Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2021, 14:51   #111
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami; Downtown; dom gościnny Cantano

Roxy siedziała przy śniadaniu ciesząc się jak nigdy, że nie musi go sobie sama robić. Było pysznie, a ona mogła pospać nieco dłużej po tym jak już zobaczyła że Rita i James są stabilni. Gadała z Sammy co planuje teraz z sobą zrobić. Jakby nie patrzeć siedziba kultu upadła. Przedstawiła się też dawnej kultystce swoim prawdziwym imieniem. Na razie wychodziło na to, że dziewczyna nie ma na siebie pomysłu.

- Dobra… to zabiorę cię dziś do mojej znajomej. Jej rusznikarką. Pogadamy z nią, przedstawisz się i może wynajdzie ci jakąś robotę w okolicy. - Kończąc dostrzegła swoich pacjentów schodzących po schodach. Pomachała im wracając do śniadania.

Słysząc wypowiedź Rity uśmiechnęła się.
- Cieszę się, że dobrze się czujecie. - Przyjrzała się zarówno włamywaczce jak i kierowcy. - Będę musiała dziś skoczyć i nabyć nieco bandaży by zmienić wam opatrunki pod wieczór. Jak dobrze pójdzie jutro powinniście być już w pełni na chodzie.

- Co do mapy, spytałabym znajomą stąd czy nie kojarzy kogoś z ciemnią, kto zrobiłby nam odbitkę, lub utrwalił tą mapę. - Roxy wskazała na leżące na stole pudełko. - Jak nawet nie, to moze bym mogła ją przerysować w ciemni by bardziej nie uszkodzić. - Po tych słowach spojrzała na Jamesa. - Co do leków nie ma problemu, miałam popytać o swoje prochy to mogę ci też nabyć. Jakbyscie ogarnęli dla mnie jakieś zapasy na jedzenie. Znając życie utknę w sklepie ze szmatami szukajac czegos co zdałoby się na opatrunki.


Miami; dom Sue

Miło było znów znaleźć się u Sue. Mimo rewelacyjnych posiłków w domu Cantano, wolała atmosferę w tym mieszkanku na piętrze. Było przyjemnie tłoczno i gwarno. Lekarka popijała kawę siedząc obok nieco speszony Sammy.

- Nie martw się młoda, coś ci znajdziemy do roboty, u nas to zawsze zamieszanie, jak to przy broni. - Sue uśmiechnęła się ciepło.

- Dziękuję. - Głos Sammy był niemrawym szeptem.

- A kojarzysz kogoś, kto mógłby mi zrobić odbitkę zdjęcia? Jest jakieś mega słabe i znika. - Roxy zmieniła temat nie chcąc peszyć dawnej kultystki.

- A no jest facet, chcesz to możemy się przejść, a ty kochana może zostać. Frank ci pokaże co i jak. - Rusznikarka wskazała na jednego ze starszych chłopaków. - A wy dwaj ogarnijcie mały karcer i łóżko, które tam jest. Będziemy mieli gościa, to ma być czyściutko.
W domu zapanowało ożywienie, podczas którego dwie kobiety wymknęły się na zewnątrz.

- Kojarzysz jakieś lokale z medykamentami i opatrunkami? Moja torba lekarska jest niepokojąco lekka. - Roxy uśmiechnęła się do przyjaciółki.

- Znów leczyłaś ludzi na ulicy? Wariatka. - Sue aż parsknęła. - Dobra. Coś się znajdzie.


Po szybkich zakupach leków dla siebie i Jamesa, a także porcji odkażacza, bandaży, gazy i kilku czystych szmat, które też nadadzą się na opatrunki, kobiety udały się w kierunku faceta z ciemną.

- Ufasz mu? - Roxy spojrzała z zaciekawieniem na swoja towarzyszkę.

- Ot facet jak facet… nigdy mi nie podpadł. - Sue wzruszyła ramionami i zapukała do drzwi. Chwilę później znalazły się w niewielkim saloniku, gdzie na chwilę wyjęte zostało zdjecie.

Facet wziął fotkę i obejrzał.
- Powinno się dać zrobić no ale już proces destrukcji się zaczął. To będzie 20 g, Płacisz i mozesz przyjść jutro.

- Wolałabym zostać i poczekać. - Roxy schowała na razie zdjęcie. Wiedziała, że reszta ją zabije jak zostawi fotkę bez opieki.

Zakupy:
- gazy opatrunkowe; (40+10%); rzut: Kostnica 16 > są = 3 g x 5
- bandaże; (40+10%); rzut: Kostnica 26 > są = 5 g x 10
- spirytus; 0,5 l; (70+10%); rzut: Kostnica 19 > jest = 3 g
- lekarstwo Jamesa - 1gx5
- szmaty na opatrunki

Płacę alko od Jamesa, też za odbitkę, ewentualnie znalezionym ammo


 
Aiko jest offline  
Stary 20-04-2021, 19:34   #112
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23 - 2051.03.07; wt; ranek

Czas: 2051.03.07; wt; ranek
Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano; stołówka
Warunki: stołówka, jasno, cicho, umiarkowanie na zewnątrz jasno, nieprzyjemnie, zachmurzenie, łag.wiatr



Wszyscy



- To jak wam tak posmakowało wczoraj to dzisiaj też zrobiłam coś podobnego. Chociaż dziś jest więcej mango a mniej bananów. - gdy o poranku spotkali się po raz pierwszy to za oknami nie było zbyt zachęcająco. Poranek okazał się pochmurny. I było na tyle chłodno, że lepiej było nie wychodzić w samym podkoszulku chociaż już jakas bluza powinna w zupełności wystarczyć. Niby południowy kraniec dawnych Stanów a jednak nie był dzisiaj zbyt gorący. Z drugiej strony był początek marca do bardziej na północ potrafił jeszcze leżeć śnieg o tej porze roku. Jak tak na to patrzeć to można było uznać tą poranną aurę za całkiem ciepłą i przyjemną. Chociaż na pewno nie była tak promienna i uśmiechnięta jak Jenny Chen jaka znów okazywała się życzliwa i niezawodna w obsłudze gości. A znów ją rano spotkali przy śniadaniu. Oprócz nich było na tej stołówce tylko dwóch facetów ale przy innym stole i wydawali się zajęci śniadaniem i swoimi sprawami.

Właściwie to z Roxy spotkali się jeszcze w pokojach na górze. Czy to raczej blondynka odwiedziła rano każdego ze swoich pacjentów. Rany goiły się całkiem ładnie i dzisiaj zarówno Rita jak i James czuli się o wiele lepiej niż wczoraj. Wygodne łóżka, czysta pościel, świetne jedzenie, życzliwa obsługa no i opieka Roxy co się zajmowała zmianą opatrunków wydawały się zdziałać cuda i rekonwalescencja przebiegała jak marzenie. Dziś o poranku to oboje czuli już właściwie pewne niewygodne zesztywnienie w zranionych członkach ale to już nie było nic poważnego. Trochę mogło przeszkadzać i spowalniać ale właściwie nic poważnego.

Druga połowa wczorajszego dnia okazała się całkiem owocna. Chociaż widzieli się krótko i dość przelotnie nawet jak już niby cała trójka w końcu wróciła do domu. Najpóźniej wróciła Roxy. Ponieważ nie chciała ryzykować zostawienia odbitki u fotografa to ten za skromną opłatą dodatkową, zgodził się wywołać to zdjęcie jak należy. Chociaż jakoś nie był zachwycony. Wolał aby klientka zostawiła fotkę w studio, on by to wrzucił w chemię i poszedł do domu. A rano jakby otworzył to już powinno być wszystko gotowe i można było odebrać fotkę. No ale jak trafił na upartą klientkę to za cenę 50 fajek zgodził się wrzucić fotkę w chemię jak proponował ale poczekać aż się wywoła.

- Mam nadzieję, że moja żona cię nigdy nie spotka. Musiałbym się gęsto tłumaczyć dlaczego spędzam cały wieczór sam na sam z tak piękną kobietą. - zauważył nieco ironicznie i niejako wyjaśniło się dlaczego tak nie bardzo chciał zostawać po godzinach. Ostatecznie rzeczywiście spędzili większość wieczoru w jego zamkniętym studio. Ale okazał się nawet sympatyczny. I nawet nieco spuścił z ceny do dwóch pełnych paczek fajek za to wywołanie i siedzenie cały wieczór. On chociaż miał zajęcie jak z nudów zaczął wywoływać inne zdjęcia jakie normalnie miał zamiar robić jutro rano.

Koniec końców jak Roxy od niego wychodziła to już mogła być północ albo coś koło tego. Zanim wróciła pustymi i ciemnymi ulicami do domu gościnnego to już na pewno było po północy. Nocne ulice niosły ze sobą bliżej nie zidentyfikowane dźwięki ni to zabawy ni to krzyków ni to awantur. Odległość i miasto zniekształcały je do trudnego do rozpoznania szmeru. Do tego jeszcze zrobiła się mgła. Może nie jak mleko ale na pewno nie pomagała w orientacji w terenie. Noc więc okazała się dość nieprzyjemna. Ale w końcu blondynka dotarła do schodów kamienicy w jakiej był urządzony dom gościnny ich pracodawcy. Drzwi były zamknięte ale krótko czekała gdy Jenny podeszła do drzwi i jak sprawdziła kto przyszedł to wpuściła ją do środka. W końcu mogła wrócić po schodach na górę do swojego pokoju i walnąć się na to własne łóżko z czystą pościelą. I tak spała aż do rana.

Roxy więc nie było na miejscu gdy wczoraj wieczorem przyjechał ktoś z wieżowca. Ale byli już Rita i James. Nie znali tego Latynosa w kwiecistej, barwnej koszuli. Ale widocznie to był ten co przyjechał sprawdzić dlaczego Jenny po niego posłała i co dwójka najemnych pracowników jego szefa ma do przekazania. Więc nie mówił zbyt wiele, wysłuchał co mieli mu do powiedzenia, powiedział, że przekaże i tyle go widzieli. Potem już zrobiło się późno więc zajęli się kolacją serwowaną przez Jenny no i swoimi sprawami.

Rita w swoim pokoju miała niezłą łamigłówkę jak z tych dwóch uszkodzonych aparatów jakie kupiła na bazarze złożyć jeden. Ale jak już chyba było koło północy to uznała, że chyba byłoby w porządku. Chociaż bateria była beznadziejnie słaba. Lepiej było zawczasu poszukać jakiejś mocniejszej czy raczej lepiej zachowanej bo ta w aparacie ledwo zipała. Brakowało też ładowarki aby ją podładować. Z tego wszystkiego nad laptopem pochyliła się na tyle aby stwierdzić, że działa i na więcej już jej nie starczyło ani sił ani czasu.

James też wczoraj mógł uznać końcówkę dnia za udany. Sporo udało mu się załatwić a przede wszystkim zatankować. Po wlaniu standardowego kanistra to baku licznik pokazywał jakąś trochę ponad 1/4 stanu. No ale na samą jazdę po mieście powinno wystarczyć póki co. Zwrócił uwagę na słowa jednego z mechaników z Fortu. Jeśli dobrze zrozumiał jego kaleki angielski licznie przetykany tubylczym narzeczem to chyba coś mówił, że samochody to najwyżej po mieście i to nie wszędzie. Często dało się dotrzeć jedynie pieszo albo nawet łóką. A wycieczki za miasto zwykle kończyły się szybko. “Koniec drogi, koniec jazdy”. Jak inni w mieście też tak uważali to mogło tłumaczyć dlaczego motoryzacja nie jest tak popularna w tym mieście. Właściwie w ogóle. Sprawnych wozów na ulicach prawie nie było widać. A ciężarówki? To FIST-aszki. Mieli bazę w mieście i to była jedyna lądowa arteria z północą kontynentu. A co wożą? Wszystko senior, wszystko co im wejdzie na pakę! A seniore Cantano si, potężny biznesmen, członek Rady. Każdy kto był naprawdę ważny w tym mieście był członkiem Rady. I miał swój wieżowiec. Więc senior Cantano był ważny. Rada rządziła wszystkim i wszystkimi.

No a przy śniadaniu James mógł się zastanowić czy najpierw zająć się tym świetlikiem na dachu co mu wczoraj pokazała Jenny, że przecieka czy lepiej pojechać na miasto. W końcu z tym świetlikiem jak wczoraj go obejrzał to jednak by zeszło pewnie z godzinę, dwie albo trzy. Zależy jak by szła ta robota.

