Von Czirn słysząc, jak okopcony czart zapraszany jest do wspólnego biesiadowania, z obrzydzeniem i ostentacyjnie odsunął się niemal na sam skraj stołu. Z zainteresowaniem graniczącym z fascynacją za to przyglądał wyciągniętej przez pana Kociebora księdze. Ciekawe w czyje ręce by trafiła gdyby mu się jaki wypadek przytrafił, pomyślał.
- Mi do piekła się nie śpieszy panie Bimbrowski, zresztą skoro pan już decyzyję podjął i chce samemu panienkę Urszulę swatać, ja swego karku nie zamierzam nadstawiać. Zobaczyłem ciotuchnę oczami naszego nowego kompaniona i przeszedł mi apetyt. W kościach czuję, że z tą kobietą będą problemy i żeby się przypadkiem nie odwróciły na naszą niekorzyść role łowców i zwierzyny. Chcecie się prosić w gości, proszę bardzo, ja poczekam, przyczaję w okolicy a jak nadarzy okazja, złapie jakiego łapserdaka, gdy dwór będzie opuszczał i dowiem się co Duniewiczowie wespół z aniołami knują. Nie ma po co się całą czeredą pchać pod szablę. Mości Kotowski zaciekawił mnie pan tą księgą. Odstraszyć, przepędzić i ukryć się przed chytrymi oczyma, to powinniśmy zrobić w pierwszej kolejności. A dopiero potem raptu dokonywać. .