|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-04-2021, 22:22 | #121 |
Reputacja: 1 | Bardin nie znał tej opowieści. Mocno starał sobie przypomnieć, czy słyszał coś o inżynierach i kamieniu. Ale nie, nie kojarzył. To dziwne, bo przecież o tak potężnych artefaktach powinny krążyć legendy. Ale nic nie mówił, pozwolił wypowiadać się starszemu pobratymcowi. Kiedy jednak znalazł moment, gwizdnął i dodał swoje trzy grosze. - No, Karak Hirn akurat na północy leży - odpowiedział Zachariaszowi. - Ale czemu na północ, zamiast na południe, do Baraku się nie udać? A druga rzecz to co, zostawimy tę mieścinę samą sobie, skoro mają tu lada chwila spaść? Możemy im pomóc przygotować obronę i zetrzeć się z tymi zielonymi mordami tutaj - dodał. Coby tu nie postanowili, to i tak swoje planowane wizyty u rzemieślników planował odbyć rano. Galeb był krasnoludem mocno przywiązanym do tradycji, czego Bardin mu często zazdrościł. Ale jednak Gladinson był bardziej przyziemny i pragmatyczny. Pozostali zaś bardziej gustowali w zajmowaniu się chędożeniem lub romansowaniem. Ktoś więc musiał dbać o drobne sprawy związane z codziennym wyposażeniem. Jak zamki do nauki ich otwierania. Albo o sprawdzenie kondycji zwierzaków. Albo o worek trocin. Zagwizdał sobie po cichu. Ale swojakowi pomóc należało. |
10-04-2021, 15:49 | #122 |
Reputacja: 1 | Gnarok zmarszczył brwi, słysząc słowa Galeba na temat orków. - Setkę lat temu? Niemożliwe, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem - powiedział, gładząc dłonią brodę. - Było nas dwudziestu pięciu, gdy grobi oblężyli nas w jaskiniach za wodospadem, kilka dni drogi na południe stąd. Krwawych Toporów było ze stu albo i więcej. Wiedzieliśmy, że nie utrzymamy się długo, dlatego ojciec postanowił wysłać mnie po posiłki do Karak Hirn. Tam miałem odnaleźć Yazerę i sprowadzić pomoc. Grobimi dowodzi Torgoch, czarny ok, największy w ostatnich latach wojownik, jaki się wśród nich pojawił. Choć czarne orki wolą raczej trzymać się w swoich bandach, Torgoch siłą przejął dowodzenie w innych plemionach zielonych i zjednoczył je pod sztandarem Krwawego Topora. To wielki, bezlitosny skurwiel, zawsze otoczony świtą swoich najlepszych wojowników. Nie wiem, skąd dowiedział się o Kamieniach, ale chce je zdobyć. A wiecie, co to będzie oznaczać dla Doliny? Ba, dla całego świata, który znamy?! - Khazad skrzywił się na samą myśl. - Dlatego musimy dotrzeć do Karak Hirn i zabrać ze sobą tylu naszych braci, ilu się da i ruszyć na pomóc memu ojcu a potem rozprawić się z bandą Torgocha. Galeb dałby głowę, że już kiedyś o Torgochu czytał, ale to były stare zapiski, traktujące o walce z zielonymi setki lat temu. Czyżby w okolicy znalazł się naśladowca czarnego orka posługujący się tym samym imieniem? A może chodziło o coś zupełnie innego? - I tak nie damy rady ochronić tych człeczyn - powiedział Gnarok do Bardina, wyrywając Galeba z rozmyślań. - Banda Torgocha, która za mną wyruszyła połączyła się z inną dwa dni temu. Jest ich kilkudziesięciu. Popatrz na tych wieśniaków. To mięso armatnie, żadni tam wojownicy. A nasza siódemka nie da rady kilkudziesięciu grobim. Z rana musimy wyruszyć do Karak Hirn, to nasza jedyna szansa. Kto wie, możliwe, że i dla tych człeczyn również. Dziękuję wam również za okazaną pomoc. Porozmawiali jeszcze chwilę z Gnarokiem, jednak khazad wycieńczony był wędrówką i dość szybko udał się na spoczynek. Bohaterowie umówieni z nim byli, że wyruszą z samego rana, po śniadaniu, jeśli Bardin zdąży do tego czasu załatwić sprawunki z kowalem i stolarzem. Parszywa pogoda wciąż nie odpuszczała, więc w końcu udali się do wynajętych pokoi, gdzie niektórzy zaznali przyjemnie gorącej kąpieli, a inni, nieco późniejszym wieczorem, uciech cielesnych z gospodynią Helgą. Niespokojna aura przyniosła ze sobą niespokojne sny. A co było najdziwniejsze, wszyscy awanturnicy śnili to samo. Znajdowali się nocą w wiosce, którą ktoś zaatakował. Na początku nie wiedzieli, kto, ale każde z nich wyszło z łóżka i ruszyło na zewnątrz. Z dziwnym niepokojem zauważyli, że oni, to tak naprawdę nie oni. Każde z nich miało inne ręce, inne dłonie, nawet inną płeć i rasę. Nie było też ich broni, do której byli przyzwyczajeni. Dzierżyli kosy, widły, sierpy i proste siekiery. W końcu pojawili się na zewnątrz. Wioska od południa płonęła, rozjaśniając noc jasną, czerwono-pomarańczową łuną. Wszędzie panował chaos - ludzie uciekali, krzyczeli, pomagali sobie, choć na niewiele się to zdawało, gdyż szybko ginęli z rąk potężnie zbudowanych orków, którzy nie mieli dla nikogo litości. Niepowstrzymana fala zielonoskórych wlała się do sioła, zabijając wszystkich na swojej drodze. To były największe, najdziksze orki, jakie widzieli w życiu. Każdy z nich z wytatuowanymi plemiennymi tribalami. Galeb, który teraz nie był Galebem, ale jakąś mikrą kobietą z widłami, od razu wiedział, że to Krwawe Topory. Te orki przy swoim wodzu, który wjechał do wioski na wielkim dziku, wyglądały na słabe i łagodne. Szef bandy był potężny, dwukrotnie większy, niż każdy zielony w polu widzenia. W jednej ręce trzymał duży tasak, w drugiej topór. Płaszcz z ludzkiej skóry łopotał za nim, gdy dudniącym głosem warczał coś do innych zielonych. Jego naniesione czerwonym barwnikiem tatuaże pokrywające umięśnione ramiona i twarz budziły strach. Nagle orki dostrzegły bohaterów, którzy teraz oglądali świat oczami prostych wieśniaków i ruszyli na nich z bezwzględną, dziką furią. Szybko, jeden po drugim, ginęli z rąk warczących zielonych, zapadając się w ciemność, gdzie nie było już nic. I obudzili się nagle, wszyscy niemal w tym samym momencie, słysząc rżenie koni. Był poranek, nad górami widać już było wschodzące słońce. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, że wszyscy spali na gołej ziemi, a nie w karczmie, w której wczorajszego wieczora jedli jedną z lepszych kolacji. Gospody nie było, tak jak i całej wioski. Jedyne, co dostrzegli w zasięgu wzroku, to resztki drewnianych chat wychylających się z zarośniętej trawą i chwastami ziemi. Gnaroka również nie było. Ani jego, ani żadnej innej żywej duszy, prócz nich samych. Zachodząc w głowę, co się stało, przeszli się po najbliższej okolicy, odkrywając kilka bardzo starych i niekompletnych szkieletów, należących do ludzi, odzianych w resztki prostych ubrań. Przy jednej ze zrujnowanych chat Felix z Vessą natrafili na kolejny szkielet, tym razem mniejszy, niż pozostałe. Ich uwagę zwrócił jeden szczegół - znajoma, choć bardzo stara i podniszczona tuba na dokumenty. Taka sama, jakiej Gnarok nie spuszczał z oka rozmawiając z nimi. Wydobyli ją spod szkieletu i przekazali Galebowi. W środku tuby wciąż znajdował się list - stary, zawilgocony, napisany w khazalidzie i w bardzo kiepskim stanie. Wciąż jednak dało się go odczytać, co też Galeb uczynił. - “Yazero! Jest nas dwudziestu i czterech mężnych wojowników w jaskiniach za wodospadem. Otaczają nas hordy orków Torgocha. Wielka jest ich liczba. Wyczuwamy obecność potężnego artefaktu, być może tego, o którym ci mówiłem. Jeśli wraz ze swym cennym ładunkiem dotarłaś w bezpieczne miejsce, proszę przyślij nam pomoc. Kamienie nie mogą trafić w ręce grobich, tak samo jak nasze własne sekrety! Podpisano: Ketiger w imieniu Hadrina Haraldsona z klanu Strażników Kuźni.” Na samym dole wiadomości znajdowała się narysowana niewprawnie mapka, dzięki której można było dotrzeć do Wielkiej Przełęczy w Dolinie Yetzin, gdzie przy górze o trzech szczytach znajdował się wodospad. Awanturnicy zastanawiali się, co dalej począć, wciąż mając w głowach wczorajszy wieczór i przedziwny, realistyczny sen, w którym wszyscy zginęli. |
10-04-2021, 16:32 | #123 |
Administrator Reputacja: 1 | Wieczór w towarzystwie Helgi był bardzo przyjemny, chociaż Felix był przekonany, że Zachariasz (do którego potem poszła karczmarka) będzie jeszcze bardziej zadowolony. I zmęczony. A prócz przyjemności i o wypoczynku trzeba było pamiętać. * * * Sen przyszedł dość szybko, ale zdecydowanie nie należał do przyjemnych. Bo o ile znalezienie się w cudzym ciele można było znieść bez większego problemu, o tyle śmierć (bez względu na sposób, w jaki się zginęło) do przyjemnych nie należała. Na szczęście nie obudził się w innym świecie... * * * - Sen-mara... - mruknął, cytując znane powiedzenie. - Przyśniły mi się te orki, o których opowiadał Gnarok. I ich napad na wioskę. Sen o tyle się spełnił, że z wioski nie został kamień na kamieniu. A dokładniej - z chat zostały same resztki. - Może po prostu przyśniła nam się ta wioska i gospoda? - powiedział, gdy odnaleźli tubę. - Chcecie sprawdzić, czy mapka i opowieść Gnaroka mówią prawdę? Ostatnio edytowane przez Kerm : 10-04-2021 o 16:34. |
10-04-2021, 18:03 | #124 |
Reputacja: 1 | Klaus nie wcinał się w rozmowę z Gnarokiem, bo swoje i tak już wcześniej powiedział. Zdziwiło go tylko zdziwienie krasnoluda tym, co powiedział Galeb. Coś tu nie pasowało, ale na razie nie chciał podnosić tego tematu. Po kolacji dość wcześnie poszedł do wynajętego przez siebie pokoju, naostrzył miecz, sprawdził kuszę i położył się spać. Rozmyślał trochę nad tym, co mogą przynieść kolejne dni, ale zasnął dość szybko. |
10-04-2021, 21:46 | #125 |
Reputacja: 1 | Galeb zaczął tłumaczyć, dlaczego nie warto zawracać sobie głowy drogą do Barrak Var. Bardin zamachał rękoma próbując mu przerwać. - Mnie tylko o to chodzi, że jeżeli kamień nie ma wpaść w łapy orków, to lepiej jest go eskortować na południe. A skoro to wszystko wydarzyło się 6 dni temu - wskazał na Gnaroka - to Karak Hirn pewnie i tak już o tym wie. - Na Gazula! - Gladinson wezwał boga, choć na codzień nie był zbyt religijny. - Co to było? I cośmy jedli ostatniego wieczora? - wyrzekł ze zgrozą, a potem pomyślał o nocnych zabawach swoich towarzyszy i wzdrygnął się z obrzydzeniem. Zaraz potem jednak wrócił myślami do przyziemnych spraw. Pozwolił towarzyszom zastanawiać się nad znaleziskami, sam jednak sprawdził zwierzęta i dobytek. A potem poszukał w resztkach domostw starych zamków. Może da się ich użyć do treningu? - Na tym to ja się nie znam - zwrócił się do towarzyszy, którzy debatowali. - Aż zaczynam wątpić, czy te orki, cośmy z nimi walczyli, to prawda była, czy też nie. Ciekawe - poskrobał się pod hełmem - niby inżynierowie przynieśli mu kamień. No, czemu o tym nie słyszałem? - zadumał się. - Ale jak tak złożyć do kupy te majaki i sny to wychodzi mi, że jeżeli Gnarok miał kamień, to właśnie tutaj go stracił. I ten cały Torgoch od tamtej pory miał dwa kamienie. Ale mimo to przecież został pobity. Zadumał się. - Wiecie - zwrócił się do swych ludzkich i niziołczych towarszyszy, przybierając bardziej poważny ton. - Jeżeli faktycznie Gnarok Hadrinson stracił tutaj życie i kamień... - zawiesił głos - to pewnie nikt nie zmazał tej hańby z klanu Strażników Kuźni. Ani nikt nie wpisał Torgocha do Księgi Uraz - westchnął. - Yazera miała być w Karak Hirn, tak? I tak się tam wybieraliśmy. Weźmiemy to pismo ze sobą i może tam dowiemy się czegoś więcej. Ale... - spojrzał stanowczo wokół. - Najpierw chcę pochować Gnaroka. Niech spoczywa w pokoju wiedząc, że ktoś poniesie słowo o jego misji dalej - i ruszył szukać kawałka skały, gdzie godnie mógł pochować doczesne resztki pobratymca. Ostatnio edytowane przez Gladin : 13-04-2021 o 15:23. |
11-04-2021, 09:05 | #126 |
Reputacja: 1 | Vessa przy okazji kapieli wyprała też swoje ubranie w którym podróżowała i przebrała się w zapasowe. Mokre rozwiesiła w pokoju i poszła spać pod kocem. Usnęła szybko choć jej poźniejszy sen sprawł że żałowała tego snu. |
12-04-2021, 19:38 | #127 |
Reputacja: 1 |
|
13-04-2021, 15:26 | #128 |
Reputacja: 1 | Bardin otarł pot z czoła. - Skończmy najpierw chować umarłych tutaj. Potem - upił łyk wody z bukłaka - możemy pójść sprawdzić jaskinię za wodospadem. Czy nie będzie tam więcej ciał do pochowania. Póki co wrócił do swojej pracy. |
14-04-2021, 18:01 | #129 |
Reputacja: 1 | Bardin z Galebem zabrali się za kopanie moglił dla szczątków Gnaroka i pozostałych znalezionych na terenie dawnej, nieistniejącej już wioski. Klaus i Felix również dołączyli do pracy, a po dwóch godzinach kopania w zimnej, ciężko ustępującej ziemi udało im się wszystkich pochować. Pomodlili się jeszcze za ich dusze i mogli ruszać dalej. Czekało ich kilka dni drogi przez niegościnne tereny, by odnaleźć wodospad oznaczony na mapie Gnaroka. Rozdział I: Pomoc nigdy nie nadeszła 30 Sigmarzeit 2516 KI, Dolina Yetzin, Księstwa Graniczne. Kolejne dni upływały szybko, bo i bohaterowie nie byli przez nikogo niepokojeni. Co prawda trzeciego dnia podróży ponownie na wzgórzach pojawił się hobgobliński zwiadowca (znów trzymający się na tyle daleko, by nie można było go ustrzelić, czy podjechać), który przyglądał się podróżującej ekipie, jednak to było na tyle z ciekawszych wydarzeń. Nie spotkali żadnych orków czy innych niebezpieczeństw, aż w końcu niektórzy mogli się zastanawiać, czy to wszystko, co przeżyli wcześniej naprawdę się wydarzyło. Vessa wciąż zajmowała się ranami Zachariasza, Klausa i Felixa, które były dowodem, że jednak walka z Krwawymi Toporami nie była ułudą a panowie w końcu poczuli się lepiej, choć jeszcze chwilę zajmie (zwłaszcza u Zachariasza) nim rany na dobre się zabliźnią. Niziołek pewnie prowadził pozostałych w stronę ich celu, aż w końcu dotarli do chwiejnego, drewnianego mostku nad niemal pionowo płynącym w dół strumieniem. Jakieś trzydzieści metrów w górę zbocza bohaterowie dostrzegli wodospad, a poniżej strumień pędzący w dół doliny, który na jej dnie łączył się z rzeką Yetzin. Nieopodal ujrzeli górę o trzech szczytach i byli pewni, że dotarli w miejsce oznaczone na mapie. Jak ocenił Zachariasz, podejście do wodospadu od strony drogi wyglądało na dość trudne, jednak zbocze usiane było drzewami i można się było na nie dość łatwo wdrapać. Warunkiem było, aby jeźdźcy zeszli z koni i prowadzili je za uzdy, co też Klaus, Felix i Vessa uczynili. Po około dwudziestometrowej wspinaczce bohaterowie doszli do sporego skalnego nasypu o szerokości mniej więcej dwunastu metrów. Tutaj woda z wodospadu tworzyła mały zbiornik, otoczony z dwóch stron trawiastym nabrzeżem. Wodospad zasilany był podziemną rzeką, która wypływała przez duży, naturalnie utworzony, kwadratowy otwór w skale. Nad otworem znajdowała się kolejna, porośnięta krzakami półka skalna, na którą można było wdrapać się z lewej strony masywu po kilku większych kamieniach. Bohaterowie dostrzegli wbite tam w skałę dwa metalowe, zardzewiałe pręty ulokowane w poziomie nieopodal siebie, co mogło oznaczać, że kiedyś być może znajdowała się tutaj jakaś drabinka czy inne ułatwienie zejścia. Oprócz tego do wnętrza prowadziła droga przez strumień do którego spływała woda. Awanturnicy byli pewni, że było to wejście do jaskiń, o których mówił im Gnarok. |
14-04-2021, 18:23 | #130 |
Reputacja: 1 |
|