Dlatego całej trójce rzucił się w uszy odgłos dość rzadko słyszany na tych ulicach. Odgłos najdeżdżającego samochodu. Jaki zwalnia a potem się zatrzymuje. Trzask zamykanych drzwi a przez okna jadalni widzieli ciemną terenówkę i Black Jacka jaki wchodził po schodach. A któryś z jego ludzi został przy samochodzie i zaczął jarać szluga. Chwile potem człowiek Cantano wszedł do jadalni.

- Buenos d-as damas y caballeros. - przywitał się z uśmiechem podchodząc do ich stołu. Spojrzał przy okazji w głąb jadalni na tych dwóch co tam siedzieli przy śniadaniu ale im nie poświęcił większej uwagi.

- I jak? Żyjecie widzę. Dobrze, dobrze. Szkoda jakby coś wam się stało. Zwiedziliście nasze piękne miasto? Poznaliście nowych przyjaciół? - szybko widocznie przeskanował trójkę przy stole i już dzisiaj to rzeczywiście wyglądali całkiem nieźle. Zagaił jakby pytał turystów o wrażenia z kolejnego dnia wycieczki krajoznawczej. Ale gdy skończył ten przyjacielski wstęp przeszedł do poważniejszych spraw.

- To co tam się stało na tych kortach? Jakiś atak tak? Jacyś mundurowi? I kultyści rozwaleni w drobny mak? No a mapa? Macie mapę? - Black Jack widocznie przyjechał sprawdzić słowa przekazane przez wczorajszego wysłannika. Ale albo im nie dowierzał albo po prostu chciał to usłyszeć osobiście. Więc w swojej marynarce i ciemnych okularach spojrzał na trójkę siedzącą przy stole czekając na to co mają do powiedzenia.


---


Mecha 23

Rita; gojenie ran; (BUD + Sprawność); 11+3; rzut: Kostnica por; rany 5>5,5/9

James; gojenie ran; (BUD + Sprawność); 8+1; rzut: Kostnica por; rany 5>5,5/9

Roxy > Rita; leczenie ran; (SPR + Chirurgia); 17 + 4; rzut: Kostnica suk > rany 5,5>6,5/9 (Pielęgniareczka 6,5>7,5/9)

Roxy > James; leczenie ran; (SPR + Chirurgia); 17 + 4; rzut: Kostnica suk > rany 5,5>6,5/9 (Pielęgniareczka 6,5>7,5/9)
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-04-2021, 09:14   #113
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Miami; Downtown; dom gościnny Cantano, Pokój Rity

Lekarka rozpoczęła dzień od przemarszu po pokojach swoich pacjentów. Była zmęczona po siedzeniu u fotografa, ale opłaciło się. Mieli mapę, a Roxy z jakiegoś powodu czuła, że nie chce się z nią rozstawać.

- Cześć. Jak się dziś czujesz? - Lekarka ustawiła swoją torbę lekarską na krześle, a sama przysiadła na łóżku pacjentki. - ZMienimy opatrunki, dobrze?

- A i tak w ogóle udało mi się wczoraj ogarnąć tą mapę, kosztowało to nieco szlugów, ale jest utrwalona. - WYjęła z torby mapę i podała ja Ricie, po czym zabrała się za wyciąganie bandaży i środków odkażających. - Rozbierz się, dobrze? No i tak myślałam.. Że może przerysować tą mapę i ja pokazać naszemu pracodawcy, a to zachować dla siebie? Nie wiem jak ty, ale ja jestem jej mega ciekawa.

Potem zabrała się już za typowe czynności związane ze zmianą opatrunków. Była zadowolona z postępów gojenia. W większości nie musiała też już martwić się odkażaniem. Rany goiły się ładnie i sporo się zasklepiło.
- Są postępy, jeszcze dzień i powinnaś zapomnieć o tej przygodzie. - Uśmiechnęła się do Rity wstając. - Zostawię tu mapę, ale chętnie bym się jej jeszcze przyjrzała.


Miami; Downtown; dom gościnny Cantano, Pokój Jamesa

Do pokoju mężczyzny zapukała i chwilę odczekała nim weszła. Nie czuła się pewnie w towarzystwie mężczyzny, ale cóż.. To był jej pacjent.

- Dzień dobry. Jak tam samopoczucie? - Podeszła do łóżka Jamesa, powtarzając procedurę. Po chwili na krześle znalazła się jej torba lekarska i Roxy zaczęła wydobywać z niej niezbędne przedmioty. - Udało mi się wczoraj utrwalić zdjęcia. Mam też dziesięć dawek leku dla ciebie. - Lekarka ustawiła na stoliku obok łóżka fiolkę z lekami. - Pewnie jak będziemy ruszać to trzeba by kupić więcej. Tutaj jedna dawka ze dwa szlugi kosztuje. Rozbierz się, zmienię opatrunki.

Podczas opatrywania przyjrzała się ranom. Podobnie jak i u Rity goiły się ładnie. Ej pacjenci szybko dochodzili do siebie.

- Mapę zostawiłam u Rity. Sammy.. Tą kultystkę odstawiłam do mojej znajomej by jej jakąś fuchę ogarnęła. - Lekarska skończyła i zabrała się za pakowanie swoich rzeczy. - Zaproponowałam by mapę przerysować i nie oddawać oryginału, naszemu zleceniodawcy, ale to możemy pogadać co i jak później. Dobra.. Gotowe. Zapraszam na śniadanie.


Miami; Downtown; dom gościnny Cantano

Roxy zabrała się w ciszy za posiłek, była nieco zmęczona i po ustaleniu czy jej znajomi zrobili jakieś zakupy spożywcze planowała sobie uciąć drzemkę. No ale pojawił się ten cały człowiek Cantano. Lekarka przywitała się, ale nie planowała dyskutować z tym facetem. Decyzje co dalej pozostawiła Ricie i Jamesowi bo dłużej w tym wszystkim siedzieli. Nie zdążyła też spytać czy Rita dała radę przerysować mapę czy nie.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-05-2021, 19:49   #114
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Rita powitała serdecznie Roxie w swoim pokoju, następnie przeszła do odpowiedzi na jej pytanie.
— Czuję się całkiem w pytę siostro, a to wszystko dzięki tobie — powiedziała entuzjastycznie złodziejka — Jesteś prawdziwą cudotwórczynią!
Następnie wysłuchała kolejnych słów felczerki.
— No co Ty nie powiesz? — zapytała ironicznie i zarazem żartobliwie, po czym z nagła po przyjacielsku klepnęła w ramię Bryant i wybuchła gromkim śmiechem — Dokładnie stara! Wiesz, w końcu jestem łowczynią skarbów. A nie jakąś tam doliniarą, albo byle okradaczką hawir. Poluję tylko na najlepsze rzeczy. Od początku zamierzałam położyć ręce na tym "Rebisie". W dupie mam gamble Cantano. Nie sprowadzi mnie do roli swojego paroba. Celuję wyżej. Wyjątkowe skarby wolę ładować własnej kieszeni. To cacko musi być nasze!
Brunetka popatrzyła na sprawnie opatrującą ją koleżankę.
— Dobry pomysł z tym przerysowaniem. Jak nie będzie im pasowało, to mogą się wypchać. Ale na wszelki wypadek zrobimy kopię.
Co powiedziawszy, wzięła od Roxy fotkę i sfotografowała swoim niedawno skleconym aparatem cyfrowym.
— Wrzucę ją na kompa. Nie dość, że będziemy mieć zapasową wersję cyfrową, to jeszcze da radę podnieść jej jakość. Wystarczy, że trochę posiedzę nad nią w programie graficznym.
Gdy jej koleżanka skończyła medyczne zabiegi, Rita skinęła jej głową.
— Spoko, możesz zostawić mapę — zgodziła się skwapliwie — Zanim wyjdziesz, to spójrz tam. Zostawiłam coś dla Ciebie na komodzie. Dziękuwa za połatanie. Należy Ci się siostro.
Na wskazanym meblu leżało odłożone 30 gambli w amunicji i 20 w żywności.


Rita nie powiedziała Black Jackowi niczego, czego nie przekazałaby posłańcowi do wieży. W sumie pozwoliła większość czasu gadać pozostałym, bo nie lubiła się powtarzać. Koleś kręcił nosem na ich przerysowaną mapę, ale stalkerka miała to głęboko w dupie. W sumie odpowiadało jej to, że Cantano chciał sam zerwać współpracę. Oni mogli palić głupa, że zrobili wszystko, co byli w stanie i odejść bez wzbudzania podejrzeń. A następnie sami pokusić się o znalezienie tego mitycznego "Rebisu". Rita jeszcze w trakcie poszukiwań poczyniła niezbędne przygotowania. Przez co w zasadzie była gotowa do drogi od zaraz.


Wolny czas brunetka spędziła na pisaniu programów i poprawianiu zgranej fotki, ale nie tylko. Potrenowała też otwieranie zamków, zamykając drzwi do pokoi na górze na klucz, a następnie otwierając je wytrychem. Bawiła się też wypatrywanie małych ptaków przez lornetkę i strzelanie do nich z łuku. Kolejnym elementem tego treningu było wyszukiwanie w okolicznej gęstwinie wystrzelonych strzał.

 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:54.
Alex Tyler jest offline  
Stary 10-05-2021, 16:08   #115
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24 - 2051.03.08; śr; późny ranek

Czas: 2051.03.08; śr; ranek
Miejsce: Miami; Downtown; wieżowiec Cantano; apartament Cantano
Warunki: taras, jasno, cicho, umiarkowanie na zewnątrz jasno, umiarkowanie, zachmurzenie, powiew


Cantano i Black Jack


Czarnoskóry mężczyzna szedł szybkim krokiem korytarzem. Korytarz nie miał okien za to miał czyste dywany na podłodze. A mimo braku okien nie było ciemno bo w suficie świeciły się lampy. Wszystkie. I nie było duszno tylko panowało świeże, przyjemne powietrze. Dzięki działającej klimatyzacji napędzanych działającymi generatorami w trzewiach wieżowca. Ot skromna sugestia potęgi jaką dysponował człowiek jaki rezydował w tym budynku. Właśnie na spotkanie z nim zmierzał Black Jack. Mimo postury zawodowego gladiatora był dość spięty. Nie wiedział jak szef zareaguje na przyniesione wieści. Ale wiedział, że jeśli będzie odwlekał sprawę to tylko pogorszy sprawę.

Był na tyle zaufanym człowiekiem Cantano, że strażnicy jacy stali przed jego apartamentem tylko skinęli mu głową na przywitanie.

- Szef jest? - na wszelki wypadek Black Jack zapytał jednego z nich. Ten skinął głową na potwierdzenie. Więc mięśniak w marynarce wszedł do apartamentu. A potem widząc otwarte drzwi na taras wyszedł tam. Tu znów przy drzwiach stało kolejnych dwóch ochroniarzy szefa. Ci też go znali więc tylko skinęli mu głową na przywitanie. Ale na nich Black Jack ledwo zwrócił uwagę. Z miejsca skupił uwagę na smukłej ale muskularnej sylwetce mężczyzny w czystej, jedwabnej koszuli.

- Aa. Black Jack. Witaj przyjacielu. Jakie wieści mi dziś przynosisz? - Cantano odwrócił się do swojego podwładnego witając go ciepłym i życzliwym uśmiechem. Stał przy balustradzie tarasu skąd był piękny widok na spory kawałek miasta. Od ulic na dole widzianych z lotu ptaka, przykrytych obecnie mglistą zawiesiną po odległą,zgniłą zieleń dżungli i błękit oceanu. Na tych wysokich piętrach zawsze wiała przyjemna bryza od tego oceanu zwiewając duszną, tropikalną parność jaka panowała przy błotnistej ziemi. Tu, u szefa, wszystko było czyste i piękne.

- No cóż szefie. Wracam z domu gościnnego od tych gringo z północy. Nie zmienili zdania. Mówią, że nie mają mapy. Tylko ten odpisany kawałek co wczoraj szefowi pokazywałem. - zameldował Black Jack prawie jednym tchem. Chciał to już mieć za sobą. Zwłaszcza, że szef zdawał się mieć dobry humor. Może przez te ślicznotki co leżakowały obok. Jedna czarnowłosa leżała na leżaku plecami do góry a druga smarowała jej plecy olejkiem. Musiał się starać aby nie patrzeć na ten przyjemny widok aktualnych ślicznotek szefa.

- Mhm. Nie zmienili zdania mówisz. I mówią, że nie mają dla mnie mapy. No cóż. Przykre. Naprawdę przykre. Żywiłem co do nich tak wielkie nadzieje. Wydawali się tacy rozsądni i pomysłowi. Odpowiedni do tego zadania. - szef cmoknął z niezadowolenia. Ale jakoś nie wściekł się. Jakby spodziewał się takich właśnie wieści. Black Jack pokiwał głową ale milczał. Znał szefa na tyle by wiedzieć, że nie było rozsądne przerywać mu w tej pracy koncepcyjnej jak to on ładnie nazywał.

- A powiedz Jack, mówili ci skąd mają ten odpis co ci pokazali? - szef zapytał bawiąc się swoim kieliszkiem. Zaglądał do niego jakby jego zawartość interesowała go bardziej niż odpowiedź podwładnego. Ten jednak pokręcił głową przecząco. Wolał nie mówić tego na głos.

- Bo tak sobie myślę Jack, że takie bazgroły to im wyszły całkiem udanie. Jakby mieli jakiś wzór. - Cantano zakręcił kieliszkiem i spojrzał na czarnoskórego w marynarce i ciemnych okularach uśmiechając się do niego. Ten po chwili wahania powoli przytaknął szefowi zgadzając się z jego wnioskami. Zresztą cóż innego mógł zrobić.

- A mimo to powiedzieli ci, że mapy nie mają. No ciekawe, ciekawe. Nie powiem. Odważne z ich strony. Albo głupie. - pokręcił głową i znów spojrzał na swój kieliszek. Westchnął, dopił z niego i strząchnał resztki kropli w przepaść. Odwrócił się do niej i oparł się na szeroko rozstawionych ramionach ogarniając wzrokiem odległą panoramę miasta. Milczał tak przez krótką chwilę nim wyciągnął dłoń z pustym kieliszkiem. Jedna ze zgrabnych ślicznotek w bikini bezbłędnie odczytała gest i podeszła do szefa aby zabrać jego pusty kieliszek i napełnić go ponownie.

- Widzisz jak to jest Jack? Przyjeżdżają gołodupce do miasta a ty im płacisz jak należy. Nawet więcej. Gościsz ich w luksusowych apartamentach i traktujesz jak honorowych gości. Panna i pani Chen wszystko im podsuwają pod nos. O nic nie muszą się martwić. Mają tylko jedno, jedyne zadanie. Zdobyć mapę. Zdobywają mapę. I co? Zwijają mapę dla siebie i myślą, że wyfrajerzą senior Cantano. - szef mówił jak rodzic który skarży się na rozczarowanie jakie przyniosły mu pociechy. Po raz kolejny.

- Co oni ci tam mówili Jack? Że chcą warsztat i co? Coś o jakiś mundurowych. - boss odwrócił się od panoramy miasta i gestem ręki poprosił na podwładnego aby ten mu przypomniał słowa niesfornych najemników.

- Ten gringo pytał o warsztat bo potrzebował dla swojej fury. I w ogóle o tych wojskowych z opaskami na ramionach. Że to oni napadli na kultystów i mogli zabrać mapę. - Black Jack szybko przypomniał szefowi co mu mówiła wynajęta trójka w domu gościnnym.

- No tak. Właśnie. Widzisz Jack? Nie możemy ufać obcym. Za każdym razem to samo. Przyjeżdżają do nas i myślą, że są mega cwaniakami co wyfrajerzą wszystkich. No to się chyba mogą troszkę zdziwić tym razem. Dlatego tak cię lubię Jack. Jesteś lojalny. Lojalność jest najważniejsza. Sam widzisz, że nie możemy ufać komuś kto nie jest jednym z nas. Dziewczęta zróbcie Jackowi drinka. Mów na co masz ochotę przyjacielu. - Cantano zrobił się zaskakująco jowialny. Wskazał zachęcająco na barek a ta dziewczyna co właśnie przyniosła mu drinka uśmiechnęła się do niego, potem do Jacka i gestem wskazała zachęcająco na zawartość barku. Jack zdawał sobie sprawę, że to rzadki zaszczyt korzystać z osobistego barku szefa więc nie odmówił. Tylko nie mógł rozgryźć co się teraz stanie. Zapewne szef miał swój cel. Tylko mięśniak nie był w stanie go przewidzieć. To był właśnie problem z Cantano. Był kompletnie nieprzewidywalny. Miły uśmiech i przyjacielski gest mógł poprzedzać wybuch wściekłości. A zdawał sobie też sprawę, że szefowi cholernie zależało na tej mapie i Zaginionym Mieście. A jej nie dostał. Przełknął więc szybko ślinę i jeszcze szybciej upił łyk z kieliszka podanego mu przez uśmiechniętą, długonogą ślicznotkę w bikini.

- A właśnie szefie. W sprawie tych mundurowych to popytałem trochę i dowiedziałem się… - Jack zaczął mówić cokolwiek by przekazać szefowi jakiekolwiek dobre wieści. I nie wyjść na kompletnie bezużytecznego. Tacy źle kończyli. Czasem nawet na bruku. Po tym jak wypadali z tego tarasu. Dziwnym zbiegiem okoliczności.

- Ciiii… Spokojnie, Jack, spokojnie. - Cantano uśmiechnął się i pomachał dłonią przerywając ten wstępny raport. - Na to przyjdzie czas. A jak nasze okonki chcą to niech sobie szukają sami. Coś jednak mówiłeś wcześniej o warsztacie. - szef dał znak, że w tej chwili interesuje go coś innego a do sprawy tych mundurowych pewnie wrócą później.

- Tak, ten gringo był w Blaszanym Forcie. Chciał załatwić sobie aby udostępnili mu warsztat bo chce wyremontować swojego gruchota czy coś takiego. - Black energicznie pokiwał głową na znak, że na tym polu też zdążył podziałać i ma jakieś efekty.

- Wyśmienicie Jack. Dobra robota. Przekaż chłopcom z Fortu, że obsada tego wozu nie są naszymi przyjaciółmi. Więc poczułbym się niezręcznie gdyby udzielili im wsparcia i gościny. - powiedział boss z łagodnym uśmiechem. Mięśniak gorliwie pokiwał głową zdając sobie sprawę, że jak ci z Fortu nie mają tendencji samobójczych to lepiej dla nich jak zamknął drzwi na trójkę tych gringo.

- A poza tym jak ci gringo uważają się za takich sprytnych no to my też znamy tą grę. Posłuchaj przyjacielu co bym chciał abyś dla mnie zrobił… - Cantano dał znać aby Jack do niego podszedł po czym obaj zaczęli spokojnie spacerować wzdłuż tarasu rozmawiając o krokach jakie mają podjąć w tej sprawie. Jack głównie słuchał, czasem coś odpowiadał na pytanie szefa i kiwał głową. W takich chwilach musiał przyznać, że nie dziwił się dlaczego szef jest szefem.



Czas: 2051.03.08; śr; późny ranek
Miejsce: Miami; Downtown; ulice centrum; Jeep Wrangler
Warunki: wnętrze Jeep’a, jasno, cicho, umiarkowanie na zewnątrz jasno, umiarkowanie, zachmurzenie, d.si.wiatr


W pewnym sensie można było powiedzieć, że wrócili do punktu wyjścia. Podobnie jak parę dni temu po przyjeździe do miasta siedzieli w oliwkowym Wranglerze i jechali ulicami miasta. Skład osobowy dość mocno się zmienił. Z ekipy jaka przyjechała terenówką do Miami zostali tylko James i Rita. A Roxy zastąpiła pozostałych. Podobnie jak parę dni temu miasto było im obce. Brudne, zalane wszędobylskim błotem i kałużami ulice prowadziły ku nieznanym im miejscom. Po nich szli, jechali furmankami, rowerami czy konno tubylcy. Różnokolorowy tłum w bardzo barwnych strojach. Dzisiaj dominowały lekkie i zwiewne stroje ale i pojawiało się coś na wierzch bo wcześniej mżyło a potem wypełzła mgła. Po tym wszystkim zostały te błoto i kałuże.

Na początek trzeba było sobie znaleźć jakąś nową bazę. Odkąd zostali wyproszeni z domu gościnnego senior Cantano. Koniec współpracy z lokalnym ważniakiem oznaczał także koniec gościny w luksusowych warunkach na jego koszt. Teraz musieli znaleźć sobie coś na własną rękę. A miasto było im praktycznie obce. Nie zmieniło się też to, że rzadko spotykali inne samochody które były na chodzie. Więc zazwyczaj tylko czerwony Wrangler jechał błotnistym asfaltem mijając wózki, pieszych i furmanki. Nie licząc fury jaką rano przyjechał Black Jack to inne można było policzyć na palcach jednej ręki.

Pani i panna Chen pożegnały ich z ciepłymi uśmiechami ale bynajmniej żadna nie nalegała aby zostali dłużej. Jenny zrezygnowała nawet z naprawy świetlika przez James’a. Ktoś się tym zajmie, nie musi się tym kłopotać a na pewno się spieszy. Dało się wyczuć pod tą uśmiechniętą uprzejmością, że przestali być gośćmi i lepiej by było dla wszystkich aby jak najszybciej opuścili dom jaki im przestał być gościnny. Widocznie Black Jack nie żartował z tym końcem współpracy skoro nie mają mapy jaką mieli załatwić dla jego szefa.

James musiał więc skorygować swoje pierwotne plany buszowania po targu za potrzebnymi gamblami. Bo nagle okazało się, że trzeba zacząć od znalezienia nowej miejscówki. Mieli za to odbitkę oryginalnej mapy zabraną z ciemni i utrwaloną przez fotografa jakiego znalazła Roxy. I odbitki tej odbitki w cyfrówce i laptopie Rity. Oba na razie działały więc mieli te odbitki w zapasie. Z zawartością laptopa jak to miała okazję wczoraj sprawdzić nie było tak różowo. Niby miał nie tak mało aplikacji ale mało która działała. Tak naprawdę przydałoby się dostać nowe i wgrać je na dysk. No i baterię miał dość słabą. Szybko się wyczerpywała co bez prądu ze źródeł zewnętrznych czyniło użytkowanie tego sprzętu mocno problematyczne. Cyfrówka pod tym względem wydawała się bardziej funkcjonalna. Poniosła też zauważalne straty w strzałach do łuku podczas wczorajszego strzelania. Udało jej się odzyskać może z jedną trzecią wystrzelonych. Pozostałe poleciały cholera wie gdzie albo się złamały po uderzeniu w coś twardego albo spadły tak, że nie mogła ich wydostać. Albo ktoś je sobie przywłaszczył zanim zdążyła do nich dotrzeć. Ale póki co siedzieli we trójkę w czerwonym Jeepie jaki jechał przez miasto i mieli pełną swobodę manewru co do kolejnych kroków.


---


Mecha 24:

Procent odzyskanych strzał z łuku: Kostnica 30 > ok 30% wystrzelonych strzał.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 11-05-2021 o 07:45. Powód: Zmiana koloru Wranglera.
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-05-2021, 21:38   #116
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami; Downtown

Szkoda nieco było tego noclegu, ale lekarka nie narzekała. Łatwo przyszło, łatwo poszło. A oni mieli mapę i wyglądało na to, że ekipa szykuje się na wyprawę po gamble do tego źródła skarbów kultystów. Jeśli ich kultowymi wdziankami były lekarskie fartuchy, a na fotce było laboratorium, to Roxy bardzo liczyła na jakieś medyczne znaleziska. Tyle, że musieli uważać na Cantano. Skoro ich wywalił nie znaczyło, że nie miał wobec nich podejrzeń. Ten facet co to do nich przychodził nie był zbyt przyjemny.

Lekarka martwiła się jednak przede wszystkim o Sue. Umówiła się z Ritą i Jamesem w tym hotelu, w którym nocowali nim dostali fuchę od Cantano. Zapłacili jej nieco za pomoc więc była szansa iż stać ją będzie na nocleg. Po szybkich uzgodnieniach, że spróbuje nabyć jeszcze nieco bandaży i jedzenia udała się na miasto. Chciała rozejrzeć się za jednym z przyszywanych synów Sue i przekazać mu wieści. Trafiła na jednego z młodszych i przy krótkiej pogawędce powiedziała mu, że fucha jej nie wyszła i Cantano się to nie spodobało, ale złapała coś nowego i na jakiś czas wyjedzie z miasta. Po tym zrobiła te zakupy i udała się na spotkanie do hotelu by omówić dalsze plany z Ritą i Jamesem.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-05-2021, 19:26   #117
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Praca nad mapą z towarzyszami dała kilka cennych wskazówek co do lokalizacji oraz czasu podróży do Rebisu. Rita w zasadzie była gotowa do podróży i naciskała na pozostałych, by jak najszybciej wyruszyć w drogę. Powodem jej pośpiechu była nie tylko żądza przygód i skarbów, ale również to, że podejrzewała, iż Cantano mógł zwyczajnie im nie ufać. A jeśli nie zechciałby ich kropnąć, to przynajmniej by śledził, a potem porwał i ograbił z mapy. Pozostawanie w mieście, w którym było tak mało samochodów i gdzie ich były pracodawca miał tak znaczące wpływy, w ogóle nie podobało się złodziejce artefaktów. W sumie mogłaby sama ruszyć w drogę, ale jej mapa bez stałego dostępu do prądu była jedynie awaryjna. No i wrangler Jamesa mógł się przydać, bez niego podróż zajęłaby pewnie dużo więcej czasu. Okularnica musiała więc poczekać, aż jej kompani zakończą przygotowania. Sama w tym samym czasie rozlokowawszy się w wybranym hotelu, obserwowała przez okno okoliczne tereny podjadając żarełko z worka od Cantano i skupiając się na wyłapywaniu podejrzanej aktywności oraz potencjalnych szpiegów byłego zleceniodawcy.
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 16-05-2021, 20:16   #118
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
James nie ufał Cantano od samego początku i wyszło tak, jak się spodziewał. Zbir zawsze pozostanie zbirem, a Detroitczyk nie miał ani chęci, ani czasu aby usługiwać kolejnemu watażce, nieważne jak dobrze sytuowanemu. Jeśli Miami miało okazać się za wielkie na ich obu, James nie zamierzał z tym dyskutować i postanowił opuścić miasto jak najszybciej się da.
W szczególności, że Cantano najwyraźniej postanowił zignorować niewątpliwą konkurencję na swoim podwórku, bo obecność jakichś mundurowych nieznanego pochodzenia którzy spokojnie buszowali mu po terenie i wchodzili w paradę dotychczas jego ludziom nie powinna pozostać bezkarna.

Plany, które snuły dziewczyny były sensowne do pewnego stopnia. Opuszczenie miasta było dobre. Szukanie skarbów też, bo mogło im się udać. Każdy wykonywał dotychczas jakąś część roboty i powoli, z bólami coś mogło im nawet wyjść.
James miał obiekcje co to tempa owej eskapady. Człowiek jest jak pojazd. Potrzebuje paliwa, a tego im brakowało. Woda i żywność w dżungli mogła być niby wszędzie, ale James nie podróżował dotychczas po dżunglach i ekspertem nie był. Drugą sprawą która go bardzo nurtowała była opłacalność całego przedsięwzięcia. Gdyby musieli iść na piechotę, ile gambli z tego tajemniczego "Rebisu" mogli pozyskać, biorąc pod uwagę, że będą też musieli taszczyć na grzebietach potrzebny w wyprawie sprzęt? Ile czasu im to zajmie? Najpewniej nikt nie był w stanie dobrze tego oszacować.
Jeśli mieli wyruszyć już teraz, musiałby zostawić swój pojazd na nieprzyjaznym w sumie terenie, na którym grasowali chłopcy Cantano. To nie wchodziło w grę. Dopóki miał samochód, miał gdzie spać, i miał miejsce do pracy. Przygotowanie pojazdu, aby nie zdechł przy pierwszym, głębszym brodzie lub większej kałuży wymagało czasu. Jazda z bakiem wypełnionym w jednej trzeciej też nie była mądra. Leków miał na około tydzień. Jedzenia i wody brakowało. Kierowca myślał nad sprzętem, który być może widziałby w czasie podróży po pustkowiach. Baniaki na wodę, jakieś liny, pewnie coś do cięcia krzaków. Nóż Alonsa, choć zacny wydawał się malutką zabawką w porównaniu do buszu z którym prawdopodobnie przyszłoby im się mierzyć.

- Jeśli uda mi się usprawnić nieco wóz, by nie zatonął, możemy ruszać. Jeśli nie, ruszam na północ. Mam dość tego miasta - oznajmił. Wpierw należało zrobić potrzebne zakupy. Wpierwszej kolejności dokupić sobie leków na jakieś 2-3 tygodnie, potem załatwić jakieś pojemniki na wodę, jedzenie, jakieś maczety lub siekierki. Jeep miał wyciągarkę, ale James pomyślał, że kilkanaście metrów dodatkowej liny mogłoby się przydać.

- Jeśli mnie przeczucie nie myli, ten Rebis może być jakimś laboratorium, albo jakimś innym ośrodkiem. Do takich miejsc musiał być jakiś dojazd. Może droga jest zalana, może zniszczona, ale mam przeczucie, że jest i da radę chociaż częściowo dojechać tam na czterech kołach - kierowca pomyślał, że nie od rzeczy byłoby zdobyć jakąś starą mapę. Chociażby taką z widokówek, takich kolorowych kartoników, na których ludzie kiedyś pisali wiadomości i wysyłali do swoich znajomych.
W każdym razie w temacie samochodu i jego usprawnienia James zamierzał zrobić wszystko, co tylko się dało. O ile się dało.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 18-05-2021, 10:45   #119
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 25 - 2051.03.10; pt; zmierzch

Czas: 2051.03.10; pt; zmierzch
Miejsce: Miami; Liberty City; kawiarnia “Palmowa”; stolik kawiarni
Warunki: wnętrze kawiarni, jasno, gwar rozmów, umiarkowanie na zewnątrz zmierzch, nieprzyjemnie, pogodnie, umi.wiatr




https://i.pinimg.com/originals/a9/9c...62245a26af.jpg


Jak się spojrzało w odpowiednim momencie i w odpowiednim miejscu to to miasto potrafiło być czarujące. Jak teraz. Gdy światło dnia gasło ale nie zgasło jeszcze ostatecznie a póki co malowało ulice ciekawymi barwami. Gdy w domach już paliły się światła a półcienie zakrywały już te wszystkie dziury i błoto można było ulec złudzeniu, że od wojny nic się nie zmieniło. Wciąż jest czysto, pięknie i nowocześnie. Na barwnej i spokojnej ulicy kolorowego miasta. Gdzieś z głębi niosło się echo muzyki i zabawy kusząc swoimi dźwiękami obiecującymi rozrywkę i zabawę. W końcu przez ostatnie dni mieli okazje tu i tam dostrzec, że w mieście albo jest jakiś kilkudniowy festyn albo to norma, zwłaszcza wieczorami, że tubylcy świętują, bawią się, tańczą i śpiewają.

Na te ostatnie dni po opuszczeniu domu Cantano trójka przybyszy z północy przeniosła się do jedynego hotelu jaki zdołali poznać w ciągu swojej krótkiej wizyty w mieście. Czyli do hotelu “2018” prowadzonych przez milczącego Josha o wyglądzie ofiary choroby popromiennej. Nie było tu takich wygód jak u Cantano ale było dość czysto, było gdzie spać no i dziewczyny mogły może nie całe mieszkanie ale pokój dla siebie. Bo James jak to miał w zwyczaju wolał nocować w swoim samochodzie zostawionym na ulicy. Josh bowiem nie zgodził się aby ktoś kto nie jest jego gościem parkował wewnątrz ogrodzonej części hotelu. Tak samo zresztą jak za pierwszym razem. I tak samo jak poprzednio bezpieczeństwa jego i jego gości pilnowały dwa wielkie brytany o wyglądzie takich co potrafią przegryzać ośki ciężarówkom.

Josh nie serwował jednak posiłków. Była kuchnia do dyspozycji gości i właśnie ”Palmowa” na przeciwko jego hotelu więc o własne żołądki goście musieli już zadbać sami. Gości poza trójką czy raczej dwójką podróżnych było raczej niewielu. Roxy wracając z któryś zakupów na mieście spotkała na korytarzu jakąś kobietę która mijając ją ukłoniła jej się milczącym skinieniem głowy. Jej brak opalenizny sugerował, że też nie pochodzi z tego miasta. Rita zaś czasem słyszała jakieś kroki albo głosy w którymś z pokojów nad sobą więc pewnie też ktoś tam mieszkał. Ale widocznie hotel nie był centrum rozrywki tego miasta i tłumów w nim nie było. Zresztą jak Roxy sporą część dnia spędzała na mieście a Rita w swoim pokoju to niezbyt sprzyjało spotkaniu i poznaniu sąsiadów.

I zanosiło się na to, że z ich trójki zrobi się dwójka. Bo James zapowiadał, że zamierza dać sobie spokój z tą przygodą i wracać na północ. Co by znaczyło, że zostaną we dwie i mapą prowadzącą do tajemniczego skarbu którą chciał Cantano a kto wie, może i ci mundurowi co napadli na sekciarzy. Coś jednych ani drugich nie bardzo było widać ostatnio więc nie wiadomo było co się stało.

Roxy jak kupowała większą ilość jedzenia i opatrunków usłyszała radę od latynoskiej matrony po drugiej stronie lady. Może domyśliła się a może zgadła. A może każdemu tak mówiła. - Kochaniutka zamierzasz na wycieczkę? Chyba nie do dżungli? Jesteś taka młoda i ładna. Szkoda cię. A nie wyglądasz na tutejszą. Masz włosy i cerę jak Loretta. Ona też taka blondynka i nigdy nie może się opalić chociaż mieszka tu od urodzenia. Taki typ urody. Ale jak zamierzasz iść do dżungli to lepiej weź kogoś kto się na tym zna. Bo ciężko ci będzie. A w dżungli to mnóstwo złych rzeczy. - mówiła trochę kalekim angielskim ale nadal dobrze zrozumiałym. Jak jakaś dobra ciotka której szkoda młodej dziewczyny nawet jak była dla niej obca.

Koniec końców piątkowy dzień się kończył i zaczynał piątkowy wieczór. Żołądki dopominały się o swoją dolę a z miasta dochodziły odgłosy zabawy. W “Palmowej” z połowa stolików była zapełniona. Przez latynoski gwar dało był wmieszany angielski który dla większości mieszkańców zdawał się językiem obcym chociaż zwykle używali chociaż pojedynczych słów. Dało się słyszeć coś o aligatorach i niektórzy wstawali od swoich stołów i wychodzili na ulicę. Na zewnątrz ciągnęło już wieczornym, wilgotnym chłodem więc część z nich zakładała jakieś bluzy i podobne okrycia. I parami czy grupkami zmierzali w większości w tą samą stronę ulicy. A przybyszom z północy jeśli chcieli w tym czy innym celu tą czy inną metodą opuścić miasto to jutrzejszy dzień wydawał się być równie dobry jak każdy kolejny. Ale dziś jeszcze był początek wieczoru i można było się razem spotkać, zabawić czy porozmawiać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-05-2021, 23:03   #120
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Siedzenie na tyłku niewiele przyniosło, ale Rita musiała przynajmniej poczekać, aż paczka ogarnie swoje sprawy na mieście. Tyle że w trakcie wyszło, że James jednak zabiera dupę w troki i zawija się z Miami. Widocznie nie bardzo mu poszło ogarnięcie bryki. Do pewnego stopnia go rozumiała. Ale nie zamierzała odpuszczać. Problem był taki, że bez wozu nie było co ruszać na ślepo w teren, bo traciło się możliwość ogarnięcia sensownej ilości zapasów na drogę. Rita była doświadczoną rangerką, ale nie znała się na dżungli, mokradłach i namorzynach. Najlepiej orientowała się w terenie pustynnym. Dlatego stwierdziła, że musi znaleźć jakiegoś lokalsa, który pokaże im w trakcie wędrówki, gdzie może być czysta woda, nietrujące żarło, a przede wszystkim, czego nie dotykać oraz unikać. Takie wyjście wydawało się jej najrozsądniejsze. Wieczorem poinformowała Roxy o swoim pomyśle. Rano zaś postanowiła po rozpytywać miejscowych o jakiegoś trapera, który znał się na swojej robocie, ale i nie zdzierał zbyt mocno. Nie wiedziała nawet gdzie szukać, więc zaczęła od właściciela hotelu i kolesia prowadzącego pobliską knajpę.
 
Alex Tyler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172