Wiek na oko, kolor włosów. Wygląd pomocników jeśli jacyś byli. - Vasilij zawsze przykładał uwagę do szczegółów. - Wiesz jak jest detale mają znaczenie a chciałbym mieć pewność czy go znam. Mógł nie powiedzieć jakieś babie o tym, że złapali bestie w ludzkiej skórze. Też bym nie powiedział znając cię powierzchownie. - Vasilij jak zawsze luźno rozmyślał. - Powiedziałam wszystko co dostrzegłam a wiesz, że mam bystre oko. - zaznaczyła, że przy pierwszym opisie nieznajomego jej wcześniej handlarza była z Cichym szczera jak na spowiedzi - Jeżeli jest z miasta to może warto popytać o kogoś komu sporo dzięgów wpadło do kieszeni. Nie ma co ukrywać. Zarobił na nas małą fortunę. - zaproponowała dostrzegając ten dość istotny fakt - Ja też podpytam. Może ktoś coś przypadkiem wie. Swoją drogą to ten kupiec stanowi łakomy kąsek by go obrabować. Jak go namierzysz i zdradzisz gdzie mieszka to ja chętnie zajmę się resztą. - zachichotała na myśl o tym, że mogłaby odzyskać pieniądze zarówno swoje jak i Rosy. - Dobra to ja tu odbijam. Dacie razem z Łasicą same dalej i dam ci znać co i jak. Udanej nocy. - Vasilij pożegnał koleżanki - Trzymajcie się chłopaki/ - pomachała im słodko się uśmiechając na odchodne. Marktag (3/8); Wieczór; Powrót od węglarzy; Versana, Łasica Po rozstaniu z dwójką współkultystów obie siostrzyczki miały chwilę by wymienić się spostrzeżeniami na temat dzisiejszego dnia a było o czym rozmawiać. Ostatnie dni przyniosły dość dużo wrażeń, informacji, nadziei ale i rozczarowań. Na szczęście tych ostatnich było najmniej. Stąd też dobre humory dopisywały obu wyznawczynią Węża. - Również miałam sporo obaw. - przyznała - Na szczęście Cichy to facet, który posiada głowę na karku i umie ją wykorzystać do czegoś więcej niż bicie tak jak to robi Silny. - zaśmiała się wiedząc iż rozbawi tym kochankę - Czas jednak pokaże co Tzeentch dla nas planuje. Zarówno z Normą jak i tą nową. - gdy wspominała o Pirorze to usta same ułożyły się w rogala. Dziewczynie niczego nie brakowało. Ani wyglądu, ani ogłady. No może poza obyciem w ich gronie i tej części Imperium. To jednak dało się wypracować i tym właśnie Ver miała zamiar się zająć podczas jutrzejszego dnia, który spędzi w zdecydowanej większości z averlandką. - Co do informacji od Jorga to wiesz. - nawiązała na chwilę do spotkania w “Trzech rybach” - Wystarczy, że szepniesz czy to karczmarzowi czy naszej słodkiej kelnereczce, że ja bądź ktoś ode mnie może zgłosić się po jakiegoś grypsa. Ustalmy tylko jakieś hasło. No nie wiem. Na przykład: “Łasica lubi lizać łono”. - zaśmiałą się po cichu nie chcąc nikogo zbudzić i zwrócić na nie uwagi. Żarcik był dość bezpośredni ale wiedziała, że jej siostrzyczce powinien przypaść do gustu szczególnie gdy był doprawiony solidnym klapsem w jej kształtne cztery litery. - Zaś z tą kąpielą z Normą to masz załatwione. - przyznała uśmiechając się miło - Która z dziewcząt byś chciała zobaczyć wtedy? - zapytała wiedząc jednak jaka odpowiedź padnie ze słodkich ust Łasicy - Myślisz, że ta była niewolnica naszej uroczej berserki, również powinna uczestniczyć w tym figlach? - w sumie nie była do końca pewna czy powinna tam posłać Blanke. - Oj no nie jestem pewna. - przyznała Łasica zastanawiając się nad tym pytaniem. Po tym gdy już jak zwykle pisnęła radośnie gdy dłoń partnerki trzasnęła ją w tyłek powodując jej niezmienną wesołość z tego drobnego gestu. - Widziałaś jak one na siebie reagują? Ta Blanka to się chyba jej boi. Sama nie wiem. Może i jak sobie chyba wyjaśniły to i owo to by było dobrze. Ale może nie. Nie wiem. - przyznała, że trochę nie czuje się zbyt pewnie w przewidywaniu jak obie kobiety mogłyby się zachowywać względem siebie przy następnym spotkaniu. - A z tym lizaniem łona nie obrażaj mnie! - fuknęła jakby nagle zamierzała się obrazić na taką bezczelną insynuację. - Lubię lizać nie tylko łono. - roześmiała się wesoło ledwo za dwa kroki dalej. Żarcik koleżanki rzeczywiście przypadł jej do gustu i rozbawił na całego. - Ale chyba wystarczy, że przekażesz Cori wiadomość dla mnie. Albo karczmarzowi. Właściwie… - zaczęła nie chcąc za bardzo komplikować tego wszystkiego. Zaczęła mówić ale jeszcze musiała to przemyśleć bo zaraz przerwała. - Właściwie to spróbuję ich poprosić, że jak zostawią wiadomość z “Trzech ryb” to żeby posłali kogoś do ciebie z wiadomością. Bo ja to sama widzisz, częściej mnie nie ma jak jestem. Albo niech Jorg jakoś pośle wiadomość od razu do ciebie. Tylko trzeba by jutro pójść do niego i mu to przekazać. - zaproponowała swoją alternatywę dla tego przekazywania informacji. - Tak też myślałam z tą Blanka. - pokiwała głową ciesząc się niejako iż razem z siostrą mają podobną opinie i wizję na takowe spotkanie - Poślę więc do ciebie Brene i Dagmarę. Obie znają Kislevski więc ułatwi ci to kontakt z Normą. Prócz tego nasza urocza śpiewaczka doda trochę barwy waszemu spotkaniu. - uśmiechnęła się - No i w końcu moja rudzinka będzie miała możliwość pokazania się tobie beze mnie. Ciekawa jestem jak wypadnie. - puściła oczko koleżance w głosie zaś dało się wyczuć nutę może nie zazdrości ale zaciekawienia i ekscytacji. Szykował się im wszak dość ciekawy wieczór. Wszystkie nieco inne a jednak podobne. Dzieliło ich tak wiele a łączyło raczej jedno. - A co do tej wiadomości z “Trzech ryb” pozostawionej w “Mewie” - podjęła jeszcze na chwilę temat grypsu - To najlepiej by poinformowała mnie o tym sama Cori. - zachichotała wiedząc, że Łasica zrozumie od razu takie a nie inne nadzieje jej przyjaciółki. - Nie wątpię! Też bym ją chciała, najchętniej jakby mi szeptała do uszka w łóżku! Widzisz? Mówiłam ci, że ona jest najfajniejszą kelnerką w tamtej budzie! - zachichotała zgodnie i pogodnie wypowiadając się ze sprośnym uśmiechem na temat swojej ulubionej kelnerki w swojej ulubionej tawernie. - Ale szef jej raczej nie puści na miasto w środku roboty. Najwyżej pośle chłopca na posyłki. Od tego on jest. - przyznała nieco z żalem, że tak łatwo nie jest wydobyć blond kelnerki o uroczym uśmiechu z jej dnia roboczego. - Hmm… - znów zaczęła jakby coś jej nagle przyszło do głowy. - Chyba, że szef nie byłby stratny na takiej wizycie. Ale to byś musiała zapłacić za taki numerek. No ale wtedy chyba powinien się zgodzić no i byś miała Cori na swoje usługi pewnie na kilka pacierzy. - wpadła na jakiś pomysł jak mimo wszystko mogłoby się udać wrobić pół Bretonkę w rolę posłańca wiadomości chociaż za pewną cenę w monetach no i zgodę jej szefa. - A z tą kąpielą no właśnie nie mogłam się zdecydować czy lepsza by była Brena czy Dagmara. Nie wiedziałam wcześniej, że Wiewióreczka zna kislevski. Ale jak byś była skłonna użyczyć obie to byłoby cudownie! I mam nadzieję, że wkrótce pozwolisz nam się tak obsłużyć zamiast Normy. - pomysł z doborem personelu pomocniczego na tą kąpiel z Normą spodobał się Łasicy i zdradzała niemały entuzjazm na taki zestaw. A jednak zdradzała zainteresowanie podobnymi zabawami ze swoją ulubioną panią. - To teraz tylko trzymać kciuki aby Norma była chętna na takie zabawy. Po cichu mam nadzieję, że jak się zgodziła to może coś być na rzeczy. Chociaż ani wczoraj ani dzisiaj nie powiem bym wyczuła od niej jakiś znak, że jest zainteresowana czy mną czy w ogóle zabawami z dziewczynami. To byłaby taka strata jakby była na nie. - ulicznica troszkę się skwasiła gdy dzieliła się tym brakiem entuzjazmu jaki odkryła od toporniczki. Co nie rokowało zbyt zachęcająco na ten rodzaj relacji damsko - damskich jakie obie z Versaną tak lubiły. I to widocznie ją nieco martwiło. - To może ja ci przyślę dwie swoje dziewczynki a ty w zamian za to kelnereczkę? - zaproponowała szczerząc ząbki - To chyba uczciwy układ. Szczególnie dla ciebie. - zauważyła - Myślę, że Norma widząc tak piękną i chętną trójkę niewiast nie będzie stawiać oporu. Ja bym nie stawiałą. - zaśmiała się ponownie idąc obok przyjaciółki i łapiąc ją pod pachę. - Coś mi się wydaje, że Cori przypadła ci do gustu! - ta uwaga niezmiernie rozbawiła włamywaczkę bo się bezpruderyjnie roześmiała w tej ciemnej i mroźnej ulicy przez jaką szły. - A może Cori też do nas zwerbujemy? Co myślisz? Tobie się podoba i ją polubiłaś, mnie się podoba i ją lubię no i jest całkiem sympatyczna. Poza tym są takie dni, że widuję ją częściej niż ciebie. - zagaiła na nieco inny temat chociaż związany z tą samą blond kelnerką o jakiej rozmawiały. - Pomysł warty rozważenia. - odparła kiwając potwierdzająco głową - A i doświadczenie w zawodzie kelnerki posiada. Do naszego Teatrzyku jak znalazł. - zauważyła gdy mijały kolejny zakręt - Załatw więc by to ona przekazała mi tą informacje od Jorga a ja z nią pogadam na temat dalszej “współpracy”. - wykonując symbol cudzysłowiu w powietrzu palcami obu rąk zachichotała wesoło. - Zrobię co będę mogła aby ci ją podesłać pod drzwi. - solennie obiecała przyjaciółka z takim uśmiechem jakby świetnie wiedziała na jaką wizytę się zanosi i miała do tego pomysłu pełne poparcie i zrozumienie. Ver zaś w ramach podziękowania chwyciła mocno pośladki kochanki i zdecydowanym ruchem przyciągnęła ją do siebie by następnie nachylić się nad jej uchem. - Myśleć będę jednak o tobie. - szepnęła po czym polizała szyję granatowowłosej ulicznicy - Teraz zaś musimy się żegnać. Jestem pod domem a jutro z rana czeka mnie randka ze “świeżynką”. - zachichotała całując tym razem Łasicę w usta. Ostatnio edytowane przez Pieczar : 01-04-2021 o 20:40. |
30-03-2021, 11:05 | #208 |
Reputacja: 1 | ranek; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; pokój 13; Pirora, Irina, Benona i Ajnur
|
01-04-2021, 02:34 | #209 |
Reputacja: 1 | Bezahltag (4/8); Ranek; kamienica van Darsenów; Versana, Brena Versana przyjrzała się obu sukniom, które zaproponowała jej Brena. Jedno musiała przyznać. Rudzinka wykazywała się coraz lepszym gustem i większym zrozumieniem doboru stroju do sytuacji. Obie propozycje służki miały w sobie coś wyjątkowego. W lewym ręku uczennica kultystki trzymała, ciemno zieloną, kaszmirową suknie z rozcięciami ciągnącymi się od pasa w dół. Jej barwę i krój uzupełniały złote wstawki zaczynające się na ramionach wieńcząc gdzieś pomiędzy piersiami oraz dodatki w tym samym kolorze w postaci pasa i biżuterii. Druga z propozycji przygotowanych przez Brene zdawała się być lustrzanym odbiciem tej pierwszej. Połączenie szarości i szkarłatnej czerwieni nadawały jej oryginalny wygląd. Same zdobienia również miały dość nietypowy styl. Gdyż nie były to doszyte kawałki koronki lub innych dodatków a sprytnie ponacinane elementy wierzchniej warstwy sukni oraz guziczki biegnące wzdłuż torsu i czerwonych rękawków - Doskonały wybór. - pochwaliła swoją uczennicę - Zdecyduje się jednak na tą z twojej prawej. - skupiła wzrok na sukni, którą postanowiła przywdziać na dzisiejszą przejażdżkę - Jeżeli zaś chodzi o dziewczęta to tak. Chciałabym aby zamieszkały z nami. Muszę jednak przearanżować poddasze. - odparła na pytanie swojej służącej - To zaś nie jest takie proste. Czemu jednak dochodzisz do tego? Nie chciałabyś mieć takich współlokatorek? Wydają się być sympatyczne i zbliżone ci wiekiem. Miałybyście więc zapewne wiele wspólnych tematów do rozmów. - zauważyła zalety płynące z przeprowadzki dwóch niewolnic do kamienicy van Darsenów - Swoją drogą. Gdzie one są? - tym razem to Ver zadała pytanie - Zaraz się musimy zbierać. Malcolm zdawał się już przybyć i zapewne kończy szykować dorożkę i klacz. - Blanka pomaga w kuchni a Dagmara sprząta pokoje. - Brena sprawnie odpowiedziała na pytanie o nowe koleżanki no i właściwie jej nowe podwładne. Trochę machnęła bokiem głowy w stronę drzwi na korytarz. - A pytam bo teraz nie bardzo mamy się jak pomieścić. Ale jak pani przewiduje jakiś remont to co innego. A ja nie mam nic przeciwko obie wydają się całkiem sympatyczne. - dodała szybko aby zaznaczyć, że raczej chodzi jej o same warunki bytowania z dwiema nowymi osobami pod dachem a nie, że jest im i temu pomysłowi przeciwna. - A co sądzi o nich Greta? - zapytała chcąc poznać opinię gosposi na temat nowych pracownic. - Chyba się zdziwiła skąd się one tak nagle wzięły. Trochę sarkała, że nikt jej o niczym nie mówi i nie uprzedza. A to dwie dodatkowe osoby do wykarmienia to będzie miała więcej zakupów i do gotowania. Ale jej powiedziałam, że przecież dziewczyny będą jej pomagać. No i dlatego Blankę wysłałam do kuchni, żeby jej pomogła. - rudzielec przyznała, że ich stara gosposia nie wpadła w zachwyt na widok dwóch nowych domowniczek. No ale jak nie była zainteresowana ich atrakcyjnością i wspólnymi eskapadami tak jak choćby Brena i Versana to w jej oczach mogły one tracić wiele zalet których one w nich dostrzegały. - Bardzo dobrze zrobiłaś. - rozsądek i samodzielność w działaniu jej młodszej siostrzyczki naprawdę jej zaimponowała - Z Gretą zaś porozmawiam osobiście. Wszak nasza starowinka zasłużyła sobie na więcej odpoczynku. Lat jej nie ubywa. - dodała starając się nieco uspokoić uczennice aby ta nie przejmowała się komentarzami kucharki - Trzymaj w każdym razie dalej nad nimi pieczę i mam dla ciebie i Dagmary bojowe zadanie. - spojrzała prosto w oczy rudowłosej małolatki - W Koninstag udacie się do portu i przygotujecie wszystko do spotkania i kąpieli z Normą. Prócz was będzie tam również Nadia. - wyjaśniła na czym ma polegać ich rola danego dnia - Zadbacie oczywiście o to aby spotkanie przebiegało w jak najmilszej atmosferze. Nasza artystka niech zagra coś przyjemnego dla ucha albo… dołączy do kąpieli albo… jedno i drugie najlepiej. - zachichotała - Ty z resztą również masz pełną swobodę w działaniu. Mnie tam nie będzie więc liczę na twoją kreatywność i chęć współpracy z resztą koleżanek. - zaznaczyła muskając wierzchnią stroną dłoni policzek służki a następnie zbliżając ku niemu usta by po chwili skraść całusa. - Mogę na ciebie liczyć siostrzyczko? - Oczywiście! - Brenie taka poufałość i życzliwość okazywana przez panią musiała imponować i robić duże wrażenie bo wydawała się wniebowzięta za taką przelotną pieszczotę. A i samo zadanie jakie zleciła jej pani też wywołało jej entuzjazm. - I Nadja tam będzie? I ja z dziewczynami? Oj no to zapowiada się ciekawy wieczór! - pokojówka van Drasenów wydawała się jak najbardziej chętna do wykonania takiego zadania. Zaśmiała się cichutko jakby szykowała się niesamowita przygoda tego wieczornego spotkania z tak ciekawymi koleżankami. I pewnie ulżyło jej, że pani wzięła na siebie rozmowę z Gretą. - Blanka zostanie tutaj i coś przygotuje na przekąskę. - zaznaczyła raz jeszcze - Do portu udasz się natomiast tylko ty i Dagmara. Póki co jednak pora się zbierać. - wróciła do tu i teraz - Pomóż mi się przebrać. Uczesz mnie. Zawołaj dziewczęta i ruszamy. Ostatnio edytowane przez Pieczar : 01-04-2021 o 03:08. |
01-04-2021, 06:49 | #210 |
Reputacja: 1 |
|