Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2021, 03:39   #206
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 46 - 2519.01.29; bzt (5/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Stare Miasto; karczma “Śledzik”
Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato



Egon i Vasilij



Okazało się, że tak jak wczoraj wieczorem Norma powiedziała Vasilijowi tak dzisiaj rzeczywiście pogoda nie sprzyjała wycieczkom na zewnątrz. Póki to jeszcze było kawałek po mieście i ulicach to jakoś to było do wytrzymania. Ale przy tej zadymce jaką tworzył silny wiatr szkoda było tracić sił na zmaganie się z wiatrem i śniegiem jeśli nie było takiego musu. A koniec końców nie było. Co prawda niebo nad głowami i dachami o dziwo świeciło słonecznym blaskiem i błękitnym nieboskłonem. Ale co z tego skoro silny wiatr podpadający już pod granicę sztormu potrafił miotać grubymi konarami a pod jego prąd szło się z wysiłkiem. Wdzierał się pod kaptury, potrafił zwiać czapkę czy kapelusz i nawet ciężkie kożuchy powiewały jak lekkie firanki.

O tym wszystkim mogli się przekonać zarówno umięśniony gladiator jak i szef miejskiego gangu gdy rano szli przez miasto aby dotrzeć do “Śledzika” gdzie była największa szansa spotkać Theo. Spotkali się już na miejscu. Podobnie jak wczoraj wieczorem po wyjściu od węglarzy szli jakiś czas we czwórkę aż dziewczyny skręciły w jedną a oni w drugą stronę. Do domów dotarli jeszcze ze dwa dzwony przed północą więc nie było tak późno.

Cichy przed powrotem zaszedł do skrytki kontaktowej ze Strupasem ale poza mrozem, wiatrem i śniegiem znalazł tylko swoją poprzednią wiadomość. A po ich garbusie nie było ani śladu.

Egon zaś tak jak ostatnio miał okazję poznać paru kolegów Silnego tak wczoraj miał okazję poznać jego koleżanki. Versana była dla niego właściwie dziewiczym tematem bo nie pamiętał by kolega kiedyś o nie wspomniał. Właściwie o Łasicy też prawie nie. Poza tymi zirytowanymi, gniewnymi warknięciami gdy pewnie niechcący wspomniał o niej któryś z kolegów. Sama Łasica wczoraj jakoś o nim nie wspominała więc nie bardzo było widać czy to jednostronna niechęć czy może jednak odwzajemniona. A z tych dwóch nowych koleżanek to ta o granatowym odcieniu włosów wydawała się ubogą krewną tej czarnowłosej. Odzywała się mniej, była skromniej ubrana no i jak na razie nic nie słyszał by miała swoją kamienicę.

Właśnie Łasica przed rozstaniem wczorajszego wieczora powiedziała im o Danie. Tropicielce spoza miasta która znała się na życiu w dziczy a nawet znalazła raz zamarzniętego Norsmena. Tylko, że chyba jednego. I to już jakiś czas temu. Tylko niebieskowłosa nie wiedziała czy ona nadal jest w mieście i spotkała ją raz więc ledwo ją znała. Jak jest to powinna być w “Sierpie i młocie”. Tak na wszelki wypadek jakby wycieczka Normą jednak nie wyszła. Bo gołym okiem widać było, że podczas spotkania toporniczka jakoś nie zdradzała entuzjazmu.

Ale to było jeszcze wczoraj wieczorem. Dzisiaj z rana spotkali się na wschodnim brzegu Salt w “Śledziku”. Tutaj była największa szansa, że spotkają Theo albo kogoś komu można zostawić dla niego wiadomość. Z początku go nie zastali a karczmarz nie bardzo wiedział kiedy niziołek przyjdzie i czy w ogóle. W końcu nie przychodził tu do pracy nie? Ale zwykle przychodził na drugie śniadanie. W końcu to niziołek. Więc jak już obaj siedzieli przy drugim czy trzecim kuflu i znów się drzwi otwarły przed jakimś z gości tym razem do środka weszła barwna postać chociaż nie imponowała posturą. Ale impresario areny zachowywał się swobodnie jakby był u siebie i zdawał się wszystkich znać i wszyscy znali jego. Pogawędził chwilę z karzmarzem w przyjacielskim tonie i trudno było uwierzyć, że ten jowialny i ubrany w kolorowe szaty niziołek może mieć cokolwiek wspólnego z czymś nielegalnym. Gospodarz pewnie też wspomniał i o dwóch klientach do niego bo Theo spojrzał we wskazaną stronę i pozdrowił ich głową.

Krótko potem zasiadł przy swoim ulubionym stole w milczącym towarzystwie swoich dwóch, rosłych ochroniarzy. Kontrast między ich zwalistymi sylwetkami a jego niską sprawiał, że on wydawał się przy nich jeszcze drobniejszy a oni przy nim jeszcze masywniejszy. Potem zaś kelnerka przyniosła im po kuflu i pewnie czekali aż kuchnia przyrządzi zamówienie na to niziołkowe śniadanie. Więc pojawiła się okazja aby z nim porozmawiać. Pierwszy podszedł Vasilij i po przywitaniu wyłuszczył mu z czym przyszedł. Niziołek jednak zmarszczył brwi jakby coś było dla niego niezbyt jasne. Ale jeszcze się nie odzywał bo akurat kelnerka przyniosła tacę z zamówieniem. A potem kolejną. Theo odezwał się dopiero jak poszła.

- Poczekaj, poczekaj Cichy bo ja chyba czegoś tu nie rozumiem. - nieco uniósł dłoń jakby chciał zastopować bruneta z jakim rozmawiał. - Wyjaśnij mi dokładniej o co chodzi z tymi propozycjami około arenowymi jak to zgrabnie nazwałeś bo chyba czegoś nie łapię. - poprosił tonem jakby to ta wczesna pora i mróz no i głód oczywiście, sprawiały, że chyba coś przegapił w tej dyskusji.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato


Pirora



Kolejny poranek okazał się jeszcze przyjemniejszy niż poprzedni. Miłe wspomnienia z upojnej nocy spędzoną z żywiołową panią kapitan przyjemnie rozgrzewały i rozleniwiały ciało. Nawet za oknem pogoda jakby współgrała z takim wspomnieniem ostatniej nocy. Bo było słonecznie a nad dachami dały się zauważyć skrawki malowniczego błękitu. Chociaż na ziemi musiało nie być tak przyjemnie bo okno aż trzeszczało od naporu silnego wiatru. A wraz z nim latał porwany z ulic śnieg czyniąc wrażenie mgły. W starciu z lodowatym światem zewnętrznym opuszczenie gościnnego i przyjemnie nagrzanego łóżka wydawało się mało pociągające. Ale pukanie do drzwi nie dawało za wygraną.

Irina okazała się niezawodna jak zawsze. Zadbała o swoją panią i nie mogła dłużej czekać aż pani wstanie jeśli chciała być gotowa na przejażdżkę po mieście z tutejszymi damami z towarzystwa. Ale podobnie jak wczoraj dzisiejszy poranek, właściwie to dość późny poranek, bliżej mu było do południa niż początku dnia, okazał się obfitować w zgrabne, młode kobiety które prawie w magiczny sposób zdawały się materializować wokół panny van Dyke. Chociaż jak się nad tym głębiej zastanowić to był to raczej efekt poprzednich wydarzeń. Pierwsze z nich objawiły się jak jeszcze Pirora z Iriną doprowadzały się do stanu używalności po tak intensywnie spędzonej nocy. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Irina spojrzała pytająco i koniec końców przed gospodynią stanęły dwie, młode kobiety jakich nie znała. Ale te szybko to naprawiły.

- Dzień dobry panno van Dyke. - powiedział rudzielec dygając grzecznie przed mieszkanką pokoju 13. - Ja nazywam się Benona a to jest Ajnur. Przysyła nas pani kapitan de la Vega. Prosiła przekazać, że zaprasza na śniadanie na dole w głównej izbie. Oraz gdyby pani nas potrzebowała to my będziemy w pokoju pani kapitan. - jak ta płomiennowłosa się przedstawiła to już Pirora domyśliła się, że chodzi o te dwie służki pani kapitan o jakich jej wspomniała wcześniej. I widocznie nie była gołosłowna z tym, że jest skłonna się z nimi podzielić. Wcześniej panna van Dyke je co prawda raz widziała ale dość przelotnie i w całej wesołej grupce jaka przetoczyła się przez główną izbę tawerny. Teraz zaś obie stały przed nią na wyciągnięcie ręki więc mogła im się przyjrzeć na spokojnie. Rzeczywiście były ubrane jak zwykłe służące czy robotnice. Ta ruda wydawała się uśmiechać całkiem przyjemnie a ta druga rzeczywiście miała mocno egzotyczną urodę o migdałowych oczach. Ale nie zajęły jej wiele czasu bo w gruncie rzeczy miały tylko przekazać wiadomość i zaproszenie od pani kapitan.

---

- I jak noc moja droga? Wyspałaś się? - Rose zapytała gdy już usiadły razem przy tym samym stole co poprzednio zajmowała kapitan i jej załoga. Pytanie wydawało się czysto grzecznościowe, wypadało przecież zapytać o coś w ten deseń na początku rozmowy. Ale w spojrzeniu i uprzejmym tonie krył się złośliwie rozbawiony chochlik skoro właścicielka sama uczestniczyła w intensywnych wydarzeniach wczorajszej nocy. Ale oficjalnie to tylko razem jadły śniadanie we wspólnej izbie. Co prawda dość późna pora na śniadanie ale widocznie kapitan też pewnie wstała wcale nie tak dawno.

- Widziałaś te moje służki? Mam nadzieję, że cię nie wystraszyły i nie są dla ciebie szpetne. Na razie zostawię je w swoim pokoju. Ja sama muszę załatwić parę spraw na mieście. - wyjaśniła jaki miała zamysł z tym zaproszeniem przesłanym przez swoje służki. A przy okazji była ciekawa jej zdania na temat tych dwóch tak kontrastowo dobranych dziewcząt. I może to był przypadek ale na nadgarstku pani kapitan oprócz jakiejś bransolety jaką miała i wczoraj dało się dostrzec czerwoną wstążkę. Podobną jakiej rano Pirora nie mogła się doszukać we wczorajszej garderobie. Sama kapitan dzisiaj przy śniadaniu była już mniej odświętnie ubrana niż wczoraj wieczorem. Siedziała w swojej kamizelce i koszuli a na kołku wisiał jej ciężki, kapitański płaszcz i pas z bronią.

---


Śniadały we dwie to późne śniadanie gdy Pirora dojrzała jak pomiędzy stołami idzie Naja a ona zauważyła ją. Więc pomachała do niej dłonią i podeszła do ich stołu.

- Dzień dobry pięknym i bogatym paniom. - artystka ukłoniła się szarmancko przed tą dwuosobową widownią jakby miała zamiar zacząć występ na scenie. I udało jej się sprytnie nawiązań do swoich niezbyt skrytych poszukiwań bogatszej połówki albo chociaż mecenasa.

- Witaj piękny bardzie. Siadaj i śniadaj. - Rose zaprosiła poetkę a ton wskazywał, że chyba ma świetny humor tego poranka. A może dojrzała jak szybkim spojrzeniem ciemnowłosa obrzuciła zastawiony stół. I nie myliła się bo Simonsberg bardzo chętnie skorzystała z tego zaproszenia.

- Dziękuję bardzo o piękna pani której mądrość i przenikliwość dorównuje tylko twój wdzięk i uroda. - Nije skłoniła się jeszcze raz i dosiadła się naprzeciwko obu kobiet kładąc na ławie obok siebie swoja lutnię.

- Cześć ślicznotko. Ale wieje złem na zewnątrz! Jak się piękne i bogate damy rozmyślą na te przejażdżki po mieście to jakoś za bardzo nie będę płakać. - oznajmiła witając się z blondynką i z miejsca zdradzając po co tu głównie przyszła. W końcu miała ją zaprowadzić do rezydencji van Zee i przedstawić towarzystwu licząc, że uda im się zabrać na tą wizytację kandydatów na nowy teatr. A na razie chętnie korzystała z dań na stole jakby to był jej pierwszy posiłek dzisiaj.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.29; Bezahltag (5/8); przedpołudnie
Warunki: kuchnia, cisza, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, b.si.wiatr, lodowato


Versana



Znajome, przyjemne wnętrze kuchni, znajome kształty i zapachy wydawały się oazą ciepła w porównaniu do zawiei za oknem. Wiało aż szyby w oknach trzeszczały i raz czy dwa coś porwane przez wiatr stukało w te szyby. Ale dla kontrastu na górze okna widać było błękit nieba. Widocznie trafiło na ten jeden z niweielu słonecznych poranków zimą. Tylko ten prawie sztormowy wiatr psuł ten całkiem miły dla oka efekt. Na razie pani van Drasen nie musiała się ubierać i wychodzić ale wkrótce ją to czekało. Była przecież umówiona tak z tą nową siostrą, Pirorą jak i z damami towarzystwa na to zwiedzanie kandydatów na teratr. Chociaż nie była pewna czy damom starczy samozaparcia aby mierzyć się z taką zamiecią. No ale mimo wszystko wypadało chociaż tam pojechać i się zorientowac w temacie. Zwłaszcza jak się zostało twarzą tej inicjatywy. A ta mogła być przepustką do wyższych sfer w jakie obecnie z trudem się wciskała i wciąż na mocno gościnnych warunkach. Ale zapewne jako osoba z kierownictwa takiego projektu popieranego przez nazwiska pierwszego sortu z towarzystwa mogło jej to mocno ułatwić wiele spraw.

- Przygotowałam pani dwie suknie. Może pani przymierzyć. - oznajmiła Brena zdradzając, że mimo zażyłoście jaką ostatnio zdradzały obie strony nie zapomniała o swoich obowiązkach pokojówki. Ale tym razem na tym krótkim meldunku nie skończyła tylko stała dalej jakby chciała powiedzieć coś jeszcze.

- A mogę o coś zapytać? - jak się okazało chodziło o pytanie. Jak wdowa skinęła głową to pokojówka ciągnęła dalej. - A to Dagmara i Blanka będą teraz z nami mieszkać? I Nadja. Tylko ona to nie wiem czy znów nie żartowała. Bo tylko tak się zastnawiałam jak to by wyglądało. - wyjaśniło co ją trapiło tego wichrowego poranka. Samo pytanie sugerowało, że rudzinka nie ma jakoś nic przeciwko mieszkania z innymi koleżankami o jakich mówiła ale raczej chyba zastanawiała się praktycznie jak to wszystko rozmieścić i podzielić przestrzeń. Może poza Łasicą której bezpośredni i żartobliwy styl sprawiał, że Brena miała trudności z rozróżnieniem kiedy ta żartuje a kiedy nie. Zwłaszcza jak z nią włamywaczka tak nie dzieliła się planami i myślami jak z jej panią. A i z samą Łasicą odbyły jeszcze wczoraj wieczorem całkiem interesującą rozmowę jak już wyszli od Normy i węglarzy i rozstały się z chłopakami. A Łasica jak to miała w zwyczaju odprowadziła swoją partnerkę pod drzwi no a do tego momentu mogły jeszcze porozmawiać całkiem swobodnie.

- Z tymi chłopakami nie wyszło tak źle z tą Normą. Bałam się, że nam spartolą sprawę. Ale chyba jakoś się dogadali. Chociaż na tyle, że nikt nikomu nie dał po pysku ani się nie obraził. - ulicznicy widocznie ulżyło, że chociaż bez rewelacji to chociaż toporniczka nie tryskała na ich widok entuzjazmem to i tak było lepiej niż wcześniej. No i potwierdziła, że dalej są z Łasicą umówione na Konistag.

- A ta nowa? Pirora? Widziałaś? No powiem ci, że z początku było dość drętwo. Już myślałam, że to jakaś paniusia co zadziera nosa. Chociaż ta woda z pianą ładnie z niej ściekała. Ale nie! Widziałaś jak się na koniec rozkręciła? Czuję, że się dogadamy! - potem wróciła niejako do tej nowej siostry jaką poznały dzisiejszego wieczoru. I tutaj to spotkanie widocznie sprawiło przyjemność włamywaczce.

- Tak naprawdę to musiałam mocno zaciskać zęby bo jak kazałaś jej się pocałować w swojego ślicznego wężyka bo miałam ochotę klęknąć obok niej i zrobić to samo co ona! - zaśmiała się zwierzając się przyjaciółce co takie wrażenie na niej zrobiło jak już prawie miały wychodzić z tamtej łaźni.

- A potem pamiętałaś o mnie jak jej kazałaś pocałować mnie. To było takie miłe… - na kochance znów niesamowite wrażenie zrobiło to, że Versana o niej pamiętała i to chyba ją strasznie rozczulało bo aż złapała dłoń wdowy i uniosła do swoich ust całując ją z wdzięcznością.

- Zazdroszczę ci. Spotkacie się jutro. To zobacz jaka ona jest a potem jak przyjdę wieczorem to masz mi wszystko opowiedzieć! - mruknęła z żalem, że znów ta służba u van Drasenów pozbawia ją tylu przyjemności życia. Ale w takim razie liczyła chociaż na relację przyjaciółki z tego spotkania.

- Jej nie wytrzymam do Agnestag. Jakoś wykombinuję by ją dorwać wcześniej. Słyszałaś co ona powiedziała? Że ma ochroniarza i tak dalej. Chyba dziewczyna nie wie z kim tak naprawdę rozmawia. - zachichotała złośliwie jakby tamte żartobliwe słowa nowej koleżanki odebrała jak jakieś wyzwanie które drążyło jej ciekawość i ambicję.

- Aaa… - uniosła palec do góry jakby to jej o czymś przypomniało. - Właśnie. Z tym Jorgiem. - machnęła tym palcem dając znać o co chodzi. - Z tą “Mewą” może być. Ale wiesz, że mnie całymi dniami nie ma no a i wieczorami to niekoniecznie tam od razu wracam. Czasem za późno wracam by tam zajrzeć. To jakby co to mi najbardziej pasuje Marktag. Ale skoro chodzi o kazamaty to najwyżej chorobowe wezmę. No bo się nie rozdwoję tam i u van Hansenów. - powiedziała zerkając na koleżankę i widocznie sprawy związane z kazamatami mimo swojej niefrasobliwej otoczki traktowała priorytetowo.

- A. I jeszcze to pluskanie z Normą w Konistag. Ja będę wieczorem, najprędzej o zmierzchu. Możesz kogoś tam podesłać aby nagrzał wody i wszystko przygotował? Nawet Kurta, on tam ma prawie po sąsiedzku albo którąś z dziewczyn. Bo jak ja bym miała przyjść na zimne to trochę zejdzie zanim się wszystko rozpali i nagrzeje. A wolałabym nie drażnić naszej Wilczycy czekaniem w zimnym jak jej obiecałam kąpiel i całą resztę. - poprosiła Versanę o pomoc w zorganizowaniu tego spotkania. I tak sobie spacerkiem dotarły pod drzwi kamienicy młodej wdowy. Dobrze, że wieczorem nie wiało złem tak jak teraz za oknem. Potem jeszcze całus na pożegnanie i żart, żeby trzymać kciuki by w pracy udało jej się wreszcie dobrać do majtek Any. No a potem było ciepłe wnętrze własnego domu a koniec końców dzisiejszy poranek.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline