Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2021, 23:05   #41
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Szary deszcz zamoczył jar,
Zahuczało i runął dąb,
Psy nocnych burz dały głos”
Kat - “Diabelski dom I”


Pohukiwanie sowy niosło się dalekim echem, a gęste sploty szarych mgieł otoczyły Gruzdowo na podobieństwo zaciężnych wojsk, abo wilków wygłodniałych. Plugawe słowa sączyły się z cuchnących siarką ust Kocibora. Z każdą sylabą szkaradny wyziew prosto z Piekła zacieśniał się wokół pogrążonej we śnie wsi. Fetor infernalny z każdej szpary począł się wysączać i niebiańska aura, co ino przed chwilą jeszcze sioło otaczała, poczęła znikać, jakoby nigdy jej tutaj nie było.

Czarty, co się na wzgórzu zebrały z ulgą odetchnęły, bo choć żaden tego głośno nie przyznał, to słodki aromat anielski dusił ich i o mdłości przyprawiał. Teraz gdy siarczany odór wokół zaległ, każden swobodniej począł powietrze w płuca zaczerpywać. Uśmiechy szalbiercze i pełne niecnoty na ustach każdego z piekielników wykwitły.
Rapt infernalny czas zacząć.

I chuchnął imić Lewko i wnet stodoła, co to na podwórzu dworu Duniewiczów stała, ogniem wielgim się zająła. Chorąży Czarnej Nowiny jeno wąsa podkręcił i z lubością spojrzał, jak płomienie w mgnieniu oka ogarniają cały budynek i pod niebiosa się wznoszą.
Rżenie koni niemal natychmiast słyszeć się dało. Każdy zwierzęcy jęk przepełniony był lękiem i przerażeniem. Każdy bydlęcy ton napełniał czarcie dusze siłą i potęgą. Wszak nic tak nie radowało diabłów, jak właśnie odgłosy strachu o własną egzystencję.
Ruszyli zatem waszmościowie pełni wigoru i diabolicznej werwy, coby raptu dokonać i wolę Asmodeusza, księcia piekieł i pana pożądania i nieczystości, spełnić.



"Za oknami chłód, starodawnych duchów nocy
Nie otwieraj drzwi
Nie, nie otwieraj bramy mroku!
Kat -"Legenda wyśniona"


Imić Gabriel Czarniawa, co to od reszty kompanyi odłączyć się postanowił
Okryty atramentowym płaszczem mroku, szedł wąpierz przeklęty przez wieś, Gruzdowem zwaną. I zajrzał on w okna chałupy, co to domiszczem wójta była. Wnet cztery dusze niewinne w jego plugawym umyśle się ukazały.
A byli to Jędrzej, Burym zwany, co to urząd wójta sprawował. Halinka, co to ją Burową wołali, żona jego ukochana. Maciej i Lidka, dzieci poczęte z te związku, co to przez Kościół Święty zatwierdzony został.

Ledwo krwiopijca w odrzwia zastukał, a już uchyliły się one, jakby kto na niego czekał, abo ktoś na niego wołał. Czarniawa, choć w momencie krew dziewiczą wyczuł, to nawet nie drgnął, ani o milimetr nie drgnął. Tak nad instynktami, które duszę jego trawiły, panował, że potrafił chęć mordu, niczym krnąbrnego ogiera stłamsić i cierpliwie czekać.
- Bądźże pozdrowion, czcigodny panie - wyszeptała słodkim głosikiem Lidia.
- Żaden ze mnie pan, jeno wędrowiec strudzony, co to po nocy gościny szuka - odparł pełen fałszywej dobrotliwości wąpierz, kwitując wypowiedź przecudnym uśmiechem.
Nogi pod panienką Lidą w trymiga się ugięły i słodka woń żądzy z jej łona się dobywająca oplotła Czarniawę, na podobieństwo tatarskiego arkana.
- Noc ciemna - zaszczebiotała Lidia - a ja tutaj, jako ten palce samotna.
Zimny dreszcz wąpierza przeszył i wielgie pragnienie krwi się w nim obudziło. Ślina mu całą jamę ustną wypełniłą i wielgie kły wysuwać się poczęły.
Tam, gdzieś na wzgórzu, jego kompanii do raptu się szykowali, a on…
- Chłodem z zewnątrz zawiewa. Wejdźże panie, bo oboje jakoweś febryi dostaniem i jeno sm ambaras z tego będzie..
Lidia drzwi szeroko otworzyła i gestem dłoni wąpierza do środka zapraszać poczęła.

Zaiste Czerniawa wielgą siłę ducha miał, że nie rzucił się wnet na Lidkę i juchy z niej spijał nie począł. Racjonalność i zdrowy rozsądek górę wzięły na prymitywnymi instynktami. Dzięki czemu wąpierz mógł działać swobodnie i przytomnie.
Zaproszony wszedł zatem do sieni, a potem do głównej izby, gdzie dwie długie ławy stały i słaby płomień w kominku się żarzył.
- Napijesz się panie czegoś - rzekłą Lidia stając niecałę pół kroku od wąpierza. Alabastrowa skóra szyi dziewki zajaśniała we mroku. Gabryiel widział, jak grube, błękitne żyły, pełne słodkiej, apetycznej krwi, pulsując w rytm przyspieszonych uderzeń podnieconego serca dziewczyny.


"Czarne zastępy dusz kpią z marności ciał."
Kat - "Czarne zastępy"


Tymczasem we dworze Duniewiczów
Coraz głośniejsze końskie rżenie wyrwało ze snu, Linasa, parobka, co to we dworze służył, od dobrych trzech lat. Wybiegł on ze swej izby w samej lichej koszulinie nocnej i na widok płomieni pod niebiosa strzelających, oniemiały stanął, jak żona Lota w dniu zagłady Somody. Bogu dzięki, że stary Anzelm tej nocy spać nie mógł i także łunę ognia nad stodołą się unoszącą ujrzał i w mig z ciepłych pieleszy wybiegł i na podwórzu stanął.
- Gorze! Gorze! - wrzeszczał na całe gardło - Ludzie! Stodoło gorze!
Tymczasem imić Kotowski, Lewko i Bimbrowski już u południowej bramy dworu stali, a tuż pod ich stóp chrapało dwóch strażników w grube szuby otulenych.

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 13-04-2021 o 23:14.
Ribaldo jest offline