Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2021, 07:10   #230
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Koninstag (6/8); Wieczór; “Stara Adele”; Versana, Kornas, Kurt.

Słońce już dawno zaszło za horyzont. O tej porze zresztą dość szybko robiło się ciemno. Jej przyszywana kuzynka natomiast już dobry dzwon temu została odwieziona pod same drzwi tawerny, w której się zatrzymała. Ver została zaś sam na sam ze swoimi myślami i toczyła z nimi sporą batalie. Z jednej strony nie chciała odnieść podarków. Zatrzymać je na chociaż jeden dzień. Na kilka chwil. Z drugiej jednak stanowiły one zbyt gorący towar aby pozostać pod jej dachem. Rozum tym razem wziął górę. Z ciężkim sercem i największą starannością zawinęła arrasy w płótno, którym były opatulone wcześniej a następnie wezwała do siebie Kornasa.

- Zbieraj się. Ruszamy do portu. - rzekła krótko gdy ten ociężałym krokiem wszedł na górę. Nie było na co czekać. Chciała jak najszybciej mieć to za sobą w obawie przed rozmyśleniem się. Przebrała się więc, chwyciła swój ciemny podróżny płaszcz, kilka smakołyków dla Bydlaka, rapier, afrodyzjak, który musiała wydobyć z dna skrzyni i to co najważniejsze - gobeliny.

Oboje potrzebowali zaledwie kilku pacierzy by wyruszyć. Szli jak zwykle w takich momentach. Kilka kroków od siebie. Ver cały asortyment zabrała ze sobą. W razie jakiś sytuacji konfliktowych to ona miała wiać w czasie gdy eunuch skupiał całą uwagę potencjalnego agresora na sobie. Z resztą do tego został zatrudniony przez jej męża nieboszczka.

- Chroń jej zdrowie i życie kosztem swojego. - tak powtarzał durny staruch.


Na szczęście nie mieli do pokonania bogowie wiedzą jak długiej drogi. Uliczki były raczej puste to i szło się szybciej. W końcu ich oczom zaczęły ukazywać się górujące nad dachami przyportowych magazynów maszty. Wiatr też nabrał na sile niosąc ze sobą chłód i słony zapach. Na końcu szeregu zacumowanych żaglowców czekała zaś dobrze im znana krypa. Nim się jednak do niej zbliżyli uważenie zbadali teren wokół upewniając się, że nie ciągną za sobą ogona. Z resztą cała drogę mieli oczy dookoła głowy. Zarówno z uwagi na jakiś zbirów jak i patrole, które Flink obiecał wzmożyć wokół jej nieruchomości.

Kilka mocnych uderzeń o burtę statku i parę chwil później na pokładzie statku dało się usłyszeć charakterystyczne stukanie drewna o drewno.

~ Złodziej i zwiadowca to by z niego był marny. ~ pomyślała tylko gdy stary wilk morski wyjrzał by zbadać kogo niesie o tej porze.

- To wy?! - zaskoczony głos zdawał się rozpoznać wieczorowych gości po czym zrzucił na dół drabinkę.

- Witaj stary druhu. - rzekła po czym przytuliła po przyjacielsku kapitana - Choćmy proszę do środka. Mam coś ważnego co powinno tutaj poczekać do najbliższego zboru. Prócz tego dupska nam przemarzły więc chętnie się czegoś napijemy. - w kilku słowach zakomunikowała co ich sprowadza o takiej a nie innej porze i to niezapowiedzianych.

Mężczyzna więc nic nie mówiąc poprowadził ich dobrze wszystkim znaną trasą pod pokład krypy.

- Wybacz to najście. - przeprosiła gospodarza grzecznie - Jednak jak pokażę ci co przynoszę to zrozumiesz moje motywy. Ostrzegam tylko. Usiądź boś dawno pewnie nie widział czegoś tak pięknego. - zapowiedziała tak by jednonogi wilk morski nie miał później pretensji za ewentualną utratę równowagi.

Gdy ten zaś usłuchał jej zaleceń Ver przystąpiła do prezentacji podarku od nowo przybyłej artystki. Ręce ponownie zaczęły jej drżeć w gardle natomiast zrobiło się sucho. Kurt też zdawał się wyglądać na przejętego i podekscytowanego. Przetarł kilkukrotnie oczy, upił porządny łyk świeżo przygotowanego grzańa i uśmiechnął się. Wdowa mogłabym przysiąść nawet, że przez chwilę dostrzegła jakby jego zmarszczki wygładziły się zaś sam właściciel krypy wymłodniał o kilka dobrych lat.

- Co nic nie mówisz? - zapytała zwijając ponownie i dokładnie pakując przyniesione arrasy - Robią wrażenie. Nieprawdaż?

- Ładne. Ale szef mi nic o tym nie mówił. Uzgodniłaś to z nim, że to może tu zostać? - Kurt gdy minęło zaskoczenie przypomniał nie tylko sobie, że główna kryjówka ich zboru nie jest jego własnością i najwięcej do powiedzenia ma tutaj mistrz. W końcu nie aż tak dawno temu i Karlikowi się oberwało jak bez uzgodnienia z nim wyskoczył z tymi gołębiami. Co prawda potem jak mistrz to przyklepał to wszystko było w porządku no ale dopiero jak przyklepał.

- Ze Starszym widuje się tylko w trakcie zboru więc nie miałam możliwości z nim o tym porozmawiać. - zauważyła tą dość oczywistą rzecz - Dzieła te jednak są jednak zbyt cenne by zostać u mnie i chyba siedziba naszego kultu będzie najodpowiedniejszym miejscu, w którym powinny one pozostać. - wyznała jak ona to widzi - Z resztą po czyim okiem jak nie twoim i Bydlaka byłyby one bezpieczniejsze? - zapytała doceniając tym samym predyspozycje i fachowość emerytowanego kapitana.

- Czyli nie uzgadniałaś tego z szefem. - skwitował krótko kuternoga. Cmoknął z niezadowolenia i widocznie się zastanawiał co teraz z tym fantem zrobić.

- Schowaj je w bezpiecznym miejscu i niech czekają do zboru aż sam Starszy je ujrzy. - poleciła jednonogiemu staruszkowi - Zapewne się ucieszy z takiego prezentu. Jeżeli zaś będzie miał jakieś uwagi to biorę je wszystkie na klatę. - radość i duma aż z niej kipiały mimo to poczuwała się do obowiązku - A co u ciebie? Jakieś ciekawe plotki doszły twoich uszu? - zmieniła temat pytaniem o nowinki z okolicy.

- W porządku. Nic się nie dzieje. Cisza i spokój. Można kija moczyć w przerębli. - odparł Kuternoga chociaż wciąż widać było, że ma mieszane uczucia aby bez zgody Starszego szarogęsić się na jego statku.

Grzaniec spełniał swoją rolę. Grzał niczym koza do której Kurt co jakiś czas dorzucał drwa. Wdowa wraz ze swoim ochroniarzem zdawała się zapomnieć o aurze jaka unosiła się na zewnątrz.

- Kilka dni temu rozmawiałam z Karlikiem i wspominał mi co nieco o tym iż posiadasz dość rozległą wiedzę na temat wszelkiego rodzaju stworzeń chaosu naznaczonych w ten czy inny sposób przez spaczenie. Czy to racja? - zapytała gospodarza tak jak zalecał zrobić to kwatermistrz ich zgromadzenia - Powiedz więc mi. W kanałach ponoć kryje się coś wielkiego. Olbrzymiego wręcz. Coś czego właściciel nie chce pokazać ludziom w obawie przed utratą tego i co jak to powiedział: “Zowie się w sam raz na Króla Kolekcji”. - zacytowała słowa Petera - Bardzo też możliwe, że ów mutant jest w jakiś sposób uzdolnione magicznie i ma coś wspólnego z tym tajemniczym ładunkiem, którego odbiorcą miała być Akademia Morska. Wiem, też że to nie wiele. Liczę jednak na to, że te kilka poszlak wystarczy by dać ci jakieś domyślenia. - obrzuciła kapitana pytającym spojrzeniem.

- Może tak. A może nie. Nie wiem. Nie wiem co tam łazi po kanałach ani co kto wozi w jakichś ładunkach. - brodacz rozłożył ramiona gdy siedział przy małym stole w kubryku. Też trzymał w dłoniach kufelek od którego grzał dłonie.

- Słyszałem o magicznych stworzeniach. Takich co wpływają na magię albo nawet umieją się nią posługiwać. Ale czy to właśnie takie stworzenie jest gdzieś tam w kanałach czy gdzie indziej to nie wiem. Nie chodzę po kanałach. - wyjaśnił w dość prostolinijny sposób.

- Są stworzenia Chaosu. Jak trolle i mantykory. Nawet zwierzoludzie. Takie prawdziwe bestie. Ale większość to odmieńcy zwykłych gatunków. Jak twój Bydlak. Właściwie dalej widać, że to pies. Tylko trochę inny. Z innymi stworzeniami jest podobnie. Niby jakiś lis, jeleń czy niedźwiedź ale z jakimś dodatkiem albo deformacją. Takie się spotyka najczęściej. A błogosławieństwa bogów różnie się objawiają. Dodatkowa głowa, ramię, jakieś rogi albo macki. Ale są i takie co wpływają na magię. - stary wilk morski mówił jakby opowiadał jakąś morską opowieść. Nieco zadumanym i filozoficznym tonem. Chociaż dało się wyczuć, że mówi raczej ogólnie jak to zwykle bywa i po tak ogólnikowych wzmiankach nie czuje się na siłach zgadywać co to mogą być za stworzenia w tych kanałach czy gdzie indziej.

Ver słuchała uważnie jak pilna uczennica w trakcie wykładów. Nieco jednak zawiodła się tym brakiem konkretu dotyczącym tego właśnie stworzenia. Liczyła na to, że Kurt poda jej odpowiedź na tacy a tu ślepa uliczka.

- No ponoć w trakcie rozładunku tego podejrzanego transportu, który dotarł do Akademii marynarze poczuli jak coś porusza się w skrzyni a następnie kilku z nich eksplodowały czaszki. - dodała ten makabryczny szczegół nie licząc jednak na to, że on rozwiąże jej zagwostkę - W każdym razie chce w jakiś sposób zbliżyć się do tego pieszczocha aby to jednak uczynić muszę mieć w rękawie jakiegoś asa. Wiedzieć coś czego nie wiedzą inni. Coś dzięki czemu właściciel uzna iż będę przydatna.

- To na nic. Tak to się nie dogadamy. Teraz to jakbyś pytała mnie co za stworzenie wywołało plusk wody w środku nocy. Gówno widać. Musisz mieć coś więcej. - czarna głowa gospodarza pokręciła na znak, że nie tędy droga i to czcze zgadywanki przy tak niewielu detalach.

- Jeśli naprawdę eksplodowały im czaszki bez żadnej widocznej przyczyny to może być magia. I wiele więcej nie wiadomo. Jak magia to możesz zapytać Aarona. Może on coś pomoże. - dodał coś od siebie tonem dobrej rady chociaż nie był wcale pewny czy ich magister coś pomoże w wyjaśnieniu tej zagadki.

- Tak też myślałam. - wzruszyła ramionami - Zapytać jednak nie zaszkodziło. Myślę, że bez większej ilości informacji i Aaron niewiele mi powie. - zauważyła iż póki co to naprawdę pisanie patykiem po wodzie i błądzenie we mgle - Bądź jednak proszę wyczulony na ten temat. Teraz z innej beczki. - rzuciła nagle zmieniając temat - Daj mi proszę jakiś pojemniczek, menzurkę, słoik. Cokolwiek ze szczelnym przykryciem. Mam coś o co prosił szef i chciałabym to przelać. - zaznaczyła na co jej taki właśnie przedmiot.

Kurt na szczęście nie stwarzał problemu. Otworzył kredens, i z jednej z dolnych półek sięgnął po czysty i pusty słoiczek. Ver więc szybko oddzieliła niewielką ilość afrodyzjaku dla Starszego i dobrze dokręciła oba pojemniki wy ich zawartość nie wywietrzała.

- Powoli muszę się zbierać stary druhu. - stwierdziła spoglądając przez jeden z malutkich lufcików w burcie statku - Choćmy jednak jeszcze do Bydlaka. Mam dla niego co nieco na ząb. - wszak pod płaszczem trzymała pakunek z resztkami z dzisiejszego stołu - Na dniach będę chciała go zabrać na krótki spacer i trening. - oznajmiła - Wszystko jednak z zachowaniem bezpieczeństwa oczywiście. - zapewniła i uspokoiła jednonogiego marynarza.
 
Pieczar jest offline