Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2021, 14:47   #168
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Wieczorem zjawił się w domu Ransanów, wystrojony w galowy mundur, odpicowany jakby szedł do ślubu, a nie na proszoną kolację. Zere'elowi wręczył butelkę drogiego wina, w drugiej ręce trzymał zaś bukiet kwiatów.
- A gdzież to podziewa się twoja piękna siostra, wybacz, ale zapomniałem jak jej na imię? Nie będzie nam towarzyszyć? - mówiąc to, cały czas uśmiechał się życzliwie. Najwyraźniej nie słyszał o porwaniu.

Na pytanie kamrata Zere’el zrobił zbolałą minę. Nie musiał przy tym niczego udawać.
- Wygląda na to, że czeka nas męski wieczór… - oznajmił z ociąganiem, po czym chrząknął. - Ale to nie rozmowa na korytarz. Obawiam się, że moja siostra nie będzie mogła odebrać tych kwiatów, niestety.
Gwardzista skinął na służącą, by odebrała od Micila bukiet i wstawiła go do wazonu. On sam zaprosił gestem gościa, po czym ruszył do salonu.
- Prawdę mówiąc nie dzieje się u nas najlepiej. Wygląda na to, że Nertea została porwana. Nie jest to dla mnie lekki czas, stąd moje nagłe zaproszenie. Poczułem, że… Przydałoby się towarzystwo starego druha.
Ostatnie zdanie wymówił z pewnym zakłopotaniem, gładząc galowy mundur.

Micila zamurowało. Oczy rozszerzyły się gwałtownie, a usta otwarły w bardzo głupim geście.
- C-co takiego? Porwali twoją siostrę? Kto? Jak? Kiedy?

Zere’el rozłożył ręce w geście bezradności, po czym wskazał wojskowemu jedno z krzeseł. Przy pewnych rozmowach lepiej było siedzieć.
- Ciężko powiedzieć. Wygląda na to, że policja jest bezradna - kontynuował, kiedy zajęli już miejsca. Książęcy gwardzista skinął na jednego ze służących, by rozlał wino.
- Wszystko wydarzyło się przed moim powrotem z Arcose. Ktoś zaatakował nasz pojazd i poturbował szofera. Ktoś dysponujący dużą energią. Słyszałem plotki o bandzie herian oraz rozmawiającym z nimi arystokratą. Ale nic ponadto. Nie rozumiem na co idą podatki, bo policja jest bezużyteczna. Chyba nawet nie skontrolowali lotów nad tym terenem. W dodatku dzisiaj dali mi do zrozumienia, że mają ważniejsze problemy na głowie niż moja siostra.
Prychnął wzgardliwie, po czym wziął tęższy łyk wina, niż zalecał protokół dyplomatyczny.
- Uwierzyłbyś? Gdzie my żyjemy, do kurwy nędzy.

- Prawdę mówiąc, nie wiem co powiedzieć - Micil wyglądał na autentycznie zszokowanego. Z tego co Zere’el pamiętał, jego dawny kompan zawsze był empatyczną osobą i zaskarbił tym sobie przyjaźń wielu osób, choć też nikt nie wróżył mu zawrotnej kariery, zresztą z tego samego powodu, uznając tę cechę za słabość. - Co mogę zrobić? W końcu dlatego mnie zaprosiłeś, prawda?


Zere’el machnął ręką.
- Jeśli nie znasz herian, podejrzanych arystokratów lub nie jesteś jasnowidzem, to raczej mi nie pomożesz. Chciałem po prostu zobaczyć choć jedną przyjazną twarz.
Gwardzista poruszył niespokojnie kieliszkiem. Kłamał jak z nut, choć nie czuł się z tym dobrze. Micil wydawał mu się zawsze szlachetnym człowiekiem, jednak czy mógł mu powierzyć tajemnicę tego, co robił zeszłej nocy? Fioletowowłosy miał pewne wątpliwości.
- Lepiej powiedz co słychać u ciebie. Słyszałem, że awansowałeś i dostałeś interesujący przydział. Chętnie poznam jakieś pozytywne wieści. Tak dla odmiany.

Znajomy Zere'ela machnął ręką.
- A takie tam, nie ma o czym mówić. Zagonili mnie do pracy za biurkiem. Ale w sumie nuda nigdy mi nie przeszkadzała, znasz mnie. Niezbyt to chwalebne, ale co poradzić, taki już jestem. Chociaż ostatnio mieliśmy trochę podniesione ciśnienie, ale nie wolno mi o tym mówić.

- Tobie ciśnienie skoczyło? No to musieli nieźle dać do wiwatu - stwierdził gwardzista, po czym spojrzał sugestywnie na służącego, a potem na kielichy. W ten sposób przypomniał mu dyskretnie, że chce aby te naczynia cały czas pozostawały pełne. Jeśli Micil nie mógł o czymś mówić, to Zere’el musiał to z niego wycisnąć. Najlepiej alkoholem.
- To właśnie jest problem tej służby, nie? Nieraz potrzebujemy się wygadać, bo aż nas skręca. A tu nie wolno. Bo rozkaz jest rozkaz. Sam chętnie opowiedziałbym co robiliśmy na Arcose. Ale zakaz książęcy jest.
Zere’el teatralnie rozłożył ramiona, po czym napił się wina. Powoli budował podwaliny pod późniejsze “wyznania”. Jeśli sam opowie Micilowi jakieś tajemnice wojskowe, to jest szansa że jego gość poczuje się zobowiązany, by podzielić się własnymi informacjami.
- A teraz: jedzmy!

Kolacja przebiegała w całkiem miłej atmosferze, nawet pomimo szokującej dla gościa informacji, jaką otrzymał na samym początku. Albo więc aż tak się tym nie przejął, jak wskazywałaby jego reakcja, albo mocny alkohol skutecznie wywietrzył mu tę troskę z głowy. Nie zrobił tego jednak z jego własnymi problemami.

- Mówię ci, ten nasz pułkownik to prawdziwa zmora - żalił się któryś już raz. - Wszystko musi być perfekcyjnie, wszystko! A sam tylko kłody pod nogi podkłada, buc jeden. Nawet nie chciało mu się pojawić osobiście na nocnym alarmie jednostki. Ja musiałem świecić oczami przed szychami z ministerstwa. Dlaczego tak długi czas reakcji, dlaczego konwój wyjechał tak późno, dlaczego nie wysłałem trzeciej kompanii? Odechciewa się tego wszystkiego…

Zere’el pociągnął mocniejszy łyk wina i westchnął głośno.
- No tak… Przełożeni to jak zwykle chcą, żeby całą robotę za nich odpierdolić. A oni na gotowe przyjdą i laury zbiorą. Jak ja cię rozumiem, chłopie…
Gwardzista przyjrzał się badawczo swojemu gościowi. W głowie zapaliła mu się lampka.
- Alarmy, konwoje, wysyłanie wojsk? Pojebało tego twojego pułkownika? Nie stacjonujecie przecież w strefie wojny, tylko na Nobrazie. Tu się prawie nic nie dzieje. Nadgorliwy jakiś.
Mężczyzna zbył służącego gestem, dając mu do zrozumienia że pora już, aby zostawił ich samych. Ten posłusznie zostawił karafkę z winem na stole, ukłonił się i opuścił salon. Zere’elowi zależało na stworzeniu intymniejszej atmosfery, tak by Micil stał się skłonny do wyznań…

- Wszystko przez tych cholernych Girmów - ton głosu gościa stał się bełkotliwy, ale przy odrobinie koncentracji Zere’el był w stanie zrozumieć z grubsza co mówi. - Załatwili sobie skurwiele ochronę wojska. Byle gówno i muszę zrywać na nogi połowę pułku. To jest chore, mówię ci. Chore!

Zere’el zmrużył oczy. Wyglądało na to, że język kompana wreszcie się rozwiązywał.
- Wojsko ochrania prywatne osoby? Z jakiej racji? Bo są bogaci? - prychnął. - Zdaje się, że nie tak wyobrażałeś sobie służbę, kiedy byliśmy jeszcze w akademii, co? Teraz pewnie jaśnie państwa zaswędzi tyłek i kompania leci, jak na zawołanie?

- A żebyś wiedział! Bogate gnoje - mężczyzna mocno pociągnął z pucharu. - Jeszcze żeby chodziło o rodzinę książęcą, to bym zrozumiał, ale żeby być na wezwanie nachapanych gryzipiórków? W głowie się to nie mieści!

Gwardzista przyjrzał się towarzyszowi badawczym wzrokiem.
- Ale właściwie czemu dostali ochronę?
Zagadnął, niby obojętnie. Czy to był dobry moment? Czy Micil wypił dostatecznie dużo na większe wyznania? Miało się okazać…

- A bo ja wiem? - gość wzruszył ramionami. Głos miał już trochę podpity. - Pewnie znają kogoś wysoko postawionego w rządzie. Zresztą przecież oni sami są rządzie - Micill zaśmiał się głośno. - Tacy jak oni mogą mieć wszystko i nawet nie muszą o to prosić, stary.

Zere’el pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
- To prawda. Tacy jak oni biorą co chcą… - mruknął mężczyzna, prostując się w krześle. Po chwili dodał już głośniej i dobitniej. - Dlatego Ylian Girmo porwał moją siostrę.

Micil zakrztusił się spożywanym właśnie drinkiem, którego spora część wylądowała na stole, trudno określić czy z pucharu, czy z jego ust. Po krótkim ataku kaszlu, spojrzał lekko załzawionymi oczami na Zere’ela.
- C-co?! Co powiedziałeś? - jego głos wskazywał na całkowite zdumienie.

- To, co słyszałeś - odparł Zere’el , grając vabank. - A jak myślisz, czemu ostatnio zniknął?

- J-ja… Muszę już iść - Micil odstawił ze stukiem puchar na stół, poderwał się z krzesła i ruszył szybkim krokiem w kierunku drzwi.

“Kurwa!” - zaklął w myślach gwardzista. Z drugiej strony czego się spodziewał? W desperacji zerwał się z miejsca i chwycił Micila za ramię.
- Poczekaj! Znasz Nerteę! Jeśli coś wiesz, pomóż mi! Micil, do cholery, chyba nie wstąpiłeś do wojska po to, żeby chronić tyłki jakichś bogatych dewiantów!

Żołnierz nie stawiał oporu, zatrzymał się i odwrócił w kierunku przyjaciela. W jego spojrzeniu Zere’el dojrzał nie tylko strach, ale też coś jakby ślady współczucia.
- Na pewno nie wstąpiłem po to, żeby mi ktoś łeb rozwalił. Czyś ty oszalał? Oskarżać o coś takiego jednego z Gir… jednego z nich? - zawahał się. - Niczego nie wiem i niczego nie powiem. I nie poruszaliśmy dzisiaj tego tematu, jasne? I nigdy więcej mnie nie zapraszaj.
Wyszarpał się z uchwytu gwardzisty i ruszył w kierunku wyjścia, ale zatrzymał się w progu, opierając rękoma o framugę.
- Cholera jasna, Zere’el. Chciałbym ci pomóc, ale wplątywać mnie w coś takiego? - spytał odwrócony plecami do gospodarza. - Kurwa… Wszystko co o nich wiem, to że gdy zadzwonią, ja mam poderwać garnizon i gnać bez opamiętania. Ktoś włamał się do ich posiadłości, teraz już nie mam wątpliwości kto, więc poderwałem i pognałem. Nie wiem co oni robią, gdy są sami. Nie wiem gdzie jest Ylian, rozumiesz? Wiem tylko, że nie ma go w posiadłości, a przynajmniej nie było tamtej nocy.

Zere’el rozłożył ramiona.
- Nie patrz na mnie z wyrzutem. To nie jakieś rozgrywki o wpływy. Tu chodzi o moją siostrę.
Z wielkim trudem panował nad sobą. Żeby nie podnosić głosu, nie wrzeszczeć, nie warczeć gniewnie albo nie rozwalić stołu. Służba plotkowałaby… Nie mógł sobie na to pozwolić, choć chciałby. W akcie bezradności najchętniej zniszczyłby całą tę przeklętą willę. Zacisnął pięści tak mocno, że aż popłynęła strużka błękitnej krwi.
- Dopadnę tego pierdolonego wykolejeńca, choćby to miało być ostatnie, co zrobię przed śmiercią, Micil. Jeśli mi nie pomożesz… Przez wzgląd na stare czasy… Nie wchodź mi w drogę.

- Oszalałeś! Jesteś szaleńcem. Może i go dopadniesz, może porachujesz mu kości, może nawet go zabijesz i odzyskasz siostrę. I co dalej? Będziesz skończony, rozumiesz? Skończony! I nawet Zarbon ci nie pomoże, bo nie będzie chciał naruszać dobrze działającego układu między rodziną książęcą, a bogatymi rodami. W najlepszym razie skażą cię i zabiją szybko, w najgorszym... A co się wtedy stanie z Nerteą? Skonfiskują twój majątek i co jej zostanie? Będzie musiała żebrać na ulicy, albo sprzedawać się za kromkę chleba. Zastanów się przez chwilę co robisz, durniu - Micil wyszedł pospiesznie.

Zere'el oparł się pięściami o stół. Wściekłym wzrokiem odprowadził Micila do wyjścia. Nie uzyskał nic. Kompletnie nic. Właściwie to stracił - ujawnił przed osobą związaną z wrogim rodem, że mają w nim śmiertelnego wroga i napadł na ich rezydencję. Nawet jeśli dawny kolega zachowywał wobec niego resztki sympatii oraz lojalności, tajemnica musiała się wydać - prędzej lub później. Micil miał rację - nie ochroniłby go nawet Zarbon. Bo i po co? Pragmatyczny książę nie drażniłby bogatego rodu z powodu gwardzisty i jego siostry. Zostałby wydany na żer bez mrugnięcia okiem...
Jakie jednak miał wyjście? Udawać, że nic się nie stało? Usiąść przy kominku, delektować się winem i zapomnieć o siostrze? Nawet nie wiedział co się z nią dzieje. Czy jest gwałcona, torturowana, głodzona? Zero informacji.
- Czy mamy wstrzymać się z podaniem deseru, sir? - głos służącego wyrwał mężczyznę z ciemnych myśli.
- Wstrzymać. Naszego gościa wezwały pilne sprawy. - wycedził przez zęby Zere'el, z ogromnym trudem trzymając nerwy na wodzy. - I mnie wzywają. Nie czekajcie z kolacją.

Mężczyzna udał się do wyjścia. Nie pozostało mu nic innego jak Herianin i jego dobra wola, że po odnalezieniu kamratów, ci podzielą się jakąś użyteczną informacją. Nastawił skaner na wyszukanie poziomu mocy potężnego wojownika i wyleciał w stronę miasteczka.
 
Bardiel jest offline