Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2021, 07:29   #108
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Esallion Mollervid zwany „Organem” miał mnogość zalet. Dzięki nim między innymi wybił się na wierzchołek arcymagicznej elity i zdobył uznanie. Jednakże w wieku, który udało mu się osiągnąć, na nieskazitelnej reputacji czarnoksiężnika lśniącej niczym plaster chryzolitu pojawiła się rysa. No może kilka rys. Na tyle głębokich, by skazić obraz wszechmocnego maga. Bo cóż to w końcu za wszechmocny mag, który pierdzi pod siebie i zapomina o tym co robił przed chwilą? Nikt jednak ze zgromadzonych w ciasnej chatce maga położonej na nekropolii nie czuł się na siłach, by staremu dziadowi plunąć taką prawdą w oczy. Nie wiedzieli, na ile stary zdziadział i co jeszcze potrafi. A fakt, że otaczała go ogromna ilość wiedzy i mocy zdawały się wskazywać na to, że jednak elf coś jeszcze pamięta i coś jeszcze potrafi. To „coś” mogło być wystarczające do spopielenia zgromadzonych w tej chatce. Albo też całej chatki z przyległą polaną. O ile wieść gminna nie kłamała Esallion zdolny byłby w latach swej świetności spopielić cały Wschodni Orkus, więc też nie było nazbyt rozsądnym wystawianie na próbę jego cierpliwości. A że on trzymał ich wszystkich w niepewności? Cóż, przywilej wieku. Zwłaszcza gdy potrafi się złapać drzemkę w pół słowa, albo też w pół słowa zapomnieć połowy minionego dnia.

Siedzieli więc grzecznie racząc starego komunałami a ten wyraźnie się uspokoił a po chwili faktycznie nawet zdawało się, że zadrzemał. Nikt jednak nie chciał być tym, który ozwie się pierwszy i rozbudzi zdziadziałego starucha. Tylko Kethrys nie mógł zapanować nad swą naturą i od czasu do czasu sięgał po jakiś foliał, manuskrypt czy grimuar, burząc ciszę i spokój małej chatki na środku cmentarza. Czas płynął. Zdało się im, że wręcz utknęli w tej czasowej pułapce schwytani zaklęciem zdziecinniałego starucha i gdyby nie przesuwające się za oknem chmury, gra słonecznych cieni i lekki deszczyk który przeszedł pod wieczór można by pomyśleć, że padli ofiarami zaklęcia jakiego.

Do czasu, aż naraz Esallion Mollervid ocknął się z półsnu. Wyraźnie ożywiony powstał z krzesła na którym zalegał cały czas i wyjrzał przez okno. Uśmiechnął się szeroko do siedzących za zastawionym jadłem i napitkiem niemal nie ruszonym stołem po czym wzniósł pytająco brwi.

- No? - powiedział, jakby czekał na coś. Z chytrym uśmieszkiem spoglądał to na jednego, to na drugiego, szczególną uwagę poświęcając elfowi. Mars na jego czole, który wcześniej skrywała maska wesołości, pojawił się powoli. Jakby rosło w nim oczekiwanie, którego siedzący przy stole nie byli w stanie zaspokoić. - Nie każcie mi czekać! Dajcie mi go!

Teraz już było to żądanie. Zdziecinniały staruch chciał czegoś. Czego? Od kogo? Z kim znów ich pomylił? O czym zapomniał? Mieli tego serdecznie dość. I nie wiedzieli do końca co z tym faktem począć.

- Czcigodny Mollervidzie, jako rzekliśmy w zamku Morghell znajdują się wszystkie odpowiedzi. A skoro raczyłeś nas wyposażyć w te drogocenne przedmioty… - Kethrys miał wiele wad i kilka zalet. Miał jednak również cnotę. Umiejętność gładkiego dobierania słów i pokornego włażenia w dupę lepszych od siebie. Ćwiczył to niemal całe życie. Teraz wznosił się na szczyty swych zdolności byle wyrwać siebie i towarzyszy ze szponów bestii. - …niezwłocznie wyruszamy, by odzyskać wszystko, co należy. - To był bełkot, bo żaden z nich nie wiedział czego oczekuje staruch, ale teraz traciło to na znaczeniu, bo nie czuli się już na siłach do polemiki z tym stetryczałym dziadem. - Gdybyś raczył jeszcze powiedzieć jak mamy korzystać z udzielonego przez Ciebie wsparcia, o dostojny, będziemy ci po stokroć wdzięczni.

Mollervid zamrugał oczami, jakby dopiero teraz ujrzał zgromadzonych przy stole, wpatrujących się weń w napięciu. Zamrugał tak, jakby budził się z jakiegoś półsnu. Potrząsnął głową, jakby chciał strącić jakiś całun, po czym przyjrzał się uważniej wskazanym przez półorka kamieniom.

- To źródło potężnej mocy, moi mili. Pozwoli wam sięgać do zaklęć tak łatwo, jakby były to proste formuły nie wymagające żadnej energii. Każdy z tych kamieni ma swą własną moc. Swój własny potencjał, że się tak wyrażę. Ale każdy ma inny. Weźcie sobie ile wam trzeba, resztę zwrócicie mi po powrocie. - Mollervid stracił już zainteresowanie kamieniami, rozglądał się za czymś. Szukał po kątach pomieszczenia w końcu pociesznymi, drobnymi kroczkami ruszył ku jednej z półek na której zaczął przesuwać księgi, flasze i jakieś bibeloty wzbijając tym tumany kurzu i strącając z nich wiele na ziemię. Powoli odsłaniał oręż. Miecz jakiś o skrzętnie zdobionej głowni. Owinięty w szmatę zwykłą. Staruch niezgrabnie wyszarpał oręż spośród zagracających go przedmiotów, po czym z wyraźnym wysiłkiem podniósł w górę. Przez chwilę oglądał go pod światło świec. Świec, które same zapłonęły gdy za oknem zrobiło się ciemno. W blasku chybotliwych płomyków wyraźnie widać było skrzętne zdobienia gardy, drobne listki i zawijasy którym miecznik tworzący ten oręż musiał poświęcić moc czasu. - To „Alcarrist”. Rębacz. On pozwoli wam powalić wrogów. Używajcie go mądrze, bo to ostrze znamienite i godne chwały. - Podał miecz siedzącemu najbliżej, po czym usiadł znów na krześle. - I idźcie już, czasu szkoda tracić, noc jeszcze młoda…

Trzeba było przyznać, że arcymag, czy kim on tam by nie był, potrafił zachęcić swoich gości do zakończenia wizyty. Myśl, że Esallion Mollervid znów popadnie w jeden ze swych stanów zapomnienia sprawiła, że wstali od stołu jak jeden mąż kłaniając się mu głęboko, dziękując za dary i bez cienia żalu opuszczając jego domostwo. Świeże powietrze, które ich owionęło po wyjściu na nekropolię, zdało im się najsłodszym likworem. Dawało w końcu poczucie wolności…


.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline