Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2021, 15:49   #122
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Gnarok zmarszczył brwi, słysząc słowa Galeba na temat orków.
- Setkę lat temu? Niemożliwe, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem - powiedział, gładząc dłonią brodę. - Było nas dwudziestu pięciu, gdy grobi oblężyli nas w jaskiniach za wodospadem, kilka dni drogi na południe stąd. Krwawych Toporów było ze stu albo i więcej. Wiedzieliśmy, że nie utrzymamy się długo, dlatego ojciec postanowił wysłać mnie po posiłki do Karak Hirn. Tam miałem odnaleźć Yazerę i sprowadzić pomoc. Grobimi dowodzi Torgoch, czarny ok, największy w ostatnich latach wojownik, jaki się wśród nich pojawił. Choć czarne orki wolą raczej trzymać się w swoich bandach, Torgoch siłą przejął dowodzenie w innych plemionach zielonych i zjednoczył je pod sztandarem Krwawego Topora. To wielki, bezlitosny skurwiel, zawsze otoczony świtą swoich najlepszych wojowników. Nie wiem, skąd dowiedział się o Kamieniach, ale chce je zdobyć. A wiecie, co to będzie oznaczać dla Doliny? Ba, dla całego świata, który znamy?! - Khazad skrzywił się na samą myśl. - Dlatego musimy dotrzeć do Karak Hirn i zabrać ze sobą tylu naszych braci, ilu się da i ruszyć na pomóc memu ojcu a potem rozprawić się z bandą Torgocha.

Galeb dałby głowę, że już kiedyś o Torgochu czytał, ale to były stare zapiski, traktujące o walce z zielonymi setki lat temu. Czyżby w okolicy znalazł się naśladowca czarnego orka posługujący się tym samym imieniem? A może chodziło o coś zupełnie innego?
- I tak nie damy rady ochronić tych człeczyn - powiedział Gnarok do Bardina, wyrywając Galeba z rozmyślań. - Banda Torgocha, która za mną wyruszyła połączyła się z inną dwa dni temu. Jest ich kilkudziesięciu. Popatrz na tych wieśniaków. To mięso armatnie, żadni tam wojownicy. A nasza siódemka nie da rady kilkudziesięciu grobim. Z rana musimy wyruszyć do Karak Hirn, to nasza jedyna szansa. Kto wie, możliwe, że i dla tych człeczyn również. Dziękuję wam również za okazaną pomoc.

Porozmawiali jeszcze chwilę z Gnarokiem, jednak khazad wycieńczony był wędrówką i dość szybko udał się na spoczynek. Bohaterowie umówieni z nim byli, że wyruszą z samego rana, po śniadaniu, jeśli Bardin zdąży do tego czasu załatwić sprawunki z kowalem i stolarzem. Parszywa pogoda wciąż nie odpuszczała, więc w końcu udali się do wynajętych pokoi, gdzie niektórzy zaznali przyjemnie gorącej kąpieli, a inni, nieco późniejszym wieczorem, uciech cielesnych z gospodynią Helgą.


Niespokojna aura przyniosła ze sobą niespokojne sny. A co było najdziwniejsze, wszyscy awanturnicy śnili to samo. Znajdowali się nocą w wiosce, którą ktoś zaatakował. Na początku nie wiedzieli, kto, ale każde z nich wyszło z łóżka i ruszyło na zewnątrz. Z dziwnym niepokojem zauważyli, że oni, to tak naprawdę nie oni. Każde z nich miało inne ręce, inne dłonie, nawet inną płeć i rasę. Nie było też ich broni, do której byli przyzwyczajeni. Dzierżyli kosy, widły, sierpy i proste siekiery.

W końcu pojawili się na zewnątrz. Wioska od południa płonęła, rozjaśniając noc jasną, czerwono-pomarańczową łuną. Wszędzie panował chaos - ludzie uciekali, krzyczeli, pomagali sobie, choć na niewiele się to zdawało, gdyż szybko ginęli z rąk potężnie zbudowanych orków, którzy nie mieli dla nikogo litości. Niepowstrzymana fala zielonoskórych wlała się do sioła, zabijając wszystkich na swojej drodze. To były największe, najdziksze orki, jakie widzieli w życiu. Każdy z nich z wytatuowanymi plemiennymi tribalami.

Galeb, który teraz nie był Galebem, ale jakąś mikrą kobietą z widłami, od razu wiedział, że to Krwawe Topory. Te orki przy swoim wodzu, który wjechał do wioski na wielkim dziku, wyglądały na słabe i łagodne. Szef bandy był potężny, dwukrotnie większy, niż każdy zielony w polu widzenia. W jednej ręce trzymał duży tasak, w drugiej topór. Płaszcz z ludzkiej skóry łopotał za nim, gdy dudniącym głosem warczał coś do innych zielonych. Jego naniesione czerwonym barwnikiem tatuaże pokrywające umięśnione ramiona i twarz budziły strach.

Nagle orki dostrzegły bohaterów, którzy teraz oglądali świat oczami prostych wieśniaków i ruszyli na nich z bezwzględną, dziką furią. Szybko, jeden po drugim, ginęli z rąk warczących zielonych, zapadając się w ciemność, gdzie nie było już nic.


I obudzili się nagle, wszyscy niemal w tym samym momencie, słysząc rżenie koni.

Był poranek, nad górami widać już było wschodzące słońce. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, że wszyscy spali na gołej ziemi, a nie w karczmie, w której wczorajszego wieczora jedli jedną z lepszych kolacji. Gospody nie było, tak jak i całej wioski. Jedyne, co dostrzegli w zasięgu wzroku, to resztki drewnianych chat wychylających się z zarośniętej trawą i chwastami ziemi.


Gnaroka również nie było. Ani jego, ani żadnej innej żywej duszy, prócz nich samych. Zachodząc w głowę, co się stało, przeszli się po najbliższej okolicy, odkrywając kilka bardzo starych i niekompletnych szkieletów, należących do ludzi, odzianych w resztki prostych ubrań. Przy jednej ze zrujnowanych chat Felix z Vessą natrafili na kolejny szkielet, tym razem mniejszy, niż pozostałe. Ich uwagę zwrócił jeden szczegół - znajoma, choć bardzo stara i podniszczona tuba na dokumenty. Taka sama, jakiej Gnarok nie spuszczał z oka rozmawiając z nimi.

Wydobyli ją spod szkieletu i przekazali Galebowi. W środku tuby wciąż znajdował się list - stary, zawilgocony, napisany w khazalidzie i w bardzo kiepskim stanie. Wciąż jednak dało się go odczytać, co też Galeb uczynił.
- “Yazero! Jest nas dwudziestu i czterech mężnych wojowników w jaskiniach za wodospadem. Otaczają nas hordy orków Torgocha. Wielka jest ich liczba. Wyczuwamy obecność potężnego artefaktu, być może tego, o którym ci mówiłem. Jeśli wraz ze swym cennym ładunkiem dotarłaś w bezpieczne miejsce, proszę przyślij nam pomoc. Kamienie nie mogą trafić w ręce grobich, tak samo jak nasze własne sekrety! Podpisano: Ketiger w imieniu Hadrina Haraldsona z klanu Strażników Kuźni.”

Na samym dole wiadomości znajdowała się narysowana niewprawnie mapka, dzięki której można było dotrzeć do Wielkiej Przełęczy w Dolinie Yetzin, gdzie przy górze o trzech szczytach znajdował się wodospad. Awanturnicy zastanawiali się, co dalej począć, wciąż mając w głowach wczorajszy wieczór i przedziwny, realistyczny sen, w którym wszyscy zginęli.
 
Quantum jest offline