|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-04-2021, 08:02 | #231 |
Reputacja: 1 | [justuj]Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”, Pirora, |
10-04-2021, 08:04 | #232 |
Reputacja: 1 | Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”, Pirora,Benona, Anjur, Nadia Dalej było ciemno w pokoju więc trwała noc. Ale zorientowała się, że ktoś jej zatyka usta dłonią. Jaką zimną! I ten ktoś usadowił się na niej siadając na brzuchu i biodrach. I wyczuwała zapach rumianku. |
10-04-2021, 11:50 | #233 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
11-04-2021, 10:14 | #234 | |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 48 - 2519.01.31; agt (7/8); późny ranek Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem” Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); późny ranek Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, siarczysty mróz Egon i Vrisika Dzisiaj przy śniadaniu nie zastał owego myśliwego co tak się chełpił osiągnięciami wczorajszego dnia. Za to nowy dzień wydawał się spokojny. Co nieźle wróżyło pogodę na środek dnia gdzie miały się odbyć walki na arenie. Z jednej strony to było do tego południa jeszcze prawie pół dnia. Z drugiej jak tam przez to miasto a co gorsza śnieg za miastem to szło się dobre kilka pacierzy. Czasu było w sam raz by coś ze sobą zrobić nim trzeba będzie wyjść aby dotrzeć na czas do kręgu w lesie gdzie miały odbywać się walki. I jakoś w te dumania nad nowym porankiem i początkiem dnia weszła mu Virsika. - Czołem. - przywitała się gdy przeszła przez izbę i dosiadła się po drugiej stronie stołu. Ciekawie zajrzała na talerz i butelkę po czym bez pytania poczęstowała się z kubka. - Popytałam trochę o tą Steinhorn. - powiedziała w ramach przywitania. - Nie żyje. Pogrzeb był jakoś na początku miesiąca. Była barmanką w “Pełnym kuflu”. Ktoś ją załatwił w nocy jak wracała po robocie. Znaleźli ją rano. Zimny trup. - streściła czego jej się udało dowiedzieć o nieboszczce o jakiej wczoraj wspomniał morryta. - Ale dowiedziałam się o jeszcze jednej. Tym razem jedna z panienek i to przeżyła. Znaleźli ją w ostatniej chwili i zawlekli do jakiegoś łapiducha. Udało się ją odratować. Wiem dla kogo pracuje, możemy się przejść jak ci zależy. - powiedziała zadowolonym z siebie głosem. Przyznała, że co prawda nie ma pojęcia czy to chodziło o tego samego napastnika co dorwał nieszczęsną Katję przedwczoraj no i to jakoś w połowie miesiąca było. Ale wystarczyło się przejść aby to sprawdzić. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); późny ranek Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, siarczysty mróz Pirora i Nije Za wcześnie wstała. Co prawda jakoś zaczęła ten dzień ale teraz jak już usiadła do śniadania to myśl o tym aby wrócić do siebie, zagrzebać się w pościeli i odespać te kilka ostatnich jakże intensywnych nocy z rzędu robiła się bardzo atrakcyjna. Chociaż sam początek dnia nie był taki zły. Właściwie to nawet przyjemny. I to też dwa razy pod rząd. ~ Witaj blondynczeko. ~ obudził ją delikatny pocałunek w usta i cichy szept. ~ Przepraszam, że budzę ale nocna diablica musi się ulotnić wraz z końcem nocy. A nie chciałabym wyskakiwać oknem albo zostawić nie zamknięte drzwi. ~ wyjaśniła cicho kobieta o ciemnych włosach jaka się nad nią pochylała. Było tak wcześnie, że jeszcze ciemno. Więc prawie granatowe włosy włamywaczki wydawały się czarne. Sama też była cała na czarno. Widocznie wstała wcześniej i się już ubrała do wyjścia. Czerń i ubranie mocno kontrastowało z bladym i nagim ciałem. Ale tym razem nagrzane od ciepła pokoju nie było tak nieprzyjemnie zimne jak w środku nocy gdy się tu włamała. ~ Mam nadzieję, że spotkamy się dziś wieczorem. Życz mi szczęścia by mi wreszcie udało się wsadzić rączki w majtki Any. Aha. I powiedz temu swojemu ochroniarzowi by mi nie ucinał głowy. Trochę mnie podpuściłaś ostatnio z tym ochroniarzem to ci chciałam nieco pokazać z kim się zadajesz. Ale na dłuższą metę to te włażenie oknem jest ciut niewygodne. ~ jeszcze krótki żarcik i całus na drogę w progu i Łasica ulotniła się pustym jeszcze korytrzem jakby nigdy jej w pokoju nie było. Na drugim łóżku druga para spała w najlepsze nieświadoma tego pożegnania jeszcze przed świtem. Drugie powitanie też nie było takie najgorsze. - Dzień dobry. - przywitała ją jasna twarz okolona grzywą miedzianych włosów. Beno jednak chyba nie czuła się tak pewnie jak Nadia aby się całować na przywitanie. Ale jej uśmiech też był przyjemnym widokiem. Obudziła gospodynię całkiem słusznie przewidując, że zaraz zacznie się poranny ruch, śniadanie i tak dalej. Ona z Ajnur też już wstały i zaczynały się z powrotem odziewać w zdjęte wieczorem ciuchy. Co nieco trwało gdy tak obie próbowały skompletować swoje porozrzucane wczoraj dość przypadkowo ciuchy. Ale wyczucie miały niezłe. Było już widno, ranek w pełni i niedługo dało się słyszeć pukanie do drzwi. No a potem był ten właściwy poranek. Jak Irina upewniła się, że jej pani ma wszysto co potrzeba ruszyła uzbrojona w sakiewkę i listy na miasto. W towarzystwie Juliusa w roli tłumacza jej migowego i Kerstin jako przewodniczki. Brunetka okazała się słowna i zjawiła się rano tak jak obiecała widocznie poważnie traktując swoją pracę nie tylko jako modelki. Rano znalazła liścik pod drzwiami. Właściwie dziewczyny znalazły jak miały wychodzić na korytarz. A wydawało jej się, że jak wypuszczała Łasicę to chyba raczej nie było tego karteluszka. - Od jakiegoś adoratora? - zapytała pół żartem pół serio Benona podając gospodyni tą karteczkę. No niezupełnie tak było jak ta zaznajomiła się z zawartością krótkiego liściku. Cytat:
Pirora za to nigdzie nie widziała ani Rose ani jej dziewczyn. A ostatnio przecież właśnie z nimi zwykle jadała śniadania. Z drugiej strony nadal było dość wcześnie. Biorąc pod uwagę o której wczoraj Rose zeszła na dół to jeszcze nie była ta pora. Nawet nie była pewna czy wróciła do siebie na noc. A jej dziewczyny jakby nadal odsypiały szaleństwa ostatniej nocy to też by dziwne nie było. Za to dojrzała znajomą i też czarnowłosą sylwetkę. Nije skinęła jej na powitanie po czym bez skrępowania dosiadła się do niej. - Dzień dobry. I jak ci mijają dnie i noce w naszym pięknym mieście? Radzisz sobie jakoś? I jak wrażenia ze spotkania towarzystwa? Nasyciło twój głód sztuki? Albo jakiś inny. - minstrelka zagaiła wesoło ciekawie zerkając na półmiski i talerze rozstawione na stole wcale się z tym jakoś nie kryjąc. Można było się zastanawiać o jaki i czyj głód chodził jej po myśli. Ale wydawała się wesoła i w dobrym humorze. Rozmawiały ze sobą już dobrą chwilę gdy na horyzoncie pojawiła się kolejna, znajoma czarnowłosa twarz. Tym razem była to wdowa van Drasen. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); późny ranek Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, siarczysty mróz Vasilij i Profesor - Ładny poranek. Oby ta pogoda się utrzymała. - przy śniadaniu na zapleczu faktorii Profesor dosiadł się do szefa zagajając w tradycyjny sposób. Rzeczywiście za oknami niebo było pochmurne ale wiatru prawie nie było to wyglądało to spokojnie. Z drugiej strony bogowie lubili być kapryśni z tą pogodą, zwłaszcza jak śmiertelnicy mieli związane z nią plany. - Chłopaki wrócili wczoraj z miasta. Dowiedzieli się paru rzeczy. - zaczął mówić o głównym powodzie dla którego przysiadł się do herszta bandy. - Najprościej z Norsmenami. Kamień w wodę. Nikt nic nie wie. Oprócz tego co wiedzą wszyscy. Z tą łodzią i, że zrobiono z nimi porządek. Tych dwóch co czasem ma coś z żywego towaru też nic nie wiedzą i nie mają żadnego na stanie. Jedyny ślad to podobno dzisiaj na arenie ma występować jakaś wojowniczka od nich. Już raz walczyła ale dostała łomot. Ale podobno ładnie walczyła. Niezła jest. Ale czy ona ma coś wspólnego z tymi z łodzi to nie wiadomo. - Profesor zaczął streszczać to czego wczoraj rozpuszczeni w miasto chłopcy dowiedzieli się od swoich znajomych rozsianych po mieście. I w sprawie Norsmenów nie było żadnego przełomu. - Ze srebrem no jest trochę fantów tam i tu. Trzeba by je obejrzeć i wycenić bo no chłopcy tutaj ekspertami nie są. Ale coś jest. Można odkupić. Ale tak w ciemno trudno powiedzieć ile tego naprawdę jest i co to jest warte. Trzeba by się przejść. - na srebrnym rynku jakieś widoki były. Sam Profesor odwiedził wczoraj dwóch lichwiarzy i z tego co widział osobiście to mieli nieco srebrnych precjozów. Biżuteria, naczynia, sztućce czyli to na co zwykle szedł srebrny kruszec. Jakby kupić to wszystko pewnie byłby mały kuferek albo może ćwiartka jednej skrzyni. Trzeba by jednak zapłacić za to ze 2, może 3 stówki. Chłopcy mówili, że po różnych kupcach, karzmarzach i złodziejaszkach też by pewnie trochę było no ale to właśnie trzeba by pochodzić po nich i samemu obejrzeć. - Ale szefie na moje oko to tutaj można kupić taniej a w stolicy sprzedać drożej jednak nie wiem czy to nam się kalkuluje w kosztach wysyłki. - pokręcił głową pozwalając sobie na swój komentarz pod względem rachunku ekonomicznego. - Jak coś miałbym doradzić na handel ze stolicą to może ryby? - zagaił po czym widząc spojrzenie szefa nieco rozwinął temat. Był środek zimy więc z żywnością nie było najlepiej, zwłaszcza świeżą. Wszyscy jechali na zapasach uzbieranych przed zimą.Wyjątkiem były ryby jakie nawet w zimie łowili rybacy na swoich małych łodziach. Był to chyba jedyny w miarę stały dopływ świeżej żywności w mieście. Można było od nich odkupić parę skrzyń czy ile tam szef chciał. I zawieźć do stolicy. Podróż nawet jakby trwała kilka dni czy tydzień to przy tym mrozie rybom nic nie powinno się stać nic złego. A tam już po jakichś karczmach i gospodach powinno się chyba dać to jakoś szybko sprzedać. Bo raczej w środku zimy jak nie było dostaw z portu to i nie powinno być