Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2021, 21:59   #48
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

Imić Gabriel Czarniawa

Wójt z spod ciepłej pierzyny wyrwany, wielce był zaspany i ledwo przytomny, Wolnym kroki przez izbę szedł i na wpół otwartymi oczyma wokół wodził. Stłumił przemożną chęć, coby swą córę zrugać, że go o takiej porze ze snu wyrywa. Nie uczynił tego, gdyż lodowate szpony lęku zacisnęły się na jego sercu. Na widok imić Gabryiela, stojącego przy ledwo żarżącym się kominku, otrzeźwiał natychmiast. Zamarł w pół kroku i z trwogą wpatrywał się w szerokie plecy wąpierza, którego oblicze mimo zaklęć przez Kociebora uczynionych, dosłownie emanowało grozą.
- Nie lękaj się Jędrzej - rzekł plugawy łowca dziewic, a głos jego brzmiał jak syk węża jadowitego - Pomówić jeno przybyłem.
- Kimże panie jesteś? - wydusił przez zaciśnięte zęby wójt.
- Na nic ci to wiedzieć. Panienka Urszula w wielgim niebezpieczeństwie, tylko my możemy ją obronić.
- My? - zdziwił się wójt - Jakże to?
- Wiedzą, mój drogi Jędrzeju. Powiesz mi, co wiesz i tak wspomożesz dziedziczkę tej zie…

Imić Czarniawa urwał w pół słowa, gdyż wściekłe bicie kościelnego dzwonu w proch obróciło nocną ciszę. Na sam ten dźwięk gęsia skóra na całym martwym ciele wąpierza wystąpiła. Każdy ton, niczym ostrze sztyletu przeszywało jego niebijące od wielu, wielu lat serce.
- Pożar - mruknął pod nosem Jędrzej, Burym przez mieszkańców Gruzdowa zwanym. Mimo to, ani drgnął, tak wielka go trwoga przez tajemniczym gościem trawiła.
- Pożar - powtórzył imić Gabryiel.

Jego kompanii nie próżnowali.
“Co czynić mi wypada?” - badał w swym umyśle Czarniawa.



“Mówią płonie stodoła płonie, aż strach, aż kurzy się z niej
Trzeszczy wszystko dokoła ściany i dach gorąco, że hej
Pobiegnij tam do niej szkoda czasu, bo
stodoła płonie, a w niej ludzie jacyś są,
Sołtys chyba już zwołał prawie pół wsi, pomagaj i ty.
Płonie stodoła, alarm trwa, jesteśmy na dnie!”
Czesław Niemen “Płonie stodoła”


Dwór Duniewiczów
Łuna ognista pod niebiosa się wznosiła. Gorące jęzory z lubością muskały czarny, niczym atrament nieboskłon. Trzask drewnianych belek i upiorne rżenie koni mieszały się, tworząc iście lucyferyczną symfonyię. Niewypowiedzianą ona uciechę wszytkim charakternikom czyniła, a gdy dołączył do niej zawodzący z lęku i trwogi chór dworskiej czeladzi, to euforyia jeszcze po stokroć się wzmogła.

Insze, po prawdzie plany diabelskie były, ale fanatzyia szlachecka, wigor i kuraż od wypitych miodów i tokajów, tak duszą imić Bimbrowskiego zawładnęły, że precz wszystkie ustalenia odrzucił i w całej swej infernalnej brzydocie się on objawił.
Smród jaki się wokół rozniósł o vomitus, co bardziej wrażliwych mógł przyprawić. Gdy bramę pijanica przekraczał, to rogami straszliwymi, kawał nadproża odłamał. Na sam widok jego facjaty nabrzmiałej dziatwa w gacie, by porobiła.
Na szczęście takowa na podwórze nie wybiegła, a jeno czeladź i służebni w liczbie niemal tuzina.
Wnet jęki strwożone się rozległy. Ten wołał, że się poli, tamten komendy do gaszenia wygłaszał, a ów o zmiłowanie boskie błagał.
Wszystkie krzyki jednak na widok sakramenckiej czeredy, gdy ta triumfalnie na podwórze zajechała, ucichły. Cała służba w bezruchu zastygła i z wielgą trwogą w diaboliczne oblicze imić Bimbrowskiego wpatrywać się poczęła.
- O Iezusie Krystuście! O Boże Przenajświętszy! O Maryio, matko nasza niepokalana! O wszyscy Święci Pańscy ratujcie nas! - zwołał drżącym głosem, Anzelm, najstarszy z całej służby. Był to chłop wysoki i słusznej postury, choć nader już wiekowy. Niczym Mojżesz, na lasce się wspierając, z wolna na czoło zebranej czeladzi się wysunął. W dłoń drewniany krucyfiks, co mu na szyi na skórzanym rzemieniu wisiał, pochwycił i w górę uniósł przed oczy charakterników go podtykając.
- Apage Satanas! - zawołał.
Czarcie wierzchowce w momencie kopytami w ziemię zaryły, niemalże w miejscu stając.
Wrzask i jęk się niemożebny podniósł. Strwożeni i oniemieli do tej pory ludzie, zawodzić poczęli z przerażenia i uciekać w różnych kierunkach.
- Diobły! Diobły są we dworze! - niosło się szerokim echem w noc.

Charakternicy spojrzeli po sobie, miarkując jak wielgiego ambarasu postępowanie imić Bimbrowskiego im sprawiło.
Wycofać się jednak już nie mogli, bo i niby po co. Powiedli tylko wzrokiem, po rozbiegającej się we wszystkie cztery świata strony służbie, ale nigdzie w tym rozhisteryzowanym tłumie nie dostrzegli młodej szlachcianki, a tym bardziej matrony, co to opiekę nad nią miała.
Jakby tego było mało, to w tej właśnie chwili bicie kościelnych dzwonów się rozległo, tylko jeszcze bezład i harmider większy czyniąc.

Oj… iście z wysokiego “C” sakramencka czereda rapt ów rozpoczęło.

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 18-04-2021 o 01:19.
Ribaldo jest offline