12-03-2021, 20:46 | #351 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 |
__________________ |
15-03-2021, 17:01 | #352 |
Reputacja: 1 | Francja; pn Francja; Paryż |
22-03-2021, 18:20 | #353 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 92 - 1940.VI.o1; sb; popołudnie; Paryż Czas: 1940.VI.01; sb; popołudnie; godz. 15:15 Miejsce: Francja; pn Francja; Paryż; paryska siedziba Spectry Warunki: bufet, jasno, ruch na korytarzu, ciepło na zewnątrz jasno, deszcz, umi.wiatr, ziąb George (srg. Andree de Funes), Noemie (por. Annabelle Fournier) i Birgit (kpr. Mae Gordon) - No i pogoda nam coś słabo dopisuje tego lata. Chociaż może to i lepiej? Boshe nie latają w deszcz. - cała czwórka agentów spotkała się na obiedzie w bufecie agencji. Właściwie to Soren dosiadł się gdy trójka przybyszy zza Kanału już zdążyła zamówić sobie swój obiad i go zacząć. Szybko więc zamówił sobie jakieś grzanki i kawę. A przysiadł się bo miał parę spraw do omówienia i nawet ucieszył się, że w bufecie zastał całą trójkę w jednym miejscu. - Mam dla was depesze z Londynu. - powiedział przekazując Noemie kopertę z wiadomością. Wczoraj wieczorem, właściwie to już było po północy jak się rozstali i wysłali depszę do Londynu. Na szczęście centrala w Paryżu miała własny sprzęt do takiej łączności. I teraz agent jaki był tutaj ich opiekunem przekazał tą wiadomość. Noemie szybko przebiegła ten niezbyt długi tekst. Obaj kapitanowie z londyńskiego biura przyjęli jej wczorajszy raport i sucho graturowali wyrwania się z opresji zza lini frontu oraz przywiezienia obu kaprali do Paryża. Podkreślali, że trzeba ich jak najszybciej przetransportować na wyspy. A co do reszty spraw zdać się na lokalną centralę bo na miejscu na pewno mieli lepszą orientację w sytuacji niż tam za Kanałem. Zalecali współpracę i właściwie oddawali trójkę agentów pod rozkazy paryskie centrali którą reprezentował agent Soren. Póki więc działali na terenie Francji to Soren stał się ich zwierzchnikiem na czas tej misji. - Mam dla was dobrą wiadomośc. Udało mi się dla was załatwić samochód. - oznajmił wgryzając się chciwie w grzankę. Lub tosta jak mówili Anglicy. To mówiąc wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu i położył je na środku stołu. - A wy jak radzicie sobie w Paryżu? Czegoś wam potrzeba? - zagaił patrząc na trójkę koleżanek i kolegów jacy siedzieli przy stole. Bufet paryskiej centrali był zaopatrzony całkiem przyzwoicie. Może nie jak restauracja w najlepszym hotelu w mieście ale dalej można było zjeść cość całkiem dobrego. A przy innych stołach siedziała obsada francuskiego biura. Wyglądali trochę jak jacyś urzędnicy na przerwie obiadowej. Chociaż i w londyńskiej centrali zwykły dzień w biurze wyglądał podobnie. Tym razem jednak dało się wyczuć aurę pospiechu i remontu. Tak przynajmniej można było sądzić po tym jak co chwila korytarzem wywożono na taczkach całe sterty teczek albo i całe meble. Widocznie ta ewakuacja trwała i dość mocno absorbowała uwagę tubylców. A za oknem się rozpadało na tą przerwę. Zrobiło się dość nieprzyjemnie i ponuro. A ranek i pierwsza połowa dnia były całkiem ładne i słoneczne. Tylko wiatr psuł efekt bo całkiem mocno wiało. Ludziom zrywało czapki i kapelusze z głów i bujało całkiem sporymi konarami. A teraz się rozpadało. Ale jak to George obserwował pół roku temu w Polsce tutaj już też Francuzi odberali lekcję, że niebo należy do Luftwaffe. Pod tym względem pochmmurna i deszczowa pogoda wydawała się sprzymierzeńcem tych co byli na ziemi chroniąc ich przez upadkiem bomb i ostrzałem karabinów maszynowych bo samoloty raczej nie latały w deszcz. Im sprzyjała ładna i słoneczna pogoda. Taka jak była rano. Trochę po 9-tej musieli przerwać rozmowę z kapralami bo ogłoszono alarm i wszysyc musieli zejść do piwnic gdzie były schrony przeciwlotnicze. Tam siedzieli razem z francuskimi kolegami i koleżankami czekając na to co się stanie. Ale nic się nie stało. Przynajmniej z perspektywy zatłoczonego schronu. I z pół godziny później ponownie zawyły syreny tym razem odwołujące alarm. Mogli więc wrócić do swoich zajęć. A dzisiejszy dzień upłynął im w bardziej cywilizowanych warunkach niż do tej pory. Przynajmniej od wylotu z Londynu. Mogli się wyspać we własnym łóżku, zaplanować co zjeść na śniadanie czy teraz obiad, wziąć kąpiel i poczuć się cywilizowanym człowiekiem. Nawet przyjść rano do pracy w biurze jak to czynili zwyczajni ludzie. Tylko zwyczajni ludzie nie prowadzili rozmów z niemieckimi albo belgijskimi kapralami. Same rozmowy zaś już mocno różniły się ze sobą tak jak mocno różnił się status i charakter każdego z kaprali. - Nie będe z wami rozmawiał. Jestem jeńcem wojennym i znam swoje prawa. Chcę się widzieć z konsulem niemieckim albo szwajcarskim. I żądam przeniesienia do obozu jenieckiego. - Faber jak można się było spodziewać po dumnym członku elitarnej formacji wojskowej co już w Beauvais pokazał swój charakter i upór okazał się być hardym człowiekiem. Widocznie został przeszkolony jakie prawa ma jeniec i teraz się domagał ich respektowania. Zdawał sobie sprawę, że poza personaliami i stopniem nie musi mówić nic więcej. No i nie mówił. Pierwsze podejście do przesłuchania okazało się mało skuteczne i przed agentami stanęło wymyślenie jakiejś alternatywy jeśli od tego upartego Niemca chcieli wydobyć jakieś informacje. Pod tym względem Belg okazał się znacznie bardziej rozmowny i skory do współpracy. - Byłem celowniczym karabinu maszynowego. Mieliśmy stanowisko na zewnątrz fortecy. Naszym zadaniem było pilnowanie kanału gdyby Niemcy próbowali go przekroczyć. - Joffrey zaczął od dość standardowego wspomnienia swojej roli w obronie belgijskie fortecy. Początek nie niósł ze sobą wielkich rewelacji. Ot kolejny żołnierz z obsady twierdzy co był jakimś tam trybikiem w mechanizmach jej działania. Na swój sposób jednak okazał się wyjątkowy. Choćby dlatego, że należał do tej zdecydowanej mniejszości obrońców jacy mieli swoje stanowiska na powierzchni a nie w trzewiach bunkrów i podziemi. Po drugie owego feralnego poranka miał dyżur na stanowisku bojowym. A po trzecie to na początku walki oberwał na tyle poważnie, że dowódca kazał go ewakuować z pola. A, że już toczyły się walki o bunkry i powrót do twierdzy był mało realny to ewakuowano go na zaplecze. Tam go przejęli inni. I koniec końców w końcu ewakuowano go przez Belgię i Francję aż trafił do owego szpitala miejskiego w Beauvais. I niechcący okazał się pierwszym świadkiem tego co kilka tygodni temu stało się w najnowocześniejszej belgijskiej fortecy jaka całe dnie i tygodnie miała bronić podejść w głąb Belgii i niejako także Francji a padła w ciągu jednego dnia. I nikt w Paryżu ani Londynie nie miał pojęcia jak to się stało. Dotąd żaden uczestnik walk nie przedostał się do aliantów więc zakładano, że albo wszyscy obrońcy zginęli albo poszli do niewoli. Tajemnica pozostała niezbadana a sami Niemcy puszyli się na cały świat ze swojego sukcesu ale ani się zająknęli jak tego dokonali. A teraz trafił im się uczestnik owych wydarzeń. Właściwie to samego początku. - Oni wylądowali na nas takimi samolotami. Nie miały śmigieł. Nic nie było ich słychać. Nawet niezbyt duże. Pierwszy raz takie widziałem. A potem wybiegli z nich żołnierze. Zaczęli strzelać i rzucać granaty. My też strzelaliśmy do nich. - relacjonował belgijski kapral jak ten atak na twierdzę wyglądał z jego perspektywy. Dało się wyczuć zaskoczenie taką nieznaną metodą ataku. Brzmiało jakby Niemcy użyli szybowców. Ale chociaż same szybowce nie były żadną nowinką techniczną, w aeroklubach całej Europy były bardzo popularne to zwykle były to jedno, może dwuosobowe maszyny. Nikt ich dotąd nie używał w walce. I trudno było sobie wyobrazić, że jeszcze mogli z nich pomieścić się jacyś żołnierze a tak to właśnie przedstawiał Lejen. Jeśli nie fantazjował to przynajmniej wyjaśniało jak Niemcy dostali się niepostrzeżenie i nagle w okolice fortu. Bez żadnych ostrzałów artyleryjskich i zmasowanych szturmów jakimi zwykle zaczynało się wszelkie większe operacje. - Potem widziałem jak wymiatają naszych miotaczami ognia i granatami. Wrzucali granaty przez strzelnice. I palili naszych żywcem z tych miotaczy. Straszna śmierć! Nasi się bronili. Strzelali do nas a my do nich. Ale u nich chyba każdy miał taką dziwną broń. Cała metalowa i strzelała serią jak karabin maszynowy. Tylko była dużo mniejsza. W kinie, na filmie, amerykańskim widziałem kiedyś jak bandyci strzelali z czegoś takiego. Jak z karabinu maszynowego tylko dużo mniejszego. I ci Niemcy co nas atakowali też mieli coś podobnego. - relacjonował kolejną nowinkę techniczną jaką dostrzegł wówczas u niemieckich napastników. To też było ciekawe. Co prawda pierwsze pistolety maszynowe wymyślono już pod koniec ostatniej wojny ale chociaż niby uznano to za świetny wynalazek jakoś żadna armia nie wpisała sobie tego na stan. Wcale nie było łatwo opracować coś skutecznego i w miarę taniego. A tu proszę. Opis brzmiał jakby Niemcom pomimo zakazów wersalskich jakoś ta sztuka się udała. Ale najciekawiej brzmiał opis czegoś co kapral sam do końca nie był pewny. Po części dlatego, że to działo się w innej części twierdzy której nie widział zbyt dobrze a po części dlatego, że właśnie oberwał i starał się nie stracić przytomności jak mu kolega zakładał opatrunek osobisty i krzyczał aby się trzymał i nie umierał. Wtedy go zaczęli wlec po ziemi ciągnąć na pasach ci dwaj sanitariusze co po niego przybiegli to oni się czołgali na brzuchach i w przeciwną stronę a jego wlekli na plecach. Więc widział jak stopniowo oddala się od centrum walk i twierdzy. - Może mi się wydawało. Sam nie wiem. Może ogłuchłem na chwilę? Ale widziałem jak oni uciekają od jednej z kopuł. Myślałem, że nasi ich pognonili. Ale jak oni padli po jakichś dziurach to ta kopuła wybuchła. Tylko tak po cichu. Nic nie słyszałem. Granaty, strzelaninę, moździerze, ckm-y słyszałem. Ale nie słyszałem tego wybuchu na kopule. I to też było dziwne. Taki ani to ogień ani dym. I czarny. Z czerwonymi błyskami. Takimi dziwnymi. A potem nie wiem co było bo ci co mnie wlekli dotarli do okopu i tam mnie wrzucili. Potem mnie przenieśli dalej, za twierdzę i już więcej tam nie wróciłem. - zakończył swoją relację tym opisem nietypowego wybuchu. Dla słuchaczy była trudna do weryfikacji. Mieli tylko słowa tego kaprala. Co wóczas był ranny, obolały i wleczony do punktu opatrunkowego. Sam przyznawał, że nie był wtedy w najlepszym stanie. Perspektywę też musiał mieć nienajlepszą. A jak był w szoku, to w chaosie walki jedna eksplozja łatwo się mogła zlać z innymi. Z drugiej strony agenci Spectry byli trenowani aby zwracać uwagę na różne nietypowe zjawiska bo im silniejsze stężenie immaterium tym silniejsze one były. Z opisu gdyby uznać go za wiarygodny nie można było wykluczyć, że Niemcy użyli w Eben Emael jakiejś zaawansowanej broni z immaterium. Birgit zdawała sobie sprawę, że tak na samo słowo to trudno było to oszacować czy tak mogło być czy nie. Gdyby miała próbki z tamtej kopuły to mogłaby je zbadać. Ale tak to wiedziała tyle co i pozostali agenci. Zdawała sobie sprawę, że immaterium może mieć niesamowite możliwości i jednym z pomysłów było użycie jej do forsowania pancerzy i murów. Nie pracowała nad tym projektem ale wiedziała, że były takie pomysły na użycie immaterium. No a teraz francuski agent pod którego skrzydła trafili siedział obok nich i pytał o wyniki tych rozmów z oboma kapralami. A wczoraj po spotkaniu w biurze jak we dwoje z Noemie poszli wysłać depeszę to Francuz zagajony przez Belgijkę streścił jej jak potoczyła się marcowa sprawa w sprawie zastrzelonych kolegów. - Przesłuchaliśmy świadków. Prawdopodobnie Niemcy podszyli się pod nasz wywiad. Machnęli odznakami zamykając teren i strasząc tym świadków. - zaczął od tego co już Noemie wiedziała a potem dodał to czego dowiedzieli się po ich powrocie do Londynu. To musiała być specjalna akcja mająca na celu przechwycenie ładunku ciężkiej wody. Niemiecka grupa musiała liczyć może pół tuzina osób. Przybyła dzień wcześniej. Wynajęli garaż, kupili samochody płacąc jak się okazało świetnie podrobionymi frankami. I czekali na przyjazd agentów i ciężkiej wody. Zapewne zdawali sobie sprawę, że powinna trafić do Jolliota to łatwiej im było przygotować zasadzkę. Po likwidacji agentów przejęli ładunek i pojechali na północ gdzie przesiedli się na zwykły, rybacki kuter. I nim pewnie dopłyneli do Niemiec. Co prawda aliantom kosztem ciężkich strat w walce powietrznej udało się zatopić ten kuter ale prawie u progu niemieckich drzwi. Po części dlatego Agencja uznała, że Niemcy interesują się profesorem Jolliotem i wysłała agentów do obserwacji jego i jego niemniej sławnej żony, laboratoriów i współpracowników. Smutnym pokłosiem przegranej przez aliantów bitwy o Eben Emael były dzisiejsze radiowe wiadomości. Niemcy puszyli się, że wzieli do niewoli całą francuską armię jaka przed nimi skapitulowała pod Lille. A w Belgia dostała się pod zarząd niemieckiego wojska oficjalnie niejako potwierdzając stan okupacji tego kraju.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
26-03-2021, 19:22 | #354 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Woods stał na balkonie, paląc kolejnego już papierosa. Nie cierpiał francuskiego tytoniu, ale póki co był na niego skazany. Zapasy, które wziął ze sobą z Anglii, uległy niemal całkowitemu zużyciu. Zostały mu tylko trzy sztuki, które postanowił zostawić sobie na szczególnie czarną godzinę. Chociaż jeszcze chwilę wcześniej zastanawiał się czy taka nie nadeszła.
__________________ |
27-03-2021, 19:54 | #355 |
Reputacja: 1 | Francja; pn Francja; Paryż |
28-03-2021, 17:24 | #356 |
Reputacja: 1 | Siąpiący w Paryżu deszcz równie dobrze mógłby obrazować wewnętrzny nastrój Birgit. Inżynier robiła dobrą minę do złej gry, towarzysząc starszym agentom w rozmowach z Sorenem raczej tylko jako uważna obserwatorka. Kulturalnie, miło i z opanowaniem właściwym dla byłej nauczycielki, a teraz tłumaczki, jak stało w papierach. W duchu miotała jednak na Francuza gromy już od chwili, kiedy po pierwszym zaskoczeniu i zdradzieckim entuzjazmie, zdała sobie sprawę, że jako Mae Gordon nie będzie mieć nawet okazji porozmawiać z eskortowanymi naukowcami tak, jak by chciała, jak by mogła, jak by trzeba, jak - do stu piorunów! - należałoby wymieniać doświadczenia dla dobra nauki! Niech to wszystko szlag! |
28-03-2021, 20:29 | #357 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | - Myślę, że ta opowieść o cichym wybuchu może być zwykłym bajaniem
__________________ |
28-03-2021, 21:03 | #358 |
Reputacja: 1 | - Droga do Londynu zajmie nieco czasu - gestem podkreślającym bałagan wciąż trwający z archiwum Birgit zgodziła się z Woodsem. - Moglibyśmy z nimi porozmawiać jeszcze... Przy okazji. - mina uosobienia niewinności sugerowała wcale nie niewinne zamiary w kwestii wyłudzenia zeznań podstępem, skoro nie siłą. - Znam przynajmniej część procedur, czynników i procesów i łatwiej mi będzie zauważyć związek jeśli Lejen jednak nie miał zwidów. A Faber raz już mi zaufał. Nie mogę obiecać rezultatów, ale co szkodzi spróbować? |
29-03-2021, 08:55 | #359 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 93 - 1940.VI.02; nd; zmierzch; Clermont - Ferrand Czas: 1940.VI.02; nd; ranek; godz. 08:15 Miejsce: Francja; pn Francja; Paryż; paryska siedziba Spectry Warunki: bufet, jasno, ruch na korytarzu, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, chłodno George (srg. Andree de Funes), Noemie (por. Annabelle Fournier) i Birgit (kpr. Mae Gordon) - A więc wyjeżdżasz. - agent Soren nie okazał zdziwienia gdy znów spotkali się we czwórkę przy stole w firmowym bufecie. Nie był zdziwiony bo przecież sam przekazał trójce tymczasowych podwładnych polecenie udania się na południe. Jeśli zdziwiło go czemu z całej trójki rusza tam tylko belgijska agentka to zatrzymał to dla siebie. - Tu ci przygotowałem mapę Clermont - Ferrand oraz atlas drogowy Francji. - powiedział kładąc na stole mapy o jakich mówił. Chwilę rozmawiali jak najlepiej dobrać drogę na to południe. W opinii francuskiego agenta przed zmierzchem powinno się dojechać. Aczkolwiek pogoda oraz wojny mogły tutaj dorzucić swój element chaosu w te plany. W każdym razie Soren uprzedził miejscowych agentów o przyjeździe wsparcia z Paryża co powinno ułatwić spotkanie ale się nad tym nie rozwodził przy śniadaniu. - W recepcji czeka na ciebie paczka z rzeczami o jakie prosiłaś. Aczkolwiek nie zdążyliśmy przyszyć insygniów do munduru więc będziesz musiała sobie z tym poradzić sama. - dorzucił jeszcze co wyszło z wczorajszego zamówienia jakie niejako złożyła u niego belgijska koleżanka. - A co do was. - zwrócił się do Anglika i Niemki. Skoro zostawali w mieście to im też znalazł odpowiednie zajęcie. - Myślę, że nie ma na co czekać z tymi waszymi kapralami. Udacie się z nimi pociągiem do Bordeaux. Tam spróbujcie dostać się na jakiś statek płynący do Anglii. Udało nam się zorganizować pomoc dwóch żandarmów. Nie są wtajemniczeni w nasze sprawy, są z zewnątrz. Wiedzą, że mają się zgłosić do sierżanta i eskortować niemieckiego jeńca do Bordeaux. - Francuz streścił na czym polega obecnie zadanie dwójki pozostałych agentów. Zresztą zbieżne z oryginalnymi rozkazami jakie otrzymali jeszcze w Londynie. Jak przewidywał ta podróż również powinna się zakończyć jeszcze tego samego dnia ale znów trudno było to tak dokładnie panować w realiach wojny i niemieckiej dominacji w powietrzu. Zwłaszcza, że chmury za oknem nie były na tyle groźne aby odstraszyć nieprzyjacielskich lotników. Rozmawiali jeszcze chwilę kończąc tą śniadaniu zdając sobie sprawę, że jest to ostatnie wspólne spotkanie w tym gronie na nie wiadomo jak długo i ustalając różne szczegóły jakie jeszcze były do ustalenia. W pewnym momencie przerwali rozmowę gdy spiker w radiu w wiadomościach poinformował o ciężkim bombardowaniu Beauvais przez niemieckie lotnictwo. Podobno zniszczenia były “bardzo poważne”. Spiker rozwodził się nad brutalnością i barbarzyństwem Luftwaffe która zbombardowała nawet miejski szpital który był wyraźnie oznaczony znakami czerwonego krzyża. Czas: 1940.VI.02; nd; zmierzch; godz. 18:45 Miejsce: Francja; centralna Francja; Clermont-Ferrand; plac de Jaude Warunki: wnętrze kawiarni, jasno, gwar rozmów, ciepło na zewnątrz jasno, deszcz, umi.wiatr, ziąb Noemie (por. Annabelle Fournier) Przewidywania Sorena okazały się całkiem poprawne. Wyruszyła z Paryża późnym rankiem po śniadaniu, pożegnaniu z pozostałymi i przejrzeniu zawartości przygotowanej paczki i map. I krótkim spotkaniu z samym Sorenem który wstępnie wdrożył ją czego może oczekiwać w Clermont. Paczka okazała się w sam raz. Był mundur ale bez dystynkcji. Te jednak dała radę w parę minut przyszyć zmieniając go w mundur francuskiego porucznika żandarmerii zupełnie jak ten jaki odebrała w Londynie. Znów w razie potrzeby miała odpowiedni mundur do papierów jakimi się posługiwała. Była też mała walizka chociaż pusta. Ale Soren skierował ją do niewielkiej garderoby dla agentek gdzie sama mogła sobie dobrać co jej pasowało na rozmiar i stylistycznie. Garderoba okazała się sporym pokojem w którym dominowały szafy i wieszaki z kobiecymi kreacjami. Można tu było chyba dobrać zestaw na każdą okazję. Oprócz tego do munduru była broń i potrzebne przedmioty. Przepisowy francuski bagnet piechoty, drugi mniejszy i poręczniejszy nóż i jeszcze zwykły scyzoryk. Do tego płaska latarka i mapnik gdzie poza mapami można było trzymać potrzebne dokumenty, aktówki i inne potrzebne drobiazgi. Ale prawdziwym rarytasem była broń boczna. Soren czy ogólnie paryska centrala się postarała bo to był nowy pistolet sił zbrojnych przyjęty do uzbrojenia tuż przed wybuchem wojny. https://pl.wikipedia.org/wiki/Pistol...0-gradient.jpg MAS używał francuskich 7-ek* i miał magazynek na 8 naboi. Poza tym w broni dołączone były 3 zapasowe magazynki oraz 2 pełne paczki nabojów po 20 sztuk każdy. Sam pistolet był lekki, poręczny i cechował się nowoczesną stylistyką więc rokowano mu świetną karierę no ale ten wybuch wojny stawiał tą karierę pod dużym znakiem zapytania. Sama droga z Paryża poszła w miarę gładko. Najwięcej kłopotów miała przy samym wyjeździe ze stolicy Francji bo ulice były zatłoczone konwojami z rannymi, wojskami jadącymi na północny front oraz uchodźcami. W miarę jak oddalała się na południe ten cały korek rzedniał chociaż przez całą drogę spotykała charakterystyczne wózki pchane przez uchodźców lub konne woze wiozące swój dobytek. Wszyscy niezmiennie ciągnęli na południe uciekając przed wojną. Gdzieś w połowie dnia i trasy złapał ją deszcz. Ale padał tylko z pół godziny, może trochę więcej a potem się przejaśniło. I w końcu późnym popołudniem dotarła do rogatek docelowego miasta. Teraz mogła zmienić atlas Francji na mapę tego miasta aby dotrzeć pod wskazany adres. Mapa się przydała bo nie znała miasta. A miała dotrzeć nad plac de Jaude w samym centrum. Spotkanie z lokalnymi agentami Spectry miało się odbyć w kawiarni przylegającym do tego placu. Ze świetnym widokiem na wspaniały pomnik galijskiego wodza Wercyngetoryksa. Ponieważ nie do końca było wiadomo o której uda jej się dotrzeć na miejce to miała tam czekać na kontakt o 8-mej wieczorem i rano jakby nie udało się dotrzeć wieczorem. Gdyby do rana kontatk nie nastąpił miała działać wedle własnego uznania. Na wszelki wypadek dostała do przeczytania krótkie dossier kontaktu. Polak, Franciszek Adamski, ale dobrze mówił po francusku a wedle dossier biegle znał też niemiecki. Na zdjęciu był widoczny przystojny blondyn. Oraz był podany adres pod jakim się zatrzymał. Ale ponieważ w Paryżu nie znali dokładnie jaka jest sytuacja w mieście to pierwsze spotkanie miało się odbyć na neutralnym gruncie w tej kawiarni przy placu. No i pogoda oraz los jej sprzyjał bo dotarła na miejsce na tyle wcześnie by zdążyć na wieczorne spotkanie a nawet się trochę rozejrzeć. --- *francuskie 7-ki - amunicja pistoletowa 7,65x20 Longue. --- Frank Dziś miała przyjechać nowa szefowa jaka miała przejąć prowadzenie tej operacji w jakiej centrum było małżeństwo Jolliotów. Rano dostał telefon z Paryża, że wyjechała. Zostawło czekać aż przyjedzie. Nie do końca było pewne na co trafi po drodze. Przed wojną można było szacować dość dokładnie, że o ile nie trafi na jakiś wypadek czy awarię wozu to bez problemu powinna dojechać przed nocą co Clermont. No ale była wojna. Więc wszystko zorbiło się jeszcze trudniejsze do oszacowania. Dlatego był umówiony na spotkanie na placu de Jaude w jednej z popularnych kawiarni. Plac był w środku miasta i łatwo było tu trafić. Pewnie dlatego wybrano go na miejsce spotkania. Kobieta miała tam być dziś o 20-tej albo jutro o 8-mej rano jakby dziś nie zdążyła na czas. No to jeszcze ponad godzina do tego spotkania. Miał więc czas aby zastanowić się nie tylko nad nową szefową ale i nad tą całą sprawą. W pewnym sensie zaczęła się w marcu. Ta zuchwała akcja Niemców w samym środku Paryża mocno ubodła dumę Francuzów. Wywiad wziął się za bary ze Spectrą oskarżając się nawzajem o nieudolność. Bo wiadomo, zwycięstwo ma wielu ojców a klęska jest sierotą. Więc jakoś nikt nie kwapił się aby podpisać się pod tą marcową klapą. Śmierć dwójki agentów Spectry jaka przybyła z Londynu, kradzież ładunku bezcennej ciężkiej wody, bezczelnie podszycie się Niemców pod agentów francuskiego wywiadu i wywiezienie tego całego ambarasu przez pół Francji na północ a potem morzem do Rzeszy. I jeszcze porwali doświadczonego, francuskiego agenta Alliera. Strach było pomyśleć co z niego mogli wyciągnąć. Więc klapa na całej linii. Ale jak ta gorączka i kurz opadły ktoś dodał dwa do dwóch i doszedł do wniosku, że ta ciężka woda i Jolliotowie mogą być dla Niemców ważni. Więc Spectra postanowiła wziąć ich pod lupę. Na razie dyskretną i skromną. Dwóch agentów dyżurowało w pobliżu mając za zadanie przede wszystkim obserwację. Przede wszystkim mieli wykryć i meldować wszelkie niemieckie próby inwigilacji lub nawet porwania sławnego małżeństwa. Albo kradzieży wyników ich badań które uchodziły za światową czołówkę w tej fizyce. A to by mogło dać technologicznego kopa niemieckim badaniom. Agenci dyżurowali na zmianę mniej więcej zmieniając się co kilka tygodni. I tak i on sam dzień po tym jak niemieckie czołówki pancerne dotarły nad Kanał przyjechał z Paryża w roli zmiennika francuskiego kolegi. Więc od jakichś dwóch tygodni wdrażał się w temat poznając teren i jego specyfikę. Ani wcześniej ani po tym jak sam dołączył do dyskretnej opieki nad sławnym małżeństwem naukowców nie udało się wykryć żadnej podejrzanej aktywności wrogich agentów. Chociaż ostatnio w okolicach miasta odkryto dwa spadochrony. A żadnego wraku. Policja zabezpieczyła te spadochrony i je przebadała. Opinia ekspertów przyszła dzisiaj. Uznali, że to niemieckie spadochrony. Co prawda nie było wiadomo kto mógł użyć tych spadochronów, może jakaś załoga niemieckiego samolotu jaka została zmuszona do opuszczenia pokładu swojej maszyny. Ale brano też pod uwagę, że mogą to być jacyś sabotażyści albo szpiedzy. Na razie jednak miał jeszcze ponad godzinę do umówionego spotkania. I mógł się cieszyć sławnym pomnikiem galijskiego wodza wzniesionym na początku tego wieku jeszcze w innym świecie nie zniszczonym Wielką Wojną. Pogoda była co prawda pochmurna i chłodna ale płaszcz czy palto skutecznie niwelował tą niedogodność. A tak daleko na południu jeszcze nie dało się wyczuć bezpośrednich skutków wojny. Może poza patrolami żandarmerii polowej które legitymowały żołnierzy sprawdzając czy mają prawo tu przebywać. Ale żandarmeria zdawała się nie interesować istotami pozbawionych wojskowych mundurów i dystynkcji. Wieczorami już nie było tak słodko bo obowiązek zaciemnienia nadawał miastu ponurego wyrazu. Ale na razie był letni dzień i do zmroku było jeszcze dobre kilka godzin więc pozornie wszystko było jak przed wojną.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
07-04-2021, 15:08 | #360 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | dialog współtworzony z Aiko :) Clermont było kolejnym z tych francuskich miasteczek, jakie Adamski odwiedzał. I choć niewątpliwie było urokliwe, to agent Spectry zdecydowanie bardziej wolałby siedzieć w Paryżu, o wiele bliżej wielkiego świata, bliżej wieści, bliżej toku wydarzeń. Tutaj, o tym co się dzieje na froncie, mógł się dowiedzieć tylko z gazet lub radia, ale doskonale zdawał sobie sprawę na ile wiarygodne były to źródła. Pamiętał jak we wrześniu Kurier Warszawski informował o bombardowaniu Berlina, ofensywie na Prusy Wschodnie, czy o zwycięskiej bitwie pod Kutnem i wielkich stratach nieprzyjaciela. Już wtedy wiedział o niektórych z nich, że to bzdury, o innych dowiadywał się później. Dziś wiedział, że mediom, w czasie wojennym, nie ma sensu wierzyć.
__________________ |