Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2021, 20:23   #254
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Wieczór; “Stara Adele”; Zbór; Versana, Starszy

Szli ramię w ramię i tak jak to zazwyczaj było. Wpierw mówił On w czasie gdy Versana milczała i słuchałą dokładnie jego słów. Następnie gdy zadawał pytanie i dawał przyzwolenie by głos zabierała i ona.

- Pirora? - zapytała retorycznie - Młoda, atrakcyjna i sprytna. - odparła krótko - Mimo szlacheckiego pochodzenia i zamiłowania do sztuki to bardzo podobna do mnie czy Łasicy. - dodała - Niepokoją mnie jednak jej nawyki jakie przywiozła tu ze swoich stron. - postanowiła mimo wszystko podzielić się wątpliwościami jakie miała zarówno ona jak i jej najbliższa kochanka - Mianowicie wtajemniczenie służby w sprawy naszej rodzinki. - minę miała kamienną - Osobiście nie podoba mi się taka otwartość przy ludziach z zewnątrz. - Ver streściła Szefowi jak sprawy się mają w Averlandzie. Starała się przytaczać słowa samej Pirory, która tłumaczyła jej zawiłości kontaktów i powiązań “rodziny” z ludźmi spoza ich kręgu.

- W prawdzie poddałam młodą hipnozie i ta zapewniała mnie o słuszności i szczerości jej poczynań to mimo wszystko ta zażyłość nie do końca mi odpowiada. - patrzyła w profil Starszego, którego wzrok zdawał się być skupiony na burcie przed nimi - A i przekazała naszej rodzinie podarki. Piękne. Zapierające dech w piersi. Z resztą oddałam im odpowiednią cześć baraszkując z Pirorą przed ich obliczem. - uśmiechnęła się zbereźnie - Następnie zaś pozwoliłam sobie bez informowania ciebie Mistrzu przetransportować je na pokład “Adele”. Uznałam to miejsce za odpowiedniejsze i bezpieczniejsze. - nieco spochmurniała wiedząc, że tak niesubordynacja może spotkać się z krzywym spojrzeniem przełożonego - Jest jeszcze jedno. - głos jej nieco zadrżał - Zdarzyło mi się wspomnieć o “nowej” w obecności reszty. W prawdzie nie zdradzałam żadnych personali więc równie dobrze mogłoby chodzić o Brenę. W każdym razie wolę się przyznać. Szczególną uwagę do tego faktu przykuł Vasilij, którego zapędy mam nadzieję, że skutecznie ostudziłam. - mówiła jak dziecko przyznające się rodzicom do złej oceny w szkole. Liczyła się z konsekwencjami. Nie chciała jednak ukrywać tego faktu przed Najwyższym ich Zboru.

- Oj dziecko, dziecko… - o ile pierwszą część wypowiedzi Versany gdy ta referowała mistrzowi swoją ocenę względem przybysza z południa mistrz przyjął spokojnie to gdy się odezwał z miejsca dało się wyczuć niezadowolenie.

- To nie było zbyt rozsądne. I tak, masz rację, to była niesubordynacja. - skinął głową potwierdzając uwagi idącej obok czarnulki. - Prosiłem przecież, że ani słowa o tej nowej. Powinnaś chyba być na tyle długo u nas by wiedzieć, że Karlik to raczej nie wymyślał sam z siebie tych poleceń względem nowej czy Vasilija przez ostatnię pare dni. A teraz przy pierwszej okazji paplasz o tym na okrągło. - w głosie wyraz dezaprobaty pogłębił się. Ale temat jeszcze się nie wyczerpał.

- Wybacz Mistrzu. Doszłam do wniosku, że skoro Cichego też mieliśmy trzymać z dala od naszych spraw a teraz jest tu z nami to i z nią postąpimy podobnie. - przyznała głosem zbitego dzieciaka zaś jej wzrok wbity był w podłogę. - Jednak tak jak mówiłam. Wspomniałam tylko o nowej i mimo nalegań kolegi nie pisnęłam nic więcej. - próbowała się wytłumaczyć jednak to i słowa jakie dobierał Szef były dla niej wystarczającą reprymendą, które bolały niemal tak jak uderzenie biczem.

- To niewiele umniejsza twojej winy. To nadal jest nieposłuszeństwo. Dostajesz wytyczne i je ignorujesz. Świadomie lub nie. Żadna z tych opcji nie stawia cię w dobrym świetle moje dziecko. - chociaż obyło się bez krzyku i przekleństw to nie było wątpliwości, że mistrz nie jest zadowolony z takiego zachowania podopiecznej i potraktował to jako poważne uchybienie.

- Na przyszłość postaraj się bardziej poważnie traktować moje słowa. Nie chciałbym aby taka sytuacja się powtórzyła. - zamaskowany lider zboru jednak chyba uznał temat za na tyle wyczerpany, że mógł go skończyć po udzieleniu tej reprymendy.

Ver pochyliła tylko raz jeszcze głowę przyjmując całą odpowiedzialność za swoją nie uwagę na barki.

- Z tym dziełami sztuki widziałem. Rzeczywiście piękne. Ale dlaczego bez uzgadniania z kimkolwiek rozpanoszyłaś się w tej sprawie? Jak to takie piękne rzeczy dlaczego nie trzymałaś tego u siebie albo w jakiejś swojej kryjówce. Masz kamienicę, sklep, magazyn i własną pomysłowość. Mało było możliwości? To co dotyczy sprawy “Adele” dotyczy nas wszystkich. Czyli również mnie. Jakby kolega czy koleżanka bez ostrzeżenia zostawił ci w sypialni jakiegoś smroda to jak byś się czuła? Już rozmawiałem z Kurtem na ten temat. Mam nadzieję, że dotarło. Takie rzeczy to jednak lepiej ustalić ze mną. Przecież to nie była żadna nie cierpiąca zwłoki sprawa. Dlaczego tak się pospieszyłaś? Już nawet lepiej było zostawić to w tej kryjówce jaką mamy przygotowaną dla Wilczycy. Nie wiadomo co by mogło wyleźć z takich obcych rzeczy. Ale jakby wylazło skaziło by cały statek. - Starszy zachowywał się tak jak pewnie parę dni temu obawiał się Kurt gdy się dowiedział co i jak z tymi dziełami sztuki. Chociaż mistrz mówił cicho to w głosie dało się wyczuć irytację i brak aprobaty dla takiego zachowania.

- To dobrze, że w chwilach kryzysu potrafisz zachować samodzielność podejmowania decyzji. To cecha liderów. Jednak bez żadnej kontroli grozi w popadnięciem w samowolę. Może to też po części moja wina, że nie wyraziłem się wystarczająco jasno w sprawie statku ale wydawało mi się to oczywiste. Stało się to się stało. Na przyszłość jednak proszę cię abyś konsultowała takie sprawy chociaż z Karlikiem. A jak potrzebne ci jakieś bezpieczne skrytki i kryjówki na różne rzeczy to radzę sobie zorganizować. Co by się stało jakbyśmy o tych arrasach i reszcie rozmawiali dzisiaj? Na spokojnie i jak cywilizowani ludzie na poziomie? Po co nawzajem sobie psuć nerwy takimi wpadkami? - Starszy widocznie zmierzał ku końcowi omawiania tej sprawy i udało mu się pomimo spokojnego głosu i słów przekazać swoje niezadowolenie na taką samowolkę jaką widocznie uznał za zbędne ryzyko. I samowolkę. Jednak też wskazał jak to sobie wyobraża postępowanie na przyszłość w podobnych przypadkach.

- Nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Słowo. - zapewniła wciąż uniżonym tonem - Jeżeli Starszy sobie, życzy to ja te dzieła z powrotem zabiorę ze sobą, Szczególnie przypadły mi do gustu wizerunki Architekta i Ptasiego Pana. - starała się pokracznie wybrnąć z tej niezbyt komfortowej sytuacji - Uznałam te wszystkie dzieła po prostu za coś bardzo cennego co powinno być blisko naszej rodziny. Utwierdziło mnie w tym zapewnienie zahipnotyzowanej Pirory, która mówiła o swoim oddaniu rozpuście i wierze w to co słuszne. - dodała - Nie ukrywam jednak, że takie dzieła byłyby pięknym zwieńczeniem wystroju siedziby mojej przyszłej komórki stanowiąc punkt centralny tamtejszego ołtarza

- Tym razem nic się w sumie nie stało. Te dzieła sztuki, rzeczywiście będą piękną ozdobą naszej siedziby. Mogą tu zostać. Już wydałem w ich względzie odpowiednie instrukcje. Ale nie o to chodzi. - powiedział Starszy nieco zirytowany ale chyba był skłonny przebaczyć córce to uchybienie.

- Zrozum dziecko, że mamy wielu wrogów. Niektórzy są bardzo pomysłowy. My nie mamy monopolu na pomysłowość i fortele. Nie wszystkie zbory żyją ze sobą w zgodzie. A i łowcy czarownic czy inni tacy potrafią być bardzo podstępni. Tego typu artefakty potrafią też być niebezpieczne same z siebie. A tu przybywa jakaś panna z nie do końca wiadomo skąd i przynosi nam za darmo te piękne prezenty. To jest na tyle rzadkie, że powinno wzbudzić naszą czujność i ostrożność. - odpowiedział wracając do mentorskiego tonu jak zwykle gdy udzielał jakiejś lekcji.

- Niemniej te dzieła sztuki wydają się w porządku. A same w sobie rzeczywiście są unikatowe. Myślę, że będą piękną ozdobą naszej siedziby. - odparł chyba się uśmiechając i głos też mu złagodniał jakby niechcący mimo wszystko dobrze wyszło.

- A poza tym mam wrażenie, że wszystko jest tak jak powinno być i zmierza w kierunku, który wyznacza mi sam Architekt. - dodała podziękowawszy, krótkim skinieniem głowy - Szlachciankom pokazałam zaproponowane mi przez Łasicę pustostany nadające się na nowo powstający teatr. - niejako wymieniała po kolei to co ostatnio załatwiała latając po mieście niczym poparzona - Dla Kamili szykuje specjalny prezent w postaci pięknego obrazu oraz kilku dopalaczy, które załatwić dla mnie zobowiązał się Cichy. - kontynuowała - Kolejna lekcja szermierki u boku Froyi za mną. - przybliżyła szczegóły ostatniego spotkania.

Wspomniała o trzech przegranych z rzędu i o tym jakie były ich stawki: Polowanie - którego organizacji się podjęła i na które prócz Froyi planuje zaprosić również Normę; całodniowa służba Breny na dworze van Hansenów - przypadała ona już niebawem, Ver jednak traktowała to jako dodatkowego kreta pośród murów rezydencji ów rodziny szlacheckiej; Spotkanie Froy i berserką - przyznała iż tego słowa już dotrzymała i że obie kobiety dyskutowały ze sobą - PO NORSKU! - co nieco wzbudziło jej niepokój ze względu na brak informacji na temat tego o czym wojowniczki rozmawiały.

- O. Panna van Hansen potrafi rozmawiać po norsku? Ciekawe, ciekawe… Zaskakujące. - przyznał Starszy jakby takiej znajomości językowej po szlachetnie urodzonej blondynce też się nie spodziewał. Szedł kilka kroków myśląc nad poruszonymi sprawami.

- Cóż, ciekawa osóbka z tej panny van Hansen. Ciekawsza niż na pierwszy rzut oka mogłaby się wydawać. - przyznał po chwili ale szybko przeszedł do dalszego omawiania sprawy.

- No ale cóż, dobrze, że tak udaje ci się podtrzymywać te szerokie znajomości, zwłaszcza na tak wysokich kręgach. Nawet choćby po to aby mieć oko na to co w trawie piszczy. A kto wie? Może nam się uda co na tym ugrać? - maska spojrzała na idącą obok kobietę i chyba jej właściciel uśmiechnął się wesoło.

- Z Breną na służbie van Hansenów nie wyszło tak źle. To tylko jeden dzień. Może się przydać, zwłaszcza, że jak widziałaś odpadnie nam Łasica. A tak sobie myślę właśnie… Może udałoby wam się z Łasicą zorganizować jakieś dla niej zastępstwo? Wiadomo, że wielcy państwo mają ostatnie słowo no ale można chociaż spróbować. W końcu Nadia mogłaby przysłać kogoś z usprawiedliwieniem dlaczego nie zjawia się do służby. No i może na tym się skończy. Ale kto wie? Może jakby to była odpowiednia dziewczyna to by została przyjęta do służby? Już z nią o tym rozmawiałem więc to już zostawiam wam do rozważenia tej propozycji. Obie na pewno lepiej znacie temat i realia tej sytuacji. - przywódca pokiwał głową podsuwając pewną możliwość ale jak to często miał w zwyczaju wykonanie i osąd pozostawiał swoim dzieciom które były na miejscu i miały bliższą perspektywę.

- Zaś co do tego polowania i to razem z panienką van Hansen i naszą Wilczycą no to bardzo dobry pomysł. Kiedy ma być to polowanie? I gdzie? - zapytał zaciekawiony kolejnym punktem programu jaki szykował się w najbliższym czasie.

- Przyznam się iż nie podejrzewałam, że zorganizowanie czegoś takiego wymaga tyle środków i czasu. - odparła dzieląc się swoim zdziwieniem - Pierwotnie planowałam to na Aubentag ale wiem, że raczej się nie wyrobię. - dodała idąc miarowym krokiem przed siebie - Poprosiłam o pomoc Cichego i Danę - tą traperkę, która znalazłą dla nas punkty kontaktowe. Jeżeli jednak oni nie dadzą rady mnie wspomóc mam namiary na myśliwych, którzy za kilka monet podejmą się tego. - nakreśliła szkic dając do zrozumienia, że wie co robi i trzyma rękę na pulsie - Mam jednak pewną zagwostkę. Ostatnimi dniami słyszę norski częściej aniżeli bym sobie tego życzyła i mówię tak tylko dlatego, że go po prostu nie rozumiem. - mówiła tak jakby chciała odnaleźć poszlakę albo i cel do którego ona prowadzi - Czy istnieje jakiś sposób aby to zmienić? Poza nauką rzecz jasna bo to długi i mozolny proces.

- Jeśli poza nauką obcego języka jest jakiś szybszy i pewniejszy sposób to ja go nie znam. A co do samego norskiego to może nie jesteś stąd to nie zwróciłaś na to uwagi ale norsmeński nie jest aż taką rzadkością u nas jak choćby bretoński, estalijski czy tileański. Wiele rodów, nie tylko tych szlachetnych, lubi sobie przypisywać pochodzenie z północy. Czasem jak widzisz nie tylko na samych rodzinnych tradycjach się kończy. Ale mimo to nie sądzę aby co drugi spotkany osobnik na ulicy sprawnie posługiwał się tym językiem. - wódz całej grupy pokręcił swoją maską na znak, że to trochę skomplikowana sprawa. Z jednej strony nie tak powszechny język aby co chwila go spotykać na ulicy z drugiej widocznie jednak zdarzały się osoby które do jakiegoś stopnia miały go opanowane.

- Natomiast z tym polowaniem tak, to może być pewna trudność jak się nie ma gotowej sfory i całego tabunu służby na zawołanie. - przyznał wracając do tematu łowów o jakich rozmawiali trochę wcześniej. - Spróbuj później porozmawiać z Kurtem. Może nawet z Silnym i z Łasicą. Może mają jakichś odpowiednich znajomych albo po prostu coś ci doradzą. Bo do Aubentag to rzeczywiście dość mało czasu jeśli zaczynasz od zera. Z drugiej strony miej na uwadze, że skoro mowa o van Hansenach to skalą pewnie raczej im nie zaimponujesz. Więc radziłbym ci postawić na jakieś atrakcyjne wyzwania podczas tych łowów. No i to pewnie by było na zewnątrz. Czyli jest jeszcze pogoda która może albo bardzo pomóc albo wszystko zepsuć. - poradził członkini zboru co by mogła zrobić w sprawie tych łowów jakie obiecała pannie van Hansen i to w tak krótkim czasie na przygotowania.

- Z tym, że się nie wyrobię do Aubentagu to już chyba się pogodziłam. - odparła machając dłonią - Nie zmienia to faktu iż zależy mi na tym aby polowanie samo w sobie wyróżniało się na tle wszystkich na których Froya była do tej pory. - zapewniała - Uczestnictwo Normy jest już nie lada smaczkiem. Dobrze by jeszcze było dorwać coś więcej niż kunę czy zająca. - to było raczej dość proste. Dla wprawionej w bojach arystokratki jakiś niewielki futrzak mógłby co najwyżej zaostrzyć apetyt na więcej bądź pozostawić uczucie nienasycenia.

- Jeżeli zaś chodzi o stricte organizację to porozmawiam z Karlikiem i Łasicą. - uśmiechnęła się - Zdaje mi się jednak iż ze względu na wielopłaszczyznową współpracę Dana nie poleciłaby mi pierwszego lepszego myśliwego.

- Tak, prawdopodobnie tak. - szef zgodził się z opinią na temat tropicielki jaka ostatnio coraz częściej przewijała się w rozmowach. - A z tym polowaniem no cóż, miej na uwadze, że jak ktoś pierwszy raz sięga po płótno i pędzel ma raczej niewielkie szanse stworzyć epokowe arcydzieło jakie zachwyci znawców tematu. Tylko miej to na uwadzę proszę. - powiedział tonem dobrej rady ale raczej chyba nie miał wiele więcej do powiedzenia w tym temacie.

- Rozumiem Ojcze. - odparła pokornie - Dlatego też pobieram odpowiednie nauki u odpowiednich ludzi zarówno z dziedziny walki w zwarciu jak i dystansie oraz sztuki wabienia ofiary. Dziękuję jednak za twą troskę i przezorność. - dodała uśmiechając się serdecznie i skinając delikatnie głową.

Przed nimi po raz kolejny stanęła burta. Odwrócili się więc stojąc w miejscu i ruszyli z powrotem ku przeciwległej ścianie. Wiekowe deski pod ich stopami skrzypiały. Ogarki zaś swoimi płomieniami licho oświetlały wnętrze ładowni starej “Adele”. Nauczyciel i uczennica. W sumie to cała klasa. Tyle, że póki co tylko jedno wylądowało na dywaniku.

- Prócz tego weszłam w posiadanie dwóch niewolnic. - nadmieniła ten dość istotny fakt - Jedna z nich potrafi grać na mandolinie i wydaje się być dość otwarta na różnego rodzaju psoty. - wymieniła zalety tej pierwszej - Druga zaś od dłuższego czasu była niewolnicą klanu do którego przynależy Norma i właśnie wraz z nimi tu przypłynęła. Przeżywając tą rzeź do której doszło na brzegu rzeki. - to była rzecz o której Starszy musiał wiedzieć, choć bardzo możliwe iż Karlik poinformował go o tym po rozmowie z wdową - Blanka, bo tak jej na imię, wspominała o celu jaki przywiał tu berserków. Mówiła o jakiejś potężnej wiedźmie, do której ziomki Normy już kiedyś wędrowali. - dodała milknąc i dając czas na zebranie myśli przez jej Mistrza.

- O. Masz u siebie niewolnicę tych Norsmenów z zatopionej łodzi? I one się we dwie znają z Normą? - jak przypuszczała Versana czarnowłosa niewolnica zdecydowanie bardziej przykuła uwagę mistrza niż uzdolniona muzycznie blondynka.

- Fascynujące, że po tylu perypetiach trafiła w twoje ręce. Widać wola Pana Ścieżek musiała tu zadziałać. - skłonił się w pokorze aby wyrazić uznanie dla patrona wszelkich zmian.

- A o tej wiedźmie co mówił ta Blanka? Przypłynęli tu spotkać się z nią? Czy co? Ona jest gdzieś tutaj? Spotkali się z nią w końcu czy nie? - zapytał zaciekawiony wieściami o Norsmenach i wiedźmie.

- Znają, znają. Chociaż stosunki między nimi są raczej “napięte” - Versana wykonała w powietrzu znany symbol uginając dwa palce obu dłoni - Mówiła, że przypłynęli się z nią spotkać i że, o ile mnie pamięć nie myli, nie był to ich pierwszy raz. Do spotkania jednak nie doszło. - przekazała Starszemu to czego udało się jej dowiedzieć od swojej pracownicy - Czy to możliwe, że nasza poszukiwana i ich wiedźma jest jedną osobą? - zapytała o to samo o co pytała Karlika

- No cóż. Przy tylu niewiadomych możemy tylko zgadywać. Ale kto wie? Jest to całkiem interesująca hipoteza. Tłumaczyłaby też rolę Wilczycy z północy jaką miałem w wizjach. Ale zapewne byłoby łatwiej jakby się wreszcie udało mi porozmawiać z nią bezpośrednio. - dłonie starszego rozłożyły się na boki by dać znać, że bierze pod uwagę taką ewentualność. Jednak mimo wszystko wiedzieli obecnie zbyt mało by być tego pewnym.

- Opowiedziałbyś mi coś więcej o tych wizjach? - wzmianka mocno ją zainteresowałą i chciała poznać więcej szczegółów związanych z tym majaczeniem - Tylko raz ci się ona Mistrzu ukazała? Kiedy i gdzie chciałbyś się z nią zobaczyć? - skłonna była ją o to zapytać. Nie chodziło tu o jakieś bajki “żmiji” jak ją Norma zdążyłą już nazwać a o spotkanie z samym wodzem.

- Im szybciej tym lepiej. Ale bez zabijania się skoro takie kruche relacje was łączą. Może być w tym lokalu jakie właściwie miał być dla niej. Może w Backertag albo Marktag. Jak ją będziesz widzieć z okazji tego polowania to spróbuj ją wysądować temat. Ale jednak lepiej uprzedź ją, że chodzi o spotkanie ze mną a nie jakieś zabawy z Łasicą czy coś takiego. Możesz jej powiedzieć, że jestem mędrcem, wieszczem, widzącym czy kimś takim mistycznym. Wyczuj ją co by było odpowiedniego. Nawet jakby chodziło o pracę dla mnie czy co. Mam nadzieję, że coś wymyślisz, grunt, żeby zgodziła się spotkać. - Starszy wydawał się na tyle poważnie traktować Wilczycę w swoich planach, że okazał się całkiem elastyczny w sprawie spotkania z nią. Miejsce właściwie było już przygotowane od jakiegoś czasu teraz więc zostawało zorganizować czas spotkania. I to już zostawiał w rękach swojej podopiecznej.

- A wizje moje dziecko jak się nauczyłem na swój sposób zawsze mówią prawdę i mają rację. Niestety nasze, śmiertelne umysły maluczkich zwykle mądrości bogów nie są w stanie pojąć tak od razu. Nierzadko dopiero po fakcie udaje się odgadnąć jaki był prawdziwy czy raczej właściwy przekaz wizji. A ja widziałem jako wilczycę z dwoma toporami leżącymi przed nią w śniegu. Z początku nie mogłem pojąć sensu tej wizji. Dopiero jak mi powiedzieliście o wojowniczce z północy z dwoma toporami zrozumiałem w czym rzecz. I moje dziecko jeszcze nie wiem jaką rolę ta Wilczyca odegra w naszych planach czy raczej planach naszych patronów ale jestem pewien, że rolę tą odegra. - przyznał z zapałem Starszy zdradzając nieco swoich tajemnic związanych z wizjami o jakich czasem mówił na zborze. Mówił o tym z wielkim szacunkiem i pokorą jakby uważał, że to śmiertelnicy są winni błędnych interpretacji wizji a nie ci co je im zsyłają.

- Myślę, że przyrównanie cię do kogoś pomiędzy ich Jarlem a Szamanem bądź ów właśnie Wiedźmą czy Wyrocznią będzie najodpowiedniejsze. - widziała, że Starszy nie odbierze tego w żaden sposób negatywnie - Jeżeli zaś chodzi o wizje. Poznałam ich smak za sprawą tego magicznego płynu, który w całej swej mądrości byłeś w stanie mi przekazać. Czy istnieje jednak możliwość nabycia takiej zdolności bez… hmmm… - zadumała - ...wspomagaczy?

- Nie słyszałem o takim przypadku. Po prostu niektórzy się z tym rodzą, czasem jak ktoś ma kontakt z jakąś boską potęgą, wówczas mówimy o objawieniach ale raczej jak ktoś nie ma takiego daru lub przekleństwa to zostaje mu liczyć na różne środki pomocnicze. - maska pokręciła się na boki dając znać, że raczej to nie jest powszechna zdolność i mało kto nią dysponuje.

- Pozostaje więc modlitwa i oddawanie czci. - mówiła niejako do siebie - Ołtarz byłby czymś wspaniałym. Wstrzymać się z tym do odnalezienia odpowiednich miejsc dla naszych zborów i mojej komórki?

- Niebezpieczne jest mieć nawet broszkę czy jakiś detal z naszymi emblematami. A co dopiero ołtarz. Więc odradzam. Głupio by było wpaść przez takie detal. A jak ktoś z nas wpadnie to może wydać wszystko co wie. - pokręcił głową na znak, że uważa to za zbyt niebezpieczną ekstrawagancję jaka może sprowadzić nieszczęście nie tylko na pechowca ale także na cały zbór.

Sugestia Starszego była oczywista. Ołtarz jednak wprowadzałby ich na zupełnie inny poziom oddawania czci Czterem. Zdanie Szefa było jednak ostatecznie Ver więc nie zamierzała z nim o tym póki co więcej dyskutować.

- Oddawać więc będę cześć w najlepiej znany mi sposób. - stwierdziła uśmiechając się słodko i wiedząc, że zamaskowany mężczyzna obok domyśli się co czarnowłosa wdowa sugeruje - Mistrzu nie dają mi spokoju te kazamaty. - to do czego chciała nawiązać niejako łączyło się z wielbieniem Bóstw - szczególnie jednego spośród nich - Pomysł podtrucia wina dostarczanego klawiszom i osadzonym okazał się póki co niezbyt trafiony a co gdyby je tak poddać działaniu spaczenia? - zapytała - Efekt długofalowy cieszący zapewne Ptasiego Pana a i podejrzewam, że nasza osadzona mogłaby w ten sposób nabyć nieco sił. - spojrzała znów pytająco na przełożonego.

- Nie sądzę by to działało tak jak to sobie wyobrażasz. Poza tym czym by nie zatruć tego wina efekt byłby trudny do przewidzenia. Na razie sobie odpuśćmy takie pomysły. Zobaczymy czego Łasicy i reszcie uda się dowiedziec o tych kazamatach. - mistrz pokręcił głową na znak, że to kolejna sprawa w której jest zbyt wiele ciemnych plam aby coś planować. Najpierw trzeba było zdobyć informacje co się dzieje w tych ciemnych plamach o jakich nic w tej chwili nie wiedzieli.

- Dobrze. - mówiła potulnie niczym ukochana córeczka tatusia - Wrócimy więc do tematu gdy przyjdzie na to pora. - uśmiechnęła się delikatnie nie potrafiać czuć nawet najmniejszego żalu względem opiekuńczego Mędrca.
 
Pieczar jest offline