Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2021, 08:55   #359
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 93 - 1940.VI.02; nd; zmierzch; Clermont - Ferrand

Czas: 1940.VI.02; nd; ranek; godz. 08:15
Miejsce: Francja; pn Francja; Paryż; paryska siedziba Spectry
Warunki: bufet, jasno, ruch na korytarzu, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, chłodno


George (srg. Andree de Funes), Noemie (por. Annabelle Fournier) i Birgit (kpr. Mae Gordon)



- A więc wyjeżdżasz. - agent Soren nie okazał zdziwienia gdy znów spotkali się we czwórkę przy stole w firmowym bufecie. Nie był zdziwiony bo przecież sam przekazał trójce tymczasowych podwładnych polecenie udania się na południe. Jeśli zdziwiło go czemu z całej trójki rusza tam tylko belgijska agentka to zatrzymał to dla siebie.

- Tu ci przygotowałem mapę Clermont - Ferrand oraz atlas drogowy Francji. - powiedział kładąc na stole mapy o jakich mówił. Chwilę rozmawiali jak najlepiej dobrać drogę na to południe. W opinii francuskiego agenta przed zmierzchem powinno się dojechać. Aczkolwiek pogoda oraz wojny mogły tutaj dorzucić swój element chaosu w te plany. W każdym razie Soren uprzedził miejscowych agentów o przyjeździe wsparcia z Paryża co powinno ułatwić spotkanie ale się nad tym nie rozwodził przy śniadaniu.

- W recepcji czeka na ciebie paczka z rzeczami o jakie prosiłaś. Aczkolwiek nie zdążyliśmy przyszyć insygniów do munduru więc będziesz musiała sobie z tym poradzić sama. - dorzucił jeszcze co wyszło z wczorajszego zamówienia jakie niejako złożyła u niego belgijska koleżanka.

- A co do was. - zwrócił się do Anglika i Niemki. Skoro zostawali w mieście to im też znalazł odpowiednie zajęcie. - Myślę, że nie ma na co czekać z tymi waszymi kapralami. Udacie się z nimi pociągiem do Bordeaux. Tam spróbujcie dostać się na jakiś statek płynący do Anglii. Udało nam się zorganizować pomoc dwóch żandarmów. Nie są wtajemniczeni w nasze sprawy, są z zewnątrz. Wiedzą, że mają się zgłosić do sierżanta i eskortować niemieckiego jeńca do Bordeaux. - Francuz streścił na czym polega obecnie zadanie dwójki pozostałych agentów. Zresztą zbieżne z oryginalnymi rozkazami jakie otrzymali jeszcze w Londynie. Jak przewidywał ta podróż również powinna się zakończyć jeszcze tego samego dnia ale znów trudno było to tak dokładnie panować w realiach wojny i niemieckiej dominacji w powietrzu. Zwłaszcza, że chmury za oknem nie były na tyle groźne aby odstraszyć nieprzyjacielskich lotników.

Rozmawiali jeszcze chwilę kończąc tą śniadaniu zdając sobie sprawę, że jest to ostatnie wspólne spotkanie w tym gronie na nie wiadomo jak długo i ustalając różne szczegóły jakie jeszcze były do ustalenia. W pewnym momencie przerwali rozmowę gdy spiker w radiu w wiadomościach poinformował o ciężkim bombardowaniu Beauvais przez niemieckie lotnictwo. Podobno zniszczenia były “bardzo poważne”. Spiker rozwodził się nad brutalnością i barbarzyństwem Luftwaffe która zbombardowała nawet miejski szpital który był wyraźnie oznaczony znakami czerwonego krzyża.




Czas: 1940.VI.02; nd; zmierzch; godz. 18:45
Miejsce: Francja; centralna Francja; Clermont-Ferrand; plac de Jaude
Warunki: wnętrze kawiarni, jasno, gwar rozmów, ciepło na zewnątrz jasno, deszcz, umi.wiatr, ziąb


Noemie (por. Annabelle Fournier)



Przewidywania Sorena okazały się całkiem poprawne. Wyruszyła z Paryża późnym rankiem po śniadaniu, pożegnaniu z pozostałymi i przejrzeniu zawartości przygotowanej paczki i map. I krótkim spotkaniu z samym Sorenem który wstępnie wdrożył ją czego może oczekiwać w Clermont.

Paczka okazała się w sam raz. Był mundur ale bez dystynkcji. Te jednak dała radę w parę minut przyszyć zmieniając go w mundur francuskiego porucznika żandarmerii zupełnie jak ten jaki odebrała w Londynie. Znów w razie potrzeby miała odpowiedni mundur do papierów jakimi się posługiwała. Była też mała walizka chociaż pusta. Ale Soren skierował ją do niewielkiej garderoby dla agentek gdzie sama mogła sobie dobrać co jej pasowało na rozmiar i stylistycznie. Garderoba okazała się sporym pokojem w którym dominowały szafy i wieszaki z kobiecymi kreacjami. Można tu było chyba dobrać zestaw na każdą okazję.

Oprócz tego do munduru była broń i potrzebne przedmioty. Przepisowy francuski bagnet piechoty, drugi mniejszy i poręczniejszy nóż i jeszcze zwykły scyzoryk. Do tego płaska latarka i mapnik gdzie poza mapami można było trzymać potrzebne dokumenty, aktówki i inne potrzebne drobiazgi. Ale prawdziwym rarytasem była broń boczna. Soren czy ogólnie paryska centrala się postarała bo to był nowy pistolet sił zbrojnych przyjęty do uzbrojenia tuż przed wybuchem wojny.



https://pl.wikipedia.org/wiki/Pistol...0-gradient.jpg


MAS używał francuskich 7-ek* i miał magazynek na 8 naboi. Poza tym w broni dołączone były 3 zapasowe magazynki oraz 2 pełne paczki nabojów po 20 sztuk każdy. Sam pistolet był lekki, poręczny i cechował się nowoczesną stylistyką więc rokowano mu świetną karierę no ale ten wybuch wojny stawiał tą karierę pod dużym znakiem zapytania.

Sama droga z Paryża poszła w miarę gładko. Najwięcej kłopotów miała przy samym wyjeździe ze stolicy Francji bo ulice były zatłoczone konwojami z rannymi, wojskami jadącymi na północny front oraz uchodźcami. W miarę jak oddalała się na południe ten cały korek rzedniał chociaż przez całą drogę spotykała charakterystyczne wózki pchane przez uchodźców lub konne woze wiozące swój dobytek. Wszyscy niezmiennie ciągnęli na południe uciekając przed wojną. Gdzieś w połowie dnia i trasy złapał ją deszcz. Ale padał tylko z pół godziny, może trochę więcej a potem się przejaśniło. I w końcu późnym popołudniem dotarła do rogatek docelowego miasta. Teraz mogła zmienić atlas Francji na mapę tego miasta aby dotrzeć pod wskazany adres. Mapa się przydała bo nie znała miasta. A miała dotrzeć nad plac de Jaude w samym centrum. Spotkanie z lokalnymi agentami Spectry miało się odbyć w kawiarni przylegającym do tego placu. Ze świetnym widokiem na wspaniały pomnik galijskiego wodza Wercyngetoryksa. Ponieważ nie do końca było wiadomo o której uda jej się dotrzeć na miejce to miała tam czekać na kontakt o 8-mej wieczorem i rano jakby nie udało się dotrzeć wieczorem. Gdyby do rana kontatk nie nastąpił miała działać wedle własnego uznania. Na wszelki wypadek dostała do przeczytania krótkie dossier kontaktu. Polak, Franciszek Adamski, ale dobrze mówił po francusku a wedle dossier biegle znał też niemiecki. Na zdjęciu był widoczny przystojny blondyn. Oraz był podany adres pod jakim się zatrzymał. Ale ponieważ w Paryżu nie znali dokładnie jaka jest sytuacja w mieście to pierwsze spotkanie miało się odbyć na neutralnym gruncie w tej kawiarni przy placu. No i pogoda oraz los jej sprzyjał bo dotarła na miejsce na tyle wcześnie by zdążyć na wieczorne spotkanie a nawet się trochę rozejrzeć.


---

*francuskie 7-ki - amunicja pistoletowa 7,65x20 Longue.

---



Frank



Dziś miała przyjechać nowa szefowa jaka miała przejąć prowadzenie tej operacji w jakiej centrum było małżeństwo Jolliotów. Rano dostał telefon z Paryża, że wyjechała. Zostawło czekać aż przyjedzie. Nie do końca było pewne na co trafi po drodze. Przed wojną można było szacować dość dokładnie, że o ile nie trafi na jakiś wypadek czy awarię wozu to bez problemu powinna dojechać przed nocą co Clermont. No ale była wojna. Więc wszystko zorbiło się jeszcze trudniejsze do oszacowania. Dlatego był umówiony na spotkanie na placu de Jaude w jednej z popularnych kawiarni. Plac był w środku miasta i łatwo było tu trafić. Pewnie dlatego wybrano go na miejsce spotkania. Kobieta miała tam być dziś o 20-tej albo jutro o 8-mej rano jakby dziś nie zdążyła na czas. No to jeszcze ponad godzina do tego spotkania.

Miał więc czas aby zastanowić się nie tylko nad nową szefową ale i nad tą całą sprawą. W pewnym sensie zaczęła się w marcu. Ta zuchwała akcja Niemców w samym środku Paryża mocno ubodła dumę Francuzów. Wywiad wziął się za bary ze Spectrą oskarżając się nawzajem o nieudolność. Bo wiadomo, zwycięstwo ma wielu ojców a klęska jest sierotą. Więc jakoś nikt nie kwapił się aby podpisać się pod tą marcową klapą. Śmierć dwójki agentów Spectry jaka przybyła z Londynu, kradzież ładunku bezcennej ciężkiej wody, bezczelnie podszycie się Niemców pod agentów francuskiego wywiadu i wywiezienie tego całego ambarasu przez pół Francji na północ a potem morzem do Rzeszy. I jeszcze porwali doświadczonego, francuskiego agenta Alliera. Strach było pomyśleć co z niego mogli wyciągnąć. Więc klapa na całej linii.

Ale jak ta gorączka i kurz opadły ktoś dodał dwa do dwóch i doszedł do wniosku, że ta ciężka woda i Jolliotowie mogą być dla Niemców ważni. Więc Spectra postanowiła wziąć ich pod lupę. Na razie dyskretną i skromną. Dwóch agentów dyżurowało w pobliżu mając za zadanie przede wszystkim obserwację. Przede wszystkim mieli wykryć i meldować wszelkie niemieckie próby inwigilacji lub nawet porwania sławnego małżeństwa. Albo kradzieży wyników ich badań które uchodziły za światową czołówkę w tej fizyce. A to by mogło dać technologicznego kopa niemieckim badaniom.

Agenci dyżurowali na zmianę mniej więcej zmieniając się co kilka tygodni. I tak i on sam dzień po tym jak niemieckie czołówki pancerne dotarły nad Kanał przyjechał z Paryża w roli zmiennika francuskiego kolegi. Więc od jakichś dwóch tygodni wdrażał się w temat poznając teren i jego specyfikę.

Ani wcześniej ani po tym jak sam dołączył do dyskretnej opieki nad sławnym małżeństwem naukowców nie udało się wykryć żadnej podejrzanej aktywności wrogich agentów. Chociaż ostatnio w okolicach miasta odkryto dwa spadochrony. A żadnego wraku. Policja zabezpieczyła te spadochrony i je przebadała. Opinia ekspertów przyszła dzisiaj. Uznali, że to niemieckie spadochrony. Co prawda nie było wiadomo kto mógł użyć tych spadochronów, może jakaś załoga niemieckiego samolotu jaka została zmuszona do opuszczenia pokładu swojej maszyny. Ale brano też pod uwagę, że mogą to być jacyś sabotażyści albo szpiedzy.





Na razie jednak miał jeszcze ponad godzinę do umówionego spotkania. I mógł się cieszyć sławnym pomnikiem galijskiego wodza wzniesionym na początku tego wieku jeszcze w innym świecie nie zniszczonym Wielką Wojną. Pogoda była co prawda pochmurna i chłodna ale płaszcz czy palto skutecznie niwelował tą niedogodność. A tak daleko na południu jeszcze nie dało się wyczuć bezpośrednich skutków wojny. Może poza patrolami żandarmerii polowej które legitymowały żołnierzy sprawdzając czy mają prawo tu przebywać. Ale żandarmeria zdawała się nie interesować istotami pozbawionych wojskowych mundurów i dystynkcji. Wieczorami już nie było tak słodko bo obowiązek zaciemnienia nadawał miastu ponurego wyrazu. Ale na razie był letni dzień i do zmroku było jeszcze dobre kilka godzin więc pozornie wszystko było jak przed wojną.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline