22-03-2021, 07:54 | #101 |
Reputacja: 1 | Esallion Mollervid zwany „Organem” słuchał ich wywodów z zadumą. Czasami pokiwał głową, czasem przytaknął grzecznie, zaśmiał się czy też zacmokał pomarszczonymi wargami. I jadł. Z umiarem gustując głównie w owocach i serach. Popijanych wodą. Czujnego jak zwykle półorka fakt ten wpierw przestrzegł przed kosztowaniem reszty posiłku, ale wnet wątpliwości jego zostały uspokojone, kiedy gospodarz sięgnął do jednego z podanych mięs i skosztowawszy je w zamyśleniu skrzywił się i wypluł bez zwracania uwagi na reakcję współbiesiadników. - Trawienie już nie to. A nie chcę pompować w siebie znów tych dekoktów i eliksirów, bo choć wtedy mogę jeść jak wilk, to jednak, wstyd przyznać, gazy straszliwe mnie męczą, że w izbie wysiedzieć nie sposób. A ma praca, jak widzicie, wymaga jednak suchego miejsca. - powiedział przepraszającym tonem, jakby uzmysłowił sobie swój nietakt. Ale też zaraz wrócił do jabłek suszonych, które z zamiłowaniem zaczął ciamkać wydając przy tym głośne odgłosy. Siedzący przy nim przy stole słysząc ten dźwięk uzmysłowili sobie, że być może Esallion Mollervid zwany „Organem” i był magiem nad magów, może i był nawet arcymagiem i z całą pewnością niejednokrotnie miał do czynienia z dworską celebrą ale teraz był dziadem, który w dupie miał wszelkie zasady etykiety. A kiedy niechcący dziadek puścił gazy przy stole, poczuli to dosłownie i namacalnie. Mimo to staruszek życzliwie na nich spoglądał, nakarmił i z niegasnącym spokojem wsłuchiwał się w rosnącą listę pomysłów, którymi zebrani przy suto zastawionym stole, ławkach, półkach i stosach ksiąg starali się podpowiedzieć mu najlepszy sposób w jaki mógłby wesprzeć ich cel. Na wspomnienie o grożącym mu niebezpieczeństwie arcymag zaśmiał się szczerze rozbawiony wizją i nawet rozmarzył się na chwilę. Ale wnet spoważniał i słuchał słów Aleena, Ingdanu i pozostałych. Najwidoczniej jednak tylko ta dwójka zwróciła jego uwagę na tyle, by zaszczycić ich dłuższym spojrzeniem. Czy słowem. Czemu nie trzeba było nikomu tłumaczyć. Jeśli rzeczywiście był arcymagiem z całą pewnością wiedział o meandrach władzy wiele. Wiedział z całą pewnością wiele o tym w jaki sposób elfowie oddali rząd nad sobą. I wiedzieć więc też musiał o tym komu. Uruk wyczuwał podświadomie w starcu wroga. Wroga systemu. Wroga imperium. Wroga wszystkiego w co od urodzenia wierzył i co uważał za stan właściwy i niezmienny. Ale też wroga ze stępionymi zębiskami, śliniącego się, starego. Sentyment jaki ten okazywał Aleenowi też nie wymagał tłumaczenia. Krew rządzi się swoimi prawami. I właśnie do tego ostatniego Mollervid zwrócił się bezpośrednio. - Słuchaj chłopcze. Będę prosił cię o przysługę. Chcę byś ode mnie komuś przekazał wiadomość o tym czego tu dokonałem. Dokładnie, byś dostarczył to na dwór Domu Deleminea, na wschodnich wyspach Archipelagu Centralnego. Albo też do dowolnej faktorii kupieckiej domu. Już oni będą wiedzieć co zrobić z posłaniem. Powiedz, że przybywasz ode mnie a na dowód pokażesz im ten pierścień. - to mówiąc stary elf zsunął z palca pierścień, którego wcześniej nie dostrzegli siedzący przy stole. Duży, srebrzący się metalem z którego go wykonano i zielono łyskający kamieniem. Jednak Aleen, który nadstawił odruchowo dłoń, kiedy tylko dotknął pierścienia wiedział, że kryje on w sobie moc. A wyryte w kamieniu drobnym pismem runy jedynie ten fakt potwierdzały. - Chcę byś rzekł im, że moja teoria o zdaniu władzy się potwierdziła. Że znalazłem na to dowody, że są tu, na Orkusie Wschodnim. W tym młodym lesie. I że gdy doprowadzę swe badania do końca przedstawię je Wielkiej Radzie. Ale by byli w gotowości i posłali mi kogo do pomocy, bo nie wiem ile jeszcze mi czasu zostało. Jego słowa zabrzmiały złowieszczo. Złowieszczo również wyglądały spojrzenia, którymi wymienili się uruk z półorkiem. Oni z całą pewnością rozumieli doniosłość słów starego elfa. I wniosków, które z nich płynęły. Nim jednak któryś z nich się odezwał po raz wtóry staruszek podniósł się i ruszył w kąt izby. - Wam zaś dam też coś, czym będziecie mogli przekazać w Morghell od kogo przybywacie z wizytą. I jakie im posłanie niesiecie. Oj wiem ja, że nie będą tam na was czekali z otwartymi rękoma, ale coś tu zaradzimy, bo jak widzicie moja praca zbyt ważna bym ją porzucił. Ale wspomóc was wspomogę. Oj wspomogę. Mam tu gdzieś stosowny do tego oręż. Miecz przedni, wykopałem go wraz z kilkoma innymi przedmiotami. Nieboszczykom one i tak niepotrzebne. On zrani wszystko, co na swej drodze spotkacie. A i łuk byłby, choć raczej łęczysko. Cięciwę będziecie musieli dorobić, bo ją zeżarł czas. Ale łuk ten nie chybia, to pewne. Co zaś tyczy twoich zdolności, mój przyjacielu. - Esallion Mollervid zwany „Organem” spojrzał w oczy półorka i w tej jednej, trwającej ułamek chwili dostrzegł on w tym spojrzeniu całą moc stojącego przed nimi wiotkiego starca, przed którą odruchowo pochylił kornie głowę. - I propozycji. To je przyjmuję. Przyjmuję twe usługi i polecam twej opiece mego posłańca, waszego elfiego kompana. Aby zaś ułatwić ci to zadanie obdarowuję cię czym znacznie przydatniejszym, niż garstka mocy czy też ostrze. Weźmiesz moje błogosławieństwo. Będzie dla ciebie wsparciem w twej misji. Ale też może stać się przekleństwem, gdybyś zawiódł. Kamień mocy też dostaniesz i ty i twoi kompani. On wspomoże was w walce z tym świerszczykiem którego w lasy posłali z Morghell. Da wam stosowną moc i odporność na jego plugawe zdolności. Weźcie sobie po jednym z tych kamyków - powiedział wskazując na misę w kącie, gdzie leżał stosik zwykłych, rzecznych kamieni. Kethrys sięgnął ku największemu jaki mu w ręce wszedł i w jednej chwili poczuł płynącą z okrąglaka moc. Potęga czarnoksiężnika przeraziła go jeszcze bardziej, bo kosz z kamieniami mieścić musiał kilkadziesiąt takich okrąglaków! Jednak najbardziej przerażały go wzory, które naraz pojawiły się w jego głowie. Symbole i schematy zaklęć, których nie znał i których istnienia nawet nie podejrzewał. I których pojawienie się w tej ulotnej chwili nagle w jego świadomości przeraziło go bardziej, niż wszystkie kamyki w okolicy! Elfi zamyślił się przerywając swój monolog. Jakby jego umysł pomknął w zupełnie innym kierunku, pochłonięty rozważaniami, nad którymi tylko on mógł się pochylić. Jego twarz nabrała nieobecnego wyrazu. Oczy utknęły w pieczystym, kurczaku bodaj, które dobrych kilka pacierzy wcześniej wystawił na stół. Albo w karafce z winem o które dopraszał się malauk. Albo… Trudno było za nim nadążyć. Jeszcze trudniej zrozumieć. Wielkie umysły już tak mają, że nie są do ogarnięcia przez zwykłego śmiertelnika a Esallion Mollervid zwany „Organem” z całą pewnością był jednym z największych. I dla tego właśnie zgromadzeni przy stole milczeli nie chcąc przerywać tej chwili zadumy starca, który tak hojnie ofiarowywał im pomoc. Jednak po chwili, która zdawała się trwać wieczność, elfi arcymag oderwał oczy od stołu i spojrzał na zgromadzonych przy nim zupełnie nie rozumiejącym nic wzrokiem. Jakby ta ulotna chwila sprawiła, że … - Kim wy jesteście? I co robicie przy moim stole? I czego do diabła chcecie, że macie czelność mnie nachodzić? Wytłumaczcie się! - zarządał nic nie rozumiejącym wzrokiem wodząc po obecnych. A siedzący przy stole zrozumieli, że on nie kpi, nie żartuje, ale … zwyczajnie zapomniał o tym o czym od dobrej godziny rozmawiali. I teraz żąda wyjaśnień… .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon Ostatnio edytowane przez Bielon : 22-03-2021 o 08:50. |
22-03-2021, 10:20 | #102 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
23-03-2021, 11:48 | #103 |
Reputacja: 1 | - Tanie Mollevidzie - dołączył się Tan Ingdanu - Pracujesz ponad siły, powinieneś odpocząć, zanim podupadniesz na zdrowiu i cała twoja praca pójdzie na marne. Zanim jednak to zrobisz, a my oddalimy się w naszych sprawach, racz nam wyjaśnić czym są te kamienie - wskazał kamienie, które mieli wziąć. Magiczna pomoc była im potrzebna, tego nie negował, ale nie ufał staremu wichrzycielowi. A jeśli ten miał zaniki pamięci dobrze było je wykorzystać. |
24-03-2021, 13:26 | #104 |
Reputacja: 1 | Gorru Meher słuchał z coraz większym zdziwieniem wywodów szalonego elfiego maga. Wielka polityka mogła się z tego robić, ale chyba Tan Ingdanu i ten oddany mu jak dobrze wytresowany pies pół-ork nie wydawali się być z tego zadowoleni. Pytanie, jak on mógłby na tym najlepiej skorzystać, żeby zarobić a przy tym głowy z karku nie stracić. Pół-olbrzymy nigdy nie miały aspiracji do władzy na Orchią, może i szkoda. Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 24-03-2021 o 13:29. |
26-03-2021, 02:28 | #105 |
Reputacja: 1 | Gerard popijał łyczkami winko i błogo słuchał. Stąd wiedział, że jego pomysł by posłanie od starca do mieszkańców Morghell cisnąć w błoto, Kethrys rozwinął twórczo. Ale skoro miał się to skończyć, ja to mówią orkowie - zajumaniem cennych przedmiotów ( z błogosławieństwem starego czarodzieja) to proszę. Proszę bardzo. I nagle błoga atmosfera umknęła w siną i mglistą dal. Starzec, doznawszy wyraźnie ataku choroby zwanej przez elfów Alshamrem, zwrócił się przeciw swym gościom. Szczęśliwie Kethrys i tan Torass co prędzej poczęli go układać. Gładka mowa była tez domeną Gerarda, ale tym razem jego rola inną była. Wstając ostrożnie malauk przesunął się nieco by, w razie agresywnego zachowania starca co prędzej zdjąć mu głowę z karku.
__________________ Myśląc nigdy nie doszedłem do żadnych wniosków. Ale to nie powód by nie myśleć. Zdrajca, obciąć mu jajca! Tchórz, wsadzić mu nóż! Kiep, pałą przez łeb! Hejt? Kijem przez grzbiet. |
07-04-2021, 12:37 | #106 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
11-04-2021, 09:39 | #107 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
21-04-2021, 07:29 | #108 |
Reputacja: 1 | Esallion Mollervid zwany „Organem” miał mnogość zalet. Dzięki nim między innymi wybił się na wierzchołek arcymagicznej elity i zdobył uznanie. Jednakże w wieku, który udało mu się osiągnąć, na nieskazitelnej reputacji czarnoksiężnika lśniącej niczym plaster chryzolitu pojawiła się rysa. No może kilka rys. Na tyle głębokich, by skazić obraz wszechmocnego maga. Bo cóż to w końcu za wszechmocny mag, który pierdzi pod siebie i zapomina o tym co robił przed chwilą? Nikt jednak ze zgromadzonych w ciasnej chatce maga położonej na nekropolii nie czuł się na siłach, by staremu dziadowi plunąć taką prawdą w oczy. Nie wiedzieli, na ile stary zdziadział i co jeszcze potrafi. A fakt, że otaczała go ogromna ilość wiedzy i mocy zdawały się wskazywać na to, że jednak elf coś jeszcze pamięta i coś jeszcze potrafi. To „coś” mogło być wystarczające do spopielenia zgromadzonych w tej chatce. Albo też całej chatki z przyległą polaną. O ile wieść gminna nie kłamała Esallion zdolny byłby w latach swej świetności spopielić cały Wschodni Orkus, więc też nie było nazbyt rozsądnym wystawianie na próbę jego cierpliwości. A że on trzymał ich wszystkich w niepewności? Cóż, przywilej wieku. Zwłaszcza gdy potrafi się złapać drzemkę w pół słowa, albo też w pół słowa zapomnieć połowy minionego dnia. Siedzieli więc grzecznie racząc starego komunałami a ten wyraźnie się uspokoił a po chwili faktycznie nawet zdawało się, że zadrzemał. Nikt jednak nie chciał być tym, który ozwie się pierwszy i rozbudzi zdziadziałego starucha. Tylko Kethrys nie mógł zapanować nad swą naturą i od czasu do czasu sięgał po jakiś foliał, manuskrypt czy grimuar, burząc ciszę i spokój małej chatki na środku cmentarza. Czas płynął. Zdało się im, że wręcz utknęli w tej czasowej pułapce schwytani zaklęciem zdziecinniałego starucha i gdyby nie przesuwające się za oknem chmury, gra słonecznych cieni i lekki deszczyk który przeszedł pod wieczór można by pomyśleć, że padli ofiarami zaklęcia jakiego. Do czasu, aż naraz Esallion Mollervid ocknął się z półsnu. Wyraźnie ożywiony powstał z krzesła na którym zalegał cały czas i wyjrzał przez okno. Uśmiechnął się szeroko do siedzących za zastawionym jadłem i napitkiem niemal nie ruszonym stołem po czym wzniósł pytająco brwi. - No? - powiedział, jakby czekał na coś. Z chytrym uśmieszkiem spoglądał to na jednego, to na drugiego, szczególną uwagę poświęcając elfowi. Mars na jego czole, który wcześniej skrywała maska wesołości, pojawił się powoli. Jakby rosło w nim oczekiwanie, którego siedzący przy stole nie byli w stanie zaspokoić. - Nie każcie mi czekać! Dajcie mi go! Teraz już było to żądanie. Zdziecinniały staruch chciał czegoś. Czego? Od kogo? Z kim znów ich pomylił? O czym zapomniał? Mieli tego serdecznie dość. I nie wiedzieli do końca co z tym faktem począć. - Czcigodny Mollervidzie, jako rzekliśmy w zamku Morghell znajdują się wszystkie odpowiedzi. A skoro raczyłeś nas wyposażyć w te drogocenne przedmioty… - Kethrys miał wiele wad i kilka zalet. Miał jednak również cnotę. Umiejętność gładkiego dobierania słów i pokornego włażenia w dupę lepszych od siebie. Ćwiczył to niemal całe życie. Teraz wznosił się na szczyty swych zdolności byle wyrwać siebie i towarzyszy ze szponów bestii. - …niezwłocznie wyruszamy, by odzyskać wszystko, co należy. - To był bełkot, bo żaden z nich nie wiedział czego oczekuje staruch, ale teraz traciło to na znaczeniu, bo nie czuli się już na siłach do polemiki z tym stetryczałym dziadem. - Gdybyś raczył jeszcze powiedzieć jak mamy korzystać z udzielonego przez Ciebie wsparcia, o dostojny, będziemy ci po stokroć wdzięczni. Mollervid zamrugał oczami, jakby dopiero teraz ujrzał zgromadzonych przy stole, wpatrujących się weń w napięciu. Zamrugał tak, jakby budził się z jakiegoś półsnu. Potrząsnął głową, jakby chciał strącić jakiś całun, po czym przyjrzał się uważniej wskazanym przez półorka kamieniom. - To źródło potężnej mocy, moi mili. Pozwoli wam sięgać do zaklęć tak łatwo, jakby były to proste formuły nie wymagające żadnej energii. Każdy z tych kamieni ma swą własną moc. Swój własny potencjał, że się tak wyrażę. Ale każdy ma inny. Weźcie sobie ile wam trzeba, resztę zwrócicie mi po powrocie. - Mollervid stracił już zainteresowanie kamieniami, rozglądał się za czymś. Szukał po kątach pomieszczenia w końcu pociesznymi, drobnymi kroczkami ruszył ku jednej z półek na której zaczął przesuwać księgi, flasze i jakieś bibeloty wzbijając tym tumany kurzu i strącając z nich wiele na ziemię. Powoli odsłaniał oręż. Miecz jakiś o skrzętnie zdobionej głowni. Owinięty w szmatę zwykłą. Staruch niezgrabnie wyszarpał oręż spośród zagracających go przedmiotów, po czym z wyraźnym wysiłkiem podniósł w górę. Przez chwilę oglądał go pod światło świec. Świec, które same zapłonęły gdy za oknem zrobiło się ciemno. W blasku chybotliwych płomyków wyraźnie widać było skrzętne zdobienia gardy, drobne listki i zawijasy którym miecznik tworzący ten oręż musiał poświęcić moc czasu. - To „Alcarrist”. Rębacz. On pozwoli wam powalić wrogów. Używajcie go mądrze, bo to ostrze znamienite i godne chwały. - Podał miecz siedzącemu najbliżej, po czym usiadł znów na krześle. - I idźcie już, czasu szkoda tracić, noc jeszcze młoda… Trzeba było przyznać, że arcymag, czy kim on tam by nie był, potrafił zachęcić swoich gości do zakończenia wizyty. Myśl, że Esallion Mollervid znów popadnie w jeden ze swych stanów zapomnienia sprawiła, że wstali od stołu jak jeden mąż kłaniając się mu głęboko, dziękując za dary i bez cienia żalu opuszczając jego domostwo. Świeże powietrze, które ich owionęło po wyjściu na nekropolię, zdało im się najsłodszym likworem. Dawało w końcu poczucie wolności… .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
21-04-2021, 15:58 | #109 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
21-04-2021, 16:42 | #110 |
Reputacja: 1 | Gdy Aleen usłyszał, że w tych kamykach są zawarte moce niczym czary pomyślał, że to jest zapewne tajemnica tego, że ogłupiały mag nie zatracił swoich mocy... no może nawet je utracił, ale dalej może nimi dysponować. *** Wzorem Kethrysa wyszedł z chaty na podwórze, gdzie rzekł do kompana - Zobaczmy jakie to sztuczki przygotował stary Organ. - i zaczął sięgać do wiadra pojedyńczo po kamyki*, aby badać je swoim wykryciem magii.
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. |