Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2021, 20:42   #211
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Bezahltag (4/8); przedpołudnie; ”Pod pełnymi żaglami”; Versana, Pirora, Brena, Dagmara, Blanka, Kornas, Rosa, Nije


Drzwi otworzył im Kornas. Czasami potrafił zaskoczyć Versanę swoimi manierami. Zastanawiała się jednak czy czynił to z racji dobrego wychowania czy chęci zyskania w oczach pracodawczyni by ta kupiła mu syty i wykwintny zarazem posiłek.

Ich wizyta w karczmie wzbudziła zainteresowanie całej raczej skromnej klienteli. Pora była wczesna więc gości było niewielu. Wszyscy jednak niemalże w tym samym momencie zwrócili głowy ku drzwiom wejściowym. Cztery młode i atrakcyjne kobiety weszły do środka dość swobodnym krokiem. Jedna z nich przodowała jednak. Strój i pewność siebie wyróżniały ją spośród pozostałych. Kroczyła przodem zostawiając na pół kroku z tyłu resztę. Bez problemu szło odczytać hierarchię pomiędzy nimi.

Wśród gapiów były również trzy znane Versanie kobiety, ku którym właśnie zmierzała.

- Kto by się spodziewał. - rzuciła witając się zarazem - Tyle pięknych dam w jednym miejscu i czasie. - uśmiechnęła się skinąwszy głową - To nie wróży nic dobrego. A tym bardziej przyzwoitego. - zaśmiała się pozwalając sobie na dość luźny ton ze względu na towarzystwo w jakim przyszło jej przebywać - Widzę również, że moja kochana kuzyneczka nie próżnuje i zawiera coraz to nowsze i bardziej wpływowe znajomości. - zauważyła zwracając się do Pirory jak do rodziny. Pomysł rzucony dość swobodnie przez młodszą koleżankę po głębszym przemyśleniu zdał się Versanie mieć sens. Wszak naprawdę miały być siostrami.

- To wy się znacie? - Naji co siedziała plecami do wejścia i małego konduktu jaki się do nich zbliżył musiała się nieco odwrócić za siebie aby spojrzeć na nowo przybyłych. Jak się zbliżali kiwnęła Versanie głową na powitanie ale odezwała się dopiero gdy ta zatrzymała się przy stole i przywitała. Pokazała palcem na przemian na dwie kobiety całkiem odmiennej urody jakie nazywały się kuzynkami.

- Właśnie. Kuzynkami? A nic nie mówiłaś. I ty też nie. - Rose wydawała się podobnie zdziwiona takim powitaniem. Spojrzała pytająco i na siedzącą obok niej Pirorę i na stojącą przy stole Versanę tonem i spojrzeniem sugerującym, że wolałaby jakieś wyjaśnienie tego zamieszania. Bo póki młoda wdowa się nie odezwała uśmiechała się do niej całkiem sympatycznie. Teraz właściwie też ale jednak zaskoczenie tym pokrewieństwem przyćmiło to pierwsze wrażenie.

Pirora zaśmiała się cicho ale radośnie. - No owszem nie wspominałam bo z to nasze kuzynostwo to takie siedem rzek po kądzieli jak to się czasem mówi. A że wczoraj spieszyłam się na korepetycje z języka to miałyśmy mało czasu i nie zdążyliśmy wgryź w te relacje i czy na pewno jakieś są. Choć osobiście uważam, że każdy by mnie chciał za kuzynkę. - Blondynka szybko dołożyła swoją warstwę matactwa do tego kłamstwa trochę chowając go pod delikatnym tonem jej głosu i samo pochlebstwem.

- Obiecałysmy sobie że na spokojnie zagłębimy się w to przy okazji jakiejś wspólnej kolacji lub obiadu. Co mi przypomina że wczoraj zapomniałam dokumentów dotyczących tych rzeźb i obrazu przekazać. Ojciec pewnie by mnie wybatożył za takie roztrzepane. Madame von Drasen może załatwimy to od razu bo szczerze te wszystkie finansowe i kupieckie tematy mnie czasem przerastają. Boje się że później znowu zapomnę i nie tylko ojciec będzie chciał mnie wychłostać. Powinnam je mieć gdzieś w moim pokoju przy okazji podpiszemy akt odbioru przesyłki? - Zasugerowała znalezienie się z kultystą sam na sam w jej pokoju mając nadzieję że da im to trochę czasu na ustalenie wspólnej wersji. I co zrobić z obecnością osób trzecich które napatoczyły się tego poranka.

Versana wybuchła śmiechem spoglądając na nie lada zaskoczone towarzystwo. Sama Pirora również zdawała się być w szoku. Mimo wszystko zgrabnie udało się jej wybrnąć z tematu.

~ Zdała. ~ pomyślała, krótko po tym jak kandydatka na członkinie zboru zaproponowała wspólną przechadzkę do jej izdebki.

- Byście tylko zobaczyły swoje miny dziewczęta. - mocno rozbawionym tonem rzekła do reszty - Ale panienka Pirora ma całkowitą rację. Nasze powinowactwo jest odległe i wymaga głębszej analizy jednak gdy ją zobaczyłam tutaj po raz pierwszy to od razu coś mi zaświtało. - dodała popierając słowa świeżo poznanej koleżanki - “Już gdzieś tą słodką twarzyczkę widziałam” pomyślałam i to chyba za sprawą bogów nasze ścieżki skrzyżowały się ponownie w tym smutnym i ponurym jak pogrzeb mieście. - wesołość nie opuszczała Ver od kilku ostatnich dni. Zaś zdziwienie wszystkich tych pięknych sikorek tylko wzmogło ten stan.

- Ależ oczywiście kochaniutka. - odparła na sugestie averlandzkiej piękności - Wcześniej jednak pozwól, że wyślę Kornasa aby zabrał skrzynię o której wspominałaś i załadował ją na dorożkę. - zaznaczyła spoglądając na eunucha, którego w drodze na spotkanie o wszystkim poinformowała nie wdając go w szczegóły ów przesyłki.

- Wybaczcie nasze miłe ten nie tak z naszej strony. - wykonała zamaszysty ukłon zgrywając się nieco - Interesy nie lubią czekać. Na chwilę jednak musimy zniknąć. - uśmiech rozpromieniał jej twarzyczkę - Na osłodę zostawię do waszej dyspozycji moją służbę. - wskazała obszernym ruchem ramienia trzy ślicznotki, które jej towarzyszyły.

- Prowadź więc Piroro. - zwróciła się ponownie do najmłodszej spośród nich - Miejmy to za sobą i nie pozwólmy naszym uroczym koleżanką zbyt długo na nas czekać.

- Pani Kapitan jakbyś musiała już iść a my byśmy nie wróciły to bardzo dziękuję za zaproszenie na śniadanie może następnym razem to ja zaprosze ciebie. - Pirora grzecznie przyjęła na nowo maskę panny z dobrego domu i pożegnała się na zaś z Rose posyłając jej ledwo zauważalne śmiałe spojrzenie.

- Ja zaś Roso miałabym dla ciebie propozycję lukratywnego przedsięwzięcia. Jest to jednak temat do przedyskutowania w cztery oczy. - dodała gdy jej przedmówczyni skończyła. - Zastanę cię tu po zmierzchu?

- Tak, raczej tak. Jak już nacieszycie się tym swoim nowo odkrytym pokrewieństwem i tajemniczymi skrzyniami. - odparła estalisjka kapitan wciąż mając minę jakby czuła, że coś tu się dzieje więcej niż widać na pierwszy rzut oka ale nie wiedziała co.

- Mhm. Myślę, że one mają jakiś spisek. Albo romans. Jedno właściwie nie wyklucza drugiego. Teraz idą na górę poknuć bez nas. Myślę, że nas zdradzają. - Nije pokiwała głową i zrobiła przemądrzałą minkę dodając do tego konfidencjonalny szept skierowany do pani kapitan. Jak to często wychodziło w jej wykonaniu wyszła z tego niezła komedia.

- Masz rację moja droga. W takim razie chodź tutaj do mnie i jak one sobie pójdą załatwiać swoje bardzo ważne sprawy to my coś poknujemy bez nich. - Rose wzięła to za dobrą monetę i z humorem jaki jej dopisywał od rana. Poklepała swoje wolne miejsce po drugiej stronie niż dotąd zajmowała blondynka i artystka z cichych chichotem wstała, obeszła stół i bardzo chętnie zajęła to miejsce. Musiała tylko przesunąć pas z bronią i pistolety które tam do tej pory leżały.

- Po prostu nam zazdrościcie i tyle. - rzuciła w równie żartobliwym tonie kierując się już w stronę schodów.

Pirora za to postanowiła spasowieć na taką aluzję i tylko z lekkim zmieszaniem odpowiedzieć. - Naji ty tylko jedno masz w głowie.


Bezahltag (4/8); przedpołudnie;”Pod pełnymi żaglami”; Pokój van Drake; Versana, Pirora,


- Przykro mi za to zamieszanie z naszymi powiązaniami, uznałam że wczoraj nie omówiliśmy tego dostatecznie by iść w tą narrację. Wspomniała tylko że cię poznałam bo okazało się że paczka była odbierana dla twojego znajomego. Nadal można to połączyć że skojarzyłam me nazwisko z kimś z dalszej rodziny i chciałaś się między innymi przekonać co do tego. - Wyjaśniła wpuszczając przodem Versane do swojego pokoju. utrzymanego w artystycznym nieładzie ale widać było że ktoś dba by każda rzecz miala swoje miejsce. Pirora zamknęła za sobą drzwi na klucz i skorzystała z okazji by podejść od tyłu do swojej siostry i czule ją objąć na powitanie.

- Trochę ten tłum na dole psuje nam chyba wycieczkę poranną. Rose wprawdzie idzie na jakieś spotkania ale Naji pewnie będzie chciała nam towarzyszyć. Z uwagi że chciałam by to ona mnie przedstawiła Kamili to powinniśmy ją zabrać ze sobą. Chyba, że twoje niewolnice ją zajmą czymś do tego czasu. - Wyszeptała jej do ucha powiewając go ciepłym oddechem. - Rose wczoraj się wymknęło a dziś poznałam je obie, dostałam też zaproszenie na pożyczanie ich do woli. Ale do rzeczy szukanie dokumentu i podpis na akcie odbioru nie da nam zbyt dużo czasu, zwłaszcza że mam wszystko gotowe na wierzchu, więc musisz zadecydować starsza siostrzyczko. - Ręce młodej kultyski przesunęły się z talii do piersi Versany i lekko je ściskając przez materiał sukni.

- Czy spędzamy ten czas na wspólną modlitwę do Księcia. Co narzuca mi poprawne zachowanie i poruszanie tylko bezpiecznych przyziemnych tematów podczas dzisiejszej wycieczki. Czy nie chcesz czekać do jutra z wprowadzeniem mnie w ważne kwestie rodzinne i trzeba to zrobić teraz. - Ręce dziedziczki powoli zaczęły schodzić niżej w dobitnym przekazie że Pirora jest gotowa przerwać zabawę z starsza kobietą.

Pirora z każdą chwilą coraz to bardziej zaskakiwała Versanę swoją otwartością na przeróżne aspekty związane z czczeniem Węża.

~ Rozkręca się. ~ pomyślała gdy ręce młodszej i dalekiej krewnej wędrowały w rejony ciała, które tak bardzo lubiły delikatny dotyk kobiecych dłoni.

- Ja nie widzę problemu aby obie te rzeczy miały stawać sobie na przeszkodzie. - podjęła z szerokim uśmiechem odwracając się frontem do arystokratki - Tak samo jak nie widzę problemu abym to ja wprowadziła cię w grono. Z Kamilą jesteśmy w dość zażyłych znajomościach. No może nie tak jak z Rose czy Łasicą ale jednak. Znam jej słaboski i wiem jak ją podejść a twoje umiłowanie do sztuki jest wielkim atutem w tej sytuacji. Jedno jednak musisz o niej wiedzieć. Hmmm… - zadumała chwilę mrucząc słodko niczym kocica wylegująca się na kolanach właściciela, który to właśnie drapie ją za uchem - Jakby to powiedzieć. Nasza panienka jest znacznie delikatniejsza od Rosy czy Naji. Żyje w świecie baśni i fantazji. Marzy o przygodach i jest w pewnym sensie gotowa je przeżyć. Pauzuje ją jednak to całe dobre wychowanie i etykieta. Rozpracowywuje ją powoli według zaleceń Ojca naszej nietypowej rodzinki i myślę, że jestem na dobrej drodze ku jej. Hmmm… zepsuciu. - zachichotała szepcząc to ostatnie słowo do ucha stojącej przed nią znajomej.

Podczas gdy starsza kobieta mówiła, blondynka popchnęła ja delikatnie w stronę łóżka. Połacie sukni podejmowały do góry A pantalony w dół Pirora nie bawiła się z kultystką w żadne podchody tylko od razu przypuściła atak na jej kobiecość pokazując jak wyszkolone członkinie wychodzą z averlandu. Co jakiś czas zastępując usta dłońmi by zadać pytanie.

- Czy posiadłyście już minstrelke? Nie będę ukrywać że chciałam się z nią zabawić by ona myślała że uwodzi i uczy mnie tych uniesień. Co do Kamili mogę pomóc albo trzymać się z daleka dając wam działać po swojemu. Wy zdecydujcie za mało wiem o sytuacji w jakiej jest rodzina by się nachalnie wtrącać. - Po czym zanotowała z powrotem między uda starszej kobiety.

Ręce wdowy zawędrowały na głowę małolatki klęczącej między jej nogami, dociskając ją do łona tak by zwinnym i wilgotnym języczkiem averlandzka panienka mogła jeszcze intensywniej i dogłębniej zwiedzać zakamarki jej łona. Jedno Ver musiała przyznać. Dziewczyna miała talent i wprawę oraz lubiła to co robi.

Wpierw jeden palec, następnie dwa aż finalnie Pirora skończyła na trzech smyrając pępek koleżanki od środka z taką intensywnością i zaangażowaniem, że nim ta zdążyła wysławić imię Pana jej nogi zaczęły drżeć a po ich wewnętrznej stronie spływać sok świadczący o osiągnięciu szczytu.

- Widzę, że nie próżnowałaś w swojej ojczyźnie. - zaśmiała się unosząc głowę i odczesując dłonią lewej ręki włosy, które w trakcie tych uniesień opadły jej na buźkę - Skoro jednak zawędrowałyśmy do takiej zażyłości... - nim Versana zakończyła szybkim ruchem podniosła się z łóżka i równie zdecydowanie co kilka chwil wcześniej jej kochanica pchnęła ją w tył tyle że nie na łoże a na podłogę. Ta zaś nie spodziewając się takiego obrotu spraw przewróciła się z gracją opadającego piórka rozkładając niemalże odruchowo swoje zgrabne nóżki. Kolejny ruch kultystki był niemalże instynktowny. Klęknęła i szybkim ruchem dłoni odciągnęła majtki Pirory by w równie namiętnym pocałunku przylec do jej kobiecości.

Blondynka na dole jak i na górze, miała delikatne blond włoski spotykane u prawdziwie młodych i delikatnych dziewczyn. Cieszyło to oko Versany gdy ta spoglądała na twarz koleżanki kręcąc ósemki w trakcie bawienia się jej wiankiem. Smakowała nieziemsko zaś jej po części niekontrolowane ruchy w trakcie przeżywania wzniesień tylko dodawały wesołej wdówce animuszu.

- Nasi akolici oczekując perfekcji ...dlatego stawiamy na by członkowie byli dobrze wyszkoleni w dawaniu przyjemności … w przeróżny sposób. - Wyjaśniła blondynka poddając się pieszczotą Versany. - No i jako członkowie rodziny możemy sobie pozwolić… na zerwanie welonu przyzwoitości… kiedy jestesmy sami… - Pirora mowiła w miare płynnie robiąc tylko małe przerwy kiedy dotyk kochanki był w odpowiednim miejscu. Zwłaszcza że po calej nocy z panią kapitan nie wiele potrzeba było by wzniosła uroczą modlitwę z cichych jęków do je ulubionego bóstwa który obdarzał ja natchnieniem i talentem. - Nie odpowiedziałaś… czy Naji jest już czyimś celem czy... mogę kontynuować moją powolna zabawę?

Głowa Versany nieco się uniosła nad wzgórek łonowy leżącej przed nią roznegliżowanej do połowy damulki. Słodko wyglądała pojękując i wzdychając w trakcie tych przeżyć miłosnych.

- Celem? - zapytała - Nie ale wykazuje predyspozycję ku temu by zostać nałożnicą każdej spośród nas. - podzieliła się swoimi spostrzeżeniami na temat rozrywkowej minstrelki - Musisz wiedzieć jednak jedno i chyba warto o tym wspomnieć na początku. My tutaj dzielimy się wszystkim. Nie zachowujemy nic dla siebie. - uśmiechnęła się zbereźnie po czym wróciła do łaskotania czubkiem języka przestrzeni pomiędzy obiema wargami na łonie koleżanki.

- Tylko nałożnicą? - Zdziwiła się blondynka. - Jeśli umie umiejętnie skorumpować młodą niewinną przejezdna to zdecydowanie jej potencjał jest o wiele większy niż jakieś pierwszej lepszej ulicznicy. Ale popieram nie sprowadzanie do domu rodzinnego byle kogo. Selekcja u mnie w ojczyźnie była zawsze bardzo ostrożna a proces długotrwały. - Przyznała blondynka wyginając kręgosłup kiedy fala przyjemności przeszła przez jej ciało. No i zrozumiała że jednak koleżanka jest wybredna i nie nie ma zamiaru wpuścić byle nałożnic z zamtuza by zapełnić miejsca w loży pana rozkoszy.
- Chwilowo widzę w niej tylko obiekt zabawy a jest to zabawa która może skończyć się w trzy dni a może się przeciągnąć na miesiące. To zależy jak bardzo sprawię że będzie mnie chciała skosztować i jak bardzo przedłużę jej głód.

- W rzeczy samej. - podniosła ponownie głowę - Nie od razu Altdorf zbudowano. - cieszyła ją błyskotliwość Pirory - A co do Naji to zgadzam się z tobą. Głód najlepszą przyprawą. - zachichotała podnosząc się z ziemi i ocierając usta wierzchnią stroną swojej dłoni - Jak jednak przyjdzie ci do ucztowania z nią to nie zapomnij o swoich siostrzyczkach. - zachichotała spoglądając z góry na leżącą u jej stóp koleżankę - Taka forma niespodzianki. Ówcześnie jednak musiałabyś zasłonić jej oczy by ta nie domyśliła się naszych personaliów. - Ver uznała iż metoda, którą Froya stosowała w przypadku Łasicy w takiej sytuacji sprawdziłaby się idealnie - Pora chyba wracać. - zauważyła - Nie chcemy chyba zanudzić naszych sikorek na dolę a przeczuwam naprawdę ciekawy i intensywny dzień.

- Może uda nam się wymienić jeszcze parę sekretów w zakątkach tych opuszczonym domów - przyznała Pirora również podnosząc się i doprowadzając się do porządku. Przemyła twarz mokrą szmatka i zaoferowała ją swojemu gosciowi. Podeszła do stolika i otworzyła jedną ze szkatułek.
- Naprawde mam dla ciebie dokumenty do tycząca tamtych dzieł sztuki Ojciec Marduf von Dake uważa że kłamstewka najlepiej ukrywać pod prawdą, stąd ta cała papierologia. Mogę cię prosić o podpis? - Pirora przekazała kopertę z pieczęcią Versanie i udostępniła jej kałamarz i pióro by podpisać na innej karcie formularz odbioru.

- Może jeszcze dodam bo widziałam że wczoraj nie byłyście zachwycone sytuacją z moja służbą. Mój ochroniarz James wie o wyznaniach moich i mojego ojca. Sam nie należy do rodziny i nie miał aspiracji by prosić o członkostwo. Dodatkowo w Averlandzie zasady przyjęcia do rodziny są bardzo trudne do spełnienia i nawet gdyby chciał nie miał by szans by się nim stać. Jest lojalny wobec mnie i mojej rodziny. Irina wie że jestesmy inni ale nie zna szczegółów, Julius jest dzieckiem i również żyje w nieświadomości… choć pewnie z obserwacji myśli że niektóre moje zachowania są normalnym zachowaniem wyższych klas. - Wyjaśniła Pirora i kontynuowała.

- Z tego powodu są jak to określiłam ‘nietykalni’ nie wciągamy ich w gierki miłosne nie wykorzytsujemy po kątach choćbysmy usychali z tęsknoty za słodkim dotykiem kochanków. Gdyż celem ich nie jest wyznawanie praktycznie tych zasad co my ale są tu by okrył mnie płaszczem iluzji. Która przedstawi mnie jako pannę cnotliwą z dobrego domu, o wielkim współczucie i silnym kręgosłupie moralnym. Skorumpowana służba tego nie zrobi tak samo dobrze jak ta. Nie jest to nasz wymysł ale coś co stosuje się w dużej ilości domów członków rodziny. A i bo chyba nie było to jasne Irina nie potrafi mówić, ledwo jęki z niej wychodzą. - Spojrzała na zaskoczoną tą uwagę starsza kobiete. - James z nią sypia czasem uda mi się ich podejrzeć. - Wzruszyła ramionami w nonszalancji jakby było to oczywiste. - Oni nie wiedza że ja wiem.

- Gdyby Naji była elementem próby któregoś z członków tez miała by w Averladzie status “nietykalnej” i tylko ci którzy dla próby mieliby ja skorumpować mogli by ją mieć nikt inny. Wiem brzmi dziwnie ale ma to sens i powiedzmy, że traktuje się to jako pewnego rodzaju zawody. Innymi razy status tacy dostają osoby które nie mogą podejrzewać że jakieś bardziej wyuzdane grupy działają w mieście. Na przykład łowcy czarownic, niektórzy członkowie władzy, każdy kogo rada enklawy uzna za niebezpiecznego. - Pirora nie wiedziała czy tutaj tak jest ale skoro już są pewne wyraźne różnice w podejściu to wolała zaznaczyć te najbardziej istotne.

Ver sięgnęła po ten namoczony kawałek materiału, który podała jej Pirora by również przetrzeć twarz i dłonie a następnie chwyciła pióro, zamoczyła je w inkauście i podpisała oba egzemplarze dokumentów odbioru przesyłki po jednym dla każdej z nich. W między czasie uważnie słuchała tego co adeptka mówiła o zwyczajach panujących w jej stronach. Mimo wielu podobieństw pomiędzy praktycznym podejściem do wiary dało się również zauważyc kilka naprawde poważnych różnic.

- Prawdę powiedziawszy wciąż mi się stosunek między wami nie podoba i coś mi kobieca intuicja podpowiada, że mojemu zwierzchnictwu również nie przypadnie do gusty. - wyjaśniła jak to wygląda z jej punktu widzenia - Ja rozumiem to, że dbasz w pewnym sensie o jakąś przykrywkę. Sama mam wśród bliższych czy dalszych pracowników ludzi niezrzeszonych. Są oni jednak całkowicie nieświadomi tego do kogo się modlę i komu składam podziękę. - zauważyła - W moim interesie jest to by otoczenie postrzegało mnie jako tą, którą wykreuje i póki co jakoś mi się to udaje. - dodała wskazując na fakt iż bycie kultystą Bóstw Chaosu wymaga wielu wyrzeczeń, intryg, konspiracji i nie jest to jednym słowem mówiąc łatwy kawałek chleba mimo tych wszystkich przyjemności, które ze sobą niesie - Na salonach damach, w łóżku kochanka, w interesie kupiec a na melinach cwaniara. Tyle ile sytuacji tyle masek. Niejedną aktorkę mogłabym uczyć fachu. - zachichotała - Z czasem się pewnie przekonasz. Jeżeli zaś chodzi o tych jak to ich nazwałeś “nietykalnych” to u nas jest nieco inaczej. Dzielimy się wszysytkim póki nie stanowi to stanowi to zagrożenia dekonspiracją naszej siatki. Więc jeżeli masz ochotę na Naji to liż, kosztuj i smakuj ile wlezie. Nie odmawiaj jednak tej przyjemności innym. Przecież to tylko zabawa. Bawić zaś trzeba się umieć. - wystawiła język w geście żartu - Masz ochotę przeprowadzać na niej próby wiary i dyskrecji. Śmiało. - dodała - Inaczej sprawa się jednak ma z tymi, przed którymi musimy ukrywać swoje tajemnice jak wcześniej wspomniani przez ciebie… tfu… - splunęła przez ramie - Łowcy. W mieście działa grupa niejakiego Olega i to kawał skurwysyna. - mówiła to z wyraźnym grymasem na twarzy - Na szczęście wraz z Łasicą udało nam się podejść jedną z jego pracownic. Ostra i zacięta sztuka jednak ze słabością do uległych i ślicznych kobiet. - wyraz grymasu przeszedł w słodki uśmieszek - To jednak rozmowa na inną okazję. Spotkamy się na spokojnie to wszystko ci wyjaśnię. Będzie to jednak rozmowa w cztery oczy bez uczestnictwa nawet twojej niemej łaziebnej. Swoją drogą domyślałam się, że nie mówi obstawiałam jednak, że po prostu pozbawiłaś ją języka. - śmiech towarzyszący tej uwadzę był nawet nieco przerażający i pasowałby raczej do psychopaty niż słodkiej i uroczej Versany. - Wracamy więc?

- Tak, wracajmy. - potwierdziła blondynka i obie opuściły jej pokój. Ale Pirora zamiast od razu skierować się w stronę schodów podeszła do drzwi naprzeciwko i zapukała. - James będziemy się zbierać niedługo…- Nawet nie dokończyła a drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki przystojny mężczyzna. Z zadbanym wąsem, bródką i długimi włosami. Ubrany był w dobrej jakości ubrania choć nie przesadnie strojne. Przy pasie miał miecz długi i krotki.

- Panienko van Dake. - powiedział na przywitanie lekko się kłaniając. Kiedy jednak zauważył Lady wersję postąpił w jej stronę dwa kroki i ukłonił się niżej i przedstawił się. - James Lurid. Miło mi poznać Madame von Drasen. -

- James jedzie ze mną by wiedzieć skąd ma mnie wieczorem odebrać. Chyba że nigdzie nie pojedziemy to może panna von Zee zgodzi się by mógł z jej służba przezimować do wieczora na zapleczu.

Versana miło się uśmiechnęła skinając głową a następnie wyciągnęła dłoń by się przywitać. Miała zamiar sprawdzić jak szarmanckim i dobrze ułożonym pracownikiem jest James. Różnice pomiędzy nim a Kornasem były widoczne na pierwszy rzut oka ale eunuch nie był od tego aby wyglądać jak zubożały szlachcic. Miał być skuteczny, lać po mordach tych, którzy jej podpadną i być wiernym sługą czterech potęg.

- Dla mnie nie stwarza to problemu. Mój ochroniarz również będzie jechać z nami. - dodała - Będę się czuć zdecydowanie bezpieczniej w asyście takiego dżentelmena jak twój eskortant. - mówiąc to uśmiechnęła się grzecznie zarówno w kierunku Pirory jak i Jamesa - Ruszajmy więc a ty panie Lurid. Opowiedz mi o sobie. - puściła mu dyskretnie oczko.

- Postaram się nie zawieść oczekiwań. - mężczyzna odpowiedział ujmując dłoń van Drassen i całując ją w rękę. Dostatecznie długo by wyjść na szarmanckiego i dostatecznie krótko by nie było to nachalne. Blondyka nie przesadziła, jej służba wygladała naprawde dobrze, była w nich jakaś dziwnie dobrana estetyka która pasowała by pojawić się z nimi na salonach i nie wstydzić się ich. Umieli się zachować, pokazać, zabłyszczeć. Komplementowali się z Pirorą i nadawali jej wizualny status kogoś ważniejszego niż była. No i Lurid nie zawiódł, uraczył Versanę opowieścią o swojej osobie. Opowiedział jak urodził się w Bretoni jako góral, który opiekował się owcami musiał walczyć z wygłodniałymi zwierzętami w obronie trzony. Jak ich właściciel ziemski ciemiężył jego rodzinę że w końcu James miał dość uciekł przez góry do imperium szukać lepszego życia. Znalazł je najpierw jako parobek ale szybko zaciągnął się do wojska i zdobył doświadczenie jako zbrojny. Najpierw w Reiklandzie a potem w Averlandzie. Po odsłużeniu swojego postanowił się przenieść do sektora prywatnego. Opowiedział jak ojca Pirory spotkał na którymś festynie i usadził mu dwóch zbyt podchmielonych panów którym się ojciec panienki van Dake nie spodobał. Od słowa do słowa okazało się że dla takiego człowieka znajdzie się miejsce pod dachem ich domostwa i dla niego. Dopiero tam pod okiem Pani Laury, matki pannienki Pirory, nabrał ogłady dżentelmena i zagadnień etykiety. Słychać było że bardzo dobrze mu u boku rodziny van Dake i nigdzie się nie wybiera. Wspomniał też o dwóch przypadkach gdzie Versana jako wtajemniczona mogła się doszukać przesłania o aktach w imię obrony dobrego imienia rodziny przed okropnymi pomówieniami. A może tylko jej się zdawało i nie była to ukryta wiadomośc czy też ostrzeżenie w stronę kultystki. Pirora dodała trzy grosze w których chwali jego profesjonalizm i znajomość Bretońskiego, zwłaszcza że sama nie zna tylko Tileański i Estalijskie wiec ochroniarz dobrze uzupelnia jej świtę.

Ich powrót ponownie skupił na nich wzrok zgromadzonych w głównej sali gawiedzi. Rosy jednak już nie było. Tak jak uprzedzała przed pójściem dwóch kultystek na pięterko tak też zrobiła. Ver doskonale to rozumiała. Sama była kobietą interesu i wiedziała iż biznes nie lubi czekać. Gdzieś z boku przy wspólnym stole siedział za to Kornas, który zdawał się już uporać z załadunkiem skrzyni podarowanej zborowi przez Pirore i aktualnie popijał kufel parującego jeszcze grzańca. Uwagę dzierlatek mimo wcześniejszej pochopnej oceny wdowy nie przykuły jednak one a ich towarzysz. Pracownik Madam van Dake o dość nietypowej jak na te strony świata urodzie. Dłuższe, starannie zaczesane i upięte z tyłu głowy włosy, estetycznie przycięta broda i zapach będący połączeniem kaszmiru i drzewa sandałowego mógł zawrócić w głowie niejednej nawet lepiej sytuowanej damie. Do tego te maniery. Gdy trójka schodzących z góry ludzi zbliżyła się do stołu ten ukłonił się zgrabnie, serdecznie uśmiechnął i przywitał wszystkich oczekujących ich gości. Na dłuższą rozmowę jednak nie było czasu. Pędził on niemiłosiernie przybliżając miłośniczki sztuki coraz to bardziej do spotkania w rezydencji rodu van Zee. Nim jednak Ver wraz ze znajomymi opuściła lokal poleciła Brenie by ta trzymała pieczę nad dziewczętami i została z nimi tutaj aż do jej powrotu. W domu na szczęście panował nieskazitelny porządek więc wdowa nie musiała się martwić tym, iż będzie trzeba coś pilnie załatwić przed zjawieniem się Oksany. Dała więc dziewczętom nieco wolnego czasu przypominając jednocześnie na boku swojej najbliższej współpracownicy by ta dopilnowała tego aby Dagmara i jej koleżanki działały najdyskretniej jak się da a za swoją pracę pobierały odpowiednio wysoką płacę.
 
Pieczar jest offline