Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2021, 08:02   #231
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
[justuj]Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”, Pirora,

Po wizycie u kuzynki w końcu ona i James wrócili do tawerny wieczór z kuzynką był przyjemny ale jak wszystkie przyjemne rzeczy muszą się skończyć...dobrze że można je zastąpić innymi. Pirora była najedzona więc nie jadła już kolacji w karczmie. Ruszyła do pokoju Irina pomogła jej się przebrać i umyć wodą z misy kolejnego dnia i przebrać się w koszulę nocna. Choć ta mogla niedługo zostać zdjęta. Posłała Juliusa z wiadomością do pokoju numeru pięć i dała mu wolne. Spędziła też czas by napisać list do Kamili van Zee dziękując jej ja wspaniały wieczór poetycki i ciepłe przyjęcie. Drugi list do notariusza Rainera Drechslera o którym wspomniała Versana i trzeci do jej księgowego Maksa. Wszystkie trzy listy Julius i reszta mieli dostarczyć do interesantów kolejnego dnia.

Zdążyła ułożyć się we własnym łóżku i rzucić okiem za okno. Było już ciemno ale padał delikatny, biały puch. Całkiem inny niż wczoraj przez pół dnia jak silny wiatr wymiatał świat i ulice. Do tego aura lamp i świec tworzyła przyjemną i spokojną atmosferę. I jakoś w tą ciszę i spokój przyszło pukanie do drzwi.

Rezydentka Wstała po raz kolejny i podeszła z własną świecą do drzwi, otworzyła je i wpuściła obie kobiety do środka. - Dobry wieczór, już się zastanawiałam czy jednak nie miałyście innych planów… - Zamknęła drzwi za nimi i podeszła do stołu gdzie stały kufelki i butelka która Rose przyniosła pierwszej wspólnej nocy. Nigdy nie zdołały jej otworzyć miały inne priorytety ale w końcu miała teraz gości więc wypadało je ugościć.
- Otwieram wino częstujcie się ile chcecie. - Powiedział unosząc kufelek w geście toastu.

- Dziękujemy. - powiedziała Beno częstując siebie i koleżankę podstawionym kieliszkiem. Jako, że wieczór był dość wczesny i korytarz nie tak pusty jak to nocami i ich pani i gospodyni miały się okazję przekonać osobiście to obie przyszły w sukniach. Dość prostych jak to po pokojówkach i robotnicach można się było spodziewać.

- Pani kapitan poszła na to spotkanie. A nam dała wolne i prosiła aby panią od niej uściskać i ucałować. Obiecała, że na całego zabawimy się jutro wieczorem. - ruda pokojówka już trzymając swój kieliszek streściła słowa swojej pani jakie ta prosiła przekazać pannie van Dyke. Jej egzotycznej urody koleżanka, jak zwykle milczała ograniczając się do uważnej obserwacji i słuchania rozmawiających.

- Ach tak tak, jej ważne interesy. - powiedziała trochę do siebie i przechyliła głowę w stronę Anjur. - Anjur czy mogłabyś mnie wymasować jak wczoraj Rose?
Pirora planowała dzisiaj mieć prysznic i może skosztować jeszcze raz Rudowłosej ale nic na siłę jeśli sama się skusi to pogrążą się razem w rozkoszy jeśli nie puści je nienaruszone do siebie. Może i Anjur sama również się skusi do relaksu. Pirora wolała doprowadzać ludzi do miejsca gdzie sami zaczynali wyszukiwać się jej obecności, jej dotyku i pocałunków.

Dziewczyna o migdałowych oczach zorientowała się, że gospodyni zwróciła się do niej bezpośrednio co ją nieco spłoszyło. Spojrzała szybko pytająco na rudowłosą koleżankę. Ta jednak nie traciła pogody ducha.

- Masaż. - powiedziała wolniej niż zwykle jak to ludzie robili z przygłuchymi albo tymi co mieli kłopot ze zrozumieniem mowy. Do tego wsparła to słowo gestem jakby głaskania się po ramieniu i na koniec wskazała na blondynkę w nocnej koszuli.

- Masaż. Tak. Dobrze. - Ajnur teraz się też uśmiechnęła jakby z ulgą i obie z koleżanką zaśmiały się cicho. Dało się wyczuć, że nie są zaskoczone i chyba nie mają nic przeciwko takim praktykom.

- Ale do tego masażu to musiałaby się pani rozebrać. Właściwie to obie. - rudowłosa wcale nie ukrywała, że cieszy ją taka opcja. - A jak z tym szukaniem stworka? Znalazł się? - zagaiła o to o czym rozmawiały przed śniadaniem i obdarzyła Pirorę kokieteryjnym uśmiechem.

Pirora podeszła do swojego łóżka i powoli ale niezbyt skrępowanie pozbyła się koronkowej koszuli. Po czym odgarnęła włosy ze swojej szyi prezentując dumnie malinki jakie ruda pozostawiła na jej szyi poprzedniej nocy.
- Niestety nie ale możesz zobaczyć w końcu te szkody. - powiedział z udawanym smutkiem.

Ognistowłosa służka z zainteresowaniem obserwowała rozwój wypadków. Powiedziała coś cicho do koleżanki łapiąc się przy tym za swoją suknię, Ajnur pokiwała głową i też zaczęła zdejmować z siebie suknię. Ale, że miała na sobie więcej niż Pirora no to musiało to potrwać nieco dłużej niż ściągnięcie nocnej koszuli. Ale gdy ją ściągnęła Beno podeszła do niej z kieliszkiem w dłoni i przyjrzała się swojemu dziełu z ostatniej nocy.

- Ojej, prawie tego nie pamiętam. - przyznała nieco zafrapowana i jakby w ramach zadośćuczynienia przesunęła delikatnie palcami po tym ukąszonym miejscu. Co mogło być całkiem przyjemną pieszczotą. - Ale już schodzi. Do jutra wieczór może zejdzie. - powiedziała cicho jakby na pocieszenie. I musnęła ustami to miejsce. Tym razem delikatnie.

- Mogę ci to jakoś wynagrodzić? - szepnęła cicho całując po raz kolejny szyję blondynki. A ta widziała jak ze dwa kroki dalej jej wieczorna masażystka pozbyła się już z połowy okrycia zabierając się za ściąganie gorsetu i bielizny.

- Nie przejmuj się tym, trochę pudru i wysokie stożkowe bluzki to załatwią na czas blednięcia. - Machnęła ręką jakby odganiała natrętną muchę. Chwilę później uśmiechnęła się zalotnie - Nie wiem czy ty i Anjur po masażu będzie chciały zanurzyć się w wspólnej przyjemności ale czujcie się mile widziane by zostać i poznać mnie od bardziej “romantycznej” i sensualnej strony. - Powiedziała zakładając jeden z luźnych rudych kosmyków za ucho Benony. - Oczywiście nie powinniście czuć koło mnie przymusu by robić cokolwiek na co nie macie ochoty… chyba że to wieczór w którym Rose prosi mnie bym was nauczyła paru ciekawych rzeczy. Wtedy niestety traktujemy to jako naukę.

- Ale Rose nas do niczego nie zmusza. Jest bardzo kochana i zabawna. Szczerze mówiąc obawiałam się, że trafimy gorzej. A tu proszę! Życie jak w raju! - tym razem to rudzielec machnęła dłonią jakby nie było o czym mówić. A na koniec nawet się roześmiała gdy wzniosła dłonie ku sufitowi aby wskazać jaki mają fart, że trafiły na taką wyjątkową panią.

- I myślę, że tak, jak nas nie będziesz miała dość i nas nie wygnasz z pokoju to myślę, że zostaniemy nie tylko na sam masaż. - powiedziała już spokojniej podobnie jak poprzedniego wieczoru delikatnie ujmując dłonią twarz blondynki i zbliżając do niej swoje usta. A gdzieś tam obok nich migdałowa piękność kończyła się już rozbierać do standardu jaki reprezentowała gospodyni.

Pirora dała się pocałować i nie protestowałą kiedy pokojówka Rose przejeła inicjatywe. Pocalunki były wymieniane przez dłuższa chwilę ale wkońcu oczy malarki zerknęła na Ajnur która była gotowa do masażu. - Mhmm dokończymy tą myśl po masażu… - Powiedziała cicho i uśmiechnęła się do egzotycznej piękności zapraszając ją na łóżko samej układając się jak Rose poprzedniej nocy. Masaż jaki Pirora otrzymała był rzeczywiście wspaniały Rosa nie przesadzała z pochwałami swojej służki. Co jakiś czas Pirora mruczała z zadowolenia z każdym naciskiem na jej mięśnie których nie miala pojęcia że są tak napięte. Benona za to obserwowała to wszystko z bliska co jakiś czas zagadując blondynkę. W końcu nadszedł czas by Pirora zmieniła pozycję i obróciła się na plecy. Mogła wtedy przyglądać się nagiej Anjur i podziwiać jej urodę. - Benona, pomagasz Ajnur uczyć się języka?

- Tak, staram się. Robię co mogę. Ale dopiero zaczynamy. O wiele lepiej idzie jej z kislevskim chociaż to nie jest jej rodowity język. - rudzielec usiadła sobie na krześle przy łóżku, z kieliszkiem w dłoni i założyła nogę na nogę. Więc nawet jak na jednoosobową widownię to miała najlepsze miejsce na oglądanie widowiska na łóżku. Czasem podawała kieliszki obu uczestniczkom tego przedstawienia jeśli sobie tego życzyły. I sądząc po jej minie i komentarzach było to dla niej całkiem przyjemne doświadczenie. A koleżanka z dalekich stron rzeczywiście miała całkiem sprawne i uzdolnione dłonie jakie przemawiały uniwersalnym językiem z ciała do ciała. Teraz tak samo jak wczoraj ze swoją kapitan zaczęła masaż tam gdzie skończyła ze spodniej strony. Czyli od stóp i stopniowo kierowała się ku wyższym partiom ciała.

- Jak ją uczysz? I czy nie uważasz że nie dokońca pasujesz do naszego grona z tymi wszystkimi ubraniami? - Pirora wtrąciła uwagę w stronę rudowłosej i zerknęla na jej reakcję.

- Oh, przepraszam, zagapiłam się. Już to naprawiam. - Benona uśmiechnęła się wdzięcznie i odłożyła kieliszek przy okazji wstając z krzesła. Zaczęła rozpinać swoją suknię i jakoś się z tym nie spieszyła. Guzik po guziku, haftka po haftce rozpinały się odsłaniając spodnie ubranie. Aż w końcu rudowłosa zsunęła suknię z siebie zostając w samej bieliźnie. A gdy ta również wylądowała na podłodze służka była już w komplecie ubraniowym ze swoją koleżanką i gospodynią. A w międzyczasie koleżanka dotarła do kolan i ud gospodyni. Też ciekawie i zachęcająco spoglądała na rudowłosą.

- Czy teraz lepiej? - Beno zapytała kładąc dłonie na swoich biodrach i patrząc na obie kobiety w łóżku z nieco kpiącym uśmiechem.

- Zdecydowanie nie odstajesz teraz od nas jak by ci się zrobiło zimno zawsze możesz dołączyć do nas na łóżku. Chyba, że rozpala cię nasz widok i tak czy siak ci ciepło - Zażartowała Pirora puszczając kolejna luźna propozycję. - Twoje włosy ładnie wyglądają tak opadające na twoje ciało wyglądasz jak leśna zjawa wabiąca mężczyzn w gęstwiny lasu.

- Tak. Rozpala. I tak. Chętnie do was dołączę. - Beno grzecznie dygnęła i skinęła główką przyjmując te komplementy. Z uśmiechem przyjęła takie zgrabne zaproszenie. Postąpiła krok naprzód, najpierw uklękła na łóżku a potem zległa obok położonej na wznak blondynki. Niejako powtarzając wczorajszą scenę tylko tym razem to ona położyła się obok Pirory gdy jej udami zajmowała się ślicznotka o migdałowych oczach.

- To jest ten moment co powinnyśmy zacząć szukać tego zgryźliwego stworka? - zapytała rudowłosa pochylając swoją twarz nad twarzą gospodyni i przesuwając palcami po jej szyi i policzku. Pozwoliła sobie też nieco niżej położyć swoje kolano na jej udzie. Ajnur zaś akurat dotarła do tej właśnie okolicy i zadarła głowę do góry z zaciekawieniem obserwując co tam się dzieje powyżej.

- Rzeczywiście, czas najwyższy - Powiedziała cicho blodynka odkręcając głowę w strone Benony. Co nastąpiło później było oczywiste. Wymiany pocałunków, uwodzenie delikatnym dotykiem, głaskanie i miłe słówka powiedziane szeptem w ciemności niczym sekretni kochankowie. Tylko że było ich trzy i w odróżnieniu od dzikości poprzedniej nocy ta była powolna, delikatna, cicha i romantyczna. Pirora oddała wodze dowodzenia Benonie która szybko w falach pościeli zaczęła zachowywać się jak ryba w wodzie. Malarka miała nadzieje że Anjur również ośmieli się na tyle by wykonać własną inicjatywę i podążać za czysto swoimi pragnieniami nawet jeśli nie umiała ich wyrazić słowami.

Przyjemnie szło się spać w tak rozkosznym towarzystwie. Po tak przyjemnie spędzonym wieczorze. Okazało się, że dziewczyny pani kapitan umieją się też bawić także bez swojej kapitan. I razem z gospodynią stanowiły całkiem udane trio w tych wieczornych zabawach. Beno płynnie przejęła rolę przewodniczki, zwłaszcza dla swojej egzotycznej koleżanki. A i ona pokazała co potrafi. W łóżku dominował przyjemny aromat smarowidła używanego do masażu. A okazało się, że Ajnur potrafi używać do masowania nie tylko swoich dłoni i palców. I to tego wieczoru bardzo chętnie blondynce zademonstrowała na niej samej.

Ale po tych wieczornych aktywnościach, przyjemnie zmęczone i odprężone zasnęły nagie i wtulone w siebie. Łóżko było raczej jednoosobowe to ledwo mieściło trzy osoby. Dlatego potem już przez sen Pirora ledwo zarejestrowała, że chyba jedna z dziewczyn poszła na drugie łóżko. Ale już była zbyt senna by po ciemku rejestrować która albo o coś pytać. Na pewno w jej łóżku zrobiło się nieco luźniej. Dlatego jak lodowate zimno jakie poczuła na twarzy było bardzo nieprzyjemne i obudziło ją od razu.

 
Obca jest offline  
Stary 10-04-2021, 08:04   #232
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”, Pirora,Benona, Anjur, Nadia
Dalej było ciemno w pokoju więc trwała noc. Ale zorientowała się, że ktoś jej zatyka usta dłonią. Jaką zimną! I ten ktoś usadowił się na niej siadając na brzuchu i biodrach. I wyczuwała zapach rumianku.

- Ciii. - usłyszała cichy szept od tego kogoś. Już była pewna, że to żadna z dziewczyn. Jedną miała wciąż obok siebie chociaż nie wiedziała którą. Sądząc po oddechu spała w najlepsze.

- Mówiłam ci, że cię może nawiedzić nocna diablica. No i widzisz? Nawiedziła! - usłyszała cichy szept Łasicy nad sobą. Dopiero jak się odezwała szeptem to rozpoznała jej głos. A ona sama puściła dłoń zwalniając jej usta za to zbliżając do nich swoją twarz.

- A więc w końcu nadeszła… - Pirora rozejrzała się po pokoju szukając drugiej kochanki. - Tak rozczarowana że nie zastałaś mnie u Versany? - Szeptała spokojnie i cicho, jej ręce podążały po ciele Łasicy badając dotykiem jej stan ubioru, uzbrojenia i ogólnej budowy ciała.

- Nie byłam dzisiaj u Ver. Nie widziałam się z nią dzisiaj. Mogę zapalić światło? Nie chciałabym abyście się przeziębiły. A w ogóle co to za jedne? - dłonie Pirory mówiły jej więcej niż oczy. Oczy w tych ciemnościach ledwo rozrózniały czerń sylwetki jaka siedziała na niej okrakiem i dla kontrastu blady owal twarzy tuż nad swoją twarzą. Dotyk zdradził więcej. Zimno. Mroźne zimno ubrania wystawionego na nocny mróz. Jakie wciąż nie zdążyło się nagrzać. Łasica miała na sobie jakiś ciemny, pewnie czarny kubrak. I skórzane spodnie. Pierwszy raz ją widziała a raczej wyczuwała w spodniach. I wciąż czuła ten zapach rumianku jakiego często używano do kąpieli. Końcówki włosów chyba zamarzły ale teraz w cieple wyczuwała wilgoć jaka tajała. I mróz. Coś tutaj nieprzyjemnie wiało mrozem od okna.

- Ach… - Powiedziała malarka rozumiejąc już jak Łasica dostała się do środka. - ...więc to włamanie, przez okno. - Jej ciepłe ręce podważyły w górę do szyi i twarzy kobiety dając jej małą dozę ciepła. Druga ręka przesunęła się w miejsca gdzie kubrak mógł mieć troczki.

- Świeca cię nie ogrzeje, lepiej zrzucić zimne ubranie i uzyć innego cieplego ciala. - palce blondynki przejechały w ciemności po ustach Łasicy. To było ekscytujące...dwie kochanki w pokoju a tutaj wkrada się kolejna która chce skraść jej cnotę kiedy inni w pokoju śpią.
- Rozumiem że bez światła nie poradzisz sobie z oknem? No trudno zapał więc, Rose może mieć mi za złe jeśli jej służki zapadną z zimna w jakąś chorobę w mojej gościnnie. - Ręce blondynki opuściły ciało Łasicy by ta mogła zapalić tą świeczkę.

- Zrzucić ubranie? Całe? Bardzo chętnie! Pod warunkiem, że później nie będziesz mnie tylko oglądać bez ubrania bo to szkoda by się było rozbierać. - Łasica cichutko zachichotała sprawnie podłapując temat. Zaś gdy dłonie gospodyni powędrowały do jej twarzy palce trafiły na jej całujące usta. Te w przeciwieństwie do ubrania były przyjemnie wilgotne, ciepłe i gościnne.

- A potrzebne mi nie tyle światło co wosk. Muszę zalepić szybę co ją wyjęłam. I tak, to jest włamanie. Ale jeszcze musimy przedyskutować nad detalami. - szepnęła machając dłonią gdzieś w stronę okna o jakim mówiła.

- I to są dziewczyny Rose? Jej. To już ty je zaliczyłaś, Rose, Ver to tylko ja jeszcze nie? Cholerni van Hansenowie! Zobacz ile mnie omija! A jakie były? - oparła się piersią o pierś leżącej na wznak blondynki i zaczęła szeptać nieco więcej jakoś nie spiesząc się wcale by zejść ze swojej gościnnej gospodyni do jakiej się włamała w środku nocy.

- Ach to tak, cóż dobrze wiedzieć… o tym wosku… - Pirora wróciła rękami by chwycić twarz kobiety i zbliżyć ją do swojej. - Czemu sama nie spróbujesz? Śpią jeśli będziesz delikatna jak nocny kochanek duża szansa że uznają cię za którąś z nas? - Wyszeptała jej do ucha owijając go gorącym oddechem. Jej słowa niosły z sobą iście podniecająca przygodę, na która wedlug Pirory kultyska Slaanesha powinna się skusić.

- Dzisiaj mamy noc słodkiej delikatności. Tak dla odmiany po dzikich żądzach jakie z Rose urządziliśmy im wczoraj… - Język blondynki polizałam krawędź uszka Nadji zanim dokończyła. - Świeca jest na stoliku po twojej prawej.

- Masz rację. Nie ma to jak skosztować czegoś osobiście. Albo kogoś. - pomysł rzeczywiście spodobał się kultystce bo w pełni się z nim zgodziła. Zaraz po tym gdy po ciemku jej usta odnalazły usta nowej siostry i ich spróbowały. A co dalej się działo to bardziej się przydawał słuch niż wzrok.

Leżąca na wznak Pirora widziała jak blada plama twarzy Nadji zaczyna się pochylać gdzieś przy jej ramieniu. Tu gdzie sąsiadowało ramię którejś z dziewczyn Rose. Potem słyszała odgłos pocałunków i widziała jak twarz włamywaczki w końcu dotarła do twarzy tej drugiej. Rozległo się ciche, zaspane mruknięcie, nieco zaskoczone ale zaraz przeszło w odgłos oddawanego pocałunku. Ale ta zaspana chyba rozbudziła się na tyle, żeby zorientować się, że coś tu chyba jest nie tak. Bo wydała z siebie pytające mruknięcie i trochę cofnęła głowę jakby w ciemności chciała przyjrzeć się z kim się właściwie całuje.

- Ciii. Przyszłam się z wami kochać. - w ciemności nocy rozległ się cichy szept Łasicy podbarwiony ekscytacją i niecierplwością.

- Co? - odszepnęła zaskoczona Ajnur budząc się chyba już na dobre. Blada plama jej twarzy spojrzała w stronę leżacej obok gospodyni.

- Zaraz do was wrócę. Faktycznie apetyczna. - powiedziała wesoło Nadja całując jeszcze raz Pirorę i wreszcie wstając z łóżka i kierując się w stronę owego stołu ze świecą.

- Shhh… - Pirora wydała z siebie uspokajający odgłos i delikatnie pogłaskała twarz i szyje egzotycznej kochanki. Nie mogła się nadziwić jak bardzo “bezpośrednie’ siostry z pólnocy się zachowywały. Przypominały raczej dwie rozpalone chamskie ulicznice bez wyobraźni czy taktu...Pirora nie była pod wrażeniem. No ale cóż mogła zrobić jak tylko iść z nurtem na tej obczyźnie. Użyła czasu jaki Łasica przeznaczyła by zamknąć okno i zaczęła delikatnie zachęcać Anjur do erotycznej aktywności. Wykorzystała to co udało jej się zaobserwować do tej pory. Dotykała gładziła i całowała miejsca które powinny na nowo rozpalić ogień w skośnookiej.

Po chwilowym zaskoczeniu Ajnur chyba uznała, że skoro gospodyni nie robi afery to ona też nie będzie. I stopniowo zabiegi blondynki zaczynały przynosić efekty. Ale trudno było przegapić nową postać w pokoju. Zwłaszcza jak zapaliła świecę i z nią podeszła do okna. Teraz można było się jej przyjrzeć dokładniej. Łasica miała na sobie krótki, ciemny kożuszek, czarne skórzane spodnie i zimowe buty. Musiała przysiąść na parepcie na dłuższą chwilę. Okno było zamknięte. Ale ze środkowego kwadracika była wyjęta szyba. Przez nią tak wiało. Teraz włamywczka topiła wosk ze świecy i tym improwizowanym kitem wstawiała na nowo tą wyjętą wcześniej szybę.

