Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2021, 07:09   #228
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Koninstag (6/8); Południe; kamienica van Darsen; Versana, Pirora

Dorożka przysłana przez Versanę przyjechała na czas z uwagi że ‘kuzynka’ nie wspomniała o całej świcie tylko o Jame’s towarzyszył jej tego popołudnia. Droga do kuzynki nie trwała długo, samo miasto nie było wielkie jak jakaś metropolia. Gdyby nie pogoda Pirora była pewna, że mogłaby dojść na piechotę w miarę szybko.
James jak zwykle pomógł jej wyjść z dorożki i eskortował ją do drzwi wejściowych po czym zastukał kołatką czekając na służbę van Drasen która powinna się ich spodziewać.

Chwilę później z głębi budynku dało się usłyszeć miękkie kroki. Nie mogły należeć do mężczyzny. No chyba, że do takiego pokroju Juliusa. Gdy klapa uchyliła się oczom przyjezdnych ukazała się delikatna i pokryta piegami buzia pracownicy Versany.

- Witam. Jak mniemam panienka van Dake. - dźwięczny głosik dobiegający zza masywnych drzwi zdawał się spodziewać odwiedzin Pirory - Zapraszam. - dodała stając w progu kamienicy.

Uwadze Breny nie uszedł postawny i wyróżniający się wyglądem James. Nie pasował do stereotypu mężczyzny z północy. Zadbane włosy, schludnie przycięty zarost i spojrzenie pod wpływem, którego gięły się kolana niejednej dzierlatki. Uśmiechnęła się więc uroczo wpierw do równie młodej jak ona panienki a następnie chwilę swojej atencji poświęciła ochroniarzowi doprawiając przy tym uśmiech psotliwym oczkiem.

Przyjemny aromat i miło nagrzana izba stanowiły lustrzane odbicie tego co było na zewnątrz.
W środku prócz rudowłosej służki na gości czekało jeszcze troje pracowników Versany. Greta, która jak przystało na gosposie stała przy palenisku mieszając wielką chochlą w ciężkim, żeliwnym kotle. Dagmara siedząca gdzieś w kącie i brzdękająca jakąś bliżej nieznaną Pirorze nutę oraz Blanka. Ta ostatnia zdawała się być cieniem Breny. Stała obok i oczekiwała na odzienie wierzchnie młodej i atrakcyjnej panienki oraz jej towarzysza.

- Zapraszam za mną. - podjęła ponownie gdy dwoje przybyszy z Averlandu oddali swoje płaszcze drugiej ze służek - Moja pani oczekuje państwa u siebie w pokoju. Proszę za mną. - zamaszystym ruchem ręki wskazała na piętro po czym poprowadziła gości.

Schody mimo solidnej konstrukcji skrzypiały. Niestety nie były wykonane z marmuru jak w przypadku willi van Zee. Spełniały jednak swoją funkcję. Po pokonaniu kilkunastu stopni stanęli na wprost zdobionych mahoniowych drzwi do których Brena kilkukrotnie zastukała a następnie uchyliła je by zorientować się na jakim etapie przygotowań jest jej pani.

- Proszę. - zapraszającym gestem rudzinka odstąpiła krok w bok tak by wpuścić Pirore i Jamesa.

Ich oczom ukazała się właścicielka tej dwupiętrowej kamienicy. Uśmiech zdawał się nie znikać z jej pociągającej i wyróżniającej się urodą buzi.

- Cieszę się, że was widzę. - przywitała wchodzących do jej pokoju gości - Jak wam minęła droga? Mam nadzieję, że nie dłużyła się zbytnio a i warunki nie były aż nadto uciążliwe. Siadajcie. - Versana zaprosiła do syto nakrytego stołu, który dziś wyjątkowo stał na środku jej izby a nie parterze jak zwykle.

Wszystko to wyglądało ponadprzeciętnie i na pierwszy rzut oka zdawało się, że kultystka zachwalając swoją kucharkę nie kłamała. Pieczony w rozmarynie królik, duszony w warzywach jeleni udziec, dorsz morski w asyście cytryn i ćwiartek ziemniaków oraz kilka dań, które raczej rzadko gościły na stołach ludzi w tym krańcu Imperium. Naturalnie były to rarytasy przy przygotowaniu, których Greta musiała nieźle się napocić. Nie co dzień przyszło jej przygotowywać przysmaki z Avarlonu. Mimo wszystko sprostała.

- To ja pójdę po zupę oraz prześle Dagmarę. - zakomunikowała rudowłosa służka grzecznie się kłaniając i znikając za drzwiami.

- Witaj kuzyneczko. - Pirora przywitała się mniej formalnie podchodząc do Versany i całując jej policzek jak to damy na ich poziomie zwykły robić. James skłonił się nisko i przywitał za to formalnie jako to ochroniarz na jego pozycji powinien traktować damę.

- Czy spodziewamy jakieś dodatkowych ważnych gości? Wszystko wygląda tak wspaniale i pachnie tak przepysznie jakbyś gościła przynajmniej jakaś hrabinę. - Blondynka zachwyciła się zasiadając na wyznaczonym dla niej miejscu. W Czym pomógł James podsuwając jej krzesło następnie udał się w stronę van Drasen by uczynić jej tą samą uprzejmość.

- Chyba, że to podstęp mający mi zepsuć figurę bo przyznam, że zamierzam spróbować wszystkiego! Mam nadzieje że twoje wczorajsze sprawy się udały, trochę nam ciebie brakowało na wieczorku. Dziewczyny strasznie ciągnęły mnie o język o tym nieszczęsny trójkącie miłosnym moich ciotek, Joanny i Katarzyny oraz twojego kuzyna którego pokrewieństwa z tobą nie kojarzę. Śmiesznie jak to się czasem układa że po zobaczeniu obrazu żony twojego kuzyna byłaś w stanie perfekcyjnie rozpoznać we mnie powiązania krwi do Joanny i Katarzyny. Z drugiej strony wszystkie kobiety w rodzinie mojej matki mają tak podobną urodę, że właściwie można czasem uznać, że jesteśmy tą sama osobą. W ogóle musisz mi przypomnieć bo ja tej strony historii kiedy w końcu na jaw romans Katarzyny i twojego kuzyna wyszedł na jaw po tym jak uciekli razem do sąsiedniego księstwa to po tym jak Joanna rzuciła się do rzeki zabijając siebie i swoje nienarodzone dziecko to jej mąż wrócił? Przyznam że po tym jak nasze rodziny przestały ze sobą utrzymywać kontakty po pogrzebie kiedyś pojawiła się plotka że on wrocił do domu i zastając w nim tylko śmierć to miał się powiesić… - Blondynka w kreatywny sposób zaproponowała skandalicznie powiązanie rodzinne miedy nim, a było tam wszystko, romans, śmierć, zazdrość, tragedia i erotyzm zakazanej afery małżeńskiej. Wszystko czym szlachta mogłaby się zachwycić tak bardzo że prawdziwość historii przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie.

Versana roześmiała się wyraźnie rozbawiona sugestią zamachu na nienaganną figurę Pirory jak i ich historią rodzinną.

- Nie, nie to nie tak. Odparła. Po prostu część produktów zaczęła już gnić i nie wiedziałam co z nimi począć. - zrewanżowała się może nieco przyziemnym i bezpośrednim żarcikiem - Warto więc by wpierw wszystkiego kosztował James. - obrzuciła go szybkim spojrzeniem poddając niejako wyzwaniu - Swoją drogą to kucharka poczułaby się urażona gdybyście czegoś nie zasmakowali. - zauważyła - Zresztą znając poczciwą Gretę to nie wypuści was stąd z pustymi rękoma.

W trakcie wzmianki o najstarszej z pracownic Versany do izby wróciła Brena niosąca wraz z Blanką wazę parującej zupy. Za nim zaś szła uśmiechnięta Dagmara, która za zadanie dzisiaj miała umilać spotkanie miłą dla ucha muzyką oraz przyśpiewką w nieznanym dla gości języku.

- Miło mi słyszeć, że tak wam brakowało mego towarzystwa w trakcie wczorajszego wieczorku. - podziękowała niejako skinając głową - Jeżeli zaś chodzi o wścibskość i dociekliwość panienek ze śmietanki. To ponoć ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła. - zachichotała - Ale tak, tak. Pamięć masz dobrą. Klemens. Tak właśnie nazywał się ów kuzyn. Jego dziad wraz z moim byli stryjecznym kuzynostwem. - dokończyła tą część historii - Drzewo genealogiczne godne krasnoludów. - zauważyła nawiązując do tego ważnego dla braci z góry elementu ich kultury - Już widzę minę Kamili jak ta rozmyśla nad napisaniem kolejnej powieści.

- W pani towarzystwie nawet trucizna smakowały wybornie madame. - Odpowiedział James na wyzwanie Versany. - Ale skoro zdrowie panienki ma być zagrożone nie ma co czekać czas próbować. Także smacznego wam i mi. - James wzniósł prosty toast i począł kosztować potraw co jakiś czas zachwycając się którąś.

- Och kiedy my mamy ten problem z nadmiarem pożywienia to służba porządnie je gotuje i wiezie do sierocińca albo przytułku. Dobrze robi na reputacje a i jedzenie się nie marnuje. - napomknęła na zwyczaje z domu, może nie tyle zwyczaje co medoty uchodzenia za świętych i dobrych ludzi.

- Klemens własnie wiedziałam że miał jakieś fircykowate imię ale nie pamietałam jakie. Starałam się być bardzo skryta z historią niech się szlachcianki zastanawiają nad szczegółami. No i raczej nie powinnam się podzielić taką historią z obcymi, co innego gdyby to były moje dobre i zaufane przyjaciółki. Wtedy pewnie moglibyśmy uchylić trochę więcej. Ale tak przy pierwszym spotkaniu odkrywać wszystkie karty? Toż to aż nie moralne. - blondynka dała do zrozumienia, że nia ma zamiaru dzielić się tym z szlachciankami póki nie zostanie w pełni przyjęta do towarzystwa.

- Właśnie czy mi się wydawało czy ta van Richter ma z tobą jakąś zadrę? Może mi się wydawało ale poczułam woń lekkiej rywalizacji? - zasugerowała Pirora swoje ciche wnioski po obserwacji wymiany małych przytyków między kobietami. Oczywiście sama też zaczęła próbować potraw. - Mhmmmm… o najsłodsza ambrozja ...mhmm jakie to dobre...nie wiem czy z resztkami nie zabiorę ci kucharki… - Ich rozmowa była plątaniną interesów jak i przypadkowymi nie związanymi do tematu rozmowy zachwytami potraw.

- Ach właśnie jak zrozumiałam dziewczyny nie znają cię zbyt dobrze. Czy to znaczy że sama nie mieszkasz w mieście aż tak dawno? A może jesteś żona z importu jak to pewnie planuje dla mnie ojciec? - Zapytała starsza kobietę chcą poznać ją trochę lepiej jako osobę.

- Rywalizacja to raczej zbyt mocne słowo. - stwierdziła przyznając niejako, że coś jest na rzeczy - Powiedzmy, że hmmm… - zadumała szukając odpowiednich słów - ... że obie nie jesteśmy do końca szczere mimo świetnie zgrywanych pozorów. Poza tym to żadna rywalizacja. - oświadczyła nie mając tak naprawdę na pieńku z dobrze wydaną za mąż damulką - Nie lubię jednak dawać sobie wejść na głowę a i moje relacje z Madeleine nie są na tyle bliskie by dzielić się z nią wszystkimi szczegółami swojego życia. - zachichotałą nawiązując do słów młodszej koleżanki. Potrawy zachwycały barwą i aromatem. Greta widocznie wzmiankę o gościach a Averlandu wzięła sobie do serca. Gotowanie było jej całym życiem nie mogła więc pozwolić sobie na najmniejszą pomyłkę i niedociągnięcie. Stąd też tak potrzebny był jej dzisiaj Kornas. Gdy Ver tylko wróciła ze spotkania w “Czapli” gosposia wzięła eunucha pod pachę i razem ruszyli na rynek i do kilku zaufanych dostawców by nabyć produkty najlepszej jakości.

- Któryś rok już leci. - stwierdziła nawiązując do pytania a propos czasu jaki spędziłą w mieście - W każdym razie wystarczająco długo aby poznać jego jasne jak i ciemne storny i z całą pewnością mogę przyznać, że tych drugich jest zdecydowanie więcej. - zachichotałą a następnie nadziałą na widelec nawałk ryby, która kilka chwil wcześniej nałożyła sobie na talerz - Z resztą jak to najczęściej bywa to ci, którzy uchodzą za tych najczystszych i prawych najwięcej brudu mają za uszami. - tak też było o czym z resztą Pirora już nie długo się będzie mogła o tym przekonać - Żona z importu? - określenie nieco ją zaciekawiło ale i rozbawiło zarazem - Dobre, dobre ale tak. Powiedzmy, że jestem żoną z importu. Mamusia jakby żyła na pewno byłaby dumna z tego jak mi się życie potoczyło. - kolejny kęs zapity łykiem wyszukanego jak na te strony Imperium Averlandzkiego trunku. Owocowe nuty łamane korzennym aromatem doskonale łączyły się ze smakiem ryby.

- A jak tobie z tym, że twój papa planuje wydać cię za mąż? - zapytała nieco zainteresowana taką pozycją siedzącej na drugim krańcu stołu kobiety. Ver ceniła sobie swoją niezależność i nie wyobrażała sobie by ktoś mógł ją wydać za kogoś jak to miało miejsce chociażby w przypadku Madeleine.

- Co w przypadku kiedy ów wybranek nie przypadnie ci do gustu ale ślub z nim będzie lukratywny dla interesów twojego rodu? - ciągnęła dalej - Jak się okaże aseksualny albo niedołężny w wiadomym temacie? - patrzyła pytająco mocno zaciekawiona całą tą sytuacją. Nie pojmowała tego jednak z Kamilą czy Froyą nie mogła sobie pozwolić na tak bezpośrednią rozmowę.

- Aaaa jak tobie wczoraj podobał się ten wczorajszy rekonesans i wieczorek na którym niestety nie mogła pozostać? - zapytała będąc ciekawa reakcji i wrażeń Pirory.

- Mój ojciec to człowiek ambitny, wyobraża sobie siatkę punktów handlowych po całym Imperium. Dodatkowo marzy mu się uszlachetnienie krwi a wydając dobrze nas, mnie i moje dwie siostry, za mąż otwierają się przed nim nowe wody społeczne gdzie może szukać, nowej żony dla siebie, żony dla mojego młodszego brata. I wydaje mi się że do tej pory całe życie żyłam w tej rzeczywistości więc przywykłam myślą że mogę skończyć w nudnym nieszczęśliwym małżeństwie. - powiedziała blondynka z jakby mówiła o najzwyklejszej oczywistej rzeczy pod słońcem. Jeśli przeszkadzało jej taki stan rzeczy to świetnie to ukrywała.

- Staram się tym nie przejmować, jest wiele sposobów na przeżycie nudnego małżeństwa od pójścia drogą ciotki Katarzyny… - powiedziała sugerując że może mieć romans, albo i dziesięć a następnie wspominając o bardziej makabrycznych wyjściach - … a jeśli małżonek będzie sędziwy wiekiem zawsze mogę cieszyć się życiem wesołej wdówki. Tak czy siak będzie to most który przekroczę jak już do niego dojdę. A pod nieobecność ojca trochę sobie po harcuje jak przysłowiowe myszy. - Pirora zaśmiała się z własnego żartu.

- Tylko muszę pamiętać że sprawy które przeszkodziły papie mogły być natury interesów ‘rodzinnych’ więc pewnie mądrym będzie jeśli jednak zabezpiecze się na ewentualność osierocenia. Może mały interes tu i tam albo współwłaścicielstwo większego. Choć do tego wolałabym mieć pewność że jestem mile widziana przez tutejszą rodzinę. - blondynka obwieściła swoje plany i obawy co do jej pozycji w kulcie i w mieście.

- Wieczorek był wspaniały, liczę że będę zapraszana na więcej. Kiedy będe miała już własne cztery ściany to pewnie sama będę organizować podobne. A własnie co do czterech ścian możesz mi podać nazwisko godnego do polecenia notariusza? Na pewno jakiegoś masz skoro miałaś informacje o pustostanach. Jednak życie w tawernie na dłuższą metę nie jest tak przyjemne, owszem poznaje się ciekawe osoby ale jednak ten brak prywatności, małe łóżka brak miejsca by zorganizować tańce. No i tęsknie za moją pracownią malarską. - malarka w końcu przeszła trochę do interesów jakie miała do ‘kuzynki’.

- Och widziałaś może już co przywitało z dalekiego Averlandu? Może po obiedzie porozmawiamy bardziej o tej sztuce. - Pirrora napomknęl o przesyłce i naprawde była ciekawa czy rodzina już się nią zachwyciła.

- Ja zdecydowanie bardziej cenię sobie chyba swoją niezależność. - stwierdziła widząc pogodzoną z takim a nie innym losem swoją rozmówczynię - Chociaż czasami zgrywanie uroczej i głupiutkiej niewiasty śmiejącej się z często mało zabawnych dowcipów adoratora jest dość komiczne i dostarcza mi nie lada rozrywki. - nikczemny uśmieszek zawitał na jej ustach nim wsadziła do nich kolejny kęs tym razem pieczonego królika. Mięso było soczyste i wciąż smakowało wiatrem. Z początku Ver nie wiedziała co Greta ma na myśli powtarzając to stwierdzenie. Jednak z czasem zaczęła wyłapywać tą sugestię. Im więcej jadała dziczyzny tym bardziej ją lubiła. Z resztą stanowiła ona miłą odmianę od ryb, będących codziennym elementem jadłospisu tutejszych mieszkańców.

- Cieszy mnie twoja zaradność i przezorność. - podjęła dalszą rozmowę przełykając kęs i wycierając uprzednio usta o jedwabną chusteczkę - Jednak w rozwijaniu skrzydeł na płaszczyźnie ekonomicznej zgoda rodziny nie jest wymagana. - uśmiechnęła się - Tutaj często trzeba mieć zgodę zupełnie innych ludzi. - na myśl przyszedł jej Peter czy nawet Cichy - Z naszą biologiczną rodziną zaś zdecydowanie częściej dobrze się wychodzi tyle, że na portretach. - zachichotała - Jeżeli jednak potrzebna będzie ci rada czy pomoc w jakiejkolwiek innej postaci to wiedz, że na mnie możesz liczyć. Nie rzucam wszak słów na wiatr. - mówiła teraz niczym starsza siostra. Z czułością i troską. Nie chciała też zabrzemić jak zadufana w sobie i zmanieryzowana matrona.

- Notariusz? - nieco zdziwiło ją to słowo - Sprawy w mieście wyglądają zupełnie inaczej. - ton głosu wskazywał na to, że jest to raczej błaha i trywialna rzecz - Znajdujesz sobie jakiś pustostan. Większy czy mniejszy i adaptujesz. - wyjaśniła - Przy odrobinie szczęścia władze miasta jeszcze ci podziękują za urbanizację tej dziury. - zaśmiała się na myśl o tym jak ratuszowa śmietanka składa osobistą wizytację nowo przybyłej mieszkance - Jeżeli jednak wolisz mieć to na papierze. Nie ma sprawy. Mój prawnik osobiście może zająć się dokumentacją. - uspokoiła koleżankę - A co do znajomości tutejszego rynku nieruchomości to możemy obie wybrać się na objazdową wycieczkę lub poproś o pomoc tą uroczą granatowowłosą niewiastę, z którą wizytowałam u ciebie ostatnim razem. - dodała wskazując prostą zależność między znajomością miasta a dziewczyną wychowaną przez jego ulice.

Wino miło łaskotało jej podniebienie. Stanowiło też przyjemny kontrast od tych szczochów, które rozlewali w karczmach. Potrawy zaś goszczące na stole sukcesywnie znikały z tac i mis. Cieszyło to gospodynie. Nie miałą jednak pewności czy Pirora i jej ochroniarz robią to z racji na swoje dobre wychowanie czy rzeczywisty apetyt i trafienie w ich gusta. Tak czy inaczej Greta będzie zachwycona docenieniem jej kunsztu. Nawet jakby miało to być nieszczere posunięcie ludzi wywodzących się z wyższych sfer.

- Miło, że o tym wspominasz. Tak się składa, że jeszcze nie miałam czasu przyjrzeć się tym dziełom. - z posmutniałą miną przyznała się do tego przeoczenia - W twoim towarzystwie powinno to jednak nabrać zupełnie innego kolorytu. - miłymi słowami zaznaczyła możliwość podziwiania tych dzieł sztuki w towarzystwie córki mężczyzny będącego darczyńcą - James z Kornasem będą musieli wpierw ów skrzynie wtachać tu na górę. - zauważyła spoglądając na drzwi - Liczę jednak na to, że przyjdzie nam podziwiać arcydzieła we dwójkę. - wskazała na to iż dobrze by było aby James zostawił je same sobie w objęciach talentu autora.

- Jak to?! Po prostu nagle wchodzę do jakiegokolwiek budynku, mówię głośno że jest mój i zaczynam w nim mieszkać? Bez papierologii? Notariusza, aktów własności? - Pirora patrzyła z czystym zdziwieniem na van Drasen jakby jej właśnie wyrosła druga głowa. - Trochę jakbym trafiła do państwa bez zasad i praw…

- Jeśli mogę madam, - James wtrącił się grzecznie do rozmowy. - Skrzynia jest za duza by ja tutaj wnieśc ale zapewniam że nic nie stoi na przeszkodzie by wszystkie trzy egzemplarze przynieść tutaj. Są owinięte w materiał się nadal będzie miały niespodziankę i radość z rozpakowywania prezentu.

- Nie zrobioną ci tutaj bałaganu. - Poparła swojego ochroniarza malarka.

- W rzecz samej. - pokiwała głową potwierdzając wcześniejsze słowa - Podejrzewam, że znaczna część pospólstwa tak właśnie nabyła prawo do mieszkania w tych pustostanach. Nie bierz tego jednak do siebie. Nie mierzę cię w żadnym wypadku z szarym człekiem. - kontynuowała patrząc prosto w oczy rozmówczyni - Ale dobrze. Wybaczcie. - wstała od stołu i ruszyła w kierunku swojego wielkiego i solidnego biurka. Chwyciła kawałek papieru, zamoczyła pióru w inkauście i coś zapisała. Chwilę później machając w powietrzu skrawkiem by tusz wysechł podeszła do Averlandki.

- Tu masz adres mojego skryby Maksa oraz niejakiego Rainera Drechslera. - wręczyła notkę kobiecie - W przypadku tego pierwszego, powołaj się na mnie on zaś wszystko dokładnie ci wytłumaczy, pokieruje i załatwi gdy taka będzie potrzeba. Drugiego niestety osobiście nie znam. Jest to jednak miejski notariusz zajmujący się prawem handlowym i właśnościowym. - dodała - Jeżeli jednak chodzi o rekonesans okolicy w celu odnalezienia odpowiedniego zabudowania to moja oferta wciąż jest aktualna. - puściła oczko zachęcając do wspólnej wycieczki na dniach - Teraz zaś skoro już posililiśmy ciało to skupmy się na duszy i przystąpmy do tej artystycznej części naszego spotkania. - wernisaż stanowił miły deser po tych pysznych smakołykach jakie dziś zaserwowała im Greta - To jak? Panowie może więc przyniosą nam pakunki a dziewczęta coś do zwilżenia gardła? - zaproponowała patrząc przede wszystkim na Pirorę.

- Oczywiście, James idź z Kornasem. - ponagliła ochroniarza blondyneczka chwytając małe ciasteczko z patery. Chwile później panowie wnieśli trzy pakunki dwa walcowate jeden prostokątny i płaski.

- Od którego chcesz zacząć? - zapytała podekscytowana malarka podciągając swoją spódnicę w górę i wyjmując z buta mały ładnie zdobiony sztylet.

Jeden gest wystarczył by pracownicę Versany zostawiły ją sam na sam z gościem honorowym. Nie wyglądały na zawiedzione. Na dole czekał na nie James. Stanowił miłą odmianę od małomównego, łysego, roztyłego i piskliwego Kornasa. Wdowa dostrzegła również zachwyt w spojrzeniu Grety, kiedy ta szybko przyjrzała się ochroniarzowi Pirory.

- Wpierw zarygluję jednak drzwi. - podstąpiła w ich kierunku - Na dole Dagmara ma zabawiać domowników muzyką więc nasze słowa i… jęki? - spojrzała na koleżankę - Nie powinny się nieść. - zachichotała przekręcając klucz - A co do obrazów to zdam się na ciebie. Lubię jednak gdy napięcie powoli wzrasta budując atmosferę i na koniec eksploduję dając nam wewnętrzne oczyszczenie i przeżycie.

- Jęki?...madam van Drasen czuje że ściągnęłaś mnie do swego domu w niecnych zamiarach które panience o moim statusie i reputacji nie przystoi. odpowiedział flirtem trzepiąc uwodząco rzęsami.

- Zaczniemy od żołnierza. - Powiedziała i rozcięła sznurek trzymający materiał. Rozwinęła go delikatnie by ukazać małe popiersie ubranego w zbroję z hełmem averlandzkiego żołnierza. Zaskoczenie odmalowała się na gospodyni gdyż pewnie ta spodziewała się czegoś bardziej szokującego. Pirora szybko położyła rzeźbę i trzema mocnymi uderzeniami rozłupała pieczęć w jej podstawie. Z środka na materiał posypał się piasek i inne zawiniątko materiału Pirora odstawiła popiersie na bok jakby nie miało już znaczenia delikatnie odwiązała troczki w drugim zawiniątku.

Powoli oczom van Drasen ukazała się mała tapiseria… mała bo widać było że przeszła wiele, była pocięta zakrwawiona, podpalona i poprzecierania… mimo to nadal dalo się rozpoznać morze czaszek i znak Khorma widniejący na materiale.

Jej mina zdradzała dozę podziwu, niedowierzania jak i wycofania zarazem. Wszak Khorne był jednym z Bóstw, które wielbił ich kult. Stał on jednak niejako w opozycji to tych dwóch, które ona sama stawiała na piedestale. Nie zmieniało to faktu iż z obrazu emanowała jakaś bliżej nieokreślona moc i energia, wprawiająca oglądającego w stan ekscytacji podnosząc jego ciśnienie i puls.

Usta Ver rozchyliły się lekko. Nie dała rady jednak z początku zebrać się na żaden komentarz. Taki skarb w jej domu. W prawdzie parała się obrotem dzieł sztuki. Nie myślała jednak, że przyjdzie jej do oględzin czegoś tak wspaniałego.

- Perełka. - sama nie wie jak to możliwe, że do opisu dzieła wielbiącego akurat tego boga to to słowo nasunęło się jej na język jako pierwsze. Widocznie takie już było zboczenie zawodowe związane z jej fachem.

- Doczekać się nie mogę reszty. - dodała spoglądając na kolejne zawiniątko przyniesione przez Jamesa.

- Teraz Tancerka…- powiedziała Pirora zajmując się drugim zawiniątkiem. Tutaj rzeźba przedstawiała kobietę w tanecznym obrocie, lekkiej sukni i odznaczającymi się na niej piersiami, włosy postaci też był w ruchu. - Nie wiem jak ty ale jeśli chciałabyś coś po prostu Kamili podarować to tancerka chyba będzie pasować najbardziej… oczywiście bez zawartości. - Otworzyła drugie dno tak samo jak w pierwszej i wyciągnęła drugi pakunek.

Kolejna tapisteria większa i trochę lepiej zachowana.

- Tą znaleźliśmy w Bretonii, patrz jak ktoś się postarał… - Wzięła dłoń Versany i pogładziła nią gruby materiał przedstawiającego grubego dotkniętego zarazą człekokształtnego papę Nurgla. - .. został uratowany przed spaleniem.

Tapisteria powinna wisieć w poprzek , była trochę brudna i przetarta ale nie tak sponiewierana jak pierwsza jaką Versana zobaczyła.

Ciarki przebiegły wzdłuż jej kręgosłupa. Dzieło odrzucało i było na swój sposób obrzydliwe. Ktoś z bardziej wrażliwym żołądkiem na pewno zwróciłby zawartość kolacji. Arras miał jeszcze jedną dość osobliwą cechę. Mianowicie jako pieczołowicie utkane nitki stanowił swoistego rodzaju dzieło sztuki cieszącego oko. Tutaj było jednak inaczej. Na widok tego co on przedstawiał w ustach dało się czuć nieprzyjemny smak nadgniłego mięsa zaś w nozdrza wdzierał się delikatny odór padliny. Zupełnie jakby jej garbaty kolega z kultu przybył do jej pokoju wraz z kilkunastoma ziomkami.

~ Niesamowite i niewytłumaczalne. ~ pomyślała przełykając ślinę. Odeszła w tym momencie jej ochota na wino oraz przystawki.Na myśl przyszedł zaś Strupas. Gdyby tak się dopatrywać podobieństw to pewne można by dostrzec.

Ver przemilczała komentarz. Z jednej strony ze względu na podziw w jaki wprawiły ją dwie zaprezentowane do tej pory pozycje z drugiej zaś w strachu przed nahaftowaniem na świeżo co umytą podłogę. W jej mniemaniu przełyk był drogą tylko w jedną stronę. Prócz tego Greta tak bardzo napracowała się przy przygotowaniu całej kolacji, że aż szkoda jej było oddawać to co kilkanaście chwil wcześniej spożyła.

- A teraz “Polowanie” - Pirora podeszła do prostokątnego obrazu i postawiła go na krześlę. Materiał opadł a oczom Versany ukazał się przepiękny obraz...makabryczny ale przepiękny. Polowanie przedstawiało dzika rozszarpywany przez psy myśliwskie w polu żyta krew obryzgała rośliny psy i ziemię w oddali widać było myśliwych na koniach pędzący ku zwierzynie, jeszcze dalej w lesie jakieś postacie kryły się zza drzewami. W drzewach kryły się ptaki, w trawie chowały się myszy na które przymierzała się żmija. Co van Drasen spojrzała znajdowała jakiś nowy szczegół który jakby chciał wyskoczyć z obrazu wprost na nią.

- Chwilowo to moje najlepsze dzieło z rodzaju konwencjonalnych... to oczywiście też możesz komuś podarować najlepiej komuś kto lubi brutalność polowań., ale jak sobie go zatrzymasz po wszystkim będzie mi miło… - Pirora podeszła do obrazu i usunęła sztyletem parę gwoździków i delikatnie sięgnęła pod płótno.

Wyciągnęła dwa pakunki.

Z czcią i delikatnością rozłożyła je na łóżku Van Drasen. Przedstawiały Pana Rozkoszy i Pana Przemiany. Były najlepiej zachowane pachniały przyprawami. Książę Chaosu przedstawiony był jako istota z cechami męskimi i żeńskimi na jednej nodze owijał się wąż, twarz miał zakrytą maską bo żaden artysta nie był w stanie oddać godnego piękna jego urodzie. Napis na tapiserii czytał “Perfekcja” w języku Tilei.

Pan przemian był za to przestawiony jako wijący się stwór którego ciało składało się z masek przemieniających się istot i piór. Ten też miał Tileańskie słowo “Zmiana”.

~ Jak ci się podobają? ~ Pirora podeszła na zapatrzoną w te dzieła Versane i szepnęła jej do ucha.

Ver podobnie jak jej młodsza koleżanka dwie noce wcześniej padła na kolana. Nie padła jednak przed nią a przed majestatem obu Bogów. Drżała. Niemal tak samo jak w momencie kiedy zbliżał się szczyt uniesień w trakcie łóżkowych i nie tylko figli z Łasicą. Tyle, że to dygotanie było dużo bardziej intensywne. Myślała, że rozumie swoje ciało. Myliła się jednak. Jej serce przeszywała cała plejada emocji. Od radości i euforii po strach i panikę zarazem. Mimo tak skrajnego stanu podeszła na kolanach do łóżka by z czcią i uwielbieniem dotknąć oblicza Obu. Czuła ich spojrzenie na sobie mimo że pierwszą z twarzy podobniej jak Starszego zakrywałą maska a drugą nawet ciężko było zlokalizować. Świat dookoła przestał na chwilę istnieć. Była tylko ona i Oni. W głowie zaś kołatały się jej setki słów. Żadne z nich jednak nie było w stanie oddać tego co czuła. Nie była nawet pewna czy jakiekolwiek ludzkie słowo jest w stanie oddać potęgę, miłość i moc jaka biła od postaci Tzeentcha i Slaanescha. Była tylko małą i nic nie znaczącą zębatką w wielkim mechanizmie przemian. Mimo to odnosiła wrażenie iż łaska obu spływa na nią przenikając przez każdą tkankę jej organizmu i napawając siłą do dalszego działania.

Pirora patrzyła jak siostra z Nordlandu przeżywa to wszystko, jej twarz i gesty nie ukrywały nic. Malarka rozumiała co ta czuła kiedy ona pierwszy raz zobaczyła te tapesterie miała podobna reakcję.

- To, to… - chciała zebrać myśli w całość tak by rzec chociaż jedno słowo. Nie udało się jej jednak. Łzy podeszły jej do oczu po czym cienką strużką spłynęły po policzku. Przetarła go jednak rękawem sukni i powstała. Czuła się jak nigdy dotąd. Silna, piękna i zauważona przez najwyższych.

- Wdzięczna ci za to, że mi pokazałaś te arcydzieła. - z dumą i pewnością w głosie przemówiła do Averlandki - Jeszcze nigdy w życiu nie dostąpiłam tak wielkiego zaszczytu i nigdy nie zapomnę ci tej chwili. - dodała uzewnętrzniając się nieco - Zacny to dar, który zapewne zostanie doceniony. Chwała im na wieki. Niechaj zstąpią aby wszystko mogło się dopełnić.

Gobeliny były tak samo piękne jak i niebezpieczne. Nie mogła pozwolić sobie na ich zatrzymanie. Był to zresztą dar dla “rodziny” a nie dla niej. Poczuła, że jak najprędzej musi zanieść je na pokład Adele.

- Pozwól, że jeszcze raz rzucę na nie okiem. - spojrzała ponownie na wszystkie cztery tapisteria - I pozwól, że raz jeszczę ci podziękuję. - odwróciła się w stronę Pirory, złapała ją za biodra i przyciągnęla do siebie tylko po to by chwilę poźniej zatopić się w jej pełnych i ponętnych ustach. Całowała namiętnie. Jakby to był jej pierwszy raz. Emocje ponownie wzięły górę. Nie próbowała jednak nad nimi panować. Dała ponieść się chwili.
 
Pieczar jest offline