Jana dostała klatkę z ostatnim gołębiem pocztowym i notkę, którą miała - w razie konieczności - przywiązać ptaszkowi do nóżki.
Drugi gołąb wcześniej już pofrunął, niosąc wiadomości o Bastionie i kultystach, ale co dwaj uskrzydleni posłańcy to nie jeden.
- Wrócimy - szepnął Janie do ucha, oddając uścisk i buziaka.
* * *
Droga do murów Bastionu bynajmniej nie była ani prosta, ani łatwa.
- Zrobili to, co i ja bym zrobił - powiedział cicho Karl, gdy kolejny wojak wpakował się w pułapkę. Na szczęście żadna nie była śmiertelnie groźna. - No i mieli mnóstwo czasu na przygotowanie paru nieprzyjemnych niespodzianek.
Z drugiej strony... on sam mógłby wymyślić bardziej zabójcze pułapki. Może tamci byli mniej doświadczeni...
- Ale chyba nie ma ich zbyt wielu... - dodał z umiarkowanym optymizmem. - W zasadzie powinni czekać na nas, z bronią w ręku, i zaatakować, a potem się wycofać.
Jak by nie było, strzelec z łukiem czy kusznik wyrządziliby więcej szkód, niż pułapka.
Wnet okazało się, że kultyści spełnili przynajmniej część oczekiwań Karla.
- Mam wrażenie, że tam, przed nami, widzę dwie czy trzy sylwetki - ostrzegł pozostałych. - Pochylcie się.
Sam też się schylił, by stanowić mniejszy cel.