19-04-2021, 14:51
|
#111 |
| Miami; Downtown; dom gościnny Cantano
Roxy siedziała przy śniadaniu ciesząc się jak nigdy, że nie musi go sobie sama robić. Było pysznie, a ona mogła pospać nieco dłużej po tym jak już zobaczyła że Rita i James są stabilni. Gadała z Sammy co planuje teraz z sobą zrobić. Jakby nie patrzeć siedziba kultu upadła. Przedstawiła się też dawnej kultystce swoim prawdziwym imieniem. Na razie wychodziło na to, że dziewczyna nie ma na siebie pomysłu.
- Dobra… to zabiorę cię dziś do mojej znajomej. Jej rusznikarką. Pogadamy z nią, przedstawisz się i może wynajdzie ci jakąś robotę w okolicy. - Kończąc dostrzegła swoich pacjentów schodzących po schodach. Pomachała im wracając do śniadania.
Słysząc wypowiedź Rity uśmiechnęła się.
- Cieszę się, że dobrze się czujecie. - Przyjrzała się zarówno włamywaczce jak i kierowcy. - Będę musiała dziś skoczyć i nabyć nieco bandaży by zmienić wam opatrunki pod wieczór. Jak dobrze pójdzie jutro powinniście być już w pełni na chodzie.
- Co do mapy, spytałabym znajomą stąd czy nie kojarzy kogoś z ciemnią, kto zrobiłby nam odbitkę, lub utrwalił tą mapę. - Roxy wskazała na leżące na stole pudełko. - Jak nawet nie, to moze bym mogła ją przerysować w ciemni by bardziej nie uszkodzić. - Po tych słowach spojrzała na Jamesa. - Co do leków nie ma problemu, miałam popytać o swoje prochy to mogę ci też nabyć. Jakbyscie ogarnęli dla mnie jakieś zapasy na jedzenie. Znając życie utknę w sklepie ze szmatami szukajac czegos co zdałoby się na opatrunki. Miami; dom Sue
Miło było znów znaleźć się u Sue. Mimo rewelacyjnych posiłków w domu Cantano, wolała atmosferę w tym mieszkanku na piętrze. Było przyjemnie tłoczno i gwarno. Lekarka popijała kawę siedząc obok nieco speszony Sammy.
- Nie martw się młoda, coś ci znajdziemy do roboty, u nas to zawsze zamieszanie, jak to przy broni. - Sue uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję. - Głos Sammy był niemrawym szeptem.
- A kojarzysz kogoś, kto mógłby mi zrobić odbitkę zdjęcia? Jest jakieś mega słabe i znika. - Roxy zmieniła temat nie chcąc peszyć dawnej kultystki.
- A no jest facet, chcesz to możemy się przejść, a ty kochana może zostać. Frank ci pokaże co i jak. - Rusznikarka wskazała na jednego ze starszych chłopaków. - A wy dwaj ogarnijcie mały karcer i łóżko, które tam jest. Będziemy mieli gościa, to ma być czyściutko.
W domu zapanowało ożywienie, podczas którego dwie kobiety wymknęły się na zewnątrz.
- Kojarzysz jakieś lokale z medykamentami i opatrunkami? Moja torba lekarska jest niepokojąco lekka. - Roxy uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Znów leczyłaś ludzi na ulicy? Wariatka. - Sue aż parsknęła. - Dobra. Coś się znajdzie.
Po szybkich zakupach leków dla siebie i Jamesa, a także porcji odkażacza, bandaży, gazy i kilku czystych szmat, które też nadadzą się na opatrunki, kobiety udały się w kierunku faceta z ciemną.
- Ufasz mu? - Roxy spojrzała z zaciekawieniem na swoja towarzyszkę.
- Ot facet jak facet… nigdy mi nie podpadł. - Sue wzruszyła ramionami i zapukała do drzwi. Chwilę później znalazły się w niewielkim saloniku, gdzie na chwilę wyjęte zostało zdjecie.
Facet wziął fotkę i obejrzał.
- Powinno się dać zrobić no ale już proces destrukcji się zaczął. To będzie 20 g, Płacisz i mozesz przyjść jutro.
- Wolałabym zostać i poczekać. - Roxy schowała na razie zdjęcie. Wiedziała, że reszta ją zabije jak zostawi fotkę bez opieki. |
| |