Jace I Rufus potrzebowali dłuższej chwili, by podnieść zaskakująco ciężki wózek, ale w końcu zdołali unieść go na tyle, by dało się wyciągnąć przygniecionego krasnoluda. Laura wraz z Hannskjaldem odciągnęli go i posadzili wygodniej, by mógł napić się z podanej przez wiedźmę manierki.
- Dziękuję… – powiedział ten słabym głosem, wziąwszy długi łyk wody. Laura szybko sprawdziła jego nogi i wyglądało na to, że miał duże szczęście – jakimś cudem wózek nie złamał mu żadnej kości. Za jego stan odpowiadało bardziej wycieńczenie organizmu, głód i pragnienie.
Opróżniwszy całą manierkę, górnik spojrzał w stronę nieruchomego człowieka, po czym odwrócił wzrok.
- Jestem Voldan, a to …to był Meslin – wskazał na trupa - Te szare skurwysyny zagoniły nas do kopalni. Mówiliśmy, powtarzaliśmy że tu są zawały, że coś w tych tunelach jest nie tak… No i stało się. Mam nadzieję, że przynajmniej komuś z naszych udało się uciec. Mnie przygniótł wózek, Meslin dostał w łeb kamulcem, hełm go uratował, a jak się obudziliśmy, to nasz „nadzorca” – gestem wskazał poturbowanego hobgoblińskiego trupa pod ścianą - już taki był. Nie wiem, co go zatłukło, ale chętnie mu podziękuję – mruknął, próbując chwiejnie wstać. Szło mu to z trudem, ale był zawzięty – nie mogło być inaczej, skoro przeżył tu tak długo. Wskazał na jedyne niezawalone wyjście z tej komnaty.
- Tamten korytarz też dochodził do wyjścia. Czuć jeszcze ruch powietrza, więc raczej się nie zawaliło. Meslin bał się tam iść w zupełnych ciemnościach. W końcu wczoraj się odważył, zaczynał już fiksować. Wrócił z krzykiem i jak usiadł, to już nie wstał… - zamilkł na chwilę - Ja też nie chcę tu siedzieć ani chwili dłużej…