Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2021, 19:34   #112
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23 - 2051.03.07; wt; ranek

Czas: 2051.03.07; wt; ranek
Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano; stołówka
Warunki: stołówka, jasno, cicho, umiarkowanie na zewnątrz jasno, nieprzyjemnie, zachmurzenie, łag.wiatr



Wszyscy



- To jak wam tak posmakowało wczoraj to dzisiaj też zrobiłam coś podobnego. Chociaż dziś jest więcej mango a mniej bananów. - gdy o poranku spotkali się po raz pierwszy to za oknami nie było zbyt zachęcająco. Poranek okazał się pochmurny. I było na tyle chłodno, że lepiej było nie wychodzić w samym podkoszulku chociaż już jakas bluza powinna w zupełności wystarczyć. Niby południowy kraniec dawnych Stanów a jednak nie był dzisiaj zbyt gorący. Z drugiej strony był początek marca do bardziej na północ potrafił jeszcze leżeć śnieg o tej porze roku. Jak tak na to patrzeć to można było uznać tą poranną aurę za całkiem ciepłą i przyjemną. Chociaż na pewno nie była tak promienna i uśmiechnięta jak Jenny Chen jaka znów okazywała się życzliwa i niezawodna w obsłudze gości. A znów ją rano spotkali przy śniadaniu. Oprócz nich było na tej stołówce tylko dwóch facetów ale przy innym stole i wydawali się zajęci śniadaniem i swoimi sprawami.

Właściwie to z Roxy spotkali się jeszcze w pokojach na górze. Czy to raczej blondynka odwiedziła rano każdego ze swoich pacjentów. Rany goiły się całkiem ładnie i dzisiaj zarówno Rita jak i James czuli się o wiele lepiej niż wczoraj. Wygodne łóżka, czysta pościel, świetne jedzenie, życzliwa obsługa no i opieka Roxy co się zajmowała zmianą opatrunków wydawały się zdziałać cuda i rekonwalescencja przebiegała jak marzenie. Dziś o poranku to oboje czuli już właściwie pewne niewygodne zesztywnienie w zranionych członkach ale to już nie było nic poważnego. Trochę mogło przeszkadzać i spowalniać ale właściwie nic poważnego.

Druga połowa wczorajszego dnia okazała się całkiem owocna. Chociaż widzieli się krótko i dość przelotnie nawet jak już niby cała trójka w końcu wróciła do domu. Najpóźniej wróciła Roxy. Ponieważ nie chciała ryzykować zostawienia odbitki u fotografa to ten za skromną opłatą dodatkową, zgodził się wywołać to zdjęcie jak należy. Chociaż jakoś nie był zachwycony. Wolał aby klientka zostawiła fotkę w studio, on by to wrzucił w chemię i poszedł do domu. A rano jakby otworzył to już powinno być wszystko gotowe i można było odebrać fotkę. No ale jak trafił na upartą klientkę to za cenę 50 fajek zgodził się wrzucić fotkę w chemię jak proponował ale poczekać aż się wywoła.

- Mam nadzieję, że moja żona cię nigdy nie spotka. Musiałbym się gęsto tłumaczyć dlaczego spędzam cały wieczór sam na sam z tak piękną kobietą. - zauważył nieco ironicznie i niejako wyjaśniło się dlaczego tak nie bardzo chciał zostawać po godzinach. Ostatecznie rzeczywiście spędzili większość wieczoru w jego zamkniętym studio. Ale okazał się nawet sympatyczny. I nawet nieco spuścił z ceny do dwóch pełnych paczek fajek za to wywołanie i siedzenie cały wieczór. On chociaż miał zajęcie jak z nudów zaczął wywoływać inne zdjęcia jakie normalnie miał zamiar robić jutro rano.

Koniec końców jak Roxy od niego wychodziła to już mogła być północ albo coś koło tego. Zanim wróciła pustymi i ciemnymi ulicami do domu gościnnego to już na pewno było po północy. Nocne ulice niosły ze sobą bliżej nie zidentyfikowane dźwięki ni to zabawy ni to krzyków ni to awantur. Odległość i miasto zniekształcały je do trudnego do rozpoznania szmeru. Do tego jeszcze zrobiła się mgła. Może nie jak mleko ale na pewno nie pomagała w orientacji w terenie. Noc więc okazała się dość nieprzyjemna. Ale w końcu blondynka dotarła do schodów kamienicy w jakiej był urządzony dom gościnny ich pracodawcy. Drzwi były zamknięte ale krótko czekała gdy Jenny podeszła do drzwi i jak sprawdziła kto przyszedł to wpuściła ją do środka. W końcu mogła wrócić po schodach na górę do swojego pokoju i walnąć się na to własne łóżko z czystą pościelą. I tak spała aż do rana.

Roxy więc nie było na miejscu gdy wczoraj wieczorem przyjechał ktoś z wieżowca. Ale byli już Rita i James. Nie znali tego Latynosa w kwiecistej, barwnej koszuli. Ale widocznie to był ten co przyjechał sprawdzić dlaczego Jenny po niego posłała i co dwójka najemnych pracowników jego szefa ma do przekazania. Więc nie mówił zbyt wiele, wysłuchał co mieli mu do powiedzenia, powiedział, że przekaże i tyle go widzieli. Potem już zrobiło się późno więc zajęli się kolacją serwowaną przez Jenny no i swoimi sprawami.

Rita w swoim pokoju miała niezłą łamigłówkę jak z tych dwóch uszkodzonych aparatów jakie kupiła na bazarze złożyć jeden. Ale jak już chyba było koło północy to uznała, że chyba byłoby w porządku. Chociaż bateria była beznadziejnie słaba. Lepiej było zawczasu poszukać jakiejś mocniejszej czy raczej lepiej zachowanej bo ta w aparacie ledwo zipała. Brakowało też ładowarki aby ją podładować. Z tego wszystkiego nad laptopem pochyliła się na tyle aby stwierdzić, że działa i na więcej już jej nie starczyło ani sił ani czasu.

James też wczoraj mógł uznać końcówkę dnia za udany. Sporo udało mu się załatwić a przede wszystkim zatankować. Po wlaniu standardowego kanistra to baku licznik pokazywał jakąś trochę ponad 1/4 stanu. No ale na samą jazdę po mieście powinno wystarczyć póki co. Zwrócił uwagę na słowa jednego z mechaników z Fortu. Jeśli dobrze zrozumiał jego kaleki angielski licznie przetykany tubylczym narzeczem to chyba coś mówił, że samochody to najwyżej po mieście i to nie wszędzie. Często dało się dotrzeć jedynie pieszo albo nawet łóką. A wycieczki za miasto zwykle kończyły się szybko. “Koniec drogi, koniec jazdy”. Jak inni w mieście też tak uważali to mogło tłumaczyć dlaczego motoryzacja nie jest tak popularna w tym mieście. Właściwie w ogóle. Sprawnych wozów na ulicach prawie nie było widać. A ciężarówki? To FIST-aszki. Mieli bazę w mieście i to była jedyna lądowa arteria z północą kontynentu. A co wożą? Wszystko senior, wszystko co im wejdzie na pakę! A seniore Cantano si, potężny biznesmen, członek Rady. Każdy kto był naprawdę ważny w tym mieście był członkiem Rady. I miał swój wieżowiec. Więc senior Cantano był ważny. Rada rządziła wszystkim i wszystkimi.

No a przy śniadaniu James mógł się zastanowić czy najpierw zająć się tym świetlikiem na dachu co mu wczoraj pokazała Jenny, że przecieka czy lepiej pojechać na miasto. W końcu z tym świetlikiem jak wczoraj go obejrzał to jednak by zeszło pewnie z godzinę, dwie albo trzy. Zależy jak by szła ta robota.

Dlatego całej trójce rzucił się w uszy odgłos dość rzadko słyszany na tych ulicach. Odgłos najdeżdżającego samochodu. Jaki zwalnia a potem się zatrzymuje. Trzask zamykanych drzwi a przez okna jadalni widzieli ciemną terenówkę i Black Jacka jaki wchodził po schodach. A któryś z jego ludzi został przy samochodzie i zaczął jarać szluga. Chwile potem człowiek Cantano wszedł do jadalni.

- Buenos d-as damas y caballeros. - przywitał się z uśmiechem podchodząc do ich stołu. Spojrzał przy okazji w głąb jadalni na tych dwóch co tam siedzieli przy śniadaniu ale im nie poświęcił większej uwagi.

- I jak? Żyjecie widzę. Dobrze, dobrze. Szkoda jakby coś wam się stało. Zwiedziliście nasze piękne miasto? Poznaliście nowych przyjaciół? - szybko widocznie przeskanował trójkę przy stole i już dzisiaj to rzeczywiście wyglądali całkiem nieźle. Zagaił jakby pytał turystów o wrażenia z kolejnego dnia wycieczki krajoznawczej. Ale gdy skończył ten przyjacielski wstęp przeszedł do poważniejszych spraw.

- To co tam się stało na tych kortach? Jakiś atak tak? Jacyś mundurowi? I kultyści rozwaleni w drobny mak? No a mapa? Macie mapę? - Black Jack widocznie przyjechał sprawdzić słowa przekazane przez wczorajszego wysłannika. Ale albo im nie dowierzał albo po prostu chciał to usłyszeć osobiście. Więc w swojej marynarce i ciemnych okularach spojrzał na trójkę siedzącą przy stole czekając na to co mają do powiedzenia.


---


Mecha 23

Rita; gojenie ran; (BUD + Sprawność); 11+3; rzut: Kostnica por; rany 5>5,5/9

James; gojenie ran; (BUD + Sprawność); 8+1; rzut: Kostnica por; rany 5>5,5/9

Roxy > Rita; leczenie ran; (SPR + Chirurgia); 17 + 4; rzut: Kostnica suk > rany 5,5>6,5/9 (Pielęgniareczka 6,5>7,5/9)

Roxy > James; leczenie ran; (SPR + Chirurgia); 17 + 4; rzut: Kostnica suk > rany 5,5>6,5/9 (Pielęgniareczka 6,5>7,5/9)
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline