-Anioł sranioł mości panowie! – powiedział Kociebor i splunął przez lewe ramie o sprawie swojego znieważenia łaskawie zapomnieć postanawiając.
Do meritum przeszedł. -Ja się anioła nie boje. Tu na ziemi naszym podlegają prawą. – wyciągnął ze swoich sakw starą zakurzoną księgę i na stół obok kufla położył.
-Są zaklęcie na niebianów. Odstraszenia, przepędzenia i ukrycia się przed ich chytrymi oczyma. Wierzę, że w tej księdze coś znaleźć potrafię. Bo widzicie panowie księga to nie byle jaka. Stara, z rodowodem. Ponoć sam Twardowski na niej swe łapy położył. A mnie parę lat temu przytulic się ją udało.– Kociebor zastanowił się chwilę. - I jak ta niewiasta taka pobożna że anioły do niej chodzą, to ja się mości panowie za klechę podam. Jako wędrowny kaznodzieja, co ludzi rozgrzesza i odpustami handluje. Takiemu psubratowi gościny nie odmówi. Jeno tylko zaklęcie znajdę, co by aparycję i ubranie podmieniło.
Ostatnio edytowane przez Rot : 31-03-2021 o 18:26.
|