Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2021, 09:52   #67
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

W czasie oblężenia Hartford Heisenberg był… jakby odcięty. W czasie walki nabrał dzikości i agresji. Gniewu którego wcześniej nie było u niego widać. Przez chwilę rozważał zmianę callsign’u z Krieger na Mengele. Jakby chciał symbolicznie przypieczętować i tym samym utrwalić wewnętrzną przemianę ze złamanego starca w… kogoś bliżej kibola czy barbarzyńcy. Ostatecznie była to krótka losowa myśl jakich miał wiele ostatnimi czas.

Nie szanował tego drugiego Victora którym się stał. Ale widział, że jest potrzebny (bo zdawało się, że chociaż spowalniał degradację osobowości i kierunkował traconą stabilność emocjonalną). Poza tym też palił jak smok w każdej wolnej chwili w której miałby mieć dość wolnego czasu aby myśli mogły błądzić w złe miejsca.

~ * ~

- Zemsta? - zapytał niedowierzając gdy propaganda próbowała z minutemanów zrobić tych złych
- No dobra… tego można się było spodziewać - wciąż wkurzało jak jasna cholera po tym co zobaczyli przy autostradzie śmierci, dziesiątkach tysięcy zamordowanych cywilów i tym co zrobili w Newport, ale nie… to oni byli źli za zabicie morderców co zaraz by wrócili do mordowania cywili…
Oczywiście rozumiał to. To były zwierzęta i chcieli wśród swoich wywołać zwierzęce reakcje. Półprawdy to naprawdę było wciąż mniej niż można było po nich oczekiwać…
- Ale to było okrutne i złe… - dodał po chwili momentalnie tracąc swój gniew. To, że było to konieczne nic nie zmieniało.

~ * ~

Walki w Hartford były ciężkie. Z jednej strony niski profil maraudera pozwalał mu znacznie skuteczniej korzystać z osłon budynków, ale z drugiej strony marauder miał dużą ilość broni dalekozasięgowych i ich wykorzystanie zwykle dalekie było od optimum...

+++

Jak Ishida zażądał, tak nazajutrz odbyła się druga odprawa, równo o godzinie dziesiątej w zwyczajowym miejscu. Na miejscu już był stary samuraj oraz McKinley grzebiący przy odpalonym stole holograficznym (i wyglądający dużo lepiej po odespaniu prawie całego dnia i całej nocy oraz randce z lazaretem). Mimo to Minutemani byli w najlepszym przypadku zaskoczeni. W sali była bowiem trzecia osoba. Niska, drobna kobieta egzotycznej urody, w czarnych ciuchach, czarnowłosa i wytatuowana chyba od stóp do głów. Plus wykolczykowana.

- Zasiądźcie. - zaczął Ishida - Szanowni państwo, przedstawiam wam panią Mytsę Gabor. Callsign “Dybuk”. Dezerterka z “Loxley’s Raiders”.

Dał chwilę na przyjęcie tej informacji, a potem dodał suchym, twardym tonem.

- Pomyślnie przeszła weryfikację. Leopard jest właśnie przerabiany. Od tej pory jej Locust LCT-1E będzie zajmował drugi hangar zrzutowy, zajmowany przedtem przez Lightninga. Asagao-sama. - zwrócił się do Draconisjanki - Od teraz będziesz lecieć w eskorcie Leoparda i we wsparciu lanc, za sterami LTN. Załoga DropShipa jest w trakcie uzupełnień.

Wskazał na składającą się właśnie do kupy mapę holograficzną.

- Pani Gabor była łaskawa udzielić nam potwierdzonych informacji dotyczących jej dawnych towarzyszy i ich… partnerów. Panie McKinley.

- Jasne. - chrząknął oficer - No to tak… priorytetem dla naszych mechaników jest jak najszybsza reperacja myśliwca i desantowca. Już w niecały tydzień będziemy mogli przerzucić Lancę Bravo, pana Ishidę w jego Jennerze i naszą nową towarzyszkę do nowej misji. KR-61 też lada moment zostanie zreperowany, przemalowany i przygotowany do przyszłego wylotu. Potem mają się zająć mechami, priorytetuzując Craba, a Matara zostawiając na sam koniec. Z Crabem pójdzie szybko, ale naprawa pozostałych zajmie sporo czasu, dwa tygodnie od dzisiaj.

Nacisnął parę klawiszy. Na mapie Ziaren podświetlił się jeden punkt - Vergennes. Dokonał zbliżenia. Zdjęcia Vergennes Airport.

- Dzięki informacjom od Gabor wiemy, że to jest główna baza logistyczna ‘Loxley’s Raiders’ na naszej planecie. Dokonali paru przeróbek i mają tam magazyny, hangary, miejsce do lądowania statków kosmicznych. To tam przenoszą towary spoza atmosfery, rozładowują i rozsyłają. Wiemy, że służy im do tego co najmniej sześć ciężkich promów kosmicznych, ale okrojonych z broni i pancerza aby było więcej miejsca na ładunek. Do tego jeden zrzutowiec klasy Manatee, cywilny cargo. Sporo samolotów wojskowych, w tym uzbrojonych. Zawsze jeden klucz myśliwców na patrolu. Dwie lance battlemechów jako obstawa. I to nie byle jaka. WAM-B, pierwotniakowy Firebee, dwa jakieś eksperymentalne LAMy… to raczej jako tarcze strzeleckie. Potem gorzej, jeden mech typu Hebi w drugiej konfiguracji, jakiś nowszy model starodawnego Eisenfausta, “królewski” wariant Ostwara, pierwotna wersja Oriona i standaryzowany Gladiator.

- Większość tych maszyn posiada prymitywny pancerz i komponenty lub mniejszą ilość uzbrojenia, ale współdziałając stanowią poważne zagrożenie. Mogą doprowadzić do strat pośród waszych maszyn. - skomentował Ishida z pełną powagą.

- Racja, do tego parę pojazdów naziemnych i ryzyko alarmu, który ściągnie nam na głowy odsiecz lotniczą z Newport. Kolejne myśliwce, może nawet DroST. Niemniej jednak to jest kluczowy cel. Eliminacja tych promów zmusi piratów do tego, by w celach logistycznych zaczęli używać maszyn wojskowych. A jak ich latające czołgi będą robić za taksówki i dostawczaki, to nie będą tak często na froncie. Dobra. To jest jeden cel. Mamy dwa kolejne.

Zmienił mapę. Przez chwilę zgromadzeni nie wiedzieli co przedstawiała… aż zajarzyli. To była powierzchnia księżyca, sądząc po jednostajnym krajobrazie i kraterach.

- Magellan, nasz mniejszy księżyc. Mieliśmy rację, to tutaj piraty mają swoją ukrytą bazę. Na stałe bronią jej tylko trzy fortyfikacje, ale za to z solidnym opancerzeniem i bronią. Jeden LRM-20, jeden AC kl. 20, jeden SRM-6. Gorsza jest obstawa. Dwa Firebee, z czego jeden to prymityw. Von Rohrs… Hebi, znaczy się, w pierwszej konfiguracji. Jakiś eksperymentalny wariant Zeusa, dowódca. Może nawet sam “Loxley”. I aż pięć tak zwanych FrankenMechów “typu Corsair”. Są to machiny sklepywane z części innych, najczęściej ciężkich i szturmowych, nadźgane różnymi zestawami broni. Nie takie nie do zdarcia jak się je maluje, ale to nadal śmiertelnie groźni przeciwnicy, szczególnie w grupie. Zniszczenie tej bazy będzie kluczowe dla powodzenia wojny, jakkolwiek by się nie potoczyła. Nie możemy pozwolić by Raidersi zadomowili się w naszym układzie, i to tak blisko Amerigo. Tu natomiast mamy trzeci cel.

Mapa wróciła na Amerigo, tym razem zwracając się nie ku Ziarnom, a pędząc na drugi brzeg Morza Chłodnego, na Pogranicza.

- W tym miejscu, ukryta w klifach, jest baza floty morskiej Bandytów. Mają tam zebrane masę zapasów i łodzi transportowych oraz logistycznych. Będą chcieli użyć tego jako szybkiego i wygodnego kanału przerzutowego dla mas bojowników… a może nawet osadników. Tam też zawijają ich główne okręty. Trzy łodzie podwodne klasy Neptune, trzy nawodne klasy Mauna Kea. Do tego w obstawie parę pojazdów naziemnych. Z panem Ishidą myślimy, że to w te miejsce powinniśmy uderzyć jak tylko zreperują nam Leoparda. Damy radę Jennerem, Locustem i lancą Bravo. Wątpliwe, by przyleciało jakieś poważne wsparcie Raidersów, a w okolicy nie ma większych armii Bandytów czy Workmenów. W odpowiednim momencie łapiąc wszystkie te łajby na logistyce będziemy w stanie im unicestwić projekcję siły na wodach morskich. Definitywnie. Pozostałe cele ruszymy jak będziemy w pełni sił.

- Mamy też informacje na temat blokady orbitalnej. - nakierował go Ishida.

- Racja. Nad Ziarnami i orbitalną okolicą kręci się Leopard typu CV, ‘lotniskowiec’ dla sześciu myśliwców aerospace. Do tego patrolowiec starożytnej klasy Intrepid. Mogą się pojawić desantowce, ale one są ciągle w ruchu albo rozładunku czy załadunku. Jeśli dobrze wymierzylibyśmy czas i mieli trochę szczęścia, bylibyśmy w stanie przełamać blokadę, uderzyć na bazę księżycową, a zaraz potem puścić KR-61 z Julianem i siostrą Hada w podróż. Ale najpierw baza morska za tydzień. Co wy na to?

Niewiele mówiącym spojrzeniem Jackson zlustrował Gabor, skinął jej na powitanie głową a potem wsłuchał się w to co mówią dowódcy.

- Baza morska… dobry cel. Pytanie - jeżeli składują tam zapasy… jakie mamy możliwości przejęcia tych zasobów. Czy mamy ludzi i maszyny by zgarnąć chociaż część tego co tam mają?

- Może być z tym kłopot, bo nawet jak odkorkujemy morze, to nie mamy już żadnego portu czy liczącej się ilości łodzi. Lotnictwo dałoby radę coś stamtąd wynieść, ale nie ma tam porządnego pasa startowego. Eliminuje to udział samolotów cargo. Więc jedyne co byśmy wepchnęli do awionetek, helikopterów, Leoparda i KR. Czyli mało.

- Lepsze to niż nic. Swordsman z pewnością się przyda do przenoszenia po walce kontenerów do Leosa. Wezmę go i pomogę. - stwierdził Julian.

Przez cały początek rozmowy rozwalona na krześle piratka szczerzyła białe zęby do okolicy i słuchała, a przy każdym poruszeniu brzdękała sporym kompletem biżuterii upodabniającym ją do żywego wieszaka.
- Ehhhh… ubni - nagle się odezwała, przewracając najpierw oczami. Miała niski, melodyjny głos. Popatrzyła na porucznika - Patrzę tu i tam i dalej, gdzie srebrny księżyc kąpie się w fali jak młodziutkie dziewczę w ciepłej strudze podleśnej… Cóż to się dzieje? Wszystko się chwieje, to świat się śmieje! - zaśmiała się dźwięcznie i dodała ironicznie - Z was. I prawie przy tym gubi papcie. Portem się najpierw zajmijcie, to dobry pomysł. Najlepszy na chwilowe wymagania. Na niebie gwiazdy drżą, migocą i rozmawiają nocą… Gwiazdy. Kto je rozumie, ten spać nie chce i nie umie. Patrzy, gdzie droga mleczna - oto droga szczęśliwa, bezpieczna… ale nie dla was. - pokręciła głową dzwoniąc kolczykami - Od portu zacznijcie, bo żeby nas z morza wyciąć to trzeba wypalić żelazem do gołej ziemi. I gruzu. Raidersi będą musieli oddelegować część ekipy do przerzucania łupów, a to odkorkuje trochę powietrze. Lotniskiem i waszą stolicę zostawcie na potem. Teraz was zjedzą i nawet nie zauważą że jedli… ale gratuluję - zaklaskała teatralnie - Okraść złodzieja… szanuję.

- Chyżych łodzi napowietrznych co nieboskłon przecinają wiele mają woje Loxleya, nieprawdaż? Wątpliwości trzewia me trapią czy dość tam dóbr wszelakich coby ich na więcej niż jedną noc ciemną i jeden dzień jasny zająć. - odparł Jackson, po czym dodał - A nie dość mamy gromów do bicia po niebie, by chytrze zasadzkę nań w ten sposób zastawić. I wyborny myśliwy czasem odpuścić musi i jedynie soczystym udźcem się uraczyć choć zwierz wielki jego ręką usieczon.

Sarah słuchała tego, a jej oczy robiły się coraz większe. Jej mina wyrażała za to coraz głębszą konsternację i zagubienie. Rzuciła szybkie spojrzenie na Jake’a, aby skakać nim potem od renegatki do Juliana.
-Ekhm- chrząknęła - Czyli rozumiem, że… hm - chrząknęła ponownie - Nikt nie ma przeciwwskazań odnośnie wzięcia na cel najpierw portu i spróbowania wydostania stamtąd potrzebnych nam zapasów, jednocześnie niwelując przynajmniej częściowo zagrożenie morskie… póki się… ekhm… nie rozleje nam po wodach do tego stopnia, że sparaliżuje późniejsze próby naszej żeglugi… znasz kogoś z… - zwróciła się do kobiety i uśmiechnęła się do niej. Skoro Ishida ją zwerbował raczej wiedział co robi - Dobrze że przeszłaś na naszą stronę… i skąd masz mecha? - musiała spytać.

Mina Gabor zrobiła się skonsternowana, z cierpiętniczymi odcieniami.
-Ukradłam - stwierdziła ze szczerym, rozbrajającym uśmiechem - Jestem w końcu Cyganką, a Cyganie zawsze trochę kradną. U was nie ma co kraść, biedniście… to przynajmniej kradnę wasz czas. Znudzili mnie Raidersi, zresztą jeśli pot twój pada na jedno miejsce, drąży dół, który się może zmienić w twój grób. - rozłożyła ręce w parodii gestu “no co ja mogę?”, zakładając przy tym nogi na stół konsolety. Łypnęła na rudą - Skaczę na drążku Dybuka dłużej niż ty składasz literki, więc nie masz co sobie główki zaprzątać pierdołami… cuksa? - spytała z czapy, wyciągając skądś torebkę karmelków.

Kane popatrzyła na torebkę i pokreciła głową.
-Dziękuję, nie jestem głodna - postawiła na kulturę. Dwa powolne oddechy później popatrzyła na holomapę - Wezmę Hectora… chyba żę… cóż. Wolałabym Swordsmana - zerknęła na Juliana, uśmiechając się do niego prosząco - Bliżej mu do Commando, a nie jestem w tych klockach na tyle dobra aby sobie wybierać… jak ktoś na czyim systemie VR trenujemy.

- Jakże rycerz może odmówić prośbie nadobnej niewiasty. - odrzekł Julian uśmiechając się półgębkiem.

Cyganka wpakowała kolejnego cukierka do ust. Gapiła się przy tym na wysokiego okularnika krzywiąc gębę w poczciwym, cygańskim uśmiechu.
-Pchande muj dziukli - symbolicznie machnęła ręką - Chcecie ich dopaść trzeba podejść od morza i od góry. Spaść im na kark jak sęp, wypluć co fabryka dała i zniknąć w ciemności. Los się uśmiechnie oberwą Kee, a hałas wywabi Neptuny… albo je zmusi do chwilowego wynurzenia aby rozpoznać sytuację i ratować żeby ktoś nie rozkradł tego co zostało. Sami się podadzą na widelcu. Będą słabi jak Cygan w legalnej pracy - dodała.

- Potrzebujemy dokładniejszych danych na temat samego akwenu. Spodziewane wiatry, stan, głębokość, wysokość fali - Iroshizuku przypatrywała się holomapie. - Coś takiego z pewnością jest na mapach hydrograficznych. - dodała. - Mamy tydzień aby przetrenować walkę na klifach, blisko zbiornika wodnego i warto wykorzystać ten czas jak najlepiej - zgrać się, przygotować taktykę, plan B w razie jak coś pójdzie nie tak. W walce musimy zmaksymalizować tempo niszczenia statków wroga i zminimalizować zniszczenia własne, żeby zarówno mechy jak i Leopard były sprawne i gotowe jak najszybciej do kolejnych misji. Skoro tym razem mamy dane wywiadowcze z pierwszej ręki, warto zrobić z niej jak najlepszy użytek
- Iroshizuku nie była pewna dlaczego cyganka przeszła na ich stronę i planowała wypytać Portnoy’a o to jak przydatnym i pewnym źródłem była. A do tego czasu wolała trzymać swoje rzeczy na oku.

-No coż… Po pierwsze to miło mi powitać Panią Gabor u nas i aby nie tracić czasu na naradzie liczę, żę uda się nam porozmawiać w wolnej chwili. Nad wyraz jestem ciekaw twojej historii. - zwrócił się Had ku Mytsy
- Po drugie zgadzam się z Asagao. Nawet kosztem łupu trzeba wziąć siły zdolne zmiażdżyć wroga z jak najmniejszym ryzykiem uszkodzenia czy zniszczenia sprzętu. - tym razem zwracał się ku szerokiej publice.
- Jak zniszczymy eskortowce to potencjalnie, jeśli realnie mamy jakieś śmigłowce do wykorzystania bojowego to szło by za ich pomocą zajmować wrogie transporty morskie i kierować statki ku skałom. Leopard ma ograniczony udźwig, więc jakieś mechy można by oddelegować do sił frontowych w celu przepchnięcia frontu do morza i przecięciu drogi lądowej między Bennington, a Newport. Sklecić jakieś złomomechy tragarzy z zdobycznych rupieci i liczyć, że morze będzie skłonne oddać nam coś ze zdobyczy. - i na tym Had zakończył swoją mowę.

Gdzieś w jej trakcie piratka zaśmiała się, posyłając Spencerowi zalotnego całusa i powachlowała rzęsami.
- Możesz mnie ukraść, piękny młodzieńcze… przynajmniej spróbować - odezwała się gdy skończył, lecz na tym nie skończyła. Wychyliła się w bok, częstując, dla odmiany, wysokiego rudzielca uśmiechem.
- Panienka taka zmartwiona, aż serce się kraje. Nad przyszłością duma, zaraz włosy z głowy rwać zacznie, a szkoda. Takie piękne włosy - brzęczała biżuterią gdy jej własna głowa kiwała się potwierdzająco do słów. Wyciagnęła dłoń - Daj rękę, kochaniutka! Cyganka ci pomoże, część trosk z karku zdejmie. Nie musisz się bać Cyganki, dar o samego Boga dostała, aby dobrym ludziom pomagać, a ty na dobrą duszyczkę wyglądasz.

Kane zamrugała nie do końca będąc pewną do czego Romka zmierza.
- Dziękuję, ale nie sądzę… - zaczęła, ale druga kobieta zaraz jej przerwała.

-Nie bój się, panienko, Cyganka ci prawdę powie - nie patrząc na sprzeciw złapała dziewczynę za nadgarstek mocnym chwytem, obracając dłoń wierzchem do góry. Pochyliła się nad nią.
- Oj co ja widzę! - aż się zatchnęła z wrażenia, brzdęk biżuterii przybrał na sile - Toż szczęście cię czeka, tuż za progiem! Serce masz czyste i dobre, a wkrótce samo ono nie będzie, oj nie! Młodzieńca widzę, jak z obrazka. O licu gładkim i jurnego, dzieci ci dużo da i dom zbuduje. Szczęśliwa ty będziesz, sędziwego wieku doczekasz! Ale! - zrobiła dramatyczną pauze, nachylając się jeszcze odrobinę - Co jeszcze tu Cyganka widzi… taaaak… oj panienko, woda ci pisana. Bóg Wszechmogący w niebiosach tako ci mówi moimi ustami. - wzięła głębszy oddech - Widzę… wodę, ciemną i głęboką, aż po horyzont się ciągnącą. Zimna jej toń jak pocałunek topielca, jak jego palce skalne okruchy wystają ponad powierzchnię, sięgając ku niebu i gwiazdom… ale cóż to? - skrzywiła się w zamyśleniu - Och dobrze żeś do Cyganki przyszła, bardzo dobrze! Widzę ludzi, o sercach równie czarnych co morska czeluść otaczająca ich schronienie… ach, lecz ludzie z piachu chuja się znają na żegludze - w jej ton wdało się zniesmaczenie - [i[Wodę znają tyle, co w rezerwuarze wiry tworzą, albo wlewają do gęby. Żadnej u nich rozsądnej rotacji, co trzy-cztery dni zlatują do portu, jak muchy do świeżego gówna. Wszyscy naraz, bez sensu i ładu… całą flotą. Widzę sześć łajb, co pływa w i ponad powierzchnią. Ty dobrze wymierzysz, a trafisz na przegląd w suchym doku i szkieletową załogę, co portki zabrudzi prędzej niż stawi czynny opór… ani nie zrobi Neptunami chlup do wody i szukaj rybki w morzu… rybek - [/i] zaśmiała się dźwięcznie, puszczając rękę. Wróciła do rozwalenia na fotelu, z nogami założonymi na konsoletę - Neptuny mają po jednym dużym laserze, reszta to torpedy niezdatne do walki na lądzie. Port należy do waszych, tutejszych idiotów… a oni mało wiedzą o walce morskiej, oj mało. Skupią się na walce lądowej, powietrznej choć symbolicznie. Sami się proszą aby im ich błędy wyjaśnić. - gdzieś zza pazuchy wyjęła mały termos i po odkręceniu nalała do nakrętki parującej herbaty i siorbnęła dobitnie.

Kane za to czerwona na twarzy ponad wszelkie pojęcie zabrała rękę i z całych sił próbowała nie patrzeć na porucznika. Ani nikogo innego.
- Więc… ekhm. - chrząknęła zażenowana, próbując mimo tego wziąć się w garść - Mówisz co kilka dni… - niestety zacięła się, więc tylko pokręciła głową wyciskając na koniec - Trzeba ich dopaść podczas prac naprawczych.

- Na to wygląda. - skomentował McKinley, też pąsowiejąc - Wyślemy cynk do Rangersów, by samolotami zwiadowczymi Quick Dart mieli baczenie na tą bazę. Kiedy będziemy gotowi, a Bandyci zawiną do portu, to zaatakujemy.

- No to sprawa portu chyba przyklepana. Potem rozumiem próbujemy przebić blokadę poprzez atak na tą bazę księżycową za pomocą mechów i wrogi lotniskowiec z bagażem za pomocą Leoparda i LTN-a. Tu ktoś ma jakieś pomysły? - mówił Hadrian, mało przejęty popisami wróżbiarstwa piratki.

Victor był… skonsternowany nową pilotką. Cyganka robiła na nim złe wrażenie a tłumaczenie “zdradziłam bo tamci mi się znudzili” ani trochę go nie przekonywało… no ale Ishida za nią ręczył mówiąc o weryfikacji. Ergo: musiało być w tym coś jeszcze, o czym samozwańcza wieszczka nie wspomniała. To mu wystarczyło.

W dyskusji brał quasi-pasywny udział przytakując tylko. Szła ona w kierunku za jakim sam by głosował, więc nie dodawał swojego głosu do chóru statycznego. I tak nie podobało mu się, że choćby decyzje o pasywności w kwestiach taktycznych zrzucali na jego głowę.

Jane Doe zachowała podobne milczenie, co Victor Heisenberg. Skupiała swoją uwagę głównie na “nowej”, filując piratkę bez zbędnych krępacji. Po drodze kilka razy zerknęła na hologramy, szybko zapamiętując je, oraz miała długą wymianę spojrzeń z Ishidą. Na sugestię chronologii przyszłych działań mruknęła z pewną aprobatą.

McKinley natomiast odpowiedział Spencerowi:
- Będziemy analizować ten problem z panem Ishidą. Wstępnie: będziemy chcieli za pomocą dywersji odciągnąć pirackie dropshipy od orbity i Magellana. Tak, żebyśmy nie mieli zbyt dużo na głowie kiedy przyjdzie czas przełamywania blokady, uderzania na księżyc i wysyłania Juliana. W tej kolejności, ale tego samego dnia, zgranego z przybyciem kupieckiego JumpShip do systemu gwiezdnego. Itan-sha. - tu zwrócił się do pilotki - Trafne spostrzeżenia. Wyciągnemy mapy hydrograficzne i przeszkolimy się na symulatorze jak tylko uporamy się z tymi pixelowatymi klonami.

Zebrani popatrzyli po sobie. Nie było czego dodać ani czego ująć, więc Ishida zarządził koniec odprawy. Resztę dnia mieli spędzić w symulacji VR.
 

Ostatnio edytowane przez Micas : 15-04-2021 o 10:26. Powód: Dodatek drugiej wspólnej sceny z GDoca drużynowego.
Arvelus jest offline