Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2021, 19:01   #155
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Amanda, Jacek, Alan - część II

Wszyscy biegli w stronę chatki.
Tak samo, jak wszyscy zatrzymali się na moment, kiedy Jacek rzucił koktajlem Mołotowa.
To był niezwykle zaskakujący widok. Gołąbek był zawsze silnym facetem. Trenował trójbój i potrafiłby rzucać na znaczne odległości nawet przed przyjęciem w siebie Czerwia. Jednak dopiero teraz był świadkiem jakichkolwiek pozytywnych skutków asymilacji symbionta. Butelka nie pofrunęła w stronę ogarów. Ona została wystrzelona. Przebyły dystans kilkudziesięciu metrów w ułamku sekundy i roztrzaskała się o szybującego w powietrzu potwora. Tego, który znajdował się najbliżej chatki. Trafiła perfekcyjnie, co znaczyło, że Jacek miał również nadzwyczaj rozwiniętą celność. Zasyczało, rozległ się wybuch i przez krótki moment nocne niebo rozświetliło się blaskiem. To wyglądało jak fajerwerki, gdyż pocisk trafił w istotę nie z tego wymiaru. Tak jak wcześniej odbijała w dziwny sposób światło, tak i teraz zapłonęła feerią barw. To był piękny widok i przerażający. Impet pocisnął ogara z powrotem w stronę lasu, choć raczej nie zginął. Jacek przeczuwał, że te ogary były niezniszczalne typowymi środkami bojowymi i naprawdę zaszkodzić im mogła jedynie inna, bezpośrednia nadnaturalna ingerencja.

Wnet wszyscy wpadli do chatki. Katia westchnęła głośno, co było oznaką zmęczenia, na pewno nie ulgi. Najpewniej konfrontacja na zewnątrz pozbawiła ją ostatnich zapasów energii, jakie w sobie miała. Zdawało się, że nie planowało się kłócić z Amandą, ani też wyrywać jej dziecka. Puściła nawet Julię. Oparła się o ścianę, nie dbając o to, że była pokryta szlamem. Pewnie wcześniej jakiś Czerw po niej łaził.
- Po kolei - mruknęła. - Wasze karty. One nie mają wielkiej mocy per se, to nie są akumulatory energii. Ich cała siła tkwi w tym, że po połączeniu zawierają pełną różnorodność wszystkich aspektów… magii - dokończyła z braku lepszego słowa. - One bardziej są Kluczem niż baterią. To, że jedna z kart jest połączona z Feniksem nie sprawia, że jest bardziej wyjątkowa od innych - mruknęła. - Poza tym mam jeszcze kartę waszego Mateusza, więc w sumie mamy cztery karty.

Nie mogła sobie pozwolić na stanie w miejscu i opowiadanie. Ruszyła w stronę skupiska szmat i chwyciła dwie. Następnie ruszyła w kącik chatki i opadła na kolana. Zaczęła wycierać szlam z podłogi. Dwa Czerwie spojrzały na nią zainteresowane. Alan, Agata i Amanda z trudem koncentrowali się na słowach Katii, gdyż przerażający widok robaków bardzo ich rozpraszał. A jeszcze bardziej ich odór. Mimo to przed chwilą widzieli armię ogarów, więc ciężko było, aby zaczęli panikować na widok robaków. Katia systematycznie pracowała, odsłaniając klapę w podłodze.
- Naszym planem było zebrać wszystkie dwadzieścia dwie karty i połączyć je nad Czerwiami. Wtedy zaczęłyby się Przepoczwarzać, zmieniając w ostateczną maszynę zniszczenia. Chcieliśmy z niej skorzystać, aby zniszczyć Święty Dąb Słowian, który jest mostem między naszym światem, a Trójgłowem i innymi słowiańskimi bóstwami. Tak planowaliśmy ostatecznie wygrać. Ale może… może udałoby się wykorzystać potęgę Czerwi przeciwko Pierwszemu - powiedziała. - Temu różowemu grzybowi. Boję się tylko tego, że jak teraz użyję czterech kart, to potem nie będę mogła ich wykorzystać ponownie. Boję się, że pokonamy siedem ogarów, ale nie będziemy w stanie zniszczyć Matkę. Wygramy bitwę, a przegramy wojnę.

Agata drgnęła.
- Tak jak mówił Alan… uwolnij Ortyszę - powiedziała. - To jedyne wyjście.
Ceyn przewróciła oczami.
- Tu się zgodzę z Amandą. Wolałabym, abyś przeżyła - mruknęła.
Jacek natomiast odnalazł drugi i ostatni koktajl oraz widły tam, gdzie je zostawił. Co takiego planował z nimi zrobić?

Alan widząc robale powstrzymał mdłości, skupił się na czarownicy. Domyślił się, że próbuje odsłonić wejście do piwnicy. Ulżyło mu. To im kupi troszkę więcej czasu.
- Zniszczymy Grzyba. Jeśli wy posiadacie broń atomową, wasi wrogowie też ją mają – odparł chłopak. – Jeśli te wszystkie religijne pierdoły to prawda, a szatan walczy z chrześcijańskim Bogiem, po niebie latają ogniste ptaki, to znaczy, że możemy znaleźć więcej sojuszników. Jak świat zostanie wchłonięty przez inny wymiar, wszyscy przegrają. Twój ojciec nie dostanie już żadnego kawałeczka duszy a atencjusz straci swoich wyznawców. Tylko idiota w takim momencie stroiłby fochy. Użyj tych kart Katia. Jeśli to daje nam największe szanse, zrób to. Teraz.

Jacek nie brał udziału w dyskusjach. Przez moment przyglądał się dłoniom, nie dowierzając jaką siłą dysponował. Jeszcze bardziej zaskoczyła go celność. Pierwszą mołotową rzucił tak, jakby od dziesięciu lat był czołowym miotaczem amerykańskiej ligi baseballa. Szybko się otrząsnął, gdyż żelazo należało kuć, póki było gorące. Chwycił za drugi koktajl. Powtórzył procedurę. Podpalił szmatkę i cisnął z ogromnym impetem w kolejnego ogara. Poprzedni sukces dodawał skrzydeł, jednak nie czekał na efekty poczynań. Ledwie puścił butelkę w ruch i zaraz rzucił się do wnętrza chaty. Gdy tylko wpadł do środka, z hukiem zamknął drzwi i zaryglował je widłami.
- Te ściany nie wytrzymają długo! - krzyknął, mocno zapierając się nogami i naciskając ciałem na drzwi. Był gotów na przyjęcie pierwszego impetu…
 
Bardiel jest offline