Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2021, 20:51   #18
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Mervi zatrzymała Samuela nim ten zdążył postawić swoje bagaże.
- Zapomniałeś oddać karty na lotnisku. - odezwała się dość niewinnie.
- Nie zapomniałem - Samuel odpowiedział z szerokim, łobuzerskim uśmiechem - przepraszam cię - podniósł jeden palec do góry i zaczął rozglądać się po okolicy.
Technomantka zachowała ten sam wyraz twarzy. Słodki aż do zemdlenia.
- Czyli przyznajesz, że umyślnie, skrycie, zabrałeś kartę nie oglądając się na członków Kabały? - westchnęła teatralnie - A mówiono mi, że grupka jest taka ważna...
Druid jeszcze chwilę wpatrywał się gdzieś w dal. Wyglądał jakby czemuś się przesłuchiwał.
- Co za podejrzliwce - fuknął pod nosem odwracając się do Mervi - tak… Wziąłem, na kawę potrzebowałem - stwierdził będąc myślami jeszcze chwilę gdzieś indziej.
- Nie mogłeś poprosić o zwrot, tylko po cichu to zrobić? - technomantka spojrzała w stronę, w którą patrzył Werbena - I zapraszasz swoich kumpli zza zasłony czy co?
- Zasadnicza jak hermetyk lub NWO - druid mrugną zza binokli - wybacz Mervi, niektóre rzeczy robię odruchowo. Zwykle jest lepiej, ludzie często niepotrzebnie się peszą jeśli ich wprost prosi o zwrot. A może to ja na nich tak działam. A tam - wskazał w dal - rękawica jest dość cienka. Kilka wścibskich duchów wygląda, głównie strzępniaki. Taka lokalna fauna, chociaż to może też efekt zmierzchu. Na pewno przyciągamy uwagę, mniej lub bardziej.
- Czyli nie należy się przebierać tu... - spojrzała na mistyka - Nie rób tego więcej, nie znasz nas, nie zakładaj od razu, że wolimy za sceną coś rozwiązać. - usiadła na brzegu jego łóżka - Nie wiem co było tak ważne, że nie poszedłeś z nami do Webu, ale straciłeś całą zabawę. I archiwalny zapis historii sektora oraz... - uśmiechnęła się - ...minęła cię okazja na spojrzenie bogactwu w oczy.
- A co, znaleźliście kopalnie bitconiów? - Samuel zapytał rozpakowując bagaże.
- Sektor z Węzłem. - odparła wprost.
- Trafiłem - druid stwierdził sprawdzając zagięcia na koszulach - w webie, to jest intrygujące. Silny? Kto zajmuje?
- Pająki - Akane stanęła w drzwiach. Nie wyglądała na zachęconą. Podobnie jak w przypadku odwiedzin w barze na wyjazd zrezygnowała ze swojej czarnej sukienki. Niezbyt słusznie, ale miała luźną czarną, pociętą bluzkę z nadrukiem która zasłaniała króciutkie spodenki. Miała do tego kabaretki z bardzo dużymi dziurami i nieco wyższe trampki. Opierała się o swoją parasolkę, której używała kiedy byli w bezpośrednim słońcu. Przeniosła spojrzenie z Mervi na Samuela i z powrotem zatrzymując się na VA. Wydawała się zniechęcona.
- Pajęczyna zajęła tamten sektor w zupełności. Wypłoszyła technokrację i dom.
- Ładniutko - druid zamyślił się odchylając głowę na bok gdy odwrócił się w ich kierunku - węzeł w Pajęczynie opleciony pajęczyną, co za ironia nazw. Jeszcze te stare pająki - druid myślał, nagle jakby zapaliła się mu żarówka nad głoœa, uśmiechnął się diabelnie, naszykował do wypowiedzi i… Nagle zmienił zdanie, jakby entuzjazm zszedł z niego jak z pękniętego balonika.
- A tobie co? - Mervi równie nieciekawie jak zwykle, tylko lżej, poleciała ubrana do Afryki. Miała lżejsze, ale nie krótsze spodnie, a na bluzkę z krótkimi rękawkami narzuciła białą narzutkę zasłaniającą ramiona - Mogę ci nagrania z wyprawy i archiwów pokazać, ale jedna sprawa - obiecaj jak wszyscy, że zachowasz w tajemnicy informacje o sektorze.
Irlandczyk mijając całą trójkę był ubrany na turystycznie-wojskowo. Strój miał w kolorze khaki, luźny i przewiewny, ale okrywający go od stóp do głowy.
- Zdecydujcie kto w jakim pokoju. - rzekł taszcząc swój dobytek w torbie na kółkach i podpierając się laską. Wydawał się nieobecny myślami… a z pewnością niezainteresowany rozmową o Pajęczym Sektorze.
- Ja już wybrałem - Samuel wskazał otwartą torbę - generalnie zapraszam, raczej powinniśmy dwójkami sypiać. Dzielimy się po grecku?
- Czyli? - zapytała się azjatka.
- Panowie oglądają gołych panów, panie oglądają gołe panie - druid rzucił z krzywym uśmiechem.
- Wydaje mi się, że tak by było najlepiej - dziewczyna mruknęła bez przekonania.
Mervi spojrzała na Akane.
- A więc... - odezwała się do Samuela - ...mam dzielić pokój z nią? - mruknęła bez radości.
- Nie musisz. Wezmę osobny pokój. Jeśli naprawdę tak ci przeszkadzam - japonka nie zamierzała walczyć.
Druid przyglądał się wymianie zdań z zaciekawieniem.
- Zakładam, że będziesz robiła ćwiczenia karateków rano, a ja nie siedzę krótko w nocy. - Mervi spojrzała na nią oceniająco.
- Wszystko jedno… niech każdy śpi osobno… lub my możemy z Samuelem razem… i tak ktoś będzie musiał pilnować bezpieczeństwa reszty. Możemy się zmieniać. - stwierdził Healy zatrzymując się.
- Mogę medytować, a na ćwiczenia wyjdę z pokoju. Nie obudzę cię - Akane powiedziała bez urazy.
- Jak coś to mam tabletki na sen, trochę ziółek i - druid schylił się do torby wyciągając małą fiolkę - coś mocniejszego. Ale Patrick generalnie dobrze mówi, myślałem poprosić lokalne duchy, i tak trzeba się z nimi zaprzyjaźnić. Może Mervi, ty potrafisz ustawić dobry alarm?
- Zrobię co trzeba. - mruknęła patrząc niepewnie na fiolkę - Masz dużo takich psychoaktywnych rzeczy?
- Trzeba by się ugadać z duchami. Choćby po to by nie traktowały nas jak intruzów na swoim terenie. Jesteśmy przejazdem, nie ma co drażnić miejscowych nadnaturali naszą obecnością. - dodał Healy cicho.
- Mogę w tym pomóc jeśli potrzeba - japonka tylko niegłośno rzuciła aby nie zaburzać za bardzo rozmowy.
- Jutro rano złożonym im małą ofiarę - Samuel powiedział pewnie - tymczasem chciałbym pojechać do naszego punktu kontaktowego i wiedzieć na czym stoimy.
- Nie. - technomantka odparła wprost - Nie będziemy po chwili podróży bez przygotowania jechać gdziekolwiek.
- Ale to nie jest daleko. W mieście jeśli dobrze pamiętam - japonka zdziwiła się nieco, ale kontynuowała. - Możesz zostać tutaj jeśli nie masz ochoty jechać.
- Teraz to mogę zostać, a w Webie był płacz? - uśmiechnęła się krzywo - Po prostu nie dajecie tak szans na przygotowanie najlepszego planu działania.
- Z jakiegoś powodu śmiem uważać, że tutaj jest nieco bezpieczniej niż na pajęczynie pełnej pająków. Może mam skrzywioną perspektywę - Akane rozłożyła ręce - plan jest prosty. Dowiedzieć się na czym stoimy aby móc cokolwiek planować dalej.
Mervi zmarszczyła brwi krzywiąc się.
- Zawsze akashic tacy niezdecydowani? Idziesz za instynktem - źle. Chcesz analizować - też masakra.
- Nie każdy problem należy mierzyć tą samą miarą. Ty się czułaś lepiej w pajęczynie, ale nas zostawiałąś bez pełnej wiedzy. Tutaj z kolei zwyczajnie nie widzę potrzeby aby zastanawiać się nad tym jak pojechać do punktu informacyjnego. O ile na każdym kroku nie natrafimy na miny przeciwpiechotne to wydaje mi się, że nie będzie potrzeby aż tak się przygotowywać.
- Jeśli Mervi nie chce - Samuel wzruszył ramionami - to się obejdziemy smakiem. Byłem ciekaw, ale to czy teraz, czy najpierw odpoczniemy, w gruncie rzeczy robi małą różnicę.
- Dwóch lub jeden pojedzie… reszta może go osłaniać z hotelu. - westchnął ciężko Irlandczyk wydając salomonowy wyrok. - Zrobię drona z kamery.
- Nie rozdzielamy się, Patrick. - Mervi westchnęła.
- Nie rozdzielamy… ok… a drona i tak możemy posłać. I obejrzycie sobie miejsce przez kamerkę. - zadumał się Irlandczyk.
Akane milczała dłuższą chwilę.
- To ja wezmę osobny pokój - mruknęła odepchnęła się od drzwi prostując postawę. Zaciągnęła swoją torbę w kształcie trumienki do jednej z dwójek.
Mervi westchnęła.
- Jeżeli będziesz robić jedzenie - zawołała za Akane - możemy być razem w pokoju!
- To chodź - dostała odpowiedź po dłuższej chwili.
Mervi spojrzała na Samuela.
- Przyjdź zaraz do nas to ci filmiki pokażę. I złożysz obietnicę. - rzuciła nim udała się za Akane.
Samuel pokiwał głową, i wciąż rozpakowując część bagaży, zwrócił się do Irlandczyka.
- Nie wyglądasz zdrowo. Zaparzyć ci ziółek?
- Obejdzie się.- odparł Healy wyciągając z pakunków małą pozytywkę. Postawił ją na łóżku. Zdjął buty i usiadł przed nią. Zaczął nakręcać mówiąc.
- Teraz twoja kolej na pilnowanie. Ja… będę gdzie indziej.-
Gdy rozpoczęła się melodia, zaczął liczyć. 3… 2...1…
Zapadł w trans.
Druid westchnął ciężko i zostawił Patricka.


Tymczasem wejście w trans Patricka nie przebiegało tak gładko, jak to zwykle bywało. Irlandczyk mógł winić za to nierówne tętno uszkodzonego organizmu.
Ostatecznie znalazł się w centrum mechanicznego miasta. Po uszkodzeniach nie było śladu, chociaż czuł, iż jego jeszcze większa zmienność niż zwykle, była skutkiem ciągłej reperacji uszkodzeń.
Mężczyzna rozejrzał się po okolicy, spojrzał na oblicza mijających go mieszkańców. Zerknął do kamizelki i wyjął z niego zegarek pełniący też rolę kompasu, ciśnieniomierza… generalnie pokazywał to co chciał zmierzyć w mieście… jak i kierunki. No cóż… był tu detektywem, więc czas było zacząć detektywistyczną robotę. Skradziono serce, więc czas udać się na miejsce zbrodni. Do serca miasta.
Droga którą przebył Patrick prezentowała się potwornie nudno. Nie znalazł niczego ciekawego, ale też wszystko wydawało się po prostu zwykłe. Zakurzone, mimo ruchu - zbyt regularne. Nawet centrum miasta prezentowało się pusto i statycznie.
I nie było tu z nim gnoma.
- Stary pierdziel bawi się w chowanego. - burknął Healy rozglądając się i wyjmując z kieszeni lupę także. To że miejsce wydawało się zwykłe nie oznaczało, że nie mógł tu znaleźć jakichś wskazówek.
Badania dobitnie pokazały Patrickowi, iż gnom nie bawił się w chowanego. Po prostu go tutaj nie było, tak jakby się definitywnie wyprowadził.
A syna eteru zaczęło trapi przeczucie, iż akurat w tej sprawie, marnuje czas. Tak jakby to, czego szuka, znajdowało się nie wewnątrz, a na zewnątrz.
- Na zewnątrz…- zadumał się Healy i zamyślił. Co właściwie było poza miastem? No cóż… pozostało kompasem określić, kierunek… zamówić dorożkę i jechać tak daleko jak się da.
Miasto z okna dorożki było… niewłaściwe. Choć z pozoru wszystko wyglądało tak samo.


Ulicki były mroczne i kręte, postacie przemierzające je odpowiednio wyglądające. Zapachy dźwięki… wszystko jak być powinno. Ale zarazem brakowało tu… życia. Wszytko było zbyt statyczne… zbyt nudne, martwe.
Uliczka za uliczką Healy czuł jak wszystko staje się coraz bardziej jednostajne. Miasto robiło się nudne, aż w końcu dotarł do bramy i przekroczył ją opuszczając je. I obudził się… z głośnym jękiem irytacji i frustracji. Rozejrzał się dookoła. Jego strażnika nie było, sądząc z dochodzących głosów… rozmawiał z dziewczynami.
- I to tyle w kwestii pożytku z niego. - westchnął ciężko Irlandczyk przekonując się, że na Samuelu nie można polegać. Cóż… dobra lekcja na przyszłość.
Healy zabrał się za rozmontowywanie sprzętu, który krył jego broń. Obejrzał Ćwikłę uśmiechając się do niej czule.
- Tylko ty mi zostałaś.- szepnął, po czym włożył do kabury i wyszedł z pokoju. Powoli ruszył korytarzem, pogwizdując cicho i pocierając kciukiem szkiełko sygnetu. Z pomocą prostej magyi umysłu ułatwiał zapamiętywanie mijanych obszarów tworząc mentalną i trójwymiarową mapę budynku w swojej głowie. Sprawdzał poszczególne obszary pod kątem dróg ucieczki z budynku, miejsca narażone na ogień snajperów z pobliskich budynków, obszary łatwe do umocnienia, et cetera…
Nie było to szczególnie ważne w tej chwili. Grupka magów nie była wszak zagrożona przez nikogo. Ot, takie ćwiczenie dla zabicia czasu i zduszenia w sobie frustracji narastającej niczym rakowa narośl. Po tym rekonesansie i uspokojeniu własnych myśli Irlandczyk wrócił do pokoju i położył się spać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline