Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2021, 21:02   #60
sieneq
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację



Zwinnoręki spędził popołudnie w towarzystwie synów Éoheorta: Déora i Freca. Towarzyszył bliźniakom w przy ich obowiązkach w stajni, poznając przy okazji imiona wszystkich znajdujących się tam koni i przeróżne historie na ich temat, zarówno te brzmiące prawdopodobnie jak i te zapewne zmyślone. Po skończonej pracy chłopcy chwilę strzelali z długiego łuku Roderica, radośnie szpikując strzałami wypchany słomą worek, zawieszony na tylnej ścianie zabudowań gospodarczych, a następnie zaprowadzili swojego gościa łąki, gdzie pasło się kilka koni. Zwinnoręki, wyciągnięty na trawie, z plecami wygodnie wpartymi o płot, z podziwem (niepozbawionym pewnej dozy zazdrości) obserwował popisy chłopaków, którzy wychodzili z siebie, aby zaprezentować gościowi swoje umiejętności jeździeckie.

W oddali dostrzegł drobną sylwetkę Hild, młodszej siostry bliźniaków. Zbliżała się, idąc przez łąkę i plotąc wianek z kwiatów i ziół, po które schylała się co chwila. W jej dłoni połyskiwał w blasku słońca nieduży sierp.

Ej, Hild! – zawołał Déor do siostry – Ile to razy matka ci mówiła, żebyś nie ruszała sierpa? Oj, niech tylko się dowie!

- Nie dowie się, jeśli ty jej nie powiesz, paplo! – odcięła się dziewczynka i pokazała bratu język. Zauważywszy leżącego w trawie Zwinnorękiego, speszyła się chyba nieco, bo obróciła w miejscu i przykucnęła, wracając do zbierania kwiatów. W niedługą chwilę później do uszu Roderica dobiegł bolesny pisk – odwróciwszy się, ujrzał małą Rohirrimkę, wsuwającą palec do ust wykrzywionych w bolesnym grymasie. Zebrane wcześniej kwiaty leżały u jej stóp.

Co, dziabnęłaś się? – rzucił Déor, podchodząc do płotu. Dziewcznka, nie wyjmując palca z buzi, pokiwała smutno głową.

– Pokaż, obejrzę czy mocno skaleczone… – zaczął mówić Zwinnoręki, wstając, ale Hild pokręciła stanowczo głową, po czym, zebrawszy szybko rozsypane kwiaty, pobiegła przez łąkę w stronę domu.

– Nic jej nie będzie – rzekł jej brat, machając ręką – to przecież nie pierwszy raz. Hej, Freca! – krzyknął – złaź z Arufella! Teraz moja kolej!

***

Wieczór upływał Zwinnorękiemu równie miło jak popołudnie. Po wieczerzy, gdy uprzątnięto stoły, siedział zasłuchany w pieśni śpiewane przez Gleowyn, opowieści gospodarzy i towarzyszy z Bractwa. W pewnej chwili jego wzrok, błądzący leniwie po sali, zatrzymał się na Hild. Dziewczynka, wcześniej wesoła i rozśpiewana, teraz jakby przycichła. Siedziała, lekko skulona, chowając pod prawym ramieniem lewą dłoń. W tej właśnie chwili wstała, strącając leżący na kolanach wianek. Podeszła do Holdwyn, zapewne mówiąc o udaniu się na spoczynek, bo ta nachyliła się i złożyła pocałunek na głowie córki, która wolnym, jakby ospałym krokiem, opuściła salę.
– Późna pora – pomyślał, starajac skupić się na kolejnej opowieści, czując że jego powieki zaczęły robić się jakby cięższe.

***

Zwinnorękiego zbudziły pierwsze promienie słońca, stojącego nisko nad dachami zabudowań. Jak przystało na rohirrimskiego jeźdźca (ideał, do którego zamierzał dążyć), pierwsze kroki skierował do stajni. Szron powitał go raźnym parskaniem. Wyciągał szyję, jakby chcąc ją podstawić pod czułe poklepywania, i niecierpliwie grzebał kopytem w ściółce.

– Tak, tak, niedługo znów będziesz biegał. Wkrótce wyruszamy. No, masz. – Zwinnoręki sięgnął do wypchanej kieszeni i wyciągnąwszy dorodne jabłko, które zachował po wieczerzy, podsunął konikowi pod miękkie, ruchliwe wargi. – Jedz.

Słysząc za plecami krótkie parsknięcie, obrócił się. Koń Gléowyn, zajmujący miejsce po przeciwnej stronie, łypnął na niego okiem i odwrócił głowę.

– Też byś chciał, co? Pani nie patrzy, to może się dogadamy? Tylko mi ręki nie odgryź, Wasza Wysokość. – Sięgnął po drugi owoc i ostrożnie podał na wyprostowanej dłoni. Koń wstrząsnął kilka razy kształtną głową, po czym powoli, jakby od niechcenia zbliżył pysk do dłoni Zwinnorękiego i zadziwiająco delikatnie wziął jabłko. – No, to smacznego. Na mnie czas. Trzeba do drogi się szykować. – Chłopak odwrócił się i powoli ruszył w stronę wyjścia ze stajni. Poczuł nagle, jak na podekscytowanie czekającą go przygodą nakłada się żal związany z bliskim rozstaniem z tym ciepłym i gościnnym domem. Przed oczami stanęło mu wczorajsze popołudnie i wieczór, figle bliźniaków i ich przekomarzania z Hild, czuły pocałunek Holdwyn złożony na głowie córki na dobranoc. Czując, jak wzbiera w nim żal na los, który pozbawił go tych radości dzieciństwa, a pod powiekami zbiera się podejrzana wilgoć, trzepnął pięścią w słup podtrzymujący dach stajni. – No, tylko się tu nie rozklejaj! – zganił sam siebie. Opuściwszy stajnię, ruszył w stronę domu, zatrzymując się na chwilę przy studni, by ochlapać lodowatą wodą twarz, zmyć resztki snu i smutnych myśli. Skierował kroki do halli, gdzie miała miejsce wieczerza, licząc, że będzie tam już Gléowyn – poprzedniego wieczora chciał jej powiedzieć, jak bardzo podobały mu się śpiewane przez nią pieśni, ale bardka gdzieś wtedy zniknęła. Teraz też jej nie zastał, w były tam tylko Holdwyn i Eliandis, rozmawiające przyciszonymi głosami.

Zwinnoręki podszedł do stołu, chcąc sięgnąć po stojący na nim dzban. Pod nogą poczuł coś miękkiego – schyliwszy się, podniósł z podłogi wianek, upuszczony wieczorem przez Hild. Kwiaty już przywiędły, smętnie zwisając na zwiotczałych łodyżkach. – Całkiem jak ta mała, wczoraj, po wieczerzy. – niespodziewanie przyszła mu na myśl zwieszona głowa dziewczynki, dziwnie kontrastująca z wcześniejszą energią rozpierająca małą Rohirrimkę.

Odłożywszy wianek na stół, poczuł, że skóra na palcach klei się, jakby pobrudzona czymś lepkim. Podniósł odruchowo dłoń do twarzy, poruszył palcami przed nosem. Poczuł słaby zapach, dziwny, ale skądś znany. Powąchał dłoń jeszcze raz, po czym uważnie ją obejrzał, podnosząc do światła. Coś w jego głowie zaczęło nawoływać alarmująco. Chwycił ponownie odłożony wcześniej wianek i szybkim ruchem rozerwał, rozsypując po stole. Spośród źdźbeł traw i łodyg kwiatów sterczały dwa równo ścięte końce czerwonawo zabarwionych pędów, na których połyskiwały lekko zaschnięte, białawe krople. Zbliżywszy je do nosa, poczuł ten sam zapach, lekko kwaśny, drapiący. Przed oczami zamigotały mu obrazy: wnętrze chaty w Leśnym Grodzie, ze ścianami obwieszonymi pękami ziół, stryj Audovald, pokazujący ostrożnie trzymane w rękach czerwonawe łodygi; łąka, Hild z sierpem w ręku, Hild trzymająca w ustach skaleczony palec; osowiały wzrok dziewczynki pod koniec wieczerzy, jej dłoń skryta pod ramieniem…

Obrócił się, z impetem wpadając na ławę, i szybkim krokiem podszedł do kobiet, które, przerwawszy rozmowę, patrzyły w jego stronę.

– Pani Holdwyn, pani Eliandis… Hild, wczoraj na łące, skaleczyła dłoń… ścinając kwiaty… i to ziele – pokazał trzymane w dłoni łodygi – To jest zła roślina. Naprawdę zła. A Hild… wczoraj wieczorem chyba nie czuła się dobrze.

 

Ostatnio edytowane przez sieneq : 13-04-2021 o 07:11.
sieneq jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem