Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2021, 21:23   #42
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Wypas, 19 shnyk-ranu

Olbrzymia bruzda przyozdobiła masywne wysokie czoło orka, który to zdawał się czymś zakłopotany, po słowach Ślepaka. Wreszcie skinął potakująco i służalczo głową. Poszedł na przód pochodu i ujął wodze pociągowego osła.

- Tenda pójdziem. Zara szlak zobaczycie. Tylko - zawahał się - może by gnolla uspokoić i bliżej wozu wziąć, bo pastuchy tutaj nieufne i gotowi z kuszy wypalić, albo na widły wziąć, a to nie przycinki, tylko duże chłopy. Całe życie fizycznie pracują. A i tego. We wsi nie ma zajazdu, można do gnoma zapukać, może otworzy Moczymordę. Znaczy stodołę Garba. Sami zobaczycie.

Wkrótce podróżni spostrzegli, jedni oczyma inni musieli pochylić się by dotknąć ręką, że szlak wiedzie między szkieletami bawołów, na wpół zagrzebanych w gruncie. Ciągnął się aż do wału ziemnego. Szkielety choć były tylko ostatnią pozostałością potężnych zwierząt budziły respekt. Potężne wygięte żebra musiały skrywać silne ciała, zaś wielkość czaszek sprawiała, że mieszczuchy inaczej spojrzały na gulasz z agawą.

Naturalnie kości wzbudziły w Bhurrku głębokie atawizmy skupione na pożeraniu, a za nimi zaraz potworny głód, co spostrzegł i elf i ślepiec słysząc burczenie w gnollskim bebechu. Nieoczekiwanie barbarzyńca wgryzł się w głowę trzymanej wciąż owcy i łapczywie wygryzał mięso w pyska, policzków i szyi. Orszak musiał chwilę poczekać, kiedy wreszcie Sotto przekonał Bhurrka, by ten ukrył resztę owieczki pod skórą na wozie, przed pożądliwym wzrokiem wieśniaków.

Udało się ruszyć dalej, choć pysk gnollski wyglądał jak po krwawej łaźni. Kiedy wreszcie dotarli na ziemny wał i objęli wzrokiem całe osiedle w nozdrza uderzył intensywny, gryzący zapach gnojówki. Tak intensywny, że dominował całe spektrum odczuwania. Zdawało się, że złapał ich w swoje sidła i naznaczył piętnem smrodu osiadając na ubraniach niewidzialnym kożuchem.

- Przyzwyczaicie się - przekonywał smutnie ork

Po kilkudziesięciu potwornych oddechach, kiedy wedle słów przewodnika zmysły przestały wariować każdy mógł na spokojnie przyjrzeć się osadzie. Na przedzie witał przybyłych drewniany portal stanowiący umowne wejście, a przyozdobiony szczególnie okazałymi czaszkami opasów. Większość zabudowań stanowiły małe drewniane, lub lepione chaty, z kominów unosił się dym. Poukładane były w równe rzędy w kształt podkowy, dokoła placu, na którego środku wznosiła się kupa krowiego nawozu. Na tej że kupie, siedział złocisty kogut i powitał przybyłych wrzaskliwym - Kukuryku! - Kilka większych budynków rozpoznali jako stodoły i stajnie. Pośród innych mieszkalnych wyróżniały się swym rozmiarem i solidnością trzy, dwa stały po prawej stronie wsi, patrząc na północ, jeden zaś po lewej. - Te dwa do domostwa Mruka i Garba, a tamten Gromby - tłumaczył ork, szczególnie opisując widok Milcarrowi, ku któremu na powrót przystąpił. - A i na wzgórzu mieszka Tradycjonalista. A tam nasza świątynia - i naraz zmarszczył czoło.

Kiedy mijali drewniany portyk do czułych nozdrzy Bhurrka przez smród nawozu przebiły się nowe zapachy. Wpierw szczeniąt gołoskórych, a zaraz swąd spalenizny. Gnoll mimowolnie jęknął w kierunku świątyni. Spostrzegli to i inni wchodząc między chaty. Część świątyni została spalona, pół dachu było zawalone. Dzwonnica i wieża przyległa do kaplicy zdawały się niezniszczone.

- Święci Katańscy - przeraził się ork.

Uderzyły jakieś okiennice, gdzieś indziej trzasnęły drzwi, wbite w przydomowy ogródek stały porzucone widły. Za rogiem coś skrzypiało, wyjechali wreszcie na plac i spostrzegli, że to szyld kowalski, palenisko ledwo co wygaszone.

Uważni przybysze w skupieniu rozglądnęli się po zdawało się opustoszałej wiosce i tu i ówdzie: za beczką, rogiem budynku, czy kurnikiem dostrzegali małe główki. Dzieci orków, ludzi i mieszańców, wpierw nieśmiało spoglądały na bohaterów, ale szybko ośmielone podeszły bliżej. Przez świst wiatru i skrzypienie szyldu przebił się potworny pisk i wrzask kiedy rozbiegały się słowo układało się Wilkołec.

- One nie uczone, proste chłopy, Gnolla nie widzieli - drżał już cały Khurgan. - To chceta na kielicha się tłuc, czy do Gromby? Bo mi widza kaplica kaput. Oj źle to znaczy.

Dzieci po chwili wróciły i krążyły wokół zachowując bezpieczną odległość. wyczuwało się i obecność innych mieszkańców, otworzyły się niektóre okiennice skrywając niewidoczne oczy. Sotto nie żałował targowania się o udział w wyprawie, uważając, że każda katanka warta było tego kiedy spojrzy wreszcie na chore krowy i będzie mógł bezradnie rozłożyć ręce. Miał tylko niejasny niesmak złożonej bardowi obietnicy milczenia, z perspektywy czasu zdawała się jakaś poważniejsza. Nie żeby był plotkarzem, czy bał się tortur, ale po pijaku różne rzeczy się plecie.

Kieszeń elfa grzało inne złoto.
Do nozdrzy Ślepaka wreszcie doszedł zapach spalenizny.
Pies szarpał starą rękawicę.
Gnoll zawarczał.
Pies szarpał starą rękawicę.

W tej sytuacji chcecie na kielicha, czy do sołtysa? Widać, że był pożar kaplicy Katana, sądząc po stanie pogorzeliska w nocy. Mieszkańcy nie są przesadnie gościnni, ale może się przekonają.
Zachęcam do wszelkich interakcji.

 
Nanatar jest offline