Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2021, 02:24   #66
Witch Slap
 
Witch Slap's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputację
Zastanowił się chwilę.

- A co do mordowania rodzin. Może powinnaś na ten temat milczeć? Niektórych to może… zdenerwować.

- Do tej pory to od was codziennie słyszę ten tekst - zachichotała - Mówię żebyś trzymał swoje psy krótko, bo moja cierpliwość ma swoje granice. Ile można przerabiać te same kotlety na śniadanie obiad i kolację? - wyprostowała się, wracając na fotel. Po drodze zgarnęła szklankę ze stolika, gdzie nigdy nie było żadnej cukierniczki. Usiadła, siorbnęła i pokiwała głową bo nawet odpowiednio słodki jej wyszedł ten płyn.

Przekrzywił lekko głowę, przyglądając się jej. Trochę jak pies kiedy patrzył na coś dziwnego. Nie był to jednak ruch ze szczerej emocji, tylko sygnał. Poza.
- Ty decydujesz o tym, co do nich mówisz. Chcesz im o tym powiedzieć, o Newport?

- Dowiedzą się prędzej czy później. Nie różnicie się od nas za bardzo - siorbnęła - Plotka zawsze w końcu przebije się przez ziemię i wystawi kiełki do słońca. Nie powiesz im ty, dowiedzą się przypadkiem gdzieś w terenie. Przewinęłam się przez całkiem sporą załogę mundurowych i cywilnych gąb. Gęba do gęby przeniesie wieści… w końcu dotrą po setnej gębie. Już łatwiej od początku powiedzieć na czym stoimy, niż potem walczyć z kłamstwami narosłymi na prawdzie jak czyraki na kundlu bezpańskim.

- Prawda. - wypluł te słowo z siłą, a potem się uśmiechnął. Wyglądał teraz jak dobroduszny staruszek - A dlaczego, mała Mytso, myślisz, że masz prawo rozgrzeszyć się, dzieląc się tym co zrobiłaś, z cudzym sumieniem?

Piratka podniosła dłoń, stopując jego słowa.
- Jak byłam dzieckiem, zmory, strzygi i upiory żyły pospołu z nami na Astrokaszy i nikomu to dziwne nie było - rozłożyła teatralnie ramiona, a na pomalowanych na ciemną czerwień ustach przewinął się uśmiech - Nie potrzebuję waszego rozgrzeszenia, chcę Sonny’ego. Na nim się skupić a nie płaczach ludzi pobitych w szczepionkę. Albo tłumaczeniach, to strata czasu.

Długo się zastanawiał nad odpowiedzią. Miał skubany dużo czasu.
- Sonny’ego dostaniesz. Tak powiedziałem. A jakie będą twoje relacje z resztą? To zależy od ciebie. Pod tą górą nikogo do niczego nie zmusiłem, tak jak i ciebie nie zmuszam.

Spojrzał gdzieś na bok, potem znowu na nią.
- Obawiasz się, że ciebie zabiją? Może, jak im dasz powód. Obawiasz się, że odbiorą ci zemstę? Nie musisz. Rozumieją zemstę.

- Dasz mi swoje słowo honoru Naike - palec z pomalowanym na czarno paznokciem wycelował w staruszka - Że jeśli pójdzie na noże nie powiesisz mnie jako tę winną całemu złu. Bo pirat i Cygan. Dam ci swoje, że na siłę nie będę szukać waśni - oczy się jej zwięzły - Ale będę się bronić jak ktoś postanowi mieć do mnie problem. Jestem tu, nie tam. Ich sprawa jak to sobie przetrawią.

- Nie widzę przed sobą piratki. A przynajmniej nie członkinię Loxley’s Raiders. Informacje, które przyniosłaś ze sobą przeważyły na szali twojego życia, Mytso Gabor. Twoi dawni towarzysze dopłacą swoim życiem. A ty będziesz robiła za ich grabarza. Pokaż to pozostałym.

Popatrzył na stół. Zmarszczył lekko brwi. Miał wrażenie, że było tam wcześniej o kilka rzeczy więcej. Zaczął się zbierać do wyjazdu.

- Chodźmy. Twój mech czeka już w naszym hangarze. Niedługo mamy odprawę w sali narad, z wykorzystaniem twoich informacji.

- Liczę że nic w nim nie ruszyliście. Wiem co tam było i ile dywanów trzymałam pod fotelem. Jakiś kąt mi dacie już bez krat? - czarnowłosa przewróciła oczami, podnosząc tyłek z fotela. Dopiła herbatę i już bez skrępowania schowała szklankę do kieszeni.

- Kąt już czeka. W środku jest karton z twoimi rzeczami. Technicy musieli je wyjąć z mecha. Dopilnowałem, by nic nie zginęło. Musieli zrobić kompletny przegląd pojazdu, stąd trzeba było zrobić tą… przeprowadzkę. Niemniej jednak Locust został przywrócony do pełni sprawności. Mamy do niego całkiem sporo części.

-Locusty są dosyć powszechne, łatwo na szrocie o zapas… - Gabor urwała w pół zdania, łypiąc w dół na Azjatę. Poprzyglądała mu się dokładnie, aż nagle z przerysowaną żałością opadły jej ramiona i westchnęła przy tym boleśnie. W jej dłoni znikąd pojawiła się mała i stara, ale z pewnością gustowna i elegancka kopertka.
- Jesteś teraz moim Naike, Maurice - wyburczała, kładąc mu ją na kolanach - Nie mogę cię obcyganić… mówiłam. Cyganie zawsze trochę kradną - dodała przy prostowaniu pleców. - Ale nie u Naike. Starszyznę i Nestora się szanuje.

Wpatrywał się chwilę w kopertę. Widać było, że dusi emocje. Gniew? Czy coś innego? Niemniej jednak ze spokojem zen zabrał swoją własność i ponownie umieścił w kieszeni kimona.
- Nie kradnij takich rzeczy. To niegodne.

Cyganka ponownie przewróciła oczami.
- Przecież nie ukradłam, oddałam. To więcej niż może liczyć… a w sumie to cała reszta - dodała obrażonym tonem i jedynie po oczach dało się wyczuć że to poza.
Stanęła przy wózku, gapiąc się gdzieś do góry.
- Kazał nam wybić wszystkich w kwartale mieszkalnym. Sonny. Kobiety, starcy, mężczyźni, jeden pies. Rozsądne, zrobiliśmy to. W końcu wojna, a nas do tego najęto - przyznała przyciszonym głosem. Splunęła przez lewe ramię.
- Ukryli się w piwnicy, całkiem spora grupa. Całe rodziny. Część naszych zaczęła zabijać te najmłodsze dzieci… więc ja i paru chłopaków się sprzeciwiliśmy bo to wbrew kodeksowi. Poszło na noże, tak to już jest. - zrobiła przerwę na wsadzenie do gęby cukierka - Złamaliśmy rozkaz pierwszego oficera, więc bunt. Złapali nas, postawili pod ścianą i połowę Sonny posłał do piachu. Kumpla z mojej prawej, kumpla z mojej lewej. Los zadecydował… a głowy tym dzieciakom roztrzaskał osobiście butem. Specjalnie po to je podkuwa - łypnęła w dół - To wiedza dla ciebie, nie dla reszty. Każdy pirat musi dbać o renomę, nie stanowię wyjątku. W podobnych kwestiach na mnie nie licz, resztę poślę do piachu bez mrugnięcia okiem. Ale moje słabości lepiej żeby zostały… - skrzywiła usta - ... tylko cygańską balladą.

Wysłuchał tego ze stoickim spokojem. Nawet nie mrugnął okiem.
- Spodziewałem się tego. Cóż. Należy tego człowieka i jego towarzyszy oraz sojuszników usunąć z Amerigo. Permanentnie. Póki stoją na tej ziemi, stoją w kolejce po swoją śmierć.

Spojrzał na nią.

- Bez znaczenia co zrobią. Ilu zabiją. Co myślą, co czują. Nie wyjdą z tego żywi.

- I tego się trzymajmy - piratka zgodziła się bez mrugnięcia okiem, podchodząc do drzwi i otwierając je, by jej nowy Naike swobodnie wyjechał. I wyjechał, a za nim szedł jego nowy… dybuk.

Zanim jednak pokazano ją reszcie, zdążyła spędzić trochę czasu w pokoju na piętrze. Potem nastąpiła relokacja do bazy pod górą. Znowu towarzyszyły jej same ponuraki, spoglądając krzywo gdy umilała (przede wszystkim sobie) czas śpiewając w języku którego nie rozumieli. Waliła przy tym piętami o blachę siedziska i kiwała się w rytm melodii. Sama baza przypominała jej grób: klaustrofobiczny, śmierdzący zaduchem dawno niewietrzonych korytarzy i subtelną wonią smaru roznoszącą się wszędzie wokoło. Przypominał jej rodzinny statek, brakowało jedynie zapachu przetrawionej wódy, potu oraz dymu z fajek i cygar. Nawet jej pokój przypominał dawną kajutę gabarytowo: ciasna klitka, z początku bezpłciowa. Szybko jednak Romka rozpakowała własne graty i sprawdziła mecha, aby poczuć się odrobinę bardziej domowo - na tym wolała skupiać uwagę. Proste, niewymagające słownej gimnastyki czynności pozwalające na zajęcie rąk oraz głowy. Mogli usypiać jej czujność, lecz w przewrotny sposób ufała staruszkowi na wózku. Zawarli kontrakt, znalazła nową załogę i kapitana. Wiatr na moment przycichł aby oboje mogli poszukać szczęścia w nowym miejscu.

Ludzie pragną szczęścia, ale nie lubią być oszukiwani. Zadziwiające, że poznając bliżej ludzi przywiązujemy się do nich. Zwyczajni ludzie są niezwykli, sami nie zdają sobie sprawy ze swojej potęgi. Współpraca z ludźmi daje jednak niesamowite możliwości - pozwala dokonywać wielkich rzeczy wręcz przez przypadek.
O ile w życiu istnieją przypadki...
 
__________________
'- Moi idole to Kylo Ren i Ojciec Dyrektor.'
Witch Slap jest offline