Gdy drzewiec padł pod naporem ciosów i magicznych ataków Arvid przez chwilę stał jeszcze z uniesionym mieczem, ciężko dysząc. Przyglądał się płonącemu truchłu, wyczekując kolejnego ruchu lub sygnału, który zasugerowałby, że potwór jeszcze żyje. Żołnierz opuścił broń dopiero wtedy, gdy adrenalina powoli zaczęła odpływać i do głosu doszły zakończenia nerwowe, które eksplodowały pulsującym bólem wywołanym poparzeniami. Mężczyzna skrzywił się wtedy, schował broń i dalej obserwując płonącego drzewca wyciągnął manierkę z wodą, przemył poparzone części ciała, próbując je schłodzić i sam pociągnął kilka dużych łyków.
Odwrócił się i idąc w kierunku Wolfganga rzucił przez ramę do chłopów
-
Zajmijcie się tym, moja robota jest skończona.-
Gdy doszedł do swojego towarzysza zapytał
-
A czy twoja robota jest skończona? Możemy już wracać?-
***
Wieczorem w tawernie Arvid siedział cicho i pił swój trunek. Rozmyślał o tym, co wydarzyło się w ostatnich dniach. O tym, jak Wolfgang zabił bezbronną dziewczynę w lesie, o zwierzoludziach, o spaczonym drzewcu. Było tego sporo jak na pierwszą poważną misję. Czuł ciężar tych wydarzeń na swoich barkach i wiedział, że potrzebuje czasu, żeby to przetrawić. Wiedział też, że prędzej czy później dojdzie do siebie i będzie twardszy i bardziej odporny na takie sytuacje. Czuł, że nabrał doświadczenia i miał nadzieję, że ta misja to było dopiero preludium do jego dalszej kariery i kolejnych przygód.
Póki co - był gotowy do powrotu do domu.