Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2021, 15:42   #220
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 47 - 2519.01.30; knt (6/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.30; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, powiew, mroźno



Pirora



Trzecia rząd pod noc pełna harców i figli z żywiołową panią kapitan okazała się przyjemna, satysfakcjonująca jak dwie poprzednie. Ale w połączeniu z dwiema wcześniejszymi nocami i chodzeniem w dzień na mrozie oraz intensywnym planem dnia sprawiła, że rano pannie z Averlandu naprawdę nie chciało się oczu otwierać tak wcześnie. Ciało dopominało się o brakujący sen chociaż echo nocnych igraszek miało przyjemny posmak i nawet kolejnego dnia dawało satysfakcję.

Okazało się, że zabawa z Rose połączona z jej dziewczynami była nie mniej satysfakcjonująca i ekscytująca jak z samą Rose. Jej udział zaczął się od tego jak pani kapitan wygodnie rozłożona na swoim łóżku i obsługiwana przez Ajnur zaprosiła pozostałe dwie towarzyszki do swojego łóżka prosząc o mały pokaz. Ognistowłosa służka okazała się całkiem wprawna w takie zabawy a nawet chętna. Z początku delikatnie ujęła dłońmi głowę nowej kochani aby ją nie mniej delikatnie pocałować. Ale gdy zorientowała się, że druga strona nie jest przeciwna takim zabawom to poczynała sobie śmielej. Nawet w końcu naparła na Pirorę na tyle, że ta wylądowała na plecach obok swojej kapitan. A Rose też miała ochotę na coś więcej niż tylko oglądanie więc teraz jej usta przejęły usta blondynki. No a potem to już się wszystko wymieszało ze sobą. W każdym razie chociaż dzisiaj czuła w mięśniach te nocne harce to jednak wspomnienia były tego warte. W końcu jak opuszczała gościnne dziewczęta spod 5-ki to już noc była mocno zaawansowana, dawno po północy i do świtu pewnie też nie tak daleko. A Rose pozwoliła sobie na mały żarcik na koniec.

- Dziewczęta podziękujcie Pirorze za ten udany wieczór. No i myślę, że zasłużyła na nowe trofea. - powiedziała gdy panna van Dyke zbierała się i ubierała do wyjścia próbując skompletować swoją garderobę. Pozostała trójka zostawała na miejscu więc nie musiała się tym kłopotać by zasłonić swoją nagość.

- Trofea? - rudzielec nie bardzo zrozumiała o co chodzi jej pani. Spojrzała pytająco na nią i na ich wspólnego gościa. Ajnur jak zwykle ograniczyła się do uważnego obserwowania tego co się dzieje próbując nadążyć za obcą dla siebie mową.

- Wasza bielizna. No chyba, że Pirora przerzuciła się na kolekcjonowanie czego innego. - popatrzyła nieco kpiąco na swoją kochankę a ruda roześmiała się wesoło gdy zrozumiała o co chodzi.

---


Ale to było wczoraj. Właściwie to w nocy. Dzisiaj znów obudziło ją stukanie do drzwi które w końcu zmaterializowało się wizytą Iriny i Juliusa. Zadbali o to by ich pani była na nogach jakby przyszła ta Kerstin na pozowanie. Chociaż ostatecznie mogła przecież poczekać. Koniec końców przyszła i zastała malarkę w głównej izbie razem z Benoną. Gdy Pirora już ubrana i gotowa na rozpoczęcie kolejnego dnia zeszła na dół do głównej izby zajmując ulubiony stół pani kapitan to była pierwsza. Ranek był już dość późny, większość gości już pewnie była po śniadaniu więc było dość pusto. Swojej ulubionej pani kapitan tym razem nie zastała. Więc przy śniadaniu miała okazję wspomnieć nie tylko ostatnią noc.

---


Przed nocą był wieczór a ten panna van Dyke spędziła w towarzystwie dam z miejskiej śmietanki tego miasta. Jak sobie życzyła tego gospodyni, po zmroku gdy już pogoda się uspokoiła zjawiły się także inne damy. Chociaż jakby dla równowagi musiały się pożegnać z Versaną jaka była umówiona na ten wieczór gdzie indziej. Ale wydawało się, że zostawia koleżankę w dobrych rękach. Kamila i Madeleine były dla panny z Averlandu życzliwe tak jak to zwykle gdy zjawia się ktoś nowy w grupie. A niefrasobliwy i wręcz bezczelnie prowokujący style Nije jaka była naturalnym łącznikiem między blondynką a pozostałymi damami też pomagał w integracji. Wieczorem zjawiła się jeszcze panna von Mathiasen i von Schneider.

Niemniej przez zauważalną część wieczoru tematem przewodnim był teatr bo te co były zwiedzać te potencjalne adresy na ten projekt próbowały wyjaśnić tym co nie były jak to wygląda i na czym stanęło po tej popołudniowej wycieczce na miasto. I plany na ekspertyzę architekta na temat stanu tych budynków i ich renowacji. Dopiero interwencja gospodyni przypomniała pannom i paniom po co się tutaj spotkały.

- Moje drogie, myślę, że wystarczy tych teatralnych dyskusji. Zajmijmy się czymś przyjemniejszym. Spójrzcie co Pirora nam podarowała. Tomik averlandzkiej poezji. Nie mogę się doczekać aż go przeczytam w całości! A teraz proszę o chwilę ciszy. Piroro czy polecasz któryś wiersz w szczególności? - zagaiła Kamila po tym jak krótko klasnęła w swoje smukłe dłonie przykuwając uwagę wszystkich. No i zaczął się właściwy wieczór dla miłośniczek sztuki.

Okazało się, że Pirora znalazła wspólny język z towarzystwem. Widocznie każda ze szlachcianek miała jakiegoś swojego ulubionego konika. Kamila miała słabość do prozy i poezji, zwłaszcza do eposów i romansów rycerskich oraz opowieści o dalekich krajach i niesamowitych przygodach. To chyba mogło ją kupić w każdej postaci. Tutaj opinia Versany jak i Nije wydawały się być zgodne i słuszne. Do tego “trochę malowała” jak to skromnie przyznała ale jak to jej wychodziło trudno było powiedzieć jak się nie widziało wyników tych prac.

Madeleine wydawała się nie zdradzać żadnych, szczególnych talentów w żadnej dziedzinie. Ale z drugiej strony w wielu aspektach sztuki poruszała się pewnie i potrafiła podjąć dyskusję. Okazało się, że ma całkiem przyjemny głos i styl recytowania gdy sama czytała jakąś poezję. Miała całkiem rzeczowe spojrzenie na świat gdy nieco ironicznie omawiała jakieś zachowania postaci z powieści i poematów.

Panna von Mathisen była zaręczona z Olegiem ale o swoim nażeczonym nie rozpowiadała zbyt wiele. Annemette miała ściśle matematyczny umysł. Co potrafiła zademonstrować prawie od ręki znajdując do dowolnego słowa przynajmniej kilka podobnie brzmiących rymów. Poza tym jak twierdziły koleżanki była mistrzynią rebusów i zagadek logicznych.

Zaś Petra von Schneider była córką pułkownika artylerii jaka stacjonowała w Morskiej Akademii. Więc jak się okazało niejako z powodu ojców co często ze sobą współpracowali znała się z Kamilą bardzo dobrze. Petra była uzdolniona muzycznie i miała marzenie zostać śpiewaczką operową. Niestety choroba gardła jaka przeszła kilka lat temu skutecznie przekreśliła te marzenia. Bo co prawda jak dała próbkę wieczorem dalej śpiewała bardzo pięknie ale już nie na poziomie zawodowej śpiewaczki. Więc teraz bardziej pasjonowała ją gra na instrumentach i akompaniowanie innym. Przez co niejako z jednej strony stanowiła świetny duet z Nije a z drugiej darły ze sobą koty bo świadoma jak powinna brzmieć prawdziwa śpiewaczka szlachcianka nie chciała uznać bardki za kogoś takiego. A Simonsberg zripostowała, że śpiewaczką nie jest i nie ma zamiaru być i wcale się za taką nie podaje. Jest poetką, kompozytorką, aktorką i minstrelem a opera to nie jej działka.

I niejako naturalnym torem rzeczy lokalne damy były zaciekawione nową, zwłaszcza z tak dalekiego południa. A zwłaszcza zaskakiwało je pokrewieństwo z wdową van Drasen. Więc były ciekawe skąd szczupła blondynka zjawiła się w mieście w środku zimy. To nie była typowa pora roku na podróże.

W pewnym sensie także van Zee byli nowi w mieście. Bo okazało się, że przybyli z Marienburga jakąś dekadę temu. Więc Kamila tam spędziła z połowę swojego życia. No ale jak jej ojciec dostał pracę kapitana portu to przenieśli się tutaj. Niemniej od dekady mieszkali w mieście i chociaż w porównaniu do szlachetnych rodów z miasta i okolicy to nadal byli nowi to jednak była mowa i rasowej szlachcie z wielką rezydencją, klarowną przeszłością oraz potrafiącymi się zachować w towarzystwie. No a teraz jak Kamila dorosła to ojciec szukał dla niej odpowiedniego kawalera a ona sama stała się jedną z najbardziej pożądanych panien w mieście nie tylko ze względu na egzotyczną urodę ale i na ogromny posag.

Nawet Nije Simonsberg wydawała się mieć dość mocną pozycję wśród dam. Co prawda nie miała nic wspólnego z więzami błękitnej krwi. Ale była artystką. Umiała śpiewać, recytować, grać, tworzyła własne wiersze i pieśni a w tym towarzystwie to było cenne. No i zachowywała się jak chyba wszyscy od artystów nieco oczekiwali czyli prowokująco i na w pół skandalicznie. Jej bezpośrednie, czasem wręcz bezczelne uwagi pod adresem jakiejś sztuki czy utworu damy przyjmowały ze zrozumieniem. Zwłaszcza, że nie przekraczała pewnych granic dobrego wychowania i nie była wulgarna. Wydawało się, że minstrelka zdążyła sobie wyrobić autorytet i renomę przynajmniej w tej dziedzinie. No i wcale nie ukrywała, że przychodzi tutaj aby się najeść i napić do syta i to za darmo i, że jest tylko ubogą artystką. Co niejako w naturalny sposób kupowało jej względy tego towarzystwa. Bo niejako sama przyznawała, że one są od niej lepsze, bogatsze, ważniejsze więc nie stanowiła dla nich żadnego zagrożenia. Wczoraj wieczorem oczywiście znów złożyła Kamili swoją ofertę oświadczyn rozbawiając całe zgromadzenie. A jak raczej jej nie wyszło to oczywiście polecała się jakimś bogatym kawalerom co by panie i panny mogły znać a mieliby ochotę na ożenek z lokalnej sławy artystką.

---


- Dzień dobry. Można? - rozmyślania o wczorajszym wieczorze u van Zee przerwała jej rudowłosa dziewczyna jaka powitała ją sympatycznym uśmiechem.



https://i.pinimg.com/originals/3c/ca...3105cf847a.jpg

- Pani kapitan dopiero wstaje. Ajnur się nią zajmuje. To może troszkę potrwać. Byłam u pani ale nikt nie odpowiadał to przyszłam tutaj. - Benona wyjaśniła koleżance gdy dosiadła się do koleżanki swojej pani. Była też ciekawa planów nowej znajomej. Bo zanosiło się na to, że de la Vega znów będzie miała jakieś sprawy na mieście. Chociaż to będzie wiadomo jak na poważnie wstanie i dojdzie do siebie. No ale jeśli tak będzie to ona z Ajnur znów miałyby dzień wolny. I tak sobie we dwie rozmawiały przy tym późnym śniadaniu gdy do izby przyszła modelka jaka pozowała malarce na syrenę.

- Dzień dobry. - przywitała się Kerstin dygając grzecznie przed nową panią jaka miała ją zatrudnić na stałe a póki co malowała ją jako syrenę.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Czarna czapla”
Czas: 2519.I.30; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, powiew, mroźno



Versana i Vasilij



Dzisiaj rano było zdecydowanie przyjemniej niż wczoraj. Zupełnie jakby wczoraj się wyszumiało i wysypało to póki się nie uzbiera na nową porcję to na razie było spokojnie. A nawet pogodnie. Jak rzadko kiedy ponad dachami dominował czysty błękit i złoty, słoneczny karlik. Oczywiście mimo to było mroźno jak to w środku zimy ale nie tak jak wczoraj w tą zawieruchę. Ale i tak wewnątrz ogrzanego pomieszczenia było cieplej i przyjemniej niż na zewnątrz.

Gdy czarnowłosa wdowa weszła do “Czapli” miała zarumienione policzki od tego mrozu na zewnątrz. A wewnątrz po chwili zlokalizowała brodatego bruneta jaki siedział przy jednym ze stołów. Podobnie herszt przemytników zobaczył ją od razu jak tylko weszła do środka. Oboje mieli swoje sprawy do omówienia ale nie tylko takie.

Vasilij spotkał wczoraj Gadułę jak wrócił ze spotkania z Karlikiem. W sprawie tego co miał być od Sondre jakoś przełomu nie było. Facet siedział zakitrany w dziupli u tej rodziny i praktycznie się nie ruszał. Nie bardzo coś się na tym polu zmieniało to i czarnowłosy brodacz niewiele miał do powiedzenia. Jego zdaniem to u nich mieszkał. Jak robili zakupy, miał gdzie spać to właściwie nie musiał nigdzie wychodzić a przez to trudno było go dorwać poza domem. No ale jak szef chciał to mógł dalej prowadzić tą obserwację.

- Jakież używki? No ale szefie my mamy coś takiego na stanie? - dzisiaj rano Profesor jak przyszedł streścić Vasilijowi wieści jakie jego zbóje przynieśli z miasta był dość mocno zaskoczony pytaniem herszta. Zwłaszcza, że dotąd bazowali na mieście i swojej kryjówce i stolica prowincji zdecydowanie leżała poza zasięgiem ich zainteresowań i możliwości rynek był więc całkowicie dziewiczy i nieznany tak Profesorowi jak i Vasilijowi. Samo zdobycie używek tak z dnia na dzień też nie było takie oczywiste. Trzeba by pobiegać po mieście, może coś by się uzbierało ale jakaś większa ilość aby było sens to wysyłać do innego miasta mogło być jeszcze trudniej.

Natomiast co do wieści z lasu jakie chłopaki pozbierali po znajomych drwalach i tropicielach to jakieś były. Chociaż na oko trudno było ocenić ich wartość. Ponoć ktoś znalazł pod koniec starego roku jakieś obozowisko pogrzebane w śniegu. Zdziwiło go bo było dość daleko od dróg i wiosek. Ale było zasypane śniegiem więc już miesiąc temu musiało być opuszczone od dłuższego czasu. Kto mógł tam obozwać to można było tylko zgadywać. Podobnie jak ktoś inny widział na śniegu tropy kilku osób. Też w głębi lasu. Nie tak dawno, kilka dni temu, może w zeszłym tygodniu. Ale nie szedł nimi bo się spieszył zdążyć do miasta przed zmrokiem. Zdziwiło go właśnie to, że tropy nie prowadziły w stronę miasta jak można by się tego spodziewać.

Za to psy jakie kupił wczoraj od Miłka okazały się małą sensacją dnia wśród całej bandy. Cieszyli się jak mali chłopcy z nowych zabawek. Co się naprawdę okażą warte te psy dopiero się okaże. Na razie stały się maskotkami całej bandy jaka rezydowała w faktorii.

Noi i rano jeden z chłopaków przyniósł mniej przyjemną wiadomość. Znaleźli kolejną pociętą dziewczynę. Wręcz zmasakrowaną. Zginęła wczoraj w tą zamieć. Ale wszyscy myśleli, że została u wujostwa bo tak mówiła, że zostanie jak się nie wyrobi. A rano ktoś ją znalazł w zaułku całą we krwi. Zimny trup. Ponoć straszna jatka.

Rano jak szedł na spotkanie z Versaną zaszedł do skrytki Strupasa. I w końcu znalazł od niego odpowiedź. “Spotkanie gdzie i o której?”. Nie rozpisywał się za bardzo. A jak przyszedł do “Czapli” miał czas coś zamówić zanim zjawiła się koleżanka ze zboru.

Sama Versana też znalazła wiadomość w skrytce przeznaczonej dla niej. Przeczytała ją w drodze na spotkanie. “Nie rozmawiaj z Vasilijem o żadnych sprawach rodziny. Czekaj na decyzje szefa. Wuj Karl. Spal tą wiadomość”. Nomen omen właśnie szła na spotkanie z Vasilijem. Przynajmniej szło się dużo przyjemniej niż wczoraj w tą zamieć.

Wczoraj wieczorem zaś miała przyjemność gościć u siebie tak Łasicę jak i krawcową Huberta. Ale nim zrobiło się późno obie opuściły kamienicę van Drasenów. Jak można było interpretować tą wizytę to trochę trudno było powiedzieć. Na pewno Łasica została dokładnie zmierzona i Oksana wzięła jej rozmiary na projektowaną suknię.

Wczoraj jak zostały tylko we trzy to krawcowa wreszcie przystąpiła do swojego zadania. Versana już wiedziała czego się spodziewać więc jak dwukolorowa zaczęła metrem mierzyć ramiona, szyję, wzrost modelki to nie wyglądało to inaczej niż gdy brała rozmiar z niej i Breny w przymierzalni sklepu Grubsona. Ale niebieskowłosa potrafiła jednak wykorzystać sytuację gdy nie były w miejscu publicznym. Gdy Oksana uklękła przed nią aby zadrzeć jej ciężką, zimową suknię do pomiaru nóg Łasica wykonała swój ruch.

- To może ja to zdejmę? - zaproponowała gotowa do wszelkiej współpracy klepiąc tą suknię bo rzeczywiście dobranie się do jej nóg pod zasłoną tej sukni musiało być mocno niewygodne.

- Nie, nie trzeba, poradzę sobie. - zapewniła pogodnie krawcowa dając znać, że nie pierwszy raz jest w takiej sytuacji ale ledwo skończyła mówić a sprytne palce kultystki rozpięły suknię i odrzuciły ją na krzesło ukazując swoje zgrabne nogi. A, że od początku wiedziała na co się zanosi i miała czas by się przygotować to wcześniej zdjęła zimowe getry więc teraz stała z gołymi nogami i samej bieliźnie.

- No cóż, tak chyba będzie jednak łatwiej. - przyznała Oksana chyba trochę zaskoczona przebiegiem wypadków. Ale przyjęła to z humorem. Wróciła do pracy miarką i zaznaczała coś w swoim notesie. Aż przyszło jej zmierzyć pas i talię modelki. Wówczas ta uniosła nieco dolny krawędź koszuli i wtedy znad jej bielizny ukazał się syczący łeb węża.

- Oo… - krawcowa tego chyba spodziewała się jeszcze mniej bo zwyczajnie zagapiła się w ten wystający tatuaż. A Łasica niczym rasowa żmija płynnie sączyła swój słodki jad próbując się zgrabnie owinąć wokół ofiary.

- No tak, mówiłam, że uwielbiam węże. Dlatego mi tak spodobały się te suknie z wężami są rewelacyjne! - powiedziała w zachwycie do klęczącej przed nią krawcowej i na dowód tego odchyliła nieco swoją bieliznę aby ta mogła zobaczyć tatuaż w całości. Tak jej to zgrabnie wyszło jakby się tylko przekomarzała z koleżanką o pogodzie albo dawnych schadzkach.

- Rzeczywiście… Bardzo ładny… - przyznała Oksana gdy po chwili stuporu odzyskała mowę i nawet się uśmiechnęła. Całkiem sympatycznie zresztą. - Ja też mam węża. Tylko innego. I w innym miejscu. - powiedziała jakby odkryła pokrewieństwo między nimi.

No a potem było jeszcze reszta brania rozmiarów na suknię. A potem dziewczyny opuściły jej gościnny dom i pani domu mogła udać się na spoczynek. Miała okazję by w łóżku w samotności i na spokojnie przemyśleć wydarzenia dnia. Z powodu wizyty Oksany nie mogła uczestniczyć w wieczorku poetyckim u Kamili więc po powrocie musiała rozstać się z nimi zostawiając Pirorę pod opieką gospodyni i Madeleine. One bowiem postanowiły skorzystać z zaproszenia jak i tak już zbliżała się pora gdy zwyczajowo zaczynały się te artystyczne spotkania. Zdążyła jednak zapytać Kamili o portretową wizytę i ta z pewnym zmieszaniem potwierdziła, że nadal na nie oczekuje około południa. Już po zmierzchu Malcolm zawiózł ją do “Pełnych żagli” gdzie zastała swoje dziewczęta ale nie de la Vegę która nie wróciła do tej pory do swojej ulubionej tawerny. Same dziewczęta nie narzekały na swój dzień i nawet wyszły na delikatnym plusie w sakiewce jak ktoś z gości skusił się na ich wdzięki. Dzisiaj z rana miała spotkanie z Vasilijem na jakie właśnie przyszła. Ale też nie mogła przeciągać sprawy bo musiała jeszcze wrócić do siebie i naszykowac się na wizytę u van Hansenów do której miała może ze dwa dzwony, może ciut więcej.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem”
Czas: 2519.I.30; Konistag (6/8); przedpołudnie
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, pogodnie, powiew, mroźno


Egon



Wczorajszy dzień nie był dla gladiatora zbyt wyczerpujący. Zwłaszcza, że jednak nie ruszyli ani na podziemne wojaże ani te za miasto. Zamieć co panowała przez pół dnia skutecznie przekreśliła plany wypadu poza miasto jak samo wyjście na ulicę było prawdziwym wyzwaniem. Ale dziś poranek był całkiem inny. Wiał delikatny wietrzyk i było pogodnie i słonecznie. Chociaż mroźno oczywiście. W końcu była połowa zimy. Ale jakby pogoda się utrzymała to trudno było liczyć na lepszą jak się myślało o jakiś wycieczkach za miasto.

Na razie z rana jednak Egon wizytował swoją ulubioną karczmę niedaleko “Czerwonej sukienki”. Plota głosiła, że przychodzą tu na obiad te miodne dziewczynki z “Sukienki”. Jeśli nawet to żadna mu się nigdy do tego nie przyznała a teraz była pora śniadania a nie obiadu. Ale i miejscowe “warkoczyki” było niczego sobie. Bo wszystkie kelnerki i barmanki miały jakiś warkocz. Chociaż jeden. Czy to stąd była nazwa lokalu czy to raczej z powodu nazwy tak dziewczyny się czesały to chyba nie wiedział nikt. Grunt, że też były niczego sobie.

Dzisiaj przy śniadaniu też było ciekawe towarzystwo. Tuż obok, przy sąsiednim stole siedział jakiś szczur. Jeden z tych co to jakby oberwał to pewnie by się złamał w pół po jednym ciosie. Ale młodziak widocznie na kogoś albo na coś czekał bo widać było, że się aż gotuje ze zniecierpliwienia. Za każdym razem gdy ktoś wchodził do środka podnosił nerwowo głowę a potem opuszczał ją z rozczarowaniem wracając do stukania palcami w stół albo kufel jaki trzymał.

W oczy rzucała się jakaś dziewczyna. Siedziała kilka stołów dalej. Sama. Była ubrana w jakąś prostą togę więc wyglądała jak jakaś nowicjuszka albo skryba. Siedziała nico profilem więc nie bardzo widział. I wydawała się tak głodna jak zmęczona bo była zainteresowana tylko miską z jakiej wcinała

I jeszcze ten myśliwy czy łowczy. Siedział z kompanami przy stole. Musiał być jakiś znaczny bo miał ładne ubranie. I przechwalał się, że w lesie mógłby upolować każde zwierzę. Na każde stworzenie w lesie znał sposób i jakby miał swobodę manewru no to prędzej czy później upolowałby to co chciał. No ale jego pan to niecierpliwy. Jak siadał na konia to zaraz chciał coś upolować aby wbić kolejne trofeum na kominku i się nim puszyć na przyjęciach no cierpliwości w ogóle nie miał a przecież cierpliwość i wiedza to najważniejsze cechy każdego myśliwego!

Jakoś w tym momencie do środka weszła znajoma Egona. Vrisika spojrzała na nich bo jakoś tak wyszło, że akurat jak weszła to ów myśliwy coś mówił kompanom o zdobyczy i machnął ręką przed siebie i oni tak spojrzeli w tym kierunku a ona akurat weszła. To ona zmrużyła oczy a oni się roześmiali rozbawieni takim zbiegiem okoliczności. Ale Triebiezny nie poświęciła im więcej uwagi weszła do środka, zlokalizowała gladiatora i bez wstępów dosiadła się do jego stołu.

- Zdobyczy im się zachciewa, wielcy mi myśliwi. Szukają trofeów to niech się najpierw na miejscu rozejrzą. - fuknęła niezadowolona pod nosem gdy usadowiła się na ławie obok Egona. Widać było, że jest niezadowolona albo i zdenerwowana.

- Gadałam rano z koleżanką. I nasza wspólną znajomą znaleźli dzisiaj rano. Zimny trup! Coś ją rozpruło dokumentnie! Blada jak ściana, mówią, że wampir! Podobno ją rozszarpał na strzępy! - przeżywała te poranne plotki jakie usłyszała dzisiaj na mieście. Widać była nimi poważnie wzburzona. Zaczęła się rozglądać za butelką wina i odkorkowała je gdy podszedł do nich ktoś jeszcze. Przy okazji przyniosła też wiadomość, że arena ma być tym razem w kręgu, w Agnestag w południe. Chyba, że pogoda się schrzani no to w Festag w południe.

- Pozdrowiony. Ale jak jesteś zajęty to mogę przyjść później. - Hans zjawił się przy stole nie wiadomo skąd. Uśmiechnął się krzywo widząc Vrisikę przy boku gladiatora chyba nieco opacznie albo żartobliwie odbierając jej obecność.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline