|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-04-2021, 20:42 | #211 |
Reputacja: 1 | Bezahltag (4/8); przedpołudnie; ”Pod pełnymi żaglami”; Versana, Pirora, Brena, Dagmara, Blanka, Kornas, Rosa, Nije Drzwi otworzył im Kornas. Czasami potrafił zaskoczyć Versanę swoimi manierami. Zastanawiała się jednak czy czynił to z racji dobrego wychowania czy chęci zyskania w oczach pracodawczyni by ta kupiła mu syty i wykwintny zarazem posiłek. Ich wizyta w karczmie wzbudziła zainteresowanie całej raczej skromnej klienteli. Pora była wczesna więc gości było niewielu. Wszyscy jednak niemalże w tym samym momencie zwrócili głowy ku drzwiom wejściowym. Cztery młode i atrakcyjne kobiety weszły do środka dość swobodnym krokiem. Jedna z nich przodowała jednak. Strój i pewność siebie wyróżniały ją spośród pozostałych. Kroczyła przodem zostawiając na pół kroku z tyłu resztę. Bez problemu szło odczytać hierarchię pomiędzy nimi. Wśród gapiów były również trzy znane Versanie kobiety, ku którym właśnie zmierzała. - Kto by się spodziewał. - rzuciła witając się zarazem - Tyle pięknych dam w jednym miejscu i czasie. - uśmiechnęła się skinąwszy głową - To nie wróży nic dobrego. A tym bardziej przyzwoitego. - zaśmiała się pozwalając sobie na dość luźny ton ze względu na towarzystwo w jakim przyszło jej przebywać - Widzę również, że moja kochana kuzyneczka nie próżnuje i zawiera coraz to nowsze i bardziej wpływowe znajomości. - zauważyła zwracając się do Pirory jak do rodziny. Pomysł rzucony dość swobodnie przez młodszą koleżankę po głębszym przemyśleniu zdał się Versanie mieć sens. Wszak naprawdę miały być siostrami. - To wy się znacie? - Naji co siedziała plecami do wejścia i małego konduktu jaki się do nich zbliżył musiała się nieco odwrócić za siebie aby spojrzeć na nowo przybyłych. Jak się zbliżali kiwnęła Versanie głową na powitanie ale odezwała się dopiero gdy ta zatrzymała się przy stole i przywitała. Pokazała palcem na przemian na dwie kobiety całkiem odmiennej urody jakie nazywały się kuzynkami. - Właśnie. Kuzynkami? A nic nie mówiłaś. I ty też nie. - Rose wydawała się podobnie zdziwiona takim powitaniem. Spojrzała pytająco i na siedzącą obok niej Pirorę i na stojącą przy stole Versanę tonem i spojrzeniem sugerującym, że wolałaby jakieś wyjaśnienie tego zamieszania. Bo póki młoda wdowa się nie odezwała uśmiechała się do niej całkiem sympatycznie. Teraz właściwie też ale jednak zaskoczenie tym pokrewieństwem przyćmiło to pierwsze wrażenie. Pirora zaśmiała się cicho ale radośnie. - No owszem nie wspominałam bo z to nasze kuzynostwo to takie siedem rzek po kądzieli jak to się czasem mówi. A że wczoraj spieszyłam się na korepetycje z języka to miałyśmy mało czasu i nie zdążyliśmy wgryź w te relacje i czy na pewno jakieś są. Choć osobiście uważam, że każdy by mnie chciał za kuzynkę. - Blondynka szybko dołożyła swoją warstwę matactwa do tego kłamstwa trochę chowając go pod delikatnym tonem jej głosu i samo pochlebstwem. - Obiecałysmy sobie że na spokojnie zagłębimy się w to przy okazji jakiejś wspólnej kolacji lub obiadu. Co mi przypomina że wczoraj zapomniałam dokumentów dotyczących tych rzeźb i obrazu przekazać. Ojciec pewnie by mnie wybatożył za takie roztrzepane. Madame von Drasen może załatwimy to od razu bo szczerze te wszystkie finansowe i kupieckie tematy mnie czasem przerastają. Boje się że później znowu zapomnę i nie tylko ojciec będzie chciał mnie wychłostać. Powinnam je mieć gdzieś w moim pokoju przy okazji podpiszemy akt odbioru przesyłki? - Zasugerowała znalezienie się z kultystą sam na sam w jej pokoju mając nadzieję że da im to trochę czasu na ustalenie wspólnej wersji. I co zrobić z obecnością osób trzecich które napatoczyły się tego poranka. Versana wybuchła śmiechem spoglądając na nie lada zaskoczone towarzystwo. Sama Pirora również zdawała się być w szoku. Mimo wszystko zgrabnie udało się jej wybrnąć z tematu. ~ Zdała. ~ pomyślała, krótko po tym jak kandydatka na członkinie zboru zaproponowała wspólną przechadzkę do jej izdebki. - Byście tylko zobaczyły swoje miny dziewczęta. - mocno rozbawionym tonem rzekła do reszty - Ale panienka Pirora ma całkowitą rację. Nasze powinowactwo jest odległe i wymaga głębszej analizy jednak gdy ją zobaczyłam tutaj po raz pierwszy to od razu coś mi zaświtało. - dodała popierając słowa świeżo poznanej koleżanki - “Już gdzieś tą słodką twarzyczkę widziałam” pomyślałam i to chyba za sprawą bogów nasze ścieżki skrzyżowały się ponownie w tym smutnym i ponurym jak pogrzeb mieście. - wesołość nie opuszczała Ver od kilku ostatnich dni. Zaś zdziwienie wszystkich tych pięknych sikorek tylko wzmogło ten stan. - Ależ oczywiście kochaniutka. - odparła na sugestie averlandzkiej piękności - Wcześniej jednak pozwól, że wyślę Kornasa aby zabrał skrzynię o której wspominałaś i załadował ją na dorożkę. - zaznaczyła spoglądając na eunucha, którego w drodze na spotkanie o wszystkim poinformowała nie wdając go w szczegóły ów przesyłki. - Wybaczcie nasze miłe ten nie tak z naszej strony. - wykonała zamaszysty ukłon zgrywając się nieco - Interesy nie lubią czekać. Na chwilę jednak musimy zniknąć. - uśmiech rozpromieniał jej twarzyczkę - Na osłodę zostawię do waszej dyspozycji moją służbę. - wskazała obszernym ruchem ramienia trzy ślicznotki, które jej towarzyszyły. - Prowadź więc Piroro. - zwróciła się ponownie do najmłodszej spośród nich - Miejmy to za sobą i nie pozwólmy naszym uroczym koleżanką zbyt długo na nas czekać. - Pani Kapitan jakbyś musiała już iść a my byśmy nie wróciły to bardzo dziękuję za zaproszenie na śniadanie może następnym razem to ja zaprosze ciebie. - Pirora grzecznie przyjęła na nowo maskę panny z dobrego domu i pożegnała się na zaś z Rose posyłając jej ledwo zauważalne śmiałe spojrzenie. - Ja zaś Roso miałabym dla ciebie propozycję lukratywnego przedsięwzięcia. Jest to jednak temat do przedyskutowania w cztery oczy. - dodała gdy jej przedmówczyni skończyła. - Zastanę cię tu po zmierzchu? - Tak, raczej tak. Jak już nacieszycie się tym swoim nowo odkrytym pokrewieństwem i tajemniczymi skrzyniami. - odparła estalisjka kapitan wciąż mając minę jakby czuła, że coś tu się dzieje więcej niż widać na pierwszy rzut oka ale nie wiedziała co. - Mhm. Myślę, że one mają jakiś spisek. Albo romans. Jedno właściwie nie wyklucza drugiego. Teraz idą na górę poknuć bez nas. Myślę, że nas zdradzają. - Nije pokiwała głową i zrobiła przemądrzałą minkę dodając do tego konfidencjonalny szept skierowany do pani kapitan. Jak to często wychodziło w jej wykonaniu wyszła z tego niezła komedia. - Masz rację moja droga. W takim razie chodź tutaj do mnie i jak one sobie pójdą załatwiać swoje bardzo ważne sprawy to my coś poknujemy bez nich. - Rose wzięła to za dobrą monetę i z humorem jaki jej dopisywał od rana. Poklepała swoje wolne miejsce po drugiej stronie niż dotąd zajmowała blondynka i artystka z cichych chichotem wstała, obeszła stół i bardzo chętnie zajęła to miejsce. Musiała tylko przesunąć pas z bronią i pistolety które tam do tej pory leżały. - Po prostu nam zazdrościcie i tyle. - rzuciła w równie żartobliwym tonie kierując się już w stronę schodów. Pirora za to postanowiła spasowieć na taką aluzję i tylko z lekkim zmieszaniem odpowiedzieć. - Naji ty tylko jedno masz w głowie. Bezahltag (4/8); przedpołudnie;”Pod pełnymi żaglami”; Pokój van Drake; Versana, Pirora, - Przykro mi za to zamieszanie z naszymi powiązaniami, uznałam że wczoraj nie omówiliśmy tego dostatecznie by iść w tą narrację. Wspomniała tylko że cię poznałam bo okazało się że paczka była odbierana dla twojego znajomego. Nadal można to połączyć że skojarzyłam me nazwisko z kimś z dalszej rodziny i chciałaś się między innymi przekonać co do tego. - Wyjaśniła wpuszczając przodem Versane do swojego pokoju. utrzymanego w artystycznym nieładzie ale widać było że ktoś dba by każda rzecz miala swoje miejsce. Pirora zamknęła za sobą drzwi na klucz i skorzystała z okazji by podejść od tyłu do swojej siostry i czule ją objąć na powitanie. - Trochę ten tłum na dole psuje nam chyba wycieczkę poranną. Rose wprawdzie idzie na jakieś spotkania ale Naji pewnie będzie chciała nam towarzyszyć. Z uwagi że chciałam by to ona mnie przedstawiła Kamili to powinniśmy ją zabrać ze sobą. Chyba, że twoje niewolnice ją zajmą czymś do tego czasu. - Wyszeptała jej do ucha powiewając go ciepłym oddechem. - Rose wczoraj się wymknęło a dziś poznałam je obie, dostałam też zaproszenie na pożyczanie ich do woli. Ale do rzeczy szukanie dokumentu i podpis na akcie odbioru nie da nam zbyt dużo czasu, zwłaszcza że mam wszystko gotowe na wierzchu, więc musisz zadecydować starsza siostrzyczko. - Ręce młodej kultyski przesunęły się z talii do piersi Versany i lekko je ściskając przez materiał sukni. - Czy spędzamy ten czas na wspólną modlitwę do Księcia. Co narzuca mi poprawne zachowanie i poruszanie tylko bezpiecznych przyziemnych tematów podczas dzisiejszej wycieczki. Czy nie chcesz czekać do jutra z wprowadzeniem mnie w ważne kwestie rodzinne i trzeba to zrobić teraz. - Ręce dziedziczki powoli zaczęły schodzić niżej w dobitnym przekazie że Pirora jest gotowa przerwać zabawę z starsza kobietą. Pirora z każdą chwilą coraz to bardziej zaskakiwała Versanę swoją otwartością na przeróżne aspekty związane z czczeniem Węża. ~ Rozkręca się. ~ pomyślała gdy ręce młodszej i dalekiej krewnej wędrowały w rejony ciała, które tak bardzo lubiły delikatny dotyk kobiecych dłoni. - Ja nie widzę problemu aby obie te rzeczy miały stawać sobie na przeszkodzie. - podjęła z szerokim uśmiechem odwracając się frontem do arystokratki - Tak samo jak nie widzę problemu abym to ja wprowadziła cię w grono. Z Kamilą jesteśmy w dość zażyłych znajomościach. No może nie tak jak z Rose czy Łasicą ale jednak. Znam jej słaboski i wiem jak ją podejść a twoje umiłowanie do sztuki jest wielkim atutem w tej sytuacji. Jedno jednak musisz o niej wiedzieć. Hmmm… - zadumała chwilę mrucząc słodko niczym kocica wylegująca się na kolanach właściciela, który to właśnie drapie ją za uchem - Jakby to powiedzieć. Nasza panienka jest znacznie delikatniejsza od Rosy czy Naji. Żyje w świecie baśni i fantazji. Marzy o przygodach i jest w pewnym sensie gotowa je przeżyć. Pauzuje ją jednak to całe dobre wychowanie i etykieta. Rozpracowywuje ją powoli według zaleceń Ojca naszej nietypowej rodzinki i myślę, że jestem na dobrej drodze ku jej. Hmmm… zepsuciu. - zachichotała szepcząc to ostatnie słowo do ucha stojącej przed nią znajomej. Podczas gdy starsza kobieta mówiła, blondynka popchnęła ja delikatnie w stronę łóżka. Połacie sukni podejmowały do góry A pantalony w dół Pirora nie bawiła się z kultystką w żadne podchody tylko od razu przypuściła atak na jej kobiecość pokazując jak wyszkolone członkinie wychodzą z averlandu. Co jakiś czas zastępując usta dłońmi by zadać pytanie. - Czy posiadłyście już minstrelke? Nie będę ukrywać że chciałam się z nią zabawić by ona myślała że uwodzi i uczy mnie tych uniesień. Co do Kamili mogę pomóc albo trzymać się z daleka dając wam działać po swojemu. Wy zdecydujcie za mało wiem o sytuacji w jakiej jest rodzina by się nachalnie wtrącać. - Po czym zanotowała z powrotem między uda starszej kobiety. Ręce wdowy zawędrowały na głowę małolatki klęczącej między jej nogami, dociskając ją do łona tak by zwinnym i wilgotnym języczkiem averlandzka panienka mogła jeszcze intensywniej i dogłębniej zwiedzać zakamarki jej łona. Jedno Ver musiała przyznać. Dziewczyna miała talent i wprawę oraz lubiła to co robi. Wpierw jeden palec, następnie dwa aż finalnie Pirora skończyła na trzech smyrając pępek koleżanki od środka z taką intensywnością i zaangażowaniem, że nim ta zdążyła wysławić imię Pana jej nogi zaczęły drżeć a po ich wewnętrznej stronie spływać sok świadczący o osiągnięciu szczytu. - Widzę, że nie próżnowałaś w swojej ojczyźnie. - zaśmiała się unosząc głowę i odczesując dłonią lewej ręki włosy, które w trakcie tych uniesień opadły jej na buźkę - Skoro jednak zawędrowałyśmy do takiej zażyłości... - nim Versana zakończyła szybkim ruchem podniosła się z łóżka i równie zdecydowanie co kilka chwil wcześniej jej kochanica pchnęła ją w tył tyle że nie na łoże a na podłogę. Ta zaś nie spodziewając się takiego obrotu spraw przewróciła się z gracją opadającego piórka rozkładając niemalże odruchowo swoje zgrabne nóżki. Kolejny ruch kultystki był niemalże instynktowny. Klęknęła i szybkim ruchem dłoni odciągnęła majtki Pirory by w równie namiętnym pocałunku przylec do jej kobiecości. Blondynka na dole jak i na górze, miała delikatne blond włoski spotykane u prawdziwie młodych i delikatnych dziewczyn. Cieszyło to oko Versany gdy ta spoglądała na twarz koleżanki kręcąc ósemki w trakcie bawienia się jej wiankiem. Smakowała nieziemsko zaś jej po części niekontrolowane ruchy w trakcie przeżywania wzniesień tylko dodawały wesołej wdówce animuszu. - Nasi akolici oczekując perfekcji ...dlatego stawiamy na by członkowie byli dobrze wyszkoleni w dawaniu przyjemności … w przeróżny sposób. - Wyjaśniła blondynka poddając się pieszczotą Versany. - No i jako członkowie rodziny możemy sobie pozwolić… na zerwanie welonu przyzwoitości… kiedy jestesmy sami… - Pirora mowiła w miare płynnie robiąc tylko małe przerwy kiedy dotyk kochanki był w odpowiednim miejscu. Zwłaszcza że po calej nocy z panią kapitan nie wiele potrzeba było by wzniosła uroczą modlitwę z cichych jęków do je ulubionego bóstwa który obdarzał ja natchnieniem i talentem. - Nie odpowiedziałaś… czy Naji jest już czyimś celem czy... mogę kontynuować moją powolna zabawę? Głowa Versany nieco się uniosła nad wzgórek łonowy leżącej przed nią roznegliżowanej do połowy damulki. Słodko wyglądała pojękując i wzdychając w trakcie tych przeżyć miłosnych. - Celem? - zapytała - Nie ale wykazuje predyspozycję ku temu by zostać nałożnicą każdej spośród nas. - podzieliła się swoimi spostrzeżeniami na temat rozrywkowej minstrelki - Musisz wiedzieć jednak jedno i chyba warto o tym wspomnieć na początku. My tutaj dzielimy się wszystkim. Nie zachowujemy nic dla siebie. - uśmiechnęła się zbereźnie po czym wróciła do łaskotania czubkiem języka przestrzeni pomiędzy obiema wargami na łonie koleżanki. - Tylko nałożnicą? - Zdziwiła się blondynka. - Jeśli umie umiejętnie skorumpować młodą niewinną przejezdna to zdecydowanie jej potencjał jest o wiele większy niż jakieś pierwszej lepszej ulicznicy. Ale popieram nie sprowadzanie do domu rodzinnego byle kogo. Selekcja u mnie w ojczyźnie była zawsze bardzo ostrożna a proces długotrwały. - Przyznała blondynka wyginając kręgosłup kiedy fala przyjemności przeszła przez jej ciało. No i zrozumiała że jednak koleżanka jest wybredna i nie nie ma zamiaru wpuścić byle nałożnic z zamtuza by zapełnić miejsca w loży pana rozkoszy. - Chwilowo widzę w niej tylko obiekt zabawy a jest to zabawa która może skończyć się w trzy dni a może się przeciągnąć na miesiące. To zależy jak bardzo sprawię że będzie mnie chciała skosztować i jak bardzo przedłużę jej głód. - W rzeczy samej. - podniosła ponownie głowę - Nie od razu Altdorf zbudowano. - cieszyła ją błyskotliwość Pirory - A co do Naji to zgadzam się z tobą. Głód najlepszą przyprawą. - zachichotała podnosząc się z ziemi i ocierając usta wierzchnią stroną swojej dłoni - Jak jednak przyjdzie ci do ucztowania z nią to nie zapomnij o swoich siostrzyczkach. - zachichotała spoglądając z góry na leżącą u jej stóp koleżankę - Taka forma niespodzianki. Ówcześnie jednak musiałabyś zasłonić jej oczy by ta nie domyśliła się naszych personaliów. - Ver uznała iż metoda, którą Froya stosowała w przypadku Łasicy w takiej sytuacji sprawdziłaby się idealnie - Pora chyba wracać. - zauważyła - Nie chcemy chyba zanudzić naszych sikorek na dolę a przeczuwam naprawdę ciekawy i intensywny dzień. - Może uda nam się wymienić jeszcze parę sekretów w zakątkach tych opuszczonym domów - przyznała Pirora również podnosząc się i doprowadzając się do porządku. Przemyła twarz mokrą szmatka i zaoferowała ją swojemu gosciowi. Podeszła do stolika i otworzyła jedną ze szkatułek. - Naprawde mam dla ciebie dokumenty do tycząca tamtych dzieł sztuki Ojciec Marduf von Dake uważa że kłamstewka najlepiej ukrywać pod prawdą, stąd ta cała papierologia. Mogę cię prosić o podpis? - Pirora przekazała kopertę z pieczęcią Versanie i udostępniła jej kałamarz i pióro by podpisać na innej karcie formularz odbioru. - Może jeszcze dodam bo widziałam że wczoraj nie byłyście zachwycone sytuacją z moja służbą. Mój ochroniarz James wie o wyznaniach moich i mojego ojca. Sam nie należy do rodziny i nie miał aspiracji by prosić o członkostwo. Dodatkowo w Averlandzie zasady przyjęcia do rodziny są bardzo trudne do spełnienia i nawet gdyby chciał nie miał by szans by się nim stać. Jest lojalny wobec mnie i mojej rodziny. Irina wie że jestesmy inni ale nie zna szczegółów, Julius jest dzieckiem i również żyje w nieświadomości… choć pewnie z obserwacji myśli że niektóre moje zachowania są normalnym zachowaniem wyższych klas. - Wyjaśniła Pirora i kontynuowała. - Z tego powodu są jak to określiłam ‘nietykalni’ nie wciągamy ich w gierki miłosne nie wykorzytsujemy po kątach choćbysmy usychali z tęsknoty za słodkim dotykiem kochanków. Gdyż celem ich nie jest wyznawanie praktycznie tych zasad co my ale są tu by okrył mnie płaszczem iluzji. Która przedstawi mnie jako pannę cnotliwą z dobrego domu, o wielkim współczucie i silnym kręgosłupie moralnym. Skorumpowana służba tego nie zrobi tak samo dobrze jak ta. Nie jest to nasz wymysł ale coś co stosuje się w dużej ilości domów członków rodziny. A i bo chyba nie było to jasne Irina nie potrafi mówić, ledwo jęki z niej wychodzą. - Spojrzała na zaskoczoną tą uwagę starsza kobiete. - James z nią sypia czasem uda mi się ich podejrzeć. - Wzruszyła ramionami w nonszalancji jakby było to oczywiste. - Oni nie wiedza że ja wiem. - Gdyby Naji była elementem próby któregoś z członków tez miała by w Averladzie status “nietykalnej” i tylko ci którzy dla próby mieliby ja skorumpować mogli by ją mieć nikt inny. Wiem brzmi dziwnie ale ma to sens i powiedzmy, że traktuje się to jako pewnego rodzaju zawody. Innymi razy status tacy dostają osoby które nie mogą podejrzewać że jakieś bardziej wyuzdane grupy działają w mieście. Na przykład łowcy czarownic, niektórzy członkowie władzy, każdy kogo rada enklawy uzna za niebezpiecznego. - Pirora nie wiedziała czy tutaj tak jest ale skoro już są pewne wyraźne różnice w podejściu to wolała zaznaczyć te najbardziej istotne. Ver sięgnęła po ten namoczony kawałek materiału, który podała jej Pirora by również przetrzeć twarz i dłonie a następnie chwyciła pióro, zamoczyła je w inkauście i podpisała oba egzemplarze dokumentów odbioru przesyłki po jednym dla każdej z nich. W między czasie uważnie słuchała tego co adeptka mówiła o zwyczajach panujących w jej stronach. Mimo wielu podobieństw pomiędzy praktycznym podejściem do wiary dało się również zauważyc kilka naprawde poważnych różnic. - Prawdę powiedziawszy wciąż mi się stosunek między wami nie podoba i coś mi kobieca intuicja podpowiada, że mojemu zwierzchnictwu również nie przypadnie do gusty. - wyjaśniła jak to wygląda z jej punktu widzenia - Ja rozumiem to, że dbasz w pewnym sensie o jakąś przykrywkę. Sama mam wśród bliższych czy dalszych pracowników ludzi niezrzeszonych. Są oni jednak całkowicie nieświadomi tego do kogo się modlę i komu składam podziękę. - zauważyła - W moim interesie jest to by otoczenie postrzegało mnie jako tą, którą wykreuje i póki co jakoś mi się to udaje. - dodała wskazując na fakt iż bycie kultystą Bóstw Chaosu wymaga wielu wyrzeczeń, intryg, konspiracji i nie jest to jednym słowem mówiąc łatwy kawałek chleba mimo tych wszystkich przyjemności, które ze sobą niesie - Na salonach damach, w łóżku kochanka, w interesie kupiec a na melinach cwaniara. Tyle ile sytuacji tyle masek. Niejedną aktorkę mogłabym uczyć fachu. - zachichotała - Z czasem się pewnie przekonasz. Jeżeli zaś chodzi o tych jak to ich nazwałeś “nietykalnych” to u nas jest nieco inaczej. Dzielimy się wszysytkim póki nie stanowi to stanowi to zagrożenia dekonspiracją naszej siatki. Więc jeżeli masz ochotę na Naji to liż, kosztuj i smakuj ile wlezie. Nie odmawiaj jednak tej przyjemności innym. Przecież to tylko zabawa. Bawić zaś trzeba się umieć. - wystawiła język w geście żartu - Masz ochotę przeprowadzać na niej próby wiary i dyskrecji. Śmiało. - dodała - Inaczej sprawa się jednak ma z tymi, przed którymi musimy ukrywać swoje tajemnice jak wcześniej wspomniani przez ciebie… tfu… - splunęła przez ramie - Łowcy. W mieście działa grupa niejakiego Olega i to kawał skurwysyna. - mówiła to z wyraźnym grymasem na twarzy - Na szczęście wraz z Łasicą udało nam się podejść jedną z jego pracownic. Ostra i zacięta sztuka jednak ze słabością do uległych i ślicznych kobiet. - wyraz grymasu przeszedł w słodki uśmieszek - To jednak rozmowa na inną okazję. Spotkamy się na spokojnie to wszystko ci wyjaśnię. Będzie to jednak rozmowa w cztery oczy bez uczestnictwa nawet twojej niemej łaziebnej. Swoją drogą domyślałam się, że nie mówi obstawiałam jednak, że po prostu pozbawiłaś ją języka. - śmiech towarzyszący tej uwadzę był nawet nieco przerażający i pasowałby raczej do psychopaty niż słodkiej i uroczej Versany. - Wracamy więc? - Tak, wracajmy. - potwierdziła blondynka i obie opuściły jej pokój. Ale Pirora zamiast od razu skierować się w stronę schodów podeszła do drzwi naprzeciwko i zapukała. - James będziemy się zbierać niedługo…- Nawet nie dokończyła a drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki przystojny mężczyzna. Z zadbanym wąsem, bródką i długimi włosami. Ubrany był w dobrej jakości ubrania choć nie przesadnie strojne. Przy pasie miał miecz długi i krotki. - Panienko van Dake. - powiedział na przywitanie lekko się kłaniając. Kiedy jednak zauważył Lady wersję postąpił w jej stronę dwa kroki i ukłonił się niżej i przedstawił się. - James Lurid. Miło mi poznać Madame von Drasen. - - James jedzie ze mną by wiedzieć skąd ma mnie wieczorem odebrać. Chyba że nigdzie nie pojedziemy to może panna von Zee zgodzi się by mógł z jej służba przezimować do wieczora na zapleczu. Versana miło się uśmiechnęła skinając głową a następnie wyciągnęła dłoń by się przywitać. Miała zamiar sprawdzić jak szarmanckim i dobrze ułożonym pracownikiem jest James. Różnice pomiędzy nim a Kornasem były widoczne na pierwszy rzut oka ale eunuch nie był od tego aby wyglądać jak zubożały szlachcic. Miał być skuteczny, lać po mordach tych, którzy jej podpadną i być wiernym sługą czterech potęg. - Dla mnie nie stwarza to problemu. Mój ochroniarz również będzie jechać z nami. - dodała - Będę się czuć zdecydowanie bezpieczniej w asyście takiego dżentelmena jak twój eskortant. - mówiąc to uśmiechnęła się grzecznie zarówno w kierunku Pirory jak i Jamesa - Ruszajmy więc a ty panie Lurid. Opowiedz mi o sobie. - puściła mu dyskretnie oczko. - Postaram się nie zawieść oczekiwań. - mężczyzna odpowiedział ujmując dłoń van Drassen i całując ją w rękę. Dostatecznie długo by wyjść na szarmanckiego i dostatecznie krótko by nie było to nachalne. Blondyka nie przesadziła, jej służba wygladała naprawde dobrze, była w nich jakaś dziwnie dobrana estetyka która pasowała by pojawić się z nimi na salonach i nie wstydzić się ich. Umieli się zachować, pokazać, zabłyszczeć. Komplementowali się z Pirorą i nadawali jej wizualny status kogoś ważniejszego niż była. No i Lurid nie zawiódł, uraczył Versanę opowieścią o swojej osobie. Opowiedział jak urodził się w Bretoni jako góral, który opiekował się owcami musiał walczyć z wygłodniałymi zwierzętami w obronie trzony. Jak ich właściciel ziemski ciemiężył jego rodzinę że w końcu James miał dość uciekł przez góry do imperium szukać lepszego życia. Znalazł je najpierw jako parobek ale szybko zaciągnął się do wojska i zdobył doświadczenie jako zbrojny. Najpierw w Reiklandzie a potem w Averlandzie. Po odsłużeniu swojego postanowił się przenieść do sektora prywatnego. Opowiedział jak ojca Pirory spotkał na którymś festynie i usadził mu dwóch zbyt podchmielonych panów którym się ojciec panienki van Dake nie spodobał. Od słowa do słowa okazało się że dla takiego człowieka znajdzie się miejsce pod dachem ich domostwa i dla niego. Dopiero tam pod okiem Pani Laury, matki pannienki Pirory, nabrał ogłady dżentelmena i zagadnień etykiety. Słychać było że bardzo dobrze mu u boku rodziny van Dake i nigdzie się nie wybiera. Wspomniał też o dwóch przypadkach gdzie Versana jako wtajemniczona mogła się doszukać przesłania o aktach w imię obrony dobrego imienia rodziny przed okropnymi pomówieniami. A może tylko jej się zdawało i nie była to ukryta wiadomośc czy też ostrzeżenie w stronę kultystki. Pirora dodała trzy grosze w których chwali jego profesjonalizm i znajomość Bretońskiego, zwłaszcza że sama nie zna tylko Tileański i Estalijskie wiec ochroniarz dobrze uzupelnia jej świtę. Ich powrót ponownie skupił na nich wzrok zgromadzonych w głównej sali gawiedzi. Rosy jednak już nie było. Tak jak uprzedzała przed pójściem dwóch kultystek na pięterko tak też zrobiła. Ver doskonale to rozumiała. Sama była kobietą interesu i wiedziała iż biznes nie lubi czekać. Gdzieś z boku przy wspólnym stole siedział za to Kornas, który zdawał się już uporać z załadunkiem skrzyni podarowanej zborowi przez Pirore i aktualnie popijał kufel parującego jeszcze grzańca. Uwagę dzierlatek mimo wcześniejszej pochopnej oceny wdowy nie przykuły jednak one a ich towarzysz. Pracownik Madam van Dake o dość nietypowej jak na te strony świata urodzie. Dłuższe, starannie zaczesane i upięte z tyłu głowy włosy, estetycznie przycięta broda i zapach będący połączeniem kaszmiru i drzewa sandałowego mógł zawrócić w głowie niejednej nawet lepiej sytuowanej damie. Do tego te maniery. Gdy trójka schodzących z góry ludzi zbliżyła się do stołu ten ukłonił się zgrabnie, serdecznie uśmiechnął i przywitał wszystkich oczekujących ich gości. Na dłuższą rozmowę jednak nie było czasu. Pędził on niemiłosiernie przybliżając miłośniczki sztuki coraz to bardziej do spotkania w rezydencji rodu van Zee. Nim jednak Ver wraz ze znajomymi opuściła lokal poleciła Brenie by ta trzymała pieczę nad dziewczętami i została z nimi tutaj aż do jej powrotu. W domu na szczęście panował nieskazitelny porządek więc wdowa nie musiała się martwić tym, iż będzie trzeba coś pilnie załatwić przed zjawieniem się Oksany. Dała więc dziewczętom nieco wolnego czasu przypominając jednocześnie na boku swojej najbliższej współpracownicy by ta dopilnowała tego aby Dagmara i jej koleżanki działały najdyskretniej jak się da a za swoją pracę pobierały odpowiednio wysoką płacę. |
02-04-2021, 08:26 | #212 |
Reputacja: 1 | Bezahltag (4/8); południe; Dorożka ; Willa rodziny van Zee; Versana, Pirora, Nije Zawieja nie ustępowała. Za składanymi ścianami dorożki Malcolma i oknami panowała zimowa szaruga. Można było odnieść wrażenie, że wiatr w każdej chwili zmiecie dorożkę z powierzchni ziemi i porwie gdzieś w dal w przestworza. Trudno było rozmawiać w tych warunkach jak to nie wydawała się czcza groźba. - Jak tak wieje to nie wiem czy coś wyjdzie z tego zwiedzania. Chyba, że przestanie. - powiedziała Nije mocno wątpiącym tonem zapatrzona przez okno na szarą ścianę zamieci. - Chyba dojeżdżamy. - powiedziała za chwilę co nie było takie oczwiste bo widać było jedynie zarys mijanych budynków i nic dalej co mocno utrudniało orientację gdzie się znajdują. - Ulryk płata nam ostatnio figle. - dodała - Gdy tylko zamierzamy wyruszyć gdzieś w teren to jemu przypomina się aby akurat wtedy dąć ile sił w płucach. - zauważyła wspominając podobną sytuację sprzed parunastu dni kiedy to podobnie jak dziś na dworzu panowała zamieć uniemożliwiająca ruszenie się poza cztery pałacowe ściany - Teraz jednak naprawdę lepiej by było byśmy już zbliżały się do celu. Czy tylko ja napiłabym się gorącego aromatyzowanego goździkami grzańca? - Nie ma co się martwić na zapas. - uśmiechnęła się opatulona i marznąca blondynka, która bardzo starała się tego po sobie nie poznać. - Jutro też jest dzień. A skoro o tym mowa. Versano czy mam rozumieć że jesteś obeznana w rynku nieruchomości czy może ktoś ci doradza? Nie ukrywam że mieszkanie w tawernie jest na dłuższa mete dokuczliwe. I chętnie bym sama rozejrzała się za kamienicą by zmieścić siebie i moją świtę. - Zagadnęła do starszej kobiety. Versana widząc drżącą z zimna koleżankę dosiadła się do niej a następnie delikatnie objęła masując po ramionach. Chciała ją nieco ogrzać ale i zbliżyć się do niej. ~ Nie jest jeszcze zahartowana. ~ pomyślała ~ To jednak znaczy, że płynie w niej gorąca krew. - Ja niestety posiadam tylko ogólne rozeznanie. - nawiązała do tematu lokalnego rynku nieruchomościami - Na szczęście mam zaufanego agenta. To właśnie on podpowiedział mi które z lokali mogłabym zaadaptować pod nowo tworzący się teatr. - w jej zębach odbił się blask świecy, która płonęła w środku dorożki - Zawsze możesz przygarnąć dla siebie jeden z budynków, który my odrzucimy lub ja mogę zwrócić się z prośbą do swojego znajomego by uraczył się radą. - Cóż zobaczę co odrzucicie ale chętnie poznam kogoś dobrze ogarniętego w temacie, może znajdę coś idealnego. - dziewczyna szybko podchwyciła temat. - Brakuje mi potraw Iriny własna kuchnia tak by mi umiliła życie. Jej miodowo orzechowe bułeczki są warte morderswa. - Pozwól więc, że zaproszę cię jutro w swoje progi. - uśmiechnęła się - Będę zaszczycona. Moja kucharka Greta to prawdziwa cudotwórczyni. Potrafi zaspokoić nawet najbardziej wyszukane gusta oraz dogodzić nawet szlacheckiemu podniebieniu. - skłoniła głową dodając temu zaproszeniu nieco oficjalnego tonu - Jej zaś z pewnością zaimponuje twój nadwyraz dostojny James. - dodała - Powiedz proszę o jakiej porze stawić się powinien po was mój dorożkarz. - Mhmmm miałam jutro malować syrenę. Ale moge ja też wysłać wraz z Iriną na zakupy materiału, potrzebuje fartucha do pracowni. Późny obiad może? I tak miałysmy spotkac się porozmawiac o naszych konotacjach rodzinnych a tak będziemy miały całe południe być może i wieczór? - Pirora była uroczą istota kiedy na głos zmieniała plany kolejnego dnia i przyjmując bardzo ekspresyjne miny podczas dumania nad najlepszą opcją ułożenia sobie planów. - Jesteśmy więc umówione. - przystanęła na propozycję koleżanki - Greta będzie również spokojniejsza mając ciut więcej czasu na zrobienie zakupów i przygotowanie czegoś pysznego. - dodała - Oczekujcie więc Malcolma. - Czuje się już tak zaopiekowana że niezależnie od tego czy jakieś powiązania rodzinne czy nie wynikną z naszego śledztwa rodów to zaczynam mieć wielka ochote dać ci tytuł mojej honorowej kuzynki i i tak traktować cię jak rodzinę. - zaśmiała się uroczo blondyneczka. Owszem odstawiały pewnego rodzaju teatr przed Naji ale zawsze to dodatkowa osoba do rozsiewania ‘pozytywnych plotek’ . Ver potrała tylko raz jeszcze ramiona młodszej, piegowatej koleżanki uśmiechając się serdecznie. - Szykuje się nam naprawdę interesujący wieczór. - odparła - Już doczekać się nie mogę. - zachichotała. Malcolm w końcu zjechał gdzieś i przez szyby ukazała się brama i ogrodzenie rezydencji van Zee. Zawiewane wiatrem i śniegiem tak samo jak reszta miasta. Jakiś pachoł otworzył bramę zmagając się z zaspami, śniegiem i wiatrem jakie targały jego sylwetką. A dorożka mogła wjechać do wnętrza rezydencji. Zatrzymała się przed głównym wejściem gdzie ze środka wyszedł znów jakiś służący który podszedł do drzwi dorożki i otworzył drzwi. Do środka od razu wdarł się wiatr, zimno i wrzucany do środka śnieg. Co niezbyt sprzyjało rozmowom. Służący pomógł pasażerkom wysiąść z dorożki i mogły już same przejść po schodach do potężnych dwuskrzydłowych drzwi rezydencji. Dopiero za nimi było ciszej, cieplej i przyjemniej. A otrzepujących się ze śniegu gości powitał ten sam majordom który zwykle to robił. Zupełnie jakby cały dzień stał przy drzwiach aby witać gości. - Dobrze, że panie już są. Panienka van Zee oczekuje. Proszę za mną. - odezwał się do nowoprzybyłych dając znać służącemu jaki zdążył też wrócić do środka aby zajął się płaszczami gości. Sam zaś ruszył ozdobnymi korytarzami i podłogami wyłożonymi ozdobnymi kaflami i mozaikami w głąb rezydencji. Ver znała korytarze, którymi kroczyły niemal tak samo dobrze jak wnętrze własnej kieszeni. W ciągu kończącego się miesiąca gościła tu kilkukrotnie więc i jej ruchy były zdecydowanie bardziej odważne i śmiałe aniżeli na przykład samej Pirory, którą w progi rezydencji jednego z najbardziej wpływowych wprowadzić zamierzała najuboższa spośród członkiń kółka poetyckiego - Naji. Cała otoczka przybierała jednak zupełnie innej barwy w świetle zdradzonych w karczmie więzów krwi łączących kupiecką wdową z averlandzką pięknością. Pierwsza z nich mijając pokryte arrasami ściany myślała o tym jak Kamila zareaguje na jej tak wszechstronnie uzdolnioną daleką krewną. Druga zaś zdawała się być skupiona i pogrążona w swoich myślach. W każdym razie takie wrażenie odnosiła brunetka. Pirora postanowiła oddać się w profesjonalną opiekę James'a i to on pomógł jej wyjść z dorożki i właściwie zachowywał się jak jej cień. Nawet osłonił ja dodatkowo przez zawieja na te parę kroków. W środku ona i jej opiekun oddali swoje odzienie wierzchnie parobkowi, ochroniarz dodatkowo zostawił mu swoja broń. Gdyż w nietakcie było nosić taką na salonach. Malarka idąc przez korytarz oceniała jego wystrój zarówno pod względem estetycznym jak i finansowym. ~ Co jest z szlachtą i używaniem takich kolorów do wnętrz. ~ Pomyślała krytycznie ale trzymała język za zębami. Ver widząc, że James idzie w pół kroku za Pirory podeszła do niej i wzięła ją pod pachę. Chciała jej dodać nieco otuchy ale i dać sygnał, że dziewczyna jest między innymi jej gościem. Taki manewr nie był na szczęście niczym niesmacznym i wiele spośród dobrze urodzonych panienek przechadzało się niejednokrotnie tryzmąjąc się pod ramię. W pewnym momencie jednak Ver nachyliła się nad uchem koleżanki. ~ Kamila jest jak to mówiłaś “nietykalna” ~ wyszeptała ~ Mile jednak będzie widziany twój akompaniament w tejże sztuce. ~ zachichotała tak jako to panienki z salonów miały w zwyczaju. Nie za głośno i niezbyt nachalnie ale w ocenie wdówki metafora nawiązująca do żargonu teatralnego była w tym momencie dość trafna. ~ Prosze, proszę. Widzę że nowe podejście z obczyzny zaczynają się wkradać. ~ Pirora również zachichotała jakby fakt użycia przywiezionego przez nią słownictwa tak szybko wplótł się w mowę kultystki. ~ Będę ci robić za pochlebny akompaniament. ~ Zapewniła van Drasen że rozumie i nie zrobi nic głupiego. - Zaczęłam się tak właśnie zastanawiać. - mówiła już na głos nie bawiąc się w szeptanie na ucho - Czy jeden z tych darów, który kryje się w skrzyni na mojej dorożce nie byłby dobrym prezentem dla panienki van Zee. Jest ona koneserem sztuki i wielbi się w obrazach, poezji i wszystkim co wzniosłe i ponadprzeciętne. - dar taki miałby jeszcze jedną zaletę. Mianowicie przebywanie w otoczeniu czegoś nawet trochę spaczonego powoli przenikało go, wsiąkając w jego duszę jak woda w gąbkę. ~ Dziś mam dla niej coś mniejszego na wzmożenie apetytu o tych innych rzeczach porozmawiamy może jutro? W okrojonym bardziej wtajemniczonym gronie.. ~ Zasugerowała Pirora jakoś nie uśmiechało się jej by tapesterie przeznaczone do powieszenia w miejscach kultu trafiły do jakiejś młódki. Ale “skorupy” w ktorych tu przybyły to już inna sprawa. ~ Jeśli zdecydujesz że chcesz jej to podarować to na pewno znajdzie się ku temu okazja. - Oczywiście skarbie. - przytaknęła uśmiechając się miło - Wpierw chciałabym sama nacieszyć oko tymi arcydziełami. Mam nadzieję, że jutro zaprezentujesz mi ów perełki i opowiesz o nich co nieco. Ciemnowłosa artystka zerknęła na nie obie i tą szpetaną wymianę zdań trwającą już kolejne drzwi i korytarz ale jak miała jakieś uwagi to zatrzymała je dla siebie. A tymczasem majordom zaprowadził już na miejsce. Czyli do biblioteki van Zee gdzie zwykle odbywały się zebrania kółka poetyckiego. - Państwa zapraszam ze mną. A na panie panienka van Zee już oczekuje. - majordom zwrócił się do eskorty gości dając im znać, że dalej to już powinni udać się same zaproszone panie. Sam zaś otworzył drzwi i wprowadził panie do środka. - Panienko van Zee. Goście przybyli. - oświadczył oficjalnym tonem po czym skłonił się i zrobił miejsce dla trójki kobiet. Jak te weszły do środka on sam wyszedł i cicho zamknął za sobą drzwi zostawiając gości z gospodynią. A gospodyni wstała z fotela na jakim siedziała przy kominku i przywitała gości z uśmiechem. Dla kogoś kto widział ją po raz pierwszy wyróżniała się jej uroda. Pod względem egzotyki mogłaby iść w konkury z Ajnur. Chociaż tutaj była wyraźna domieszka krwi z dalekich, gorących, południowych lądów. Karnację miała ciemno oliwkową, i długie, kręcone włosy tak czarne, że aż z granatowym połyskiem. Dlatego może biel jej uśmiechu zdawała się tak kontrastować z ciemną karnacją jej twarzy. Natomiast całościowo wyróżniała się urodą i zgrabną sylwetką. Jak do tego była współwłaścicielką tej rezydencji w jakiej się znajdowali nie było trudno zrozumieć dlaczego uchodzi za jedną z najlepszych partii w tym mieście. - Dzień dobry moje drogie. Cieszę się, że mimo tej wichury udało wam się do nas dotrzeć. Obawiam się, że ta śnieżyca może nam nieco pokrzyżować plany. - powiedziała panienka van Zee na powitanie podchodząc do trójki gości. Oprócz niej na fotelu obok siedziała pani von Richter. Przyglądała się z uprzejmym uśmiechem całej scenie ale nie wtrącała się w to powitanie gości. - Witaj Kamilo. Witaj Madeleine. To jednak przyjechałaś? O rany a myślałam, że będziemy tylko my i będziemy mogły w spokoju was obgadać. - Nije przywitała się w swoim ekspresywnym i bezpośrednim stylu co znów wyszło dość komediowo i panie i panienki roześmiały się na ten pierwszy żarcik tego spotkania. - Przykro mi, że was rozczarowałam. - odparła krótko von Richter jaka była młodą brunetką w ciemno brązowej sukni. Wachlowała czy raczej bawiła się wachlarzem a w bibliotece było rzeczywiście przyjemnie ciepło. - Witacie. Cieszę się, że was widzę. - Ver uśmiechając się i delikatnie skinając głową pozdrowiła obie już rezydujące w bibliotece szlachcianki - Ulryk skutecznie nam utrudnia ostatnimi czasy eksploatację ów pustostanów. Widocznie poezja, sztuka i przeżywanie wyższych emocji są mu obce. Nie bez przyczyny upodobał sobie surowość i szczęk stali. - stwierdziła podsumowywując niezbyt przyjazną pogodę za oknem, która faktycznie już po raz drugi pokrzyżowała plany “Kółka poetyckiego” - Pozwólcie jednak, nim usiądziemy przedstawić pewną uroczą i nad wyraz utalentowaną osóbkę. Jej talent dorównuje jej urodzie a zmysł estetyki i wyczucie dobrego smaku, subtelności oraz wrażliwości duchowej. Jest moją daleką kuzynką więc prócz zainteresowań łączą nas więzy krwi. Mimo daleko położonych ojczyzn z których każda z nich jest dla nas domem czujemy się niczym rodaczki. Madam Pirora van Dake we własnej osobie. - robiąc pół kroku w bok Versana delikatnym ruchem głowy zaprezentowała stojącą obok kandydatkę na członkinie kultu. - Miło mi. Jestem Kamila van Zee. Proszę usiądź z nami. Wy też. I proszę opowiedz nam coś o sobie. Zwłaszcza o tym talencie bo pękam z ciekawości. - gospodyni zaprosiła gości w stronę foteli jakie puste czekały po drugiej stronie kominka. A pośrodku był niski, modny i elegancki stolik z butelkami i przekąskami. Pirora nie dała po sobie poznać że troszkę irytowało ją przedstawienie przez Versanę mimo że parę razy zaznaczała by to Naji ją przedstawiła. Trudno trzeba brnąc do przodu. - Bardzo miło mi poznać was obie. Troszeczkę jestem skrępowana gdy jednak trochę się wpraszam. To też przynoszę mały prezent dla panny van Zee. - to mówiąc wyjęła ze swojej torby pakunek. Tomik poezji owinięty w zdobioną kolorowym kwiecistym haftem zieloną chustą i przewiązane czerwoną wstążką - Naji wspominała że lubisz poezje i organizujesz wieczorki poetyckie więc pomyślałam że to odpowiedni podarunek. - Powiedziała prezentując podarek egzotycznej piękności uśmiechając się przyjaźnie. Teraz rozumiała dlaczego miała status nietykalnej. - Podarek? A co to jest? - młoda szlachcianka wydawała się być zarówno zaskoczona jak i ucieszona niewielkim pakunkiem jaki wręczyła jej nowa towarzyszka. Obejrzała go z zaciekawieniem ale chyba przypomniała sobie, że ona też ma kogoś do przedstawienia. - A ta piękna pani to Madelein von Richter. Nasza specjalistka od poezji. - przedstawiła siedzącą w dumnej pozie kobietę ale wydawało się, że poza statusem mężatki wszystkie są w podobnym wieku. - Miło mi cię poznać Piroro. Miało być nas dzisiaj troszkę więcej ale w taką zamieć to nie wiem czy ktoś jeszcze przyjedzie. Właśnie się zastanawiałyśmy z Kamilą co z tym fantem zrobić. Szczerze mówiąc nie bardzo mi się uśmiecha chodzenie po jakichś ruderach przy tej pogodzie. - pani von Richter wydawała się mieć całkiem trzeźwe podejście do świata za oknem. Wszelka aktywność poza ogrzanymi murami wydawała się obecnie mocno zniechęcająca. - To prawda. Dobrze, że chociaż wy przyjechałyście. O. To poezja! - gospodyni potwierdziła słowa koleżanki a w międzyczasie sprytnymi i smukłymi palcami odpakowała prezent więc mogła się przekonać co to jest. Z zaciekawieniem otworzyła gdzieś w środku i zaczęła przebiegać wzrokiem po zapisanych kartkach. - Też chyba powinnam coś wydać swojego. Albo chociaż dorzucić się jakby ktoś wydawał. To zwiększa notowania. - Nije odezwała się swoim niefrasobliwym i komicznym stylem przez co trudno było oszacować czy sobie żarty stroi czy tak na poważnie mówi. - Wpierw wydaj się za mąż Naji. - wtrąciła w żartobliwym stylu podobnym do tego jakim władała sama zainteresowana. - Pani von Richter miło mi poznać. - Pirora grzecznie dygnęła w stronę starszych kobiet. - Tak to zbiór poezji wydany dwa lata temu przez gildie poetów, niektóre wiersze mają podanych autorów niektóre to anonimy. Ze wszystkich posiadanych druków ten konkretny podobał mi się najbardziej i też chyba najlepiej pokazuje styl tematyki jaką mamy w Averlandzie. - Rozwinęła temat Pirora wyrażając swoja opinię, chociaż wcale nie był to jej ulubiony tomik wolała ten o tematyce erotycznej ale też nie zamierzała go nikomu pożyczać czy podarowywać. - Oznacza to że jest dużo przyrody, natury i opisów czasów zbiorów zniw i takich tam. - To jesteś z Averlandu? - zapytała Madeleine interesując się nowo przybyła bardziej niż tomikiem poezji jaki przyniosła na dobry początek znajomości z gospodynią. Ta zaś siadła i przeglądała jeszcze chwilę ten tomik ale by nie wyjść na niegrzeczną odłożyła go na ten niski stolik i zajęła się swoimi gośćmi. - Właśnie, jeśli wybaczycie wścibstwo to mogę zapytać jakie pokrewieństwo was łączy? To ty Versano też jesteś z Averlandu? - Kamila spojrzała pytająco na dwie kuzynki bo rzeczywiście mocno się od siebie różniły. Zwłaszcza skrajnie odmienny kolor włosów od razu rzucał się w oczy, trudno byłoby dobrać większy kontrast między jasnym blond a kruczą czernią. - To prawda, muszę ci zdradzić, że Versana wypytuje nas o mnóstwo rzeczy a sama o sobie nie mówi zbyt wiele. - dorzuciła Madeleine jakby zdradzała jakiś sekret nowej koleżance ale brzmiało to jak pewien przytyk do ich znajomej o ledwo trochę dłuższym stażu w tym gronie. - To dlatego że nie jestesmy spokrenionę więziami krwi a pewnym tragicznie skończonym małżeństwe. O którym nasze rodziny pewnie wolałyby zapomnieć, bo historia nadaje się jak najbardziej by ją opisać w jakimś dramacie ale nie by była częścią historii rodziny. - Pośpieszyła z wyjaśnieniem Pirora pilnując się by tak zaintonować swoją wypowiedź jakby blondyneczka nie powinna o tym wspominać. Jednocześnie robiąc z ich powiązania wielka tajemnice z drugiej sprzedając tym zamkniętym znudzonym szlachcianka pokusę poznania jakiegoś skandalu że po wszystkim nie będzie miało znaczenia czy kobiety są czy nie są spokrewnione. Wszystkie kobiety koncentrują się na tragicznej historii trójkąta milosnego z tragicznym zakończeniem. - Nie wiem nawet czy powinnam o tym wspominać. - Pirora ma racje. - odparła - Rzecz działa się na długo przed naszym narodzeniem więc znamy tylko i wyłącznie jakieś opowiastki naszych świętej pamięci babeczek. Takie układanie puzzli albo krążenie po omacku w mgle. - sprostowała dorzucając metaforę, która zdecydowanie trafniej powinna przemówić do wielbicielek poezji - W każdym razie zakręcone to jest jak słoiki na zimę. - zachichotała z rzuconego przez siebie wersu, który formą powinien być bliższy Naji aniżeli dwóm czekającym na nie panienkom - Ale wiecie. Czasami tak jest, że dwóch ludzi ledwo na siebie spojrzy, zamieni parę zdań, uśmiechów i już oni wiedzą, że spotkali bratnią duszę. - dodała łapiąc ponownie pod pachę stojącą o kilka cali od niej Pirore - Nigdy tak nie miałyście? - pytającym spojrzeniem obrzuciła pozostałe zebranę. Każda z nich zapewne odniosła kiedyś przynajmniej raz podobne emocje, każda jednak nieco inaczej. Wszak każda z nich była inna. - A co by cię tak interesowało Madeleine? - zapytała drążącą temat jej pochodzenia arystokratkę - Myślę, że i tak wiesz o mnie dość dużo. - uśmiechnęła się z lekka szyderczo wiedząc, że jedyna mężatka w towarzystwie jest przyjaciółką Froyi z którą na pewno plotkuje na jej temat. Postanowiła jednak nie zdradzać tego po sobie a jedynie delikatnie zahaczyć o bandy sarkazmu. - Rozumiem w każdym razie, ze nikogo się już nie spodziewamy? - zapytała ogół nie wracając do sprawy von Richter - Pogoda raczej nakazuje nam zostać tutaj. Co więc powiecie aby gospodyni odczytała jedną strofę chociaż ze stronic otrzymanego przed chwilą prezentu. My zaś w tym czasie … - spojrzała na stół zastawiony różnymi przekąskami i napitkiem - … prócz rozpalać swoje zmysły i duszę przy zapewne pięknej averlandzkiej poezji pokrzepimy ciała kielichem wina bądź wiśniówki. - zaproponowała patrząc niby na wszystkie wbijając jednak ostatecznie wzrok w ciemnoskórą piękność - Kamilo nie daj się prosić. - Jesli moge doradzić to ten ze strony 10 jest ciekawy… - Powiedziała blondynka wskazując na wiersz o witraku.Ale wewnątrz gotowała się cała na głupotę starszej kultystki, która cały czas z prostej do wytłumaczenia historii robiła coraz bardziej skomplikowana aferę i mąciła tak że zaraz sama zamieszcza się w kłamstwach. - Strona 10-ta? - Kamila sięgnęła po dopiero co odłożony tomik i zaczęła szukać podanego adresu wiersza. Pani von Richter nie oponowała ale wyglądało na to, że górnolotne odpowiedzi wdowy po kupcu niezbyt ją satysfakcjonują. Jednak przyjemny i miękki głos gospodyni recytujący wskazany, wiosenny wiersz zabrzmiał w biblioteczce skutecznie przerywając dalszą dyskusję. Okazało się, że panna van Zee albo ma urodzony talent albo pobierała odpowiednie lekcje z dykcji i recytowania bo czytała je jak zawodowa poetka albo aktorka. I to mroźne i wietrzne południe zaczęło przechodzić w popołudnie gdy wiatr zaczął słabnąć. Mroźna szaruga jaka od rana zamiatała świat zaczęła cichnąć i się uspokajać i chociaż niebo było brzydkie i szare to już było widać biały, śnieżny świat na zewnątrz. - Co się odwlecze to nie uciecze. W drogę! - zawołała radośnie panna von Zee podchodząc do okna i wyglądając na ten świat. Dała sygnał pozostałym gościom, że czas ruszać na nieco odwleczone zwiedzanie wybranych adresów z miejscami jakie miały szansę stać sie przyszłym teatrem. Zdawało się jej jakby wpadła w jakiś dziwaczny trans. Sposób w jaki Kamila intonowała dane głoski, zmieniała tempo czytania czy nawet modulowała swój głos w odpowiednich momentach powodowało, że człowiek niemalże odpływał. Stała więc tak chwilę dopijając wino z kielicha i wyglądając za okno nim spostrzegła, że pogoda naprawdę się poprawiła a gospodyni zachęca do ruszenia na eskapadę. - Nie ma na co czekać. - odparła ochoczo odkładając naczynie na stół. |
02-04-2021, 21:46 | #213 |
Reputacja: 1 | Bezahltag (4/8) przedpołudnie; tawerna “Śledzik”; Vasilij, Egon i Theo
|
02-04-2021, 21:58 | #214 |
Reputacja: 1 |
|
03-04-2021, 07:41 | #215 |
Reputacja: 1 | Bezahltag (4/8) tawerna “Czarna czapla”, Egon i Vasilij. Każdy miał karczmę w której zwykł urzędować. Taką miał też Vasilij, “Czarna Czapla” to było jego miejsce na spotkania w interesach. Miał swój stolik w rogu, częściowo ukryty za załamaniem ściany… tak trochę na uboczu. Karczmarza znał od dawna a jego chłopcy na wychodnym często właśnie tu zaglądali - Chciałeś pogadać o układzie z Theo. - zaczał Vasilij - Ja ci od razu powiem, że szału to moim zdaniem z tego nie będzie. Nie mniej kumplujemy się powiedz mi jak ty to widzisz i jak ja ci mogę pomóc. - - Niziołek powiedział, że jeśli nie będzie hałasu, to nie będzie problemu. Szału nie będzie, ale z drugiej strony, przecież nie chcemy żadnego ambarasu. Toteż rzeknę tak: jeśli chcemy organizować ustawki w dokach za pieniądze, przede wszystkim musimy znaleźć ludzi, którzy by takie rzeczy chcieli robić i obstawiać za to pieniądze. - Jeśli pójdzie wyjątkowo źle, odpuścimy sobie. Ryzyko prawie żadne, jeśli nikt nas nie przyuważy a okaże się, że interes nie idzie to zamykamy sprawę i odstawiamy na bok. Bez żadnego przymusu. - Proponuję zacząć od szukania ludzi na arenie, bo tam przecież najłatwiej znaleźć tych, co będą zainteresowani. Ja bym od tej strony zaczął, a później zorganizujemy sobie dla sprawy wojów. Tuzin ludzi, nie więcej. - A i po prawdzie czas ku temu dobry, bo wkrótce będzie kolejna arena. Tłumy zbiorą się, popytamy, porobimy, sprawdzimy, ile tutaj można żniwa zebrać. - Czego oczekujesz ode mnie w takim razie? - Vasilij chciał jakoś konkretniej podzielić role. - Sprawdźmy najpierw, ilu ludzi będzie zainteresowanych. Na następny Festag będą walki, więc sprawdzimy. Popytam się też znajomych, pewnie będą wiedzieli, kogo znaleźć. Jak znajdziemy ludzi do tego, zaczniemy organizować miejsce. W zasadzie mogę to sam ogarnąć, później zobaczymy, jak zorganizujemy miejsce. Egon stwierdził, że nie było sensu w ogóle czego organizować, jeśli okaże się, że ludzi nie będzie na walki - stąd pierwszym krokiem było rozpuszczenie wici na arenie. -Dobra a jak właściwie chcesz to opłacać zakładami jak Theo czy biletem wstępu? Potrzeba nam więcej konkretów żeby rozmawiać z ludźmi. - Vasilij przypomniał kompanowi. - Prawda, zakładami - odparł Egon. - Skala na razie jest mała. Znajdźmy najpierw tych,, co będą chcieli się prać po mordach. Na arenie wkrótce sprawa się okaże. - Dobrze pamiętaj, że tam będzie trzeba też kogoś od finansów. Kursy, stawki i takie tam. Zresztą to też niesie ryzyko. Przyjmowanie zakładów długofalowo zawsze się zwraca. Na krótką metę jednak, gracze mogą ograć przyjmujących zakłady. Masz rację zacznijmy od walczących. Powiesz jak ci poszło. Załatwimy to krok za krokiem. - “Cichy” wcielił się w stronę wymieniającą jednak pewne problemy logistyczno-finansowe. - Tak się składa - rzekł Egon - że znam paru ludzi, którzy mogliby nam zorganizować sprawę z zakładami i pewnie jeszcze przysporzyć klienteli. Egon miał oczywiście na myśli Hansa Klauge, którego znał i wiedział, że nadal działa na terenach wokół areny. - Arena dopiero na Festag, a i tego nie jestem jeszcze do końca pewien. Mamy czas. Wyrzekłszy to, Egon postanowił skierować swoje kroki do miejsca, gdzie zazwyczaj przebywał Hans Klauge. Nie był pewien, czy znajdzie go tam, ale jeśli mieli zacząć się przygotowywać do swojej własnej imprezy, to trzeba było podjąć kroki od razu.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! Ostatnio edytowane przez Santorine : 03-04-2021 o 08:35. |
03-04-2021, 07:54 | #216 |
Reputacja: 1 |
|
03-04-2021, 07:56 | #217 |
Reputacja: 1 |
|
03-04-2021, 10:16 | #218 |
Reputacja: 1 | Bezahltag (4/8); wieczór; kamienica van Darsenów; Versana, Łasica, Brena, Dagmara, Oksana - Już powinna tu być. - rzekła do zgromadzonych w jej izbie kobiet. W rogu na pufie rozsiadła się Dagmara, która właśnie stroiła mandolinę by według zaleceń jej właścicielki umilać atmosfera spotkania jakimiś miłymi dla ucha oraz nie koniecznie przyzwoitymi melodiami i balladami. Brena wraz z Blanką za to krążyły między pokojem swojej pracodawczyni a kuchnią donosząc a to zakąski a to dzbanki z wodą i winem. Łasica natomiast dość nerwowym krokiem przechadzała się w tą i nazad. Dało się odczuć jej podekscytowanie i przejęcie wiążące się z tak wyjątkową dla niej chwilą. Versana chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widziała jej w takim stanie. To zaś nieco ją rozbawiło mimo to nie dała po sobie tego poznać. - Usiądź wreszcie złociutka. - rzuciła do drepczącej z nogi na nogę koleżanki - Zdążysz się nastać. Takie pobieranie miar to nie chwila czy dwie. - zachichotała - Wprowadzasz nerwową atmosferę a zależy nam przecież na miłym spędzeniu czasu w towarzystwie uroczych kobiet. - Tak, tak, już siadam. - niebieskowłosa pokiwała głową ale jakoś się nie spieszyła z tym siadaniem. Za to jak przyszła, jak zwykle już było ciemno na zewnątrz zdradzała radość z tego ponownego spotkania i ciekawość jak koleżankom zszedł dzień. - No a jak ta nasza nowa koleżanka? - zagaiła gdy już się przywitały i miały czas na opowiedzenie sobie dnia i tego co się działo od wczorajszego rozstania. - Czas pokaże. - rzuciła niezbyt jasno - Zapowiada się jednak obiecująco. Jeżeli jest równie sprytna i wierna co smaczna to będzie do nas pasować jak ulał. - po chwili jednak wyjaśniła - Wyjaśniłam jej co nieco bez wdawania jednak w większe szczegóły. Nie miałyśmy niestety zbyt wiele czasu a ten, który udało nam się wyłuskać poświęciłyśmy na małe co nieco. - zachichotała na wspomnienia tamtej spontanicznej akcji - Zaprosiłam ją w każdym razie jutro na późny obiad bądź wczesną kolację. - spojrzała z uśmiechem na Łasicę wiedząc jaka będzie jej reakcja - Jeżeli masz ochotę to oczywiście wpadaj. - tym razem to Ver wykazała inicjatywę. - Nie dam rady jutro. Jestem umówiona na to pluskanie naszej Wilczycy. - starsza stażem kultystka pokręciła z żalem głową na znak, że raczej nie zanosi się aby jutro dała radę się spotkać z siostrami na tym obiedzie. - Jej to już się z nią spróbowałaś? Eh a ja się z nią nawet nie całowałam. - troszkę zmarkotniała a troszkę dało się wyczuć nutkę zazdrości, że koleżanka już miała pierwszą przyjemność z nową koleżanką a ona sama nic więcej poza wczorajszym prawie przelotnym spotkaniem. - No nic. Jak już jest na miejscu to w końcu ją dorwę. - na koniec jednak uśmiechnęła się dając znać, że nadal żywi nadzieję na bezpośrednie spotkanie i poznanie młodej blondynki w najbliższym czasie. - Aha! Udało mi się namówić Anę na spotkanie! - powiedziała prawie w ostatniej chwili jakby dopiero teraz jej się udało o tym przypomnieć. - W Festag po mszy. Mamy pójść do jakiejś karczmy czy co. Więc jakby Wiewióreczka miała wolne to może do nas dołączyć. - doprecyzowała jak się umówiła ze swoją koleżanką z pracy co do jakiej żywiła nie małe nadzieję. - To zapowiada się, że każda z nas zasmakuje czegoś nowego. - zaśmiała się żartując nieco zarówno z wcześniejszej reakcji Łasicy na jej przygode z Pirorą jak i zbliżające się spotkanie, w którym uczestniczyć będzie Brena. Tym razem nie będąca pod czujnym okiem swojej pracodawczyni - Chciałabyś zabrać ze sobą jeszcze, którąś z dziewcząt? - zaproponowała mając w domyślę albo Dagmarę albo Blankę? - Breno w Festag po mszy masz wolne. - podjęła do wchodzącej właśnie rudzinki - Nadia zaprasza cię na wspólne wyjście na miasto. - dodała - Dostaniesz kilka monet to będziesz mogła poszaleć. - Dziękuję proszę pani. - Brena odzwdzięczyła się ciepłym uśmiechem skierowanym do swojej pracodawczyni i dygnęła grzecznie. Widać było, że cieszy się na taki wspólny wypad zwłaszcza jak Łasica przesłała jej całusa. - Oj jak wiesz Ver ja pięknym dziewczętom nigdy nie odmawiam. Zwłaszcza naszym siostrom i koleżankom. Ale jednak tym razem nie chciałabym spłoszyć Any. Dobrze się zapowiada ale nie wiadomo jak by było jakby do czegoś miało dojść. To lepiej mniejsze grono. Już jej powiedziałam, że mam jedną koleżankę też pokojówkę to się zgodziła. Ale zbyt duży tłum to mógłby ją speszyć. - włamywaczka położyła dłoń na dłoni swojej przyjaciółki ale tym razem wolała nie skorzystać z jej szczodrej propozycji ze względu na dobro Any którą opisywała dotąd bardzo obiecująco. Ale poza wygłupami i filtrami dotąc nic więcej nie było między nimi to nie było do końca wiadomo jak by mogła się zachować w chwili gdyby chodziło o coś więcej. - Niech i tak będzie. - odparła przyznając rację kochance - Nie ma co płoszyć naszej młodej łani. - zachichotała - Apropos młodych łań to gdzie ta Oksana? - rzuciła bezosobowo pytając tak naprawdę sama siebie. Nie czekały jednak zbyt długo. W końcu i Nadja i Oksana kończyły pracę w podobnym czasie czyli gdzieś o zmierzchu. Zanim przeszły przez miasto to już był ciemny wieczór. Teraz też rozległ się dzwonek do drzwi i Brena poszła sprawdzić kto to. A po chwili wróciła ze znajomą już krawcową o dwukolorowych włosach. - Przyszła ta krawcowa. - zakomunikowała Brena nieco się odsuwając aby zrobić miejsce dla nowo przybyłej. - Dobry wieczór. - przywitała się grzecznie pracownica sklepu Grubsona kierując swoje spojrzenie na główną gospodynię z jaką najwięcej rozmawiała przy ostatnim spotkaniu. - Witaj. Wchodź śmiało. - zachęcającym gestem zaprosiła do środka gościa, którego przed chwilą rudowłosa pieguska przyprowadziła na piętro - Napijesz się czegoś lub przekąsisz? - zaproponowała - Po całym dniu pracy zapewne doskwiera ci głód i pragnienie. - zauważyła wiedząc jak dużo czasu Oksana spędza w sklepie Huberta. Dagmara na szczęście była na tyle domyślną dziewczyną, że gdy tylko spostrzegła w progu izby krawcową niemal odruchowo podniosła mandolinę opierając ją sobie o kolano, chwyciła pierwszy akort i delikatnie uderzyła w struny wprowadzając je w wibracje tak by z pudła instrumentu wydobył się z początku cichy jednak wesoły dźwięk. - Co do picia poproszę jeśli to nie kłopot. - gość odpowiedziała grzecznie rozglądając się z zaciekawieniem po tych wszystkich zebranych domowniczkach. Brena skinęła głową i poszła do kuchni aby zrealizować to zamówienie. - Zawieja. Może życzyłabyś sobię by po wszystkim mój dorożkarz odstawił cię pod dom? - zapytała w trosce o los jak miałą nadzieję jej przyszłej informatorki - Z góry zaznaczę, że to nie problem. - dodała spoglądając nagle na Łasicę - A o to ta piękna dzierlatka o której ci wspominałam i która będzie głównym aktorem dzisiejszego przedstawienia. - zachichotała wskazując otwartą dłonią na podekscytowaną przyjaciółkę. - Oh, nie trzeba się mną kłopotać, ja mam dość blisko do domu. - mimo wszystko krawcowa chyba nie była przyzwyczajona do takiej wspaniałomyślności ze strony klientów i zareagowała grzeczną odmową jak każda dobrze wychowana służka czy robotnica zareagować powinna. Ale jak padła wzmianka o tej z jakiej dzisiaj miała brać miarę spojrzała na nią szybkim spojrzeniem obrzucając ją z góry na dół. - Witaj. - Łasica wdzięcznie weszła w rolę kolejnej pokojówki czy służącej więc intuicyjnie wydawała się bardziej zbliżona statusem do Breny czy Oksany niż do Versany czy Huberta. - Widziałam twoje ostatnie kreacje naszej pani i Breny. Są prześliczne! Te kolory i materiał! I te węże! A przynajmniej tak wyglądają. Nie mogę uwierzyć, że też będę miała taką suknię. Nasza pani jest najwspanialsza na świecie! - wychowanka miejskich ulic jak chciała to potrafiła być zarówno słodka jak i przekonująca. Zalała krawcową swoim zachwytem i uwielbieniem tak dla jej dzieła jak i dla swojej pani jaka sponsorowała jej usługi. - Dziękuję. Cieszę się, że przypadło do gustu. Nie byłam pewna czy się spodoba. - Oksana chociaż starała się zachować skromność to wydawała się podbudowana i ucieszona tak wielkim docenieniem jej pracy i talentu. - Bardzo! W życiu nie widziałam tak pięknych sukni! - Łasica wykrzyknęła z pełnym przekonaniem i Oksana w końcu się roześmiała usatysfakcjonowana takim odbiorem swoich dzieł. - Rzeczywiście masz kochaniutka fach w ręku jak się patrzy. - pochwaliła w trochę innym niż Łasica tonie pracownice Grubsona - Powiem ci więcej. Marnujesz się. - dodała - Z takim kunsztem powinnaś pracować u jak im tam... Hmmmm… - zadumała szukając odpowiedniego nazwiska - Schneiderów. Wiesz tych co mają taki piękny sklep i pracownię na Bakaliowej . - to, że Oksana będzie znała rodzinę o której wspomniała Ver było oczywistym. Wszak cały ród należał do najwybitniejszych szwaczy na całym północnym wybrzeżu. Zaopatrywali się u nich najbogatsi i najznamienitsi mieszkańcy Neues Emskrank i często najtańsza czy to sukienka czy żupan kosztowały tyle, że najwyższej jakości towar w faktori Huberta nie sięgał im do pięt. - Korzystaliby z twoich usług ci, którzy są na językach wszystkich a u takiego Huberta? - spojrzała pytająco na Oksanę - Kto cię odwiedzi? Najwyżej taka ja. - uśmiechnęła się delikatnie - Popraw mnie jak się mylę, bo może naprawdę wśród klienteli Grubsona są arystokraci i magnateria? - Nie, raczej nie. - dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i pokręciła przecząco głową, że takie elity miasta i okolicy to raczej ubierają się gdzie indziej niż w ich sklepie. Co raczej nie było dziwne, sklep Grubsona miał całkiem przyzwoity asortyment oraz reputację ale raczej nie był usługowo i cenowo wymierzony w tą najwyższą, miejską półkę. - A moja praca mi się podoba. Lubię ją. - odparła prosto i grzecznie krawcowa jakby niekoniczenie chciała opuszczać swoje miejsce i styl pracy. - To gdzie byśmy mogły pójść wziąć miarę na tą suknię? - zapytała rozglądając się po pokoju jakby chciała znaleźć spokojne miejsce aby wziąć z modelki miary na tą suknię. Na środku pokoju w otoczeniu kilku kobiet rzeczywiście nie były to standardowe warunki spokoju garderoby. - Klienci też pewnie nie narzekają kiedy tak piękna kobieta im usługuje. - powiedziała doceniając uroki pracownicy Huberta - Jak dla mnie to i tutaj możesz zebrać te miary. - podzieliła się swoją opinią - Nadi niczego nie brakuje więc nie ma z czym się kryć. - dodała z uśmiechem na ustach. - Dziękuję za miłe słowa. - krawcowa przytaknęła z lekkim uśmiechem na te komplementy. - Ale czy jest tu jakieś spokojne miejsce gdzie mogłabym wziąć wymiary? - zapytała grzecznie widocznie nie uznając pokoju z kilkoma kobietami za odpowiednie miejsce do pracy z tym miarowaniem na suknię. Versane zdziwiła nieco reakcja krawcowej. No ale cóż. Perfekcja wymagała ciszy i spokoju. W każdym razie w jej przypadku. Nie zamierzała w to ingerować chociaż liczyła na to, że uda się jej zająć Oksanę rozmową wyciągając od niej nieco informacji na temat Huberta i jego kochanki. - Jeżeli to piętro to za mało. - zauważyła rozglądając się po swojej izbie, w której pomieścić by się mogło tuzin mężczyzn - To na górze jest poddasze zamieszkałe przez pracownice. - spojrzałą na sufit będzący zarazem podłogą poddasza - Lub my możemy was zostawić same sobie tutaj. - Tak by chyba było najlepiej. - zgodziła się artystka nożyczek i nici zgadzając się na taką propozycję. - A może nasza pani zostać? Jakby coś było potrzeba to nie trzeba by biegać po piętrach. - zaproponowała szybko Łasica widząc na co się zanosi. - Tak, oczywiście. - krawcowa zgodziła się bez zająknięcia więc Brena i Dagmara spojrzały na swoją panią czy rzeczywiście mają wyjść. - Słyszałyście dziewczęta. - zwróciła się do swoich pracownic - Mistrzyni potrzebuję spokoju. Patrzenie na ręce nie pomaga. |
03-04-2021, 17:43 | #219 |
Reputacja: 1 | Bezahltag (4/8) Wieczór; tawerna “Pod wielorybem”; Vasilij i Karlik
|
