Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2021, 06:52   #236
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Południe


Południe; Nordland; Neues Emskrank; “Baryłka” sklep z alkoholami; Pirora

Pirora i James podążyli na piechotę mimo siarczystego mrozu było słonecznie więc malarka postanowiła zażyć trochę ruchu. Wyznaczyli sobie trasę którą sugerowała Nije i ruszyli. Sklep człowieka z Hochlandu był łatwy do znalezienia. W środku było ciemno i chłodno, pachniało też dymem i drewnianymi beczkami.

Wejście dwóch osób powinno być słyszalne zwłaszcza że po ich wejściu znowu nastała cisza. Pirora zaczęła się rozglądać po półkach oglądając oznaczenia pojemników i skrzynek rozpoznając lub kojarząc pochodzenie i rodzaj alkoholu znajdujący się wewnątrz.

- Jak państwo sobie coś wybiorą albo mieliby jakieś pytania to proszę się nie krepować. - za kontuarem siedział jakiś jowialny, łysiejący grubasek jaki mógłby być sterotypem dobrego wujka. Ale poza powitaniem na razie nie ingerował w działania klientów pozwalając im nacieszyć zmysły swoim towarem. A było co oglądać! Nije nie przesadzała i okazało się, że na tych półkach i regałach, są butelki, antałki i dzbany alkoholi z całego świata. Były kislevskie miody, bretońska brendy, estalijskie madery, krasnoludzkie ale i wina, piwa, likiery, nalewki w różnych barwach, etykietach, kształtach i wielkościach. Aż się oko cieszyło i żołądek domagał się skosztowania tylu smaków z całego świata. Nie było wiadomo w co można wsadzić rękę bo wiele rzeczy się wydawało godnych zainteresowania.

W końcu Pirora znalazła coś do czego pani kapitan mogła nie mieć na co dzień dostępu mietowy likier z okolic Stirlandu. Znała tą markę często spotykano ja na salonach w domu. Po oznakowaniu widać było że trochę tu już leży. Wzięła butelkę i zaniosła do kontuaru.
- Stirlandzi likier nie jest zbyt popularny czy ten konkretny rocznik za słodki na tutejsze podniebienia? - Zagadała grubaska roztaczając swój urok i znajomość tematem.

- Myślę, że nie chodzi o walory smakowe. Raczej to nie jest zbyt popularna marka. A co tu ukrywać klienci lubią to co znają i nie każdy ma ochotę eksperymentowac z nieznanymi smakami. A panienka to zna tą stirladzką markę? - grubasek rozłożył swoje pulchniutkie dłonie na znak, że niewiele można poradzić na nawyki klientów więc siłą rzeczy pewne towary pozostają niszowymi.

- Pochodzę z Averlandu, ten konkretny likier jest raczej… pospolity chyba będzie najlepszym określeniem. Cóż się dziwić w końcu mamy po sąsiedzku. Choć ten konkretny rocznik nie wyszedł im tak słodki jak zazwyczaj więc były narzekania na salonach. Ja osobiscie preferuje trochę goryczy w ziołowych nalewkach czy innych trunkach. - Wyjaśniła malarka. - Tą butelkę biore dla przyjaciółki ale jestem teraz ciekawa jakie trunki goszczą na stołach mieszkańców Nordlandu?

- O. Z Averlandu? To z daleka. Kawał drogi. - grubasek zdziwił się słysząc nazwę tak odległej krainy. Ale szybko wrócił do interesów i z zaciekawieniem słuchał opinii klientki z dalekiego południa Imperium.

- A co ja mogę polecić… - odwrócił na chwilę taksując zawartość własnych regałów jakby zastanawiał się nad wyborem. - Ta pestkowica z wiśni jest ostatnio popularna tej zimy, właściwie to nie sama w sobie ile grzaniec z miodem i ziołami na niej robiony. - postawił na kontuarze ciemną, pękatą butelkę.

- A tu piołunówka. Niezmiennie popularna na polowaniach. Bardzo dobrze rozgrzewa ale mocna. Jak piołun właśnie. Na polowaniach pije się jednak łyk czy dwa na jakiś czas więc to nie przeszkadza. Ale jednak tak na domowe przyjęcia to za mocna, szybko by rozłożyła towarzystwo. - obok ciemnej i pękatej stanęła wysoka i płaska z przezroczystym płynem który wyglądał jak lekko zabarwiona na żółto woda.

- Śliwowica cieszy się niezmienną popularnością. Bardzo uniwersalna nalewka. Bez rozcieńczania w towarzystwie raczej nie wypada ale nadaje smak wielu potrawom i mieszankom. To taki pewnik, nie ma żadnej ujmy na honorze jak nawet najznamienitszych gości poczęstować tą nalewką. Taka trochę nasza tradycja. - do kolekcji na kontuarze dołączyła kolejna butelka. Tym razem kształtem bardziej przypominała smukły, wysoki słoik. A barwą rzeczywiście jak kompot ze śliwek chociaż nieco chyba gęstsza.

- A tu proszę, coś specjalnego. Dla specjalnych gości bo to zza morza. - postawił kolejną butelkę nie kryjąc swojej dumy. Ta kolorem płynu przypominała burgund. - Rodzynkówka. Z prawdziwych rodzynek. Taka odmiana suszonych winogron z winorośli. U nas takie nie rosną. Dopiero tam daleko, na południu. Trzeba przywozić morzem no ale mamy na szczęście port pod nosem. - dorzucił wyjaśnienie na co klientka patrzy w tej chwili i aby doceniła ten rarytas należycie.

- Rodzynki znam, do Averlandu z karawanami przez góry przyjeżdżają. Nie wiem jak w rodzimym kraju ale na pewno cena przez to podbita się wydaje. - Pirora nie dała się złapać na “rzadki’ specjalny towar.

- Ale tak ma się pan czym pochwalić panie... przepraszam chyba w tym wszystkim zapomnieliśmy wymienić uprzejmość. - blondynka zostawiła stwierdzenie wiszące w powietrzu czekając aż mężczyzna się przedstawi.

- Robert Eifel szanowna pani. Do usług. - mężczyzna skinął uprzejmie głową przedstawiając się klientce.

- Pirora van Dake. - Odwzajemniła uprzejmość Roberta. - A teraz do interesów Robercie na pewno wezmę ten likier, jednak mam pewną tęsknotę za domem a on powinien mi ją trochę przytłumić. Co do prezentu to poprosze piołunówkę. Przyjaciółka za kołnierz nie wylewa a że sobie wymyśliła wyprawę do stolicy w środku zimy to przyda jej się coś takiego na drogę.

- Wyprawę do stolicy? Teraz? W te śniegi? - informacja wyraźnie zdziwiła sprzedawcę. Ale wzruszył ramionami na znak, że to właściwie nie jego sprawa. Sam zaś odniósł te zbędne już butelki z powrotem na półki a dwie wybrane przez klientkę przesunął na jej stronę lady i policzył za nie kilka monet.

- Też się jej dziwię ale podobno zastój zimy pomaga w interesach, podobno ceny hurtowe są wtedy bardziej przystępne bo wiadomo nikt nie podróżuje. Towar zalega w magazynach i tym podobne. - Wyjaśniła od niechcenia jakby mówiła o pogodzie. - Wprawdzie w branży alkoholowej może to być być inaczej w końcu wiele z tego co pan ma może leżakować.

- Tak, tak, zapewne ma panienka rację. - zgodził się Robert chowając monety za sprzedane butelki do kasy.

Pirora porzegnała się z sprzedawca oczywiście była przy tym wielce czarująca i ruszyła dalej w miasto.




Południe; Nordland; Neues Emskrank; Złota Rybka, Pracownia Złotnicza; Pirora


Kolejnym przystankiem była pracownia złotnicza o której wspomniała Naji, pewnie nie była jedyna w mieście ale i tak Pirora traktowała to bardziej jako rozpoznanie co miasto i jego rzemieślnicy mają do zaoferowania. Tu w odróżnieniu od “sklepu z alkocholemoźniej zmienie nazweę” od razu zauważono wkroczenie dobrzej ubranej i szlachetnie pary.

U złotnika też było co oglądać. Chociaż z całkiem innej branży. Na honorowym miejscu stał wielki, stojący zegar wyższy od człowieka. Był pięknie rzeźniony w ciemnym drewnie a do tego zdobiony srebrem i złotem. Sądząc po klapkach na górze pewnie wysuwały się tam jakieś figurki i odgrywały jakąś scenę.

Ale były też mniejsze zegary. Takie jak można postawić na biurko by robiły wrażenie na gościach i klientach i takie całkiem małe co modni i bogaci panowie mogli nosić na łańcuszku przy kieszeniach.

Było też nieco broni, głównie sztyletów. Takie eleganckie, posrebrzane kordziki jakie kawaler mógł sobie przypiąć do pasa na jakąś oficjalną uroczystość na jaką nie wypadało brać szabli czy miecza. Para zdobionych pistoletów w pudełku też wyglądała ciekawie. No i cała gama najróżniejszej biżuterii. Kolie, pierścionki, bransolety, kolczyki, cała masa do wyboru i kolory. Tylko trzeba było mieć pękatą sakiewkę aby w ogóle robić coś więcej niż podziwianie tych złotniczych dzieł sztuki.

- Robicie ozdoby według wzoru klienta? Niekoniecznie widzę coś co pasuje do moich potrzeb, jeśli przynioslabym projekt ozdoby będziecie wstanie zrobić ją pod taki projekt? - Pirora jak to się ją uczyło wyglądała na wielce znudzona widzianych przez nią ozdób. Nie dlatego że nie były one imponujące ale by pokazać że nie zadowoli się byle czym i jest jedna z tych dam które trzeba ubijać dłużej niż tylko dać pooglądać wystawy.

- Tak, robimy i biżuterię i zdobienia na zamówienie. Ale jednak uprzedzę z góry, ża mamy pewne ograniczenia. Głównie ze względu na wytrzymałość i specyfikę danego materiału. Nie wszystkie też dadzą się ze sobą połączyć. A jakiego rodzaju zamówienie ma panienka na myśli? - złotnik pokiwał głową i odezwał się skwapliwie zapowiadając gotowość do współpracy. Chociaż uprzedził, że nie wszystkie fantazje klienta mogą być zrealiozwane więc wolałby pewnie zawczasu wiedzieć o co może chodzić tym razem.

Pirora zatrzymała się w swoich oględzinach i spojrzała na mistrza złotnictwa z lekkim uśmiechem. - Czyżby mieszkańcy mieli tak fantazyjne pomysły że już trzeba podawać tą klauzulę na samym wejściu?

- Nie, raczej nie. Chociaż właściwie zależy jak na to spojrzeć. Jak już ktoś zamawia coś indywidualnie to mniej więcej tylko nakreśla co to ma być i zostawia nam wolną rękę. Klienci mają do nas zaufanie. Cieszymy się długą tradycją takich usług. Po prostu rzadko się zdarza aby ktoś przychodził z całkowicie własnym projektem. I wówczas no cóż… Nie wszystko co ładnie wygląda na papierze da się przekuć w złoto i klejnoty. Materiał ma swoje prawa i limity. A papier każde machnięcie pędzla przyjmie. - złotnik łagodnym tonem wyjaśnił skąd to początkowe zastrzeżenie z tymi własnymi projektami jakich podejmował się jego zakład.

- Jest to rozsądne podejście, postaram się nie wymyślić czegoś ponad ludzkie siły rzemieślnicze. - Powiedziała rozbawiona tym stwierdzeniem. Zatrzymałą się przy szkatółce z ozdobnymi szpilkami do ubrań. - Cóż nie ma co dyskutować bez gotowego projektu więc kiedy będę go miałą to wtedy wrócimy do rozmowy. Oczywiście nie jest to brak zaufania z mojej strony ale łatwej dać komuś wolną rękę kiedy ma się pewność że ma on pojęcie co do upodobań klienta, prawda? - Pirora po raz kolejny uśmiechnęła się do złotnika. - A że tam skąd pochodzę nietaktem jest wejść do złotnika i wyjść z niczym proszę ten drobiazg. - Powiedziała wskazując na szpilkę zakończoną mała krętą muszelką.

- Oczywiście panienko. - złotnik zgodził się bez zastrzeżeń po czym wybraną ozdobną szpilkę wyjął ze szkatułki i zaczął ją pakować w papier a potem pakunek położył między sobą a klientką.

Pirora zapłaciła podaną cenę za ozdobna szpilke i schowała ją do swojej torby. Podziękowała, pożegnała się i wyszła nie zwracając uwagi na resztę wystawionych eksponatów.



Południe; Nordland; Neues Emskrank; Sklep myśliwski “Knieja”; Pirora

Kolejny na drodze był sklep myśliwski człowieka pochodzącego z Hochlandu. Wprawdzie Pirora miała już prezent dla Pani Kapitan to wypadało by sprawdzić polecane miejsca. Malarka trochę nie wiedziała czego się spodziewać po przekroczeniu progu tego miejsca.

Wiatr się zdążył zerwać całkiem silny. Bez trudu szarpał suknią blondynki jak i resztą ubrania. Więc jak znaleźli się wewnątrz to drzwi przyjemnie odcięły ich od tej lodowatej zawieruchy na ulicy. A gdy się otrzepali ze śniegu to przynajmniej Pirora w swojej sukni wydawała się jakby tylko pomyliła adresy albo schroniła się przed zawieją na zewnątrz. Bo kobieta w ładnej sukni kompletnie tu nie pasowała.

Zaraz nad wejściem był przymocowany łeb jakiegoś baraniego mutanta. Może zwierzoczłowieka a może jakiejś bestii. A kilka kroków dalej wypchana, wyprostowana sylwetka niedźwiedzia z uniesionymi do ataku łapami. Zapach też był specyficzny. Zapach skór, futer i oleju do broni. To był sklep dla myśliwych, ich miejsce. Wszędzie wisiały skóry, czaszki, łby, futra, kości i liczne trofea. Sama część dla klientów nie była zbyt wielka, może jak jej pokój w gospodzie. Przy dłuższej ścianie był kontuar a za nim regały z różnymi akcesoriami. Stojak z bronią palną, rohatyny, łuki, kusze. Do tego jakieś zwoje linek, żyłek, drutów, metalowe szczęki na zwierzynę, klatki. Wydawało się, że jak ktoś udawał się na polowanie to to było miejsce w sam raz aby się na nie zaopatrzyć.

Był też milczący sprzedawca. Mężczyzna już raczej stary niż młody. Z opaską na oku i elegancko zaczesaną brodą. W brązowym kubraku i ciężkiej kamizeli obszytej futrem. Siedział blisko kominka z którego bił żywy, oswojony ogień. No i ciepło.

Malarka zapatrzya się na wypchanę zwierzeta z pewna cikawoścą zdecydowanie taksydermia w tym mijescu była porządna. Ale jeśli właściciel przybył z Hochlandu i robił to sam to nie dziwota. Oni tam traktowali polowania jak w Averlandzie traktuje się rozmowy o zbiorach.

- Czy mości pan sam upolował i wypchał te wszystkie trofea? - Zapytała podchodząc do siedzącego w fotelu mężczyzny.

- Chciałbym powiedzieć, że “tak” panienko. Ale byłbym zwykłym kłamcą. - odoparł z lekkim uśmiechem ten już niemłody i sterany życiem mężczyzna. - Ale ktoś je upolował. Jak dobra sztuka to skupuję od innych. A mam brata to wypycha te stworzenia to no jak panienka widzi. - powiedział spoglądając na te liczne trofea jakie tak pięknie się preznetowały na ścianach czy stojąc samopas.

- Ale ten jest mój. - wskazał z dumą na łeb rogacza zawieszony nad drzwiami. - Teraz jak został sam łeb to tego nie widać ale trafiłem go prosto w serce. Padł trupem na miejscu, tylko nogami się nakrył. - zaśmiał się do starych dziejów które widocznie wspominał z rozżewnieniem.

- No ale to takie tam dyrdymały starego myśliwego. A cóż panienkę do mnie sprowadza? - machnął ręką na te opowieści i zagaił o temat przybycia pod koniec dnia.

- Podobno mości pan pochodzi z Hochlandu więc byłabym skłonna uwierzyć w te kłamstwo. To pierwsze że wszystko pan upolował sam. W celność Hochlandczyków wierzę całkowicie. - Pirora odpowiedziała. - Co do mojej sprawy to teraz jak patrzę na wyposażenie waszego miejsca to wydaje mi się że może być poważny problem z jej spełnieniem.

- A dlaczegóż to? Cóż panienka szuka? - mężczyzna pokiwał głową i uśmiechnął się pogodnie na te uprzejmości. Ale mimo to okazał zainteresowanie powodem dla jakiego klientka o blond włosach przyszła do jego sklepu.

- Szczerze, “wody myśliwego”, znajoma która usłyszała że to trunek z Hochlandu skierowała mnie tutaj bo podobno pan z niego pochodzi, ale patrząc po wyposażeniu watpie by miałby pan coś takiego na stanie. Uwierzę, że ma pan prywatną butelkę na użytek własny ale tego odbierać nie zamierzam. - Pirora zaśmiała się wdzięcznie udając lekkie zakłopotanie tą sytuacją robiąc z siebie ‘głupiutką blondynkę’ no może nie głupiutka bo sama zauważyła, że to nie ten typ sklepu ale taką którą ktoś by chciał otoczyć opieką.

- A. O to chodzi. No tak, tak, zacny trunek. Tylko u nas takie robią. - stary myśliwy uśmiechnął się dumny, że ktoś tak ceni sobie smakołyk z jego rodzinnych stron. - Masz dobry gust panienko. - przyznał lekko kiwając swoją ciemnowłosą głową. Zadumał się chwilę nad tą sprawą.

- Spróbuj u Kluga. On handluje z lądem i ma stamtąd dostawy. Alkoholu też. Myślę, że jest szansa, że mógłby mieć ten trunek. - poradził po chwili namysłu.

- Siostra wyszła za mąż za Hochlandczyka na jej weselu w Barwedel głównie to podawali. To do picia a na stole zwierzyna to chyba były wszystkie rodzaje zwierząt z tamtejszego lasu. Mości pan pochodzi z okolic Hergig czy może z bardziej zalesionego miejsca jak las Darkwald czy może bliżej granicy Middenlandu? - zapytała zaciekawiona dając pole do popisu swojemu rozmówcy.

- Ja pochodzę z Koerin. To przy górach. Północny Hochland. - odparł gospodarz chyba nieco zaskoczony wiedzą blondynki o jego rodzinnej krainie. Więc odpowiedział z uznaniem chwaląc się skąd pochodzi. Chociaż nazwa pannie z Averlandu nic nie powiedziała. Może poza tym, że północny Hochland opierał się o Góry Środkowe.

- Niestety moja wiedza na temat tamtych rejonów nie jest już tak rozległa. Wiem tylko że biegnie tam szlak handlowy prowadzący bezpośrednio do Middelheim. Dokładnie wzdłuż gór Środkowych. - Przyznała się do kończącej się już wiedzy z odrobiną skruchy ale i humorem. Ojciec naciskał by znać takie rzeczy, bo nigdy nie wiadomo kiedy trzeba będzie pochlebstwami czyjejś ojczyzny zdobyć jego uznanie i przychylność.

- Czy mogę zadać pytanie dlaczego z bratem przeprowadziliście się tutaj czy będzie to już zbyt wścibskie i powinnam nie wtykać nosa w nieswoje sprawy? - Pirora przedłużała trochę tą pogawędkę głównie by wykorzystać cały czas na ogrzanie się w ciepłym pomieszczeniu. Ale mężczyzna miał w sobie coś co wzbudzało ciekawość dziewczyny, albo może po prostu chciała wiedzieć co ciągnie ludzi do zmieniania miejsca zamieszkania. Jej przybycie nie było do końca jej decyzją i może próbowała się jeszcze w tym odnaleźć.

- Oj to stare dzieje, nie ma o czym opowiadać… - mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie i machnął sękatą, spracowaną dłonią na znak, że pewnie to by i tak nie interesowało młodej i dobrze ubranej panienki.

- Trochę chęć przygody. A trochę głupi, szczeniacki zakład, że przejdziemy z bratem na drugą stronę gór. Właściwie to nam się udało. Wylądowaliśmy w północnym Ostlandzie. A zew przygody ciągnął dalej. On chciał wracać ale ja się uparłem zobaczyć morze. Bo mi się wtedy wydawało, że jak już jesteśmy po tej właściwej stronie gór to te morze będzie zaraz za następnymi drzewami. No cóż… Było troszkę dalej… - pokiwał głową z rozrzewnieniem nad tamtym, naiwnym, młodzieńczym sobą pełnym jednak młodzieńczej werwy i entuzjazmu. Zadumał się nad tamtymi wydarzeniami sprzed lat.

- Szczeniacki? Toście obaj zapuścili korzenie skoro nie postanowiliście wrócić w rodzinne strony - Pirora zaśmiała się uroczo. - Ale jako osoba która dopiero niedawno zobaczyłam morze pierwszy raz owszem jest imponujące i warte do zobaczenia w ciągu życia. - Pirora pochwaliła decyzje o zobaczeniu morza choć nie do końca wiedziała czy mężczyzna nie żałował tej decyzji.

- No cóż na mnie niestety już czas ale dziękuję za miłą rozmowę i za radę co do wody myśliwego. No i przynajmniej wiem do kogo iść jeśli postanowię poszerzyć moje horyzonty w dziedzinie polowań. - Pirora wstała z drugiego fotela i podała mężczyźnie dłoń na do widzenia. - Ach i nazywam się Piroa van Dake.

- Miło mi panienko. Mnie zowią Andreas Hochland. Zapewne możesz się domyślić dlaczego. - powiedział ostrożnie ściskając o wiele młodszą i delikatniejszą dłoń.


 
Obca jest offline