Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2021, 17:16   #153
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Łukasz przerwał połączenie. Głęboko odetchnął.
- Szaleństwo, czyste szaleństwo.
Tamci żyją, ale są przetrzymywani przez pogan. Królik jest tylko motorynką dla tamtego faceta. I to on tym wszystkim zarządza. Przez karty chcą coś zrobić, im więcej kart tym lepiej. Znaczy gorzej. Są i sataniści, ta druga grupa. A gdzie w tym wszystkim był Łukasz, Maja, Feliks i Wakefield? Gdzieś po drodze w rozkroku. A jak się jest w rozkroku, to łatwiej dostać prosto w jaja. Jak to było? Sataniści wykorzystali nastolatków, żeby przełamać barierę pogan, gdzieś w Rowach nad Bałtykiem. Każdy został uwięziony w Rowach przez jebane karty Tarota, związane z tymi pojebami i z ośrodkiem. Poganie mogą przejąć karty i ponownie je wykorzystać przeciwko satanistom, ale pewnie też przeciwko nam - myślał gorączkowo.
- Raz kozie śmierć - odnowił połączenie, zalogował się do rysunku. Tym razem pana Turleckiego. Wylogował się z Bereniki i zalogował na nauczycielu. - To się może udać, pierwszy na świecie jego mać rysunkonauta.

Zieliński poczuł nagłą falę zmęczenia. Każda sekunda wizji kosztowała go niezliczone ilości energii. Wnet usłyszał delikatne buczenie gdzieś w tle. Jakby jego bębenki przestały właściwie funkcjonować. A może dźwięk nie powstawał w uszach, tylko bezpośrednio w mózgu? Łukasz nie miał czasu zastanawiać się nad tym, gdyż ponownie ujrzał wnętrze chatki na kurzej łapce.
- To daleko - odezwał się Ratsław.
W przeciągu tych kilku sekund, kiedy Łukasz nie patrzył, usiadł na wózku inwalidzkim Gniewka.
- Udać się aż do zatopionego lasu koło Czołpina? - zapytał. - Jaka to odległość od Rowów?
- Dziewięć kilometrów - odpowiedział Gniewko. - Dziewięć kilometrów, które chyba najszybciej będzie przejść plażą. Ewentualnie pojechać do Czołpina samochodem, a potem trzy kilometry pieszo. To jednak nie przejdzie.
- Czemu? - zdziwiła się Marta. - Ja nie lubię tyle chodzić. Dla mnie trzy kilometry to już będzie dużo.
- A dla mnie trzy metry - mruknął Gniewko. - Jednak taka jest konieczność. Wciąż jesteś związana z kartą satanistów. Jeżeli wyjedziesz samochodem poza granice Rowów, zaatakuje cię klątwa. Jednak pójść plażą możesz tak daleko jak chcesz, jeśli tylko nie dojdziesz do innej miejscowości. A zatopiony las koło Czołpina jest koło Czołpina, a nie w Czołpinie.
- Ale gdzie ja w życiu przejdę dziewięć kilometrów! I to jeszcze plażą! - Marta była na granicy płaczu. - Przecież wiesz, jak ciężko chodzić po piasku!
Gniewko spojrzał na nią… gniewnie.
- No właśnie, że nie wiem. Wyobraź sobie.
- Ach… tak. Przepraszam - Marta odwróciła wzrok, lekko zawstydzona.

Tymczasem pan Piotr się obudził. Zogniskował wzrok w Łukaszu. Zamrugał kilka razy.
- Ciebie też porwali? - szepnął cichutko.
Chyba inni w chatce nie usłyszeli jego szeptu. A w każdym razie nie zainteresowali się nim. Turlecki bez wątpienia doszedł do wniosku, że Zieliński znajdował się przed nim nie tylko duszą, ale i ciałem.

Łukasz zerwał połączenie, był ponownie w karetce. Niech nauczyciel uważa go za przewidzenie. Przecież nic nie powiedział! Agata zareagowała na jego “Wow”. ale tym razem nic nie mówił! To musiało być coś innego, ale co? Czyżby naprawdę powstała tam jego kopia widoczna tylko dla tej jednej osoby? Potrząsnął głową. Ale już coś wiedział. Karty to klątwa, a poganie nie są w stanie sobie z nią poradzić.
Zrobił głęboki wdech. Ryzykować czy nie ryzykować? Palec trząsł się nad rysunkiem.
- Nie - powiedział do siebie. - Nie. Wystarczy.
Gdzie leży Czołpino? Karetka wiozła ich na południe, może południowy zachód, tam ich szybko to dopadło. To na pewno nie było 9 kilometrów. Środek klątwy musiał być kilka kilometrów na wschód od miejsca zarycia się autokaru w polu. Ośrodek? Wtedy Czołpino jest chyba na wschód od Rowów. 9 kilometrów? Łukasz zawsze sądził, że wybrzeże jest bardziej zabudowane, co chwila jakaś mała turystyczna miejscowość i tak dalej.

Łukasz nie pamiętał zbyt wielu szczegółów na temat lokalizacji samych Rowów. Jednak jeden temat był wałkowany zawsze na lekcjach geografii. Czy to w gimnazjum, czy też później w liceum. Parki narodowe. Jeden z nich był słowiński. Zdawało się, że był nad morzem…
Nagle żarówka zapaliła się w głowie Zielińskiego. No tak. Słowianie. Słowiński Park Narodowy. Przypadek? Raczej nie. Na pewno gdzieś na jego terenie znajdowała się kurza chatka, którą widział w wizji. Czuł prawie pewność, gdyż otoczenie wokół obiektu zdawało się bardzo surowe i niezagospodarowane przez człowieka. To nie był żaden przydrożny las, ale środek puszczy.

Łukasz jęknął. Znajdował się na podłodze. Musiał zlecieć z krzesła gdzieś w trakcie wizji. Nie widział z tej pozycji, co działo się na zewnątrz. Czuł jednak dziwne, przenikliwe ciepło. W pierwszej chwili pomyślał, że przespał całą noc i był środek dnia, a karetka nagrzała się od słońca. Jednak z tej pozycji widział skrawek nieba i zdawało się bez wątpienia nocne. Tyle że czuł gorąco dochodzące gdzieś z zewnątrz. Tylko co mogło być jego źródłem?*
Osłabiony i lekko zamroczony po ostatnim “seansie”, trzymając rysunek w dłoni, drugą podtrzymując się ściany przed upadkiem, wyjrzał z karetki.

Na zewnątrz było jasno. Zbyt jasno. To pierwsza myśl, która pojawiła się w jego umyśle. Światło jednak nie brało się z latarni lub wschodzącego słońca. Przed karetką, po części na moście, znajdował się wielki, płonący ptak. Feniks. Zdawał się zraniony, gdyż na jego piersi znajdowała się dość duża rana, z której wydobywało się błękitne światło. Powierzchnia mitycznego stwora lekko drżała, jak gdyby pulsowała światłem. Bez wątpienia zdawał się niestabilny… czy to jednak znaczy, że zaraz wybuchnie? Przestrzeń wokół niego płonęła, co znaczyło, że znajdował się tam przynajmniej jakiś czas. Dalej na moście znajdowała się Maja.
- Tego już za wiele - Łukasz powiedział to do siebie takim tonem, jakby Feniksy spadające z nieba były czymś zupełnie normalnym. Albo naprawdę zwariował (a nawet jakby oszalał, to i tak by tego nie przyjął do wiadomości), albo zmęczenie wyzwoliło w nim dodatkowe pokłady… no właśnie czego? Stoicyzmu? Sarkazmu? Cynizmu? Był zbyt zmęczony żeby to jednoznacznie określić.
Na pewno to coś [Feniks] było tym tym co widzieli zwiewając z ośrodka. I było cholernie gorące.
- Zwiewać, zwiewać - jakoś tak bez większych emocji powiedział sam do siebie, cofając się do karetki. Rysunek włożył między kartki szkicownika, ten w plecak, wszystko upchał jeszcze bardziej niż wczoraj rano, do jednej z reklamówce zaczął zgarniać wyposażenie karetki - bandaże, gazy, plastry i tak dalej, wszystko co kwalifikowało się w ramy pierwszej pomocy.
Coś chciało ich tutaj zabić, więc sprzęt się przyda. Łukasz jak najszybciej wyszedł z karetki. Zatrzyma się po drugiej stronie drogi i zobaczy co dalej. A gdzie jest Majka? - przeszło mu jeszcze przez głowę.

Łukasz spostrzegł, jak rozmawiała z jakąś dziewczyną znajdującą się na moście. Ją Zieliński również nieco kojarzył. Chyba to ona uciekała na miotle przed Feniksem. A teraz roztrzaskała się o ziemię wraz z płonącym ptakiem. Maja była chwilowo odwrócona plecami do Łukasza. Znajdowała się mniej więcej w połowie odległości między środkiem mostu i karetką. Jeszcze nie znajdowała się w płonącej części, jednak bez wątpienia jej życie było w niebezpieczeństwie.
- Majka! Maja! Zwiewaj z tego mostu! - Łukasz chwiejąc się z wyczerpania próbował znaleźć sposób na obejście feniksa czy co to tam było, ale od razu pojął że jego starania są na marne: - Zwiewaj !
A może…. Łukasz jeszcze raz spojrzał na karetkę i rzucił się do środka. Tam musi być cholery jakaś gaśnica. Feniksa nie zgasi, ale może uda się utorować Mai drogę!
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline