Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2021, 21:24   #34
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Podmiejski trakt, 19 shnyk-ranu

Stukot szedł stępa, cwane mieszczuchy, co dzień narażone w stoicy na zastraszenie, wymuszenia, zasadzki, czy bardziej wyszukane próby ograbiania w mgnieniu oka ukryli dobytek, wcale niemało warty. Z majątkiem w Imperium Orków lepiej się nie obnosić przeciwko sile mięśni i stali.

Jedni jak Rafael, czy Bhurrek ukryci w zaroślach chroniąc trzodę, inni skromnie skuleni pod Cesarską Jabłonią, nasłuchiwali zbliżających się jeźdźców. Wpierw zgodnie z oczekiwaniem pojawiło się trzech. Twarze jaśniały złotem i trudno było rozróżnić płeć czy rasę. Jeden z jeźdźców nosił lśniącą półzbroję, dwoje pozostałych przebijane spiżem grube skóry. Z sajdaków wystawały łuki i oszczepy. Przejechali śpiesznie nieopodal podróżnych pod jabłonią, tylko ostatni, zawył opętańczo od czego członków orszaku przeszły ciarki. Sam Bane Hasarr Gruna nie powstydziłby się wrzasku wojowniczki.

Ledwo trójka zniknęła z pola widzenia na trakcie pojawiła się kolejna piątka, pobrzękiwały godne pancerze i metalowa broń. Wszystkie oblicza świeciły złotem, jedni skrywali twarze pod pozłacanymi maskami, inni oblicza pomalowali na ten kolor, jak wcześniejsza czujka.

Wydawało się że i ci jeźdźcy miną podróżnych bez zainteresowania, kiedy nieoczekiwanie jeden z nich zawrócił. Skierował swego narowistego wierzchowca wprost na Ślepaka.

- Co tu robicie obdartusy? - krzywił swe złote oblicze. Nie czekając odpowiedzi zeskoczył sprawnie z konia, zdjął z głowy szyszak i zatrzepotał lśniącymi jak twarz lokami, dziwnie kontrastującymi w swej delikatności z grubo ciosana twarzą. - Jedziecie żebrać do obozu! Darmozjady, wszy społeczne! To jest święto wojowników! Zwyciężyliśmy, dzięki szaleństwu bliźniaczych sióstr. - ludź ukazał zęby w uśmiechu i te były złote. Niespodziewanie wysunął palec ku niemal niewidocznemu Allenowi. - Czy czcisz Nata Krante, czy potrafisz drwić z własnego zdrowia, wystawiać się na próby? - zapadła niezręczna cisza. Czterech dawno zniknęło, zaś dotarło dwóch z tylnej straży. - Czym mnie zabawisz, albo ty ślepcze?

Wtem ukryty w krzakach Bhurrek widząc już tylko trzech jeźdźców i dorodne trzy kuny z podniecenia kalkulując szanse rabunku ścisnął mocniej kochaną owieczkę i ta boleśnie zabeczała.

Złotowłosy zbaraniał, zaś dwaj na koniach zarechotali gromkimi śmiechami.

- Herman znalazł ślepego co beczy jak owca, to dobry znak! Znajdziemy w burdelu malaukę! Obsłużymy ją we trzech. Chodź Gering, nie strasz świerszczy!

Herman Gering raz jeszcze błysnął złotem. Skierował paluch na Ślepaka. - Módl się za mnie do Szalonych Bogiń! - rozkazał. Dosiadł ogiera, rozdeptał glebę, zerwał złote jabłko i wgryzając się oblał sokiem. - Dobre - zawyrokował. Sięgnął do sakwy i rzucił Milcarrowi złotą monetę. - Zapłata za modlitwę. Jak oszukasz dopadnie cię klątwa.

Wojownicy oddalili się, a podróżni długą jeszcze chwilę trwali w ukryciu, pomni doświadczeń ulicznych. Otrzeźwił ich pierwszy powiew mroźnego powietrza. ujrzeli, że czarne chmury wiszą już nad ich głowami. Pospiesznie zwinęli obóz i udali się w ostatni etap podróży.

Ledwo wyjechali z miedzy zagajników i dzikich gajów na pola do wypasy bydła, sypnęło ostrym grudkowatym śniegiem. Trudno było patrzyć w przód. Opatuleni szczelnie płaszczami postępowali za dwukółką. Jeden gnoll zdawał się nic nie robić z aury, biegał dokoła uwiązanej owcy łapiąc w pysk płatki śniegu.

Wreszcie ork pokazał miejsce odbicia od traktu. Napili się po łyku kwaśnego vina i skierowali na północ. Za sobą widzieli jeszcze ciągnący w zamieci śniegowej kupiecki zadaszony wóz. Bystre oczy elfa wypatrzyły trzech okutych z pancerze konnych ochraniarzy. Wóz zmierzał zapewne do obozu Złotej Ordy, a jego właściciel miał nadzieję zawrzeć czym prędzej najlepsze transakcje. Niewolnicy, rzadkie zioła, przyprawy, manuskrypty, wszystko co zagarnęli barbarzyńcy podczas wyprawy na Wall.

Wkrótce śnieżyca zelżała, choć wiatr na otwartej przestrzeni nie ustępował. przepędził obłoki i ostre shynkowe słonce stopiła szybko cały śnieg pozostawiając po sobie błoto. Krocząc za wozem podróżni mieli już zupełnie przemoczone buty i portki do kolan, do tego ślizgali się w rozmokłej glebie.

Za to rozjaśniony horyzont prezentował rozległe łąki, od przodu to jest północy, ograniczone skrzącym się jeziorem, na którego tafli przemykały maleńkie żaglowe łódki. Od wschodu puszczą i daleko za nią murami miasta, nad którym majestatycznie górował pałac imperatora boga. Od zachodu zaś płaską górą, obrośniętą prastarym lasem, którego nawet orkowie nie ważyli się karczować. Przed lasem zaś przez cały pas ciągnęły się zagrody i tłoczyło się bydło. Z tej odległości niczym mrówki. Między nimi Allen dostrzegł szybciej goniących cowboy'i.

Dostrzegli wreszcie naprzeciwko siebie wysoki wał ziemny, widać było zza niego tylko jeden okazały dom na pagórku, gdzieś w głębi.

- Wypas - poinformował ork.

Wioska jest położona za wałem ziemnym widać tylko jeden dom na pagórku w głębi, ale można naliczyć ponad dwadzieścia dymów z kominów. Dalej za wioską ku jezioru rozciągają się mokradła. Bohaterom nie wydaje się by ktokolwiek zauważył ich przybycie.

Pozwoliłem zrobić sobie pauzę, jak by ktoś chciał coś deklarować. Takim starym wygom nie mam co na tym etapie podpowiadać.
Jeśli ktoś ma pytania, czy chce co poobserwować to można fabularnie i technicznie.

 
Nanatar jest offline