Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2021, 07:00   #227
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Koninstag (6/8); Przedpołudnie; tawerna "Czarna czapla"; Versana, Vasilij


Vasilij rozsiadł się wygodnie w "Czarnej Czapli". Zamówił piwo i przekąskę. Rutynowo zajął swój stolik w rogu lokalu tuż za załomem ściany. Co czyniło go niewidocznym na pierwszy rzut oka i dawało namiastkę prywatności. "Krótki" tymczasem stał zaraz przy ścianie i wypatrywał Versany by zaprosić ją do stolika szefa, gdy tylko się zjawi.

Wewnątrz gospody ruch był raczej nikły a to za sprawą pory dnia. Na śniadanie wszak było już za późno zaś na obiad za wcześnie. Poza grupką zdawać by się mogło myśliwych jej oczu nie rzucał się nikt wyjątkowy. Otrzepała więc buty z przylepionego do nich śniegu i rozejrzała się raz jeszcze. Towarzyszył jej rzecz jasna Kornas, którego glaca po zajęciu kaptura lśniła niczym jeden z dwóch księżyców wiszących na nocnym niebie. Brunetka jednak gdy tylko spostrzegła skrytego w kącie izby starego znajomego poleciła swojemu pracownikowi by ten zamówił coś dla nich wszystkich do zwilżenia gardła sama zaś ruszyła w kierunku Cichego.

- Witaj. - zagaiła zasiadając przy stole - Co słychać? Stare kurwy nie chcą zdychać a młode dawać? - żartobliwie podjęła rozmowę dosuwając krzesło - Wybacz, że przejdę do konkretów jednak za parę dzwonów mam umówioną lekcje szermierki, na którą nie mogę się spóźnić. Udało ci się więc dowiedzieć w związku z tymi sprawami, z którymi się zwracałam do ciebie ostatnio?

- Co do używek nadałem sprawie powiedziałbym bieg. Mój człowiek ma szykować listę. Rodzaj, efekt, koszt, dostępne ilości. Jak dobrze pójdzie na Zbór będę już coś wiedział. Co do psa to podeśle ci “Miłka” powiedz na kiedy to on ci pomoże z jego ułożeniem. Moim się zajął skutecznie. Theo chce zobaczyć dziewczyny i poznać ich opiekunkę. Powiedziałem mu, że dostanie ⅕ zysków, jak to rozdzieli dalej jego sprawa. Zgodzić się pewnie zgodzi ale wiadomo zyski są niepewne. Wszystko zależy od inwencji dziewczyn i twojej. - Vasilij złapał łyk piwa kontynuując wyliczankę - Karlik strzela paranoje, póki Starszy nie oceni mojej tendencji do zdrady swoim przenikliwym okiem to mamy nie rozmawiać o sprawach rodzinki. No i żadnej sprawy mam nie tykać do tego czasu. Niby go rozumiem, zawodowa ostrożność spiskowców. Nie mniej w jakiś tam sposób mnie to ubodło. - Vasilij trochę pomarudził - Skołowałem psy myśliwskie. Mam trzy na stanie, póki co głównie radują chłopaków ale znajdziemy dla nich i praktyczne zastosowania. No i zbliża się koniec miesiąca pewnie zaraz spłynie do nas gotówka z interesów. Może ugryziemy wspólnie jakoś inwestycję w wypad do stolicy z panią kapitan? Wiezie tam srebro. Zakładam, że chce żeby jej to przerobili na te wszystkie cuda które tam produkują. Może przyjęłaby nas do spółki? Możemy zainwestować, kupić trochę srebra z rynku i dorzucić jakieś dodatkowe sanie. Im więcej zawiezie tam towaru tym łatwiej negocjować cenę na miejscu bo zwiększa się pula zamówienia. Przynajmniej teoretycznie nie wiem jakie ma tam układy. No i kiedy oni ruszają? Prócz sań można dołożyć jej dodatkową ochronę. Gdybym miał dostatecznie dużo czasu. - Vasilij nie wspomniał, że chodził mu też po głowie napad na ten cały biznes jak będą wracać. Trochę go powstrzymywałą znajomość Ver z panią kapitan i wkład Karlika. Nie na tyle jednak by tego nie rozważać.

Ver upiła nieco pływa słuchając kompana. Fakt. Również ona dostała dyspozycje od Karlika aby póki co nie angażować w sprawy zboru Cichego. Szkoda jednak, że dopiero teraz kiedy to już podjęła jakieś kroki zmierzające ku wyjaśnieniu sytuacji ziomków Normy.

~ Trudno. ~ pomyślała przełykając kolejnego grzdyla. Z jednej strony rozumiała podejrzliwość i ostrożność jaką kierował się Starszy i nie dziwiło jej to w przypadku nowej w okolicy Pirory. Cichy jednak był jednym z nich ale kim była ona aby podważać zdanie i polecenie Szefa. Zasada numer jeden: kierownictwo ma zawsze rację. Zasada numer dwa: nawet kiedy nie ma patrz punkt pierwszy.

- Z tymi używkami to myślałam iż załatwisz to od ręki. - przyznała nieco zaskoczona - Wszak mi nie potrzeba ilości hurtowych a jedynie kilka małych pigułek czy tam szyszek. - dodała iż nie zamierza puszczać ich w handel a jedynie użyć w celach prywatnych - No ale trudno. - wzruszyła ramionami na znak bezradności a następnie zaczerpnęła kolejny łyk. Dziwiło ją jednak to iż szef grupy przemytniczej ma problem z załatwieniem czegoś tak błahego i powszechnego w jego kręgu.

- Co do Miłka zaś. - nawiązała do tresera z gangu znajomego kultysty - To lepiej jakbym się spotkała z nim gdzieś na mieście. Wspominałam ci przy ostatniej rozmowie, że okolice mojego domu i portu będą zapewne sumienniej patrolowane. Nie ma więc co ryzykować. Powstaje jednak drugi problem. - zadumała podrapując się w czarnowłosą czuprynę - Bydlak to nie pierwszy lepszy powsinoga. Nie mogę wyjść z nim sobie od tak na spacer a na krypę twoi ludzie nie mają wstępu. Chyba sam rozumiesz. Gdzie i jak więc byś sobie wyobrażał tą tresurę w takim przypadku? - spojrzała pytająco licząc na inicjatywę kolegi, który wszak dość dobrze znał wszelkiego rodzaju dyskretne miejsca w okolicy portu i nadbrzeża.

Alkohol leniwie spływał po jej gardle rozgrzewając od środka niemalże żywym ogniem. Smak goździków i cynamonu skutecznie tłumił smak raczej słabej jakości wina. Za tą cenę w takim miejscu nie można się było jednak spodziewać niczego lepszego.

- Theo, Theo. - wspominała imię sympatycznego i nadwyraz życzliwego niziołka - Chyba więc najlepiej by było abym na najbliższe walki zabrała ze sobą moje dziewczęta. - zdanie niby było stwierdzeniem. Jednak wyraz twarzy wdowy po kupcu zdradzał co innego. Nie była pewna czy taki manewr przejdzie a jak tak to czy przypodoba się organizatorowi.

- A z tym transportem to można pomyśleć. - podjęła temat karawany, która na dniach organizować miała Rosa - Co jednak właściwie chciałbyś na te sanie wrzucić? - zastanawiała się jaki towar mógłby chcieć spieniężyć w stolicy jej niedawno ozdrowiały kumpel - Bo kupienie srebra tutaj tylko po to by je sprzedać w Saltzburgu nie niosłoby ze sobą zbyt dużego zysku. Obstawy Rosie raczej też nie brakuje. Wszak jest kapitanem więc i własną załogę posiada. - zauważyła - Chyba, że… - nagle zadumała nad pewnym pomysłem - ...znasz kogoś kto jest w posiadaniu znacznej ilości tego kruszcu po “nabyciu”, którego musielibyśmy dość szybko się go pozbyć. - wiedziała, że załapie.

- Z używkami to ja myślałem, że rozmawiamy apropo startu teatru i ogólnie sprzedaży choćby przez dziewczyny klientom. Nie spodziewałem się, że potrzebujesz czegoś od ręki. Zasadniczo chyba o tym nie wspomniałaś. Załatwię coś w takim razie na “Zbór” albo następny dzień. - Vasilij szybko poszedł do następnego tematu - Mogę ci podesłać “Miłka”, może wam znaleźć jakiś ustronny pustostan. Tylko wiesz Bydlak zawsze jest ryzykiem. Zawsze go trzeba przenieść w jedną to w drugą stronę. Wystarczy odrobina pecha i ktoś go zauważy. Należałoby trzymać psa w jakimś miejscu docelowym jego urzędowania. Nasza łajba to chyba była chwilowa nie? Gdzie on będzie na stałe? - Vasilij zadał najbardziej podstawowe pytania. - Zabierz na najbliższe walki dziewczęta. Zanim jednak ruszą do pracy pogadamy z Theo. Potem dopiero zaczną robić swoje. A co do wyprawy. Wybadaj panią Kapitan. Z tego co wiem ona w jedną stronę wiezie srebro w drugą gotowy produkt? Te wszystkie srebrne cuda które robią w stolicy są popularne na cały Stary Świat. Być może jest tam z kimś dogadana i dodatkowa wkład z naszej strony może postawić ją w lepszej pozycji negocjacyjnej. Wiesz im więcej zamawiasz tym cena jest niższa tak z reguły działa rynek. Może też bazować na jakiś przysługach tego nie wiemy pociągnij ją za język. Bo jeśli wiezie srebro w zamian odbiera coś gotowe precjoza według jakiegoś przelicznika to może być tam miejsce dla nas. - Vasilij wyjaśnił jak widzi wstępnie każdą sprawę.

- Będę pamiętała. - pokiwała głową zapewniając kolegę iż będzie miała jego uwagi na względzie - Dobrze by jednak było wejść w interes z jakimś konkretnym wkładem. Rozpuść swoje macki, popytaj gdzie trzeba i podaj mi adres jakiegoś dzianego snoba, który w domu czy magazynie trzymać może sporo cennego i względnie lekkiego towaru a ja się tym zajmę. - Ver wskazała iż nie tylko sprytna i obeznana w dworskiej sztuce z niej panienka. Wszak zwinnych paluszków używała nie tylko do zaspokajania potrzeb panienek i panów. Wytrych w jej dłoniach stanowił równie niebezpieczne narzędzie względem czyjegoś majątku niczym szarańcza względem plonów.

- Myślę, że w prostocie leży siła i takie przyziemne manewry mogą przynieść nam największą korzyść. - zauważyła, że nie ma co zbytnio komplikować - A co do Rosy to jak tylko czegoś się dowiem, dam znać. Pamiętaj tylko o jednym. To moja podopieczna i kandydatka. Jest po części w mojej jurysdykcji więc nie nasraj do własnego gniazda. - zachichotała popijając grzańca. Mimo dość lichej jakości płyn spełniał swoją powinność. Rozgrzewał i pokrzepiał ciało.

- Bydlak. Mój pieszczoszek. - zmiana nastroju przychodziła jej równie gwałtownie niczym Ulrykowi o tej porze roku. Dało się wyczuć jej słabość do pupila. Z resztą jak można było nie pokochać takiego przyjemniaczka.

- Docelowo mam dla niego kilka innych miejsc. - przyznała - Póki co jednak musi pozostać na łajbie. Jest tam bezpieczny a i Kurt ma na niego czujne oko. - tak też było. Ver nie miałą zamiaru trzymać na łodzi psiaka w nieskończoność. Sprowadzenie go jednak do właściwego domu wymagało czasu i wkładu.

- Mam jedną niewielką miejscówkę w porcie. - przypomniała sobie o skrytce przygotowanej dla Normy - Nie jest z niej daleko na krypę więc pod osłoną nocy powinno się udać przetransportować tam mojego podopiecznego. To jak? Mam spotkać się z Miłkiem twarzą w twarz i z nim ustalić termin szkolenia czy pokierujesz już go pod adres, który ci podam i tam przejdę z nim od razu do rzeczy?

- Jak usłyszę o dzianych snobach to z pewnością dam znać - Vasilij uśmiechnął się do Ver na wzmiankę o jej złodziejskich ciągotach. - Co do Rosy to chyba musisz zacząć pisać jakieś listy… Norma twoja, Rosa twoja a dopiero co wróciłem - żartował utrzymując uśmiech na twarzy. - Jak to twoja jurysdykcja to niech da nam zarobić. Przeszło mi przez myśl, że można zrobić to na skróty jak będzie wracać ale nie zrobiłbym tego bez konsultacji z tobą. Fajnie by było, żeby udowodniła swoją przydatność mówiąc szczerze. Wiesz zbóje na drogach muszą z czegoś żyć. Przepuścić jej transport jasne… Tylko trzeba wtedy zarobić gdzieś indziej. - Vasilij był rozbrajająco szczery. - “Miłek” się z tobą spotka żeby nie było rozczarowań, zanim przejdziecie do rzeczy. Dam mu znać o specyfice Bydlaka ale jestem pewien, że się nie przejmie. Układanie i oswajanie zwierzaków to jego konik. Gdzie i na kiedy go omówić na wstępną rozmowę? - Vasilij popijał piwo spokojnie.

- Zawsze wiedziałam, żeś roztropny facet. Zbój ale z klasą. - zaśmiała się patrząc prosto w oczy kolegi - Myślę jednak, że listy to za mało. Powinnam chyba zacząć pisać książkę. - dodała ponownie wybuchając śmiechem. Szybko jednak zaczerpnęła trunku by nie skupiać na sobie zbyt dużej uwagi.

- Jednemu już dała zarobić. - zauważyła mając na myśli Karlika, który jako pierwszy przyszedł jej do głowy kiedy chodziło o robienie wspólnego interesu z panią kapitan - Jeżeli jednak przedstawimy konkretną ofertę to myślę, że nie powinna stwarzać żadnych problemów. Powiedz tylko jaką sumą dysponujemy za, którą mogłaby nabyć te świecidełka? - zapytała. Rozmawiając o interesach lubiła wiedzieć na czym stoi i sypać konkretami zamiast dawać zdawkowe odpowiedzi.

- Z dziewczynkami pojawię się na arenie. Możesz być pewien. - uśmiechnęła się na myśl o postępach w tej sprawie - A co do spotkania z Miłkiem to umów nas tutaj Wallentag po zmierzchu. - zaproponowała termin, który jej odpowiadał.

- Kwotę do inwestycji ustaliłbym po Zborze. Starszy pewnie zarządzi zrzutkę na następną wymianę. No i liczę, że układ z wioską naszych braci zacznie być i moim udziałem. Na szczęście niedługo wszyscy rozliczmy miesięczne zyski więc jakaś tam gotówka wpadnie.

Ver przytaknęła tylko krótkim kiwnięciem głowy po czym dopiła resztkę trunku.

- Wygląda na to, że mamy wszystko dogadane. - stwierdziła - Zaś z tą wioską dobrze, że się za to weźmiesz. O ile rzecz jasna Szef wyrazi zgodę. - dodała z ulgą w głosie - Żegnaj więc Vas. - odstawiła kufel i wstała od stołu - Do zobaczenia i niech Bogowie mają cię w swojej opiece.

- Zanim wyjdziesz o Sondre albo tych tajemniczych morderstwach kurtyzan coś więcej słyszałaś? - Gergiev jeszcze podpytał koleżankę sam dopijając piwo.

- W dzień świąteczny zostałam zaproszona przez porucznika na obiado-kolację więc mam zamiar co nieco się rozeznać. - przypomniała koledze to co już mu kiedyś mówiła - O kurtyzanach jednak pierwsze słyszę. Co z nimi? Jakaś zazdrosna żona bierze odwet na kochankach swojego męża? - zaśmiała się choć takie sytuacje zdarzały się już niejednokrotnie.

- Raczej jakiś szaleniec tnie łatwe cele. Uparł się na kurtyzany. Były jakieś okaleczenia i zgony. Nawet wczoraj chłopcy powiedzieli, że zabili dziewczynę. Niech twoje dziewczyny wracają zawsze z obstawą. - ostrzegł koleżankę. - Pogadam ze Starszym, może warto się nim zająć. Z pomocą Strupasa może byśmy go wywąchali. Moich chłopcy i jego ulicznicy za garść monet. Może udałoby się go znaleźć.

Pokiwała głową analizując nowinki, które właśnie usłyszała. Faktycznie. Nieco skomplikowało to sprawę. Sama po zmierzchu raczej się nigdzie nie zapuszczała. Dziewczęta również nie chadzały w pojedynkę bez pilnującego je czujnego oka protektora. Trzeba jednak było brać pod uwagę tą dość nietypową zmienna.

- Coś grasuje po kanałach. - myślała na głos - Coś też atakuje ulicznice. - zadumała - A rany odniesione przez te ofiary wyglądają jakby wyrządził je jakiś wariat ostrym narzędziem? Czy może są nietypowe jak po zadrapaniu pazurem bądź ukąszeniu? - podpytała gdyż dobiegający ze środka głos jakoś sugerował jej taka a nie inna ścieżkę detukcji - Może wystawimy więc jedną z moich dzierlatek na przynętę? - propozycja była dość odważna ale w końcu od czegoś miała te swoje niewolnice.

- Wiesz jak marna jest szansa, że całym mieście gdzie kurtyzan są dziesiątki to coś zapoluje akurat na naszą przynętę? Żeby to zrobić musielibyśmy jakoś swoje szanse. Namówić innych by przez dwa tygodnie swoje dziewczyny puszczali z obstawą a my w tym czasie zapolujemy. Pewnie nie obyłoby się bez pośrednictwa i pomocy Czarnych. I to nadal skomplikowane. - Vasilij podkreślił o wiele większą złożoność problemu niż Ver się wydawało.

- Zawsze można ustalić kilka tras, którymi dziewczęta powinny chodzić ze względu na wzmożone “patrole” naszych ludzi w ich obrębie. - plan wydawał się w tej kwestii w jej ocenie dość prosty. Wszak każdemu alfonsowi zależało na zarobku i zdrowi ich kur znoszących złote jaja.

- Jeżeli zaś chodzi o Petera to mogę z nim porozmawiać. - odparła, że w tej materii może wyręczyć kolegę - Tak się składa, że i tak mam do niego sprawę.

- Przegadaj sprawę bez zobowiązań. Spytaj czy taka idea takich bezpiecznych stref jest za jego pośrednictwem do wyznaczenia. Tylko musiałaby być surowa kara dla dziewczyn działających poza strefą. My możemy zorganizować trochę ludzi, Czarny może dorzucić kilku swoich. To i śledztwo brzmi jak dobre metody, żeby tego kogoś lub coś znaleźć.

- Kary dla dziewczyn to już indywidualna sprawa każdego rajfura. - zauważyła, że nic tutaj Czarnemu do “kodeksu pracy” panującego w “firmie” każdego z tych “biznesmenów” - Z peterem zaś porozmawiam na dniach. W końcu on też ma dole z dziewczynek.


Koninstag (6/8); Południe; rezydencja van Hansenów; Versana, Brena, Froya


Na szczęście dzisiejsze odwiedziny w pałacu van Hansenów nie wymagały od Versany tak pieczołowitych przygotowań jak wczoraj kiedy to wraz z miłośniczkami poezji, malarstwa i szeroko rozumianej sztuki zwiedzały rudery nadające się na Teatr.

Pogoda dzisiejszego dnia na szczęście była łaskawsza więc droga nie zajęła bogowie wiedzą ile czasu. Malcolm jak przystało na doświadczonego dorożkarza zwinnie mijał ludzi powoli kończących już pracę. Również alejki, którymi prowadził znacznie skromniejszy od tych należących do van Zee powozów należały do raczej mniej uczęszczanych. Starzec znał miasto jak własną kieszeń. Nim się wdowa po kupcu zdążyła zorientować byli już u bramy wjazdowej na posiadłość jednego z większych właścicieli ziemskich w mieście.

- Wychodzi na to, że dojechałyśmy. - zwróciła się do swojej uczennicy, kiedy drzwi do dorożki stanęły otworem a na zewnątrz z wyciągniętą ręką czekał siwy mężczyzna, któremu mimo upływu lat nie można było zarzucić braku ogłady i dobrych manier.

Niebo zdążyło zasnuć się ponurymi chmurami grożącymi, że w każdej chwili mogą zrzucić na ten ziemski padół swój śnieżny ładunek. Ale na razie jakoś nic z nich nie padało. I na zewnątrz było mroźno ale i tak było bez porównania przyjemniej niż podczas wczorajszej zamieci jaka przez pół dnia omiatała miasto.

Dwie kobiety w sukniach wysiadły na już nieco znajomym podejściu pod główne, zdobione drzwi van Hansenów. Drzwi były zarówno wielkie jak i mocne. Niczym brama do prywatnej twierdzy. Kilkanaście schodków starannie zamiecionych ze śniegu i posypanych popiołem i już były u tych drzwi jakie otwarł przed nimi służący. A za nimi stał majordom. Potrafił sprawiać wrażenie jakby cały dzień tu stał i czekał na gości. Ale tak być przecież nie mogło.

- Witam panie. Panienka Froya was oczekuje. Proszę za mną. - majordomus przywitał się sucho, uprzejmie i nienagannie tak jak to oczekiwano od kogoś na jego stanowisku. Po czym poprowadził obie kobiety też już nieco znanymi korytarzami na zaplecze rezydencji. Tam gdzie i ostatnio panna van Hansen na nich oczekiwała i gdzie rozmawiały przez chwilę po zakończonym treningu. Nie inaczej było i tym razem.

- A. Jesteś Versano. Witaj. Masz ochotę przepłukać gardło? Naprawdę polecam. Dopiero co odkryłam ten smak. - Froya siedziała przy dość prostym stole. Widocznie to nie był salon dla gości. Ale na taką poczekalnię tuż przed albo po treningu był w sam raz. W końcu nikt się na taką okazję nie stroił. Gospodyni wskazała zapraszającym gestem na miejsce przy tym stole. Widać było, że jest w bordowym kubraku, nienagannym chociaż dość prostym stylu. Akurat jak na trening szermierki.

- To prawda, bardzo polecam. - odezwał się Max jaki siedział obok niej. Przy drobnej blondynce były gwardzista wielkich mieczy wydawał się przesadnie dużym i postawnym mężczyzną. Ale uśmiech miał jowialny i zapraszający. Sam częstował się z filiżanki i tacy z ciasteczkami jakie stały na stole.

- Witajcie. - skinęła delikatnie głową. Froya mimo swojego pochodzenia była raczej prosta w “obsłudze”. Nie wymagała a nawet nie przepadała za jakimiś barwnymi tekstami czy to na przywitanie czy w trakcie rozmowy.

- Nie wypada odmówić. - zauważyła sięgając po filiżankę - Jak nastroje przed dzisiejszym treningiem? Nie naciągnęłaś sobie czegoś po ostatnim? - zagaiła wspominając ostatnie spotkanie - Mam nadzieję, że dzisiaj również usługiwać nam będzie ta służka co ostatnio. - wyraziła swoje oczekiwanie względem służby jaka pracowała na dworze rodziny van Hansenów - Sumienna, posłuszna, urokliwa i nie wznosząca sprzeciwów. - wymieniła kilka z wielu zalet, którymi charakteryzowała się Nadia - No i jej język… - umyślnie zrobiła, krótką przerwę aby wypowiedź nabrała dwuznaczności - ...kulturalny, elegancki i powściągliwy. Intrygująca dzierlatka. Chętnie zawalczę o nią dzisiaj ponownie. - dodała rzucając wyzywające spojrzenie i dopijając płyn z porcelany - To jak? Zatańczymy?

- Widzę, że bardzo sobie chwalisz usługi Nadii i przypadła ci do gustu. - zauważyła gospodyni z nieco ironicznym uśmiechem. Sama jednak cieszyła się smakiem pitego naparu. A ten rzeczywiście był nietypowy, dało się wyczuć domieszkę jakiejś nalewki ale widocznie tylko do smaku i nie grała ona głównej roli w tej płynnej kompozycji.

- I u mnie wszystko w porządku po ostatnim treningu. Dziękuję, że pytasz. Mam nadzieję, że u ciebie podobnie to wyglądało. - odparła na pytanie o poprzednie spotkanie na udeptanym śniegu w ogrodzie. Ten mały poczęstunek się jednak szybko skończył, w końcu nie po to się tutaj zebrali więc wkrótce cała grupka opuściła to robocze pomieszczenie i wyszła tylnym wejściem na zaśnieżony ogród. Dobrze, że nie wiało jak wczoraj o tej porze bo trening byłby niemożliwy. A tak to mała grupka przeszła do tej samej części ogrodu co w zeszłym tygodniu. Tu na krzesłach czekały już na nie drewniany, ćwiczebny oręż.

- No moje panie. To proponuję od małej rozgrzewki. - zachęcił je obie instruktor z pięknymi bokobrodami. Obie uczennice musiały trochę się rozruszać aby przygotować się na ten intensywny wysiłek fizyczny jaki zaraz miał się zacząć.

- Doskonale trenerze. - odparła Ver zdejmując gruby kubrak, który mógłbym nadto ograniczać jej ruchy - Później zaś może spróbujmy się na lewą rękę. Znaczy tą, która nie jest naszą wodzącą? - zapytała rzucając niejako wyzwanie gospodyni. Ver nie miała pewności czy arystokratka jest oburęczna. Pozostało jej tylko mieć nadzieję pokładając ją w ręce samego Tzeentcha.

- Ciekawa propozycja. - odparł właściciel bujnych bokobrodów i spojrzał na tą która płaciła mu za lekcje. Blond głowa jednak skinęła niedbale na znak zgody. Gospodyni została w grubym, bordowym kubraku jaki ładnie kontrastował z bielą jej bryczesów a te z czernią jej butów.

- Może jakiś zakład zanim zaczniemy? Proponujesz coś? - zagaiła szlachcianka biorąc w dłoń ćwiczebny rapier i machając nim na próbę w powietrzu. Na tym mrozie wszystkim się zaróżowiły policzki a blondynka zdradzała kontrolowaną ekscytację nadchodzącymi zmaganiami.

- Szybko przechodzimy od rozgrzewki do sparingu. - zaśmiała się ważąc w ręku ćwiczebną broń - To może rozłóżmy to na trzy części. Tak aby dać każdej szansę rewanżu i odegrania się. - zaproponowała z wyzywającym uśmieszkiem na twarzy gdy wymierzyła zabawką wprost w rywalkę. - Damy mają pierwszeństwo. - dodała zachęcając oponentkę do ataku i licząc, że ta pamiętając ostatnią porażkę i dość lekceważącą postawę gościa popełni minimalny błąd, który Ver będzie mogła wykorzystać. Walka wszak opierała się nie tylko na sile mięśni ale i sprycie. Podejście i psychologia były bronią równie niebezpieczną jak stal.

- Czyli bez stawek. Dobrze. Niech i tak będzie. - blondynka uśmiechnęła się krótko i przyjęła postawę szermierczą na początek tego pierwszego dzisiaj starcia.

- Zaczynajcie moje panie. I proszę o czystą walkę i zachowanie się fair play. - Max z początku wszedł pomiędzy dwie przeciwniczkę niczym zawodowy sędzia ale gdy prosił ich o zachowanie honorowych zasad podczas pojedynku odsunął się zwalniając pole na ten pojedynek. Froya uniosła swój drewniany rapier i zaczęła mierzyć przeciwniczkę pełnym skupienia spojrzeniem.

- Zagrajmy więc o nasze służki na jeden dzień. - rzuciła przyjmując postawę - Tak jak ostatnio. - dodała ruszając do przodu.

Drewniana broń stuknęła o siebie po raz pierwszy a potem poszła w ruch na całego. Froya agresywnie natarła na przeciwniczkę dążąc do jak najszybszego trafienia które mogło oznaczać punkt podczas walki treningowej. A w prawdziwej zranienie lub nawet zabicie przeciwnika gdy cienkie, stalowe ostrze przeszyłoby trzewia nie chronionego pancerzem przeciwnika. Versana próbowała unikać tego ostrza i sama starała się zadać trafienie blondynce lub wytrącić jej broń z dłoni. Ale coś dzisiaj Froya była w formie albo na odwrót, to Versanie niezbyt sprzyjało szczęście. Rapier szlachcianki trafiał wdowę po kupcu znacznie częściej niż ta mogła się zrewanżować przeciwcznce. To jak rapier czarnowłosej poszybował ładnym łukiem w śnieg kilka kroków dalej a blondynka przystawiła jej swój rapier do gardła było skwitowaniem tej pierwszej tury szermierczych zapasów. Zwłaszcza, że Max ogłosił krótką przerwę. Dla zwilżenia gardła i złapania oddechu.

- Froya ma średnią przewagę. I 4 małe punkty. - oświadczył były gwardzista dopełniając swojej formalnej roli sędziego tego pojedynku.

- No to coś mi się wydaje, że twoja służka zostanie u nas. - odparła nieco zdyszana gospodyni sięgając po kielich stojący na ogrodowym stole. A tacę przyniosła Łasica. Tylko widocznie już podczas zmagań więc nawet nie było wiadomo od kiedy tu jest. Teraz posłusznie stała obok stołu odgrywając rolę nienagannej służącej ale udało jej się przemycić dyskretne puszczenie oczka przyjaciółce.

- Słowo się rzekło. - podsumowała - Oby tylko służyła ci równie sumiennie co twoje mnie. - dodała. Wszak mogło się zdawać, że Versana przegrałą. Były to jednak tylko punkty. Każda porażka była w istocie początkiem jakiegoś sukcesu a co nie zabija wzmacniało.

- Widzę, że trenowałaś. - zauważyła chwaląc dzisiejszą formę konkurentki - Lewa ręka nie jest jednak moją przodującą. Zobaczymy jak pójdzie mi w drugim starciu. O co teraz zagramy? Zaproponuj. - oddała wodze gospodyni. Było to i grzeczne i konieczne niejako. Ver jednak mogła się też przekonać na ile fantazja Froyi jest bujna.

- O co teraz? - Froya zamyśliła się powtarzając pytanie i patrząc gdzieś w dal na zaśnieżony ogród. Trzymała kufel grzańca grzejąc od niego dłonie. Obie służki stały obok siebie udając, że prawie wcale się nie znają. Max też stał ciesząc się parującym kuflem jaki był idealny na ten mróz.

- Wiem o co. Jak wygram zorganizujesz mi spotkanie. Z tą toporniczką z areny. Jutro podczas spotkania na arenie. Albo pojutrze jeśli je przełożą. Jak ty wygrasz to ja ci mogę zorganizować jakieś spotkanie. Tylko musisz teraz powiedzieć z kim i powiem czy się zgadzam. - odwróciła się i spojrzała na swojego czarnowłosego gościa czekając na to jak przyjmie taką ofertę.

Propozycja Froyi była niejako wyjściem na przeciw oczekiwań samej Versany. Wszak i tak chciała prędzej czy później doprowadzić do takiego spotkania. Nie spodziewała się jednak tego iż sama będzie mogła oczekiwać jakiegoś spotkania. Propozycja była kusząca. Nikt jej jednak do głowy nie przychodził w tej chwili. Musiała więc nieco się zastanowić. Uciekła więc oczami do góry spoglądając w niebo, zmarszczyła czoło i zadumała.

- Ciekawe, ciekawe. - odparła po chwili - Nie wiem jednak jak daleko sięgają twoje słodkie rączki. - dodała wiedząc niby, że ojciec Froyi jest jedną z bardziej wpływowych postaci w mieście nie mając jednak pojęcia dokąd sięgały jego kontakty i znajomości - Rozumiem w każdym razie, że zawarta w ten sposób umowa będzie honorowa i nie wyjdzie poza nasz krąg? - wolała się upewnić czy aby na pewno skontaktowanie arystokratki z kimś wyjętym spod prawa jak i prośba skierowana do niej nie przysporzy wdowie żadnych kłopotów. Wiedziała, że Froya należy do osób raczej honorowych. Wszak kultywowała stare tradycje. Przezornego jednak sam Tzeentch strzeże.

- Jaki krąg? Po prostu powiedz o kogo chodzi to powiem ci czy się zgadzam. - gospodynie uniosła brwi nie bardzo wiedząc co rozmówczyni ma na myśli. Pytała tak jakby uważała, że ta niepotrzebnie komplikuje proste pytanie.

- Wolę się po prostu upewnić, że jestem wśród zaufanych ludzi, którzy wiedzą czym jest dyskrecja. - odparła prostując widocznie niezbyt jasną wcześniejsza sugestie - Jest taka rzecz a raczej ktoś kogo chciałabym zobaczyć. Mianowicie chodzą pogłoski, że w lochach naszych budzących grozę kazamat są dwie mutantki, które w najbliższym czasie mają być oczyszczone w płomieniach świętego ognia. - wyjaśniła nieco tłumiąc głos - Ja zaś nigdy takich wynaturzeń nie widziała z bliska a bardzo mnie one intrygują. - dodała patrząc niepewnie zarówno na Froye jak i Maksa.

Gospodyni patrzyła na czarnowłosego gościa jakby czekała na jakiś ciąg dalszy. Albo nie była pewna czy dobrze zrozumiała to pytanie. W końcu jednak pokręciła głową jakby otrząsnęła się z zamyślenia.

- Obawiam się, że przeceniasz moje możliwości i zainteresowania. Jeśli z tymi spotkaniami to chybiony pomysł zapomnijmy o sprawie. Chyba czas już wrócić do ćwiczeń. - szlachcianka upiła ze swojego kielicha, odstawiła go z głośnym stuknięciem na ogrodowy stół po czym podeszła do krzesła na jakim zostawiła swój drewniany floret gotowa wznowić przerwane ćwiczenia.

- Pomysł zacny. Jak najbardziej. - ostudziła nieco zapał konkurentki nie chcąc odpuszczać zakładu - Nie sugeruje tu też w żadnym wypadku twoich zainteresowań. - dodała nie chcąc rozjuszać ani obrażać Froyi - Jest jednak jeszcze jedno miejsce w mieście, którego nigdy nie miałam okazji zobaczyć od środka. - nadmieniła - Duma naszego miasta. Akademia Morska. Ponoć biblioteczne półki uginają się tam pod ciężarem zgromadzonych ksiąg.

- Kazamaty, Akademia Morska, arena… Masz duży rozrzut zainteresowań… - odparła z przekąsem błękitnokrwista ustawiając się do szermierczych zmagań. - Ale niech będzie. Jak wygrasz to zorganizuję ci wstęp do biblioteki. A teraz stawaj. - drewniana broń świsnęła złowieszczo a panna van Hansen zdawała się mieć dość tej przedłużającej się przerwy.

Obie ćwiczebne ostrza znów zaczęły stukać o siebie. Przeciwniczki starały się trafić tą drugą i jednocześnie samej nie dać się trafić. Miejsca było w sam raz na te wszystkie wypady i szybkie cofanie się przed natarciem oponentki. Walka była szybka a sytuacja błyskawicznie się zmieniała. Zaraz po ataku trzeba było błyskawicznie się cofać do tyłu aby uniknąć riposty. Ale chociaż Versanie nie szło jakoś szczególnie źle to nadal nie było wątpliwości, że do gospodyni zdominowała tą rundę podobnie jak poprzednią. Jej ostrze zdecydowanie częściej trafiało kubrak wdowy niż ta mogła odpowiedzieć tym samym. W końcu więc Max ponownie zarządził kolejną przerwę.

- No to chyba ktoś mi załatwia spotkanie na jutro. - odezwała się van Hansen z pogodnym uśmiechem na zdyszanej twarzy. Szło się nieźle zgrzać przy takich szybkich skokach i wymachiwaniu bronią, nawet na mroźnym, zimowym powietrzu. Max znów obwieścił punktację ale w punktach tylko potwierdzało to przewagę blondwłosej florecistki. Obie służące podeszły do swoich pań i nakryły je kocami przynoszac jednocześnie kielichy w dłonie.

Versana godnie znosiła przegrane. Wszak nie traciła na nich zbyt wiele a nawet zyskiwała. Póki co jednak zwilżyła usta w płynie i chodziła w kółko by nie pozwolić ostygnąć rozgrzanym mięśniom.

- Albo bogowie ci dziś sprzyjają albo coś nie tak z tym winem. - zaśmiała się w dość specyficzny sposób doceniając dzisiejszą formę oponentki - No to proponuje trzecie starcie. Przegrana organizuje polowanie. - zrzuciła koc, oddała kielich i ponownie chwyciła broń - Niech wygra lepsza.

- Pijemy to samo. A z polowaniem przyjmuję. - odparła blondynka upijając jeszcze łyk czy dwa po czym była gotowa na ostatnią runde. Znów obie przeciwniczki wyszły na udeptany śnieg i skrzyżowały ze sobą drewniane ostrza. Max dał znak aby zacząć tą fazę starcia i można było zaczynać.

Tym razem albo ekscytacja albo zmęczenie albo jeszcze coś innego dało się we znaki obu zawodniczkom. Bo obie popełniały więcej błędów niż we wcześniejszych fazach symulowanego starcia. Nadal jednak to częściej szlachcianka trafiała wdowę niż ona ją. Ta runda zakończyła się więc z kolejną przewagą gospodyni. Obie zawodniczki mogły złapać oddech gdy już było po wszystkim.

- Bardzo dziękuję za walkę, to była czysta przyjemność. - Froya nie zapomniała o dobrych manierach i na koniec uścisnęła dłoń swojej przeciwniczki. Sama zaś chociaż rozgrzana i zdyszana po tych harcach na śniegu uśmiechnęła się do niej życzliwie nie epatując swoim zwycięstwem. Chociaż to było zdecydowane a nie jak tydzień temu co czarnowłosa minimalnie wygrała o parę punktów a cała walka prezentowała bardziej wyrównany poziom co do ostatniej chwili wszystko mogło przeważyć się na jedną lub drugą stronę.

- I vice versa. - odwzajemniła uścisk doprawiając go serdecznym uśmiechem - Wygląda na to, że czeka mnie jeszcze sporo treningu nim dorównam ci w fechtunku. Mam nadzieję więc, że mogę liczyć na kolejną lekcje w tak doborowym towarzystwie. - spojrzała na pozostałą dwójkę w czasie gdy Brena okrywała ją kocem by ta nie przemarzła i się nie przeziębiła. Chwilę później w jej ręku wylądował również kielich zastępujący trzymany do tej pory oręż.

- A co do zakładów to kiedy byś sobie życzyła aby moja służka stawiła się u ciebie? Wallentag? - zapytała chcąc pokazać, że potrafi przegrywać i dotrzymuje raz danego słowa - No i polowanie? Co powiesz na Aubentag bądź Marktag? Jakieś specjalne życzenia? Czym zazwyczaj polujesz? Broń palna? Biała? Strzelecka? - postanowiła się rozeznać aby wiedzieć z czym się mierzy i na co musi się przygotować.

- Może zostać teraz. Ale może być i Wellentag. - Froya obrzuciła Brenę krótkim spojrzeniem ale raczej takim jakim pobieżnym jakim zwykle poświęcało się uwagę przechodniom, obsłudze czy meblom. Wydawała się dość ugodowa w tej kwestii. Za to temat polowania zainteresował ją bardziej.

- Tak więc Wellentag. - odparła przypieczętowując umowę.

- Będę konno. I włócznią. Za jakiegoś odyńca bym się nie pogniewała no ale z łowami jak i z rybami, nie wiadomo na co się trafi. Może być Aubentag. Mam nadzieję, że pogoda dopisze. - w sprawie polowania okazała się całkiem decyzyjna jakby nie miała z tym żadnych trudności. I mówiła jakby już jakieś doświadczenie w polowaniach miała.

- Dobrzę. Weź więc oręż jaki potrzebujesz. - rzekła ciesząc się, że sprawe rynsztunku Froyi ma z głowy - Ja zajmę się resztą i szczerze mówiąc liczę na jakieś większe zwierze. - odparła uśmiechnięta i w pełni zadowolona mimo tych wszystkich przegranych. Następnie zaś spojrzała w niebo.

- Obawiam się, że na nas już pora. - oświadczyła. Wszak dzisiejszy terminarz miała mocno napięty.

- Kiedy więc kolejne zajęcia? - nie odpuszczała. Zależało jej na tych spotkaniach i w gruncie rzeczy zaczynało się jej to podobać.

- Obawiam się, że za tydzień mam inne plany i nie będę mogła pozwolić sobie na tą przyjemność. - odparła gospodyni rozkładając bezradnie dłonie. Sama skinęła na Łasicę i ta zrozumiała gest biorąc obie ćwiczebne bronie po czym całe towarzystwo zaczęło kierować się w stronę tyłów rezydencji.

- Oczekiwać więc będę od ciebie informacji apropos przystępnego tobie terminu. - dodała kłaniając się następnie - Czas spędzony w waszym towarzystwie to istna przyjemność. Dziękuje ci Maksie za czujne oko i pomocne rady. Ty zaś Froyo ćwicz, bo gdy wrócę obiecuję przysporzyć ci jeszcze więcej problemów na ringu. - odparła zawadiacko - Żegnajcie.

---

Mecha 47

Versana; walka treningowa I; (WW vs WW); 50+10=60 vs 45+15=60; rzut: Kostnica 46,84 > 46; 50+60-60=50-46=4 = remis

Froya; walka treningowa I; (WW vs WW); 45+15=60 vs 50+10=60; rzut: Kostnica 51,9 > 9; 50+60-60=50-9=41 = śr.suk


Versana; walka treningowa II; (WW vs WW); 50+10=60 vs 45+15=60; rzut: Kostnica 46,46 > 46; 50+60-60=50-46=4 = remis

Froya; walka treningowa II; (WW vs WW); 45+15=60 vs 50+10=60; rzut: Kostnica 7,88 > 7; 50+60-60=50-7=43 = śr.suk


Versana; walka treningowa III; (WW vs WW); 50+10=60 vs 45+15=60; rzut: Kostnica 74,73 > 73; 50+60-60=50-73=-23 = ma.por

Froya; walka treningowa III; (WW vs WW); 45+15=60 vs 50+10=60; rzut: Kostnica 58,68 > 58; 50+60-60=50-58=-8 = remis
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 10-04-2021 o 07:03.
Pieczar jest offline