Podmiejski trakt, 19 shnyk-ranu
Widząc pełne przerażenia poczynania kompanów Bhurrek dosłownie zbaraniał. Przecież tyle co uprzedził ich, że to najpewniej zwyczajne kuny, których nie powinien był się lękać nawet rachityczny elf, a tymczasem jego słowa wywołały wśród gołoskórych istny popłoch. Gnoll zastrzygł niepewnie uszami, znienacka rozdarty pomiędzy sprzecznymi emocjami. Jego towarzysze bez wątpienia byli całkiem szaleni, bo przecie od maleńkości mieszkali w Ostrogarze, ale czy byli głupi? A jeśli wiedzieli o miejscowych wierzchowcach coś, czego Bhurrek sam jeszcze nie odkrył? Coś strasznego?!
Przez rozbiegane myśli barbarzyńcy przemknęło wyobrażenie stworów, które też miały cztery nogi i kopyta, ale bynajmniej kunami nie były. Pół-kuny? Orkuny? A może przyprawiające o dreszcz trwogi alpaki kamieniste?! Gotów jeszcze chwilę wcześniej wymachiwać maczugą i ryczeć Bhurrek stracił w mgnieniu oka wszelką ochotę do heroicznych wyczynów. Niby przed kim miałby ich dokonać, przed tą szajką tchórzliwych ludziów i elfa? Ani jeden z nich nie poznałby się na bohaterstwie emisariusza Węszymordów!
Podjąwszy decyzję, kudłaty barbarzyńca doskoczył do wpychanego w siano wózka, przegryzł kłapnięciem szczęk postronek owcy i zarzucił sobie przerażone zwierzę na grzbiet niczym worek kartofli. A potem wystrzelił co sił w łapach ku najbliższej kępie zarośli zdecydowany zapaść się wśród nich i obserwować dalszy rozwój wydarzeń z bezpiecznej odległości.