Bezahltag (4/8) Wieczór; tawerna “Pod wielorybem”; Vasilij i Karlik
Nad miastem już kolejny dzwon odmierzał mroźne, nocne ciemności. W lecie jeszcze by było jasno ale nie teraz. Wieczorne niebo było pochmurne ale wiatr chociaż zelżał więc skończyła się zadymka jaka panowała przez większość dnia. Ulryk widocznie płuca miał silne i zdrowe więc nie szczędził zimowego dechu maluczkim na ziemksim padole.
Za to w karczmie było jasno i ciepło. Wieczór był jeszcze dość wczesny to rzemieślnicy, marynarze i różni tacy o mniej wiadomym pochodzeniu tworzyli barwny koloryt i gwar głosów. Jednymi z nich było dwóch mężczyzn jacy siedzieli przy jednym ze stołów. Przy tym masywniejszym stała kolacja jaką się chętnie raczył.
- Vasilij. Jesteś. No dobrze, że jesteś. Dawno cię nie było. Jak zdrówko? - zapytał sekretarz zboru w jak ten młodszy i drobniejszy usiadł po drugiej stronie stołu.
Vasilij uśmiechnął się na widok Karlika.
- Teraz już wszystko dobrze. Jedna z potęg wystawiła mnie jednak na próbę. Ciężko próbę nie przeczę ale udało mi się wyjść na prostą dziękuję - Vasilij skinął głową. - Poprosiłem o spotkanie bo trochę mnie nie było. Pomyślałem, że moglibyśmy nawiązać współpracę. Nasze możliwości powiedziałbym handlowe, powinny się dość dobrze uzupełniać. - Gergiev rozpoczął rozmowę.
- Spotkanie jest tam gdzie zawsze i o tej samej porze co zawsze. Liczymy, że przyjdziesz. Szef chce cię zobaczyć i porozmawiać. - grubas skinął dobrodusznie głową ale zaczął od spraw dla niego najważniejszych czyli tych dotyczących ich pstrokatej grupki. I niejako potwierdził, że zwyczaje cotygodniowych zborów widocznie nie uległy zmianie przez ostatni miesiąc.
- A teraz mi wyjaśnij o co chodzi z tą współpracą handlową. - dał znak pulchną dłonią na Vasilija siedzącego naprzeciwko na znak, żeby rozwinął temat jaki zaczął.
Vasilij pokiwał głową.
- Widziałem się z Ver nic nie mówiła o zmianach więc o spotkaniu wiem. Co do naszej współpracy, mam ludzi by obstawić przerzuty. Trasę za miasto, trochę kapitału… Słyszałem, że handlować zaczęliśmy z wioską naszych braci. Dyskrecji nam trzeba w takich sprawach. - powiedział cicho upewniając się, że nikt nie słucha. - Nie możemy wywozić w las regularnych dostaw żywności a potem dość szybko wracać do miasta. Płacić też nam pewnie będą częściowo w naturze, złota tyle nie mają. Możnaby jakieś używki od nich brać. Mógłbym je potem rozprowadzić. - zarysował jeden z pomysłów - Generalnie dyskretnie dostarczę z lasu do miasta wszystko od naszych braci czy kogokolwiek innego. Zakładam, że część tego co wjedzie nie jest do zobaczenia w wyrywkowej kontroli na bramach. Zresztą to przykład mam nadzieję, że masz więcej rzeczy przy których moglibyśmy działać wspólnie. - Vasilij otwarcie powiedział, że bardzo interesuje go wspołpraca.
- Aha o to chodzi. - Karlik skinął swoim wielkim łbem gdy usłyszał na czym polega propozycja młodszego kolegi. - Cóż, nie było cię więc musieliśmy to zorganizować sami te przerzuty. Na razie jesteśmy na wstępnym etapie. Postaramy się wziąć to pod uwagę ale na razie się nie wychylaj i postaraj się nie wpakować w kłopoty. Szef pewnie wyznaczy ci odpowiednie zadanie jak będzie z tobą rozmawiał. Na razie wstrzymaj się z ingerencją w sprawy naszego stowarzyszenia. - skarbnik grupy przyjął ofertę współpracy dość spokojnie ale widocznie nie chciał zdradzać zbyt wiele póki mistrz nie zdecyduje o dalszym losie Vasilija na najbliższym spotkaniu. W końcu przez miesiąc jego nieobecności w mieście wiele się wydarzyło.
- Znaczy na obecną chwilę gadałem z Normą w ramach pomocy Versanie. To Norsmenka jakiej mamy pomóc. No i chciałem przez ciebie lub Strupasa zaangażować się w sprawy wioski. To podchodzi pod ingerencję czy niewinne igraszki? Nie tykam się póki co sprawy kazamat, tam czekam na swoją rolę którą nada mi Starszy. - Vasilij chciał wyczuć Karlika i przedstawił jak widzi sytuację. Przyszedł się z nim spotkać by zaangażować się w interesy nie utożsamiał tego ze sprawami stowarzyszenia bezpośrednio.
- Cieszy mnie twój zapał Cichy. Ale na razie daj sobie na wstrzymanie póki szef z tobą nie porozmawia i nie wyznaczy ci roli. Wioska, dostawy, Norma i cała reszta to są nasze sprawy i szef o nich decyduje co i kto. Wybacz ale zniknąłeś bez słowa na cały miesiąc więc nie jest tak łatwo wdrożyć cię z powrotem. - skarbnik kultu pokręcił głową na znak, że wszystkie sprawy o jakich wspomniał rozmówca dalej dotyczą ich wspólnej sprawy więc bez błogosławieństwa szefa nie czuje się na siłach o nich rozmawiać póki na nowo Starszy nie uzna go za odpowiedniego do tych spraw.
- Jak nie masz co robić to brzdęki skołuj na tą wymianę. Bo wszystko spadło na mnie z dnia na dzień. A to nie chodzi o jakiś napiwek dla kelnerki. - dodał od siebie to na czym jego zdaniem Vasilij mógłby okazać się pomocny. W końcu wstępna wymiana z Eriksonem poszła ostatnio dość gładko, towar okazał się pierwsza klasa no ale tani nie był. O ile jeszcze zaliczkę co przecież nie była taka mała, szło zorganizować dość łatwo to główna suma była wielokrotnie wyższa. Więc nie było dziwne, że nawet Karlik miał z tym niemały ambaras aby w tak krótkim czasie zorganizować taką dużą sumę.
Vasilij spojrzał na Karlika badawczo. Skarbnik sobie z nim pogrywał. Zabraniał angażować się w sprawy zboru. Należy upewnić się u Starszego, że pomoc czy udział są dozwolone. Rozumiał to i akceptował. Jednocześnie w miejscu gdzie Karlik sam miał problemy natychmiast wyciągnął rękę po pomoc Vasilija. Tu zgoda Starszego potrzebna już nie była. "Cichy" jednak nie zamierzał punktować skarbnika w tej sprzeczności. Chciał wszak zaskarbić sobie jego względy.
- Ile potrzebujemy i na kiedy? - Vasilij upił łyk piwa. Patrząc cały czas na rozmówcę.
- Jeszcze z jakiś tysiączek. Dobrze aby załatwić to przed następnym zborem. Szef pewnie i tak ogłosi zrzutkę na spotkaniu to możesz poczekać. Wiadomo, że nikt nie wyciągnie ze skarpety takiej sumy no ale liczy się gest i co łaska. W końcu to nasza wspólna sprawa. - wyjaśnił Karlik jakby tutaj też miał błogosławieństwo mistrza i tylko uprzedzał coś o czym pewnie wszyscy na zborze i tak się dowiedzą.
- Zobaczę co da się zrobić. Na pewno dorzucę tak byśmy podołali zadaniu. Niedługo koniec miesiąca większość z nas rozlicza wtedy zyski przedsięwzięć to i o brzdęki łatwiej. - Vasilij zapewnił o wsparciu ich sprawy. - Dopuścisz mnie do tej wyprawy do stolicy? Ver wspominała bez szczegółów, że tam jakiś dobry interes się kroi. Brzmiał jak mniej sprawa zboru a bardziej szansa na inwestycję.
- Ver za wiele gada. - mruknął grubas niezbyt zadowolonym tonem. Zastanawiał się jednak chwilę. - A o jakim dołączeniu myślisz? To nie jest moja wyprawa i już ja jestem na doczepkę. A raczej sanie z moimi towarami bo ja sam nie jadę. - zapytał młodszego rozmówcę.
Vasilij na słowa o Ver autentycznie zawęził oczy. Słowa Karlika o koleżance ewidentnie mu się nie podobały. Gruby skarbnik chciał spaść własną kiesę i niechętnie widział dodatkowych udziałowców.
- Ver dba o dobre interesy z całym zborem. Nie tylko tobą. Dobre powodzenie dla nas wszystkich to korzyść dla zgromadzenia. - Vasilij przypomniał, że stoją po tej samej stronie. Wspólny zarobek umacnia ich relacje i wspólne interesy. - Mogę dołożyć trochę brzęków lub obstawę do sań. Może uda się dołożyć kolejne sanie. Chciałem obgadać to z tobą z uprzejmości nim pójdę do Pani Kapitan. Dobrze by było znać twoje stanowisko i więcej szczegółów. Jakich zysków się spodziewasz dla przykładu skoro już to kalkulowałeś czy czegoś ci brakuje? - Gergiev kontynuował rozmowę.
- Widzę, że się źle zrozumieliśmy. - powiedział Karlik i upił ze swojego kufla krótki łyk dla przepłukania ust i gardła. Potem odstawił go i spojrzał na Vasilija.
- Jakby to była moja wyprawa przyjąłbym cię z otwartymi ramionami. Wtedy ja jestem szefem i ja decyduję o tym kto, co i jak. Przychodzisz do mnie i mówisz, że byś chciał dołączyć to nie ma sprawy. Kwestia dogadania detali. - powiedział rozkładając swoje wielkie łapska na boki aby podkreślić swoją dobrą wolę.
- Ale tym razem to ja sam jestem gościem. Co więcej wcale nie miałem w planach tej ekspedycji a jeszcze ta wymiana mi się zwaliła na głowę. Ale jak Versana mi naraiła temat i porozmawiałem z de la Vegą to jakoś się dogadaliśmy. Dorzucę swoje sanie z obsadą do jej wyprawy. Ale ja jestem tam gościem Cichy. Ona jest tam szefem. Versana o ile wiem nie ma nic wspólnego z tą wyprawą poza tym, że nas poznała ze sobą. Więc ona też nie jest decyzyjna w tej sprawie. - podkreślił na czym polega różnica i dlaczego nie czuje się na siłach obiecywać czegoś w nie swoim imieniu.
- Więc jak chcesz coś ugrać to i tak musisz się udać do de la Vegi. To jej wyprawa. Ja już się z nią dogadałem. Wyprawa ma ruszyć pewnie po Festag. Chyba, że zima znów zaatakuje jak wczoraj albo stanie się nie wiadomo co. Kapitan znajdziesz albo na jej statku w “Morskiej tygrysicy” albo w tawernie “Pod pełnymi żaglami”. Możesz się powołać na mnie. Albo na Versanę jeśli wolisz. Jak kapitan będzie mnie pytać to dam ci referencje. Ale to ona jest szefem tej wyprawy. - mówił mocnym, zdecydowanym tonem by dać znać, że ani on, ani Versana nie mają decydującego głosu w tej planowanej wyprawie do stolicy. Ale sam podał te detale jakie mógł koledze aby mu ułatwić kontakt z panią kapitan.
Vasilij trochę się rozpogodził gdy Karlik zmienił nastawienie.
- Rozumiem, jak wyglądają twoje kalkulacje zysków z wyprawy? - zapytał w zasadzie ponownie kolegi "Cichy" zawsze był dość bezpośredni. - Wiesz jaki procentowo zwrot. Jaka długość inwestycji. Co opłaca się zawieźć do stolicy, żeby mieć zysk w dwie strony? Z Kapitan porozmawiam ale chciałem wiedzieć czy nie masz nic przeciwko. Teraz już wiem że nie. Może coś doradzisz no i połączona siła nabywcza zawsze pozwala zbić cenę. Więc pomoże również Pani Kapitan. - Vasilij jakby pokombinował sam to mógł spytać choćby "Profesora" jeśli chodzi o liczby i złoto zawsze doradził i rozgryzał temat. Zapytanie Karlika pokazywało, że szanuje się jego opinie w tej sprawie.
- Myślałem, że masz już wszystko obmyślone co chcesz tam zawieźć. - rzekł nieco zgryźliwie gruby rozmówca Vasilija. - Ja wiozę tam wino i miody. Kapitan wiezie srebro. A ty to nie wiem co chcesz zawieźć. Zwykle wozi się tam to co nam przypłynie do portu z zewnątrz. Tylko zwykle nie w zimie. Dziewczyna ma jaja, że chce ruszać tam w środku zimy. Ale to spore ryzyko. Zima może zamieść miotłą całą karawanę w jeden pechowy dzień. Więc można dużo stracić. A trzeba obrócić dwa razy, w jedną i drugą stronę. Dlatego ja wysyłam tylko jedne sanie. Jak stracę to mnie zasmuci ale nie załamie. - wąsacz mówił jakby miał wprawę w takich kalkulacjach i wycieczkach. Oraz tonem dobrej rady. Nic nie zabraniał ani nie nakazywał koledze a jedynie mówił jak sam się zapatruje na ten temat.
- Nie wiem co masz na stanie u siebie. To ma być szybka wyprawa. Podróż tam, parę dni, może tydzień i powrót. Więc lepiej tam zawieźć coś co ma się ugadanego kupca albo coś co zejdzie na pniu. Ona ma coś co ma szansę zejść na pniu, ja mam człowieka z jakim robiłem tam interesy. Ty nie wiem co i kogo tam masz. Chyba, że chcesz tam kogoś wysłać i ma tam siedzieć aż sprzeda towar. A potem wróci jakoś na własną rękę. No tak też można. Wtedy nie trzeba się spieszyć i można zawieźć cokolwiek. Zima jest to zimowe futra, sól i żywność mogłyby pójść. Ale sam zdecyduj, to pewności w handlu nigdy nie ma. - dopowiedział coś więcej na temat swojej wizji na temat handlu ze stolicą. Zwłaszcza tak zaskakującego w środku zimy bez żadnej zapowiedzi i przygotowania.
- Jestem w trakcie rozmyślania jak zmaksymalizować zysk z tego wypadu i czy na pewno brać w nim udział. Stąd dobrze zebrać więcej opinii niż tylko polegać na własnym osądzie. Powiedz mi jak u ciebie z tym jadłem i napitkiem. Obracam się w różnym towarzystwie, może znajdę ci nowe dojścia. Tylko nie wiem czy masz jakąś specjalizację czy załatwiasz według zapotrzebowania bez ograniczeń? - Vasilij nigdy zanadto w interesy Karlika nie wnikał. Teraz jednak chciał budować wpływy i relacje. Oddawanie przysług było jedną z prostszych metod.
- Wino i ogólnie alkohol. Trochę zboże i żywność ale mniej. Jak masz dostęp do czegoś taniej niż na rynku to daj znać. A ten wypad przemyśl. Szkoda by było zawracać głowę pani kapitan luźnymi pomysłami. Tylko zepsujesz sobie opinię. - poradził skarbnik zboru znów sięgając po kufel. Dopił z niego i wyglądało na to, że chyba nie zamierza zamawiać kolejnego.
- Jeszcze masz jakieś sprawy do omówienia? - zapytał odkładając kufel z powrotem na stół.
- Nie dopiero wróciłem więc mało jeszcze wiem. Dziękuję za poświęcony czas i rozmowę. - Vasilij skinął głową dopił piwo i ruszył w swoją stronę.