Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2021, 17:32   #154
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan - część I

Amanda z niemałym szokiem patrzyła na Katię. Wzrok jej latał między nią, Julią, a Agatą, która również do rozmowy się wtrąciła. Potwory biegły w ich stronę, a te się nadzierały jak poparzone. Blondynka nienawidziła Katii, choć starannie to ukrywała. Miała wiele powodów do braku sympatii, zaczynając od tego, że ta szmata zabiła Mateusza; osobę, która tak naprawdę niczym nie zawiniła, nawet nie był świadomy tego co się tu odpierdala. Reasumując więc: Katia była nieobliczalna i niespełna rozumu. Sama nad sobą nie potrafiła zapanować, więc i tak cud, że panowała nad jakimikolwiek mocami.
- Nie rozkazuj mi i nie rób ultimatum - Sabotowska podniosła głos o jeden ton i zadarła łepek w górę, aby sprawić wrażenie bycia ważniejszą, silniejszą i ogólnie lepszą. - Nie zeżresz żadnego bachora, puść Julię albo ci wywalę liścia i nawet nie zdążysz tknąć jej dziecka. A potem cię popchnę na pożarcie i zyskamy czas, właśnie w ten sposób - rozkazujący ton głosu blondynki stał się jeszcze bardziej pewny swego, zaś cała postawa Amandy emanowała aż nienaturalnym, lekko przerażającym spokojem. Nastolatka wyjęła zza pazuchy trzy karty; Alana, swoją i Ali.
- Mam te karty. Moja jest naładowana, Alana niewiele, za to ta trzecia, to karta tego gówniaka, co go trzymam. Jeśli dobrze rozumiem, to popierdalała w przestworzach jako feniks zrodzony z popiołów, więc pewnie ma w chuj mocy. Postaraj się, aby ci to wystarczyło i korzystaj mądrze. Nie walcz ze mną, tylko się skup. - następnie Amanda spojrzała na Agatę.
- A ty się postaraj przeżyć, jeśli naprawdę chcesz dołączyć do tej obrony. Chcę żebyś żyła, więc proszę - po tych słowach blondyna spojrzała na Alana
- Wymyśliłeś już coś? - rzuciła jakby zniecierpliwiona. Nie liczyła na świeży umysł nikogo innego oprócz ukochanego. Ufała Wiadernemu, miała wrażenie, że jako jedyny potrafi myśleć w stresujących sytuacjach.

Alan po raz pierwszy w końcu ujrzał monstra na własne oczy. Opowieść Agaty nie oddawała tego jak obrzydliwie, karykaturalnie i złowieszczo wyglądały. Maszyny do zabijania. Groźniejsze niż każdy jeden gatunek drapieżnika na Ziemi, włącznie z ludźmi, nieważne czy uzbrojonymi w karabiny czy magię.
Wielkie Ponad.
Otrząsnął się przysłuchując szybkiej wymianie zdań między Katią a Amandą. Miał już skoczyć między nimi i stanąć w obronie swojej dziewczyny, ale Amanda świetnie sobie poradziła, nie dała sobie wejść na głowę psychopatce. Na pytanie ukochanej skinął głową i zwrócił do czarownicy.
- W chatce jest piwnica!? Te stwory są za szybkie, nie zdążymy przed nimi uciec, nie damy rady się bronić na otwartej przestrzeni. Musimy się schować i kupić sobie więcej czasu. Uwolnisz Ortyszę a potem odprawisz rytuał i zdobędziesz moc. Kiedy bestie nas znajdą bronimy się w wąskim gardle.
Alan nie miał czasu przedstawiać wszystkich swoich pomysłów, łącznie z tym by Ceyn odesłała go z powrotem do Lucyfera. Każda sekunda zbliżała ich do zguby. Wziął Amandę za dłoń, już nie przejmował się obecnością Katii.
- Damy radę skarbie. Kocham cię - wyszeptał.

Tymczasem wzrok Jacka skoncentrował się na nadciągającym zagrożeniu. Na całe szczęście po raz kolejny wykazywał się opanowaniem. Pomimo straszliwego wyglądu stworzeń, nie zamarł w bezruchu, ani nie dostał nóg z galarety. Błyskawicznie podbiegł do chatki, gdzie pod ścianą zostawił przygotowane butelki. Wbił widły w ziemię, po czym chwycił za pierwszy koktajl. Podpalając szmatkę, słyszał kłótnie pozostałych członków drużyny. Fatalny moment… Nie mieli dość czasu nawet na zgodne działania, cóż dopiero na swary. Gołąbek nie rejestrował nawet o czym tak perorują - zupełnie tak, jakby odłączył tę część mózgu i skoncentrował się wyłącznie na ofierze. A raczej drapieżniku...

- UCIEKAĆ!!! JUŻ!!! DO CHATY!!! - ryknął trójboista niczym ranny lew. Gdy tylko nasączony materiał zajął się ogniem, wziął szeroki zamach i cisnął mołotową w nadciągającą grupę bestii. Miał nadzieję, że zdąży jeszcze rzucić na tyle daleko, aby chata nie zajęła się ogniem. Przy odrobinie szczęścia uda się stworzyć barierę ognia, która może dać im chociaż dodatkowe trzy sekundy. Gdy tylko wypuścił z rąk butelkę, podbiegł znów do chaty. Nie był jeszcze pewny czy powinien chwytać za kolejną czy też za widły. Spojrzał w stronę nadciągających ogarów.
Alan spojrzał w kierunku lasu skąd nadbiegały stwory, usłyszał krzyk Jacka.
- Ceyn, Agata, Julka, do chatki! - krzyknął a potem wciąż trzymając blondynkę za rękę ruszył w kierunku budynku.
 
Arthur Fleck jest offline