Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2021, 20:39   #151
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Erynnis nie spodziewała się, że zostanie przyłapana nie byłaby jednak księżniczką gdyby nie potrafiła odwracać kota ogonem

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PjoS9xu_HyM[/MEDIA]

- Szanowne duchy jestem w tym świecie od jakieś godziny nie widziałam na oczy żadnej mapy. Tu nie chodzi o to, że chce was wykorzystać, ale że władze powinna mieć ta istota żywiołu posiadająca większą siłę! Z zewnątrz może się wydawać, że Kałamarek z bardziej zacnego rodu o silniejszym dopływie byłby potężniejszy ja jednakże postuluje, że nie liczy się tylko czysta siła, lecz również jak z niej korzystamy! Moim zdaniem największym wyrazem potęgi jest umiejętność leczenia gdyż ona decyduje o zwycięstwie podczas długiej walki! Dlatego uważam, że Władczynią Łupawy powinna być Błękitka gdyż jej zdolności świadczą o bardziej taktycznym zacięciu taki jest mój wyrok szanowne duchy - Perorowała niezrażona.

Skoro Kałamarnica nie chciała dać jej łapówki spróbuje uzyskać to, czego potrzebuje. Czemu ta głupia rusałka nie chce wziąć zwycięstwa i dać jej nagrodę ?! Tak jak te boginie greckie od Parysa... No dobra, myśl Erynnis co one mówiły ? Zanim oba się na ciebie wkurzą...

Złapała się za czoło i zaczęła intensywnie myśleć w końcu rzekła:

- No dobrze, to uzasadnienie powinno wam bardziej przypaść do gustu szanowne żywiołaki: Gdy Łupawa wpada do Bałtyku przestaje być Łupawą traci swą indywidualność i umiera stając się częścią większej całości! Lecz gdy wypływa z Gardny jest jak dziecko które się rodzi Gardna jest jednocześnie Matką która rodzi córkę Łupawę i ojcem który zapładnia i powołuje tą rzeczkę na świat dlatego właśnie uważam że Łupawa należy się Pani Błekitce przepraszam cię mały krakenie muszę być uczciwa w mym osądzie - Miała nadzieje że to im starcza.



 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 21-03-2021 o 00:04.
Brilchan jest offline  
Stary 31-03-2021, 09:20   #152
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Nad Łupawą zapadła cisza. Niekiedy potrafiła być głośniejsza i bardziej oszałamiająca nawet od najkrzykliwszego hałasu. Oba duchy nawiązały kontakt wzrokowy. Przez chwilę milczały, a ich półprzezroczyste twarze nie wyrażały żadnych emocji. Wtem jednak Błękitka zaczęła się uśmiechać. Bardzo powoli. Kąciki jej ust niespiesznie zaokrąglały się i ruszały ku górze, kiedy Kałamarek równie powoli zaczął się wykrzywiać.
- Chyba trafiłaś, siostro - szepnął Feliks tuż za plecami Esterki.

“Wygrałam!”, Obwieściła Błękitka. “Że ja wcześniej o tym nie pomyślałam! To naturalne, że Łupawa rodzi się w Gardnie. A na dodatek jestem żeńskim duchem, więc rola matki do mnie pasuje. Łupawa to moje dziecko, zjawiszonie.”
Okręciła się dookoła własnej osi, a wokół niej pojawiły się niej błękitne drobinki czystej, duchowej energii.
“Jeszcze wrócę!”, Zakwilił Kałamarek. “To jeszcze nie koniec!”
Następnie zanurkował do rzeki i popłynął z jej prądem, chcąc trafić z powrotem do Bałtyku. W międzyczasie wystawił fosforyzującą główkę.
“A wam radzę się nie kąpać w morzu w najbliższym czasie!”, Zagroził. “Prądy bywają zgubne. Ha, ha, ha!”, Zaśmiał się niczym zła postać z kreskówki.

Błękitka raz jeszcze obróciła się wokół własnej osi. Chyba było to oznaką, że czuła się ekstatycznie. Nawet jej kolory zajaśniały jakby mocniej.
“Zaprzyjaźnimy się, Erynnis”, powiedziała. “Bo tak masz na imię, prawda?”, Zapytała.
“Teoretycznie tak moja Pani, ale ciało Erynnis zostało uwięzione w Arkadii i cierpi pożyczyłam to ciało, ale planuje sobie znaleźć nowe kobiece, więc i imię chciałabym mieć nowe… To, które nadał mi w tym świecie mój brat mi nie pasuje… Od teraz chciałabym się zwać Eris tobie o piękna Pani pierwszej przedstawiam się tym imieniem” - Powiedziała składając przed duchem pełen dworski ukłon z przydechami i odpowiednim uniesieniem spódnicy.
Pasowało jej imię greckiej bogini chaosu, która rzuciła złote jabłko zapoczątkowując Wojnę Trojańską mitologia grecka była jedną z kilku rzeczy, które przyswoiła sobie ze wspomnień Adama głupi Potwór nie lubił się uczyć, ale to jedna z rzeczy na punkcie, których miał obsesje.

Po tym oficjalnym przedstawieniu uniosła głowę uśmiechnęła się szeroko do nowej przyjaciółki i zaczęła tańczyć. Jej umysł rozpierały endorfiny to ciało było przyzwyczajone do tańca jej dusza również, ale te kroki i to ciało było nowe chciała podzielić się radością z Błękitką, ale przede wszystkim nie chciała być ofiarą. To, co mówił brat przerażało ją życie w męskim ciele nawet, jeżeli dokona tych operacji, które widziała we wspomnieniach i tak będzie musiała żyć w biedzie błagać duchy o pomoc w kradzieży! To się nie godziło ten świat bólu i głodu był straszny!

Najgorsze, że tak właściwie nie pamiętała, czemu poświęciła się dla tych śmiertelników?!! Bała się zapytać! Nie chciała myśleć o sobie, jako o ofierze kochała starszego braciszka, ale bała się, że ma do niej pretensje za całe to cierpienie, którego doświadczył! Zastanawiała się czy nie byłoby lepiej dla nich obojga gdyby zginęła tamtego dnia jak bohaterka ….

Nie chciała o tym teraz myśleć wolała być Eris boginią chaosu, która zdobędzie wszystko, co chce a teraz potrzebowała wytańczyć swoje kłopoty i zrzucić diabła złych myśli ze swoich pleców! Nie była świadoma, że powtarza te ruchy, które Adam próbował wykonać upity w kozie:

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WbN0nX61rIs[/MEDIA]

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SXfgixkt4-Q[/MEDIA]

Błękitka lewitowała nad Łupawą i klaskała, oglądając występ Eris. W jej oczach Faerie wykonywała taniec zwycięstwa specjalnie dla niej. To było zgodnie z protokołem. Po każdym zwycięstwie należało świętować. Nawet w sposób symboliczny. Mooinjer Veggey okazywała jej honor, tańcząc w ten sposób. Choć przypadkowemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że znienacka i bez powodu zaczęła wykonywać dziwne ruchy. Tak jednak musiało się zdarzyć, jeśli Błękitka miała poczuć pełną satysfakcję. Klaskała, co znaczyło, że ruchy Eris były odpowiednie.

Feliks uśmiechnął się do siostry.
- Zdaje się, że po tylu latach w niewoli nie zapomniałaś kompletnie, jak porozumiewać się z duchami - rzekł. - Nie zawsze się zgadzamy…, ale to było dobre. Na serio dobre - rzekł.
Zamilkł na moment.
- Ale jesteś pewna, że chcesz nazywać się Eris? Nie boisz się, że tym przyciągniesz gniew… Eris? - Szepnął cichutko, jak gdyby grecka bogini właśnie teraz ich podsłuchiwała.
- To ona naprawdę istnieje? Jeżeli tak, jest boginią chaosu pewnie słabą w świecie ludzi, bo nikt nie czcił jej od wieków, jeżeli będzie miała pretensje dojdę z nią do porozumienia - Odpowiedziała z przebiegłym uśmiechem ścierając pod z czoła.
- Masz prawo nazywać się tak, jak tego pragniesz - rzekł Feliks. - Narodziłem się z imieniem Pyrgus, ale preferuję Feliks. Chciałem porzucić te wszystkie wspomnienia, które wiązały się z niewolnictwem. To Pyrgus musiał być na każde wezwanie Titanii. Feliks jest wolnym człowiekiem. I wiem, że to może być dla ciebie mało intuicyjne…, ale wolałbym, żebyś tak mnie nazywała. A ja będę nazywał cię Eris, skoro taka twoja wola. Wymyśliłem imię Estera, ale ono jest kompletnie przypadkowe. Jeżeli go nie chcesz, to się nie obrażę. I tak, Eris istnieje. I tak, nikt jej nie czci. Ale uważaj. Titanii też nikt nie czci. Co nie znaczy, że nie jest groźna? Nie sądzę, żebyś miała jakieś powody do zmartwienia…, ale czemu chcesz przyjąć jej imię?
- Dobrze braciszku będziesz, więc Feliksem jak to mawiają tutaj kamień spadł mi z serca czułam się winna, że zabrałam ci nieśmiertelność… Po tym, co mi opowiedziałeś o swoim losie miałam wrażenie, że dla nas obojga byłoby lepsze jakbym zmarła, jako bohaterka niż cierpiała przez te lata, a z mojego kochanego dzielnego księcia, wojownika uczyniła żebraka oraz słabego śmiertelnika - W jej oczach zaszkliły się łzy ulgi.
Feliks westchnął ciężko.
- Na twoim miejscu postąpiłbym tak samo… i dlatego zgodziłem się na taki los - rzekł. - Dnie pełne śpiewów, wina i tańca kompletnie nic nie znaczą, jeśli nie robisz tego z własnej woli. Piękne gobeliny wcale nie cieszą oczu, jeżeli to nie ty chciałeś je namalować. Życie z pozorna piękne wcale nie cieszy, jeśli go sobie nie wybierzesz. A ktoś czuwa nad tobą, kontrolując każdy ruch lub działanie. Wolna wola to wielki dar i ludzie nie doceniają tego, że otrzymali go od swojego boga. Widziałem dzisiaj przebłysk jego mocy w jednym z tutejszych kościołów. Kościół to miejsce kultu, jakby taka kapliczka. To było przerażające. Oddałaś te dzieci na ziemię, gdzie mogłyby czuć się, chociaż trochę na własnych warunkach i to było szlachetne z twojej strony - rzekł Feliks. - W końcu, co czyni człowieka człowiekiem? To, że ma wpływ na siebie. Jako Faerie go nie mieliśmy? Byliśmy głupimi motylami lecącymi tam, gdzie kazała nam Titania. Aż do czasu uzyskania tytułu szlacheckiego. Pamiętasz ten moment, Eris? Jak przestaliśmy być niewolnikami i wtedy dopiero zrozumieliśmy, że nimi byliśmy? To było straszne… cała się trzęsłaś w szoku, strachu i bólu. Z naszych łez mogłaby powstać rzeka. Potem musieliśmy żyć ze świadomością, że nasi przyjaciele, inni Faerie, wciąż są kompletnie bezwolni. Nie mogliśmy tego znieść i gdybyś ty nie pomogła tym dzieciom, to zrobiłbym to ja - Feliks robił się coraz bardziej emocjonalny. - To nie był akt heroizmu z twojej strony. Po prostu nie mogłaś inaczej postąpić. Mówiłaś dużo o Adamie, ale myślę, że dobrze, że tam się znalazł. Ten czas, który tam spędzi, będzie dla niego z pożytkiem. Nie doceniał tego, co miał. Wydawało mu się, że miał tak mało, choć w rzeczywistości miał tak wiele. Może i trafił do obozu koncentracyjnego, ale to może dobrze - mruknął. - Kiedyś może spróbujemy go odwiedzić. Ale najpierw musimy przeżyć. A to nie jest wcale takie oczywiste. Arkadia była pełna magii i dziwów. Zdawałoby ci się, że świat śmiertelników będzie przy niej wyblakły. Ale nie. To, co dzieje się tutaj przekracza wszelkie moje wyobrażenia - mruknął.
Eris uważnie słuchała słów brata.
- Nie Feliksie ja nic nie pamiętam… No prawie nic, pamiętam ciebie, pamiętam jak to jest być księżniczką, tańczyć, jak się należy zachować na Dworze podczas uczty, te dobre rzeczy, których się trzymałam, aby przetrwać w morzu niekończącego się bólu… Większość tego, co mówisz jest dla mnie nowością, bo w większości pamiętam subiektywnie nigdy niekończący się ból… Braciszku ja nie chcę abyś patrzył na mnie przez pryzmat mojego cierpienia, nie chce być ofiarą ani Tytanii ani Adama mam część wiedzy Potwora, aby lepiej się wtopić w tło, ale to, co mówisz o swoim śmiertelnym życiu mnie przeraża… Te plany, które Ułożył dla was Adam nie są takie złe, Oczywiście trzeba je zmodyfikować, bo nie planuje być tancerką erotyczną … Czekaj, o czym to ja mówiłam? A tak, pytasz się, czemu Eris? Odrodziłam się na nowo z chaotycznych czynów śmiertelnika z jego pasji i szaleństwa chcę, więc mieć potężne imię, która weźmie mój ból i zamieni go w broń przeciwko temu, co mnie skrzywdziło. Jeżeli obudzi to grecką boginie złożę jej odpowiednią ofiarę, dogadamy się jak kobiety. A Ester mogłoby z kolej obrazić boginie Isztar albo uosobienie ducha świąt wielkiej nocy o ile taki byt w ogóle istnieje - Odpowiedziała z uśmiechem - Bałam się, że mnie znienawidzisz, dlatego wolałam zachowywać się jak suka zanim spojrzysz na mnie jak na ofiarę albo obwiniasz za swoje cierpienie i odrzucisz... To było głupie i ludzkie przepraszam braciszku Feliksie spróbuje być z tobą szczera - Obiecała i ucałowała go w policzek skromnie króciutko jak siostra brata.


Tymczasem na oczach Faerie wielki, ognisty ptak uderzył w most, na którym stała Maja. Maja to była dziewczyna z klasy Pyrgusa. I rzeczywiście, ten przeraził się, widząc impakt nadnaturalnego stworzenia. Na pewno bał się o tę dziewczynę.
- Maja…! - Szepnął, ale po części zabrzmiało to jak krzyk.
Zerknął na Eris.
- Kałamarek mógłby to ugasić - jęknął. - Musimy… poradzić sobie bez niego…
- Najpierw musimy uzdrowić twe rany nie żałuje swojej decyzji, bo była ona słuszna - Odpowiedziała wiedząc, że Błękitka wciąż ich słucha - Przyjaciółko czy mogę cię poprosić o pomoc w uzdrowieniu ran mojego brata? Znalazł sobie kolejny rycerski cel i potrzebuje mieć zdrowe ciało, aby znów je móc narażać w imię dam - Poprosiła ducha z uśmiechem.

“Czy chciałabyś nawiązać ze mną przymierze?”, Zapytała Błękitka. “Jak tak, to musimy udać się nad Gardno? Jak wykonamy rytuał, to będziesz mogła posiłkować się moimi mocami nawet wtedy, kiedy mnie nie będzie? Do tego czasu będziesz musiała powoływać się na moje usługi tylko wtedy, kiedy będziemy w okolicy Łupawy lub Gardna. Bo dalej moje wpływy nie sięgają”.
Obróciła się dookoła własnej osi, jak to miała w zwyczaju.
“Pocałuj mnie, a uzdrowię twojego brata”, powiedziała.
, „Choć więc Przyjaciółko, wiele rzeczy można powiedzieć o tym ciele jedną z pozytywnych jest to, że jest przeszkolone w Ars Amandi. Pozwól, że sięgnę ku pamięci mięśni i pocałuje cię jak może to uczynić jedynie młody śmiertelnik spragniony odnaleźć zapomnienie śmierci oraz bólu w fizycznym kontakcie” - Ogłosiła następnie ruszyła w kierunku zjawy przywołując na wiesz pamięć mięśniową Adama chciała dać Błękitce pocałunek mocniejszy niż ten, który otrzymał duchowny ze wspomnień. W oczach Eris błyszczało rozbawienie, które czerpała z fizycznego istnienia oraz seksualna drapieżność, której ona sama nie czuł, ale która była drugą naturą tej fizycznej formy, którą mogła bez problemu przywołać teraz, gdy poświęciła czas, aby zrozumieć tą powłokę zamiast ją odrzucać.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=dZOaiu8336I[/media]

Eris poczuła ducha na swoich wargach. Nie był w pełni cielesną istotą. Usta Faerie zagłębiły się, zdawało się, w chmurę. Poczuła dziwną wilgoć. Delikatne mrowienie na skórze. Jej oczy zmrużyły się…, po czym otworzyły mocno. Miał miejsce rozbłysk jasnego, błękitnego światła. Eris poczuła strumienie duchowej mocy, które oblekły jej ciało. Niczym prądy krążyły wokół niej. Sama Błękitka oddaliła się nieco i zaczęła mocniej błyszczyć.
- Co… co się dzieje? - Zapytał Feliks. - To… to chyba działa… - mruknął.
Uczucie było przedziwne. Miał wrażenie, że obca siła ingeruje bezpośrednio w jego osobę. To było cholernie nieprzyjemne. Czuł się tak wyeksponowany. A jednak wszystkie włókna mięśniowe zaczęły się wzmacniać. Każdy pojedynczy miocyt replikował się i wzrastał. Tkanka podskórna uzupełniała się, podobnie jak ta obecna na powłokach chciała. Ubytki krwi Feliksa zostały wzmocnione objętością osocza, która wzięła się dosłownie znikąd. Na dodatek chłopak poczuł mocny przypływ energii. Błękitka wzleciała i owinęła się wokół jego ciała. Trzebiński ją przytulił, kiedy naprawiała kolejne zranienia. To było niezwykle intymne. I surowe. A w tle płonął most, na którym stała Maja i jakaś inna dziewczyna z miotłą. Tylko to przypomniało Eris, że reszta świata wciąż istnieje. I mimo że jej brat właśnie się leczył, to wokół było wiele istot, które pragnęły zranić go raz jeszcze. A jeszcze więcej tych, które potrzebowały ochrony.
Eris patrzyła w zachwycie na to, co się dzieje wciąż kręciło jej się w głowie po pocałunku z duchem nieświadomie dotykała swoich ust, gdzieś podświadomie rozumiała, że to przekazanie energii rozładowuje napięcia seksualne, które były w tym ciele, ale których do tej chwili nie rozumiała. Patrzyła się na płonący most tak naprawdę los Maj, Łukasza, dziwnej dziewczyny był jej obojętny. Osoba, o której opowiedział jej Feliks była dla niej kimś zupełnie obcym… Teraz nie poświęciłaby się dla jakiś dzieci! Za dużo się wycierpiała, aby znów poświęcać się dla innych! Obserwowała most jak jakąś sztukę zupełnie odcięta od emocji. Poczeka aż braciszek zostanie uzdrowiony a potem zrobi to, czego on sobie będzie życzył, bo kochała go! Tyle dla niej poświęcił, więc uczciwe żeby teraz ona odpłaciła się tym samym chciała przeżyć i chciała żeby Feliks przeżył nic innego nie miało dla niej znaczenia wszyscy byli narzędziami.
 
Brilchan jest offline  
Stary 02-04-2021, 17:16   #153
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Łukasz przerwał połączenie. Głęboko odetchnął.
- Szaleństwo, czyste szaleństwo.
Tamci żyją, ale są przetrzymywani przez pogan. Królik jest tylko motorynką dla tamtego faceta. I to on tym wszystkim zarządza. Przez karty chcą coś zrobić, im więcej kart tym lepiej. Znaczy gorzej. Są i sataniści, ta druga grupa. A gdzie w tym wszystkim był Łukasz, Maja, Feliks i Wakefield? Gdzieś po drodze w rozkroku. A jak się jest w rozkroku, to łatwiej dostać prosto w jaja. Jak to było? Sataniści wykorzystali nastolatków, żeby przełamać barierę pogan, gdzieś w Rowach nad Bałtykiem. Każdy został uwięziony w Rowach przez jebane karty Tarota, związane z tymi pojebami i z ośrodkiem. Poganie mogą przejąć karty i ponownie je wykorzystać przeciwko satanistom, ale pewnie też przeciwko nam - myślał gorączkowo.
- Raz kozie śmierć - odnowił połączenie, zalogował się do rysunku. Tym razem pana Turleckiego. Wylogował się z Bereniki i zalogował na nauczycielu. - To się może udać, pierwszy na świecie jego mać rysunkonauta.

Zieliński poczuł nagłą falę zmęczenia. Każda sekunda wizji kosztowała go niezliczone ilości energii. Wnet usłyszał delikatne buczenie gdzieś w tle. Jakby jego bębenki przestały właściwie funkcjonować. A może dźwięk nie powstawał w uszach, tylko bezpośrednio w mózgu? Łukasz nie miał czasu zastanawiać się nad tym, gdyż ponownie ujrzał wnętrze chatki na kurzej łapce.
- To daleko - odezwał się Ratsław.
W przeciągu tych kilku sekund, kiedy Łukasz nie patrzył, usiadł na wózku inwalidzkim Gniewka.
- Udać się aż do zatopionego lasu koło Czołpina? - zapytał. - Jaka to odległość od Rowów?
- Dziewięć kilometrów - odpowiedział Gniewko. - Dziewięć kilometrów, które chyba najszybciej będzie przejść plażą. Ewentualnie pojechać do Czołpina samochodem, a potem trzy kilometry pieszo. To jednak nie przejdzie.
- Czemu? - zdziwiła się Marta. - Ja nie lubię tyle chodzić. Dla mnie trzy kilometry to już będzie dużo.
- A dla mnie trzy metry - mruknął Gniewko. - Jednak taka jest konieczność. Wciąż jesteś związana z kartą satanistów. Jeżeli wyjedziesz samochodem poza granice Rowów, zaatakuje cię klątwa. Jednak pójść plażą możesz tak daleko jak chcesz, jeśli tylko nie dojdziesz do innej miejscowości. A zatopiony las koło Czołpina jest koło Czołpina, a nie w Czołpinie.
- Ale gdzie ja w życiu przejdę dziewięć kilometrów! I to jeszcze plażą! - Marta była na granicy płaczu. - Przecież wiesz, jak ciężko chodzić po piasku!
Gniewko spojrzał na nią… gniewnie.
- No właśnie, że nie wiem. Wyobraź sobie.
- Ach… tak. Przepraszam - Marta odwróciła wzrok, lekko zawstydzona.

Tymczasem pan Piotr się obudził. Zogniskował wzrok w Łukaszu. Zamrugał kilka razy.
- Ciebie też porwali? - szepnął cichutko.
Chyba inni w chatce nie usłyszeli jego szeptu. A w każdym razie nie zainteresowali się nim. Turlecki bez wątpienia doszedł do wniosku, że Zieliński znajdował się przed nim nie tylko duszą, ale i ciałem.

Łukasz zerwał połączenie, był ponownie w karetce. Niech nauczyciel uważa go za przewidzenie. Przecież nic nie powiedział! Agata zareagowała na jego “Wow”. ale tym razem nic nie mówił! To musiało być coś innego, ale co? Czyżby naprawdę powstała tam jego kopia widoczna tylko dla tej jednej osoby? Potrząsnął głową. Ale już coś wiedział. Karty to klątwa, a poganie nie są w stanie sobie z nią poradzić.
Zrobił głęboki wdech. Ryzykować czy nie ryzykować? Palec trząsł się nad rysunkiem.
- Nie - powiedział do siebie. - Nie. Wystarczy.
Gdzie leży Czołpino? Karetka wiozła ich na południe, może południowy zachód, tam ich szybko to dopadło. To na pewno nie było 9 kilometrów. Środek klątwy musiał być kilka kilometrów na wschód od miejsca zarycia się autokaru w polu. Ośrodek? Wtedy Czołpino jest chyba na wschód od Rowów. 9 kilometrów? Łukasz zawsze sądził, że wybrzeże jest bardziej zabudowane, co chwila jakaś mała turystyczna miejscowość i tak dalej.

Łukasz nie pamiętał zbyt wielu szczegółów na temat lokalizacji samych Rowów. Jednak jeden temat był wałkowany zawsze na lekcjach geografii. Czy to w gimnazjum, czy też później w liceum. Parki narodowe. Jeden z nich był słowiński. Zdawało się, że był nad morzem…
Nagle żarówka zapaliła się w głowie Zielińskiego. No tak. Słowianie. Słowiński Park Narodowy. Przypadek? Raczej nie. Na pewno gdzieś na jego terenie znajdowała się kurza chatka, którą widział w wizji. Czuł prawie pewność, gdyż otoczenie wokół obiektu zdawało się bardzo surowe i niezagospodarowane przez człowieka. To nie był żaden przydrożny las, ale środek puszczy.

Łukasz jęknął. Znajdował się na podłodze. Musiał zlecieć z krzesła gdzieś w trakcie wizji. Nie widział z tej pozycji, co działo się na zewnątrz. Czuł jednak dziwne, przenikliwe ciepło. W pierwszej chwili pomyślał, że przespał całą noc i był środek dnia, a karetka nagrzała się od słońca. Jednak z tej pozycji widział skrawek nieba i zdawało się bez wątpienia nocne. Tyle że czuł gorąco dochodzące gdzieś z zewnątrz. Tylko co mogło być jego źródłem?*
Osłabiony i lekko zamroczony po ostatnim “seansie”, trzymając rysunek w dłoni, drugą podtrzymując się ściany przed upadkiem, wyjrzał z karetki.

Na zewnątrz było jasno. Zbyt jasno. To pierwsza myśl, która pojawiła się w jego umyśle. Światło jednak nie brało się z latarni lub wschodzącego słońca. Przed karetką, po części na moście, znajdował się wielki, płonący ptak. Feniks. Zdawał się zraniony, gdyż na jego piersi znajdowała się dość duża rana, z której wydobywało się błękitne światło. Powierzchnia mitycznego stwora lekko drżała, jak gdyby pulsowała światłem. Bez wątpienia zdawał się niestabilny… czy to jednak znaczy, że zaraz wybuchnie? Przestrzeń wokół niego płonęła, co znaczyło, że znajdował się tam przynajmniej jakiś czas. Dalej na moście znajdowała się Maja.
- Tego już za wiele - Łukasz powiedział to do siebie takim tonem, jakby Feniksy spadające z nieba były czymś zupełnie normalnym. Albo naprawdę zwariował (a nawet jakby oszalał, to i tak by tego nie przyjął do wiadomości), albo zmęczenie wyzwoliło w nim dodatkowe pokłady… no właśnie czego? Stoicyzmu? Sarkazmu? Cynizmu? Był zbyt zmęczony żeby to jednoznacznie określić.
Na pewno to coś [Feniks] było tym tym co widzieli zwiewając z ośrodka. I było cholernie gorące.
- Zwiewać, zwiewać - jakoś tak bez większych emocji powiedział sam do siebie, cofając się do karetki. Rysunek włożył między kartki szkicownika, ten w plecak, wszystko upchał jeszcze bardziej niż wczoraj rano, do jednej z reklamówce zaczął zgarniać wyposażenie karetki - bandaże, gazy, plastry i tak dalej, wszystko co kwalifikowało się w ramy pierwszej pomocy.
Coś chciało ich tutaj zabić, więc sprzęt się przyda. Łukasz jak najszybciej wyszedł z karetki. Zatrzyma się po drugiej stronie drogi i zobaczy co dalej. A gdzie jest Majka? - przeszło mu jeszcze przez głowę.

Łukasz spostrzegł, jak rozmawiała z jakąś dziewczyną znajdującą się na moście. Ją Zieliński również nieco kojarzył. Chyba to ona uciekała na miotle przed Feniksem. A teraz roztrzaskała się o ziemię wraz z płonącym ptakiem. Maja była chwilowo odwrócona plecami do Łukasza. Znajdowała się mniej więcej w połowie odległości między środkiem mostu i karetką. Jeszcze nie znajdowała się w płonącej części, jednak bez wątpienia jej życie było w niebezpieczeństwie.
- Majka! Maja! Zwiewaj z tego mostu! - Łukasz chwiejąc się z wyczerpania próbował znaleźć sposób na obejście feniksa czy co to tam było, ale od razu pojął że jego starania są na marne: - Zwiewaj !
A może…. Łukasz jeszcze raz spojrzał na karetkę i rzucił się do środka. Tam musi być cholery jakaś gaśnica. Feniksa nie zgasi, ale może uda się utorować Mai drogę!
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 02-04-2021, 17:32   #154
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan - część I

Amanda z niemałym szokiem patrzyła na Katię. Wzrok jej latał między nią, Julią, a Agatą, która również do rozmowy się wtrąciła. Potwory biegły w ich stronę, a te się nadzierały jak poparzone. Blondynka nienawidziła Katii, choć starannie to ukrywała. Miała wiele powodów do braku sympatii, zaczynając od tego, że ta szmata zabiła Mateusza; osobę, która tak naprawdę niczym nie zawiniła, nawet nie był świadomy tego co się tu odpierdala. Reasumując więc: Katia była nieobliczalna i niespełna rozumu. Sama nad sobą nie potrafiła zapanować, więc i tak cud, że panowała nad jakimikolwiek mocami.
- Nie rozkazuj mi i nie rób ultimatum - Sabotowska podniosła głos o jeden ton i zadarła łepek w górę, aby sprawić wrażenie bycia ważniejszą, silniejszą i ogólnie lepszą. - Nie zeżresz żadnego bachora, puść Julię albo ci wywalę liścia i nawet nie zdążysz tknąć jej dziecka. A potem cię popchnę na pożarcie i zyskamy czas, właśnie w ten sposób - rozkazujący ton głosu blondynki stał się jeszcze bardziej pewny swego, zaś cała postawa Amandy emanowała aż nienaturalnym, lekko przerażającym spokojem. Nastolatka wyjęła zza pazuchy trzy karty; Alana, swoją i Ali.
- Mam te karty. Moja jest naładowana, Alana niewiele, za to ta trzecia, to karta tego gówniaka, co go trzymam. Jeśli dobrze rozumiem, to popierdalała w przestworzach jako feniks zrodzony z popiołów, więc pewnie ma w chuj mocy. Postaraj się, aby ci to wystarczyło i korzystaj mądrze. Nie walcz ze mną, tylko się skup. - następnie Amanda spojrzała na Agatę.
- A ty się postaraj przeżyć, jeśli naprawdę chcesz dołączyć do tej obrony. Chcę żebyś żyła, więc proszę - po tych słowach blondyna spojrzała na Alana
- Wymyśliłeś już coś? - rzuciła jakby zniecierpliwiona. Nie liczyła na świeży umysł nikogo innego oprócz ukochanego. Ufała Wiadernemu, miała wrażenie, że jako jedyny potrafi myśleć w stresujących sytuacjach.

Alan po raz pierwszy w końcu ujrzał monstra na własne oczy. Opowieść Agaty nie oddawała tego jak obrzydliwie, karykaturalnie i złowieszczo wyglądały. Maszyny do zabijania. Groźniejsze niż każdy jeden gatunek drapieżnika na Ziemi, włącznie z ludźmi, nieważne czy uzbrojonymi w karabiny czy magię.
Wielkie Ponad.
Otrząsnął się przysłuchując szybkiej wymianie zdań między Katią a Amandą. Miał już skoczyć między nimi i stanąć w obronie swojej dziewczyny, ale Amanda świetnie sobie poradziła, nie dała sobie wejść na głowę psychopatce. Na pytanie ukochanej skinął głową i zwrócił do czarownicy.
- W chatce jest piwnica!? Te stwory są za szybkie, nie zdążymy przed nimi uciec, nie damy rady się bronić na otwartej przestrzeni. Musimy się schować i kupić sobie więcej czasu. Uwolnisz Ortyszę a potem odprawisz rytuał i zdobędziesz moc. Kiedy bestie nas znajdą bronimy się w wąskim gardle.
Alan nie miał czasu przedstawiać wszystkich swoich pomysłów, łącznie z tym by Ceyn odesłała go z powrotem do Lucyfera. Każda sekunda zbliżała ich do zguby. Wziął Amandę za dłoń, już nie przejmował się obecnością Katii.
- Damy radę skarbie. Kocham cię - wyszeptał.

Tymczasem wzrok Jacka skoncentrował się na nadciągającym zagrożeniu. Na całe szczęście po raz kolejny wykazywał się opanowaniem. Pomimo straszliwego wyglądu stworzeń, nie zamarł w bezruchu, ani nie dostał nóg z galarety. Błyskawicznie podbiegł do chatki, gdzie pod ścianą zostawił przygotowane butelki. Wbił widły w ziemię, po czym chwycił za pierwszy koktajl. Podpalając szmatkę, słyszał kłótnie pozostałych członków drużyny. Fatalny moment… Nie mieli dość czasu nawet na zgodne działania, cóż dopiero na swary. Gołąbek nie rejestrował nawet o czym tak perorują - zupełnie tak, jakby odłączył tę część mózgu i skoncentrował się wyłącznie na ofierze. A raczej drapieżniku...

- UCIEKAĆ!!! JUŻ!!! DO CHATY!!! - ryknął trójboista niczym ranny lew. Gdy tylko nasączony materiał zajął się ogniem, wziął szeroki zamach i cisnął mołotową w nadciągającą grupę bestii. Miał nadzieję, że zdąży jeszcze rzucić na tyle daleko, aby chata nie zajęła się ogniem. Przy odrobinie szczęścia uda się stworzyć barierę ognia, która może dać im chociaż dodatkowe trzy sekundy. Gdy tylko wypuścił z rąk butelkę, podbiegł znów do chaty. Nie był jeszcze pewny czy powinien chwytać za kolejną czy też za widły. Spojrzał w stronę nadciągających ogarów.
Alan spojrzał w kierunku lasu skąd nadbiegały stwory, usłyszał krzyk Jacka.
- Ceyn, Agata, Julka, do chatki! - krzyknął a potem wciąż trzymając blondynkę za rękę ruszył w kierunku budynku.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 02-04-2021, 19:01   #155
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan - część II

Wszyscy biegli w stronę chatki.
Tak samo, jak wszyscy zatrzymali się na moment, kiedy Jacek rzucił koktajlem Mołotowa.
To był niezwykle zaskakujący widok. Gołąbek był zawsze silnym facetem. Trenował trójbój i potrafiłby rzucać na znaczne odległości nawet przed przyjęciem w siebie Czerwia. Jednak dopiero teraz był świadkiem jakichkolwiek pozytywnych skutków asymilacji symbionta. Butelka nie pofrunęła w stronę ogarów. Ona została wystrzelona. Przebyły dystans kilkudziesięciu metrów w ułamku sekundy i roztrzaskała się o szybującego w powietrzu potwora. Tego, który znajdował się najbliżej chatki. Trafiła perfekcyjnie, co znaczyło, że Jacek miał również nadzwyczaj rozwiniętą celność. Zasyczało, rozległ się wybuch i przez krótki moment nocne niebo rozświetliło się blaskiem. To wyglądało jak fajerwerki, gdyż pocisk trafił w istotę nie z tego wymiaru. Tak jak wcześniej odbijała w dziwny sposób światło, tak i teraz zapłonęła feerią barw. To był piękny widok i przerażający. Impet pocisnął ogara z powrotem w stronę lasu, choć raczej nie zginął. Jacek przeczuwał, że te ogary były niezniszczalne typowymi środkami bojowymi i naprawdę zaszkodzić im mogła jedynie inna, bezpośrednia nadnaturalna ingerencja.

Wnet wszyscy wpadli do chatki. Katia westchnęła głośno, co było oznaką zmęczenia, na pewno nie ulgi. Najpewniej konfrontacja na zewnątrz pozbawiła ją ostatnich zapasów energii, jakie w sobie miała. Zdawało się, że nie planowało się kłócić z Amandą, ani też wyrywać jej dziecka. Puściła nawet Julię. Oparła się o ścianę, nie dbając o to, że była pokryta szlamem. Pewnie wcześniej jakiś Czerw po niej łaził.
- Po kolei - mruknęła. - Wasze karty. One nie mają wielkiej mocy per se, to nie są akumulatory energii. Ich cała siła tkwi w tym, że po połączeniu zawierają pełną różnorodność wszystkich aspektów… magii - dokończyła z braku lepszego słowa. - One bardziej są Kluczem niż baterią. To, że jedna z kart jest połączona z Feniksem nie sprawia, że jest bardziej wyjątkowa od innych - mruknęła. - Poza tym mam jeszcze kartę waszego Mateusza, więc w sumie mamy cztery karty.

Nie mogła sobie pozwolić na stanie w miejscu i opowiadanie. Ruszyła w stronę skupiska szmat i chwyciła dwie. Następnie ruszyła w kącik chatki i opadła na kolana. Zaczęła wycierać szlam z podłogi. Dwa Czerwie spojrzały na nią zainteresowane. Alan, Agata i Amanda z trudem koncentrowali się na słowach Katii, gdyż przerażający widok robaków bardzo ich rozpraszał. A jeszcze bardziej ich odór. Mimo to przed chwilą widzieli armię ogarów, więc ciężko było, aby zaczęli panikować na widok robaków. Katia systematycznie pracowała, odsłaniając klapę w podłodze.
- Naszym planem było zebrać wszystkie dwadzieścia dwie karty i połączyć je nad Czerwiami. Wtedy zaczęłyby się Przepoczwarzać, zmieniając w ostateczną maszynę zniszczenia. Chcieliśmy z niej skorzystać, aby zniszczyć Święty Dąb Słowian, który jest mostem między naszym światem, a Trójgłowem i innymi słowiańskimi bóstwami. Tak planowaliśmy ostatecznie wygrać. Ale może… może udałoby się wykorzystać potęgę Czerwi przeciwko Pierwszemu - powiedziała. - Temu różowemu grzybowi. Boję się tylko tego, że jak teraz użyję czterech kart, to potem nie będę mogła ich wykorzystać ponownie. Boję się, że pokonamy siedem ogarów, ale nie będziemy w stanie zniszczyć Matkę. Wygramy bitwę, a przegramy wojnę.

Agata drgnęła.
- Tak jak mówił Alan… uwolnij Ortyszę - powiedziała. - To jedyne wyjście.
Ceyn przewróciła oczami.
- Tu się zgodzę z Amandą. Wolałabym, abyś przeżyła - mruknęła.
Jacek natomiast odnalazł drugi i ostatni koktajl oraz widły tam, gdzie je zostawił. Co takiego planował z nimi zrobić?

Alan widząc robale powstrzymał mdłości, skupił się na czarownicy. Domyślił się, że próbuje odsłonić wejście do piwnicy. Ulżyło mu. To im kupi troszkę więcej czasu.
- Zniszczymy Grzyba. Jeśli wy posiadacie broń atomową, wasi wrogowie też ją mają – odparł chłopak. – Jeśli te wszystkie religijne pierdoły to prawda, a szatan walczy z chrześcijańskim Bogiem, po niebie latają ogniste ptaki, to znaczy, że możemy znaleźć więcej sojuszników. Jak świat zostanie wchłonięty przez inny wymiar, wszyscy przegrają. Twój ojciec nie dostanie już żadnego kawałeczka duszy a atencjusz straci swoich wyznawców. Tylko idiota w takim momencie stroiłby fochy. Użyj tych kart Katia. Jeśli to daje nam największe szanse, zrób to. Teraz.

Jacek nie brał udziału w dyskusjach. Przez moment przyglądał się dłoniom, nie dowierzając jaką siłą dysponował. Jeszcze bardziej zaskoczyła go celność. Pierwszą mołotową rzucił tak, jakby od dziesięciu lat był czołowym miotaczem amerykańskiej ligi baseballa. Szybko się otrząsnął, gdyż żelazo należało kuć, póki było gorące. Chwycił za drugi koktajl. Powtórzył procedurę. Podpalił szmatkę i cisnął z ogromnym impetem w kolejnego ogara. Poprzedni sukces dodawał skrzydeł, jednak nie czekał na efekty poczynań. Ledwie puścił butelkę w ruch i zaraz rzucił się do wnętrza chaty. Gdy tylko wpadł do środka, z hukiem zamknął drzwi i zaryglował je widłami.
- Te ściany nie wytrzymają długo! - krzyknął, mocno zapierając się nogami i naciskając ciałem na drzwi. Był gotów na przyjęcie pierwszego impetu…
 
Bardiel jest offline  
Stary 02-04-2021, 19:18   #156
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan - część II

Katia kiwnęła głową.
- W porządku - powiedziała. - Mamy Cesarza Mateusza oraz Cesarzową Agaty - powiedziała. - To para, z której skorzystam do przygotowania bazy zaklęcia. Dzięki temu będzie bardziej stabilne i Agata będzie miała większe szanse przeżycia. Zespolimy ją Kochankami Julii i mojego brata. To karta, która konsoliduje pary - powiedziała Ceyn. - Zadziałałaby również na Papieża i Papieżycę. Mamy jednak tylko tę drugą kartę i sama do niczego mi się nie przyda - mruknęła.
Zamknęła oczy, myśląc. Ciężko było skoncentrować się w tych warunkach, a najwyraźniej magia Satanistów wymagała również pewnej inteligencji. Trzeba było wiedzieć jak połączyć karty i co z nimi zrobić. Nie pomogło wcale to, że jeden z Ogarów uderzył prosto w drzwi.

Dlaczego uderzył akurat w nie? Czy w ogóle taki potwór rozumiał koncept drzwi? Raczej nie. Ale i tak próbował je sforsować. Jacek zastanowił się… i nagle to pojął. Przed chwilą zaparł się nogami i zaczął naciskać ciałem na drzwi. Planował je wzmocnić i rzeczywiście to uczynił. Jednak jego działanie miało również drugą, potencjalnie jeszcze ważniejszą funkcję. Wystawił się na zmysły ogarów. Może widziały w podczerwieni lub wyczuwały zapach… W każdym razie w tej chwili koncentrowały się na Jacku, który dosłownie przytulał jedną ze ścian domku. Wnet groźna gęba uderzyła w drewno, przebijając się na drugą stronę bez najmniejszego problemu… Miało to miejsce może dziesięć centymetrów na prawo od głowy Gołąbka. Ujrzał z bliska dziwną substancję, z jakiej zostały stworzone potwory. Nie przypominała nic, co Jacek wcześniej widział w swoim życiu. Przypominała nieco skonsolidowaną energię. Jednak nie taką buczącą i brzęczącą jak elektryczność, tylko bardziej martwą i zimną.

- Mamy Wisielca Alana - kontynuowała Katia. - To karta, wykorzystywana do zaklęć głównie jako avatar zastoju, braku działania. Może udałoby mi się nią zamrozić potwory. Ewentualnie skorzystać z Księżyca Aaliyi, używanego do tworzenia iluzji. Może udałoby się oszukać zmysły tych stworzeń. Musimy wybrać jedno z tych dwóch zaklęć. Użyję go tuż nad Agatą. Zebrana moc powinna rozbudzić Ortyszę i wydobyć ją na zewnątrz - powiedziała. - Więc Wisielec czy Księżyc? - zapytała. - Unieruchomienie czy iluzja?

Ciężko było stwierdzić, czy pytała siebie, czy może raczej zebranych dookoła ludzi. Bez wątpienia jednak zdawała się otwarta na sugestie. Spoglądała na okropną paszczę potwora, który próbował wedrzeć się do środka. Szkaradztwo wręcz hipnotyzowało swoją grozą.


Wiaderny gapił się szeroko otwartymi oczami na szczelinę w drzwiach, z bliska dojrzał oblicze bestii, zmroziło go, poczuł mdlący i obezwładniających strach. Ceyn zachowywała zimną krew, wydawała wręcz niewzruszona. Chłopak postanowił się skupić na niej, jej odwaga i jemu w jakiś sposób dodawała animuszu, skoncentrował się na tym co mówi Katia.
- Zdecydujmy razem – zwrócił się do Amandy i Jacka – Moim zdaniem iluzja to za duże ryzyko. Jeśli bestie mają wyostrzone zmysły zaklęcie może okazać się za słabe. Wybrałbym unieruchomienie o ile rzeczywiście moja karta ma taką samą wartość co karta Ali.
Wiaderny przypomniał sobie czego przed chwilą dokonał Gołąbek. Wiedział, że po zjedzeniu robala coś się w trójboiście zmieniło. Bestie potrafiły łamać drzewa, a mimo to jego kolega zapierając drzwi, wydawał się barykadą nie do przejścia. Jeśli istnieli ludzie potrafiący łamać prawa fizyki, to było oczywiste, że wśród nich znajduje się też ktoś taki jak Jacek. Homo superior. Ubermensch.
- Jacek, widziałem co zrobiłeś z tym Mołotowem. Co jeszcze potrafisz, jakie masz limity? Szybciej biegasz, masz żelazną kondycję?

- A bo ja wiem - wycedził przez zęby Jacek, cały czas mocując się z ogarem. Dopiero poznawał nowe możliwości i cała sytuacja pozostawała dla chłopaka nowością. Kiedy rzucił mołotową z nadludzką siłą i precyzją, był tym faktem nie mniej zaskoczony niż Alan.
- Macie jeszcze tą - dodał wyciągając z kieszeni dodatkową kartę Tarota i rzucając w stronę reszty. “Siła” wylądowała w pobliżu Katii. Wcześniej nie zamierzał oddawać karty, aby zrobić satanistce na złość. Teraz chciał żeby po prostu zrobiła wszystko, by ich uratować.

Na tym zakończył się udział Gołąbka w dyskusji. Nie miał głowy do zastanawiania się nad przedstawionymi opcjami, kiedy zębiska piekielnego ogara kłapały koło twarzy. Wtedy mógłby ją stracić dosłownie…
Prawica chłopaka sięgnęła do pasa. Wydobył siekierę. Uważnie zważył w dłoni trzonek narzędzia, po czym odsunął się nieznacznie. Wziął zamach i z całej siły uderzył w głowę bestii. Odkąd siedział w nim robal, Jacek nie miał najmniejszych problemów z uwalnianiem pokładów agresji. Pomimo strasznego oblicza adwersarza, czuł że wręcz pali się do konfrontacji. Miał wrażenie, jakby do tego właśnie został stworzony i przemieniony.
Amanda podskoczyła, kiedy pysk psa przebił się przez drewniane drzwi. Przycisnęła się mocniej do Alana, zerknęła na Jacka z wdzięcznością i chwyciła Agatę za rękę, jakby chciała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Właściwie, to była wdzięczna każdemu. Rzuciła jeszcze spojrzenie Julii i posłała niewielki uśmiech. Musieli trzymać się razem, choć jako jedyna w tej grupie czuła się nikim… Zwykłą doczepką, która miała farta tylko dlatego, że była ładna; mimo iż tak naprawdę, każda dziewczyna w chatce mogłaby spokojnie pokonać ją w konkursie piękności. Nie to jednak było teraz ważne.

- Katia, przykro mi, że masz tylko substytuty. I wiedziałam, że potrafisz wykrzesać z nich coś pożytecznego. Jesteś silniejsza niż czujesz, bo masz to w głowie - Amanda uśmiechnęła się słabo do satanistki. Miała wrażenie, że wiara we własne możliwości jest kluczem do tej magii. Pamiętała wściekłość i pewność siebie Katii, gdy poznały się po raz pierwszy. Była wtedy niezłomna, jakby uważała siebie za królową i władczynie całego wszechświata. Pewnie to uczucie dawało jej też moc - Unieruchomienie byłoby idealne, da nam czas - Blondynka podskoczyła do Ceyn aby przechwycić jedną ze szmat i na kolanach zaczęła ścierać podłogę, aby pomóc. Katia przecież miała ważniejsze rzeczy, niż to. Amanda mogła zająć się klapą technicznie i ją otworzyć. Tyle siły powinna jeszcze w sobie mieć.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 04-04-2021, 02:53   #157
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Jacek, Julia, Katia, Aaliyah, Alan, Amanda, Agata

Katia z zaskoczeniem spojrzała na Amandę.
– Dziękuję – powiedziała.
O dziwo była zdolna do wypowiedzenia tego słowa. Potem miał miejsce cud jeszcze większy i dziewczyna... uśmiechnęła się do Sabotowskiej. Lekko i z dużym zmęczeniem, jednak bez wątpienia Ceyn była niezwykle wdzięczna dziewczynie za pomoc.
– Bo widzisz... okropnie boli mnie ręką – powiedziała Katia. – I jest nie do końca sprawna. Miałam za mało siły, kiedy ją regenerowałam i chyba spieprzyłam to po części. Boję się... że tak już zostanie – mruknęła.
Podniosła dłoń i spojrzała na nią z konsternacją. Prostowała i zginała palce, jednak nie wszystkie były posłuszne. Niektóre wydawały się wolniejsze od pozostałych, a jeden w ogóle się nie poruszał. Amanda również ujrzała linię na nadgarstku satanistki, która przypominała zabliźniona ranę.
– Myślałam, że jesteś księżniczką, która boi się zabrudzić – powiedziała Ceyn. – Ale zdaje się, że to tylko Julia – mruknęła.

Najwyraźniej nie potrafiła powstrzymać się w pełni od uszczypliwości. Wstała i wytarła dłonie o materiał spodni. Wtedy też przyjęła kartę Siły od Jacka. Zdawała się z niej zadowolona. Następnie wyselekcjonowała odpowiednią kombinację i chwyciła je pomiędzy dwiema dłoniami. Zamknęła oczy. Wpierw nic się nie działo, ale po chwili w pomieszczeniu zaczęła nawarstwiać się dziwna aura, przywołująca na myśl morowe, cmentarne powietrze, świeżo cięte kwiaty oraz siarkę. Końcówki włosów Katii zaczęły nieznacznie lewitować, kiedy satanistka koncentrowała się.

Niemowlę ryczało bez przerwy, do czego – o dziwo – szło się przyzwyczaić. To zresztą było najmniejszym problemem ich wszystkich. Wszystkich, nie licząc Julii, która przejęła dziecko od Amandy, kiedy ta pomagała usunąć szlam z podłogi. Ulyanova zamknęła oczy i załkała. Stała w kącie, mocno trzymając dziewczynkę. Cała dygotała ze strachu.
– Potwory... proszę, odejdźcie... – mamrotała pod nosem. – Odejdźcie, odejdźcie, odejdźcie...
Kiedy kolejny łeb przebił się przez drzwi, Rosjanka przesunęła wzrok na straszną istotę... Wszystkie mięśnie jej ciała drżały. Nogi się pod nią ugięły i upadła na cuchnącą podłogę, jednak nie upuściła dziecka. Skuliła się w sobie i zaczęła ryczeć. Wrzeszczała z całych sił.



Katia zdekoncentrowała się i aura rozproszyła się. Spojrzała na Julię z nienawiścią... ale również ze strachem. Jej gniew brał się z paniki, która zaczęła wzrastać w niej.
– Robisz konkurs z bachorem, kto mocniej drze japę? – warknęła. – Ja... nie skoncentruję się przy tobie... Ja... ja nie dam rady...
Julia kręciła głową na wszystkie strony.
– Wszyscy zginiemy! Zginiemy...!
Jakby dla potwierdzenia jej słów trzeci łeb przebił się przez drzwi przytrzymywane przez Jacka. Wtedy też Ulyanova wygięła się w łuk i pisnęła jeszcze głośniej niż przedtem. Jej oczy zaszły bielmem.
– Ja... nie widzę...! Straciłam wzrok! – łkała. - Ya slepoy! Bozhe moy, ya poteryal zreniye! Ya nichego ne vizhu!

Agata przeniosła wzrok na Alana. Nie musiała nic mówić. W tej sprawie rozumieli się bez słów. Sytuacja była fatalna. Choć jeszcze nie kompletnie... wciąż pokładali nadzieję w Jacku i może Katii.

I like it when you take control
Even if you know that you don't
Own me, I'll let you play the role
I'll be your animal

I’m the bad guy


[media]http://www.youtube.com/watch?v=4-TbQnONe_w[/media]

Tymczasem Jacek wbił siekierę w łeb pierwszego potwora. Czuł energię płynącą w ciele. Nigdy wcześniej nie doświadczył niczego podobnego. Opanował go dreszcz, przyjemne podniecenie płynące z walki. Może to Gołąbek się cieszył. Albo raczej Czerw w nim. Spojrzał z satysfakcją, jak ostrze przecięło na wylot czaszkę i wszystkie struktury znajdujące się poniżej. Rozwalił łeb ogara na dwie części!

Tyle że... obie nadal się poruszały. Wcale nie zabił istoty. Wtedy też drugi i trzeci łeb pojawiły się po lewej stronie Jacka, próbując go dosięgnąć. Nadciągały prosto na niego... i czas jakby zwolnił.

Wszystko działo się w milisekundach.

Gołąbek przerzucił siekierę do drugiej ręki i przeciął nim czerep ogara znajdującego się niżej. To chwilowo zneutralizowało jego atak. Tyle że paszcza kolejnego wciąż nadciągała w jego stronę. Celowała prosto w twarz Jacka. Czy mógłby przeżyć ten cios? Czy Czerw mógłby zregenerować go po czymś takim? Najwyraźniej robal również zastanawiał się nad tym, gdyż wtem... chłopak poczuł ogromne nudności i wnet jego usta szeroko rozwarły się pod naporem niespodziewanej masy. Spomiędzy jego ust wysunął się Czerw. Był błyskawiczny niczym żądło Skorpiona. Rozwarł swoją paszczę szeroko... szerzej, niż pozwalały na to prawa fizyki, po czym pochłonął łeb ogara. Zacisnął się na nim tak mocno, że szyja piekielnej istoty pękła, a jej ciało padło martwe. Czerw wsunął się w Jacka równie szybko, miażdżąc mu przy tym połowę twarzy i szyję, jednak te części Gołąbka momentalnie zaczęły się regenerować.

Zabił jednego. Ale jakim kosztem...
Myśli Jacka zostały zepchnięte na dalszy plan. Jeszcze przez chwilę próbował walczyć, ale bezskutecznie. Kontrolę przejął Czerw. A ten chciał jedynie mordować. Wszystkich bez wyjątku. A w pierwszej kolejności... najsłabsze ofiary.
Gołąbek... czy może raczej jego ciało... obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. W pierwszej kolejności spojrzał na źródło największego hałasu – piękną Rosjankę.
– Straciłam wzrok! – wrzeszczała Ulyanova. – Ya nichego ne vizhu! – powtarzała wciąż podobne kwestie.

Agata pokręciła głową. Nawet nie wiadomo kiedy chwyciła dłoń Alana, aby dodać sobie otuchy. Zamknęła oczy.
– Wyjdź, Ortyszo! – krzyknęła. – Zaklinam cię! Pomóż mi, błagam! Uratuj mnie! Uratuj nas! Ortyszo! Szatanie! Lucyferze! Wzywam wszystkich demonów i wszystkich aniołów, pomóżcie! – załkała.
Alan poczuł, jak jej paznokcie wbijały się w skórę jego dłoni... aż do krwi. Aż wnet puściły. Nikt nie odpowiedział na wezwanie Agaty. Spojrzała na Wiadernego.
– Jesteśmy bezużyteczni. I zaraz zginiemy – jęknęła.

Tymczasem Amanda skończyła usuwać ciężki szlam. Był lepki i ciągnący się niczym klej. Poza tym okropnie śmierdział. Wręcz odurzał, kiedy wdychało się go zbyt długo. Dziewczyna miała nadzieję, że teraz klapa się otworzy, choć na pierwszy rzut oka wydawała się kompletnie zalepiona. Chwyciła metalowe koło i zaczęła ciągnąć. Zaparła się z całych sił. Ale... była za słaba. Katia przysunęła się do niej i spojrzała na zejście na dół. Chciała pomóc Amandzie, ale nie było miejsca, żeby chwycić gdzie indziej.
– Kurwa! – Ceyn jęknęła nieco płaczliwie. – Nie mogę tak umrzeć...
Zerknęła na drzwi, które zostały kompletnie zniszczone przez ogary. A także na Jacka, który skoczył w stronę miotającej się z dzieckiem Julii. Bez wątpienia miał bardzo złe zamiary.

Katia zareagowała błyskawicznie. Chwyciła kartę Jacka i przywaliła nią w czoło Amandy. Docisnęła Siłę do czerepu Sabotowskiej. Następnie Ceyn obróciła się w stronę Gołąbka, nie tracąc kontaktu z Kucykiem. Wysunęła w jego stronę drugą rękę ze złączonym drugim i trzecim palcem.
– Siła – szepnęła.
Wnet Gołąbek zwalił się na podłogę w trakcie skoku. Poczuł, jak energia go kompletnie opuszcza. Nagle i niespodziewanie. Jak gdyby ktoś zakręcił kurek, wyłączył przełącznik, zablokował dostawę gazu i prądu. Katia przesunęła to wszystko w stronę Amandy. Sabotowska poderwała zalepioną klapę, jak gdyby była lekkim piórkiem.

Z nosa satanistki polała się krew. Opadła wyczerpana na kolana, choć wciąż przytomna. Wnet zaklęcie zostało przerwane, a Amanda poczuła, jak nagle osłabła. Co więcej, mięśnie jej ramion piekły żywym ogniem. Były kompletnie nieprzygotowane na tak ogromny wysiłek. Mimo to Sabotowska myślała o czymś innym.

Piwnica... w niej było... coś ważnego.


Poczuła to z dziwną pewnością. Wręcz nadnaturalnym przeświadczeniem. Jednak podziemia tonęły w ciemnościach i nie widziała, co się w nich znajdowało. Można było zejść na dół po schodach wykutych wpierw w cemencie, a następnie w kamieniu, choć przydałoby się też jakieś źródło światła.
Amanda mogła ruszyć tam na dół od razu... Lub zostać, aby pomóc również Katii w przemieszczeniu się na dół. Sama zdawała się zbyt słaba do najmniejszego ruchu. Klęczała, wpatrując się w podłogę, na którą skapywała krew z jej twarzy. Problem był taki, że przejście nie było zbyt szerokie i przesuwanie Katii na pewno zajmie dużo czasu. A na dodatek Sabotowską piekły ramiona od nadludzkiego wysiłku. Co więc powinna uczynić?

– Alan, co robimy!? – krzyknęła Agata.
Mogli pomóc Julii i dziecku, albo ruszyć w stronę klapy, choć byłoby to wyrokiem śmierci dla ślepej Rosjanki. Jacek wstawał, gotowy do następnego ataku... a niedaleko znajdowały się również ogary, choć te zdawały się dużo bardziej czujne po śmierci jednego z nich. Jeszcze nie skakały na nich, ale to było kwestią czasu...
 
Ombrose jest offline  
Stary 05-04-2021, 11:57   #158
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Dziewczyna nie dowierzała zawrotnej prędkości z jaką wydarzenia miały miejsce. Ale sama potrafiła się do tego dostosować.
- Ty chodź!! Zejdź z mostu!! - krzyknęła w stronę czarownicy, zachęcając ją machnięciem ręki i cofając się zdecydowanie do tyłu.
Most zaraz spłonie i przebywanie na nim było nierozważne. Maja wolała nie komentować ani latającej miotły, ani wyboru miejsca na lądowanie - zarówno pochwały jak i uwagi mogły poczekać aż będzie na to czas. Obecnie obie musiały uciec przed pożarem i to szybko, bo most zapalił się jakby był polany benzyną! Zapewne była to krew biednego feniksa, a to oznaczało, że było mało czasu na to aby uratować Łukasza.
- Chodź!! Leć!! Szybko!! - krzyczała do czarownicy, samej zmierzając w stronę karetki.

Dziewczyna spojrzała na Krawiec. Otworzyła usta i je po chwili zamknęła.
- Nie widzisz tego zjebanego stwora?! - krzyknęła. - On nas zabije, jak zbliżymy się do niego!
Rzeczywiście, Feniks wyglądał groźnie. A to, że został zraniony… tak właściwie tylko dodawało mu złowieszczej aury. Powszechnie było wiadomo, że najwścieklej walczą zranione zwierzęta. Ciężko było nazwać ognistego ptaka zwierzęciem, jednak ta prawda po części odnosiłaby się również do ludzi. Feniks mógł być czymś znacznie więcej… ale w tej chwili po prostu kwilił i miotał się w swoim bólu. Przebłyski błękitnego światła z jego piersi zdawały się promieniować zimną grozą.
- On… on wybuchnie - cicho szepnęła dziewczyna z miotłą. - Chodź do mnie! Razem przeżyjemy. Ale musisz mi zaufać!

Biedne zranione stworzenie, przeciwko któremu obrócił się jego własny mechanizm obronny. Obcy miał stężony kwas zamiast krwi, a feniks buchał ogniami. Kto go zranił i dlaczego? Niestety nie byli w stanie mu pomóc, a teraz stanowił on dla nich nie lada zagrożenie. Nie tylko rozprzestrzeniał ogień, ale faktycznie wyglądał niestabilnie. Maja nie wiedziała czy podejście do ognistego ptaka faktycznie wywoła detonacje, ale bezpieczniej było tego nie sprawdzać. Jednocześnie, nie mogła ot tak zostawić Łukasza.
- W karetce jest chłopak! - rzuciła w stronę dziewczyny z latającą miotłą. Szkoda, że nie zaczekał on piętnastu sekund z odpaleniem wizji, bo byłaby przy nim.
- Łukasz!! Łukasz!! - krzyknęła w stronę pojazdu, nie ruszając się jednak z miejsca.
Ogień się rozprzestrzeniał i przysłaniał jej widok, ale dostrzegła ruch w karetce, oznaczający że Łukasz odzyskał przytomność. No, przynajmniej tyle! Ale Feliks i Adam zniknęli z pola widzenia.
- Czy miotła udźwignie nas obie?! - spytała czarownicy, gdyż sama nie znała się na quiddichu. Oczywiście zawsze mogła jeszcze wskoczyć do wody, gdzie będzie bezpieczna przed ogniem, ale bezpieczniej było chyba odlecieć.

- Tak, oczywiście, że tak! - krzyknęła nieznajoma.
Ścisnęła swoje lewe kolano. Chyba nadwyrężyła sobie staw w trakcie lądowania. Było wygięte pod nieco nienaturalnym kątem. To tłumaczyło, dlaczego prosiła Maję, aby ta podeszła do niej i sama do niej nie biegła. Jej ciało na to nie pozwalało.
- To magiczna miotła, a ty jesteś lekka. Jak ja - powtórzyła. - No dalej! Czas nam się kończy!

Maja odwróciła się w stronę Łukasza i poczuła ulgę gdy dostrzegła, że ten był już całkiem przytomny i żwawo ratował skórę. Niestety dziewczyna zorientowała się też, że teraz to ona musi się ewakuować, bo faktycznie zaczynało się robić gorąco. Ileż to się wydarzyło w te kilkanaście sekund! A ogień rozprzestrzeniał się z każdą kolejną.
Maja czym prędzej ruszyła w stronę czarownicy. Nie ufała jej do końca i póki co nie miała powodu zmieniać zdania, ale w tym momencie nie miała innego wyboru.
- Leć tam! To pogadamy! W karetce są leki na nogę! - rzuciła głośno Maja, wskazując łukiem trasę prowadzącą do ambulansu i Łukasza. Tak naprawdę nie miała na myśli faktycznych "leków na nogę", ale ogólnie pojęte środki medyczne które powinny pomóc - tylko brak czasu skłonił ją do użycia skrótu myślowego.
Latanie na miotle było aktywnością wręcz niemożliwą do zrealizowania, znaną tylko z filmów. Maja jednak chciała jej doświadczyć, skoro faktycznie była taka opcja. Jednak po tym wszystkim od razu postanowiła, że jeśli czarownica nie poleci we wskazanym kierunku, to będzie musiała skoczyć z miotły do rzeki... miała jednak nadzieję, że to nie będzie konieczne.
 
Mekow jest offline  
Stary 05-04-2021, 22:41   #159
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
He came riding fast like a phoenix out of fire flames
He came dressed in black with a cross bearing my name
He came bathed in light and the splendour and glory
I can't believe what the lord has finally sent me


[media]http://www.youtube.com/watch?v=Mheqf_pVrYo[/media]


Eris, Feliks

Błękitka poruszała się dookoła ciała Eris. Krążyła ósemki wokół jej głowy, potem przelatywała w stronę Feliksa. Okrążała jego ciało i trafiała z powrotem w stronę wróżki. Przypominała nieco podekscytowanego psa, który nie mógł doczekać się spaceru. Niestety w jej przypadku nie mógł być zbyt daleki.
„Jaka szkoda, że nie mogę oddalać się zbyt daleko od Łupawy lub Gardna. Jestem związana z tymi cudami natury”, wzdychał wodny duch. „Jednak jak dopełnimy rytuału, wtedy cząstka mnie pozostanie w tobie, Eris. A wraz ze mną część moich mocy. Będziemy mogły zwiedzić razem cały świat! Moje jezioro jest piękne, ale zawsze ciekawiły mnie Piramidy. Czy to prawda, że jest tam... sucho?”
Ostatnie słowo wypowiedziała dość nieśmiało. Jak gdyby mówiła o rzeczach grzesznych i niedozwolonych. No cóż, być może duch jeziora czuł dziwną ekscytację na myśl o piaskach pustyni.

Eris już miała odpowiedzieć Błękitce, ale przerwał jej Feliks. Położył dłoń na ramieniu siostry. Wcale się nie uśmiechał. Co dziwne, bo przecież powinien być zachwycony tym, że został tuż przed chwilą uleczony.
– Eris... boję się – szepnął. – Rozejrzyj się.
Mooinjer Veggey tak też uczyniła. Zamrugała powoli oczami. Nad mostem zaczęły gromadzić się duchy smutku, śmierci, zniszczenia i rozkładu. To były paskudne, czarne, wijące się węże, morowe podmuchy. Normalni ludzie nie mogli ich dostrzec, jednak Eris i Feliks byli czymś więcej. A w każdym razie czymś innym.
– Coś złego nadchodzi – szepnął Trzebiński.

Z każdą sekundą czarnych mar było coraz więcej.


Łukasz

Łukasz był niczym bohater. Ogień rozprzestrzeniał się, a on mimo to postanowił raz jeszcze wtargnąć do karetki. Szukał gaśnicy. Rozejrzał się dookoła. Ten pojazd przydał im się już nie jeden raz. Nie tylko służył do przemieszczania się, ale również posiadał wiele przydatnych przedmiotów. Wyposażenie nie ograniczało się jedynie do gablot i toreb wypełnionych środkami medycznymi. Znajdowała się tu również upragniona gaśnica. Zieliński prędko wyszarpnął ją z drucianych umocowań. Następnie spojrzał na obiekt.

To była gaśnica... ale tylko jedna. Czyż nie potrzebowali całego szwadronu straży pożarnej i rur, z których strzelała woda? Czy jeden miotacz pianki naprawdę wystarczy? Łukasz uznał, że na pewno nie zagasi tym wszystkiego, ale przecież nie musiał. Musiał tylko wyczyścić z płomieni korytarz z boku Feniksa.

Ten, który prowadził na most.
Prowadził do Mai.


Maja, Nadia

He said dance for me, fanciulla gentil
He said laugh a while, I can make your heart feel
He said fly with me, touch the face of the true god
And then cry with joy at the depth of my love

Dziewczyna na miotle uśmiechnęła się do Krawiec.
– Jak dobrze, że jesteś – powiedziała. – Myślałam, że jednak nie zdecydujesz się na to.

Włosy czarnowłosej powiewały na wietrze. Tuż nad nią świeciła blada, okrągła tarcza księżyca. Jego blask padał na idealną cerę nieznajomej, nadając przedziwnego charakteru jej postaci. Wyglądała zarazem bardzo tajemniczo, mistycznie, jak i niezdrowo. Jej oczy błyszczały niczym dwa szlachetne kamienie. Maja dostrzegała w nich migoczące, czerwone płomienie palącego się mostu, pomiędzy którymi mieniły się błękitne odcienie Feniksa.

– Majka! Maja! Zwiewaj z tego mostu! – w tle rozległ się krzyk Łukasza.
Krawiec obróciła się w stronę chłopaka. Jej krótkie, marchewkowe włosy przecięły nocne podmuchy powietrza, w których skrzyły się iskry oraz drobinki popiołów. Wnet poczuła silny, zdecydowany uchwyt na swoim ciele. Wargi kruczowłosej dziewczyny musnęły płatek jej ucha. Maja poczuła, jak czubek języka przesuwa się po płatku jej ucha.
– Przykro mi, że muszę to zrobić – wyszeptała czarownica. – Jednakże... Lepiej ty giń, niż ja – mruknęła.
Jej słowa nie wyrażały skruchy. Było w nich coś uwodzicielskiego, co kompletnie nie pasowało do sytuacji. Nieznajoma chwyciła jej pierś i mocno ścisnęła. Chyba jednak nie ta część ciała była prawdziwym celem, gdyż wnet przesunęła dłoń niżej. Wsunęła palce pod bandaże pieczołowicie umieszczone przez Łukasza.

Następnie z całych sił wsunęła dwa palce w ranę w ciele Krawiec.


Eris, Feliks

Feliks obrócił się w stronę mostu, kiedy rozległ się głośny krzyk Mai.
– Nie! – wymamrotał Trzebiński. – NIE! – powtórzył.
Ruszył kilka kroków w stronę Krawiec... Ale znajdował się na brzegu rzeki. Musiałby skoczyć kilka metrów wzwyż, aby dostać się na most i pomóc koleżance z klasy. Czuł bezsilność.
– Po co mi wolność? – wymamrotał. – Po co zrzekłem się tytułu się księcia, skoro zamieniłem go na niemoc – załkał.

Obrócił się w stronę swojej siostry.
– Pomóż jej! – poprosił. – Wylecz jej rany! Zrób... zrób coś...!

Ale Eris wiedziała, że nie mogła nic zrobić. Nawet gdyby umiejętności leczenia Błękitki sięgały tak daleko, to nie mogłyby przebić się przez tak szczelny kokon duchów śmierci, rozkładu i zepsucia, który otoczył nagle Krawiec. Feliks o tym wiedział, a jednak powtarzał ciągle to samo.
- Eris, zrób coś! Zaklinam cię!


Łukasz

Łukasz był w stanie stworzyć dla Mai drogę. Musiała jedynie chcieć z niej skorzystać. Wybiegł na zewnątrz karetki i odkręcił zawór. Płomienie tak rozrosły się, że nie był w stanie dostrzec, co działo się z koleżanką z klasy. Zaczął pokrywać bielą drogę. O dziwo to działało. Ogień magicznego ptaka wcale nie była aż tak gorący, jak mogło wydawać się w pierwszej chwili. Może słabł wraz z siłami stworzenia.

Wtem jednak nagle niebo przecięła błyskawica. Uderzyła prosto w magiczną istotę... czerwone płomienie prędko zmieniły kolor na błękitny. Feniks cicho zakwilił, po czym wybuchł. Był stworzeniem zrodzonym z duchowej energii i właśnie ona eksplodowała. Łukasza owiał niebieski żar. Przypiekł jego ubrania oraz włosy. W niektórych miejscach zaczęły płonąć. Zdołał podnieść ramię, osłaniając nim twarz. Mimo to impet był przytłaczający. Posłał chłopaka kilka metrów dalej. Boleśnie zarył o drogę, wypuszczając z dłoni gaśnicę.


Maja, Nadia

Cause I've prayed days, I've prayed nights
For the lord just to send me home some sign
I've looked long, I've looked far
To bring peace to my black and empty heart

Czarownica penetrowała ranę w jej boku. Czy to sprawiało jej jakąś chorą rozkosz? Czerpała z tego przyjemność? A może było to częścią rytuału? Horror chwili zintensyfikował się, kiedy Maja zrozumiała... iż w istocie stała się elementem jakiegoś zaklęcia.
– Mam na imię Nadia Ceyn – powiedziała młoda wiedźma. – Chociaż tyle jestem winna. Powinnaś wiedzieć, kogo przyjdzie ci dręczyć zza grobu.

Dziewczyna wsunęła palce między wargi i oblizała krew Mai. Drugą ręką wyjęła talię Tarota i ruszyła nią w stronę chmur. Te zaczęły nawarstwiać się. Kłębiły się w czerni tak długo, aż wyprodukowały pojedynczą błyskawicę, która trafiła w truchło umierającego Feniksa. Ten zaskowyczał raz jeszcze, po czym wybuchł w eksplozji płomieni i błękitnego blasku.

Krawiec tymczasem poczuła, jak cała energia opuściła ją. Najpewniej to ona została przekształcona w potężne uderzenie błyskawicy, które zabiło magicznego ptaka. Maja była zbyt słaba, żeby się poruszać. Zbyt słaba, żeby myśleć.

Zbyt słaba, żeby żyć.

Nadia chwyciła ją mocno za włosy, po czym wpiła się wargami w usta Krawiec. Wsunęła język między jej wargi, składając na nich pocałunek śmierci. Następnie oderwała ją od siebie i popchnęła na barierkę mostu.
– Nie moja wina, że jesteś dziewicą – powiedziała Nadia. – Dziewice są ofiarami równie dobrymi, co noworodki. Niebiosa mi cię zesłały. A może raczej mój dobry pan ojciec, Lucyfer. Teraz żegnaj. Dziękuję ci za twoją posługę.

Maja wypadła na drugą stronę, zbyt słaba, aby krzyczeć.




Łukasz

W płomieniach było coś osobliwego.

To jak żyły. To jak tańczyły. Jak skrzyły się. Zdawały się kompletnie nie pasować do wymiaru żyjących, w których wszystko zdawało się takie materialne i stałe. Przypominały jedyną paranormalną cząstkę, która była tak wszechobecna i rozpowszechniona, że ludzie zapomnieli, iż faktycznie stanowi uosobienie magii. Na lekcjach chemii kazano nawet rozrysowywać równanie utleniania się materii. Węgiel w połączeniu z tlenem sprawiał, że tworzył się dwutlenek węgla. Wiązania kowalencyjne ulegały zniszczeniu, w wyniku czego uwalniała się energia. Gdyby człowiek był w stanie, spróbowałby opisać matematyką nawet samego Boga.

A Łukasz dostrzegł Boga w płomieniach.
Może nie chrześcijańskiego, ale na pewno jakiegoś.
Nieznana istota wyższa czaiła się w żarze.
Mówiła do Zielińskiego. Mamiła go. Przekonywała do siebie. Łukasz rozglądał się dookoła. Patrzył na rozrastające się płomienie i w każdym z nich widział słowa. Obrazy. Wizje. Nie potrafiłby ich wszystkich spamiętać.

Jednak to, jak wybrzmiewały w żarze... to go pochłaniało. Prawie bez końca.

Łukasz oszalał.
Tylko czy w jego szaleństwie mogła czaić się metoda?




Eris, Maja, Feliks

My love will stay till the riverbed run dry
And my love lasts long as the sunshine blue sky
I love him longer as each damn day goes
The man is gone and heaven only knows

Feliks patrzył, jak Maja upada. Jej ciało bez energii. Jej ciało bez życia.

Dziewczyna roztrzaskała się o powolny nurt Łupawy. Woda zdawała się kompletnie bezlitosna, tak szybko pochłaniając ciało Krawiec. Jakby była jej wygłodniała. Chciała jej dla siebie. Kochała ją. Podobno wszelkie życie wywodziło się z morza. Czy to znaczyło, że miało prawo również je odbierać? Łupawa jeszcze przez chwilę poruszała się, po czym miała trafić do Bałtyku. Ciągnąc za sobą truchło Mai.

– Nie! – krzyknął Feliks. – Nie pozwalam!
Skoczył i zanurkował w rzece. Po chwili wynurzył się z ciałem pięknej dziewczyny. Jednak piękno ma to do siebie, że przemija. I w przypadku Krawiec miało przeminąć przedwcześnie. Z drugiej strony Maja miała nigdy nie zestarzeć się, nie posmakować chorób. Czyż nie lepiej było odejść w takiej chwili?

Feliks uważał, że nie.
– Proszę, wróć! – jęknął. – Wróć!
Tulił do siebie ciało Mai, które robiło się coraz zimniejsze z każdą sekundą. Odgarnął jej włosy, jak gdyby miało to pomóc. Poruszał nogami, próbując utrzymać ich na powierzchni... ale Krawiec mu w tym nie pomagała. Do cholery!!!

Eris natomiast spoglądała, jak te wszystkie duchy cierpienia, smutki i zgnilizny, które tak długo kłębiły się na moście, zaczęły uderzać w Feliksa. Wnikały w jego ciało. Jeden za drugim. Trzebiński nieświadomie zapraszał je do swojego wnętrza. To mogło mieć bardzo poważne konsekwencje...

 
Ombrose jest offline  
Stary 05-04-2021, 23:53   #160
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Błękitko przyjaciółko! Proszę cię osłoń mojego brata przed tymi wstrętnymi duchami! Obiecuje ci przysięgam na mój honor, że gdy tylko to głupie obrzydliwe ciało, które zajmuje odpocznie dopełnię rytuału i znajdę sposób na zwiedzenie świata śmiertelnych. Cząstka, która powędruje ze mną zwiedzi wszystkie pustynie i upalne miejsca, do jakich dam radę dotrzeć! - Przysięgła Duchowi nie chciała żeby ta poczuła się wykorzystywana ich sojusz był kruchy a Eris potrzebowała od niej jeszcze wielu rzeczy.

- Nie po to do ciebie wróciłam Feliksie żebyś odrzucał swoje życie dla kolejnej dziewczyny! Chcesz siły to ją weź! Skoro Tytania odebrała ci moc paktów znajdź sobie nowe bóstwo i zemścij się na tej kurwie latającej na miotle, która zabiła Maje! WKURW SIĘ DO CHOLERY JASNEJ! JESTEŚ JEBANYM RYCERZEM! ZDOBĘDZIEMY MOC I ZEMSTĘ - Potrzebowała żeby Felek wybrał inną emocje, aby odpędzić te duchy.

Tak naprawdę wróżka miała głęboko w dupie Majkę oraz wszystkie inne dzieciaki z klasy jak i cały ten świat śmiertelnych! Nienawidziła ludzkości za to całe cierpienie, które przeżyła dla paru dzieciaków wydawało jej się głupie i bezwartościowe...

Aby odwrócić uwagę duchów zaczęła śpiewać mrocznie radosną piosenkę teraz, gdy życie Feliksa było zagrożone ponownie odezwał się w jej głowie Adam, który z jednej strony wył z wściekłości, że Feliks jedyną osoba, którą miała chronić za cenę jego cierpienia znów jest w niebezpieczeństwie z drugiej cieszył się, że konkurentka do serca dilera właśnie zmarła. Wciąż był wstrętnym Potworem nie miał nad nią władzy, ale podpowiedział jej piosenkę oraz kroki zaczęła tańczyć walca naokoło Feliksa potem spróbowała chwycić jego dłonie oderwać go od zmarłej i wyciągnąć z rzeki.
Zaczęła śpiewać obie partie chwilę zajęło jej zorientowanie się, o czym jest pieśń:

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5aQ_uEEMPqE[/MEDIA]

„WYBRAŁEŚ PIOSENKĘ O KANIBALIZMIE?! Serio?!
” – Krzyknęła w myślach.
Odpowiedział jej przepełniony szaleństwem rechot torturowanej duszy.
Lecz nie to było teraz ważne pieśń była radosna mimo swej mrocznej i obrzydliwej treści a ona potrzebowała ocalić brata przed jego własną głupotą i odpędzić te mocą pieśni.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 08-04-2021 o 18:59. Powód: edycja po zwróceniu uwagi przez MG że nie zrozumiałem sceny
Brilchan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172