Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2021, 22:50   #20
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Samuel zaśmiał się.
- Mam w sobie to o najlepsze z kilku tradycji.
- Powiedz mi… - zwróciła wzrok na laptop - Jak ci się podobała magya nowoczesności? - zapytała ze słyszalną dumą.
- Sztywna - druid powiedział szczerze - sterylna. Bardziej niż hermetycka, ale w gruncie rzeczy bardzo podobna do hermetyków. Pewnie też to zauważasz - zapytał.
- Pod pewnymi względami… tak. Chociaż ja lepiej rysuję kółka. - uniosła kącik ust - Czyli nie uważasz, że jest piękna w swojej formie?
- Koło? - Druid zapytał się z krzywym uśmiechem.
- Nasza Magya. - patrzyła uważnie zaciekawiona.
- Bardziej przypomina narzędzie - Samuel stwierdził rozważnie - ale to może być pozór. Pewne rzeczy są jasne dla każdego, zakorzeniły się w kulturze. Koło ma znaczenie, ale kod? Kodu nikt nie zna - wyjaśnił - to jest mało kto.
- Czy uważasz, że to źle? Gdy używasz narzędzi, aby rozłożyć rzeczywistość na części? Myślisz, że prawdziwe podejście musi być… - zastanowiła się - Mistyczne?
- Osobiste - Samuel wyjaśnił - nie jestem wrogiem rozumu, korzystam z niego. To wspaniałe narzędzie. Tylko, że bez serca prowadzi do zła. Nasza Sztuka jest potężna, odarcie jej z osobistej warstwy sprowadza ją do noża w rękach socjopaty.
- To musisz być niepopularny wśród wiedźm przy kociołkach. - przechyliła głowę - Wiesz o jakim typie Verben mówię.
- Różnie z tym bywa - stwierdził - nie mam większych problemów ze swoimi.

- Ach, przypomniałam sobie o co też chciałam zapytać. Kroisz się często? Czy to was w ogóle boli?
- Musi boleć albo osłabiać organizm. Inaczej ofiara nie ma sensu - Samuel wyjaśnił - to przecież prosty wniosek - stwierdził z ledwo wyczuwalną irytacją.
- Ciekawe. - Mervi wyglądała na prawdziwie zainteresowaną, ale powstrzymała się na tyle, aby nie drążyć tego tematu - Mówiłeś, że wydaje ci się, iż mój Avek jest dynamiczny. Widziałeś jak wygląda?
- Rezonans - Samuel wyjaśnił - zobaczenie cudzego avatara gdy nie próbuje się tego bardzo to raczej kwestia szczęścia lub jego aktywności - wyjaśnił - chociaż znam jednego maga który twierdzi, że zawsze je widzi.
- Może to i lepiej, że go nie widziałeś. Jeszcze byś dostał consta migreny, w lepszym wypadku. - zerknęła w stronę gdzie poszła Akane - Co masz zamiar kupić do jedzenia?
- Zaufam Akane - Samuel stwierdził beztrosko.
- W końcu kanapki to dobre zrobiła. - pokiwała głową.


***

Droga na spotkanie z Russo była naprawdę wyczerpująca. Wraz z wznoszeniem się słońca coraz wyżej i wyżej, w samochodzie robiło się coraz duszniej i duszniej. O ile Akane, Samuel i Mervi dobrze znosili mikroklimat auta, to Patrickowi dał się we znaki. Najwyżej będzie musiał powitać Russo spocony jak po maratonie.
Z pewnym bólem Irlandczyk musiał przyznać, iż zgłodniał dużo wcześniej niż Samuel. Nie wiedział, czy druid miał po prostu szczęście, czy też wywnioskował to z jego stanu - co prawda był pewny, że Samuel nie sprawdzał dogłębnie jego wzorca, to powierzchowna percepcja magyczna, przypominająca raczej rzut okiem, była niewątpliwą zaletą mistyków - że zgłodnieje. W gruncie rzeczy niszczejący, osłabiony organizm Patricka łaknął kalorii, ale był jeszcze w na tyle dobrym stanie, iż nie stracił apetytu.
Zastanawiał się, czy aby Samuel nie wypalił o tekście z prowiantem dla niego.
Dym i lustra. Druid chyba z przyzwyczajenia udawał wiele rzeczy.

***

Miejsce, do którego zajechali, prezentowało się mizernie. Kompleks budynków stał dosłownie pośród niczego. Wokół był tylko piach, drzewa i, bardzo w oddali, dzika zwierzyna. W zasięgu wzroku nie dostrzegali innych zabudowań, osiedli ludzkich i śladu cywilizacji. Oczywiście, wiedzieli, że były, nawet nie tak daleko, ale skutecznie przysłaniają je drzewa, pagórki i zarośla. Oraz monotonia.
Do kompleksu prowadzi gruntowa, nieutwardzona droga. Mervi i Patrick obserwując końcową część trasy, oraz kilka skrzyżowań z równie zaniedbanymi drogami spostrzegli, iż wiele sąsiadowało z mniejszymi wzniesieniami, skałami oraz biegły pod nachyleniem. Była pora deszczowa, więc w przypadku opadów zrozumieli, iż droga do tego miejsca - a także wiosek i mieścin w pobliżu - zamieni się w wielu miejscach w potoki błotne pułapki.
Dźwięk ich pojazdu słychać z daleka. Dlatego też nie zdziwiło ich, iż wszyscy lokatorzy schowali się w budynkach. Poza głównym, dwupiętrowym, ceglanym budynkiem - odrobinę zniszczonym, ale zadbanym - dostrzegli spory, biały namiot doczepiony do skrzydła budynku, studnię, drewnianą szopę, foliową szklarnię i drugą, większą szopę z krzyżem, może kapliczkę. Pod budynkiem stały dwa samochody, stary, zakurzony dostawczak oraz mały pick-up.
Oraz komitet powitalny. Dwóch białych, z czego tyle jeden technicznie rzecz biorąc należał do rasy białej. Prawdziwie biały był chudym, żylastym człowiekiem, po pięćdziesiątce jeśli nie lepiej. Siwe, bujne włosy opadały niedbale na wysokie, pomarszczone czoło, pociągła twarz wykrzywiona była w spokojnym, acz groźnym grymasie. Kremowa koszulka polo, zapięta pod szyję wyglądała trochę workowato na jego ciele. W obu dłoniach trzymał starą, dwulufową strzelbę. To chyba był Russo.
Drugim białym był… Albinos. Wysoki, barczysty murzyn. Miał chyba z dwa metry wzrostu, jeśli nie więcej, a przy dość niskim Russo, wygląda jak olbrzym. Spojrzenie miał srogie, rzucane zacienia czapki z daszkiem. Jego uzbrojenie stanowił dobrze znany wszystkim automat kałasznikowa. Miał nawet założoną starą kamizelkę kuloodporną oraz pas z dwoma ładownicami.
Jednak gdy Russo ich dojrzał, powiedział coś w nieznanym języku do murzyna i ruszył ku nim na powitanie z opuszczoną bronią. Zaczął cicho, po angielsku, przy ich samochodzie, aby nikt nie słyszał.
- Magowie - ni to stwierdził, ni zapytał - nikt inny by się tak debilnie tu nie ubierał - spojrzał przelotnie na Samuela i Akane - od razu to widać. Czego chcecie?
- To on kazał się nam pierdolić. - Mervi powiedziała swoim beztrosko i uśmiechnęła się słodko do Russo - Przyjechaliśmy tu na wakacje, a jak sądzisz?
- Wzywałeś - Samuel rzucił krótko.
Russo spojrzał na nich badawczo.
- Nie mamy szans z wami. Jeśli mogę prosić, pójdziemy do mojego gabinetu. Nie noście broni długiej na widoku, i tak dość zamieszania zrobiliście.
- Nie przyszliśmy tu robić kłopotów. Sam zawiadomiłeś kogo trzeba… my jesteśmy tylko konsekwencją tego zawiadomienia. Nie ma powodu do wrogości czy niechęci. - dodał Irlandczyk.
Japonka zaś ukłoniła się przed mężczyzną na powitanie.
- Wybaczcie, że tak to wszystko wygląda. Sami dostaliśmy odrobinę enigmatyczne wytyczne. Jak wspomniał kolega nie chcemy robić kłopotów - zaczęła uprzejmie i od razu dodała powód przybycie - Szukamy Juriego.
- Wolałbym nie ściągać tutaj nikogo z Tradycji - Albert powiedział gorzko i zaprowadził ich do gabinetu.
- Nie ściągasz… powiesz co masz powiedzieć i ruszamy dalej robić swoje.- wzruszył ramionami Healy. - Zresztą… wolałbyś kogoś z Unii?
Mężczyzna nie odpowiedział Irlandczykowi, prowadząc ich w milczeniu.


***


Gabinet Russo, jeśli można było tak nazwać mały pokój z gołymi ścianami, jedną szafą na dokumenty, szkolnym biurkiem - był mały. Na tyle, iż czyli się wewnątrz dziwnie niekomfortowo. Ledwo starczyło dla nich krzeseł. Podczas drogi, szeroką klatką schodową która nie spełniała norm pożarowych, minęli tylko jedną czarnoskórą kobietę niosącą pranie. Znamiona na twarzy sugerowały, iż musiała pochodzić z jakiegoś plemienia. Nie wyglądała na wystraszoną.
Albert usiadł za biurkiem, z grymasem bólu - Akane od razu wyczuła, iż chodzi o kolana. Po chwili spostrzegli, że na jednej ścianie wisi mały krzyż. Russo odsunął na bok starego laptopa, strzelbę odłożył za siebie, opierając ją o parapet okna.
- Nie jestem z pozycji do stawiania wymagań - powiedział szczerze - ale proszę, aby moje personalia oraz miejsce pobytu pozostały tajne. Również dla Tradycji.

Healy machnął ręką dodając.
- Szukamy maga i na jego znalezieniu oraz jego sytuacji możemy skupić się w raportach. Natomiast to JAK go znajdziemy jest nieistotne dla sprawy i może zostać całkowicie pominięte. A ponieważ ja jestem kronikarzem tej całej wyprawy, to mogę o to zadbać.- rzekł Healy dobrodusznym tonem.
- Jurij jest w okolicy - akolita powiedział przeciągle - ale boję się wojny którą sprowadzicie.
- To wyprawa ratunkowa… nie wojenna. Nie zamierzamy wywoływać konfliktów, zresztą nie jestem pewien czy mamy dość sił, by rozpocząć działania wojenne. Chcemy z nim tylko pomówić, wyjaśnić sytuację i w ramach okoliczności zaoferować pomoc. Po to nas tu wysłano. - odparł Irlandczyk znudzony tym całym owijaniem w bawełnę jakie serwował im akolita, który wyraźnie wiedział coś więcej. - Co Jurij… mag który przeżył inwazję, bunt, to co zdemolowało jego dom… czymkolwiek było. Czemu on bawi się w partyzantkę?
- Nie znam dobrze historii Jurija - akolita powiedział spokojnie, a magowie wyczuli, tylko po gestach, iż ten śmiertelnik miał żelazną wolę i bardzo dobrze panował nad swoim emocjonalnym halo - powiem co wiem. Wojna domowa podnieca plemienne waśnie. Tutaj mamy starcie dwóch, nie jest ważne po czyich stronach stoją w wielkiej grze, tutaj chodzi aby wyrzynać się lokalnie. Ja stoję po środku, jak zawsze. Jurij… Przybył tutaj się ukryć. Jednak nie ukrywał się na darmo, pomagał jednej ze stron. Był to bardzo dobry układ. Druga strona… Ma maga. Widząc go pierwszy raz, można pomyśleć, że to mówca marzeń. Wątpię aby jakikolwiek z mówców przyznał się do niego. W moim mniemaniu nie jest członkiem Tradycji, ale może od moich czasów macie już jakieś legitymacje - rzucił bardzo “branżowym” żartem związanym z identyfikowaniem jako członków Tradycji wielu magów, w tym właśnie mówców - lecz obecność Jurija pozwalała zachować równowagę. Po prostu impas. Pech chciał, że Jurij wpadł w ich łapska, to jest rządowych. W łapska tego szamana - dokończył, dając im chwilę na przetrwanie tych słów.
- Jeśli chcecie dalej się mieszać w tą sprawę, wezmę mapę, podam nazwy stronnictw, wioski, przywódcy i objaśnię trochę historii.
- Chyba nie mamy wyboru.- odparł Irlandczyk spoglądając na resztę i westchnął. Brakowało mu jego samochodu. Tu by się teraz bardzo przydał.
Mervi słuchała w milczeniu. Czy od teraz każdy będzie sądził, że ich grupka to psy gończe Rady z licencją na zabijanie pod błogosławieństwem Tradycji? Technomantka nie czuła się z tym dobrze, jeszcze gdy ich obecność miała takie skojarzenia wywoływać w opiekunach biednych... Samuel błądził wzrokiem po ścianach.
- I z chęcią dowiemy się wszelkich szczegółów o jakich słyszeliście jeszcze na temat tego szamana. Cokolwiek może nam bardzo pomóc - azjatka dołączyła do rozmowy. Przez moment się nad czymś zastanawiała, ale zostawiła tę myśl bez głośnego wymawiania. Za to szturchnęłą Samuela łokciem aby się nie rozglądał tak ostentacyjnie.

- Tu będzie - Russo szukał słów - trudno to przetłumaczyć na angielski. Ten szaman… Tytułuje się coś pomiędzy Królem-Pośród-Pokoleniami. Chociaż to nie do końca chodzi o króla, bardziej książę, watażka? Coś w tym stylu. Ma na imię Gustav, nie pochodził z plemienia. Niemieckojęzyczna rodzina, z tego co wiem. Stoi po stronie Armii Bożego Miłosierdzia, generalnie popierają rząd. Mała, lokalna prorządowa partyzantka, przewodzi jej Alun. Skurwiel generalnie. Był wodzem jednego plemienia, aktualnie je zjednoczył. Poszukiwany przez was.. Wspierał Ruch Socjaldemokratyczny, czy raczej mały go wycinek, generalnie rebelia. Kwestia jest taka, że tutaj… Nie ma o co walczyć. Rząd ma gdzieś tutejsze okolice, rebelia tym bardziej, wszyscy. Tylko, że te zgrabne płaszczyki pozwalają dodać trochę ideologii do waśni między plemionami. Jest ich kilka, generalnie odnogi. Alun wywodzi się z Wysokich… - Russo myślał - ...Wysokie Stopy, ale nazywa się ich Wysokimi, po postu. Waśnie są stare, a ten komuś siostrę porwał i nie dał za to krowy, a to zagarnięto teren polowania… Jak to tutaj zwykle. Jeśli miałbym oceniać, Armia Bożego Miłosierdzia jest o wiele bardziej ekspansywna, oni są naprawdę dobrze zorganizowani, wiedzą co chcą osiągać i to robią. A ruch? Po prostu kilku chłopaków chciało poszturchać nielubianych sąsiadów, a gdy zobaczyli, że sami dostają łomot, to jeszcze kilku innych mając zamiar bronić swoich domów przystało to najbliższego ruchu rebelii, aby dostać parę karabinów więcej.
- Nie widzę szansy na dogadanie się z Gustavem w kwestii oddania nam naszego maga. Nie przy tak pompatycznym tytule. Może być… nieświadomym tego faktu infernalistą. - zamyślił się Healy. - Oni uwielbiają pompę i dopisywanie sobie znaczenia.

Technomantka wciąż nie zabierała głosu. Niech Healy mówi o afrykańskich terrorystach... znaczy, bojownikach o wolność.
- Nie jest infernalistą - akolita stwierdził dodając swoją opinię - ale jest, z tego co wiem, dość potężnym przebudzonym. Jurij miał z nim spore problemy.
Akane się zamyśliła.
- Czy może… znasz jakieś jego osobiste dokonanie? Coś czym lubi się może najbardziej chwalić? Obiegło famą po okolicy?
- Gustava?
- Tak. Jestem zwyczajnie ciekawa czy coś by się dało dowiedzieć o tym jaki ma styl… lub chociaż do czego jest zdolny.
- Przywraca stare zwyczaje - Russo stwierdził rzeczowo - to jest, aktywniej. Oczywiście dalej mają na sztandarach krzyż, ale sam maluje forpoczcie na ciałach znaki. Mówi się, że jest dobrym wróżbitą. Osobiście jestem przekonany, że bardzo dobrze włada pogodą. Raz rozbił się tutaj śmigłowiec ONZ… W burzy. Nagłej. Potem jeszcze wszystko uprzątnął - akolita po raz pierwszy westchnął ciężko, jakby uwalniając ciężar.
Dziewczyna pokiwała głową zapadając w zamyślenie.
- Skoro mamy ci zejść z zadka, to może znasz jakieś miejsce lub osadę, gdzie byśmy się mogli bezpiecznie przyczaić?- zapytał Irlandczyk samego Russo, po czym rzekł do Mervi.- Jeśli zbuduję ci odpowiednio mocny przekaźnik to chyba zdołasz się włamać do satelitów szpiegowskich krążących nad tym obszarem? Dobrze by było przeprowadzić zwiad bez zwracania na siebie uwagi.
- Swoimi działaniami podpalicie okolice - Russo stwierdził fakt.

- Wiesz, że nie potrzebuję mocnego przekaźnika, nawet z tym połączeniem, do włamania się? Myślisz, że net ciągnę przez ziemne kable z widocznymi koordynatami na swoją głowę i wysyłam bio do nasłuchującego serwera Unii? - spojrzała na Russo - Skoro o techno mowa... Czy oni też się nie zakręcają wokół tego bajzlu?
- Nie w tej okolicy - Russo wyjaśnił.
- Mam chyba pomysł na zwiad… ale khm panie Russo czy chcesz abyśmy może ustawili barierę która by odwracała uwagę od tego miejsca? - zapytała się nagle japonka.
- Zwiad z kosmosu to jeszcze nie podpalanie okolicy. I nie zamierzamy się włączać w tą lokalną wojenkę. Byłoby to głupotą. Jeśli uderzymy to z planem i chirurgiczną precyzją.- odparł Healy podpierając podbródek dłonią.- Na razie potrzebujemy się gdzieś przyczaić, by właśnie nie zacząć od jej podpalenia.
- Chciałbym - akolita powiedział z dziwną mocą głosu, powagą i wolą - abyście odchodząc nie zostawili tej sytuacji w gorszym stanie niż jest obecnie. Aby nie doszło do kolejnej serii walk, aby nikt nikogo nie poświęcał, nie mścił, nie węszył okazji. Abyście nie kopnęli w gniazdo szerszeni i nie zostawili tych ludzi, obojętnie z której strony są, w gorszym bałaganie niż są teraz.
- Przepraszam, ale czy ty przypadkiem nie mówiłeś że ta wojenka plemienna toczy się od lat? - odparł sceptycznie Healy.
- Nie - Russo powiedział patrząc na Irlandczyka uważnie, zaczął powtarzać mu wolniej - znacie Bałkany? Kocioł Bałkański? Raz na jakiś czas ktoś się zasztyletował pod pubem. Nienawidzili się, lecz nie walczyli otwarcie. Splunięcia, nie rozmawianie, pobicia, czasem nóż. Gdy państwo się wali, takie rzeczy się zaogniają. Jak teraz.
Akolita teraz zaczął mówić już normalną prędkością, jakby zwracając się do ogółu, a nie tylko Patricka.
- Każde piekło można uczynić dowolnie gorszym, miejcie to na uwadze. Powiedzenie, że i tak ze sobą walczą nie zwalnia was z odpowiedzialności gdy zaczną to robić ze zdwojoną determinacją.
Jak na bardzo zorientowanego akolitę Albert miał bardzo duży tupet w rozmowa z przebudzonymi.
- No i ? Trochę już za późno na to. Masz dwie siły w tym jedną z ambicjami i magiem z kompleksem wyższości. Rzeczy się zaognią z nami czy bez nas. - stwierdził sceptycznie Healy splatajac ramiona .- Alun będzie dążył do ekspansji, więc rozlew krwi jest nieunikniony… czy tu będziemy, czy też nie. Teraz gdy jedna strona ma szamana, a druga żadnego maga jak sądzisz co się stanie? Powiem ci co… teraz ekspansja ruszy z kopyta i wojna się rozkręci. Bo tak to działa, gdy jedna ze stron ma przewagę nad resztą.
Wykład Patricka zirytowanał Mervi i była bliska zrugania go, ale uznała, że nie powinna pokazywać przy akolicie waśni między nimi. Choć jej wzrok i mina skierowana na irlandczyka mówiła wiele.

- Panie Healy, więcej empatii proszę. Rozmawiacie z człowiekiem, który poświęcił swoje życie na pomaganiu innym. Oczywiście, że będzie się martwił - Akane jak niepodobna do siebie ostro potraktowała Patricka. - Panie Russo… wiem, że chcecie dobrze i my też wolelibyśmy nie rozpętywać tu piekła większego niż jest. Niestety, choć kolega ujął to jak ujął ale, może to być zwyczajnie trudne. Możemy dołożyć wszelkich starań, ale to co się podzieje to nie będzie tylko nasza decyzja. Gustav brzmi na niebezpiecznego osobnika i jego decyzje w tym wszystkim też będą miały znaczenie - dziewczyna powiedziała dużo łagodniejszym tonem choć nie mniej pewnym. Jakby wiedziała o czym mówi.
- Gdy ścierają się olbrzymy, mali zostaną starci w proch - Albert powiedział gorzko.
Samuel do tej pory milczał, jakby ważąc fakty. Powoli przeniósł wzrok ze ściany na Russo.
- Byłeś ważny - druid stwierdził do akolity z dziwną pewnością w głosie, nie twardą, widoczną, raczej miękką, utajoną, lecz silną. Coś podobnego, czego doświadczyła Mervi, gdy mimo speszenia i delikatności, mówił o niej.
- Byłeś ważny - Samuel powtórzył - ty się tutaj ukrywasz. Spowiednik - podsumował manierą typowego inteligentna który generalnie mówi rzeczy słuszne i prawdziwe, ale z który za wiele nie wynika.
Russo tylko kiwnął głową w milczeniu. Był spięty. Mervi i Patrick po chwili zrozumieli o co chodzi. Russo musiał być spowiednikiem kogoś z chóru, wielu chórzystów traktowało tą insytucję bardzo ceremonialnie. Był może towarzyszem, kimś jak ojciec Adam dla Iwana (chociaż wiedzieli, że akurat Iwan spowiedników nie uznawał). Znał wiele brudów i sekretów.
Oznaczało to, że wezwanie do siebie kogokolwiek z Tradycji już teraz było dla Russo ryzykiem. Które jednak podjął.
Nim japonka odezwała się spojrzała po pozostałych z pewną niepwenością.
- Nikt od nas… myślę, że nie zamierza robić nic z tym faktem. Pan Healy już i tak zaoferował pominięcie was w raporcie.
- Liczę na dobrą wolę - Albert powiedział trochę się uspokajając - wciąż jestem wierny sprawie Tradycji, ale nie chcę aby wielkie rzeczy przysłoniły… Te mniejsze. To, co tutaj.
- Nie jesteśmy bezmyślnymi psami Rady pozbawionymi serc. - Mervi dodała silnie - Tylko czasem... niektórzy się zapominają. - zerknęła krótko na Patricka.

Healy potarł podstawę nosa dodając z pewną irytacją. - Cóż… ja może i okażę się osobą bez serca, wciąż wypominając jeden drobniutki fakt. To jest strefa wojny, tu są dwie ścierające się frakcje, tu poleje się krew… z naszym czy bez naszego zaangażowania. I tu jest już Piekło. I być może mnie osobiście dotyka fakt, zrzucania na nas winy… że niby pogorszymy sytuację. Jakby już nie była zła.
Odetchnął ciężko i spojrzał na spowiednika prosto w jego oczy.- My jednak nie zamierzamy angażować się w tutejsze walki. Jeśli znajdzie się sposób wydostania Jurija szybko i w miarę bezkrwawo to skorzystamy z niego. Zresztą nie mamy szans wchodzić w otwarty konflikt z magiem wspieranym przez armię, mającym być może węzeł i kilka duchów na uwięzi. Nie jesteśmy oddziałem taktycznym i nie mamy sprzętu. No… i ja uważam, że o Gustavie winien dowiedzieć się Horyzont. No chyba, że nie chcesz… i wolisz żeby ten mag urządzał sobie w Afryce magyiczne królestwo.
- Myślisz, że nie interweniowałem - cierpki uśmiech pojawił się na twarzy Russo - ilu magów urządza sobie prywatne królestwa? Wampirów? Innych istot? Bankierzy, nieformalni władcy miast, korporacji, regionu - akolita wymienił spokojnie - Tradycje nie mają siły opanować samych siebie, co dopiero cały świat. Ale w jednym masz rację - spojrzenie akolity było twarde - tutaj jest już piekło. Zapominasz tylko o jednym, zawsze znajdzie się jakiś sukinsyn gotów zrobić je dowolnie gorszym.
To była obelga, twarda, spokojna, obelga. Czuli to. Akolita nie tracił panowania. Po prostu… Nie bał się? Znał swoje ograniczenia, powiedział to na początku, lecz się nie bał.
- Może to świat jest piekłem, a my staramy się je uczynić trochę znośniejszym? - Dodał patrząc na nich uważnie.

Samuel założył ręce za głowę, wyprostował się na krześle. Ważył słowa. Widać było, że nad czymś myśli, a może wciąż odtwarza w pamięci, odsłuchuje przebieg rozmowy.
- Russo - zwrócił się do akolity.
- Wystarczy ojcze duchowny - akolita uśmiechnął się lekko.
- Może być i ojcze - druid pokiwał dwa razy głową - nie mamy zamiaru pogarszać sprawy. Naszą misją jest też… Wyrównanie zmarszczek rzeczywistości. Inaczej to nie miałoby sensu. Cieszę się, że przydzieleni mięśniacy nie są tymi, którzy dowodzą - powiedział polubownie do duchownego.
Albert ważył słowa.
- Potrzebujecie czegoś? Jeśli chcecie się tu zatrzymać, dopóki nie nadepnięcie nikomu na odcisk, mogę wam dać jedną izbę. Opłata standardowa, wedle zwyczaju.
Zwyczaj oznaczał drobne błogosławieństwo na domowników, stara tradycja z dawnych czasów.
- Jeśli można, ja u was się chwilę zatrzymam - druid powiedział szczerze - nie wiem jak reszta. Ale chyba wolą nie?
- Jeśli mamy nie przyciągać kłopotów na to miejsce, powinniśmy je opuścić jak najszybciej i nigdy tu nie wracać. Z pewnością nasza próba uwolnienia Jurija nie obejdzie się bez echa. - stwierdził Irlandczyk i dodał. - Jak już wspomniałem. Polecenie dobrego miejsca na stały obóz, które będzie w miarę bezpieczne i nieodwiedzane byłoby najlepszą pomocą w naszej sytuacji.
- Tylko tutaj jest teren neutralny - akolita wyjaśnił - wszystkie pobliskie wioski są już “czyjeś”. O ile pamiętam, nie ma tam hoteli.
- Jeśli można to bym skorzystała również - Akane dodała zmęczona zachowaniem Patrica.
- Myślałem raczej o miejscu innym niż wioska. - stwierdził Healy i spojrzał po trójce pozostałych magów. Westchnął ciężko i wstał. - Dobra, ustalcie sobie co chcecie. Ja się przejdę. A potem dostosuję się do tego co postanowicie.
- Nie umywaj rąk - Samuel obrócił się powoli w stronę Irlandczyka - zdaję sobię sprawę, że postawa godzenia się na wszystko jest bardzo wygodna. Można potem zalewać smutki poczuciu wyższości, że by się na pewno o tym pomyślało. Siadaj i chociaż słuchaj - druid stwierdził cierpko.
- Nie dziękuję.- odparł Healy, odetchnął głośno. - Ja już wyczerpałem swoje sugestie i pomysły na czas tej rozmowy. Zostały odrzucone. Nie mam nic więcej do powiedzenia w tej kwestii.-
Spojrzał na całą grupkę magów. - Nie mam też nic do dodania i potrzebuję się przejść.
Po tych słowach wyszedł z pokoju. Druid odprowadził syna eteru uważnym wzrokiem. Nie westchnął, po prostu długo wpatrywał się w znikającego za framugą mężczyznę.
Akane kiedy cała ta wymiana zdań trwała stukała butami o siebie i patrzyła się przed siebie.
- To… - zaczęła cicho - ja w sumie mam pewien pomysł…
- Śmiało - Samuel odezwał się do dziewczyny.
Mervi patrzyła za Patrickiemk z pełnią złości i... zawodu?
- Ja także... - odezwała się wracając wzrokiem do zgromadzonych - ...zostanę tu... - wzięła głęboki oddech.
- Khm, to ten… tak pomyślałam sobie, że mogłabym zmienić się w fenka i pobiec na przeszpiegi. Przy okazji dzieląc z kimś umysł abyście mogli zobaczyć to co ja, albo i więcej. W ten sposób możnaby ominąć ewentualne zabezpieczenia przed podglądaniem za pomocą magy korespondencji - Akane kręciłą nogą mówiąc.
- Nie powinniście takich rzeczy od tak omawiać przy mnie - Russo uśmiechnął się pod nosem, trochę jak do dzieci - i nie powinniście pokazywać braku spójności. Młoda kabała?
Akolita powiedział naprawdę serdecznie.
Akane podniosła spojrzenie. Uśmiechnęła się na jedną stronę zadziornie.
- Pewnie tego też nie powinniśmy mówić?
- To było stwierdzenie - wzruszył ramionami - za długo służę sprawie Tradycji.
Mervi wahała się chwilę, walcząc z myślami, ale... nie mogła teraz zacząć kombinować nad sposobami przeszpiegów. Zbyt niespokojny umysł...
- Wybaczcie, zaraz wrócę. - powiedziała wstając i szybkim krokiem ruszyła za Patrickiem.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline