Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2021, 02:53   #157
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Jacek, Julia, Katia, Aaliyah, Alan, Amanda, Agata

Katia z zaskoczeniem spojrzała na Amandę.
– Dziękuję – powiedziała.
O dziwo była zdolna do wypowiedzenia tego słowa. Potem miał miejsce cud jeszcze większy i dziewczyna... uśmiechnęła się do Sabotowskiej. Lekko i z dużym zmęczeniem, jednak bez wątpienia Ceyn była niezwykle wdzięczna dziewczynie za pomoc.
– Bo widzisz... okropnie boli mnie ręką – powiedziała Katia. – I jest nie do końca sprawna. Miałam za mało siły, kiedy ją regenerowałam i chyba spieprzyłam to po części. Boję się... że tak już zostanie – mruknęła.
Podniosła dłoń i spojrzała na nią z konsternacją. Prostowała i zginała palce, jednak nie wszystkie były posłuszne. Niektóre wydawały się wolniejsze od pozostałych, a jeden w ogóle się nie poruszał. Amanda również ujrzała linię na nadgarstku satanistki, która przypominała zabliźniona ranę.
– Myślałam, że jesteś księżniczką, która boi się zabrudzić – powiedziała Ceyn. – Ale zdaje się, że to tylko Julia – mruknęła.

Najwyraźniej nie potrafiła powstrzymać się w pełni od uszczypliwości. Wstała i wytarła dłonie o materiał spodni. Wtedy też przyjęła kartę Siły od Jacka. Zdawała się z niej zadowolona. Następnie wyselekcjonowała odpowiednią kombinację i chwyciła je pomiędzy dwiema dłoniami. Zamknęła oczy. Wpierw nic się nie działo, ale po chwili w pomieszczeniu zaczęła nawarstwiać się dziwna aura, przywołująca na myśl morowe, cmentarne powietrze, świeżo cięte kwiaty oraz siarkę. Końcówki włosów Katii zaczęły nieznacznie lewitować, kiedy satanistka koncentrowała się.

Niemowlę ryczało bez przerwy, do czego – o dziwo – szło się przyzwyczaić. To zresztą było najmniejszym problemem ich wszystkich. Wszystkich, nie licząc Julii, która przejęła dziecko od Amandy, kiedy ta pomagała usunąć szlam z podłogi. Ulyanova zamknęła oczy i załkała. Stała w kącie, mocno trzymając dziewczynkę. Cała dygotała ze strachu.
– Potwory... proszę, odejdźcie... – mamrotała pod nosem. – Odejdźcie, odejdźcie, odejdźcie...
Kiedy kolejny łeb przebił się przez drzwi, Rosjanka przesunęła wzrok na straszną istotę... Wszystkie mięśnie jej ciała drżały. Nogi się pod nią ugięły i upadła na cuchnącą podłogę, jednak nie upuściła dziecka. Skuliła się w sobie i zaczęła ryczeć. Wrzeszczała z całych sił.



Katia zdekoncentrowała się i aura rozproszyła się. Spojrzała na Julię z nienawiścią... ale również ze strachem. Jej gniew brał się z paniki, która zaczęła wzrastać w niej.
– Robisz konkurs z bachorem, kto mocniej drze japę? – warknęła. – Ja... nie skoncentruję się przy tobie... Ja... ja nie dam rady...
Julia kręciła głową na wszystkie strony.
– Wszyscy zginiemy! Zginiemy...!
Jakby dla potwierdzenia jej słów trzeci łeb przebił się przez drzwi przytrzymywane przez Jacka. Wtedy też Ulyanova wygięła się w łuk i pisnęła jeszcze głośniej niż przedtem. Jej oczy zaszły bielmem.
– Ja... nie widzę...! Straciłam wzrok! – łkała. - Ya slepoy! Bozhe moy, ya poteryal zreniye! Ya nichego ne vizhu!

Agata przeniosła wzrok na Alana. Nie musiała nic mówić. W tej sprawie rozumieli się bez słów. Sytuacja była fatalna. Choć jeszcze nie kompletnie... wciąż pokładali nadzieję w Jacku i może Katii.

I like it when you take control
Even if you know that you don't
Own me, I'll let you play the role
I'll be your animal

I’m the bad guy


[media]http://www.youtube.com/watch?v=4-TbQnONe_w[/media]

Tymczasem Jacek wbił siekierę w łeb pierwszego potwora. Czuł energię płynącą w ciele. Nigdy wcześniej nie doświadczył niczego podobnego. Opanował go dreszcz, przyjemne podniecenie płynące z walki. Może to Gołąbek się cieszył. Albo raczej Czerw w nim. Spojrzał z satysfakcją, jak ostrze przecięło na wylot czaszkę i wszystkie struktury znajdujące się poniżej. Rozwalił łeb ogara na dwie części!

Tyle że... obie nadal się poruszały. Wcale nie zabił istoty. Wtedy też drugi i trzeci łeb pojawiły się po lewej stronie Jacka, próbując go dosięgnąć. Nadciągały prosto na niego... i czas jakby zwolnił.

Wszystko działo się w milisekundach.

Gołąbek przerzucił siekierę do drugiej ręki i przeciął nim czerep ogara znajdującego się niżej. To chwilowo zneutralizowało jego atak. Tyle że paszcza kolejnego wciąż nadciągała w jego stronę. Celowała prosto w twarz Jacka. Czy mógłby przeżyć ten cios? Czy Czerw mógłby zregenerować go po czymś takim? Najwyraźniej robal również zastanawiał się nad tym, gdyż wtem... chłopak poczuł ogromne nudności i wnet jego usta szeroko rozwarły się pod naporem niespodziewanej masy. Spomiędzy jego ust wysunął się Czerw. Był błyskawiczny niczym żądło Skorpiona. Rozwarł swoją paszczę szeroko... szerzej, niż pozwalały na to prawa fizyki, po czym pochłonął łeb ogara. Zacisnął się na nim tak mocno, że szyja piekielnej istoty pękła, a jej ciało padło martwe. Czerw wsunął się w Jacka równie szybko, miażdżąc mu przy tym połowę twarzy i szyję, jednak te części Gołąbka momentalnie zaczęły się regenerować.

Zabił jednego. Ale jakim kosztem...
Myśli Jacka zostały zepchnięte na dalszy plan. Jeszcze przez chwilę próbował walczyć, ale bezskutecznie. Kontrolę przejął Czerw. A ten chciał jedynie mordować. Wszystkich bez wyjątku. A w pierwszej kolejności... najsłabsze ofiary.
Gołąbek... czy może raczej jego ciało... obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. W pierwszej kolejności spojrzał na źródło największego hałasu – piękną Rosjankę.
– Straciłam wzrok! – wrzeszczała Ulyanova. – Ya nichego ne vizhu! – powtarzała wciąż podobne kwestie.

Agata pokręciła głową. Nawet nie wiadomo kiedy chwyciła dłoń Alana, aby dodać sobie otuchy. Zamknęła oczy.
– Wyjdź, Ortyszo! – krzyknęła. – Zaklinam cię! Pomóż mi, błagam! Uratuj mnie! Uratuj nas! Ortyszo! Szatanie! Lucyferze! Wzywam wszystkich demonów i wszystkich aniołów, pomóżcie! – załkała.
Alan poczuł, jak jej paznokcie wbijały się w skórę jego dłoni... aż do krwi. Aż wnet puściły. Nikt nie odpowiedział na wezwanie Agaty. Spojrzała na Wiadernego.
– Jesteśmy bezużyteczni. I zaraz zginiemy – jęknęła.

Tymczasem Amanda skończyła usuwać ciężki szlam. Był lepki i ciągnący się niczym klej. Poza tym okropnie śmierdział. Wręcz odurzał, kiedy wdychało się go zbyt długo. Dziewczyna miała nadzieję, że teraz klapa się otworzy, choć na pierwszy rzut oka wydawała się kompletnie zalepiona. Chwyciła metalowe koło i zaczęła ciągnąć. Zaparła się z całych sił. Ale... była za słaba. Katia przysunęła się do niej i spojrzała na zejście na dół. Chciała pomóc Amandzie, ale nie było miejsca, żeby chwycić gdzie indziej.
– Kurwa! – Ceyn jęknęła nieco płaczliwie. – Nie mogę tak umrzeć...
Zerknęła na drzwi, które zostały kompletnie zniszczone przez ogary. A także na Jacka, który skoczył w stronę miotającej się z dzieckiem Julii. Bez wątpienia miał bardzo złe zamiary.

Katia zareagowała błyskawicznie. Chwyciła kartę Jacka i przywaliła nią w czoło Amandy. Docisnęła Siłę do czerepu Sabotowskiej. Następnie Ceyn obróciła się w stronę Gołąbka, nie tracąc kontaktu z Kucykiem. Wysunęła w jego stronę drugą rękę ze złączonym drugim i trzecim palcem.
– Siła – szepnęła.
Wnet Gołąbek zwalił się na podłogę w trakcie skoku. Poczuł, jak energia go kompletnie opuszcza. Nagle i niespodziewanie. Jak gdyby ktoś zakręcił kurek, wyłączył przełącznik, zablokował dostawę gazu i prądu. Katia przesunęła to wszystko w stronę Amandy. Sabotowska poderwała zalepioną klapę, jak gdyby była lekkim piórkiem.

Z nosa satanistki polała się krew. Opadła wyczerpana na kolana, choć wciąż przytomna. Wnet zaklęcie zostało przerwane, a Amanda poczuła, jak nagle osłabła. Co więcej, mięśnie jej ramion piekły żywym ogniem. Były kompletnie nieprzygotowane na tak ogromny wysiłek. Mimo to Sabotowska myślała o czymś innym.

Piwnica... w niej było... coś ważnego.


Poczuła to z dziwną pewnością. Wręcz nadnaturalnym przeświadczeniem. Jednak podziemia tonęły w ciemnościach i nie widziała, co się w nich znajdowało. Można było zejść na dół po schodach wykutych wpierw w cemencie, a następnie w kamieniu, choć przydałoby się też jakieś źródło światła.
Amanda mogła ruszyć tam na dół od razu... Lub zostać, aby pomóc również Katii w przemieszczeniu się na dół. Sama zdawała się zbyt słaba do najmniejszego ruchu. Klęczała, wpatrując się w podłogę, na którą skapywała krew z jej twarzy. Problem był taki, że przejście nie było zbyt szerokie i przesuwanie Katii na pewno zajmie dużo czasu. A na dodatek Sabotowską piekły ramiona od nadludzkiego wysiłku. Co więc powinna uczynić?

– Alan, co robimy!? – krzyknęła Agata.
Mogli pomóc Julii i dziecku, albo ruszyć w stronę klapy, choć byłoby to wyrokiem śmierci dla ślepej Rosjanki. Jacek wstawał, gotowy do następnego ataku... a niedaleko znajdowały się również ogary, choć te zdawały się dużo bardziej czujne po śmierci jednego z nich. Jeszcze nie skakały na nich, ale to było kwestią czasu...
 
Ombrose jest offline