04-04-2021, 15:42 | #220 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 47 - 2519.01.30; knt (6/8); przedpołudnie Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.I.30; Konistag (6/8); przedpołudnie Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, powiew, mroźno Pirora Trzecia rząd pod noc pełna harców i figli z żywiołową panią kapitan okazała się przyjemna, satysfakcjonująca jak dwie poprzednie. Ale w połączeniu z dwiema wcześniejszymi nocami i chodzeniem w dzień na mrozie oraz intensywnym planem dnia sprawiła, że rano pannie z Averlandu naprawdę nie chciało się oczu otwierać tak wcześnie. Ciało dopominało się o brakujący sen chociaż echo nocnych igraszek miało przyjemny posmak i nawet kolejnego dnia dawało satysfakcję. Okazało się, że zabawa z Rose połączona z jej dziewczynami była nie mniej satysfakcjonująca i ekscytująca jak z samą Rose. Jej udział zaczął się od tego jak pani kapitan wygodnie rozłożona na swoim łóżku i obsługiwana przez Ajnur zaprosiła pozostałe dwie towarzyszki do swojego łóżka prosząc o mały pokaz. Ognistowłosa służka okazała się całkiem wprawna w takie zabawy a nawet chętna. Z początku delikatnie ujęła dłońmi głowę nowej kochani aby ją nie mniej delikatnie pocałować. Ale gdy zorientowała się, że druga strona nie jest przeciwna takim zabawom to poczynała sobie śmielej. Nawet w końcu naparła na Pirorę na tyle, że ta wylądowała na plecach obok swojej kapitan. A Rose też miała ochotę na coś więcej niż tylko oglądanie więc teraz jej usta przejęły usta blondynki. No a potem to już się wszystko wymieszało ze sobą. W każdym razie chociaż dzisiaj czuła w mięśniach te nocne harce to jednak wspomnienia były tego warte. W końcu jak opuszczała gościnne dziewczęta spod 5-ki to już noc była mocno zaawansowana, dawno po północy i do świtu pewnie też nie tak daleko. A Rose pozwoliła sobie na mały żarcik na koniec. - Dziewczęta podziękujcie Pirorze za ten udany wieczór. No i myślę, że zasłużyła na nowe trofea. - powiedziała gdy panna van Dyke zbierała się i ubierała do wyjścia próbując skompletować swoją garderobę. Pozostała trójka zostawała na miejscu więc nie musiała się tym kłopotać by zasłonić swoją nagość. - Trofea? - rudzielec nie bardzo zrozumiała o co chodzi jej pani. Spojrzała pytająco na nią i na ich wspólnego gościa. Ajnur jak zwykle ograniczyła się do uważnego obserwowania tego co się dzieje próbując nadążyć za obcą dla siebie mową. - Wasza bielizna. No chyba, że Pirora przerzuciła się na kolekcjonowanie czego innego. - popatrzyła nieco kpiąco na swoją kochankę a ruda roześmiała się wesoło gdy zrozumiała o co chodzi. --- Ale to było wczoraj. Właściwie to w nocy. Dzisiaj znów obudziło ją stukanie do drzwi które w końcu zmaterializowało się wizytą Iriny i Juliusa. Zadbali o to by ich pani była na nogach jakby przyszła ta Kerstin na pozowanie. Chociaż ostatecznie mogła przecież poczekać. Koniec końców przyszła i zastała malarkę w głównej izbie razem z Benoną. Gdy Pirora już ubrana i gotowa na rozpoczęcie kolejnego dnia zeszła na dół do głównej izby zajmując ulubiony stół pani kapitan to była pierwsza. Ranek był już dość późny, większość gości już pewnie była po śniadaniu więc było dość pusto. Swojej ulubionej pani kapitan tym razem nie zastała. Więc przy śniadaniu miała okazję wspomnieć nie tylko ostatnią noc. --- Przed nocą był wieczór a ten panna van Dyke spędziła w towarzystwie dam z miejskiej śmietanki tego miasta. Jak sobie życzyła tego gospodyni, po zmroku gdy już pogoda się uspokoiła zjawiły się także inne damy. Chociaż jakby dla równowagi musiały się pożegnać z Versaną jaka była umówiona na ten wieczór gdzie indziej. Ale wydawało się, że zostawia koleżankę w dobrych rękach. Kamila i Madeleine były dla panny z Averlandu życzliwe tak jak to zwykle gdy zjawia się ktoś nowy w grupie. A niefrasobliwy i wręcz bezczelnie prowokujący style Nije jaka była naturalnym łącznikiem między blondynką a pozostałymi damami też pomagał w integracji. Wieczorem zjawiła się jeszcze panna von Mathiasen i von Schneider. Niemniej przez zauważalną część wieczoru tematem przewodnim był teatr bo te co były zwiedzać te potencjalne adresy na ten projekt próbowały wyjaśnić tym co nie były jak to wygląda i na czym stanęło po tej popołudniowej wycieczce na miasto. I plany na ekspertyzę architekta na temat stanu tych budynków i ich renowacji. Dopiero interwencja gospodyni przypomniała pannom i paniom po co się tutaj spotkały. - Moje drogie, myślę, że wystarczy tych teatralnych dyskusji. Zajmijmy się czymś przyjemniejszym. Spójrzcie co Pirora nam podarowała. Tomik averlandzkiej poezji. Nie mogę się doczekać aż go przeczytam w całości! A teraz proszę o chwilę ciszy. Piroro czy polecasz któryś wiersz w szczególności? - zagaiła Kamila po tym jak krótko klasnęła w swoje smukłe dłonie przykuwając uwagę wszystkich. No i zaczął się właściwy wieczór dla miłośniczek sztuki. Okazało się, że Pirora znalazła wspólny język z towarzystwem. Widocznie każda ze szlachcianek miała jakiegoś swojego ulubionego konika. Kamila miała słabość do prozy i poezji, zwłaszcza do eposów i romansów rycerskich oraz opowieści o dalekich krajach i niesamowitych przygodach. To chyba mogło ją kupić w każdej postaci. Tutaj opinia Versany jak i Nije wydawały się być zgodne i słuszne. Do tego “trochę malowała” jak to skromnie przyznała ale jak to jej wychodziło trudno było powiedzieć jak się nie widziało wyników tych prac. Madeleine wydawała się nie zdradzać żadnych, szczególnych talentów w żadnej dziedzinie. Ale z drugiej strony w wielu aspektach sztuki poruszała się pewnie i potrafiła podjąć dyskusję. Okazało się, że ma całkiem przyjemny głos i styl recytowania gdy sama czytała jakąś poezję. Miała całkiem rzeczowe spojrzenie na świat gdy nieco ironicznie omawiała jakieś zachowania postaci z powieści i poematów. Panna von Mathisen była zaręczona z Olegiem ale o swoim nażeczonym nie rozpowiadała zbyt wiele. Annemette miała ściśle matematyczny umysł. Co potrafiła zademonstrować prawie od ręki znajdując do dowolnego słowa przynajmniej kilka podobnie brzmiących rymów. Poza tym jak twierdziły koleżanki była mistrzynią rebusów i zagadek logicznych. Zaś Petra von Schneider była córką pułkownika artylerii jaka stacjonowała w Morskiej Akademii. Więc jak się okazało niejako z powodu ojców co często ze sobą współpracowali znała się z Kamilą bardzo dobrze. Petra była uzdolniona muzycznie i miała marzenie zostać śpiewaczką operową. Niestety choroba gardła jaka przeszła kilka lat temu skutecznie przekreśliła te marzenia. Bo co prawda jak dała próbkę wieczorem dalej śpiewała bardzo pięknie ale już nie na poziomie zawodowej śpiewaczki. Więc teraz bardziej pasjonowała ją gra na instrumentach i akompaniowanie innym. Przez co niejako z jednej strony stanowiła świetny duet z Nije a z drugiej darły ze sobą koty bo świadoma jak powinna brzmieć prawdziwa śpiewaczka szlachcianka nie chciała uznać bardki za kogoś takiego. A Simonsberg zripostowała, że śpiewaczką nie jest i nie ma zamiaru być i wcale się za taką nie podaje. Jest poetką, kompozytorką, aktorką i minstrelem a opera to nie jej działka. I niejako naturalnym torem rzeczy lokalne damy były zaciekawione nową, zwłaszcza z tak dalekiego południa. A zwłaszcza zaskakiwało je pokrewieństwo z wdową van Drasen. Więc były ciekawe skąd szczupła blondynka zjawiła się w mieście w środku zimy. To nie była typowa pora roku na podróże. W pewnym sensie także van Zee byli nowi w mieście. Bo okazało się, że przybyli z Marienburga jakąś dekadę temu. Więc Kamila tam spędziła z połowę swojego życia. No ale jak jej ojciec dostał pracę kapitana portu to przenieśli się tutaj. Niemniej od dekady mieszkali w mieście i chociaż w porównaniu do szlachetnych rodów z miasta i okolicy to nadal byli nowi to jednak była mowa i rasowej szlachcie z wielką rezydencją, klarowną przeszłością oraz potrafiącymi się zachować w towarzystwie. No a teraz jak Kamila dorosła to ojciec szukał dla niej odpowiedniego kawalera a ona sama stała się jedną z najbardziej pożądanych panien w mieście nie tylko ze względu na egzotyczną urodę ale i na ogromny posag. Nawet Nije Simonsberg wydawała się mieć dość mocną pozycję wśród dam. Co prawda nie miała nic wspólnego z więzami błękitnej krwi. Ale była artystką. Umiała śpiewać, recytować, grać, tworzyła własne wiersze i pieśni a w tym towarzystwie to było cenne. No i zachowywała się jak chyba wszyscy od artystów nieco oczekiwali czyli prowokująco i na w pół skandalicznie. Jej bezpośrednie, czasem wręcz bezczelne uwagi pod adresem jakiejś sztuki czy utworu damy przyjmowały ze zrozumieniem. Zwłaszcza, że nie przekraczała pewnych granic dobrego wychowania i nie była wulgarna. Wydawało się, że minstrelka zdążyła sobie wyrobić autorytet i renomę przynajmniej w tej dziedzinie. No i wcale nie ukrywała, że przychodzi tutaj aby się najeść i napić do syta i to za darmo i, że jest tylko ubogą artystką. Co niejako w naturalny sposób kupowało jej względy tego towarzystwa. Bo niejako sama przyznawała, że one są od niej lepsze, bogatsze, ważniejsze więc nie stanowiła dla nich żadnego zagrożenia. Wczoraj wieczorem oczywiście znów złożyła Kamili swoją ofertę oświadczyn rozbawiając całe zgromadzenie. A jak raczej jej nie wyszło to oczywiście polecała się jakimś bogatym kawalerom co by panie i panny mogły znać a mieliby ochotę na ożenek z lokalnej sławy artystką. --- - Dzień dobry. Można? - rozmyślania o wczorajszym wieczorze u van Zee przerwała jej rudowłosa dziewczyna jaka powitała ją sympatycznym uśmiechem. https://i.pinimg.com/originals/3c/ca...3105cf847a.jpg - Pani kapitan dopiero wstaje. Ajnur się nią zajmuje. To może troszkę potrwać. Byłam u pani ale nikt nie odpowiadał to przyszłam tutaj. - Benona wyjaśniła koleżance gdy dosiadła się do koleżanki swojej pani. Była też ciekawa planów nowej znajomej. Bo zanosiło się na to, że de la Vega znów będzie miała jakieś sprawy na mieście. Chociaż to będzie wiadomo jak na poważnie wstanie i dojdzie do siebie. No ale jeśli tak będzie to ona z Ajnur znów miałyby dzień wolny. I tak sobie we dwie rozmawiały przy tym późnym śniadaniu gdy do izby przyszła modelka jaka pozowała malarce na syrenę. - Dzień dobry. - przywitała się Kerstin dygając grzecznie przed nową panią jaka miała ją zatrudnić na stałe a póki co malowała ją jako syrenę. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla” Czas: 2519.I.30; Konistag (6/8); przedpołudnie Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, powiew, mroźno Versana i Vasilij Dzisiaj rano było zdecydowanie przyjemniej niż wczoraj. Zupełnie jakby wczoraj się wyszumiało i wysypało to póki się nie uzbiera na nową porcję to na razie było spokojnie. A nawet pogodnie. Jak rzadko kiedy ponad dachami dominował czysty błękit i złoty, słoneczny karlik. Oczywiście mimo to było mroźno jak to w środku zimy ale nie tak jak wczoraj w tą zawieruchę. Ale i tak wewnątrz ogrzanego pomieszczenia było cieplej i przyjemniej niż na zewnątrz. Gdy czarnowłosa wdowa weszła do “Czapli” miała zarumienione policzki od tego mrozu na zewnątrz. A wewnątrz po chwili zlokalizowała brodatego bruneta jaki siedział przy jednym ze stołów. Podobnie herszt przemytników zobaczył ją od razu jak tylko weszła do środka. Oboje mieli swoje sprawy do omówienia ale nie tylko takie. Vasilij spotkał wczoraj Gadułę jak wrócił ze spotkania z Karlikiem. W sprawie tego co miał być od Sondre jakoś przełomu nie było. Facet siedział zakitrany w dziupli u tej rodziny i praktycznie się nie ruszał. Nie bardzo coś się na tym polu zmieniało to i czarnowłosy brodacz niewiele miał do powiedzenia. Jego zdaniem to u nich mieszkał. Jak robili zakupy, miał gdzie spać to właściwie nie musiał nigdzie wychodzić a przez to trudno było go dorwać poza domem. No ale jak szef chciał to mógł dalej prowadzić tą obserwację. - Jakież używki? No ale szefie my mamy coś takiego na stanie? - dzisiaj rano Profesor jak przyszedł streścić Vasilijowi wieści jakie jego zbóje przynieśli z miasta był dość mocno zaskoczony pytaniem herszta. Zwłaszcza, że dotąd bazowali na mieście i swojej kryjówce i stolica prowincji zdecydowanie leżała poza zasięgiem ich zainteresowań i możliwości rynek był więc całkowicie dziewiczy i nieznany tak Profesorowi jak i Vasilijowi. Samo zdobycie używek tak z dnia na dzień też nie było takie oczywiste. Trzeba by pobiegać po mieście, może coś by się uzbierało ale jakaś większa ilość aby było sens to wysyłać do innego miasta mogło być jeszcze trudniej. Natomiast co do wieści z lasu jakie chłopaki pozbierali po znajomych drwalach i tropicielach to jakieś były. Chociaż na oko trudno było ocenić ich wartość. Ponoć ktoś znalazł pod koniec starego roku jakieś obozowisko pogrzebane w śniegu. Zdziwiło go bo było dość daleko od dróg i wiosek. Ale było zasypane śniegiem więc już miesiąc temu musiało być opuszczone od dłuższego czasu. Kto mógł tam obozwać to można było tylko zgadywać. Podobnie jak ktoś inny widział na śniegu tropy kilku osób. Też w głębi lasu. Nie tak dawno, kilka dni temu, może w zeszłym tygodniu. Ale nie szedł nimi bo się spieszył zdążyć do miasta przed zmrokiem. Zdziwiło go właśnie to, że tropy nie prowadziły w stronę miasta jak można by się tego spodziewać. Za to psy jakie kupił wczoraj od Miłka okazały się małą sensacją dnia wśród całej bandy. Cieszyli się jak mali chłopcy z nowych zabawek. Co się naprawdę okażą warte te psy dopiero się okaże. Na razie stały się maskotkami całej bandy jaka rezydowała w faktorii. Noi i rano jeden z chłopaków przyniósł mniej przyjemną wiadomość. Znaleźli kolejną pociętą dziewczynę. Wręcz zmasakrowaną. Zginęła wczoraj w tą zamieć. Ale wszyscy myśleli, że została u wujostwa bo tak mówiła, że zostanie jak się nie wyrobi. A rano ktoś ją znalazł w zaułku całą we krwi. Zimny trup. Ponoć straszna jatka. Rano jak szedł na spotkanie z Versaną zaszedł do skrytki Strupasa. I w końcu znalazł od niego odpowiedź. “Spotkanie gdzie i o której?”. Nie rozpisywał się za bardzo. A jak przyszedł do “Czapli” miał czas coś zamówić zanim zjawiła się koleżanka ze zboru. Sama Versana też znalazła wiadomość w skrytce przeznaczonej dla niej. Przeczytała ją w drodze na spotkanie. “Nie rozmawiaj z Vasilijem o żadnych sprawach rodziny. Czekaj na decyzje szefa. Wuj Karl. Spal tą wiadomość”. Nomen omen właśnie szła na spotkanie z Vasilijem. Przynajmniej szło się dużo przyjemniej niż wczoraj w tą zamieć. Wczoraj wieczorem zaś miała przyjemność gościć u siebie tak Łasicę jak i krawcową Huberta. Ale nim zrobiło się późno obie opuściły kamienicę van Drasenów. Jak można było interpretować tą wizytę to trochę trudno było powiedzieć. Na pewno Łasica została dokładnie zmierzona i Oksana wzięła jej rozmiary na projektowaną suknię. Wczoraj jak zostały tylko we trzy to krawcowa wreszcie przystąpiła do swojego zadania. Versana już wiedziała czego się spodziewać więc jak dwukolorowa zaczęła metrem mierzyć ramiona, szyję, wzrost modelki to nie wyglądało to inaczej niż gdy brała rozmiar z niej i Breny w przymierzalni sklepu Grubsona. Ale niebieskowłosa potrafiła jednak wykorzystać sytuację gdy nie były w miejscu publicznym. Gdy Oksana uklękła przed nią aby zadrzeć jej ciężką, zimową suknię do pomiaru nóg Łasica wykonała swój ruch. - To może ja to zdejmę? - zaproponowała gotowa do wszelkiej współpracy klepiąc tą suknię bo rzeczywiście dobranie się do jej nóg pod zasłoną tej sukni musiało być mocno niewygodne. - Nie, nie trzeba, poradzę sobie. - zapewniła pogodnie krawcowa dając znać, że nie pierwszy raz jest w takiej sytuacji ale ledwo skończyła mówić a sprytne palce kultystki rozpięły suknię i odrzuciły ją na krzesło ukazując swoje zgrabne nogi. A, że od początku wiedziała na co się zanosi i miała czas by się przygotować to wcześniej zdjęła zimowe getry więc teraz stała z gołymi nogami i samej bieliźnie. - No cóż, tak chyba będzie jednak łatwiej. - przyznała Oksana chyba trochę zaskoczona przebiegiem wypadków. Ale przyjęła to z humorem. Wróciła do pracy miarką i zaznaczała coś w swoim notesie. Aż przyszło jej zmierzyć pas i talię modelki. Wówczas ta uniosła nieco dolny krawędź koszuli i wtedy znad jej bielizny ukazał się syczący łeb węża. - Oo… - krawcowa tego chyba spodziewała się jeszcze mniej bo zwyczajnie zagapiła się w ten wystający tatuaż. A Łasica niczym rasowa żmija płynnie sączyła swój słodki jad próbując się zgrabnie owinąć wokół ofiary. - No tak, mówiłam, że uwielbiam węże. Dlatego mi tak spodobały się te suknie z wężami są rewelacyjne! - powiedziała w zachwycie do klęczącej przed nią krawcowej i na dowód tego odchyliła nieco swoją bieliznę aby ta mogła zobaczyć tatuaż w całości. Tak jej to zgrabnie wyszło jakby się tylko przekomarzała z koleżanką o pogodzie albo dawnych schadzkach. - Rzeczywiście… Bardzo ładny… - przyznała Oksana gdy po chwili stuporu odzyskała mowę i nawet się uśmiechnęła. Całkiem sympatycznie zresztą. - Ja też mam węża. Tylko innego. I w innym miejscu. - powiedziała jakby odkryła pokrewieństwo między nimi. No a potem było jeszcze reszta brania rozmiarów na suknię. A potem dziewczyny opuściły jej gościnny dom i pani domu mogła udać się na spoczynek. Miała okazję by w łóżku w samotności i na spokojnie przemyśleć wydarzenia dnia. Z powodu wizyty Oksany nie mogła uczestniczyć w wieczorku poetyckim u Kamili więc po powrocie musiała rozstać się z nimi zostawiając Pirorę pod opieką gospodyni i Madeleine. One bowiem postanowiły skorzystać z zaproszenia jak i tak już zbliżała się pora gdy zwyczajowo zaczynały się te artystyczne spotkania. Zdążyła jednak zapytać Kamili o portretową wizytę i ta z pewnym zmieszaniem potwierdziła, że nadal na nie oczekuje około południa. Już po zmierzchu Malcolm zawiózł ją do “Pełnych żagli” gdzie zastała swoje dziewczęta ale nie de la Vegę która nie wróciła do tej pory do swojej ulubionej tawerny. Same dziewczęta nie narzekały na swój dzień i nawet wyszły na delikatnym plusie w sakiewce jak ktoś z gości skusił się na ich wdzięki. Dzisiaj z rana miała spotkanie z Vasilijem na jakie właśnie przyszła. Ale też nie mogła przeciągać sprawy bo musiała jeszcze wrócić do siebie i naszykowac się na wizytę u van Hansenów do której miała może ze dwa dzwony, może ciut więcej. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem” Czas: 2519.I.30; Konistag (6/8); przedpołudnie Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, powiew, mroźno Egon Wczorajszy dzień nie był dla gladiatora zbyt wyczerpujący. Zwłaszcza, że jednak nie ruszyli ani na podziemne wojaże ani te za miasto. Zamieć co panowała przez pół dnia skutecznie przekreśliła plany wypadu poza miasto jak samo wyjście na ulicę było prawdziwym wyzwaniem. Ale dziś poranek był całkiem inny. Wiał delikatny wietrzyk i było pogodnie i słonecznie. Chociaż mroźno oczywiście. W końcu była połowa zimy. Ale jakby pogoda się utrzymała to trudno było liczyć na lepszą jak się myślało o jakiś wycieczkach za miasto. Na razie z rana jednak Egon wizytował swoją ulubioną karczmę niedaleko “Czerwonej sukienki”. Plota głosiła, że przychodzą tu na obiad te miodne dziewczynki z “Sukienki”. Jeśli nawet to żadna mu się nigdy do tego nie przyznała a teraz była pora śniadania a nie obiadu. Ale i miejscowe “warkoczyki” było niczego sobie. Bo wszystkie kelnerki i barmanki miały jakiś warkocz. Chociaż jeden. Czy to stąd była nazwa lokalu czy to raczej z powodu nazwy tak dziewczyny się czesały to chyba nie wiedział nikt. Grunt, że też były niczego sobie. Dzisiaj przy śniadaniu też było ciekawe towarzystwo. Tuż obok, przy sąsiednim stole siedział jakiś szczur. Jeden z tych co to jakby oberwał to pewnie by się złamał w pół po jednym ciosie. Ale młodziak widocznie na kogoś albo na coś czekał bo widać było, że się aż gotuje ze zniecierpliwienia. Za każdym razem gdy ktoś wchodził do środka podnosił nerwowo głowę a potem opuszczał ją z rozczarowaniem wracając do stukania palcami w stół albo kufel jaki trzymał. W oczy rzucała się jakaś dziewczyna. Siedziała kilka stołów dalej. Sama. Była ubrana w jakąś prostą togę więc wyglądała jak jakaś nowicjuszka albo skryba. Siedziała nico profilem więc nie bardzo widział. I wydawała się tak głodna jak zmęczona bo była zainteresowana tylko miską z jakiej wcinała I jeszcze ten myśliwy czy łowczy. Siedział z kompanami przy stole. Musiał być jakiś znaczny bo miał ładne ubranie. I przechwalał się, że w lesie mógłby upolować każde zwierzę. Na każde stworzenie w lesie znał sposób i jakby miał swobodę manewru no to prędzej czy później upolowałby to co chciał. No ale jego pan to niecierpliwy. Jak siadał na konia to zaraz chciał coś upolować aby wbić kolejne trofeum na kominku i się nim puszyć na przyjęciach no cierpliwości w ogóle nie miał a przecież cierpliwość i wiedza to najważniejsze cechy każdego myśliwego! Jakoś w tym momencie do środka weszła znajoma Egona. Vrisika spojrzała na nich bo jakoś tak wyszło, że akurat jak weszła to ów myśliwy coś mówił kompanom o zdobyczy i machnął ręką przed siebie i oni tak spojrzeli w tym kierunku a ona akurat weszła. To ona zmrużyła oczy a oni się roześmiali rozbawieni takim zbiegiem okoliczności. Ale Triebiezny nie poświęciła im więcej uwagi weszła do środka, zlokalizowała gladiatora i bez wstępów dosiadła się do jego stołu. - Zdobyczy im się zachciewa, wielcy mi myśliwi. Szukają trofeów to niech się najpierw na miejscu rozejrzą. - fuknęła niezadowolona pod nosem gdy usadowiła się na ławie obok Egona. Widać było, że jest niezadowolona albo i zdenerwowana. - Gadałam rano z koleżanką. I nasza wspólną znajomą znaleźli dzisiaj rano. Zimny trup! Coś ją rozpruło dokumentnie! Blada jak ściana, mówią, że wampir! Podobno ją rozszarpał na strzępy! - przeżywała te poranne plotki jakie usłyszała dzisiaj na mieście. Widać była nimi poważnie wzburzona. Zaczęła się rozglądać za butelką wina i odkorkowała je gdy podszedł do nich ktoś jeszcze. Przy okazji przyniosła też wiadomość, że arena ma być tym razem w kręgu, w Agnestag w południe. Chyba, że pogoda się schrzani no to w Festag w południe. - Pozdrowiony. Ale jak jesteś zajęty to mogę przyjść później. - Hans zjawił się przy stole nie wiadomo skąd. Uśmiechnął się krzywo widząc Vrisikę przy boku gladiatora chyba nieco opacznie albo żartobliwie odbierając jej obecność.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |