Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2021, 08:26   #212
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Bezahltag (4/8); południe; Dorożka ; Willa rodziny van Zee; Versana, Pirora, Nije


Zawieja nie ustępowała. Za składanymi ścianami dorożki Malcolma i oknami panowała zimowa szaruga. Można było odnieść wrażenie, że wiatr w każdej chwili zmiecie dorożkę z powierzchni ziemi i porwie gdzieś w dal w przestworza. Trudno było rozmawiać w tych warunkach jak to nie wydawała się czcza groźba.

- Jak tak wieje to nie wiem czy coś wyjdzie z tego zwiedzania. Chyba, że przestanie. - powiedziała Nije mocno wątpiącym tonem zapatrzona przez okno na szarą ścianę zamieci. - Chyba dojeżdżamy. - powiedziała za chwilę co nie było takie oczwiste bo widać było jedynie zarys mijanych budynków i nic dalej co mocno utrudniało orientację gdzie się znajdują.

- Ulryk płata nam ostatnio figle. - dodała - Gdy tylko zamierzamy wyruszyć gdzieś w teren to jemu przypomina się aby akurat wtedy dąć ile sił w płucach. - zauważyła wspominając podobną sytuację sprzed parunastu dni kiedy to podobnie jak dziś na dworzu panowała zamieć uniemożliwiająca ruszenie się poza cztery pałacowe ściany - Teraz jednak naprawdę lepiej by było byśmy już zbliżały się do celu. Czy tylko ja napiłabym się gorącego aromatyzowanego goździkami grzańca?

- Nie ma co się martwić na zapas. - uśmiechnęła się opatulona i marznąca blondynka, która bardzo starała się tego po sobie nie poznać. - Jutro też jest dzień. A skoro o tym mowa. Versano czy mam rozumieć że jesteś obeznana w rynku nieruchomości czy może ktoś ci doradza? Nie ukrywam że mieszkanie w tawernie jest na dłuższa mete dokuczliwe. I chętnie bym sama rozejrzała się za kamienicą by zmieścić siebie i moją świtę. - Zagadnęła do starszej kobiety.

Versana widząc drżącą z zimna koleżankę dosiadła się do niej a następnie delikatnie objęła masując po ramionach. Chciała ją nieco ogrzać ale i zbliżyć się do niej.

~ Nie jest jeszcze zahartowana. ~ pomyślała ~ To jednak znaczy, że płynie w niej gorąca krew.

- Ja niestety posiadam tylko ogólne rozeznanie. - nawiązała do tematu lokalnego rynku nieruchomościami - Na szczęście mam zaufanego agenta. To właśnie on podpowiedział mi które z lokali mogłabym zaadaptować pod nowo tworzący się teatr. - w jej zębach odbił się blask świecy, która płonęła w środku dorożki - Zawsze możesz przygarnąć dla siebie jeden z budynków, który my odrzucimy lub ja mogę zwrócić się z prośbą do swojego znajomego by uraczył się radą.

- Cóż zobaczę co odrzucicie ale chętnie poznam kogoś dobrze ogarniętego w temacie, może znajdę coś idealnego. - dziewczyna szybko podchwyciła temat. - Brakuje mi potraw Iriny własna kuchnia tak by mi umiliła życie. Jej miodowo orzechowe bułeczki są warte morderswa.

- Pozwól więc, że zaproszę cię jutro w swoje progi. - uśmiechnęła się - Będę zaszczycona. Moja kucharka Greta to prawdziwa cudotwórczyni. Potrafi zaspokoić nawet najbardziej wyszukane gusta oraz dogodzić nawet szlacheckiemu podniebieniu. - skłoniła głową dodając temu zaproszeniu nieco oficjalnego tonu - Jej zaś z pewnością zaimponuje twój nadwyraz dostojny James. - dodała - Powiedz proszę o jakiej porze stawić się powinien po was mój dorożkarz.

- Mhmmm miałam jutro malować syrenę. Ale moge ja też wysłać wraz z Iriną na zakupy materiału, potrzebuje fartucha do pracowni. Późny obiad może? I tak miałysmy spotkac się porozmawiac o naszych konotacjach rodzinnych a tak będziemy miały całe południe być może i wieczór? - Pirora była uroczą istota kiedy na głos zmieniała plany kolejnego dnia i przyjmując bardzo ekspresyjne miny podczas dumania nad najlepszą opcją ułożenia sobie planów.

- Jesteśmy więc umówione. - przystanęła na propozycję koleżanki - Greta będzie również spokojniejsza mając ciut więcej czasu na zrobienie zakupów i przygotowanie czegoś pysznego. - dodała - Oczekujcie więc Malcolma.

- Czuje się już tak zaopiekowana że niezależnie od tego czy jakieś powiązania rodzinne czy nie wynikną z naszego śledztwa rodów to zaczynam mieć wielka ochote dać ci tytuł mojej honorowej kuzynki i i tak traktować cię jak rodzinę. - zaśmiała się uroczo blondyneczka. Owszem odstawiały pewnego rodzaju teatr przed Naji ale zawsze to dodatkowa osoba do rozsiewania ‘pozytywnych plotek’ .

Ver potrała tylko raz jeszcze ramiona młodszej, piegowatej koleżanki uśmiechając się serdecznie.

- Szykuje się nam naprawdę interesujący wieczór. - odparła - Już doczekać się nie mogę. - zachichotała.

Malcolm w końcu zjechał gdzieś i przez szyby ukazała się brama i ogrodzenie rezydencji van Zee. Zawiewane wiatrem i śniegiem tak samo jak reszta miasta. Jakiś pachoł otworzył bramę zmagając się z zaspami, śniegiem i wiatrem jakie targały jego sylwetką. A dorożka mogła wjechać do wnętrza rezydencji. Zatrzymała się przed głównym wejściem gdzie ze środka wyszedł znów jakiś służący który podszedł do drzwi dorożki i otworzył drzwi. Do środka od razu wdarł się wiatr, zimno i wrzucany do środka śnieg. Co niezbyt sprzyjało rozmowom. Służący pomógł pasażerkom wysiąść z dorożki i mogły już same przejść po schodach do potężnych dwuskrzydłowych drzwi rezydencji. Dopiero za nimi było ciszej, cieplej i przyjemniej. A otrzepujących się ze śniegu gości powitał ten sam majordom który zwykle to robił. Zupełnie jakby cały dzień stał przy drzwiach aby witać gości.

- Dobrze, że panie już są. Panienka van Zee oczekuje. Proszę za mną. - odezwał się do nowoprzybyłych dając znać służącemu jaki zdążył też wrócić do środka aby zajął się płaszczami gości. Sam zaś ruszył ozdobnymi korytarzami i podłogami wyłożonymi ozdobnymi kaflami i mozaikami w głąb rezydencji.

Ver znała korytarze, którymi kroczyły niemal tak samo dobrze jak wnętrze własnej kieszeni. W ciągu kończącego się miesiąca gościła tu kilkukrotnie więc i jej ruchy były zdecydowanie bardziej odważne i śmiałe aniżeli na przykład samej Pirory, którą w progi rezydencji jednego z najbardziej wpływowych wprowadzić zamierzała najuboższa spośród członkiń kółka poetyckiego - Naji. Cała otoczka przybierała jednak zupełnie innej barwy w świetle zdradzonych w karczmie więzów krwi łączących kupiecką wdową z averlandzką pięknością. Pierwsza z nich mijając pokryte arrasami ściany myślała o tym jak Kamila zareaguje na jej tak wszechstronnie uzdolnioną daleką krewną. Druga zaś zdawała się być skupiona i pogrążona w swoich myślach. W każdym razie takie wrażenie odnosiła brunetka.

Pirora postanowiła oddać się w profesjonalną opiekę James'a i to on pomógł jej wyjść z dorożki i właściwie zachowywał się jak jej cień. Nawet osłonił ja dodatkowo przez zawieja na te parę kroków. W środku ona i jej opiekun oddali swoje odzienie wierzchnie parobkowi, ochroniarz dodatkowo zostawił mu swoja broń. Gdyż w nietakcie było nosić taką na salonach.

Malarka idąc przez korytarz oceniała jego wystrój zarówno pod względem estetycznym jak i finansowym. ~ Co jest z szlachtą i używaniem takich kolorów do wnętrz. ~ Pomyślała krytycznie ale trzymała język za zębami.

Ver widząc, że James idzie w pół kroku za Pirory podeszła do niej i wzięła ją pod pachę. Chciała jej dodać nieco otuchy ale i dać sygnał, że dziewczyna jest między innymi jej gościem. Taki manewr nie był na szczęście niczym niesmacznym i wiele spośród dobrze urodzonych panienek przechadzało się niejednokrotnie tryzmąjąc się pod ramię. W pewnym momencie jednak Ver nachyliła się nad uchem koleżanki.

~ Kamila jest jak to mówiłaś “nietykalna” ~ wyszeptała ~ Mile jednak będzie widziany twój akompaniament w tejże sztuce. ~ zachichotała tak jako to panienki z salonów miały w zwyczaju. Nie za głośno i niezbyt nachalnie ale w ocenie wdówki metafora nawiązująca do żargonu teatralnego była w tym momencie dość trafna.

~ Prosze, proszę. Widzę że nowe podejście z obczyzny zaczynają się wkradać. ~ Pirora również zachichotała jakby fakt użycia przywiezionego przez nią słownictwa tak szybko wplótł się w mowę kultystki. ~ Będę ci robić za pochlebny akompaniament. ~ Zapewniła van Drasen że rozumie i nie zrobi nic głupiego.

- Zaczęłam się tak właśnie zastanawiać. - mówiła już na głos nie bawiąc się w szeptanie na ucho - Czy jeden z tych darów, który kryje się w skrzyni na mojej dorożce nie byłby dobrym prezentem dla panienki van Zee. Jest ona koneserem sztuki i wielbi się w obrazach, poezji i wszystkim co wzniosłe i ponadprzeciętne. - dar taki miałby jeszcze jedną zaletę. Mianowicie przebywanie w otoczeniu czegoś nawet trochę spaczonego powoli przenikało go, wsiąkając w jego duszę jak woda w gąbkę.

~ Dziś mam dla niej coś mniejszego na wzmożenie apetytu o tych innych rzeczach porozmawiamy może jutro? W okrojonym bardziej wtajemniczonym gronie.. ~ Zasugerowała Pirora jakoś nie uśmiechało się jej by tapesterie przeznaczone do powieszenia w miejscach kultu trafiły do jakiejś młódki. Ale “skorupy” w ktorych tu przybyły to już inna sprawa. ~ Jeśli zdecydujesz że chcesz jej to podarować to na pewno znajdzie się ku temu okazja.

- Oczywiście skarbie. - przytaknęła uśmiechając się miło - Wpierw chciałabym sama nacieszyć oko tymi arcydziełami. Mam nadzieję, że jutro zaprezentujesz mi ów perełki i opowiesz o nich co nieco.

Ciemnowłosa artystka zerknęła na nie obie i tą szpetaną wymianę zdań trwającą już kolejne drzwi i korytarz ale jak miała jakieś uwagi to zatrzymała je dla siebie. A tymczasem majordom zaprowadził już na miejsce. Czyli do biblioteki van Zee gdzie zwykle odbywały się zebrania kółka poetyckiego.

- Państwa zapraszam ze mną. A na panie panienka van Zee już oczekuje. - majordom zwrócił się do eskorty gości dając im znać, że dalej to już powinni udać się same zaproszone panie. Sam zaś otworzył drzwi i wprowadził panie do środka.

- Panienko van Zee. Goście przybyli. - oświadczył oficjalnym tonem po czym skłonił się i zrobił miejsce dla trójki kobiet. Jak te weszły do środka on sam wyszedł i cicho zamknął za sobą drzwi zostawiając gości z gospodynią.

A gospodyni wstała z fotela na jakim siedziała przy kominku i przywitała gości z uśmiechem. Dla kogoś kto widział ją po raz pierwszy wyróżniała się jej uroda. Pod względem egzotyki mogłaby iść w konkury z Ajnur. Chociaż tutaj była wyraźna domieszka krwi z dalekich, gorących, południowych lądów. Karnację miała ciemno oliwkową, i długie, kręcone włosy tak czarne, że aż z granatowym połyskiem. Dlatego może biel jej uśmiechu zdawała się tak kontrastować z ciemną karnacją jej twarzy. Natomiast całościowo wyróżniała się urodą i zgrabną sylwetką. Jak do tego była współwłaścicielką tej rezydencji w jakiej się znajdowali nie było trudno zrozumieć dlaczego uchodzi za jedną z najlepszych partii w tym mieście.

- Dzień dobry moje drogie. Cieszę się, że mimo tej wichury udało wam się do nas dotrzeć. Obawiam się, że ta śnieżyca może nam nieco pokrzyżować plany. - powiedziała panienka van Zee na powitanie podchodząc do trójki gości. Oprócz niej na fotelu obok siedziała pani von Richter. Przyglądała się z uprzejmym uśmiechem całej scenie ale nie wtrącała się w to powitanie gości.

- Witaj Kamilo. Witaj Madeleine. To jednak przyjechałaś? O rany a myślałam, że będziemy tylko my i będziemy mogły w spokoju was obgadać. - Nije przywitała się w swoim ekspresywnym i bezpośrednim stylu co znów wyszło dość komediowo i panie i panienki roześmiały się na ten pierwszy żarcik tego spotkania.

- Przykro mi, że was rozczarowałam. - odparła krótko von Richter jaka była młodą brunetką w ciemno brązowej sukni. Wachlowała czy raczej bawiła się wachlarzem a w bibliotece było rzeczywiście przyjemnie ciepło.

- Witacie. Cieszę się, że was widzę. - Ver uśmiechając się i delikatnie skinając głową pozdrowiła obie już rezydujące w bibliotece szlachcianki - Ulryk skutecznie nam utrudnia ostatnimi czasy eksploatację ów pustostanów. Widocznie poezja, sztuka i przeżywanie wyższych emocji są mu obce. Nie bez przyczyny upodobał sobie surowość i szczęk stali. - stwierdziła podsumowywując niezbyt przyjazną pogodę za oknem, która faktycznie już po raz drugi pokrzyżowała plany “Kółka poetyckiego” - Pozwólcie jednak, nim usiądziemy przedstawić pewną uroczą i nad wyraz utalentowaną osóbkę. Jej talent dorównuje jej urodzie a zmysł estetyki i wyczucie dobrego smaku, subtelności oraz wrażliwości duchowej. Jest moją daleką kuzynką więc prócz zainteresowań łączą nas więzy krwi. Mimo daleko położonych ojczyzn z których każda z nich jest dla nas domem czujemy się niczym rodaczki. Madam Pirora van Dake we własnej osobie. - robiąc pół kroku w bok Versana delikatnym ruchem głowy zaprezentowała stojącą obok kandydatkę na członkinie kultu.

- Miło mi. Jestem Kamila van Zee. Proszę usiądź z nami. Wy też. I proszę opowiedz nam coś o sobie. Zwłaszcza o tym talencie bo pękam z ciekawości. - gospodyni zaprosiła gości w stronę foteli jakie puste czekały po drugiej stronie kominka. A pośrodku był niski, modny i elegancki stolik z butelkami i przekąskami.

Pirora nie dała po sobie poznać że troszkę irytowało ją przedstawienie przez Versanę mimo że parę razy zaznaczała by to Naji ją przedstawiła. Trudno trzeba brnąc do przodu.

- Bardzo miło mi poznać was obie. Troszeczkę jestem skrępowana gdy jednak trochę się wpraszam. To też przynoszę mały prezent dla panny van Zee. - to mówiąc wyjęła ze swojej torby pakunek. Tomik poezji owinięty w zdobioną kolorowym kwiecistym haftem zieloną chustą i przewiązane czerwoną wstążką

- Naji wspominała że lubisz poezje i organizujesz wieczorki poetyckie więc pomyślałam że to odpowiedni podarunek. - Powiedziała prezentując podarek egzotycznej piękności uśmiechając się przyjaźnie. Teraz rozumiała dlaczego miała status nietykalnej.

- Podarek? A co to jest? - młoda szlachcianka wydawała się być zarówno zaskoczona jak i ucieszona niewielkim pakunkiem jaki wręczyła jej nowa towarzyszka. Obejrzała go z zaciekawieniem ale chyba przypomniała sobie, że ona też ma kogoś do przedstawienia.

- A ta piękna pani to Madelein von Richter. Nasza specjalistka od poezji. - przedstawiła siedzącą w dumnej pozie kobietę ale wydawało się, że poza statusem mężatki wszystkie są w podobnym wieku.

- Miło mi cię poznać Piroro. Miało być nas dzisiaj troszkę więcej ale w taką zamieć to nie wiem czy ktoś jeszcze przyjedzie. Właśnie się zastanawiałyśmy z Kamilą co z tym fantem zrobić. Szczerze mówiąc nie bardzo mi się uśmiecha chodzenie po jakichś ruderach przy tej pogodzie. - pani von Richter wydawała się mieć całkiem trzeźwe podejście do świata za oknem. Wszelka aktywność poza ogrzanymi murami wydawała się obecnie mocno zniechęcająca.

- To prawda. Dobrze, że chociaż wy przyjechałyście. O. To poezja! - gospodyni potwierdziła słowa koleżanki a w międzyczasie sprytnymi i smukłymi palcami odpakowała prezent więc mogła się przekonać co to jest. Z zaciekawieniem otworzyła gdzieś w środku i zaczęła przebiegać wzrokiem po zapisanych kartkach.

- Też chyba powinnam coś wydać swojego. Albo chociaż dorzucić się jakby ktoś wydawał. To zwiększa notowania. - Nije odezwała się swoim niefrasobliwym i komicznym stylem przez co trudno było oszacować czy sobie żarty stroi czy tak na poważnie mówi.

- Wpierw wydaj się za mąż Naji. - wtrąciła w żartobliwym stylu podobnym do tego jakim władała sama zainteresowana.

- Pani von Richter miło mi poznać. - Pirora grzecznie dygnęła w stronę starszych kobiet. - Tak to zbiór poezji wydany dwa lata temu przez gildie poetów, niektóre wiersze mają podanych autorów niektóre to anonimy. Ze wszystkich posiadanych druków ten konkretny podobał mi się najbardziej i też chyba najlepiej pokazuje styl tematyki jaką mamy w Averlandzie. - Rozwinęła temat Pirora wyrażając swoja opinię, chociaż wcale nie był to jej ulubiony tomik wolała ten o tematyce erotycznej ale też nie zamierzała go nikomu pożyczać czy podarowywać. - Oznacza to że jest dużo przyrody, natury i opisów czasów zbiorów zniw i takich tam.

- To jesteś z Averlandu? - zapytała Madeleine interesując się nowo przybyła bardziej niż tomikiem poezji jaki przyniosła na dobry początek znajomości z gospodynią. Ta zaś siadła i przeglądała jeszcze chwilę ten tomik ale by nie wyjść na niegrzeczną odłożyła go na ten niski stolik i zajęła się swoimi gośćmi.

- Właśnie, jeśli wybaczycie wścibstwo to mogę zapytać jakie pokrewieństwo was łączy? To ty Versano też jesteś z Averlandu? - Kamila spojrzała pytająco na dwie kuzynki bo rzeczywiście mocno się od siebie różniły. Zwłaszcza skrajnie odmienny kolor włosów od razu rzucał się w oczy, trudno byłoby dobrać większy kontrast między jasnym blond a kruczą czernią.

- To prawda, muszę ci zdradzić, że Versana wypytuje nas o mnóstwo rzeczy a sama o sobie nie mówi zbyt wiele. - dorzuciła Madeleine jakby zdradzała jakiś sekret nowej koleżance ale brzmiało to jak pewien przytyk do ich znajomej o ledwo trochę dłuższym stażu w tym gronie.

- To dlatego że nie jestesmy spokrenionę więziami krwi a pewnym tragicznie skończonym małżeństwe. O którym nasze rodziny pewnie wolałyby zapomnieć, bo historia nadaje się jak najbardziej by ją opisać w jakimś dramacie ale nie by była częścią historii rodziny. - Pośpieszyła z wyjaśnieniem Pirora pilnując się by tak zaintonować swoją wypowiedź jakby blondyneczka nie powinna o tym wspominać. Jednocześnie robiąc z ich powiązania wielka tajemnice z drugiej sprzedając tym zamkniętym znudzonym szlachcianka pokusę poznania jakiegoś skandalu że po wszystkim nie będzie miało znaczenia czy kobiety są czy nie są spokrewnione. Wszystkie kobiety koncentrują się na tragicznej historii trójkąta milosnego z tragicznym zakończeniem. - Nie wiem nawet czy powinnam o tym wspominać.

- Pirora ma racje. - odparła - Rzecz działa się na długo przed naszym narodzeniem więc znamy tylko i wyłącznie jakieś opowiastki naszych świętej pamięci babeczek. Takie układanie puzzli albo krążenie po omacku w mgle. - sprostowała dorzucając metaforę, która zdecydowanie trafniej powinna przemówić do wielbicielek poezji - W każdym razie zakręcone to jest jak słoiki na zimę. - zachichotała z rzuconego przez siebie wersu, który formą powinien być bliższy Naji aniżeli dwóm czekającym na nie panienkom - Ale wiecie. Czasami tak jest, że dwóch ludzi ledwo na siebie spojrzy, zamieni parę zdań, uśmiechów i już oni wiedzą, że spotkali bratnią duszę. - dodała łapiąc ponownie pod pachę stojącą o kilka cali od niej Pirore - Nigdy tak nie miałyście? - pytającym spojrzeniem obrzuciła pozostałe zebranę. Każda z nich zapewne odniosła kiedyś przynajmniej raz podobne emocje, każda jednak nieco inaczej. Wszak każda z nich była inna.

- A co by cię tak interesowało Madeleine? - zapytała drążącą temat jej pochodzenia arystokratkę - Myślę, że i tak wiesz o mnie dość dużo. - uśmiechnęła się z lekka szyderczo wiedząc, że jedyna mężatka w towarzystwie jest przyjaciółką Froyi z którą na pewno plotkuje na jej temat. Postanowiła jednak nie zdradzać tego po sobie a jedynie delikatnie zahaczyć o bandy sarkazmu.

- Rozumiem w każdym razie, ze nikogo się już nie spodziewamy? - zapytała ogół nie wracając do sprawy von Richter - Pogoda raczej nakazuje nam zostać tutaj. Co więc powiecie aby gospodyni odczytała jedną strofę chociaż ze stronic otrzymanego przed chwilą prezentu. My zaś w tym czasie … - spojrzała na stół zastawiony różnymi przekąskami i napitkiem - … prócz rozpalać swoje zmysły i duszę przy zapewne pięknej averlandzkiej poezji pokrzepimy ciała kielichem wina bądź wiśniówki. - zaproponowała patrząc niby na wszystkie wbijając jednak ostatecznie wzrok w ciemnoskórą piękność - Kamilo nie daj się prosić.

- Jesli moge doradzić to ten ze strony 10 jest ciekawy… - Powiedziała blondynka wskazując na wiersz o witraku.Ale wewnątrz gotowała się cała na głupotę starszej kultystki, która cały czas z prostej do wytłumaczenia historii robiła coraz bardziej skomplikowana aferę i mąciła tak że zaraz sama zamieszcza się w kłamstwach.

- Strona 10-ta? - Kamila sięgnęła po dopiero co odłożony tomik i zaczęła szukać podanego adresu wiersza. Pani von Richter nie oponowała ale wyglądało na to, że górnolotne odpowiedzi wdowy po kupcu niezbyt ją satysfakcjonują. Jednak przyjemny i miękki głos gospodyni recytujący wskazany, wiosenny wiersz zabrzmiał w biblioteczce skutecznie przerywając dalszą dyskusję. Okazało się, że panna van Zee albo ma urodzony talent albo pobierała odpowiednie lekcje z dykcji i recytowania bo czytała je jak zawodowa poetka albo aktorka. I to mroźne i wietrzne południe zaczęło przechodzić w popołudnie gdy wiatr zaczął słabnąć. Mroźna szaruga jaka od rana zamiatała świat zaczęła cichnąć i się uspokajać i chociaż niebo było brzydkie i szare to już było widać biały, śnieżny świat na zewnątrz.

- Co się odwlecze to nie uciecze. W drogę! - zawołała radośnie panna von Zee podchodząc do okna i wyglądając na ten świat. Dała sygnał pozostałym gościom, że czas ruszać na nieco odwleczone zwiedzanie wybranych adresów z miejscami jakie miały szansę stać sie przyszłym teatrem.

Zdawało się jej jakby wpadła w jakiś dziwaczny trans. Sposób w jaki Kamila intonowała dane głoski, zmieniała tempo czytania czy nawet modulowała swój głos w odpowiednich momentach powodowało, że człowiek niemalże odpływał. Stała więc tak chwilę dopijając wino z kielicha i wyglądając za okno nim spostrzegła, że pogoda naprawdę się poprawiła a gospodyni zachęca do ruszenia na eskapadę.

- Nie ma na co czekać. - odparła ochoczo odkładając naczynie na stół.
 
Obca jest offline