Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2021, 17:47   #92
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Cisza, jaka zapanowała w obozie po walce, była więcej, niż kojąca. Vessa opatrzyła rany Zachariasza, Klausa i Felixa z dużą wprawą i wszyscy mogli zabrać się za robotę. Weghorst ruszył między drzewa, przyświecając sobie latarnią, a po obchodzie wrócił z jedną informacją - ślady pozostawione przez orków wskazywały, że przyszły gdzieś z głębi Doliny Yetzin. Więcej nie dało się ustalić. Kręcący się przy namiocie Maximiliana Zachariasz odnalazł odciętą głowę Otto - rana była gładka, znaczyło to, że cięcie zadano szybko i z dużą siłą. Nieopodal znalazła się reszta ciała mężczyzny; leżał w krzakach z opuszczonymi gaciami, co mogło znaczyć, że orki dopadły go w dość niezręcznej sytuacji. Miał na sobie bandolierę z nożami, ale jak szybko niziołek zauważył, jednego brakowało. I nigdzie przy ciele nie mógł go znaleźć.

Przeszukanie namiotów i ciał martwych ludzi pozwoliło odnaleźć sporo przydatnych rzeczy. Mikstury lecznicze, prowiant, obrok dla zwierząt, świece woskowe, kołczan pełen strzał i cztery pudełka z bełtami po 20 w każdym. Do tego siedem sakiewek ze złotem. Ludzie Tobiasa mieli przy sobie od 5 do 10 koron, zaś sam Wirtz najwięcej, bo aż 30. Sam przywódca bandy nie posiadał przy sobie ani w namiocie niczego, co mogłoby rzucić nowe światło na morderstwo Maxa. Wyglądało na to, że ta sprawa już na zawsze pozostanie nierozwiązana. Przeglądając rzeczy w namiotach, Zachariasz i Bardin odnaleźli w miarę pasujące na nich proste, metalowe kapaliny, które nosili ludzie Tobiasa. Dodatkowo krasnolud musiał zająć się uspokojeniem przywiązanych nieopodal obozu zwierząt, gdyż te zachowywały się nerwowo, wyczuwając krew. Szybko się też okazało, że trzy konie należące do bandy Tobiasa zerwały się i uciekły. Nie było sensu ich szukać po spowitym wciąż w mroku lesie.

Orki nie miały przy sobie nic, co zwróciłoby uwagę bohaterów, a broń zielonych nie była czymś, co którekolwiek z nich chciałoby zabrać. Felix osobiście zadbał o to, żeby zabrali ze sobą dowody walki, odcinając zielonym kilka uszu. W znalezione w namiotach grube, zimowe koce zawinęli ciała Maxa, Viggo i Tobiasa a Klaus z Felixem zapakowali je na konie i zabezpieczyli dodatkowo sznurami. Kto chciał i miał ochotę, zjadł proste śniadanie i z samego rana, pośród podnoszącej się mgły, wyruszyliście w dalszą drogę.

* * *


Kolejne dwa dni podążaliście w dół Doliny Yetzin, kierując się w wyznaczone miejsce. Mijaliście gęsto zalesione tereny, a pogoda zmieniała się co chwilę - raz wiosenne słonko przyjemnie ogrzewało wasze twarze, by po jakimś czasie zniknąć za chmurami, z których lało jak z cebra. Vessa regularnie zmieniała opatrunki na ranach Felixa, Klausa i Zachariasza a te goiły się bardzo dobrze. Na jednym z postojów Bardin miał w końcu chwilę, żeby przysiąść z narzędziami nad wgniecionym przez orka hełmie i wyklepał go niemal perfekcyjnie (a przynajmniej z daleka nie było widać, że hełm przyjął konkretny cios).

W czasie drogi minęliście kolejne dwie karawany kupieckie, z czego jedna ostrzegła was przed bandą goblinów, na którą trafili poprzedniego popołudnia w głębi doliny. Wy uprzedziliście ich o orczej bandzie, która z pewnością gdzieś się po tych terenach panoszyła i to było na tyle. Potwierdzenie słów kupca bławatnego przyszło następnego dnia przed południem. Tym razem zieloni nie przypuścili ataku na grupę awanturników, ale Zachariasz ujrzał na jednym ze wzgórz nad nimi gobliniego zwiadowcę uzbrojonego w łuk i dosiadającego dużego wilka. Galeb rzucił tylko okiem na zachowującego dystans i znajdującego się o wiele wyżej niż oni zielonego, by zmarszczyć ponuro brwi.
- To hobgoblin, jedna z podras zielonoskórych - wyjaśnił - Są większe i silniejsze od zwykłych goblinów, a czasami zdarzają się i okazy tak silne jak orki. Zwykle atakują z zaskoczenia i używają zatrutych strzał.

Goblini zwiadowca jeszcze przez jakiś czas dotrzymywał im kroku, zerkając na nich z góry. Nie było szans ani do niego strzelić, ani spróbować się dostać w miejsce, w którym się znajdował, gdyż zdążyłby spokojnie uciec. I tak po kwadransie jazdy na równi z drużyną popędził swego wilka i zniknął za jednym ze wzniesień. Awanturnicy wiedzieli, że muszą mieć się na baczności a obecność tak wielu zielonych różnych podras w dolinie nie zwiastowała zbyt dobrze.

* * *

Żaden atak jednak nie nastąpił i do celu, czyli tam, gdzie wiodący z gór główny szlak na niewielkim moście przecinała wartko płynąca rzeka Trebeczka, dotarli kolejnego dnia. Barona Siegfrieda wciąż nie było, więc bohaterowie rozbili obóz na niewielkiej polance za mostem i regenerując się, oczekiwali na spotkanie. Dopiero koło 3 dzwona usłyszeli tętent koni zbliżających się z przeciwnej strony i kilka chwil później w zasięgu wzroku pojawiło się kilkunastu, na oko czternastu zbrojnych, w tym jadący między nimi baron von Schtauffen.

Widząc obóz nakazał zjechać do niego swym ludziom, zeskoczył z konia i popędził w stronę awanturników. Zwolnił w połowie drogi, gdy zorientował się, że nigdzie nie widzi ani Maximiliana, ani Viggo. Podchodząc, jego twarz ściągnięta była zniecierpliwieniem i niepokojem.
- A cóż to? - zapytał. - Gdzież mój wspaniały pan, następca tronu Vidovdanu, Maximilian? Gdzie Viggo? Nie wyszli nam na powitanie? Odpoczywają po podróży? Wołajcie że ich, żwawo, żwawo!

Kilku ludzi barona również zeskoczyło z koni. Bohaterowie widzieli, jak zwieszają dłonie na mieczach, przyglądając się sytuacji.
 

Ostatnio edytowane przez Quantum : 26-03-2021 o 17:54.
Quantum jest offline