chyba zbyt wielkiej konkurencji na świeże, morskie ryby. Solone, suszone, wędzone pewnie mieli no ale nie świeże. To wydawał się Profesorowi w miarę pewny towar jaki można było przewieźć i w miarę szybko sprzedać jak się jechało praktycznie w ciemno i kompletnie nie znało rynku w stolicy. - A z używkami to spisałem to bo długo by gadać. - na koniec przesunął po stole zapisaną kartę papieru aby szef sam mógł rzucić okiem. - Jest środek zimy. Nie ma jak na nowe dostawy. Dopiero na wiosnę i lato jak śniegi puszczą i wszystko zacznie rosnąć. Dopiero wtedy będzie sezon na nowe zbiory. Teraz każdy jedzie na tym co uzbierał przed zimą. - powiedział tonem wyjaśnienia, że pula zapasów na rynku się kurczy a nie rozszerza. Podobnie jak z mąką czy inną żywnością. Może oprócz ryb które rybacy na swoich małych łodziach łowili nawet zimą. Lista sporządzona przez Profesora miała kilka punktów. Ten i ten ma to i to, po tyle i tyle. Oraz ilość jaką ma do sprzedaży. Królem na liście było palne zioło. Które było popularne jako zioło do palenia w skrętach, fajkach albo do żucia. Właściwie nie było nielegalne i można je było kupić chyba w każdej tawernie i gospodzie. Było bardzo popularne co tłumaczyło to, że i na sprzedaż handlarze mieli go najwięcej. Oprócz tego nieco więcej było suszonych grzybów i główek maku. Grzybów używano czy na pobudzenie czy dla ciekawych wizji łączności z bogami. Niestety bywały też zatrucia a jak ktoś zjadł zbyt wiele albo był na nie podatny mógł się nawet przekręcić. A makówek zwykle do wyrobów laudanum stosowanego przez medyków bo miał właściwości usypiające. Jakby je odkupić od tych hurtowników można by pewnie narzucić ze 20, może 30% marży aby towar był nadal po konkurencyjnej cenie. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); późny ranek Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, siarczysty mróz Versana Było zimno. Właściwie to panował siarczysty mróz. Co w dorożce Malcolma dało się wyczuć jak się siedziało nieruchomo przez dłuższy czas. Zwłaszcza na twarzy. Bo resztę można było skryć pod ciepłym, zimowym ubraniem. Ale to była też okazja aby przemyśleć w spokoju ostatnie wydarzenia. Tym razem wieczór i noc minęły spokojnie to rano nawet lekko się wstawało. Niebo chociaż pochmurne to wiatr był ledwo wyczuwalny, wewnątrz dorożki właściwie w ogóle. Więc jak na dzień w środku zimy poranek był całkiem ładny. Z samego rana, przy śniadaniu, miała okazję wypytać swoje dziewczęta o wieczór spędzony z toporniczką z północy. Brena i Dagmara spojrzały na siebie ale to ta o dłuższym stażu służby u van Drasenów była tą która głównie mówiła. - Było całkiem miło. Trochę się na początku obawiałam co ta Norma może nam zrobić. Ale Nadia ładnie to wszystko poprowadziła. Przyszła trochę później niż my a ledwo mogłyśmy trochę pogadać to przyszła Norma. - Brena zaczęła zdawać relację z ostatniego wieczoru. I dało się wyczuć, że jest wdzięczna Łasicy za to, że wzięła na siebie ciężar decyzyjny zaplanowania i rozegrania tego wieczoru. - Najpierw poszłyśmy do balii… - zaczęła opowiadać rudowłosa brunetka ten wczorajszy wieczór. Wyglądało na to, że ona z Łasicą z początku weszły w rolę łaziebnych wojowniczki. I zrobiło się miło i przyjemnie. Ale sama wilczyca nie zdradzała chęci na większą integrację chociaż pozwalała się umyć całkiem dokładnie. I jak wspomniała Brena miała bardzo jędrne i silne ciało. Pod tymi kobiecymi kształtami czuło się mięśnie skryte pod skórą. - No ja to nie wiedziałam co dalej robić. Jakbym była sama z Nadią i Dagmarą to byśmy pewnie się zabawiły. No ale ta Norma coś nie była za bardzo chętna. Ale Nadia powiedziała, że teraz zrobimy jej masaż. No i Norma się zgodziła. Więc zaczęłyśmy. Położyła się na brzuchu a Nadia mi kazała robić to co ona. Więc ona zaczęła od jednej stopy to ja od drugiej. I tak szłyśmy w górę. - relacjonowała czasem zerkając na blondwłosą Dagmarę a ta wówczas kiwała głową, że tak było. Masaż zrobił się jeszcze przyjemniejszy niż kąpiel. Zwłaszcza jak skończyły z karkiem Wilczycy i odwróciła się ona na wznak. Dziewczyny zaczęły się całować na jej oczach a ona sama dała się dotykać i pieścić. I też wydawało się, że ulega czarowi tej zabawy. Ale jednak nie do końca. Jakoś nie zdradzała ochoty aby się całować z nią czy Nadią. Właściwie poza całowaniem stóp i dłoni to jakoś nie bardzo dawała się całować. Koniec końców więc na tym się skończyło. Nadia uznała, że nie ma co przeć na siłę skoro nowa koleżanka nie zdradza takich zainteresowań. Potem się rozstały. Norma wróciła do siebie a one jeszcze chwilę szły ulicami we trójkę. - Nadia chyba była troszkę zawiedziona. Chyba strasznie się nakręciła na tą Normę. Ale uznała, że może potrzebuje czasu aby się oswoić i zgodzić na jakiś większy zakres zabaw. W każdym razie jak na koniec się umawiałyśmy na następny raz no to Norma nie miała nic przeciwko to chyba jej też się podobało. - uznała w końcu Brena gdy doszła do końca tamtego wieczoru. I jeszcze tylko na rozstaniu przypomniała Brenie o spotkaniu z Aną w Festag po mszy. Z Oksaną nie bardzo im ostatnio poszło, z Normą też nie do końca tak jakby Łasica miała ochotę no to jeszcze była nadzieja, że chociaż Ana da się zaciągnąć do łóżka i zabawić na całego. W każdym razie jak wczoraj Brena i Dagmara wróciły do domu to Versany jeszcze nie było. Bo ta była na “Adele” i rozmawiała z Kurtem. Dlatego one też nie były świadkami wizyty pewnej blondynki wieczorową porą. W opustoszałym domu została tylko Blanka i to od niej się dowiedziały o tej wizycie. - Mówiła, że nazywa się Corette i przysyła ją Nadia. Nie wiedziałam co zrobić. Nikt mi o niej nie mówił. Nie wiedziałam czy mogę ją wpuścić. Ani kiedy ktoś wróci do domu. Powiedziałam jej, że pani nie ma. Trochę poczekała ale w końcu poszła. - relacjonowała speszona czarnowłosa. Cori na odchodne prosiła tylko aby przekazać, że na razie nikt się nie zgłosił w wiadomej sprawie. No i tak to się działo na końcówce wczorajszego wieczoru i początku dzisiejszego dnia. Przynajmiej z Bydlakiem dało się zauważyć postęp. Bo jak wczoraj poszli z Kurtem go odwiedzić to kuternoga jak zwykle został przy drzwiach. A pies zamerdał ogonem okazując psią radość na widok zbliżającej się do klatki postaci. I jedzenia. Dał się poklepać po łbie. Ale jak zareagowałby na kogoś nowego i ten ktoś nowy na takiego odmieńca było trudne do przewidzenia. Teraz jednak dorożka zatrzymała się przed “Pełnymi żaglami” a wdowa mogła wysiąść na zdeptany i zmrożony, miejski śnieg. W środku było całkiem przyjemnie i gwarno. W końcu to była nadal dość śniadaniowa pora. Przy stole przy jakim zwykle biesiadowała Rose nie dostrzegła pani kapitan ani jej dziewczyn. Ale za to siedziały tam całkiem znajome twarze.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | |
15-04-2021, 06:49 | #235 |
Reputacja: 1 |
|
15-04-2021, 06:52 | #236 |
Reputacja: 1 | Południe
|
15-04-2021, 06:53 | #237 |
Reputacja: 1 | Popołudnie
|
15-04-2021, 06:56 | #238 |
Reputacja: 1 | Zmierzch
|
15-04-2021, 20:02 | #239 |
Reputacja: 1 |
|
16-04-2021, 00:37 | #240 | |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Późny ranek; tawerna “Pełny kufel”; Versana, Istna zabawa w kotka i myszkę. Poszukiwanie Rosy wymagało więcej czasu aniżeli znalezienie odpowiedniego rymu członkiniom kółka poetyckiego. Trudno. Biznes wymagał nakładu nie tylko finansów ale i czasu. Nim jednak Versana skierowała się ku tawernie, w której Rosa miała zatrzymać się na noc. Dorożka po raz kolejny zatrzymałą się pod karczmą. Ver nie czekała jednak na to aż Malcolm zejdzie z kozła. Wyskoczyła z wnętrza budy, poprosiła staruszka aby wykręcił i zapewniła, że niebawem wróci. W środku lokal był raczej pusty. Ludzie o tej porze byli zajęci już swoją pracą i obowiązkami. Pojedyńcze niedobitki spożywały tylko spóźnione śniadanie. Ver rozejrzała się więc czy czasem, któryś z nich to nie skacowana Rosa. Ranek się kończył nieuchronnie przechodząc w przedpołudnie. Pogoda jak na razie dopisywała chociaż ospały i dość symboliczny wiaterek jakby się wzmógł. Wewnątrz nie było tak całkiem pusto jak się na pierwszy rzut oka wdowie wydwało. Część gości siedziała jeszcze przy porannym posiłku albo była po. Ale żadnym z nich nie była znajoma, ciemnowłosa pani kapitan. - Witaj mości panie. - podjęła rozmowę z uśmiechem na ustach gdy podeszła do szynkwasu - Byłbyś tak miły i zdradził mi pod którym numerem kryje się pokój najwybitniejszej w mieście bardki Nije Simonsberg? - po blacie w stronę karczmarza powędrowała srebrna moneta, która potrafiła otworzyć usta niemalże tak samo skutecznie co alkohol - Widziano ją wczoraj z pewną uroczą estalisjką kapitan, której niezwłocznie poszukuję. Ta zaś wczoraj ponoć na kapitańskim balu nieźle pofolgowała zapominając o terminie naszego dzisiejszego spotkania. Interes zaś nie lubi czekać i jak nie chciała przyjść góra do krasnoluda to krasnolud przyszedł do góry. - zachichotała uroczo. - Pochwalony. - odparł karczmarz zerkając na nowo przybyłą, na monetę jaką położyła na ladzie i słuchając jej słów. Zastanawiał się chwilę nad tym wszystkim. W końcu jednak zgarnął monety i powiedział numer pokoju na piętrze. Uprzedził jednak, że Simonsberg to już nie ma bo wyszła rano. A kapitan się jeszcze nie pokazała to pewnie dalej odsypia szaleństwa ostatniej nocy. Versana więc podziękowała i domówiła do tego dwa “Pełne kufelki” nawiązując do nazwy lokalu i niejako składając pokłon jego właścicielowi. Niedługo potem Versana stanęła przed drzwiami pokoju o jakim mówił barman i zapukała. Ale nie doczekała się żadnej reakcji z wnętrza pokoju. Nie poddawał się jednak. Podjęła więc kolejną próbę wspierając ją wzywaniem imienia pani kapitan. ~ Ileż można spać. ~ myślała naparzając pięścią w ciemnobrązowe drzwi ~ Toż to zaraz południe. - Zimne piwo i gorące kobiece uda. - dodała ówcześnie rozglądając się wokół aby mieć pewność czy nie wzbudzi zbytnio podejrzeń tawernianych gości. Reakcji nie było. Stała dalej przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami pokoju i nic właściwie się nie działo. Ani na zewnątrz na korytarzu ani z wewnątrz z pokoju. Słyszała echo codziennych odgłosów. Z dołu, z głównej izby karczmy gdzie koncentrował się ruch i gdzieś zza drzwi i ścian gdzie pewnie ktoś z gości urzędował w swoim pokoju. Ale poza tym nic się nie działo. Gdy wdowa chwyciła za klamkę ta ustąpiła. A wraz z nią reszta drzwi. Za nimi był standardowy pokój w standardowej gospodzie. Tyle, że z jednym, małżeńskim łóżkiem. A na nim spała w najlepsze przykryta kołdrą kobieta o czarnych włosach. Ale nie bardzo widać było jej twarzy. Za to na podłodze leżały wysokie buty a na krześle pas z bronią i dwa pistolety. Zaś na podłodze przy łóżku brzydka, zaschnięta plama. Widok był komiczny. Szkoda, że nie było sposobu aby szybko utrwalić to co sprytna wdowa ujrzała. - Bój się bogów spać do tej godziny. - podjęła kolejną próbę przebudzenia artystki, która zmalowała napodłogowe dzieło. Następnie zaś odłożyła na stoliku opodal łóżka kufle i zamknęła drzwi. Smród towarzyszący bliżej niezidentyfikowanej plamie ustępował tylko aromatowi Strupasa. Ten zaś pewnie nawet by tego nie poczuł. Wdowa uchyliła więc okno aby wpuścić nieco świeżego powietrza a następnie podeszła do łóżka. - Zbudź się śpiąca królewno. - podjęła chwytając za ramię Rosę. Na taborecie obok stała miska z wodą a przy niej leżał lniany kawałek tkaniny. Zmoczyła więc go tak aby mieć przygotowany już kompres na zapewne pękającą głowę lwicy morskiej. Wysiłki gościa pozwoliły jej się przekonać, że pani kapitan wciąż żyje. Ale poza cichym pochrapywaniem nie zdradzała żadnej innej aktywności. ~ Kłoda. ~ zachichotała pod nosem ~ Walka jest jednak zbędna. Postanowiła dać wypocząć koleżance. Postawione na stoliku piwa z pewnością ją ucieszą. Nie mogąc jednak nawiązać z Rosą kontaktu zdecydowała się pozostawić jej liścik. Wpierw jednak musiała zlokalizować kawałek papieru i pióra. Na jej nieszczęście nic takiego nie udało się jej odnaleźć. Pozostało więc wrócić do karczmarza. Nim to jednak uczyniła zdecydowała się schować niedbale porozrzucane rzeczy Rosy do jednej ze znajdujących się w pokoju skrzyń. Ją zaś zamknęła a klucz schowała pod poduszkę śpiocha. - Znajdzie się kawałek papieru i inkaust z piórem? - zapytała ponownie karczmarza gdy zeszła na dół. Opierała się przy tym o blat tak by mężczyzna po drugiej stronie miał doskonały wgląd w to co Ver nosiła pod bluzką. - Tak, coś się chyba znajdzie. - karczmarz skinął głową i poszedł kawałek dalej. Z szuflady wyjął kartkę papieru i piśmidła po czym wrócił do klientki i zostawił przed nią ten zestaw. Kultystka przystąpiła więc do bazgrania: Cytat:
I znowu marszem na górę. Była kupcem a przemierzyła dzisiaj trasę jaką pokonywał goniec. No ale trudno. Nie zastanawiała się nad tym zbytnio. Trzeba było to zrobić i tyle. Tak więc weszła do pokoju, odłożyła kartkę złożoną w pół na biurku i wróciła do Malcolma. - W drogę. - rzekła do woźnicy wsiadając do dorożki. --- Versana: - 2 PZ Ostatnio edytowane przez Pieczar : 16-04-2021 o 00:40. | |