- Wielkim poważaniem darzę waćpanów, każdemu z osobna chylę czoła bo przebiegłe i sprytne z was diabły - westchnął Gabryjel - Ale tak to niestety w przyrodzie bywa, że gdy się w stadzie sami dominaci... basiory, że tak brzydko się wyrażę to ciężko idzie się dogadać i sensowny plan ustalić. Szczery musze być, więc powiem. Nic a nic nie podoba mi się panów nonszalancja. Ja przeciwników zwykłm nie lekceważyć, raz jeden to zrobiłem, dawno temu i drugi raz tego błędu nie popełnię. Choćbym był tak starym doświadczonym piekielnikiem jak pan Bimbrowski, szablą sprawnie władał jak nasz Mazur i bieglej czarował niż mości Kotowski to i tak swej natury nie zmienię. Bo w mą naturę wpisana jest ostrożność. Z wójtem w komitywę wchodzić nie zamierzam, tylko wykorzystać jego umysł a potem śmiertelne ciało czy też raczej jego skórę, w której... - wąpierz spojrzał w kierunku ciemnych chmur, które zakrywały bladą tarczę księżyca - Niech pan Kotowski zasłoni nas przed wzrokiem ciekawskich, to wtedy powiem więcej. Sprawę postawię jasno. Dopóki nie dowiem się co knują Duniewiczowie, moja noga nie postanie w ich domostwie. Mówiąc moja noga, nie twierdzę natomiast, że nie będę tam obecny wcale. Wręcz przeciwnie. - wymownie spojrzał raz jeszcze w kierunku wójtowskiej chałupy.