- Do rana powinno wytrzymać. A rano lepiej to komuś zgłoście niech wstawią to porządnie. - powiedziała wesoło niebieskowłosa gdy skończyła swoje zajęcie. Zimny ciąg jaki wiał po twarzach i ramionach ustał. Nie było sensu już szeptać bo odkąd zapłonęła świeca to i śpiąca na drugim łóżku Benona się obudziła. Patrzyła zdziwionym wzrokiem na tą trzecią, jakiej tu nie było gdy nie aż tak dawno temu zasypiały na wspólnym łóżku.

- Przepraszam was za to najście. Jestem Nadia. Mam nadzieję, że was nie wystraszyłam. - powiedziała stojąc na środku pokoju zwracając się do trójki kobiet jakie były tu wcześniej. Dziewczyny pani kapitan wydawały się zdezorientowane co tu się dzieje ale przynajmniej nie panikowały. I zerkały na gospodynię licząc pewnie, że ta będzie bardziej zorientowana w sytuacji.

- Nadia, to przyjaciółka Versany von Dresen która jest z kolei przyjaciółką waszej pani kapitan. Wpadła w odwiedziny… oknem. - Powiedziała spokojnie ale cicho w końcu w tawernach ściany mają uszy.

- Wprawdzie tak niezapowiedziana wizyty powinna być jakoś ukarana to w takie zimno tylko ludzie bez serca by ją wyrzucili na dwór…. - Pirora wysunęła się z łóżka pociągając delikatnie Anjur za sobą zbliżając się do włamywaczki. - Beno pomożesz nam ? Naszego intruza wymaga jednak ogrzać… - Blondynka powiedziała to do rudowłosej ale sama zaczęła rozbierać Łasicę, też przy pomocy Anjur której dłonie poprowadziła do kubraka szatynki podczas gdy blondynka uklęknęła i zaczęła zdejmować buty kobiety.

- Aa… To ty jesteś Nadia? - Benona jakby skojarzyła skądeś to imię i w połączeniu z wyjaśnieniami gospodyni uspokoiło ją to ostatecznie. Razem z dwoma nagimi partnerkami podeszła do tej jedynej co była jeszcze w ubraniu.

- Tak, to ja. Słyszałaś o mnie? I jej przepraszam za to najście. Naprawdę postaram się wam to wynagrodzić. Jak chcecie to do rana mogę być do waszej całkowitej dyspozycji. No ale rano muszę zasuwać na służbę. - Łasica nagle znalazła się w otoczeniu trzech kobiet ale próbowała się wdzięczyć i przepraszać za to najście. Służki pani kapitan pomagały jej zdjąć kożuszek a Pirora buty. Więc jak jeszcze sama włamywaczka im w tym pomagała to z wierzchnim ubraniem poradziły sobie całkiem sprawnie. Pod spodem nie zaproszony gość miała zwykłą koszulę i gorset co zapowiadało się na nieco dłubania aby ją z tego wydobyć. A same skórzane spodnie wiązane na sznureczki i guziki też trzeba było nieco się wysilić by żmija opuściła tą wylinkę.

Trochę trwało zanim kultystka stanęła przed nimi nago ale dzięki ich wspólnej pomocy było szybciej niźli się spodziewały. Pirora dała znak kiwnięciem głowy by Benona podążyła za jej przykładem ta z kolei dała znak Anjur. I tak wszystkie trzy oplotły zimne ciało Nadi ich usta całowały jej skórę, ich ciała ocierały się o zmarznięte ciało a dłonie szukały miejsc które sprawiły że włamywaczka wydawała z siebie westchnienia. Tej nocy na nowo pokój Pirory był świadkiem jak kobiety zmieniły się w erotyczną plątanina ciał najpierw złożoną z wszystkich czterech kobiet ale potem dobrały się w pary i rozeszły się po łóżkach. Benona i Pirora pieściły się leniwie wsłuchując się erotyczne podboje Łasicy nad dalekim wschodem.

- Taka niezapowiedziana wizyta… mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że jej nie wyrzuciłam… nie planowałam też was tej nocy brać ponownie… ale jakoś się tak złożyło… powiedz Beno czy twoja łakoma na te zabawy dusza nie żałuje że to Nadia nam zawitała? Może marzył by ci się przystojny łotr co by cię teraz brał od tyłu? Tak jak lubisz… mhmm? - Pirora powoli doprowazała płomiennowłosą kochankę na skraj ekstazy, jej zwinne ręce pracowały nad czym trzeba żwawym tempem a ona pobudza fantazję kochanki, w akompaniamencie jęków z drugiego łóżka. Obie też beszczelnie patrzyły na zarysy ciał jakie było widać w rozproszonym świetle księżyców. Pirora chciała pchnąć Beno w przepaść rozkoszy zanim Łasica skończy i się upomni o sam na sam z malarką.

- Przystojny łotr? Co by mnie brał od tyłu? Oj, tak, chciałabym! - zaśmiała się cicho rudowłosa gdy chyba to sobie wyobraziła co jej podsuwała nowa koleżanka. Pomysł widocznie przypadł jej do gustu. Pozwoliła się dotykać i sama pocałowała dotykającą ją dłoń kochanki. Spojrzała na drugą stronę pokoju gdzie trwały miłosne zapasy drugiej pary.

- Nie, nie mam nic przeciwko. Zresztą to nie mój pokój. Tylko się nie spodziewałam, że ktoś tu wejdzie w środku nocy. Przez okno. A o niej słyszałam. I od Rose, i Versany, i Breny. Tyle, że ją znają i szkoda, że jej nie ma. To byłam ciekawa co to za jedna. - wyjaśniła pogodnie obserwując jak tam na drugim łóżku jedna z dziewczyn dogadza drugiej. Ale po ciemku nie bardzo było wiadomo która jest po której stronie.

- A tutaj na takie zabawy to się mną nie przejmuj. Jakbym nie miała na nie ochoty to byśmy z Ajnur zostały w naszym pokoju. A tu wczoraj i dzisiaj te figle z tobą to całkiem sympatyczne. - powiedziała odwracając plamę twarzy z powrotem do swojej blondwłosej kochanki. I na dowód tego po omacku odnalazła ustami jej usta i pocałowała je czule.

- Cieszę się to słyszeć… - Wyszeptała w ucho kochanki i obie poszły w bardziej zaborcze i drapieżne metody by po wszystkim legnąć w swych ramionach drżąc i dysząc po fali ekstazy jaka je zalała. Wymieniały właśnie leniwe pocałunki kiedy Pirora poczuła palce na swoim ramieniu. Coś jej mówiło że to siostra kultystka, pytanie tylko czy przyszła sponiewierać ją czy rudowłosą.
- Nadal ci mało łotrzyco? - Zapytała nawet nie odwracając się w jej stronę.

- Nie zadawaj mi takich pytań skarbie. Mnie zawsze jest mało. - usłyszała w odpowiedzi rozbawiony ton drugiej siostry w wierze. Za słowami przyszły czyny gdy Łasica sprawnie odnalazła usta nowej kochanki i się z nimi przywitała.

- Przyznam, że mnie troszkę dziewczyny zaskoczyłyście… - łotrzyca zaczęła mówić znów siadając na Pirorze okrakiem. Tyle, że teraz obie były bez ubrań. Ale przerwała bo leżąca obok Beno zaśmiała się wesoło prawie wchodząc jej w słowo.

- Rzekła dziewczyna co się nam włamała przez okno w środku nocy. - powiedziała rozbawiona służka pani kapitan.

- Ojej no przecież przeprosiłam. Jak chcecie to was też mogę teraz przeprosić tak jak przed chwilą Ajnur. Dziwne imię. Ale ona sama śliczniutka i bardzo utalentowana. - Łasica westchnęła jakby po raz kolejny usłyszała przytyk do tej niezapowiedzianej wizyty. I skinęła głową w bok na łóżko z jakiego właśnie wróciła.

- To ja muszę zwilżyć gardło. - Beno pocałowała jedne usta, pocałowała drugie i podniosła się wstając z łóżka. I pisnęła gdy na pożegnanie Łasica sprzedała jej klapsa na goły tyłek. Ale zaraz cała trójka się roześmiała rozbawiona tym żartem. A włamywaczka wróciła do swojej siostry skoro chociaż chwilowo zostały same.

- Szczerze mówiąc to trójki się nie spodziewałam. Myślałam, że będziesz sama. Ale oczywiście nie narzekam! Ale byłam ciekawa głównie ciebie. - wyszeptała prosto w leżącą pod nią twarz głaszcząc ją przy tym po włosach i policzkach.

- Może sprawdź czy Ajnur jeszcze żyje po tych przeprosinach - Powiedziała rudowłosej na odchodne. Jej ręce za to już chwili wodziły i masowaly ciało Łasicy... Mimo wszystkiego co się działo nadal czuła się nienasycona. Ale jak to mówią “apetyt rośnie w miarę jedzenia” a może Versana dodała jej coś do jedzenia?

- Cóż ja również myślałam że będziesz chciała mnie mieć tylko dla siebie… mogłybyśmy sobie pozwolić na takie rzeczy ktore tylko siostry mogą sobie pozwolić. - Powiedziała między drapieżnymi pocałunkami, widziała po zachowaniu kultystki i po odgłosach jakie wydawała Ajnur, że Nadia lubi ostrzej i traktuje sex jako walkę o dominację. Pirora wiedziała, że przegra, po trzech nocach seksu, i po harcach z dziewczynami parę godzin wcześniej nie była wstanie postawić się starszej kobiecie. Mogła jedynie dać z siebie wszystko i sięgnąć po parę brudnych sztuczek.

- Nie traćmy czasu na czczą gadanine niech nasze ciała mówią za nas. - To mówiąc ścisnęła mocno pośladek nowej kochanki i przypuściła drapieżny atak na usta Nadi, nie dając jej dojść do słowa. Zaczął się ostatni chciwy taniec tej nocy, walka o dominacje i pokazanie kultystce że nie trafiła do łóżka nowicjuszki co da się pomiatać. Pirora chciała dać Łasicy do zrozumienia, że ma plany zniewolić kobietę. Wiedziała że jej się nie uda ale ta gra może je zrównać w oczach włamywaczki. Przynajmniej Pirora na to liczyła.

---

Po raz kolejny tego wieczoru i nocy Pirora zaległa przyjemnie wyczerpana z nagą partnerką u boku. I po raz kolejny z inną niż poprzednio. Powtarzało się nawet to, że ta druga dopiero łapała oddech jak obie były na świeżo po skończonych karesach.

~ Wiesz co? Ja cię chyba polubię. Czuję, że możemy nawiązać nić prawdziwej, kobiecej przyjaźni. ~ wyszeptała jej do ucha Łasica obejmując ją i całując czule. Wcześniej to jednak sytuacja wyglądała dość zmiennie. Z początku gdy dłoń gospodyni mocno ścisnęła jędrny pośladek gościa ta przyjęła to wdzięcznie. I z początku to właśnie Łasica była sprowadzona do zdecydowanej defensywy. Agresywna postawa kochanki zdawała się jej odpowiadać i świetnie weszła w rolę tej uległej. Chociaż nie biernej. Okazała się być pomysłową i doświadczoną kochanką. Która znała kobiece ciało, tak własne jak i chętnie poznawała nowe. Wreszcie się wszystko jak zwykle skotłowało i wymieszało. Łóżko trzeszczało od aktywności dwóch ciał, podobnie jak u sąsiadek obok. Ciała, ramiona, uda, usta wszystko to przemieszało się ze sobą chłonąc się nawzajem. Łasica była ciekawa nowego ciała a i jej ciało było przyjemnie jędrne, gibkie i ciepłe.

~ Fajne te dziewczyny Rose. I, żeby nie było, nic do nich nie mam. Chętnie się z nimi spotkam jeszcze raz. Ale jednak jak mówisz, mam nadzieję, że uda nam się spotkać jak siostra z siostrą. ~ wyszeptała znowu wskazując brodą na sąsiednie łóżko. Gdzie też jakoś zrobiło się ciszej i spokojniej. Czy dziewczyny się już pospały czy tylko łapią oddech to po ciemku nie bardzo dało się zorientować.

~ Dopiero polubisz? A ja łudziłam się że już cię oczarowałam na tyle, że jestem twoją ulubiona averlandka w miescie. ~ Pirora wyszeptała z udawaną urazą i rozczarowaniem w głosie, odwzajemniając czułe pieszczoty Nadi. ~ Nie wiem jak tutaj ale w domu spotkania rodzinne często wymykają się spod kontroli i publiczna tawerna jest ostatnim miejscem na ich spotkania. Raczej bardziej odpowiedni jest jakiś głęboki dźwiękoszczelny loch albo opuszczony dwór. ~ malarka nęciła wyobraźnie wlamywaczki sugestiami czego by ta z nią nie zrobiła gdy były same ~ Masz ochotę skosztować jeszcze Beno? Czy z sił opadasz i weźmiesz ją tuz przed świtem, tak na dobry początek dnia? Choć pewnie jak twoi pracodawcy to istni poganiacze niewolników to może jednak damy ci spokój i pozwolimy wypocząć? ~

~ Ojej jakiś prywatny loszek? Brzmi bardzo obiecująco! Masz rację! Musimy Ver o tym powiedzieć i zorganizować coś takiego! No ja jestem za, chętnie bym służyła w takim loszku takim ślicznym siostrzyczkom. ~ po ciemku brzmiało jakby Łasica łyknęła pomysł razem z haczykiem i sporym kawałkiem żyłki. Na dowód tego pocałowała Pirorę ponownie odwdzięczając się za taki wspaniały pomysł i zgłaszając swoje pełne poparcie.

~ A moi pracodawcy to niestety mnie zazwyczaj ignorują. Moja pani, panna Froya van Hansen tylko czasem wezwie mnie i każe sobie usługiwać. I nie powiem, jest wtedy wspaniale. Wiąże mi oczy i zwykle każe mi zaczynać na kolankach od stóp. Czyli tak jak lubię. Więc nie narzekam! Ale czemu tak rzadko!? Za każdym razem jak idę rano do pracy mam nadzieję, że mnie wezwie i każe sobie usługiwać i zwykle nic z tego nie ma. ~ koleżanka z kultu całkiem chętnie podzieliła się z Pirorą swoimi doświadczeniami ze służby u swoich państwa. I tu brzmiało jak mieszanina nudnej i ciężkiej służby na co dzień przeplatanej z ekscytującymi momentami gdy w mniemaniu Łasicy wielka pani zachowywała się wobec służby tak jak powinna na co dzień. Pod tym względem kultystka wydawała się mieć kompletnie odwróconą hierarchię wartości niż przeciętna pokojówka.

~ Ach więc tak się bawi kwiat młodzieży w Neues Emskrank. ~ skomentowała Pirora ~ Pierwszy raz słyszę o tej van Hansen ale jeśli plotki się ładnie poruszają to liczę, że za jakiś czas sama się zainteresuje panienka z Averlandu. ~ malarka miała wiele zaufania w swoja pozycje jako świeżej osoby w mieście. To w połączeniu z plotkami powiązania rodzinnego z van Drasen a także te insynuacje o skandalu i tragedi w rodzinie. To wszystko stanowiło taki kocioł ciekawostek że znudzona szlachta zazwyczaj ciągnęła do tego jak ćmy do ognia świecy. ~ Mówisz że nie mamy żadnego loszku do dyspozycji? Mhmm żadnej tajnej palarni opium którą można wynająć na całą noc? No tak życie na prowincjach jest trudne być może jest to coś co mogłoby się pojawić. Albo poczekać aż zacznę się urządzać w mieście mogę zwrócić uwagę czy ktoras z kamienic ma więcej miejsca w piwnicy na jakiś prywatny loch. ~ malarka nadal wyciągała informację od tutejszej kultystki, choć jej dłonie zaczęły, na razie leniwie, ponowny taniec mający wzbudzić apetyt czcicielki węża głównie bo chciała znowu wsłuchać się w jęki rozkoszy jakie ona i Beno mogły wydawać z siebie przy kolejnych chwilach uniesienia. Ona sama chętnie przygarnie wtedy Anjur i sama wzniesie jeszcze raz rozkoszna modlitwę do Księcia Chaosu.

~ Hmm… Jakaś kamienica z porządną piwnicą? Gdzie w spokoju można by smagać batem nieposłuszne siostry? Hmm… ~ brzmiało jakby Łasica na poważnie zastanawiała się nad taką nowym adresem gdzie bez wścibskich oczu i uszu można by dać upust swoim żądzom. A sama oparła głowę na łokciu i pozwalała dłoniom kochanki na zwiedzanie swojego ciała. Zaś wolna dłoń włamywaczki podobnie zaczęła przesuwać się po szyi i piersiach blondynki przyjemnie je drażniąc i pobudzając. I powoli kierowała się ku niższym partiom ciała.

~ Właściwie jak zajmiesz jakąś kamienicę to masz mnóstwo miejsca do dyspozycji. Na pewno coś się znajdzie na takie zabawy. Jest jeszcze stary browar Grunda. Tylko ty nowa jesteś to pewnie nie wiesz gdzie? Ale to popytaj. Ja bym chętnie cię tam zaprowadziła no ale całe dnie siedzę u van Hansenów. Festag i Marktag mam wolny. No i w tym browarze jest dużo miejsca i porządne piwnice do trzymania beczek. Myślę, że dałoby się tam urządzić coś odpowiedniego. No tylko to browar a nie kamienica. Ładny to on nie jest. ~ wydawało się, że tutejsza kultystka całkiem nieźle zna miasto, nawet różne rudery i pustostany. Do tego miała odpowiedni filtr w głowie aby widzieć je pod konkretnym profilem działalności.

~ I nie słyszałaś wcześniej o van Hansenach? Zwłaszcza Froi? ~ wróciła do wcześniejszego tematu państwa u jakich służyła. Tym razem brzmiało w nim zdziwienie graniczące z niedowierzaniem. ~ No to Froya uchodzi za najlepszą partię do ożenku w mieście. Druga to Kamila van Zee. Albo pierwsza. Zależy kto ma jakie preferencje. Obie są śliczne, zgrabne, dobrze wykształcone i bogate. Więc adoratorów mają na pęczki. No ale byle chmyzowi trudno się wżenić w tak zacną rodzinę. Więc na razie są na wydaniu. ~ niebieskowłosa tłumaczyła nowej koleżance te zawiłości miejskiej śmietanki towarzyskiej i jakoś przy okazji jej wolna dłoń jakby sama z siebie zawędrowała między jej uda. I tam poczynała sobie coraz śmielej.

~ Ale Froya jest… ~ Łasica zaczęła i urwała zaraz gdy próbowała scharakteryzować swoją panią jakiej na co dzień służyła. ~ Jest wyjątkowa. Nietuzinkowa. Znaczy na moje oko to jakby urodziła się mężczyzną to wszystko byłoby prostsze. Idę o zakład, że gdyby mogła to by została rycerzem. Kto zresztą wie czy nie zostanie. Kto bogatemu zabroni prawda? Więc ją interesują polowania, broń, szermierka, walki, wyścigi konne. Ale czasem robi jakieś bale i koncerty. ~ pokręciła głową na znak, że nie tak łatwo ubrać pannę van Hansen w słowa i standardy.

~ Od razu smagać batem… wolę określenie ‘dyscyplinować’... ~ wyszeptała malarka zadając włamywaczce pieszczotę która zbliżyła się do granicy bólu ~... w takim razie mam nadzieje że dane będzie mi ją poznać… może gdyby ktoś pokazał jej drogę ku księciu zasłużyłby u niego na błogosławieństwo i mogłaby stać się mężczyzną... ~ kultystka pozwoliła sobie nawiązać do okultyzmu i mutacji jakie czasem ich bóstwo obdarzał swoich wyznawców, a jako istota będąca jednocześnie kobieta i mężczyzną nie zdziwiło by gdyby taka laska była okazana. Szybko jednak Pirora przypomniała sobie że nie są same i zmieniła temat. ~ Spotkaj się w takim razie ze mną po mszy w Festag. Pokaż mi miasto i jego ciemne opuszczone zaułki. Spróbuj znaleźć mi kamienice z dużymi oknami, ze dwa piętra i część dla służby. No i być może z piwnicą… albo poddaszem do przerobienia na mały pokoik do… wprowadzania dyscypliny… a jeśli się nie da… cóż może później znajdę jakiś mały budynek na “pijalnie wodki”. W takim na pewno znajdą się tylne pokoje i piwniczka którą można zagospodarować. ~ rozmarzyła się w swoich planach na przyszłość malarka ~

Łasica wydała z siebie stłumiony jęk gdy palce kochanki poczynały sobie z nią całkiem śmiało. Ale był to bardzo przyjemny dla ucha jęk, taki co zdradzał, że właścicielka jest bardzo chętna na takie możliwości. Zresztą słowami też zdradzała takie zainteresowania.

~ A jakbym ci znalazła coś odpowiedniego to mogłabym liczyć u ciebie na takie lekcje dyscypliny? Byłabym bardzo zainteresowana. I zobowiązana. I oczywiście potrafię się odwdzięczyć. ~ zapytała cicho bezczelnie przyznając się do swoich uległych preferencji. Sama znów uniosła się nad ciało blondynki i zaczęła je całować od ust. A potem w miarę jak mówiła schodziła coraz niżej.

~ Ale w Festag po mszy nie mogę. Już jestem umówiona z dziewczynami. Z Breną i moją koleżanką z pracy. Takie spotkanie “między nami pokojówkami”. Mam nadzieję, że uda nam się z Breną zaciągnąć Anę do łóżka. ~ przyznała z pewnym żalem, że musi odmówić na ten proponowany przez gospodynię termin spotkania.

~ W południe sama nie wiem. Zwykle z Ver się umawiałyśmy z taką jedną. Ale ostatnio jej nie było. To nawet nie miałam jak pogadać z Ver czy to aktualne. Więc dopiero po południu mogę być do twojej dyspozycji. ~ zaproponowała swoje opcje na nadchodzący dzień boży.

~ Och moja łotrzyco jeśli pomożesz znaleźć mi miejsce i zabawki to pokaże ci takie rzeczy, że te wiązanie oczu van Hansen wyda ci się dziecinna zabawą ~ blondynka zabrzmiała bardzo przemadrzale i pewna swojej wiedzy i umiejętności ~ a więc popołudnie niech będzie i może na wszelki wypadek nie planuj sobie wieczoru nikt nie wiem w jak nam się przeciągnie razem czas ~ malarka delikatnie popchnęła Łasicę niżej a ta zrozumiała czego się od niej oczekuje. Teraz to słodkie jęki i westchnienia Pirory wypełniły pokój kiedy kochanka pieściła jej kobiecość, malarka oddała się tej przyjemności i niedługo trwało zanim zaczęła się wić niczym żmija pod wpływem pieszczot języka i zręcznych palcy włamywaczki.

---

~ No to chyba jesteśmy umówione. ~ szepnęła zadowolona z siebie i całej sytuacji włamywczaka gdy po fali nocnych uniesień doczołgała się z zajmowanego dotąd miejsca na równi z poduszką. Skwitowała to kolejnym całusem w usta swojej nowej kochanki. A pod względem talentów w usługiwaniu rzeczywiście nie bardzo dawała powodów do narzekań. Miała do tego i talent, i umiejętności oraz wkładała w te zabawy mnóstwo serca i zaangażowania.

~ Mówisz duże okna? I ze dwa piętra? I coś na loszek do dyscyplinowania? Taki co bym mogła szukać jak dla siebie? No myślę, że coś znajdziemy. A przynajmniej zaczniemy szukać. ~ zachichotała na koniec i powtarzała jak kelnerka przyjmująca zamówienie od klienta na obiad z kilku dań.

~ A na jutro masz jakieś plany? Bo coś mi się obiło o uszy, że mamy w planie jakieś spotkanie z naszą przepiękną i ukochaną panią kapitan. Fajnie jakbyś wpadła. Jutro wieczorem w porcie na jej statku. Ale pewnie i tak skończymy tutaj bo ta jej kajuta na trzy osoby to już tłok. ~ zapytała starając się wybadać plany swojej nowej siostry na dzień jutrzejszy.

~ No pamiętam że knułyście jakaś noc kuszenia w jakiejś liczbie podzielnej przez dwa i trzy jednocześnie...~ przypomniała sobie blondynka wtulając się w ciało siostry ~... z uwagi na dzisiejszą noc pewnie będę odsypiać zbierając siły na wieczór moja służba za to będzie wypełniać moje zadania. Dostałam kontakt do tutejszego notariusza który też będzie mi szukał odpowiedniej kamienicy... więc masz małą konkurencję do zaskarbienia sobie mojej wdzięczności ~ malarka postanowiła trochę zmotywować łotrzyce do działania.

~ Postaram się coś ci znaleźć. Te lekcje dyscypliny brzmią bardzo obiecująco. Jakbyś miała ochotę zacząć jutro wieczorem na tym spotkaniu to oczywiście jestem jak najbardziej za. ~ Łasica bez skrupułów zdradzała chęć zapoznania się z takimi technikami o jakich mówiła averlandzka panna. A przy okazji mogły sobie pozwolić na odprężające złapanie oddechu po właśnie zakończonych harcach.

~ A w ogóle to widzę, że nieźle się zaprzyjaźniłaś z Rose. I jak wrażenia? ~ zagaiła o nowy wątek wskazując brodą na sąsiednie łóżko zajęte przez służki pani kapitan.

~ Owszem znalazlyśmy wspólny język, nie jestem wprawdzie osoba która by znalazła się naturalnie w jej towarzystwie ale w swoim towarzystwie możemy porzucić gierki salonowe. Ona dokładnie wie po co do niej przychodzę i to samo tyczy się jej. Żadnych gierek, żadnych interesów. Po prostu noce pełne przyjemności, może dlatego tak szybko wprowadziła mnie w noce z większa ilością osób...choć przyznam że trochę mi brakuje męskiego towarzystwa.. .chyba poproszę Beno by mi zrobiła jakiś pokaz… da mi się schować za beczką, kotarą czy skrzynią w jakimś pomieszczeniu a sama przyjmie jakiegoś jurnego obcego gościa i da się wychędożyć... a ty? Jak to jest z tobą wiem że Rose lubi wszystkich ale ty i Ver zdajecie się lgnąć tylko do młodych ładnych kobiet… czyżby mężczyźni w tym miejscu byli tak rozczarowujący że trzeba cieszyć się tylko jedną płcią? ~ Pirora poruszyła nurtujący ją temat.

~ No tak, tak… Jej no rzeczywiście się narobiło… ~ Nadia znów oparła głowę na łokciu i okryła siebie i Pirorę kołdrą. Bo po tych igraszkach chłód nocy zaczynał już kąsać nagie ciała. A nad pytaniami zadanymi przez koleżankę zastanawiała się dłuższą chwilę.

~ Rzeczywiście ostatnio to robię dużo częściej z kobietami niż mężczyznami… Chociaż na swoją obronę mogę powiedzieć, że parę dni temu zaliczyłam czterech na raz. Albo jakby ich pytać to pewnie by powiedzieli, że to oni mnie no ale mniejsza z tym. Myślisz, że to się liczy? ~ zapytała koleżanki o zdanie jakby sama się zorientowała jak wyglądają proporcje płci z jakimi ostatnio się pokładała.

~ A z tym pokazem no jak wolisz z Beno to oczywiście proszę bardzo. Ale jakbyś chciała to ja też mogę ci zorganizować taki pokaz. Żadna sprawa. Tylko byśmy musiały się umówić. A właściwie co to za pokaz się z nią umówiłaś? ~ dorzuciła nieco nadąsanym tonem jakby gospodyni przekładała rudzielca nad urokami błękitnowłosej. Sama więc też zgłosiła się do takiego zadania.

~ A Rose jest świetna! Uwielbiam ją! I uwielbiam jej usługiwać! Sama przyjemność ona jest niesamowita! ~ roześmiała się wesoło wychwalając pod niebiosa ich wspólną panią kapitan i jej zalety.

~ Cóż jeśli czerpalaś z tej małej orgietki z panami przyjemność większa niż poczucie obowiązku że była to droga do jakiegoś celu to tak liczy się. Jeśli jednak poczucie obowiązku jest większe to nie. Jeśli nie umiesz się zdecydować jak to bylo moze powinnas sprobowac jeszcze raz, wiesz tak dla pewności.. ~ Pirora kontynuowała ta nocna rozmowę już pod pierzynką wtulając się w kochankę jak mała dziewczynka w swojego misia który miał ją bronić przed nocnymi koszmarami ~ Benonie jeszcze żadnych propozycji nie składałam ale ona sama przyznała się że lubi jak ją mężczyźni biorą na pieska, a że z jej piersiami musi być to widok nad widoki dla takiego podglądacza to tak mi się marzy taki pokaz. Ale skoro już teraz się tak hojnie ofiarujesz to może coś między sobą zorganizujemy? Może jakiś zakład by było ciekawie? Ja ci wskażę cel i wymienie pozycje a ty spróbujesz swoich sił? Mieliśmy takie zabawy w domu… choć ja mam pewne ograniczenie jeśli chodzi o partycypację.~ malarka szeptała do ucha Łasicy, karmiąc ją pomysłami zabaw z dalekiego księstwa innej enklawy.

~ O. Taki zakład? Jak ja i ona? I jakby ktoś nas brał na pieska? Ależ to wyśmienity pomysł! ~ Łasica wydawała się zachwycona kolejnym pomysłem swojej nowej siostry. ~ To może coś w ten Festag? Albo jutro pogadamy wieczorem. No dla mnie to brzmi rewelacyjne, z góry się zgadzam czy z nią czy bez niej, z przyjemnością bym ci droga siostrzyczko zaserwowała taki mały pokaz skoro masz na niego ochotę. I jakbyś miała jeszcze jakieś życzenia to się nie krepuj. ~ zaszczebiotała wesoło przytulając do siebie swoją młodszą siostrę i kochankę. Mówiła z ekscytacją jakby chodziło o przeżycie jakiejś niesamowitej przygody. I to takiej co powinna być do zrealizowania.

~ To może jak połazimy w ten Festag po mieście to skończymy w “Mewie”? Moja ulubiona tawerna. Jestem tam jak u siebie, wszyscy mnie tam znają i ja znam wszystkich. Na pewno coś nam się tam uda ugrać. I mam tam ulubioną kelnerkę, Cori. Taka śliczna blondyneczka co można ją wynająć na pół wieczoru albo cały. Bo niestety jak jest w pracy to inaczej się z nią nie da. ~ Nadia wesoło tłumaczyła jak to by sobie wyobrażała zrealizowanie takiej fantazji o jakiej wspomniała Pirora. I jak tak to rysowała to pewność siebie i okazywany entuzjazm sugerowały, że jest to jak najbardziej do zrealizowania.

~ A z panami tak, pewnie, że lubię. Nie jestem wybredna. Chyba. No w każdym razie wtedy co mówię z tymi czterema to właściwie miałam sprawę do załatwienia. Ale i zabawa też z tego była. Lubię sprawiać ludziom przyjemność w takich zabawach. Jestem w końcu służką węża i niewolnicą miłości. I lubię poznawać nowych ludzi. Akurat tak jakoś ostatnio się układa, że z Ver jakoś trafiają nam się same ciekawe ślicznotki no to grzech nie skorzystać. Ale nic nie mam przeciwko zabawom z panami albo w mieszanym towarzystwie. Zwłaszcza jak mogę usługiwać i pracować na kolankach czy coś. ~ pozwoliła sobie na nieco głębsze i dłuższe przemyślenia na temat swoich miłosnych przygód i preferencji. A pod kołdrą zrobiło się całkiem ciepło i przyjemnie jak tak można było bezpiecznie poleżeć sobie i pogadać pomiędzy siostrami.

~ Ojej jakie jesteście podobne do Ver… obie tak uroczo zachłanne i niecierpliwe jak coś się wam spodoba to już, musicie to mieć i robić tu i teraz..~ zaśmiała się z siostry malarka ~ … żadnej cierpliwości, żadnych zahamowań. Zobaczymy może jutro przedstawimy ten pomysł Rose i Ver i ustalimy jakieś zasady gry. ~ Pirora odwlekła trochę ten pomysł rozgrywek miłosnych. Co nagle to diable czy innej strzydze.

~ “Mewa” no tam nie zawitałam...pytanie czy powinnam się wystroić co byś mogła zaszpanować przed patronami że masz nowa bogatą koleżankę? Czy jednak nie świecić pozycją i ubrać się w coś prostszego? ~ Zaproponowała Pirora i dopytała się czy ich mała ucieczka na miasto powinna być niczym tajne spotkanie kochanek ukrywających swoje pochodzenie, czy od razu zaznaczyć swoją pozycję i prosić się o rabunek w bocznej alejce.

~ Usługiwać mówisz… spodobałabys się naszym akolitą w domu… oni lubią kiedy członkowie znają swoje miejsce w hierarchii i wiedza kto komu ma usługiwać… wszyscy nowi zaczynają uczyć się tego… jak usługiwać, jak sprawiać przyjemność… `niestety służki i nisko urodzeni rzadko są osobami co się ich wpuszcza… do rodziny, prędzej wylądowałabyś u kogoś na posłudze… być może brali by cię jak jedną z nich, ale nie mogłabyś piąć się po drabinie i trzymali by cię w słodkiej niewiedzy...~

~ Tak? ~ kultystka z tej zimnej i północnej krainy wydawała się zaciekawiona tych wieści jak to wygląda organizacja kultu na dalekim południu. ~ No to sama nie wiem… To usługiwanie, hierarchia i posłuszeństwo brzmi bardzo ciekawie. Myślę, że mogłoby mi się spodobać. Zwłaszcza jakby tam były takie ciekawe i nietuzinkowe osoby jak ty. No ale z drugiej strony jakbym miała nic nie wiedzieć i nie znać drugiego dna… Sama nie wiem… Chociaż jakbym nie znała to bym nie miała do czego tęsknić… No ale wiem… ~ Łasica w końcu położyła się jak człowiek czyli na wznak i sufitowała ciemny pokój gdy tak chyba wyobrażała sobie swój udział w tamtym averlandzkim kulcie z jakiego pochodziła leżąca obok blondynka.

~ A z tą cierpliwością i zachłannością to się nie dziw. Z tobą, Ver i dziewczynami to idę na pewniaka. To nie ma co się zgrywać, że to pierwszy raz i nie wiadomo po co się spotykamy. Ale kiedy indziej i z kim innym to ostrożniej. Jak z tą Aną co ci mówiłam, że się z nią umówiłam po mszy. Pracuję nad nią już drugi tydzień i jestem przy wielkiej nadziei co do niej ale jednak na razie ledwo ją klepnęłam w tyłek i sobie z nią flirtuję w kuchni jak jesteśmy same. Z nią to tak krok po kroczku. I dalej nie wiem czy w Festag da mi się zaciągnąć do łóżka. Chciałabym. Ale nie wiem jak będzie. ~ pozwoliła sobie jednak na pewno sprostowanie co do swojego zachowania wobec kochanek. By nie powstał fałszywy obraz skoro ostatnio jakoś tak się ułożyły, że miały wspólne kochanki nawet nie wiedząc o sobie nawzajem.

~ A do wizyty w “Mewie” to jakbyśmy były umówione tylko na to to bym ci powiedziała “ubierz się jak chcesz”. Jak będziesz ze mną to cię nikt nie ruszy. Jak spróbuje to ja mam tam sztamę z ferajną to na pewno nie zostaniemy same. A ja się bić nie lubię ale jak trzeba to mogę się komuś odwinąć. Ale wcześniej będziemy chodzić po mieście i domach. I tu już raczej będziemy same. To lepiej nie kapać dookoła złotem i ubrać się w coś zwykłego. ~ wyjaśniła jak sobie wyobraża organizację tej drugiej połowy Festag na jaką się umawiały.

~ Aha. A jakbyś coś do mnie miała, jakąś wiadomość czy co to też najlepiej zostawić w “Mewie”. Powiedz Cori albo karczmarzowi. Zresztą w Festag cię przedstawię to powiem, że jesteś ode mnie. ~ dodała jeszcze na koniec jakby sobie przypomniała to w ostatniej chwili. Brzmiało jakby w owej tawernie o jakiej mówiła czuła się całkiem pewnie i jak u siebie.
Tematy rozów zszedł na panny z wyższych sfer to Pirora jej o nich opowiedziała potem jednak obie osunęły się w objęcia snu.

 
Obca jest offline  
Stary 10-04-2021, 11:50   #233
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Port; Opuszczony budynek; wejście do tunelu; Vasilij i Egon

Vasilij czekał na miejscu z “Krótkim” i “Oczkiem”. Herszt wprowadził wszystkich w plan działania.
- W tej kamienicy jest zejście do piwnicy zamaskowane warstwą rozbitych mebli. W piwnicy zaś jest fragment ściany z dziurą która przechodzi w tunel. Szedłem nim z portu do centrum miasta. Kończy się w podobnej kamienicy, miejscami przeplata się z kanałami i ma sporo niezbadanych odnóg. Słyszałem też, że coś tam się czasami rusza w oddali nie sprawdzałem jednak nigdy co się tam wałęsa ani nawet innych odbić. Zadaniem zawsze było przejść z punktu A do B. Dziś “Oczko” zostaje tutaj. Jak nie wrócimy do nocy, powiadomi chłopaków w faktorii. “Krótki” idzie z nami będzie trzymał sztormówkę. Ty przodem ja z łukiem za tobą. Tu rodzi się pytanie. Mamy pochodnie odpalenie ich chwilę trwa. Chcesz jedną do ręki i rzucisz jakby się coś czaiło z przodu? - Vasilij zapytał Egona. - To ma ten plus, że oświetli ci teren przed tobą nie wiem czy widzisz w ciemnościach. Jednak sztormówka ma przysłonę łatwiej się zamaskować. Pochodnię w najlepszym wypadku zgasić można w kanale ale to wydaje dźwięk i zapach. Mamy trzy worki, linę z hakiem osobne haki do wspinaczki, łom, kredę do oznaczania naszej trasy na ścianach dyskretnie, wszystko w plecaku “Krótkiego”. Będzie się rozglądał do tyłu i głównie ten kierunek nam zabezpieczał. Wtedy odezwał się i “Krótki”

- Miecz i sztormówka. Do tego tarcza na plecach przywiązana do plecaka, krótki łuk też zabrałem. No i zapas wody a nawet trochę suszonego mięsa dla nas wszystkich. - powiedział jakby chciał pochwalić się, że potraktował ten wypad poważnie tak jak szef kazał.

- Wy nas ubezpieczacie Egon z przodu a “Krótki” z tyłu. Więc te znaki kredą to ja będę robił wy skupcie się na robocie. No dobra to chyba tyle… a byłbym zapomniał. Wysypuj powiedział do “Krótkiego”. Ten natomiast przybrał zbolałą minę i wysypał z jednego z worków ciuchy.

- Zwykłe robocze szmaty, lekko używane nawet więc nie będzie szkoda ich spalić. “Oczko” nam przypilnuje naszych wdzianek, zresztą przebrać je z powrotem będziemy mogli dopiero po kąpieli. Zamówiłem nam wizytę w łaźni. No i to chyba tyle pytania sugestie? - Vasilij spojrzał na Egona ale i na “Krótkiego”

- Mogę wziąć pochodnię do ręki - rzekł Egon. - W kanałach raczej nie będzie nikogo, przed kim będziemy musieli się kryć. Ci z góry raczej nie będą patrzeć na dół, a cokolwiek, co spotkamy, raczej i tak nas usłyszy tak czy inaczej. W zasadzie mamy wszystko… - Egon zastanawiał się chwilę, po czym wzruszył ramionami.

Po paru chwilach, rzekł:

- To przebierajmy się i możemy wchodzić w to gówno - rzekł Egon.

Grupa poświęciła chwilę na przebranie i przygotowania. “Oczko” zgarnął ich ciuchy do plecaka i zasłonił za nimi wejście. Sam zajmując bardziej ukryta pozycję na czujce. *

Kanały jak to kanały. Ciemne, mokre i śmierdzące. Ale przynajmniej mniej śmierdziało niż latem. Mróz jaki trzymał na powierzchni nieco jednak wymrażał ten paskudny smród. O tyle dobrze, że póki się szło głównymi kanałami, tymi pod większością ulic to chociaż dało się iść prosto. Nawet jak się było takim wielkoludem jak Egon. Obok wąskiego chodnika jaki biegł po każdej ze ścian biegło koryto z nieczystościami. I bezpieczniej było nie przyglądać się za bardzo co tam sobie w tym pływa. Za jedynych towarzyszy mieli szczury kanałowe. Małe gryzonie były sprytne i szybkie. Pokazywały się w promieniu światła dawanego przez lampę ale uciekały przed większymi i głośniejszymi stworzeniami. Gorzej jakby trzeba było wejść w którąś z mniejszych odnóg. Tam już korzystniej było być kurduplem a najlepiej dzieckiem. Zaś najmniejsze to były po prostu rury jakimi spływały nieczystości z domów. Tam to dałoby się już tylko czołgać w tym śmierdzącym szlamie i też trzeba było być drobniakiem. Taki mięśniak jak Egon raczej nie miał tam co próbować wsadzić coś więcej niż głowę czy rękę. Ale na szczęście na razie nie musiał.

Wędrowali tym podziemnym chodnikiem. Jako, że zmysł wzroku miał ograniczony użytek do czegoś widocznego na kilka kroków w przód i w tył, węch odpadał bo smród się nie zmieniał to najbardziej sprawdzał się słuch. Odgłosów było mnóstwo. Szmer spływających nieczystości, kapanie czegoś, własne kroki i oddechy, czasem ktoś zakaszlał albo przeklął. Z powierzchni też dochodziły odgłosy. Chociaż wytłumione. Kroki, turkot wozów, jakieś trzaski czy uderzenia. Odgłosy miasta na powierzchni. Do tego kanały dokładały swoje echo. Bliżej niezidentyfikowane dźwięki. Nie wiadomo skąd, z jak daleka i jak bardzo zniekształcone. Trudno było określić co to mogło być i skąd się brało.

- To chyba tutaj. Co szef mówił. - powiedział Krótki gdy zatrzymał się u wylotu jednego z kanałów. Równie dobrze mógł się zatrzymać kawałek przed, po albo gdziekolwiek po drodze. Ten kawałek podziemi nie wyróżniał się jakoś szczególnie od tych jakimi szli do tej pory. Ale ponoć gdzieś tutaj Trójhak mówił, że widział jakąś krew na ścianach. No ale widział już jakiś czas temu a i Vasilij rozmawiał z nim na początku tygodnia.

- Krwi na ścianach to tu raczej nikt nie sprząta, zmyć nie miało jej co. Rozejrzyjmy się za śladem i zobaczmy czy będzie gdzieś prowadził. Ranny czy zabity nie zostawia jednej plamy na ścianie. Kapie z niego jak z dziurawego wiadra. Krew zastyga i można coś dostrzec jak będzie nam sprzyjać szczęście. Rozejrzymy się też za innymi śladami. Jak nie powęszymy w okolicy.

- Okolica jak wszędzie, śmierdzi tak samo - rzekł Egon, marszcząc się. - Hm… Nie widzę żadnej krwi - rzekł najemnik powątpiewającym tonem. - Ale rozejrzeć się możemy, czemu nie - dodał, przystawiając łuczywo pod ścianę, aby przyjrzeć się nieco dokładniej. - Szczerze powiedziawszy, robota na łażenie po kanałach to sprawa dla frygi jak Łasica - rzekł Egon, widząc, że większość przejść była dla niego po prostu niedostępna.

Teraz znacznie zwolnili. Szli wzdłuż kolejnego kanału ale znacznie wolniej uważnie oglądając ściany. Te były z brudnej, mokrej cegły jakiej pewnie mało komu chciałoby się dobrowolnie dotykać. Trudno było powiedzieć czy coś znajdą i ile trzeba szukać. Kanał ciągnął się wzdłuż ulicy ale w tym tempie to się robiła bardzo długa ulica. A czerwono - brązowa barwa cegieł mogła dość dobrze maskować zaschniętą krew. A jednak jak już trafili to nie było wątpliwości, że na nią trafili.

W pewnym sensie nie była taka trudna do zauważenia. Głównie dlatego, że była na wysokości piersi i twarzy. No i jak się szło uważnie i jej szukało. U Vasilija może bardziej twarzy u Egona trochę niżej. Ale brązowa smuga na ścianie ciągneła się na może pół kroku. Jak niedbałe maźnięcie pędzlem. Więc nie była taka drobna. Ale też na chodniku ani na ścianie obok innych plam nie było. Rzeczywiście pierwsze co przychodziło na myśl to krwawa smuga. Jakby się ktoś otarł na chwilę o tą ścianę.

- No i jest - rzekł Egon. - Albo jucha albo wyjątkowo paskudne rozwolnienie - najemnik parsknął z własnego żartu.

Najemnik rozejrzał się wokół, świecąc pochodnią i patrząc tam i ówdzie, dokąd mogła kierować plama krwi. Smuga wyglądała na całkiem starą. Kto wtedy tu był i dlaczego krwawił? Miał nadzieję, że mieli się przekonać wkrótce.

Vasilij rozglądał się razem z kompanami. Skoro smuga była duża to i krwawienie musiało być duże. Stąd liczył, że mimo wieku tropu coś jeszcze uda im się znaleźć. Jeśli ktoś był tak ranny by opierać się o ściany powinien był to robić więcej niż raz albo zdechnąć gdzieś po drodze.

- Tu coś jest. Ale nie wiem co to. - powiedział Krótki gdy zatrzymał się spory kawałek dalej. To było z dobre dwa albo trzy tuziny kroków dalej, prawie przy kolejnych krzyżówkach kanałów. Plama była jednak o wiele mniejsza i enigmatyczna. Rzeczywiście pasowało na jakiś brązowy rozbryzg na cegłach ale czy to była krew i czy miała coś wspólnego z tamtą większą plamą nie sposób było ocenić. Równie dobrze można było rzucać monetą.

- Szukajmy dalej. - Vasilij nie był pewien czy coś znajdą jednak kontynuowali.

- Ano, szukajmy - rzekł Egon, który miał nadzieję, że ślady krwi w końcu dokądś ich zawiodą.

Przeszli we trzech spory kawał kanałów. Z racji braku ewidentnych śladów krwi musieli kierować się szczęściem na każdych kolejnych krzyżówkach. Trudno było zgadnąć którędy mógł iść ten co zostawił ową krwawą smugę na kanałowych cegłach. Lont w lampie już wyraźnie się skrócił obwieszczając, że spędzali pod ziemią już pewnie drugi albo trzeci dzwon. Ostatecznie znaleźli jeszcze jakieś plamy które mogły być zaschniętą krwią na ścianie. Ale może były czym innym. Nie znaleźli ani żadnego ciała jakie padło z upływu krwi ani więcej krwawych rozbryzgów. Na doświadczenie Vasilija to mówiło, że nawet jak ten ktoś krwawił to widocznie nie była to poważna rana. Albo to nie była jego krew. Albo sobie w końcu obwiązał tą ranę dlatego krwawych śladów było niewiele.

- Jak dla mnie to bryndza - rzekł Egon. - Moglibyśmy szukać dalej, ale trupa chyba nie znajdziemy. Zdaje mi się, że przeszukiwanie tego miejsca to robota na parę dni.

- Odpuszczamy. Robota w kazmatach może wieść przez kanały - tak między nami mówiąc Vasilij zdradził Egonowi jeden z rozważanych scenariuszy - Więc dzisiejsza wizyta tu to trochę taki zwiad dla nas żeby zobaczyć jak to wygląda i upewnić się na ile to bezpieczne. No i ta mityczna bestia Ver mogła się tu kręcić czy jakaś inna łajza. Wracamy przed nami łaźnie stawiam też kolację. Tobie też - wskazał na “Krótkiego” - robota była niewdzięczna. Potem masz wolne dziś pilnuje nas już “Oczko”.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 11-04-2021, 10:14   #234
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 48 - 2519.01.31; agt (7/8); późny ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); późny ranek
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, siarczysty mróz


Egon i Vrisika



Dzisiaj przy śniadaniu nie zastał owego myśliwego co tak się chełpił osiągnięciami wczorajszego dnia. Za to nowy dzień wydawał się spokojny. Co nieźle wróżyło pogodę na środek dnia gdzie miały się odbyć walki na arenie. Z jednej strony to było do tego południa jeszcze prawie pół dnia. Z drugiej jak tam przez to miasto a co gorsza śnieg za miastem to szło się dobre kilka pacierzy. Czasu było w sam raz by coś ze sobą zrobić nim trzeba będzie wyjść aby dotrzeć na czas do kręgu w lesie gdzie miały odbywać się walki. I jakoś w te dumania nad nowym porankiem i początkiem dnia weszła mu Virsika.

- Czołem. - przywitała się gdy przeszła przez izbę i dosiadła się po drugiej stronie stołu. Ciekawie zajrzała na talerz i butelkę po czym bez pytania poczęstowała się z kubka.

- Popytałam trochę o tą Steinhorn. - powiedziała w ramach przywitania. - Nie żyje. Pogrzeb był jakoś na początku miesiąca. Była barmanką w “Pełnym kuflu”. Ktoś ją załatwił w nocy jak wracała po robocie. Znaleźli ją rano. Zimny trup. - streściła czego jej się udało dowiedzieć o nieboszczce o jakiej wczoraj wspomniał morryta.

- Ale dowiedziałam się o jeszcze jednej. Tym razem jedna z panienek i to przeżyła. Znaleźli ją w ostatniej chwili i zawlekli do jakiegoś łapiducha. Udało się ją odratować. Wiem dla kogo pracuje, możemy się przejść jak ci zależy. - powiedziała zadowolonym z siebie głosem. Przyznała, że co prawda nie ma pojęcia czy to chodziło o tego samego napastnika co dorwał nieszczęsną Katję przedwczoraj no i to jakoś w połowie miesiąca było. Ale wystarczyło się przejść aby to sprawdzić.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); późny ranek
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, siarczysty mróz



Pirora i Nije



Za wcześnie wstała. Co prawda jakoś zaczęła ten dzień ale teraz jak już usiadła do śniadania to myśl o tym aby wrócić do siebie, zagrzebać się w pościeli i odespać te kilka ostatnich jakże intensywnych nocy z rzędu robiła się bardzo atrakcyjna. Chociaż sam początek dnia nie był taki zły. Właściwie to nawet przyjemny. I to też dwa razy pod rząd.

~ Witaj blondynczeko. ~ obudził ją delikatny pocałunek w usta i cichy szept. ~ Przepraszam, że budzę ale nocna diablica musi się ulotnić wraz z końcem nocy. A nie chciałabym wyskakiwać oknem albo zostawić nie zamknięte drzwi. ~ wyjaśniła cicho kobieta o ciemnych włosach jaka się nad nią pochylała. Było tak wcześnie, że jeszcze ciemno. Więc prawie granatowe włosy włamywaczki wydawały się czarne. Sama też była cała na czarno. Widocznie wstała wcześniej i się już ubrała do wyjścia. Czerń i ubranie mocno kontrastowało z bladym i nagim ciałem. Ale tym razem nagrzane od ciepła pokoju nie było tak nieprzyjemnie zimne jak w środku nocy gdy się tu włamała.

~ Mam nadzieję, że spotkamy się dziś wieczorem. Życz mi szczęścia by mi wreszcie udało się wsadzić rączki w majtki Any. Aha. I powiedz temu swojemu ochroniarzowi by mi nie ucinał głowy. Trochę mnie podpuściłaś ostatnio z tym ochroniarzem to ci chciałam nieco pokazać z kim się zadajesz. Ale na dłuższą metę to te włażenie oknem jest ciut niewygodne. ~ jeszcze krótki żarcik i całus na drogę w progu i Łasica ulotniła się pustym jeszcze korytrzem jakby nigdy jej w pokoju nie było. Na drugim łóżku druga para spała w najlepsze nieświadoma tego pożegnania jeszcze przed świtem. Drugie powitanie też nie było takie najgorsze.

- Dzień dobry. - przywitała ją jasna twarz okolona grzywą miedzianych włosów. Beno jednak chyba nie czuła się tak pewnie jak Nadia aby się całować na przywitanie. Ale jej uśmiech też był przyjemnym widokiem. Obudziła gospodynię całkiem słusznie przewidując, że zaraz zacznie się poranny ruch, śniadanie i tak dalej. Ona z Ajnur też już wstały i zaczynały się z powrotem odziewać w zdjęte wieczorem ciuchy. Co nieco trwało gdy tak obie próbowały skompletować swoje porozrzucane wczoraj dość przypadkowo ciuchy. Ale wyczucie miały niezłe. Było już widno, ranek w pełni i niedługo dało się słyszeć pukanie do drzwi.

No a potem był ten właściwy poranek. Jak Irina upewniła się, że jej pani ma wszysto co potrzeba ruszyła uzbrojona w sakiewkę i listy na miasto. W towarzystwie Juliusa w roli tłumacza jej migowego i Kerstin jako przewodniczki. Brunetka okazała się słowna i zjawiła się rano tak jak obiecała widocznie poważnie traktując swoją pracę nie tylko jako modelki.

Rano znalazła liścik pod drzwiami. Właściwie dziewczyny znalazły jak miały wychodzić na korytarz. A wydawało jej się, że jak wypuszczała Łasicę to chyba raczej nie było tego karteluszka.

- Od jakiegoś adoratora? - zapytała pół żartem pół serio Benona podając gospodyni tą karteczkę. No niezupełnie tak było jak ta zaznajomiła się z zawartością krótkiego liściku.

Cytat:
“Festag w południe. Czas poznać rodzinę. Przyjdź sama. Wujek Karl. Spal tą wiadomość”
Poza tą wiadomością było jeszcze miejsce spotkania. Karczma “Pod wielorybem”. Co prawda nie widziała gdzie to jest ale pewnie nie było takie trudne się dowiedzieć skoro chodziło o karczmę. No a potem właśnie było śniadanie i reszta poranka.

Pirora za to nigdzie nie widziała ani Rose ani jej dziewczyn. A ostatnio przecież właśnie z nimi zwykle jadała śniadania. Z drugiej strony nadal było dość wcześnie. Biorąc pod uwagę o której wczoraj Rose zeszła na dół to jeszcze nie była ta pora. Nawet nie była pewna czy wróciła do siebie na noc. A jej dziewczyny jakby nadal odsypiały szaleństwa ostatniej nocy to też by dziwne nie było. Za to dojrzała znajomą i też czarnowłosą sylwetkę. Nije skinęła jej na powitanie po czym bez skrępowania dosiadła się do niej.

- Dzień dobry. I jak ci mijają dnie i noce w naszym pięknym mieście? Radzisz sobie jakoś? I jak wrażenia ze spotkania towarzystwa? Nasyciło twój głód sztuki? Albo jakiś inny. - minstrelka zagaiła wesoło ciekawie zerkając na półmiski i talerze rozstawione na stole wcale się z tym jakoś nie kryjąc. Można było się zastanawiać o jaki i czyj głód chodził jej po myśli. Ale wydawała się wesoła i w dobrym humorze. Rozmawiały ze sobą już dobrą chwilę gdy na horyzoncie pojawiła się kolejna, znajoma czarnowłosa twarz. Tym razem była to wdowa van Drasen.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); późny ranek
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, siarczysty mróz



Vasilij i Profesor



- Ładny poranek. Oby ta pogoda się utrzymała. - przy śniadaniu na zapleczu faktorii Profesor dosiadł się do szefa zagajając w tradycyjny sposób. Rzeczywiście za oknami niebo było pochmurne ale wiatru prawie nie było to wyglądało to spokojnie. Z drugiej strony bogowie lubili być kapryśni z tą pogodą, zwłaszcza jak śmiertelnicy mieli związane z nią plany.

- Chłopaki wrócili wczoraj z miasta. Dowiedzieli się paru rzeczy. - zaczął mówić o głównym powodzie dla którego przysiadł się do herszta bandy.

- Najprościej z Norsmenami. Kamień w wodę. Nikt nic nie wie. Oprócz tego co wiedzą wszyscy. Z tą łodzią i, że zrobiono z nimi porządek. Tych dwóch co czasem ma coś z żywego towaru też nic nie wiedzą i nie mają żadnego na stanie. Jedyny ślad to podobno dzisiaj na arenie ma występować jakaś wojowniczka od nich. Już raz walczyła ale dostała łomot. Ale podobno ładnie walczyła. Niezła jest. Ale czy ona ma coś wspólnego z tymi z łodzi to nie wiadomo. - Profesor zaczął streszczać to czego wczoraj rozpuszczeni w miasto chłopcy dowiedzieli się od swoich znajomych rozsianych po mieście. I w sprawie Norsmenów nie było żadnego przełomu.

- Ze srebrem no jest trochę fantów tam i tu. Trzeba by je obejrzeć i wycenić bo no chłopcy tutaj ekspertami nie są. Ale coś jest. Można odkupić. Ale tak w ciemno trudno powiedzieć ile tego naprawdę jest i co to jest warte. Trzeba by się przejść. - na srebrnym rynku jakieś widoki były. Sam Profesor odwiedził wczoraj dwóch lichwiarzy i z tego co widział osobiście to mieli nieco srebrnych precjozów. Biżuteria, naczynia, sztućce czyli to na co zwykle szedł srebrny kruszec. Jakby kupić to wszystko pewnie byłby mały kuferek albo może ćwiartka jednej skrzyni. Trzeba by jednak zapłacić za to ze 2, może 3 stówki. Chłopcy mówili, że po różnych kupcach, karzmarzach i złodziejaszkach też by pewnie trochę było no ale to właśnie trzeba by pochodzić po nich i samemu obejrzeć.

- Ale szefie na moje oko to tutaj można kupić taniej a w stolicy sprzedać drożej jednak nie wiem czy to nam się kalkuluje w kosztach wysyłki. - pokręcił głową pozwalając sobie na swój komentarz pod względem rachunku ekonomicznego.

- Jak coś miałbym doradzić na handel ze stolicą to może ryby? - zagaił po czym widząc spojrzenie szefa nieco rozwinął temat. Był środek zimy więc z żywnością nie było najlepiej, zwłaszcza świeżą. Wszyscy jechali na zapasach uzbieranych przed zimą.Wyjątkiem były ryby jakie nawet w zimie łowili rybacy na swoich małych łodziach. Był to chyba jedyny w miarę stały dopływ świeżej żywności w mieście. Można było od nich odkupić parę skrzyń czy ile tam szef chciał. I zawieźć do stolicy. Podróż nawet jakby trwała kilka dni czy tydzień to przy tym mrozie rybom nic nie powinno się stać nic złego. A tam już po jakichś karczmach i gospodach powinno się chyba dać to jakoś szybko sprzedać. Bo raczej w środku zimy jak nie było dostaw z portu to i nie powinno być chyba zbyt wielkiej konkurencji na świeże, morskie ryby. Solone, suszone, wędzone pewnie mieli no ale nie świeże. To wydawał się Profesorowi w miarę pewny towar jaki można było przewieźć i w miarę szybko sprzedać jak się jechało praktycznie w ciemno i kompletnie nie znało rynku w stolicy.

- A z używkami to spisałem to bo długo by gadać. - na koniec przesunął po stole zapisaną kartę papieru aby szef sam mógł rzucić okiem. - Jest środek zimy. Nie ma jak na nowe dostawy. Dopiero na wiosnę i lato jak śniegi puszczą i wszystko zacznie rosnąć. Dopiero wtedy będzie sezon na nowe zbiory. Teraz każdy jedzie na tym co uzbierał przed zimą. - powiedział tonem wyjaśnienia, że pula zapasów na rynku się kurczy a nie rozszerza. Podobnie jak z mąką czy inną żywnością. Może oprócz ryb które rybacy na swoich małych łodziach łowili nawet zimą.

Lista sporządzona przez Profesora miała kilka punktów. Ten i ten ma to i to, po tyle i tyle. Oraz ilość jaką ma do sprzedaży. Królem na liście było palne zioło. Które było popularne jako zioło do palenia w skrętach, fajkach albo do żucia. Właściwie nie było nielegalne i można je było kupić chyba w każdej tawernie i gospodzie. Było bardzo popularne co tłumaczyło to, że i na sprzedaż handlarze mieli go najwięcej.

Oprócz tego nieco więcej było suszonych grzybów i główek maku. Grzybów używano czy na pobudzenie czy dla ciekawych wizji łączności z bogami. Niestety bywały też zatrucia a jak ktoś zjadł zbyt wiele albo był na nie podatny mógł się nawet przekręcić. A makówek zwykle do wyrobów laudanum stosowanego przez medyków bo miał właściwości usypiające. Jakby je odkupić od tych hurtowników można by pewnie narzucić ze 20, może 30% marży aby towar był nadal po konkurencyjnej cenie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); późny ranek
Warunki: główna izba, gwar rozmów, jasno, ciepło na zewnątrz jasno, zachmurzenie, powiew, siarczysty mróz



Versana



Było zimno. Właściwie to panował siarczysty mróz. Co w dorożce Malcolma dało się wyczuć jak się siedziało nieruchomo przez dłuższy czas. Zwłaszcza na twarzy. Bo resztę można było skryć pod ciepłym, zimowym ubraniem. Ale to była też okazja aby przemyśleć w spokoju ostatnie wydarzenia. Tym razem wieczór i noc minęły spokojnie to rano nawet lekko się wstawało. Niebo chociaż pochmurne to wiatr był ledwo wyczuwalny, wewnątrz dorożki właściwie w ogóle. Więc jak na dzień w środku zimy poranek był całkiem ładny.

Z samego rana, przy śniadaniu, miała okazję wypytać swoje dziewczęta o wieczór spędzony z toporniczką z północy. Brena i Dagmara spojrzały na siebie ale to ta o dłuższym stażu służby u van Drasenów była tą która głównie mówiła.

- Było całkiem miło. Trochę się na początku obawiałam co ta Norma może nam zrobić. Ale Nadia ładnie to wszystko poprowadziła. Przyszła trochę później niż my a ledwo mogłyśmy trochę pogadać to przyszła Norma. - Brena zaczęła zdawać relację z ostatniego wieczoru. I dało się wyczuć, że jest wdzięczna Łasicy za to, że wzięła na siebie ciężar decyzyjny zaplanowania i rozegrania tego wieczoru.

- Najpierw poszłyśmy do balii… - zaczęła opowiadać rudowłosa brunetka ten wczorajszy wieczór. Wyglądało na to, że ona z Łasicą z początku weszły w rolę łaziebnych wojowniczki. I zrobiło się miło i przyjemnie. Ale sama wilczyca nie zdradzała chęci na większą integrację chociaż pozwalała się umyć całkiem dokładnie. I jak wspomniała Brena miała bardzo jędrne i silne ciało. Pod tymi kobiecymi kształtami czuło się mięśnie skryte pod skórą.

- No ja to nie wiedziałam co dalej robić. Jakbym była sama z Nadią i Dagmarą to byśmy pewnie się zabawiły. No ale ta Norma coś nie była za bardzo chętna. Ale Nadia powiedziała, że teraz zrobimy jej masaż. No i Norma się zgodziła. Więc zaczęłyśmy. Położyła się na brzuchu a Nadia mi kazała robić to co ona. Więc ona zaczęła od jednej stopy to ja od drugiej. I tak szłyśmy w górę. - relacjonowała czasem zerkając na blondwłosą Dagmarę a ta wówczas kiwała głową, że tak było. Masaż zrobił się jeszcze przyjemniejszy niż kąpiel. Zwłaszcza jak skończyły z karkiem Wilczycy i odwróciła się ona na wznak. Dziewczyny zaczęły się całować na jej oczach a ona sama dała się dotykać i pieścić. I też wydawało się, że ulega czarowi tej zabawy. Ale jednak nie do końca. Jakoś nie zdradzała ochoty aby się całować z nią czy Nadią. Właściwie poza całowaniem stóp i dłoni to jakoś nie bardzo dawała się całować. Koniec końców więc na tym się skończyło. Nadia uznała, że nie ma co przeć na siłę skoro nowa koleżanka nie zdradza takich zainteresowań. Potem się rozstały. Norma wróciła do siebie a one jeszcze chwilę szły ulicami we trójkę.

- Nadia chyba była troszkę zawiedziona. Chyba strasznie się nakręciła na tą Normę. Ale uznała, że może potrzebuje czasu aby się oswoić i zgodzić na jakiś większy zakres zabaw. W każdym razie jak na koniec się umawiałyśmy na następny raz no to Norma nie miała nic przeciwko to chyba jej też się podobało. - uznała w końcu Brena gdy doszła do końca tamtego wieczoru. I jeszcze tylko na rozstaniu przypomniała Brenie o spotkaniu z Aną w Festag po mszy. Z Oksaną nie bardzo im ostatnio poszło, z Normą też nie do końca tak jakby Łasica miała ochotę no to jeszcze była nadzieja, że chociaż Ana da się zaciągnąć do łóżka i zabawić na całego.

W każdym razie jak wczoraj Brena i Dagmara wróciły do domu to Versany jeszcze nie było. Bo ta była na “Adele” i rozmawiała z Kurtem. Dlatego one też nie były świadkami wizyty pewnej blondynki wieczorową porą. W opustoszałym domu została tylko Blanka i to od niej się dowiedziały o tej wizycie.

- Mówiła, że nazywa się Corette i przysyła ją Nadia. Nie wiedziałam co zrobić. Nikt mi o niej nie mówił. Nie wiedziałam czy mogę ją wpuścić. Ani kiedy ktoś wróci do domu. Powiedziałam jej, że pani nie ma. Trochę poczekała ale w końcu poszła. - relacjonowała speszona czarnowłosa. Cori na odchodne prosiła tylko aby przekazać, że na razie nikt się nie zgłosił w wiadomej sprawie.

No i tak to się działo na końcówce wczorajszego wieczoru i początku dzisiejszego dnia. Przynajmiej z Bydlakiem dało się zauważyć postęp. Bo jak wczoraj poszli z Kurtem go odwiedzić to kuternoga jak zwykle został przy drzwiach. A pies zamerdał ogonem okazując psią radość na widok zbliżającej się do klatki postaci. I jedzenia. Dał się poklepać po łbie. Ale jak zareagowałby na kogoś nowego i ten ktoś nowy na takiego odmieńca było trudne do przewidzenia.

Teraz jednak dorożka zatrzymała się przed “Pełnymi żaglami” a wdowa mogła wysiąść na zdeptany i zmrożony, miejski śnieg. W środku było całkiem przyjemnie i gwarno. W końcu to była nadal dość śniadaniowa pora. Przy stole przy jakim zwykle biesiadowała Rose nie dostrzegła pani kapitan ani jej dziewczyn. Ale za to siedziały tam całkiem znajome twarze.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-04-2021, 06:49   #235
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Późny ranek; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”Pirora i Dziewczęta

Szlachcianka wypełzła leniwie spod kołdry i ziewnęła przeciągając się.
~ Zobaczymy co przyniesie dzień ~ Wyszeptała blondynka odwzajemniając pocałunek, nie przejmowała się zarzucaniem na siebie niczego. ruszyła naga do drzwi jej długie falowane blond włosy spływały po jej plecach niczym wodospad. ~ Będę trzymać za ciebie kciuki i dam znać Jamesowi by przymykał na ciebie oko. ~ Pożegnała włamywaczkę i wróciła jeszcze na chwilę do łóżka, nie wiedziała o której Benona ja obudziła.

- Witaj niech zgadnę jest ranek i trzeba założyć płaszczyk pozorów? - Zapytała gospodyni znowu przeciągając się leniwie. Chwilę patrzyła jak kobiety się ubierają zanim wstała i pomogła im skompletować swoje stroje… zabierając przy tym małe trofea… ot troczek od pończochy czy guziczek z szaty. Oczywiście tak by zajęte dziewczęta tego nie zauważyły. Wychodząc znalazły dla niej wiadomośc którą blondynka potraktowała z uśmiechem i lekkością.

- Jest w mieście niecały tydzień a już robię się popularna. - Była to małe niedopowiedzenie które dało się zrozumieć jako potwierdzenie że Pirora rzeczywiście znalazła już adoratora co jej wysyła liściki do pokoju.

Po pożegnaniu dziewcząt przeczytała wiadomość i spaliła ją przy pomocy świecy zostawiając sam popiół. Wzięła listy napisane do obu mężczyzn z jakimi chciała nawiązać kontakt i przepisała je zmieniając dzień proponowanego spotkania na Wallentag i na dwa inne pory dnia.

Zanim puściła Irinę i Juliusa po fartuch z Kerstin dała się im przygotować do danego dnia. Ułożyć włosy, wybrać strój który był jak zwykle błyszczący i typowy dla innego księstwa. Niebieski kubrak w połaczeniu z czarną spódnicą jak i bluzka z wysokim kołnierzem dodatkowo zakrywał wszystkie miłosne ukąszenia jakie Ajnur, Benona i Łasica naniosły poprzedniej nocy na jej delikatna skórę.Oczywiście też ciepła bielizna. W miarę proste upięcie z ozdobnym grzebykiem.

Wraz ze służbą zeszła na dół, dała Kerstin pieniądze na materiały i sama usiadła do śniadania żegnając się z nimi. Wcinała ciepłą jajecznicę z grzybami kiedy zauważyła Naji.
- Witaj Naji. Zjesz ze mną? Jedzenie jest dobre ale porcje są wielkie. - Przywitała się z minstrelką uśmiechając się uroczo. I podsuwając jej talerze jedzenia w jej stronę.

- Miasto traktuje mnie dobrze… poza tym wilgotnym zimnem chyba będę musiała spędzić nad morskim klimatem więcej czasu zanim przywyknę. Wczoraj byłam na kolacji u van Drasen żeby się zaznajomić. Było miło jej kucharka ugotowała potrawy na styl Averlandzki, były przepyszne. I dała mi kontakt do notariusza i swojego księgowego co by mi pomogli zorganizować sobie jakieś lokum na mięcie. Mieszkanie w karczmie jest fajne ale chyba wolę mieć własne cztery kąty… czy to prawda że by mieć budynek wystarczy do niego wejść i krzyknąć że od dzisiaj jest mój? Nie wiem czy Versana robiła sobie ze mnie żarty czy rzeczywiście nie ma tutaj takiej biurokracji? - Pirora zasypała Nadie lawiną słów.

- Chciałam dzisiaj się przejść po jakiś sklepach i kupić coś dla Pani Kapitan, w podzięce za miłe przyjęcie mnie do kręgu znajomych i pomoc w ćwiczeniu estalijskiego. - Tak naprawde chciała podziekować jej za wolny dostęp do jej niewolnic i jej samej ale no przecież tego Naji nie powie. - Chyba zaciągnę ze mną Jamesa bo Irina i Julius poszli z Kerstin po materiały na mój fartuch malarski.

- Co do towarzystwa, wszyscy na wieczorku byli dla mnie bardzo mili, nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia, dziękuję że mi o nim powiedziałaś i mnie zabrałaś. - Podziękowała gorąco Naji za jej wprowadzenie w miasto.

- No tak, jak ktoś lubi artystów, sztukę, poezję to całkiem miłe te spotkania. I można się najeść do syta tych wspaniałości i to za darmo! - zaśmiała się minstrelka której widocznie nie przeszkadzał ten zalew słów od blondynki. Tylko kiwała głową, uśmiechała się i coś mruczała zachęcająco albo twierdząco. Ale dzięki temu, że Pirora tyle mówiła ona sama z wyraźną ulgą skosztowała przygotowanego śniadania częstując się już bez skrupułów. Znów wyglądała na taką co nic nie jadła od nie wiadomo jak dawna. Ale przynajmniej potrafiła się zachować przy tym jedzeniu.

- Ojej to teraz od czego tu zacząć… - westchnęła gdy upiła łyk z kubka aby zwilżyć gardło i przygotowac się na nieco dłuższą wypowiedź. I skorzystała aby wziąć w dłoń słodką bułeczkę. Obróciła ją w dłoni ale teraz już chyba bardziej zastanawiała się nad tym co tu odpowiedzieć tej miłej rozmówczyni.

- Z domami tak. Jak coś jest niczyje to możesz wejść, powiedzieć, że twoje i będzie twoje. Tylko nie licz, że jak coś stoi samopas od nie wiadomo jak dawna, jak łazi tam kto chce to to jakiś pałac będzie. Nie znam się na prawie ale jak już coś zajmiesz to chyba lepiej mieć na to jakiś papier. Na samym końcu najlepiej zgłosić to do ratusza. Ale na samym końcu bo jak przyjdziesz za wcześnie to zaraz coś ci wymyślą z pozwoleniami i innymi takimi aby pokazać kto tu rządzi. Czasem tam daję koncerty jak są jakieś uroczystości albo prywatnie ktoś mnie wynajmnie na jakąś okazję. Trochę z nimi miałam do czynienia ale no wiesz, to raczej nie są ludzie jakich chciałabym mieć wśród znajomych. Oni chyba mnie też nie. To nam raczej nie po drodze poza tymi występami. - jak już dziewczyna o włosach z granatowym połyskiem zaczęła nawijać to nawijała jak trajkotka, jakby myśli i słowa pędziły jej z siłą wody spadającej z młyńskiego koła. Wydawało się, że jedno skojarzenie wywołuje kolejne i poetka mówiła jakby nie mogła się zatrzymać.

- A o pani kapitan dobrze, że mówisz. Chyba mogę powiedzieć, że od niej wracam. - zaśmiała się cicho i spojrzała na Pirorę z filuternym uśmieszkiem. - Wtedy co tak nas zostawiłyście z panią van Drasen i poszłyście na górę na bardzo, ważne sprawy to sobie troszkę porozmawiałyśmy z panią kapitan. - przypomniała o spotkaniu w tej karczmie i nawet przy tym stole tylko parę dni temu.

- No i tak od słowa do słowa nam wyszło, że ona ma jakiś bal kapitański czy coś takiego. Półrocze zimy świętowali. Sami kapitanowie i inne morskie szarże. I mi się udało wkręcić, że na pewno nie mają odpowiedniego programu artystycznego aby uczcić tą wspaniałą biesiadę. No i Rose mnie zaprosiła. I wczoraj im przygrywałam i śpiewałam. No i się najadłam znowu do sytua i napiłam. Całkiem miło było. Oczywiście Rose zakasowała wszystkich. Bo zgadnij ile jest kobiet - kapitanów w mieście? Tak. Masz rację. Cała jedna. Przynajmniej z tych zgrabnych i do wzięcia. No to brali ją chyba wszyscy. Dziewczyna przechodziła z rąk do rąk, że tak powiem. Każdy chciał z nią zatańczyć, pogadać albo się napić. Bo wiesz, środek zimy to morskie towarzystwo nie bardzo ma co ze sobą robić. Nudzi im się. No to wcale się nie dziwię, że nasza pani kapitan dość szybko się zrobiła. W końcu zrobiłam heroiczny gest i ją zawlokłam do pokoju na górze. I tam spędziłyśmy resztę nocy. Ja rano wstałam a ona dalej była ululana. Jak dla mnie jak dojdzie do siebie w południe to będzie dobrze. - minstrelka całkiem chętnie opowiedziała koleżance o ich wspólnej znajomej pani kapitan. I brzmiało jak opis jakiejś zabawy chociaż w dość chyba zamkniętym towarzystwie morskich kapitanów i im podobnych. A Nije jako, że niejako była w pracy i nie mogła sobie popuścić cugli to widocznie i rano była w znacznie lepszym stanie niż estalisjka kapitan co z opisu musiała tam odsypiać tą wczorajszą zabawę.

- I mówisz, że chcesz coś jej kupić? A myślałaś już o czymś konkretnym? - zagaiła wracając do tematu o jakim wspomniała Pirora.

- Myślałam o butelce dobrego wina ...ale tego może mieć dosyć… ale... Bal Kapitański! Ja też chce zobaczyć bal kapitański! Jak ci zazdroszczę… weź opowiedz coś jeszcze. Jak to wyglądało? Byli tam wszyscy kapitanowie czy tylko niezależni jak de la Vega? Wystrojeni jak oficerowie czy bardziej jak wilki morskie. - Pirora potrząsnęła trochę koleżanką w ekscytacji dając pokaz swojej małej zazdrości, że Naji udało wkręcić na takie wydarzenie. - Opowiadaj...i czy pani kapitan bardzo się spiła… może jakieś zioła na napar przy kacu byłby lepszy… nie no nie każ mi czekać opowiadaj co i jak i nie szczędź mi szczegółów! - Pirora nie ukrywała jak bardzo chce usłyszeć dokładne relacje koleżanki z tego balu. Choć bardziej zastanawiało ją czy Naji i Rose wykorzystały czas razem na miłosnych harcach i czy przypadkiem luźny język pani Kapitan czegoś o Pirorze nie powiedział za dużo. Może lepiej by było podpytać Naji o to w czterech ścianach pokoju… może uda się jej ją skusić na spróbowanie kawałków ciasta z podwieczorku jakie van Drasen obdarowała szlachciankę i jej ochroniarza na odchodne.

- Było świetnie! Pełno jedzenia, można było brać co się chce! - minstrelka zdawała się umieć doceniać miejsca i okazje gdzie mogła się za darmo najadać do syta. Więc już na początek wczorajsze spotkanie dostał bardzo duży plus w jej ocenie.

- I pewnie, że każdy się wystroił. Przecież to bal kapitański! Każdy chciał się pokazać jak najlepiej. Rose też się wystroiła, w spodnie, żakiet, płaszcz, no i oczywiście szablę i pistolety. Wspaniale wyglądała! Ale! Każdy kapitan tam wspaniale wyglądał. I były tańce, życzenia, śpiewy. No im później tym więcej. Pod koniec to ja już chyba im przestałam być potrzebna. I dobrze! Ile można zdzierać gardło i paluchy! Wreszcie mogłam się najeść i napić. No ale nie! Wtedy się zorientowali, że jestem kobietą, do tego młodą co nie najgorzej wygląda no i bez nikogo. No to też poszłam w tany. Tylko byłam mniej narąbana, właściwie wcale niż reszta towarzystwa. - minstrelka całkiem ochoczo zaczęła streszczać wczorajszy wieczór. Opowiadała z werwą korzystając ze swoich aktorskich talentów więc się słuchało jak jakiś fragment powieści przygodowej. Z tym nieco jej autoironicznym dodatkiem jaki często okraszała swoje wypowiedzi.

- A kapitanowie różni byli ale nie pytaj mnie skąd. Dużo ich było ale ja znałam tylko paru. Jak mnie ktoś gdzieś, na coś wynajmował wcześniej. I oczywiście prawie sami mężczyźni. Bo wiadomo, to męski zawód ta marynarka. No i większość przyszła sama, zwłaszcza ci co nie są stąd. Jak Rose. Więc jak chcieli się bawić to wśród siebie zbyt wielu koleżanek nie mieli. No to nie dziwi mnie, że nasza pani kapitan była bezkonkurencyjna. Chociaż nie powiem, była jedna elfka, też miała wzięcie. Ale ona nie była kapitanem tylko nawigatorem. I jeszcze jedna pani medyk, też niczego sobie. To tak na parkiecie to one miały największe branie. Praktycznie co taniec to chociaż dwie z nich z kimś tańczyły. - skoro artystka była tam wczoraj w ramach obowiązków służbowych to i nie mogła za bardzo oddać się większości zabawy to i niejako była niezłym kronikarzem tego spotkania. I zapamiętała wiele szczegółów. Ale nie zapomniała też o sobie.

- A ja pod koniec no mnie zaczął nawijać taki jeden porucznik. Znaczy wtedy nie wiedziałam, że to tylko porucznik. Świetnie tańczył! I był miły, szarmancki, nawet nie wyglądał jakoś strasznie. No ale okazało się w końcu, że on nie jest żadnym kapitanem, nawet nie nawigatorem ani chociaz I-szym oficerem. Tylko którymś tam z kolei. To pewnie nie ma tak pękatej sakiewki jak jakiś kapitan. Więc jak zobaczyłam, że Rose się już robi taka na etapie przybijania gwoździa w stół to mi nawet na rękę było aby się z nią urwać na górę. A jak już byłyśmy na górze no to ona coś tam jeszcze sobie mamrotała. Próbowałam ją rozebrać ale dałam radę tylko zdjąć jej buty i żakiet. Jak sobie pomyślałam, że mam z tego trupa ściągać z niej spodnie to sobie darowałam. A i nie chciało mi się już wracać na dół to już tam zostałam do rana. - no i w końcu Simonsberg doszła do tego zakończenia ostatniego wieczoru i właściwie dzisiejszego poranka. Machnęła dłonią gdy mówiła o tym opornym materiale do rozdziewania jakim wczorak okazała się nabzdryngolona de la Vega i brzmiało jakby zwyczajnie przespały całą noc do rana.

- A na prezent butelka mówisz? Butelka zawsze jest dobra. Wypić zawsze można. Niekoniecznie od razu. Chociaż ona jest z Estalii i chyba handluje głównie alkoholem to nie wiem czy będzie łatwo trafić w coś co lubi albo czego nie zna. No chyba, że masz coś takiego. - spojrzała pytająco na siedzącą obok blondynkę. Pokiwała głową na taki pomysł prezentu ale zgłosiła jednak pewną uwagę.

- Mhmmm pewnie coś z innych księstw ale nic nie wzięłam ze sobą… może coś znajdę na mieście dzisiaj. A tak naprawde tak ci zazdroszę. I tańców i tego balu sama bym potańczyła. Teraz to żałuje że już dałam się kuzynce porwać na tą kolację… chociaż pewnie i tak by mnie nie wpuścili skoro nie jestem ani kapitanem ani oficerem… nawet na chłopca okrętowego się nie nadaje. - Pirora skończyła wypowiedzieć pokazując rozczarowanie, że ominął ją taki wieczór pełen wrażeń. - Ale dobrze że byłaś tam jeszcze sama Rosa skończyła pod pierzyną z jakimś niższym oficerem i pewnie miałaby kiepski poranek. I przykro mi że nie znalazłam tam bogatego szarmanckiego kapitana statku który mógłby być tym magistrem sztuki.

- To lubisz takie tańce? To dobrze wiedzieć, jak następnym razem będę miała okazję to cię zabiorę. To wczoraj to tak prawie przypadkiem się dowiedziałam i na ostatnią chwilę i prawie się wepchałam na siłę. - minsterlka zrobiła nieco zbolałą minę jakby ją ugryzły wyrzuty sumienia na to, że zabalowała wczoraj z marynarską bracią. No albo tak chciała powiedzieć coś na pocieszenie. Poklepała przy tym dłoń blondynki w geście jaki miał jej dodać otuchy.

- A z tym niższym oficerem pod pierzyną to prawie mi się udało. - dodała weselszym tonem wracając do tego niefrasobliwego, plotkarskiego tonu. - Ten oficer co ci mówiłam, ten porucznik czy co oni tam mają na statkach. No to on. Pomógł mi wnieść Rose na piętro do tego pokoju. I tak zwaliliśmy ją na łóżko, ona coś tam jeszcze mamrocze ja gadam z Cyrusem no i tak powiem ci, że właściwie już “byłam na tak”, on oczywiście też, bo nawet jakby Rose była do niczego to nadal przecież miałby dwie panny w łóżku. I to jakie! No ale do cholery akurat wtedy w Rose się coś tam zabełtało i puściła pawia. On stał bliżej łóżka to mu chlusnęła na buty i nogawki. Ja troszkę dalej to prawie mi się udało odskoczyć. No i szanse na szybki romans wzięły w łeb. Zmył się. Rose wisi mi jeden szybki romans! - pożaliła się, że ta niewdzięczna, estalijska pani kapitan tak jej wczoraj spaliła te szanse na poznanie się z owym oficerem któremu mimo dość niskiej rangi tak dobrze szło to flirtorwanie. Na koniec wybuchnęła żalem do tej de la Vegi co jej zepsuła tą okazję.

- A znasz ją? Co ona lubi? Może jak z tą butelką tak trudno to coś innego jej znajdziemy? Bo jakąś butelkę to zawsze możemy jej kupić. - machnęła ręką na te żale i rozterki z zeszłego wieczora i wróciła do planów Pirory na dzień dzisiejszy z tym szukaniem prezentu dla królowej kapitańskiego balu z wczoraj.

- Jesteś nieprzyzwoita. - Blodyneczka zaśmiała się z lekkim rumieńcem na twarzy. Trąciła znowu minstrelkę w przyjazny zaczepny sposób. - Nie znam jej zbyt dobrze więc przemyślany prezent odpada, no ale co można powiedzieć o Rose. Jest silna niezalezna kobietą, która jest dosyć prostolinijna, ma głowę do interesów… lubi wypić… i się bawić. Jakbym mogła wybrać cokolwiek pewnie podarowałam bym jej skrzynkę ‘Wody myśliwego’ robią ją w Hochlandzie, to gorzałka z jałowca i borówek leśnych. Ma bardzo intensywny smak i jest gorzka. Bardzo rzadko się ja spotyka w domu mieliśmy parę skrzynek, ojciec zabrał po weselu mojej siostry. No ale skąd mogłam wiedzieć że by mi się przydała butelka czy dwie… - Pirora brzmiała na poirytowaną, że nie przewidziała że dane będzie jej poznać panią kapitan i inne ciekawe persony i powinna wziąć ze sobą połowę dobytku rodzinnego by obdarowywać nim nowych przyjaciół. - ...nie wiem chyba po prostu przejdę się po mieście zobacze co można znaleźć… może znajdę jakiegoś złotnika albo sklepik ze wszystkim i wybiorę jej jakiś drobiazg? Jak szpilkę do włosów czy spinki do ubrania, to są praktyczne niezobowiązujące prezenty które jeśli jej się nie spodobają może dać komuś innemu albo sprzedać.

- Może jak będzie wiadomo że zostanę tutaj dłużej to napisze do siostry i poproszę by zorganizowała parę skrzynek rzeczy z Hochlandu. - Blondynka odpłynęła myślami w inne tematy, by zorientować się że nie o tym rozmawiały. - Ach uciekam myślami przepraszam, a ty jakie masz plany? Wracasz do domu odespać jak już zjadłaś śniadanie czy zostajesz na deser? Mam parę kawałków ciasta z wczorajszej kolacji u van Drasen.

- Nie mam planów. Znaczy na razie mój plan się kończył by wbić się komuś na śniadanie. No i na szczęście spotkałam taką sympatyczną miłośniczkę sztuki co ma zrozumienie dla ubogich artystek. - w miarę jak Nije mówiła zaczęła od beztrosko szczerego, wręcz bezczelnego wyznania co do swoich zamiarów ale szybko przeszła w wyrażenie swojej wdzięczności lekko kłaniając się przed blond mecenasem jej dzisiejszego śniadania. Po czym jeszcze początowała się tą słodką bułką jaką trzymała i gryząc ją zastanawiała się chwilę nad tym wszystkim co usłyszała.

- Ta woda myśliwych z Hochlandu… Słyszałam o niej, nawet próbowałam kiedyś… Niezła. Naprawdę niezła. Hmm… Jest taki jeden sklep z alkoholami. Mają duży wybór. Raczej nie na moją kieszeń bo to dla takich jak te nasze damy z towarzystwa, może ty, Rose czy Versana no ale nie dla ubogich artystów… To tam nie bywam zbyt często. Ale słyszałam, że dużo mają. Można by spróbować. Jest też taki sklep dla myśliwych. Podobno facet co go prowadzi jest z Hochlandu. Tak słyszałam chociaż polowania mnie nie interesują to się tam nie fatygowałam. - powiedziała plotkarskim tonem co wiedziała o różnych punktach w mieście gdzie może dałoby się znaleźć taki asortyment o jaki pytała Pirora.

- I jakaś spinka czy inna broszka… No też jest parę miejsc do odwiedzenia. Chyba bardzo lubisz tą Rose co? - spojrzała z ciekawym uśmiechem na rozmówczynię. Miała minę złośliwie ucieszonego chochlika. - A myślałam, że dopiero przyjechałaś do miasta i nikogo nie znasz. Chyba rzeczywiście masz dar do nawiązywania nowych znajomości. - zaśmiała się wesoło w całkiem sympatyczny sposób.

- A ten deser no nie chciałabym cię naciągać i robić kłopotu. Już się właściwie napchałam. - machnęła trzymaną, słodką bułką jaką już kończyła. Chociaż zabrzmiało dość oficjalnie bo przecież nie wypadało dobrze wychowanej pannie dopominać się o takie przyziemne sprawy jak jedzenie. Co najwyżej można było się zgodzić na zaproponowany poczęstunek.

- Hę no przecież nie zasypię jej tym wszystkim naraz myślałam o jednej rzeczy ale nie wiem jeszcze na co się zdecyduje. i tak chyba lubię Rose, na pewno jej zazdroszczę tej prostolinijności w kontaktach ludźmi. Jak jesteś na salonach rzadko możesz sobie na takie coś pozwolić. - Wyjaśniła Pirora.

- Z tobą też tak jest, wydajesz się bardzo otwarta choć prezentujesz to jakbyś była zawsze na scenie. I nie daj się prosić godzinka nas nie zbawi a jak nie zjesz to weźmiesz na drogę będziesz miala na później. Głodzenie artystów to zbrodnia do której na pewno ręki nie przyłożę. A jak się krępujesz zawsze możemy złapać jakąś jedną aktówkę którą wzięłam ze sobą i przeczytać na role dasz mi parę wskazówek co do intonacji i zrobisz wstęp do lekcji aktorstwa więc możesz to ciasto potraktować jako zapłatę… choć teraz wydaje się jakbym chciałam cię naciągnąć… och ale patrz van Drasen. - Pirora przekonywała jeszcze trochę Naji, skoro dostała pozwolenie że może zabawić się z aktorką. To zamierzała zacząć zabawę. Sprawienie by ktoś pożąda ciebie i robił pierwsze posuniecia bylo długa i krętą drogą i należało wystrzegać się skrótów. Choć Naji wydawała się osoba która przy odpowiednich warunkach połknie przysłowiowy haczyk, wystarczy się ustawić niczym na scenie. Nowoprzybyła artystka która uchodzi za nadal za spragnioną doświadczeń ale taką co łatwo pąsowieje może być ciekawym kąskiem dla bardki. W końcu sama wspomniała że prawie wpuściła oficera do łóżka Rose by się z nim zabawić. Więc co powstrzyma ją przed wprowadzeniem Pirory w świat przyjemności?



Późny ranek; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Pirora, Naji i Versana

Mimo mocno zmiennej pogody o tej porze roku jedna rzecz była stała - piździało i to srogo. Versana tak marzyła o tym by choć na chwilę przenieść się w regiony z których pochodziła czy to Pirora czy Rosa. Przyjazny klimat, wysoka temperatura i przyjemny dla oka widok. Tu zaś mróz, wypizdówek i bezkres morza. W jej żyłach płynęła zdecydowanie gorętsza krew. Kto wie? Może jej ojciec był kimś z tamtych właśnie krain? Gdy tak wspominała te półsłówka dotyczące jej rodziciela, zasłyszane w czasie powrotów nachlanej mamuśki z hucznych i licznych imprez to tak sobie pomyślała, że w tych bajkach, które wraz z Pirorą kreowała a propos ich powiązań może być ukryte ziarno prawdy. Wszak kłamstwo powtórzone po stokroć stawało się prawdą. Nagle jednak znów wróciła na ziemię, gdy Malcolm zatrzymał dorożkę przed drzwiami tawerny a następnie pomógł wysiąść jej i Brenie.

Czuła się tu dość swobodnie. Znałą wszak Rosę i to dość blisko a za sprawą tej znajomości większość tutejszych bywalców znałą i ją a co najmniej kojarzyła. Na szczęście nie była damą pokroju Kamili, Froyi czy nawet młodziutkiej Pirory więc i przebywanie w takich przybytkach nie było w jej przypadku oznaką nietaktu.

Tak się też stało, że to właśnie tą ostatnią dostrzegła siedzącą w towarzystwie drugiej, niemalże równie atrakcyjnej kobiety. Nie była to jednak Pirora a Naji. Bardka widocznie upodobała sobie Averlandkę. Nie dziwiło to. Obie były apetyczne i dzieliły pasję. Artyści trzymali się razem bez względu na warstwy społeczne z których się wywodzili.

- Witam szanowne panie. - przywitała dosiadając się wraz z Breną, która niczym cień podążała za swoją pracodawczynia.

- Widzę, że apetyt ci dopisuje. - zauważyłą spostrzegając posiłek na talerzu pomiędzy obiema kobietami - Czyżby nasz klimat tak działał na ciebie? Czy może to za sprawą zarwanej nocki poświęconej twórczej wenie? Ona ponoć nie wybiera. - zagadała do “kuzynki”podnosząc następnie rękę i powszechnym gestem wzywając kelnerkę by zamówić dla wszystkich czterech kobiet coś na rozgrzanie.

- A co u ciebie Naji? - skoncentrowała wzrok na tej, którą posiłek zajmował zdecydowanie bardziej - Ty również tworzyłaś w nocy? - puściła jej oczko. Wszak bardka wyglądała dość niewyraźnie. Ver nie wiedziała jednak czy to za sprawą zbyt dużej ilości wypitego alkoholu, nieprzespanej nocy czy jednego i drugiego.

- Swoją drogą. - zmieniła nagle temat - Widziałyście Rosę lub wiecie gdzie mogę ją spotkać? - zapytała rozglądając się dookoła - Mam do niej pęcherzową sprawę a czas jak zwykle mnie goni.

- Ach kuzyneczko, miło cię widzieć z samego rana. Powiem ci że zaczynam czuć lekkie znużenie mieszkaniem w tawernie co odbija się na moim śnie a niewyspanie z kolei sprawia że wiecznie głodna jestem. - Zażartowała blondynka na temat stanu jej talerza. Choć normalnie pilnowała się by nie zapychać się byle czym w większych ilościach. Owszem robiła sobie wyjątki ale nie chciała nagle przerabiać swoich sukni w miejscach innych niż okolice piersi.

- Co do Rosy jeszcze jej nie ma nasza mistrzyni lutni właśnie opowiadała mi o balu Kapitańskim w jakim wczoraj uczestniczyły. Pani kapitan podobno wymęczona i może dopiero przewracać się na drugi bok… choć wydawało mi się że widziałam jej służki więc one powinny być na nogach i się już krzątać po jej pokoju. - Wyjaśniła Pirora i dała się wypowiedzieć bardce.

- Nie no skąd ten pomysł? Wyglądam tak koszmarnie? Spałam całą noc jak suseł. - minstrelka poprawiła sobie nieco fryzurę jakby chciała skorygować swój wygląd skoro Versana tak na przywitanie go skomentowała.

Versana tylko się roześmiała na taką reakcję Naji w związku z jej żarcikiem a propos kiepskiego stanu dziś rano.

- Wiesz skarbie. - zwróciła się personalnie do averlandzkiej piękności - Moje drzwi stoją dla ciebie otworem. Jeżeli gwar i zamęt związany z mieszkaniem tutaj naprawdę tak ci dokucza to zapraszam do mnie. - uśmiechnęła się serdecznie - Musiałabyś się jednak liczyć z tym iż w sypialnie dysponuje tylko jednym łożem. - puściła oczko i zachichotała. Nie rozmawiały w tak oficjalnym tonie jak w przypadku śmietanki społecznej więc i żarty były bardziej przyziemne, mniej wyszukane i dużo bardziej odważne.

- Co powiecie abyśmy coś jeszcze przekąsiły? - zaproponowała wiedząc iż Naji nie odmawia. Chciała też wybadać czy atrakcyjna bardka wie czym jest umiar. Wszak każdy brak rozwagi cieszył samego Węża.

- Bal kapitański? - zapytała sama siebie - Głowa więc jej pewnie będzie pękać. Warto pomyśleć może o czymś na podleczenie. Może zawitały byśmy do Rosy z jakimś energetycznym śniadaniem? -- krótkim ruchem głowy wskazała na bar - Nie ukrywam iż nieco komplikuje to moje plany. - odrobinę spochmurniałą drapiąc się w czuprynę - Muszę się nad tym zastanowić? Póki co jednak. - skierowała wzrok ponownie na przyszłą członkinie ich komórki - Piroro wspominałaś iż twoja służka jest też garderobianą. Myślisz, że gdybym podesłała do ciebie dwie moje pracownice byłabyś w stanie wystroić je jak stróż na święta? - zmarszczyła brwi. Nie wątpiła w umiejętności koleżanki. Zdawała sobie jednak sprawę iż termin jest niezbyt przystępny.

- Jest tylko jeden problem. - zrobiła delikatną przerwę tak jakby zbierała myśli i odwagę aby powiedzieć o czymś niewygodnym - Termin. Mianowicie dzisiejsze popołudnie. - zamilkła wyczekując odpowiedzi koleżanki i obserwując jej reakcję.

~A to psuja ~ pomyślała Pirora uśmiechając się uroczo do ‘kuzynki’ na propozycje o zgarnięcie jej i Nije do pokoju kapitan. Na wspomnienie o Irinie zrobiła za to zbolałą minę.

- Niestety Irina w tym momencie nie jest dostępna poszła załatwiać dla mnie sprawunki myślę, że w południe wróci a czy zdąży przygotować twoje służki... no cóż to zależy co miałaś na myśli? Pomóc im się ubrać w gotowe stroje? Umalować? Wykąpać w pachnidłach? Włosy zapleść w ozdobne koki. Z tym nie powinno być problemu, może trochę je przetrzyma ale powinno jej się udać. Jeśli na szybko chcesz im jeszcze dać pewne przeróbki u ubraniach z tym może być problem… no i czy będę miały swoje rzeczy czy wyświadczyć ci przysługę i dać im skorzystać z moich? - Zapytała blondynka, trochę jej się nie uśmiechało dzielić swoimi olejkami i ozdobami z niewolnicami Versany ale czego się nie robi dla rodziny. No i zawsze może ‘kuzynce’ doradzić w co zaopatrzyć niewolnice na przyszłość.

- O twoje nie śmiałabym nawet prosić. - uspokoiła koleżankę - Jednak stroje twojej służby wyglądają interesująco. Mocno różnią się od tych z naszych stron. - moda panująca w mieście była ciężka i niezbyt przyjemna dla oka - Obawiam się jednak, że czas jaki potrzebują dziewczęta jest nieco dłuższy niż tym, którym ewentualnie dysponować będzie twoja pracownica. Będę musiała sobie radzić sama. Dziękuję w każdym razie za chęć pomocy. Versana zamilkła następnie zastanawiając się jak ugryźć problem z drzemiącą wilczycą morską.

- Obawiam się również iż jestem zmuszona obudzić Rosę aby jednak takie wyrwanie z pobalowego snu nie było tak okropne przywitam ją z dzbankiem czegoś mocniejszego i solidnym śniadaniem. - myślała na głos - Piroro czy byłabyś tak miła i mi potowarzyszyła? - zapytała koleżanki wiedząc iż sprawa z która chce udać się do pani kapitan nie jest czymś co musi ukrywać przed “kuzyneczka”.

- Naji ty również sobie czegoś życzysz? - spojrzała na minstrelkę - Ja stawiam rzecz jasna. Wybacz jednak ale poproszę cię abyś tu poczekała To sprawy związane z moją działalnością biznesowa a z racji iż Pirora jest moją rodziną to nie mam przed nią tajemnic.

- Och przykro mi że nie mogę pomóc bardziej. Choć myślę że możemy umówić się na przeróbki lub szycie nowych strojów od jutra? Ustawie sobie tak czas by Irina nie była mi potrzebna. Kerstin pewnie też może jej pomóc. - Pirora uśmiechnęła się przepraszająco. Potem uśmiechnęła się jeszcze bardziej przepraszająco do bardki kiedy jej kuzynka chciała ją porywać. - Jakbyś zniknęła zanim skończymy to nadal chce te lekcje aktorstwa od ciebie ale może umówimy się na czas przy innej okazji. Do zobaczenia Naji. - blondynka pożegnała bardę i kiedy były już z Versaną na górę.


- Mhm. No to ten… Widzę, że wy macie swoje sprawy do omówienia… No to ja wam nie będę przeszkadzać. Ale kapitan nie ma tutaj. Mówiłam przecież, że ją zostawiłam u siebie dziś rano. Ten bal kapitański był w “Pełnym kuflu” a nie tutaj. A te lekcje no musimy się umówić Piroro jak artystka z artystką. A za śniadanie droga Versano normalnie nie odmawiam ale właśnie twoja kuzynka mnie poczęstowała do oporu. Za co jestem jej niezmiernie wdzięczna. No a na razie już nie zawracam wam głowy. Miło było was znów zobaczyć. - Nije westchnęła gdy wreszcie miała okazję by dojść do głosy i chyba nie bardzo jej się podobało takie marginalizowanie. Bo mówiła grzecznie i składnie, ale szybko jakby chciała jak najszybciej skończyć tą rozmowę i opuścić dwie kuzynki które miały ze sobą tyle spraw do omówienia. Wstała i skłoniła im się z pogodnym uśmiechem gotowa do wyjścia.

Informacja o nieobecności Rosy dopiero teraz doszła uszu atrakcyjne brunetki. Stanowiło to problem, bo znów trzeba było przemieścić się w inny region miasta. Na szczęście na zewnątrz czekał Malcom.

- A to gdzie uciekasz Naji? - zapytała nim bardka zdążyła postawić pierwszy krok - Może potrzebowała byś podwózki? Zdaje się ze wraz z moja kuzyneczką miałyście zamiar dyskutować na tematy związane z szeroko rozumianą sztuką a tak się składa, że jedna z świeżo zatrudnionych przeze mnie dziewcząt świetnie gra na mandolinie i śpiewa niczym syrena. Do tego po kislevsku. - niejako pochwaliła się - Może miałybyście ochotę i z nią wymienić się doświadczeniami. Zapraszam do dorożki to w trasie przedyskutujemy ten pomysł. Co wy na to?

- Nie, nie trzeba. I tak już się zasiedziałam. - ciemnowłosa artystka potrząchnęła dłonią i głową w odmownym geście na znak, że nie ma takiej potrzeby. Po czym lekko skinęła głową obu paniom jak po występie i ruszyła z powrotem między stołami do wyjścia.

Pirora posłała w stronę bardki smutne spojrzenie ale kiedy nie było już przy nich skomentowała.

- Nie ułatwiasz mi zabawy z naszą artystka kuzynko. - Powiedziała z lekkim rozczarowaniem w głosie. - Niestety ja też nie mogę ci towarzyszyć mam już plany na resztę dnia. Ale jak masz jeszcze chwilę to powiedz co to za plany wystrojenia twoich dziewczyn?

- Wybacz. - odparła przepraszającym tonem - Nie miałam pojęcia iż snujecie na dzisiaj wspólne plany. - odparła czując się może nawet nieco niezręcznie w związku z zaistniałą sytuacja - Nie chcesz więc dołączyć do niej? Rzecz z którą do ciebie przychodzę jeżeli nie zostanie rozwiązana dzisiaj to może poczekać. - odparła.

- Już sarenka mi uciekła, ale jutro też jest dzień… ale wracając do twoich dziewcząt co knuje twój genialny umysł? - Pirora machnęła ręką odganiając temat Naji i wróciła do intryg drugiej kulturystki.

- Czy genialny to nie mnie oceniać. - uśmiechnęła się nieco nie wiedząc czy Pirora czasem z niej nie podśmiechuje zachowując przy tym minę zawodowego hazardzisty - Jestem kupcem i człowiekiem interesu. Zimą zaś mój biznes przymarza niczym morze czy rzeka. Muszę więc kombinować - dodała podkreślając to czym się para - A tak się składa, że dziś odbywają się nielegalne walki i myślałam zaciągnąć na nie dziewczęta. Swoje i Rosy. Dobrze by jednak było aby czymś się wyróżniały spośród tłumu miejskich dziewek. Ty zaś charakteryzujesz się zupełnie innym poczuciem smaku. - obrzuciła przyjaciółeczkę spojrzeniem od stóp do głów - Skoro jednak dzisiaj już masz napięty terminarz poradzę sobie jakoś sama. Wpierw jednak muszę podyskutować z Rosą.

- Rozumiem, cóż nawet gdybym była zajęta to, moim zdaniem trzeba jednak trochę zainwestować w dziewczeta, jeśli chcesz by błyszczały a nie robiły za zwykłe kurtyzany. - Pirora zamyśliła się chwilę. - Oczywiście nie ma mocy żeby im coś porządnego skombinować na te walki więc muszą sobie radzić własnym urokiem. Aleeee dzisiaj wieczorem widzimy się na “Tygrysicy”, wezmę swój szkicownik i naszkicuje przykładowe stroje które będą komplementować wasze dziewczęta no i być praktyczne dla rodzaju pracy jaką mają tam wykonywać. Irina oczywiście będzie do dyspozycji pewnie powiem żeby Kerstin też jej pomogła, choć przydałaby się jeszcze jedna lub dwie szwaczki do pomocy albo i więcej jeśli te zgromadzenia są częściej niż raz na dwa tygodnie. - Wyjaśniła Pirora.

- Naprawdę to nie problemem? - szeroki uśmiech był wyrazem szczerej wdzięczności i zaskoczenia - Byłoby miło wiedzieć iż dziewczynki mają na sobie kreację spod igły twoich pracownic. - dodała - Szczególnie gdy ów kreacje będą w odpowiednich proporcjach zasłaniać i odkrywać odpowiednie części ciała. - zachichotała wyobrażając sobie niejako takie stroje. Moda prezentowana przez Pirorę była zwiewna i niosła ze sobą swoistego rodzaju radość. Nie to co nosiły tutejsze kobiety. Ciężkie, skórzane suknie podszywane często kolejną warstwą materiału.

- Również będziesz na “Tygrysicy”? - zapytała zaskoczona - Znakomicie. Szykuje się więc nam wesoły wieczorek. To jak? Jesteś pewna, że nie ruszasz ze mną zbudzić panią kapitan?

- Niestety wolę nie ryzykować bycia wstrętna jędzą co budzi skacowaną ‘Tygrysicę morską’. - Zażartowala Pirora i wstała od stołu - Ale życze ci szczęścia i widzimy się wieczorem. - Pożegnała się całując kuzynkę w policzek jak na damy w ich pozycjach przystało.
 
Obca jest offline  
Stary 15-04-2021, 06:52   #236
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Południe


Południe; Nordland; Neues Emskrank; “Baryłka” sklep z alkoholami; Pirora

Pirora i James podążyli na piechotę mimo siarczystego mrozu było słonecznie więc malarka postanowiła zażyć trochę ruchu. Wyznaczyli sobie trasę którą sugerowała Nije i ruszyli. Sklep człowieka z Hochlandu był łatwy do znalezienia. W środku było ciemno i chłodno, pachniało też dymem i drewnianymi beczkami.

Wejście dwóch osób powinno być słyszalne zwłaszcza że po ich wejściu znowu nastała cisza. Pirora zaczęła się rozglądać po półkach oglądając oznaczenia pojemników i skrzynek rozpoznając lub kojarząc pochodzenie i rodzaj alkoholu znajdujący się wewnątrz.

- Jak państwo sobie coś wybiorą albo mieliby jakieś pytania to proszę się nie krepować. - za kontuarem siedział jakiś jowialny, łysiejący grubasek jaki mógłby być sterotypem dobrego wujka. Ale poza powitaniem na razie nie ingerował w działania klientów pozwalając im nacieszyć zmysły swoim towarem. A było co oglądać! Nije nie przesadzała i okazało się, że na tych półkach i regałach, są butelki, antałki i dzbany alkoholi z całego świata. Były kislevskie miody, bretońska brendy, estalijskie madery, krasnoludzkie ale i wina, piwa, likiery, nalewki w różnych barwach, etykietach, kształtach i wielkościach. Aż się oko cieszyło i żołądek domagał się skosztowania tylu smaków z całego świata. Nie było wiadomo w co można wsadzić rękę bo wiele rzeczy się wydawało godnych zainteresowania.

W końcu Pirora znalazła coś do czego pani kapitan mogła nie mieć na co dzień dostępu mietowy likier z okolic Stirlandu. Znała tą markę często spotykano ja na salonach w domu. Po oznakowaniu widać było że trochę tu już leży. Wzięła butelkę i zaniosła do kontuaru.
- Stirlandzi likier nie jest zbyt popularny czy ten konkretny rocznik za słodki na tutejsze podniebienia? - Zagadała grubaska roztaczając swój urok i znajomość tematem.

- Myślę, że nie chodzi o walory smakowe. Raczej to nie jest zbyt popularna marka. A co tu ukrywać klienci lubią to co znają i nie każdy ma ochotę eksperymentowac z nieznanymi smakami. A panienka to zna tą stirladzką markę? - grubasek rozłożył swoje pulchniutkie dłonie na znak, że niewiele można poradzić na nawyki klientów więc siłą rzeczy pewne towary pozostają niszowymi.

- Pochodzę z Averlandu, ten konkretny likier jest raczej… pospolity chyba będzie najlepszym określeniem. Cóż się dziwić w końcu mamy po sąsiedzku. Choć ten konkretny rocznik nie wyszedł im tak słodki jak zazwyczaj więc były narzekania na salonach. Ja osobiscie preferuje trochę goryczy w ziołowych nalewkach czy innych trunkach. - Wyjaśniła malarka. - Tą butelkę biore dla przyjaciółki ale jestem teraz ciekawa jakie trunki goszczą na stołach mieszkańców Nordlandu?

- O. Z Averlandu? To z daleka. Kawał drogi. - grubasek zdziwił się słysząc nazwę tak odległej krainy. Ale szybko wrócił do interesów i z zaciekawieniem słuchał opinii klientki z dalekiego południa Imperium.

- A co ja mogę polecić… - odwrócił na chwilę taksując zawartość własnych regałów jakby zastanawiał się nad wyborem. - Ta pestkowica z wiśni jest ostatnio popularna tej zimy, właściwie to nie sama w sobie ile grzaniec z miodem i ziołami na niej robiony. - postawił na kontuarze ciemną, pękatą butelkę.

- A tu piołunówka. Niezmiennie popularna na polowaniach. Bardzo dobrze rozgrzewa ale mocna. Jak piołun właśnie. Na polowaniach pije się jednak łyk czy dwa na jakiś czas więc to nie przeszkadza. Ale jednak tak na domowe przyjęcia to za mocna, szybko by rozłożyła towarzystwo. - obok ciemnej i pękatej stanęła wysoka i płaska z przezroczystym płynem który wyglądał jak lekko zabarwiona na żółto woda.

- Śliwowica cieszy się niezmienną popularnością. Bardzo uniwersalna nalewka. Bez rozcieńczania w towarzystwie raczej nie wypada ale nadaje smak wielu potrawom i mieszankom. To taki pewnik, nie ma żadnej ujmy na honorze jak nawet najznamienitszych gości poczęstować tą nalewką. Taka trochę nasza tradycja. - do kolekcji na kontuarze dołączyła kolejna butelka. Tym razem kształtem bardziej przypominała smukły, wysoki słoik. A barwą rzeczywiście jak kompot ze śliwek chociaż nieco chyba gęstsza.

- A tu proszę, coś specjalnego. Dla specjalnych gości bo to zza morza. - postawił kolejną butelkę nie kryjąc swojej dumy. Ta kolorem płynu przypominała burgund. - Rodzynkówka. Z prawdziwych rodzynek. Taka odmiana suszonych winogron z winorośli. U nas takie nie rosną. Dopiero tam daleko, na południu. Trzeba przywozić morzem no ale mamy na szczęście port pod nosem. - dorzucił wyjaśnienie na co klientka patrzy w tej chwili i aby doceniła ten rarytas należycie.

- Rodzynki znam, do Averlandu z karawanami przez góry przyjeżdżają. Nie wiem jak w rodzimym kraju ale na pewno cena przez to podbita się wydaje. - Pirora nie dała się złapać na “rzadki’ specjalny towar.

- Ale tak ma się pan czym pochwalić panie... przepraszam chyba w tym wszystkim zapomnieliśmy wymienić uprzejmość. - blondynka zostawiła stwierdzenie wiszące w powietrzu czekając aż mężczyzna się przedstawi.

- Robert Eifel szanowna pani. Do usług. - mężczyzna skinął uprzejmie głową przedstawiając się klientce.

- Pirora van Dake. - Odwzajemniła uprzejmość Roberta. - A teraz do interesów Robercie na pewno wezmę ten likier, jednak mam pewną tęsknotę za domem a on powinien mi ją trochę przytłumić. Co do prezentu to poprosze piołunówkę. Przyjaciółka za kołnierz nie wylewa a że sobie wymyśliła wyprawę do stolicy w środku zimy to przyda jej się coś takiego na drogę.

- Wyprawę do stolicy? Teraz? W te śniegi? - informacja wyraźnie zdziwiła sprzedawcę. Ale wzruszył ramionami na znak, że to właściwie nie jego sprawa. Sam zaś odniósł te zbędne już butelki z powrotem na półki a dwie wybrane przez klientkę przesunął na jej stronę lady i policzył za nie kilka monet.

- Też się jej dziwię ale podobno zastój zimy pomaga w interesach, podobno ceny hurtowe są wtedy bardziej przystępne bo wiadomo nikt nie podróżuje. Towar zalega w magazynach i tym podobne. - Wyjaśniła od niechcenia jakby mówiła o pogodzie. - Wprawdzie w branży alkoholowej może to być być inaczej w końcu wiele z tego co pan ma może leżakować.

- Tak, tak, zapewne ma panienka rację. - zgodził się Robert chowając monety za sprzedane butelki do kasy.

Pirora porzegnała się z sprzedawca oczywiście była przy tym wielce czarująca i ruszyła dalej w miasto.




Południe; Nordland; Neues Emskrank; Złota Rybka, Pracownia Złotnicza; Pirora


Kolejnym przystankiem była pracownia złotnicza o której wspomniała Naji, pewnie nie była jedyna w mieście ale i tak Pirora traktowała to bardziej jako rozpoznanie co miasto i jego rzemieślnicy mają do zaoferowania. Tu w odróżnieniu od “sklepu z alkocholemoźniej zmienie nazweę” od razu zauważono wkroczenie dobrzej ubranej i szlachetnie pary.

U złotnika też było co oglądać. Chociaż z całkiem innej branży. Na honorowym miejscu stał wielki, stojący zegar wyższy od człowieka. Był pięknie rzeźniony w ciemnym drewnie a do tego zdobiony srebrem i złotem. Sądząc po klapkach na górze pewnie wysuwały się tam jakieś figurki i odgrywały jakąś scenę.

Ale były też mniejsze zegary. Takie jak można postawić na biurko by robiły wrażenie na gościach i klientach i takie całkiem małe co modni i bogaci panowie mogli nosić na łańcuszku przy kieszeniach.

Było też nieco broni, głównie sztyletów. Takie eleganckie, posrebrzane kordziki jakie kawaler mógł sobie przypiąć do pasa na jakąś oficjalną uroczystość na jaką nie wypadało brać szabli czy miecza. Para zdobionych pistoletów w pudełku też wyglądała ciekawie. No i cała gama najróżniejszej biżuterii. Kolie, pierścionki, bransolety, kolczyki, cała masa do wyboru i kolory. Tylko trzeba było mieć pękatą sakiewkę aby w ogóle robić coś więcej niż podziwianie tych złotniczych dzieł sztuki.

- Robicie ozdoby według wzoru klienta? Niekoniecznie widzę coś co pasuje do moich potrzeb, jeśli przynioslabym projekt ozdoby będziecie wstanie zrobić ją pod taki projekt? - Pirora jak to się ją uczyło wyglądała na wielce znudzona widzianych przez nią ozdób. Nie dlatego że nie były one imponujące ale by pokazać że nie zadowoli się byle czym i jest jedna z tych dam które trzeba ubijać dłużej niż tylko dać pooglądać wystawy.

- Tak, robimy i biżuterię i zdobienia na zamówienie. Ale jednak uprzedzę z góry, ża mamy pewne ograniczenia. Głównie ze względu na wytrzymałość i specyfikę danego materiału. Nie wszystkie też dadzą się ze sobą połączyć. A jakiego rodzaju zamówienie ma panienka na myśli? - złotnik pokiwał głową i odezwał się skwapliwie zapowiadając gotowość do współpracy. Chociaż uprzedził, że nie wszystkie fantazje klienta mogą być zrealiozwane więc wolałby pewnie zawczasu wiedzieć o co może chodzić tym razem.

Pirora zatrzymała się w swoich oględzinach i spojrzała na mistrza złotnictwa z lekkim uśmiechem. - Czyżby mieszkańcy mieli tak fantazyjne pomysły że już trzeba podawać tą klauzulę na samym wejściu?

- Nie, raczej nie. Chociaż właściwie zależy jak na to spojrzeć. Jak już ktoś zamawia coś indywidualnie to mniej więcej tylko nakreśla co to ma być i zostawia nam wolną rękę. Klienci mają do nas zaufanie. Cieszymy się długą tradycją takich usług. Po prostu rzadko się zdarza aby ktoś przychodził z całkowicie własnym projektem. I wówczas no cóż… Nie wszystko co ładnie wygląda na papierze da się przekuć w złoto i klejnoty. Materiał ma swoje prawa i limity. A papier każde machnięcie pędzla przyjmie. - złotnik łagodnym tonem wyjaśnił skąd to początkowe zastrzeżenie z tymi własnymi projektami jakich podejmował się jego zakład.

- Jest to rozsądne podejście, postaram się nie wymyślić czegoś ponad ludzkie siły rzemieślnicze. - Powiedziała rozbawiona tym stwierdzeniem. Zatrzymałą się przy szkatółce z ozdobnymi szpilkami do ubrań. - Cóż nie ma co dyskutować bez gotowego projektu więc kiedy będę go miałą to wtedy wrócimy do rozmowy. Oczywiście nie jest to brak zaufania z mojej strony ale łatwej dać komuś wolną rękę kiedy ma się pewność że ma on pojęcie co do upodobań klienta, prawda? - Pirora po raz kolejny uśmiechnęła się do złotnika. - A że tam skąd pochodzę nietaktem jest wejść do złotnika i wyjść z niczym proszę ten drobiazg. - Powiedziała wskazując na szpilkę zakończoną mała krętą muszelką.

- Oczywiście panienko. - złotnik zgodził się bez zastrzeżeń po czym wybraną ozdobną szpilkę wyjął ze szkatułki i zaczął ją pakować w papier a potem pakunek położył między sobą a klientką.

Pirora zapłaciła podaną cenę za ozdobna szpilke i schowała ją do swojej torby. Podziękowała, pożegnała się i wyszła nie zwracając uwagi na resztę wystawionych eksponatów.



Południe; Nordland; Neues Emskrank; Sklep myśliwski “Knieja”; Pirora

Kolejny na drodze był sklep myśliwski człowieka pochodzącego z Hochlandu. Wprawdzie Pirora miała już prezent dla Pani Kapitan to wypadało by sprawdzić polecane miejsca. Malarka trochę nie wiedziała czego się spodziewać po przekroczeniu progu tego miejsca.

Wiatr się zdążył zerwać całkiem silny. Bez trudu szarpał suknią blondynki jak i resztą ubrania. Więc jak znaleźli się wewnątrz to drzwi przyjemnie odcięły ich od tej lodowatej zawieruchy na ulicy. A gdy się otrzepali ze śniegu to przynajmniej Pirora w swojej sukni wydawała się jakby tylko pomyliła adresy albo schroniła się przed zawieją na zewnątrz. Bo kobieta w ładnej sukni kompletnie tu nie pasowała.

Zaraz nad wejściem był przymocowany łeb jakiegoś baraniego mutanta. Może zwierzoczłowieka a może jakiejś bestii. A kilka kroków dalej wypchana, wyprostowana sylwetka niedźwiedzia z uniesionymi do ataku łapami. Zapach też był specyficzny. Zapach skór, futer i oleju do broni. To był sklep dla myśliwych, ich miejsce. Wszędzie wisiały skóry, czaszki, łby, futra, kości i liczne trofea. Sama część dla klientów nie była zbyt wielka, może jak jej pokój w gospodzie. Przy dłuższej ścianie był kontuar a za nim regały z różnymi akcesoriami. Stojak z bronią palną, rohatyny, łuki, kusze. Do tego jakieś zwoje linek, żyłek, drutów, metalowe szczęki na zwierzynę, klatki. Wydawało się, że jak ktoś udawał się na polowanie to to było miejsce w sam raz aby się na nie zaopatrzyć.

Był też milczący sprzedawca. Mężczyzna już raczej stary niż młody. Z opaską na oku i elegancko zaczesaną brodą. W brązowym kubraku i ciężkiej kamizeli obszytej futrem. Siedział blisko kominka z którego bił żywy, oswojony ogień. No i ciepło.

Malarka zapatrzya się na wypchanę zwierzeta z pewna cikawoścą zdecydowanie taksydermia w tym mijescu była porządna. Ale jeśli właściciel przybył z Hochlandu i robił to sam to nie dziwota. Oni tam traktowali polowania jak w Averlandzie traktuje się rozmowy o zbiorach.

- Czy mości pan sam upolował i wypchał te wszystkie trofea? - Zapytała podchodząc do siedzącego w fotelu mężczyzny.

- Chciałbym powiedzieć, że “tak” panienko. Ale byłbym zwykłym kłamcą. - odoparł z lekkim uśmiechem ten już niemłody i sterany życiem mężczyzna. - Ale ktoś je upolował. Jak dobra sztuka to skupuję od innych. A mam brata to wypycha te stworzenia to no jak panienka widzi. - powiedział spoglądając na te liczne trofea jakie tak pięknie się preznetowały na ścianach czy stojąc samopas.

- Ale ten jest mój. - wskazał z dumą na łeb rogacza zawieszony nad drzwiami. - Teraz jak został sam łeb to tego nie widać ale trafiłem go prosto w serce. Padł trupem na miejscu, tylko nogami się nakrył. - zaśmiał się do starych dziejów które widocznie wspominał z rozżewnieniem.

- No ale to takie tam dyrdymały starego myśliwego. A cóż panienkę do mnie sprowadza? - machnął ręką na te opowieści i zagaił o temat przybycia pod koniec dnia.

- Podobno mości pan pochodzi z Hochlandu więc byłabym skłonna uwierzyć w te kłamstwo. To pierwsze że wszystko pan upolował sam. W celność Hochlandczyków wierzę całkowicie. - Pirora odpowiedziała. - Co do mojej sprawy to teraz jak patrzę na wyposażenie waszego miejsca to wydaje mi się że może być poważny problem z jej spełnieniem.

- A dlaczegóż to? Cóż panienka szuka? - mężczyzna pokiwał głową i uśmiechnął się pogodnie na te uprzejmości. Ale mimo to okazał zainteresowanie powodem dla jakiego klientka o blond włosach przyszła do jego sklepu.

- Szczerze, “wody myśliwego”, znajoma która usłyszała że to trunek z Hochlandu skierowała mnie tutaj bo podobno pan z niego pochodzi, ale patrząc po wyposażeniu watpie by miałby pan coś takiego na stanie. Uwierzę, że ma pan prywatną butelkę na użytek własny ale tego odbierać nie zamierzam. - Pirora zaśmiała się wdzięcznie udając lekkie zakłopotanie tą sytuacją robiąc z siebie ‘głupiutką blondynkę’ no może nie głupiutka bo sama zauważyła, że to nie ten typ sklepu ale taką którą ktoś by chciał otoczyć opieką.

- A. O to chodzi. No tak, tak, zacny trunek. Tylko u nas takie robią. - stary myśliwy uśmiechnął się dumny, że ktoś tak ceni sobie smakołyk z jego rodzinnych stron. - Masz dobry gust panienko. - przyznał lekko kiwając swoją ciemnowłosą głową. Zadumał się chwilę nad tą sprawą.

- Spróbuj u Kluga. On handluje z lądem i ma stamtąd dostawy. Alkoholu też. Myślę, że jest szansa, że mógłby mieć ten trunek. - poradził po chwili namysłu.

- Siostra wyszła za mąż za Hochlandczyka na jej weselu w Barwedel głównie to podawali. To do picia a na stole zwierzyna to chyba były wszystkie rodzaje zwierząt z tamtejszego lasu. Mości pan pochodzi z okolic Hergig czy może z bardziej zalesionego miejsca jak las Darkwald czy może bliżej granicy Middenlandu? - zapytała zaciekawiona dając pole do popisu swojemu rozmówcy.

- Ja pochodzę z Koerin. To przy górach. Północny Hochland. - odparł gospodarz chyba nieco zaskoczony wiedzą blondynki o jego rodzinnej krainie. Więc odpowiedział z uznaniem chwaląc się skąd pochodzi. Chociaż nazwa pannie z Averlandu nic nie powiedziała. Może poza tym, że północny Hochland opierał się o Góry Środkowe.

- Niestety moja wiedza na temat tamtych rejonów nie jest już tak rozległa. Wiem tylko że biegnie tam szlak handlowy prowadzący bezpośrednio do Middelheim. Dokładnie wzdłuż gór Środkowych. - Przyznała się do kończącej się już wiedzy z odrobiną skruchy ale i humorem. Ojciec naciskał by znać takie rzeczy, bo nigdy nie wiadomo kiedy trzeba będzie pochlebstwami czyjejś ojczyzny zdobyć jego uznanie i przychylność.

- Czy mogę zadać pytanie dlaczego z bratem przeprowadziliście się tutaj czy będzie to już zbyt wścibskie i powinnam nie wtykać nosa w nieswoje sprawy? - Pirora przedłużała trochę tą pogawędkę głównie by wykorzystać cały czas na ogrzanie się w ciepłym pomieszczeniu. Ale mężczyzna miał w sobie coś co wzbudzało ciekawość dziewczyny, albo może po prostu chciała wiedzieć co ciągnie ludzi do zmieniania miejsca zamieszkania. Jej przybycie nie było do końca jej decyzją i może próbowała się jeszcze w tym odnaleźć.

- Oj to stare dzieje, nie ma o czym opowiadać… - mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie i machnął sękatą, spracowaną dłonią na znak, że pewnie to by i tak nie interesowało młodej i dobrze ubranej panienki.

- Trochę chęć przygody. A trochę głupi, szczeniacki zakład, że przejdziemy z bratem na drugą stronę gór. Właściwie to nam się udało. Wylądowaliśmy w północnym Ostlandzie. A zew przygody ciągnął dalej. On chciał wracać ale ja się uparłem zobaczyć morze. Bo mi się wtedy wydawało, że jak już jesteśmy po tej właściwej stronie gór to te morze będzie zaraz za następnymi drzewami. No cóż… Było troszkę dalej… - pokiwał głową z rozrzewnieniem nad tamtym, naiwnym, młodzieńczym sobą pełnym jednak młodzieńczej werwy i entuzjazmu. Zadumał się nad tamtymi wydarzeniami sprzed lat.

- Szczeniacki? Toście obaj zapuścili korzenie skoro nie postanowiliście wrócić w rodzinne strony - Pirora zaśmiała się uroczo. - Ale jako osoba która dopiero niedawno zobaczyłam morze pierwszy raz owszem jest imponujące i warte do zobaczenia w ciągu życia. - Pirora pochwaliła decyzje o zobaczeniu morza choć nie do końca wiedziała czy mężczyzna nie żałował tej decyzji.

- No cóż na mnie niestety już czas ale dziękuję za miłą rozmowę i za radę co do wody myśliwego. No i przynajmniej wiem do kogo iść jeśli postanowię poszerzyć moje horyzonty w dziedzinie polowań. - Pirora wstała z drugiego fotela i podała mężczyźnie dłoń na do widzenia. - Ach i nazywam się Piroa van Dake.

- Miło mi panienko. Mnie zowią Andreas Hochland. Zapewne możesz się domyślić dlaczego. - powiedział ostrożnie ściskając o wiele młodszą i delikatniejszą dłoń.


 
Obca jest offline  
Stary 15-04-2021, 06:53   #237
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Popołudnie

Popołudnie; Nordland; Neues Emskrank; sklep “Bazyliszek”; Pirora

Ostatnim miejscem jakie Pirora chciała zobaczyć był sklep z przedmiotami różnymi. Blondynka z opisu stwierdziła że jest to raczej miejsce lichwy gdzie ludzie przychodzą oddać wartościowe przedmioty kiedy życie zaczyna ich bardziej cisnąć a właściciel liczy że wrócą odkupić sentymentalne przedmioty za dwa razy tyle ile on je kupił. Z drugiej strony te sklepy były trochę jak jaskinie skarbów. Jej ojciec w końcu też handlował takimi przedmiotami choć rzadko zniżał się do pozycji lichwiarza, ale odwiedzali takie miejsca szukając przysłowiowych pereł mając nadzieję że właściciel nie będzie miał pojęcia co znalazło się pod jego dachem.

Odkąd parę dni temu Pirora pierwszy raz odkryła ten sklep to przypominał skrzyżowanie muzeum i rupieciarni. Taki misz masz wszystkiego. Niektóre rzeczy wyglądały jak zwykłe przedmioty zabrane z domu. Garnki, dzbanki, sztućce. Coś całkowicie użytkowego na co nie warto zwracać uwagi. Ale zdarzały się też ciekawsze rzeczy. Jak łeb lwa z brązu jaki chyba mógł być przyciskiem papierów na czyimś biurku lub zwykłą ozdobą. Inny lew czy jakiś zwierzęcy łeb trzymał kółko kołatki w zębach. Nic tylko zamontować go sobie na drzwiach. A na jednym z manekinów wisiała jakaś zbroja z wielu, metalowych płytek zachodzących na siebie. Kilka było z rytymi ozdobami ale kilku innych brakowało.

Trafiła też na niewielki obraz pary przy śniadaniu na trawie. Sądząc po spękaniach na płótnie albo miał już swoje lata albo ktoś go przechowywał w kiepskich warunkach nim trafił tutaj. Bo tutaj było w sam raz. Była też statuetka tancerki wielkości może trzech albo czterech dłoni. Zrobiona z brązu, stała na palcach i wznosiła nad głową dłonie w niemym piruecie w jakim zamarła.

Niestety nie natrafiła na nic co jej się spodobało czy w danej chwili potrzebowała więc wyszła nie biorąc niczego. Dzień powoli się kończył więc wraz Jamesem ruszyli do tawerny.
 
Obca jest offline  
Stary 15-04-2021, 06:56   #238
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zmierzch

Zmierzch; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”; Pirora


Malarka po powrocie z miasta skierowała się do pokoju Iriny i Juliusa. Zapukała a kiedy drzwi się otworzyły uraczyła swoich służących uśmiechem. Kerstin nie było z nimi więc musiała udać się do siebie. I dobrze niech dziewczyna nie wraca po nocy do domu.
- Jak poszły zakupy? - Spytała patrząc na rozłożony na stole materiały i przybory krawieckie jak idą pracę. Irina uśmiechnęła się prezentując zbiór materiałów i zaczęła gestykulować chwile później Julius zaczął relacjonować słowa siostry.

- A jak poszło z listami dostarczyliście wszystko. Obaj panowie dali wam listy zwrotne? - Sptała Juliusa o druga sprawę jaką mieli załatwić razem.

- Tak, listy tam leżą. - Julius machnął rączką na stół a na nim widać było dwie leżące koperty. Jego starsza siostra pokiwała twierdząco swoją kasztanową głową. Gdy ich pani podeszła i otworzyła te koperty mogła zaznajomić się z tą krótką treścią.

Skryba od Versany zgadzał się na spotkanie w Wellentag i zapraszał do swojego biura w południe. Zaś notariusz Rainer podobnie tylko zapraszał Aubentag. Ale jeśli klientce by nie odpowiadał ten termin prosił aby podać jakiś zastępczy.

Pirora pokiwala glowa po przeczytaniu obu listów.
- Napisze im zaraz potwierdzenia zaniesiesz je do obu jutro po kościele. Irina Jutro przed kościołem chce wziąć kąpiel zatroszczyć się o to prawda? - Pirora powiedziała i ruszyła do swojego pokoju by się odświeżyć i napisać odpowiednie listy. Jak zwykle miły ton słowa pisanego. Zgodzenie się na terminy.

Po odświeżeniu się wyszła z pokoju i dała Jamesowi do zrozumienia że będzie wyruszała na statek Kapitan de la Vegi i będzie pod jej opieka do czasu powrotu. Ochroniarz popatrzył na nią średnio zadowolony ale ograniczył się tylko by spytać czy wzięła swój sztylet do obrony. Ta poklepała się po prawym udzie dając znać że jest broń jest na swoim miejscu.
Życzyła mu miłego wieczoru i ruszyła w stronę pokoju numer pięć zastanawiając się czy zastanie tam panią kapitan lub jej dziewczyny.

Jak stanęła pod 5-ką i zapukała to usłyszała ciszę dochodzącą z wnętrza pokoju. A po chwili czekania też ciszę. Już się zastanawiała czy czekać jeszcze czy dać sobie spokój gdy kątem oka dojrzała sylwetkę jaka wyszła zza rogu. I nawet ją rozpoznała. Zresztą ta druga ją także.

- O. Pani do nas? - Benona zapytała grzecznie uśmiechając się ciepło do stojącej przed drzwiami kobiety. W międzyczasie podeszła do niej i do tych drzwi wyjmując klucz z przypinanej kieszeni przy pasie.

- Och nie tyle do was co liczyłam że zostanę panią Kapitan, byłam umówiona z nią i z panią van Drasen na jej okręcie i liczyłam że może jeszcze nie wyruszyła i pojedziemy razem. Ale chyba się przeliczyłam z tymi życzeniami. - Zaśmiała się do dziewczyny.

- No to wejdź. Poczekasz z nami. Też tam jedziemy. Właśnie brałyśmy kąpiel. Ajnur została na dole z panią kapitan a ja mam tu wszystko przygotować. Zaraz powinny tu przyjść. - rudzielec otworzyła drzwi do 5-ki i zaprosiła słowem i gestem do środka. Brzmiało jakby pozostałe dwie mieszkanki tego pokoju powinny niedługo też przyjść.

- Och jak dobrze! - Pirora ewidentnie się ucieszyła na tą wiadomość i weszła do pokoju wraz Beno. - Jak tam w ogóle wasz dzień? Ja powiem szczerze że ledwo trzymam się na nogach. Muszę w końcu mieć jedną noc całą na sen.

- Albo odsypiać w dzień. - roześmiała się rudowłosa służka pani kapitan. Zamknęła drzwi i podeszła do jednego z kufrów jakiego wieko robiło z prowizoryczny barek.

- Napijesz się czegoś? - zapytała wskazując na kilka butelek trunków do wyboru. - My z Ajnur przespałyśmy początek dnia. Potem przyszła kapitana ale była dość wczorajsza. No ale teraz jak żeśmy ją oporządziły w balii to odzyskała werwę i kolory. - powiedziała nalewając do rozstawionych kielichów.

- Sen… pamiętam go. - Zaśmiała się znowu blondynka. - Niestety ani dziś ani jutro… może pojutrze. A i o pani kapitan słyszałam że bal jej się udał. - Pirora wzięła jeden kielich i upiła nalanego trunku. - Mam coś dla Rose taki prezent za jej hojność choć nie wiem jak bardzo dzisiaj jej alkochole wchodzą. - I ten właśnie moment do pokoju wkroczyła Ajnur i sama pani kapitan, przy bliższych oględzinach rzeczywiście widać było że zabalowała poprzedniej nocy jej skóra wydawała się trochę pozbawiona blasku ale nawet teraz nie traciła nic ze swojej urody.

- Ach witaj Rose słyszałam że wymęczono cię na balu kapitańskim, ale jakoś nie wyglądasz na całą noc tańców zabaw i picia. - Pirora przywitała się zadziornie z panią kapitan.

- Witaj kochana, cóż za miła niespodzianka. - Rose uśmiechnęła się obejmując kochankę i korzytając z okazji krótko pocałowała jej usta. Sądząc po zapachu pachnideł i mokrych włosach rzeczywiście musiała dopiero co wyjść z kąpieli.

- Plotki tak szybko się rozchodzą? Któż okazał się takim plotkarzem? Ale ty też wcale nie wyglądasz jakbyś balowała całą noc. - zapytała rozbawiona Estalijka puszczając blondynkę i siadając na krześle przy stole. Benona wręczyła jej przygotowany kielich i stanęła za nią zaczynając szczotkować jej długie, czarne włosy. Ajnur zaś sięgnęła do zapasów kufra jaki stał przy łóżku pani kapitan i zaczęła wyjmować z niego ubranie w jakie pewnie zamierzała się ubrać jej właścicielka.

- Plotki zawsze się szybko rozchodzą. - przyznała blondynka - Co do mnie, cóż wyglądam na mniej niewyspaną niż się czuje. Ale przychodzę w dwóch sprawach. Po pierwsze mam dla ciebie prezent, jako podziękowanie twojej wielkiej hojności wobec mnie. - dziewczyna wyjeła zeswojej torby butelkę piołunówki i postawiła n astole - To piołunowka, zesto brana na polowania bo mocno rozgrzewa. Pomyślałam że jak ruszysz na stolicę to ci się przyda. A druga sprawa to oczywiście miałam nadzieję zabrać się z tobą na spotkanie z Versaną, no i przy okazji skorzystać z zaproszenia odwiedzenia twojego statku. - blondynka wytłumaczyła swoje zamiary.

- Oh! Prezent?! Dla mnie? Oh, Piroro, jesteś taka kochana! - gospodyni wyglądała na zaskoczoną i uradowaną jednocześnie. Szybko wstała z krzesła i podeszła do gościa aby ją uściskać, pocałować i jeszcze raz uściskać. No i odebrać ten butelkowy prezent. Przyjrzała się jej z zaciekawieniem czytając etykietę.

- Piołunówka. No ciekawe. Jeszcze jej nie piłam ale słyszałam o niej. Rzeczywiście na takie mrozy będzie w sam raz. Bardzo ci dziękuję, że o mnie pamiętałaś, jak będę ją pić będę myślami przy tobie. - roześmiała się radośnie i jeszcze raz uściskała i ucałowała pannę van Dyke. Odłożyła butelkę na stół i sama wróciła na krzesło aby jej służki mogły dokończyć swoją pracę. Ale sama pociągnęła blondynkę na swoje uda by ta mogła na nich spocząć. Benona wznowiła więc prace nad jej jeszcze wilgotnymi włosami uśmiechając się do nich obu bo się zrobiło całkiem miło i sympatycznie od tego dawania i odbierania prezentów.

- Oczywiście, że możesz się z nami zabrać. Przecież i tak miałyśmy się wszystkie spotkać na “Tygrysicy”. Chociaż pewnie i tak wrócimy tutaj po tych wygibasach na pokładzie. - Rose objęła siedzącą na jej udach blondynkę w pasie i pełna dobrego humoru mówiła jak to sobie wyobraża nadchodzący wieczór.

- Ha, pamiętać kochana Rose ja sobie nie wyobrażam kto kto raz cię spotkał mógłby o tobie zapomnieć. - Pirora z kolei zarzuciła kochance ręce na szyje uważając by nie przeszkadzać jej slużce w rozczesywaniu włosów. - Cóż napewno będę czuła się bezpieczniej idąc z wami niezależnie gdzie skończymy po zwiedzaniu twojego statku. A teraz chce w nagrodę za moje dbanie o twoje zdrowie w czasie wyprawy w objęcia Urlyka, twojej wersji wydarzeń z balu kapitańskiego. Plotki tylko wzbudziły moją wielką zazdrość że tutaj się takie tańce odbywają i głównie panowie się bawią. Skandal. - Pirora postanowiła pociągnąć za język kochankę póki ta była w dobrym nastroju.

- Ale z ciebie pochlebca! - zaśmiała się Estalijka usadzając sobie dziewczynę z Averlandu by im obu się wygodniej siedziało na tym krześle. Zaraz przy nich stała rudowłosa Beno która dalej starała się wyszczotkować czarne włosy swojej pani.

- Jestem ciekawa kto takie ploty rozpowiada po mieście o tym balu kapitańskim. - Rose zmrużyła oko i lekko przekrzywiła głowę zerkając z bliska na blondynkę siedzącą jej na kolanach. Ale mimo to jakoś nie była oporna aby opowiedzieć o wczorajszym wieczorze.

- A działo się działo! Wiedziałam, że tak będzie. To taka nasza tradycja bo pół zimy właśnie mija to bal z tej okazji. Wszyscy czkemay na wiosnę aby wrócić na szlak więc każdy kolejny tydzień to coraz bliżej do tej wytęsknionej wiosny. - zaczeła mówić wesoło a z bliska Pirora znów mogła wyczuć zapach użytych w kąpieli kosmetyków. A i jak siedziała nieco z góry to miała przy okazji ciekawą perspektywę na dekolt szlafroka w jakim była gospodyni. Lepszą niż jak się patrzyło bezpośrednio na wprost.

- No więc spotkaliśmy się wczoraj aby to uczcić. Ja byłam pierwszy raz. Znaczy u nas na południu to takich zim nie ma jak tutaj to raczej tego nie obchodzimy no ale słyszałam o tym święcie tutaj. Tylko może trzeci raz obchodzę je jak jestem tutaj. Raz już się załapałam w Marienburgu i raz w Eregradzie. Ale tutaj pierwszy raz. Ale sporo osób i tak znałam tak stąd jak i z innych portów to było bardzo swojsko. - wyjaśniła jakie miała wcześniej doświadczenia z okazji tego święta marynarskiej braci no i jaka była tradycja.

- Tak czułam, że tak to się skończy jeszcze jak tam szłam! - zaśmiała się beztrosko aż machnęła dłonią na znak, że to akurat było dla niej proste do przewidzenia. - Ale mnie zwyobracali! No nie miałam chwili aby na chwilę chociaż usiąść i odpocząć. Ledwo usiadłam to zaraz ktoś mnie prosił do tańca, albo do wypicia, albo chciał poznać czy powspominać. Nie wiedziałam w którą stronę się obrócić, wszędzie coś, ktoś do mnie miał i chciał! - zaśmiała się wesoło bo chyba chociaż opisywała to jak jakichś natrętów to chyba mimo to dobrze się bawiła tą swoją popularnością podczas wczorajszego wieczoru.

- No i w końcu musiało się stać to co się stało. Czyli przy takim tempie nawaliłam się jak marynarz na pierwszej przepustce po powrocie z morza. I dalej to już nie bardzo pamiętam co się działo. Obudziłam się w pokoju na górze. - streściła tak jak się dało te wczorajsze wydarzenia a mimo wszystko dobry humor jej nie opuszczał.

- Tak co zazdroszę... nie upicia się ale tych tańców i balu. A i Naji cię w pewnym momencie zgarnęła na górę. Podobno odstraszyłaś jej niższego officera z jakiegoś statku obrzygując mu buty. - Pirora wyjawiła cześć wieczoru o którym pani kapitan już nie pamiętała.

- Aha to z niej taka plotkara? - pokiwała głową domyślając się skąd panna van Dyke ma takie informacje mimo, że wczoraj jej na owym spotkaniu nie było.

- Tak, pamiętam, że była. Nawet to ja ją zaprosiłam bo nie byłam pewna czy ktoś będzie nam grał. Co prawda była orkiestra ale Nije ładnie przejęła pałeczkę. Ładnie grała i śpiewała. I to ona mnie zgarnęła na górę? No coś mi świta… Ale nie byłam pewna kto to. A tego pawia i reszty nie pamiętam, to już musiało być później. - powiedziała w zamyśleniu gdy chyba walczyła z własną niepamięcią. Ale widocznie niewiele z tego wyszło.

- No cóż dobrze, że ją wzięłaś kto wie gdzie byś wylądowała gdyby nie ona. I tak ona mi dzisiaj rano na śniadaniu powiedziała i wzbudziła moja dziecięcą zazdroś że wy skończyliście na tańcach a ja na formalnej kolacji u Kuzynki. - Pirora końcówkę powiedziała z udawanym dramatyzmem jakby stała się wielka tragedia i niesprawiedliwość.

- Nie smuć się. Coś czuję, że dzisiaj wieczorem jak wrócimy z “Tygrysicy” to sobie odbijemy. - Rose uśmiechnęła się i pocałowała usta blondynki. Po czym klepnięciem dała jej znać, że chce wstać więc ona musiałaby pierwej wstać. - A teraz wypuść mnie, muszę się ubrać na te wieczorne wygibasy. - dodała z uśmiechem wskazując na Ajnur jaka naszykowała już wieczorną kreację. Jasne spodnie i ciemny, bordowy kaftan jaki tak lubiła pani kapitan.

Pirora wstała i resztę czasu spędziły na cierpliwym czekaniu aż pani kapitan się przygotuje i ruszą razem na statek.
 
Obca jest offline  
Stary 15-04-2021, 20:02   #239
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Późny ranek; Faktoria Kruk; Vasilij i Profesor.


Vasilij pokiwał głową na słowa Profesora brzmiały rozsądnie i właśnie z tego powodu podjął sugerowany temat.

- Brzmi to rozsądnie. To srebro skoro jest "gorące" będzie można kupić po niższej niż rynkowa cenie. Dam ci znać na koniec dnia co i jak. Mam w głowie pewien mniej ryzykowny pomysł niż wysyłanie tego na ślepo. - "Cichy" podsumował sprawę srebra.

- Jak dużo maków jest na rynku o jakiej sumie inwestycji mówimy? Z tego czasem nie robi się innych używek? - Vasilij na głos wypowiedział pytania które mogły prowadzić do ciekawych odpowiedzi. - W mieście są jacyś aptekarze albo alchemicy którzy powiedziałbym albo się tym zajmują albo są na tyle biegli, że by sobie poradzili z zadaniem przeróbki? - kontynuował głośne myślenie.

- No jacyś alchemicy i aptekarze to są. I przerobić pewnie mogą. Sztuka aby trafić na takiego co i chce i może. No i za darmo tego robić nie będą, też im trzeba zapłacić jakąś prowizję. - skoro szef miał plan na srebro to Profesor dalej tego nie komentował. Ale co do używek to jednak się odezwał skoro został zapytany o zdanie w tym temacie. - Można by łącznie pewnie skupić nawet i kuferek tych makówek. Za pół setki, może setkę monet. Tak na oko liczę. Jakby się za to zabrać może wyjść nieco inaczej. - powiedział ostrożnie nieco zarysowując skalę zakupów.

- Kupcie tyle maku ile się da. - położył przed Profesorem sakiewkę zawierająca 100 karlików. - Popytaj o zdolnego aptekarza lub alchemika. Tylko takiego wiesz znanego wśród naszych, pewnie różne specyfiki u takiego zamawiają. Można mu poszerzyć horyzonty. Nie chcę od razu otwierać jakiejś manufaktury ale żeby nam przerabiał trochę tego maku na potrzeby zamożnych klientów. Właśnie u kogo na tych naszych rozpytkach był towar od ręki dla lepszego klienta - Vasilij patrzył jednocześnie na listę i pytał Profesora.

- No można popytać. Powinien się któryś zgodzić. Ale to może trochę potrwać. - Profesor przyjął słowa szefa spokojnie jakby uznał to za do zrobienia chociaż niekoniecznie od ręki. Spojrzał na sakiewkę, zważył ją w dłoni i zastanawiał się chwilę.

- Duży zakup. Można wiedzieć co szef planuje? I z kim. Skąd nagle będziemy mieć dostęp do “lepszych klientów”? - zapytał potrząsając mieszkiem z monetami.

- Mam przyjaciółkę. Zajmuje się dziewczynkami między innymi tylko takimi pod lepsze gusta. Organizują nie liche imprezy i tak by się im jeszcze przydały umilacze czasu. Stąd ta cała sprawa - Vasilij opowiedział Profesorowi o sytuacji - Widzę się z nią w południe i chciałbym po drodze zahaczyć o kogoś kto ma coś od ręki. Tylko nie pospolitego i najwyższej z jakości - powiedział Giergiew kontynuując czytanie listy dostawców. - Wyrobimy własne unikatowe produkty ale póki co trzeba się poratować czymś z wyższej półki ale gotowym na dziś. - kontynuował rozmowę.

- To jak na już to można spróbować w aptece Osterbergera. Powinien coś mieć gotowego. - Profesor przyjął te słowa spokojnie i powiedział u kogo jego zdaniem mogą być najlepsze rokowania w sprawie gotowych produktów.

- Zajrzę tam po drodze. Dziś wezmę kilku chłopaków i odwiedzę arenę w południe za miastem. Mam tam do załatwienia interesy no i to miły wypad sam w sobie, gdyby tak cholernie nie wiało - dodał Vasilij gdy wyjrzał za okno.

- Z tymi rybami natomiast to wyborny pomysł. - Vasilij myślał od wczoraj nad jakimś prostym pomysłem. Tymczasem Profesor jak na zarządzającego biznesem i finansami przystało doradził proste i praktyczne rozwiązanie. - Wiem jakiego przedziału bicia spodziewamy się na maku i srebrze. Co mi powiesz o rybach? - Vasilij nie do końca wiedział czy narzut jest wart ryzyka. - Skoro Profesor wychwalał go bardziej od srebra ze względu na chodliwość towaru zysk pewnie też był rozsądny. Mimo to zapytał nie lubił niedomówień.

- Na rybach… świeżych… Tak do końca to nie wiem. Wiem po ile u nas chodzą nie mam pojęcia po ile są w stolicy. A cena musiałaby być dostosowana do tamtego rynku. U nas te ryby są dość tanie, każdy może sobie jakąś kupić praktycznie codziennie. No ale tam, w środku zimy, to chyba raczej nie. Może ktoś w rzece sobie złowi ale to pewnie jak i u nas, na własny użytek a nie na handel. Tak naprawdę szefie to trzeba by tam pojechać i się popytać już na miejscu. Dlatego dobrze jakby tam od nas pojechał ktoś z głową na karku. Myślę, że nie powinny być tańsze niż u nas. U nas to rozdają prawie za darmo. - podrapał się po głowie gdy nie bardzo czuł się na siłach wyceniać wartość rynku jakiego nie znał. Może trochę przesadzał, że tutaj ryby były “prawie za darmo” ale jednak były powszechne. W końcu byli miastem portowym a kiedyś to właśnie była tu tylko wioska rybacka. Do ryb tutaj wszyscy byli tak przyzwyczajeni jak do drzew w lesie. Nikt właściwie nie zwracał na nie uwagi. Ale tam, w głębi lądu to już mógł być dużo rzadszy towar.

- Przemyślę to. Jeśli pojedziemy to z rybami. - to było już raczej przesądzone w oczach Vasilija
- Wtedy wybierzemy wspólnie z naszych chłopców jednego z najbardziej nadającego się do handlu. Mamy kilku z głowami na karku. Tylko to jeszcze nic pewnego będę w tej sprawie rozmawiał. Może pokaże się opcja dołączyć do wyprawy do stolicy. W kupie raźniej i wtedy ugryziemy temat ryb.

- To jak szef na poważnie myśli o tej wyprawie do stolicy to ryby trochę ważą i zajmują miejsca. Trzeba by mieć jakieś sanie, zaprzęg, woźnicę no i cały ten kram. - doradca herszta skinął głową chyba jeszcze sam nie wiedząc czy szef na poważnie to zamierza czy tylko sonduje temat. Ale jak to pierwsze to pozwolił sobie na małą radę.

- Słusznie, słusznie. Przegadamy szczegóły jak zapadną decyzje. Póki co to wstępna konsultacja - Vasilij uśmiechnął się do doradcy.
 
Icarius jest offline  
Stary 16-04-2021, 00:37   #240
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Późny ranek; tawerna “Pełny kufel”; Versana,

Istna zabawa w kotka i myszkę. Poszukiwanie Rosy wymagało więcej czasu aniżeli znalezienie odpowiedniego rymu członkiniom kółka poetyckiego. Trudno. Biznes wymagał nakładu nie tylko finansów ale i czasu. Nim jednak Versana skierowała się ku tawernie, w której Rosa miała zatrzymać się na noc.

Dorożka po raz kolejny zatrzymałą się pod karczmą. Ver nie czekała jednak na to aż Malcolm zejdzie z kozła. Wyskoczyła z wnętrza budy, poprosiła staruszka aby wykręcił i zapewniła, że niebawem wróci.

W środku lokal był raczej pusty. Ludzie o tej porze byli zajęci już swoją pracą i obowiązkami. Pojedyńcze niedobitki spożywały tylko spóźnione śniadanie. Ver rozejrzała się więc czy czasem, któryś z nich to nie skacowana Rosa.

Ranek się kończył nieuchronnie przechodząc w przedpołudnie. Pogoda jak na razie dopisywała chociaż ospały i dość symboliczny wiaterek jakby się wzmógł. Wewnątrz nie było tak całkiem pusto jak się na pierwszy rzut oka wdowie wydwało. Część gości siedziała jeszcze przy porannym posiłku albo była po. Ale żadnym z nich nie była znajoma, ciemnowłosa pani kapitan.

- Witaj mości panie. - podjęła rozmowę z uśmiechem na ustach gdy podeszła do szynkwasu - Byłbyś tak miły i zdradził mi pod którym numerem kryje się pokój najwybitniejszej w mieście bardki Nije Simonsberg? - po blacie w stronę karczmarza powędrowała srebrna moneta, która potrafiła otworzyć usta niemalże tak samo skutecznie co alkohol - Widziano ją wczoraj z pewną uroczą estalisjką kapitan, której niezwłocznie poszukuję. Ta zaś wczoraj ponoć na kapitańskim balu nieźle pofolgowała zapominając o terminie naszego dzisiejszego spotkania. Interes zaś nie lubi czekać i jak nie chciała przyjść góra do krasnoluda to krasnolud przyszedł do góry. - zachichotała uroczo.

- Pochwalony. - odparł karczmarz zerkając na nowo przybyłą, na monetę jaką położyła na ladzie i słuchając jej słów. Zastanawiał się chwilę nad tym wszystkim. W końcu jednak zgarnął monety i powiedział numer pokoju na piętrze. Uprzedził jednak, że Simonsberg to już nie ma bo wyszła rano. A kapitan się jeszcze nie pokazała to pewnie dalej odsypia szaleństwa ostatniej nocy.

Versana więc podziękowała i domówiła do tego dwa “Pełne kufelki” nawiązując do nazwy lokalu i niejako składając pokłon jego właścicielowi.

Niedługo potem Versana stanęła przed drzwiami pokoju o jakim mówił barman i zapukała. Ale nie doczekała się żadnej reakcji z wnętrza pokoju.

Nie poddawał się jednak. Podjęła więc kolejną próbę wspierając ją wzywaniem imienia pani kapitan.

~ Ileż można spać. ~ myślała naparzając pięścią w ciemnobrązowe drzwi ~ Toż to zaraz południe.

- Zimne piwo i gorące kobiece uda. - dodała ówcześnie rozglądając się wokół aby mieć pewność czy nie wzbudzi zbytnio podejrzeń tawernianych gości.

Reakcji nie było. Stała dalej przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami pokoju i nic właściwie się nie działo. Ani na zewnątrz na korytarzu ani z wewnątrz z pokoju. Słyszała echo codziennych odgłosów. Z dołu, z głównej izby karczmy gdzie koncentrował się ruch i gdzieś zza drzwi i ścian gdzie pewnie ktoś z gości urzędował w swoim pokoju. Ale poza tym nic się nie działo.

Gdy wdowa chwyciła za klamkę ta ustąpiła. A wraz z nią reszta drzwi. Za nimi był standardowy pokój w standardowej gospodzie. Tyle, że z jednym, małżeńskim łóżkiem. A na nim spała w najlepsze przykryta kołdrą kobieta o czarnych włosach. Ale nie bardzo widać było jej twarzy. Za to na podłodze leżały wysokie buty a na krześle pas z bronią i dwa pistolety. Zaś na podłodze przy łóżku brzydka, zaschnięta plama.

Widok był komiczny. Szkoda, że nie było sposobu aby szybko utrwalić to co sprytna wdowa ujrzała.

- Bój się bogów spać do tej godziny. - podjęła kolejną próbę przebudzenia artystki, która zmalowała napodłogowe dzieło. Następnie zaś odłożyła na stoliku opodal łóżka kufle i zamknęła drzwi. Smród towarzyszący bliżej niezidentyfikowanej plamie ustępował tylko aromatowi Strupasa. Ten zaś pewnie nawet by tego nie poczuł.

Wdowa uchyliła więc okno aby wpuścić nieco świeżego powietrza a następnie podeszła do łóżka.

- Zbudź się śpiąca królewno. - podjęła chwytając za ramię Rosę. Na taborecie obok stała miska z wodą a przy niej leżał lniany kawałek tkaniny. Zmoczyła więc go tak aby mieć przygotowany już kompres na zapewne pękającą głowę lwicy morskiej.

Wysiłki gościa pozwoliły jej się przekonać, że pani kapitan wciąż żyje. Ale poza cichym pochrapywaniem nie zdradzała żadnej innej aktywności.

~ Kłoda. ~ zachichotała pod nosem ~ Walka jest jednak zbędna.

Postanowiła dać wypocząć koleżance. Postawione na stoliku piwa z pewnością ją ucieszą. Nie mogąc jednak nawiązać z Rosą kontaktu zdecydowała się pozostawić jej liścik. Wpierw jednak musiała zlokalizować kawałek papieru i pióra.

Na jej nieszczęście nic takiego nie udało się jej odnaleźć. Pozostało więc wrócić do karczmarza. Nim to jednak uczyniła zdecydowała się schować niedbale porozrzucane rzeczy Rosy do jednej ze znajdujących się w pokoju skrzyń. Ją zaś zamknęła a klucz schowała pod poduszkę śpiocha.

- Znajdzie się kawałek papieru i inkaust z piórem? - zapytała ponownie karczmarza gdy zeszła na dół. Opierała się przy tym o blat tak by mężczyzna po drugiej stronie miał doskonały wgląd w to co Ver nosiła pod bluzką.

- Tak, coś się chyba znajdzie. - karczmarz skinął głową i poszedł kawałek dalej. Z szuflady wyjął kartkę papieru i piśmidła po czym wrócił do klientki i zostawił przed nią ten zestaw.

Kultystka przystąpiła więc do bazgrania:

Cytat:
"Byłam tutaj i próbowałam cię zbudzić. Nie udało mi się jednak, Mam nadzieję, że dwa kufelki piwa zdadzą się przydatne. Pozwoliłam sobie zabrać twoje dziewczynki na przejażdżkę. Oddam je całe i zdrowe. Po powrocie wszystko wyjaśnię. Całuje i ściskam tam gdzie lubisz najbardziej. Ver."
- Dziękuję ci dobry człowieku. - rzekła oddając przyrządy ich właścicielowi - Jeżeli gość Naji pytałby o mnie rzeknij jej iż była tutaj Ver. - dodała nie mając do końca pewności czy Rosa aby na pewno jest piśmienna.

I znowu marszem na górę. Była kupcem a przemierzyła dzisiaj trasę jaką pokonywał goniec. No ale trudno. Nie zastanawiała się nad tym zbytnio. Trzeba było to zrobić i tyle. Tak więc weszła do pokoju, odłożyła kartkę złożoną w pół na biurku i wróciła do Malcolma.

- W drogę. - rzekła do woźnicy wsiadając do dorożki.

---

Versana: - 2 PZ
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 16-04-2021 o 00:40.
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172